Dodany: 05.01.2015 22:21|Autor: Marylek

Czytatnik: N

1 osoba poleca ten tekst.

2015 - przeczytane


GRUDZIEŃ

Przystanek Marzenie (Baran Józef)
Wyrabia mi się dystans do autora. Nie sposób stawiać autorowi dziennika zarzutu, że koncentruje się na sobie. Ale różnie to można robić. Bardzo mnie drażni, gdy Baran zaczyna opisywać, jak to ktoś znany i sławny napisał do niego list, albo z nim rozmawiał, albo przeprowadzał wywiad, potem wstawia ten wywiad, anegdotę czy list - mam cały czas uczucie, że się kryguje. Bardzo mi odpowiada, jak pisze coś od siebie, swoje własne refleksje na bazie tego co widzi, czy przeżywa. Czy jednak musi się bez przerwy z kimś porównywać? Czy musi wstawiać teksty o sobie cudzego autorstwa? Po co? Drażni mnie to. Jakieś wysilone mi się wydaje.

Niektóre refleksje patetyczne; niektóre wręcz banalne.

"- Hetta! Wicho! - wołał wniebogłosy ojciec, podtrzymując widłami snopki i biegnąc za wozem, bo obawiał się, że fura zawadzi snopkami o ociosy stodolne. Ale po wozie i koniu, i gospodarzu też nie ma śladu, bo wszyscy obrócili się w proch i w nicość, podobnie jak w perzynę obrócił się cały świat kultury chłopskiej i chłopski etos pracy.
Na moich oczach odjechał w niebyt gospodarz i jego koń i wóz, i nie pasa się na pobliskich łąkach krasule i ryczule, a skrzydła dachu stodoły pochylone ku ziemi przypominają stary aeroplan, który wzniósł się na chwilę w powietrze, a potem runął i zarył w ziemię." (129)
Tę samą refleksję wyrażoną w wierszu - przyjmuję. W prozie wydaje mi się wysilona i drażni.
Koncert dla nosorożca: Dziennik poety z przełomu wieków (Baran Józef) bardziej mi się podobał.
Trzeciej części dziennika Barana już nie chcę.


Zima świata (Follett Ken)
Trochę przerażająco mi się to czyta obecnie. Zaczyna się w Niemczech w 1933 roku...

Naprawdę epicki obraz: Europa i Ameryka w przeddzień, w czasie i po II wojnie światowej.
Dzięki skupieniu uwagi na kilku rodzinach książka staje się soczysta i żywa. Nawet ja, która nie lubię batalistycznych opisów i nadmiaru polityki, czytałam z dużym zainteresowaniem. Można czytać oddzielnie, choć książka jest kontynuacją Upadek gigantów (Follett Ken).


Żyj wystarczająco dobrze (antologia; Jucewicz Agnieszka, Sroczyński Grzegorz, Arska-Karyłowska Barbara i inni)
Rozmowy z polskimi psychoterapeutami.

Byłam początkowo nieco nieufna, co do głębi tej książki. Jak wiele można pokazać i przekazać w krótkiej rozmowie? Bałam się, że to mogą być jakieś banały, klisze. Jednak można! Jest to wartościowa pozycja, która może zachęcić czytelnika do dalszych poszukiwań, a już na pewno może pomóc w zrozumieniu samego siebie i otaczających nas osób. I spektrum tematów szerokie: dzieciństwo, dojrzałość, strata; pracoholizm, zazdrość, depresja; miłość, alkoholizm, narcyzm. Multum emocji i to, co z nich wynika, do wszystkiego podejście racjonalne.


Gra cieni (Link Charlotte)
Grupa przyjaciół ze szkoły spotyka się po latach na zaproszenie jednego z nich. Emocje buzują. Pada trup. Książka skonstruowana jest według tradycyjnych reguł kryminału: zamknięta przestrzeń, ograniczona ilość osób, morderca jest wśród nas. Jest też inspektor prowadzący śledztwo, a nawet dwóch inspektorów, bardzo różnych.

Mocną stroną powieści są postacie bohaterów. Poznajemy ich praktycznie od kołyski. I jak zwykle u pani Link, psychologia postaci odgrywa dominująca rolę. Zakończenie jest niby otwarte, ale tak naprawdę autorka wyraźnie wskazuje dalszą drogę bohaterów. Trochę to zbyt miękkie, jak na mój gust, ale Link to nie Axelsson i nie chodzi o wywołanie traumy u czytelnika, a wręcz przeciwnie, o uspokojenie go i pokazanie, że z każdej sytuacji można wyjść. Przy odrobinie własnego zaangażowania. Idealna książka odpoczynkowa.


Powrót nauczyciela tańca (Mankell Henning)

O nazizmie w Szwecji podczas drugiej wojny światowej i obecnie.
I o tym, jak można zareagować na nieoczekiwaną wieść o poważnej chorobie.

Poza tym, oczywiście, wątek kryminalny, jak to u Mankella - ascetycznie przedstawiony, oszczędne dialogi, zero epatowania niepotrzebnym okrucieństwem i krwawymi opisami, a jednak nie można się oderwać.



LISTOPAD

Statek śmierci (Sigurðardóttir Yrsa)
Najnowsza część przygód Thory.

Nie domyśliłam się rozwiązania zagadki, mało tego, zaczęłam podejrzewać, że autorka wymyśliła ingerencję sił nadnaturalnych, a to by bardzo obniżyło wartość książki w moich oczach. A jednak nie!

I jeszcze coś: żadnych podróży morskich, nigdy w życiu! Brrrr!


Miłość szczęśliwa i inne wiersze (Szymborska Wisława)
Wiersze. Piękne jak zawsze.


Nim nadejdzie mróz (Mankell Henning)
Wallander prowadzi śledztwo, a jego córka Linda czeka na oficjalne rozpoczęcie pracy w policji, a w międzyczasie pomaga (a trochę i przeszkadza) ojcu.

Jak zwykle u Mankella, atmosfera ciężka. Obłęd religijny, fanatyzm będący podstawą ohydnych zbrodni (nie tylko na ludziach) przedstawiony jest tak, że skóra się jeży na karku.


Kolaże / Collages (Szymborska Wisława)
Kupiłam sobie na katowickich Targach Książki tę perełeczkę: coś w rodzaju albumu kolaży Wisławy Szymborskiej, z kilkoma artykułami na ich temat zamiast wstępu.


Tylko ja sama (Ligocka Roma)
Zbeletryzowana opowieść o sobie - fragment autobiografii, koncentrujący się na poszukiwaniu prawdy o obozowych losach nieżyjącego już ojca autorki, przeplatany sprawami bieżącymi: pisaniem, promocją książki, miłością.


Letnie drzewo (Kay Guy Gavriel)
Wędrujący ogień (Kay Guy Gavriel)
Najmroczniejsza droga (Kay Guy Gavriel)
Cykl fantasy. Katalog rozbija dzieło na trzy tomy, ja mam całość w jednym, przez co trudniej się czyta, bo ponad 1300 stron w twardej oprawie, to nie jest lektura do zabrania do torebki.

Czego tu nie ma! Chyba wszystkie archetypowe, charakterystyczne dla fantasy wątki: i różnorodne światy (w tym nasz współczesny), i podróże pomiędzy nimi, i różne rasy bohaterów, ba, nawet postacie z różnych mitologii spotykają się w pierwotnym świecie Fionawaru. A poza tym, oczywiście, magia, walka z absolutnym złem, miłość, nienawiść, dzielność, brawura, roztropność, tchórzostwo i zdrada. Żądza władzy, robienia komuś krzywdy i wynagradzania doświadczanych okropności. Dobro i piękno, zło i brzydota, światło i ciemność. I jednorożec.

Trudno jest wymyślić coś nowego w fantasy. Nie można odmówić Kayowi rozmachu, ale ja wciąż, czytając, doszukuję się wątków występujących gdzie indziej. Wszędzie właściwie, od Tolkiena począwszy.

Solidnie zmęczył mnie ostatni tom. Nie lubię opisów bitew, a uniknąć się, oczywiście,nie dało wielkiej bitwy decydującej o losach świata. Której wynik był z góry wiadomy. Coraz bardziej odczuwałam wtórność wątków. A wplecenie legendy króla Artura z przyległościami denerwowało mnie chyba najbardziej.

"Fionavarski gobelin" to pewnie już dziś klasyka gatunku. Bardzo klasyczna klasyka. Poznałam i wystarczy.


Dżok: Legenda o psiej wierności (Gawryluk Barbara)
Smutna opowieść o psie, który kilkakroć tracił dom. Cóż z tego, że ma swój pomnik? Pomniki są dla żywych. A Dżok pewnie umierał w samotności i opuszczeniu jako chudy, bezdomny, tęskniący za ciepłem przytulenia czy pogłaskania pies.

Wartością książeczki jest przedstawienie psa jako istoty czującej i myślącej.


Co widać i czego nie widać (Bastiat Frédéric)
Esej na tematy ekonomiczne z połowy XIX wieku. Zdumiewająco wiele trafnych, a nawet aktualnych uwag!


Heretyk z familoka: Biografia Janoscha (Bajorek Angela)
Jak w tytule i postać barwna i ciekawa, warta biografii. Choć bohater niechętnie się odsłania. Dla Ślązaka dodatkową ciekawostką są wspomnienia Janoscha z dzieciństwa.

Dobrze się czyta i szybko, ale nie jest to lektura porywająca.



PAŹDZIERNIK

Im szybciej idę, tym jestem mniejsza (Annesdatter Skomsvold Kjersti)
Znów coś, co miało mnie poruszyć, a nie poruszyło zupełnie.

Starsza pani, od dzieciństwa patologicznie nieśmiała i samotna, podejmuje pod koniec życia dramatyczne (we własnym odczuciu), próby zwrócenia na siebie uwagi. Ma bowiem wrażenie, że nikt jej nie zauważa. Książeczka krótka, smutna, nieco łopatologiczna i chyba do szybkiego zapomnienia. Z Włoskie buty (Mankell Henning) wiało samotnością i strachem przed starością na kilometr; tutaj jest pustka i przekombinowanie.


Kiksy klawiatury: Eseje i nie tylko (Pratchett Terry)
Zbiór różnych luźnych tekstów Pratchetta, publikowanych tu, ówdzie i wszędzie, a zebranych po jego śmierci, aby "ocalić od zapomnienia".

Jaki to był mądry człowiek! Mądry, oczytany, dowcipny, z dystansem do świata i siebie.

Najbardziej poruszające są dla mnie teksty na temat wspomaganej śmierci, pisane już po zdiagnozowaniu u Pratchetta choroby Alzheimera.


Martha Argerich: Dziecko i czary (Bellamy Olivier)
Biografia genialnej pianistki. Bardzo dobra. Czekała na mnie pięć lat, od ostatniego Konkursu Szopenowskiego, doczekała się teraz, bo Martha Argerich znów jest w Warszawie, jako juror konkursu bieżącego.


Między pierwszą a kwietniem (Siesicka Krystyna)
Książka pobieżna i za szybka. Te 114 stron to raczej szkic powieści, niż sama powieść. Problemów jest tutaj tyle, że Axelsson zrobiłaby z tego pięciuset stronicową, bolesną rozprawę. Siesicka natomiast prześlizguje się po tematach z gracją piętnastolatki, ledwo je zarysowując; bo to jest książka dla dorosłych napisana w stylu młodzieżowym. Dla mnie to duży zarzut. Napisane jest to sprawnie, większość problemów autorka "załatwia" dialogiem bądź wewnętrznym monologiem głównej bohaterki, prowadzonym również w formie dialogu, ale retrospektywnego.

Książka na jeden wieczór, powierzchowna, niepogłębiona. Postacie - cóż, niezbyt prawdopodobne. Główna bohaterka, kobieta w okresie menopauzy, wciąż pozostaje mentalnie niedojrzałym podlotkiem, próbującym przez całe życie tego samego sposobu rozwiązywania swoich problemów: Ucieczki od nich. Jej córka - jeszcze bardziej nieprawdopodobna psychologicznie - młoda kobieta uzależniona od męża i własnych zahamowań, jednocześnie dająca sobie radę z pracą wymagającą samodzielnych decyzji i odpowiedzialności za drugich: jest nauczycielką w szkole. Mąż córki - postać z sufitu, a o Szymonie i jego córce w ogóle nie warto wspominać, nie są nawet solidnie naszkicowani. Biegiem, biegiem, biegiem przez akcję! I upchnijmy jak najwięcej emocji, i okraśmy tu i ówdzie jakimś bon motem..

Szkoda, że Siesicka zmarnowała taki dobry temat. Szkoda, że potraktowała książkę dla dorosłych tak powierzchownie, jakby bała się, że czytelnikom nie starczy chęci ni cierpliwości, żeby wgłębić się w temat. Rozczarowanie.

Ostatnio często się rozczarowuję. Albo trafiam na coś w stylu Moja walka: Księga pierwsza (Knausgård Karl Ove), gdzie rozbija się na atomy - wiadomo co, albo na taką Siesicką, która w stu stronach chce zamknąć dziesięć tragedii życiowych i jeszcze morał.


Świat bez końca (Follett Ken)
Kontynuacja Filary ziemi (Follett Ken). Potężna, dziewięciuset stronicowa saga z XIV wieku. Akcja rozgrywa się w tym samym miejscy, co w "Filarach", czasem wspomniani są tamci bohaterowie. Schemat podobny: Merthin, podobnie jak Jack wyrusza w podróż na południe, z której wraca bogatszy nie tylko o wiedzę.

Śmieszą mnie nalatywania na historyczne powieści Folleta. Czytadła? Tak, czytadła. I co z tego? Jeśli ktoś lubi czytadła historyczne, to jest to miód na jego duszę! Te książki są takie, jakie być powinny: wciągające w akcję, pozwalające zapomnieć o otaczającej rzeczywistości. Jak ktoś pragnie dokładnych faktów historycznych - polecam książki naukowe i popularnonaukowe, a nie powieści. Ten sam zarzut stawia się wielu pisarzom historycznym. Pomyłka. Chciałam, żeby wreszcie fabułą mnie wciągnęła - dostałam dokładnie to, czego chciałam. Jestem zadowolona.

Bardzo lubię Folleta. Nie pisze dla oszołomienia odkrywczością tematu, ani dla pokazania na jakie nowatorskie eksperymenty językowe go stać, ani żeby przypodobać się krytykom i zyskać miano ambitnego. Pisze książki do czytania. I chwała mu za to!

Pół stronicowy, opuszczony przeze mnie fragment dotyczący zabawiania się młodych giermków kotem na podwórzu zamkowym - niepotrzebny. Wiem, że ludzie zawsze byli okrutni w stosunku do zwierząt, ale nie chcę o tym czytać, szczególnie, gdy czytam dla rozrywki!


Pingpongista (Hen Józef (właśc. Cukier Józef Henryk))
W Cheremcu 60 lat po wojnie będzie odsłaniany jakiś pomnik, obelisk bodajże. Mike, sędzia ze Stanów, niegdysiejszy Cheremczanin, specjalnie przyjeżdża do miasteczka na tę uroczystość. W tym samym czasie przyjeżdża też Gustaw, z innych zupełnie powodów: odziedziczył w Cheremcu dom po rodzicach żony. Problem w tym, że żona była sierotą; do samej śmierci nie napomknęła ni słowem o swoich rodzicach ani miejscu pochodzenia. Dlaczego?

Powoli z mroków przeszłości zaczyna wyłaniać się prawda. Czytelnik dość szybko orientuje się, że Cheremiec, to przecież Jedwabne! I odtąd czyta się już inaczej - poszukując odnośników do znanych faktów.

To opowieść o nas samych: niektórzy dumni są z dokonań przeszłości, inni nie mogą spać z powodu natłoku myśli i wyrzutów sumienia, jeszcze inni wypierają uczucia, uciekając w obłęd. A w międzyczasie zdążyły dorosnąć nowe pokolenia, których niewiele obchodzą historyczne zaszłości, a które z upodobaniem popełniają te same błędy, co niegdyś ich dziadkowie. Choć są i tacy, co się odcinają.

Hen-moralista nie osądza nikogo. Relacjonuje, pokazuje. Pokazuje, jak życie bierze górę nad śmiercią, jak na gruzach starych, powstają nowe budowle. Tylko miłość i nienawiść - dwie strony tego samego medalu - zdają się być zawsze jednakowo silne. I człowiek wciąż ma między nimi wybór.


Uległość (Houellebecq Michel)
Bardzo polityczna, bardzo aktualna, bardzo rozreklamowana. Trochę przereklamowana. Wstawek politycznych jest dużo i znużyły mnie one solidnie. Bohater-narrator - smutno odstręczający: koniunkturalista, leniwy i bierny, bez szacunku dla koleżanek, a dla kolegów też. Przekonany o własnej wyjątkowości, odcinający kupony od niegdysiejszych dokonań (doktorat sprzed lat dwudziestu). Bez uczuć. Wizja islamizacji Francji za mało wstrząsająca dla mnie, może dlatego, że dokładnie wiedziałam, o czym będzie mowa i jak to się potoczy; tak to jest, gdy czyta się książki modne i na fali.

W sumie: jednak rozczarowanie, choć czyta się szybko i lekko.


Requiem dla króla zbrodni (Jacquemard Serge)
Kryminał z lat 70-tych ubiegłego wieku. Niezły. Ale wolę współczesne, z rozbudowanym tłem psychologiczno-obyczajwo-historyczno-społecznym. Sama szybka akcja już mnie nie zadowala.



WRZESIEŃ

Koronkowa robota (Lemaitre Pierre)
Psychopatyczny seryjny morderca odtwarza dokładnie sceny z głośnych powieści kryminalnych. Pomysł równie zaskakujący, co obrzydliwy, szczególnie, że detale zbrodni podane są bardzo szczegółowo. W miarę rozwoju akcji sytuacja się komplikuje, bo autor jest ambitny i oczytany. Mamy tu nawiązania nie tylko do głośnych kryminałów, ale i do znanych szeroko dzieł literackich. Na koniec jest chwyt godny Somozy czy Gaardera - książka w książce, przez moment czytelnik jest solidnie zaskoczony.

Była tu niedawno dyskusja, czy różne opisywane w książkach wydarzenia mogą stanowić wzorzec, a nawet instrukcję działania. "Koronkowa robota" Nieźle się w tę dyskusję wpisuje.

Jak dla mnie, zbyt dużo brutalności, zbyt dużo okrucieństwa, krwi, szczegółowych opisów. I źle się kończy. Kryminał to ma być dla mnie rozrywka po czymś cięższym, a nie dodatkowa trauma. I chyba mam już dość psychopatycznych morderców. Po kolejne tomy nie sięgnę.


Szóste, najmłodsze i inne opowiadania (Hen Józef (właśc. Cukier Józef Henryk)) - Wybór opowiadań z lat 1948-2011.

Niesamowity jest Hen w tych opowiadaniach. Warsztatowo - stylistycznie, leksykalnie - świetny, bardzo dopracowany. A emocjonalnie - genialny. Jak buduje napięcie, jak wystarcza mu kilka słów, kilka zdań, żeby przytrzymać czytelnika z zapartym tchem! Nie musi dopowiadać szczegółów, nie jest łopatologiczny. To świetny obserwator życia, ludzi, widać jak wplata swoje doświadczenia w treść opowiadań. Może dlatego robią tak duże wrażenie?

I wszędzie widać człowieka: to są sprawy pojedynczej istoty ludzkiej (aż chce mi się napisać "dramaty"), lecz jednocześnie uogólnione. Wychodząc zawsze od szczegółu, Hen tym szczegółem pokazuje pełny obraz problemu: konfliktu, walki, miłości, bezradności w obliczu losu. Synteza.

Nie lubię opowiadań. Wolę formy dłuższe, gdzie mogę zaprzyjaźnić się z bohaterem, wejść w jego życie. Czytałam panią Munro - zero emocji, z trudem przebrnęłam przez jeden tom. Nuda. Po co mi beletrystyka, nie wywołująca oddźwięku? A od opowiadań Hena nie mogę się oderwać, choć robię przerwy na różne poboczne przemyślenia. Jest naprawdę mistrzem krótkiej formy.


Ostatni świadkowie: Utwory solowe na głos dziecięcy (Aleksijewicz Swietłana)
Nie przebrnęłam.

Sto wypowiedzi osób, które były dziećmi w chwili wybuchu wojny w ZSRR (czerwic 1941); wiek od 4 do 12-14 lat. Wiek jest ważny, bo różne rzeczy się pamięta i różnie ocenia sytuacje w zależności od wieku. Tragedia dziecka, które nie mając wpływu na wydarzenia staje się ich bierną ofiarą. Znamy jeszcze obecny zawód tych ludzi.

Porzuciłam książkę po jakichś 50 stronach. Nie przemówiła do mnie konwencja. Jest to o tyle dziwne, że Czarnobylska modlitwa: Kronika przyszłości (Aleksijewicz Swietłana), napisany w identycznej konwencji, czyli relacje świadków zdarzenia bez komentarza odautorskiego, bez patosu i moralizatorstwa, zrobił na mnie wrażenie wstrząsające i wbił w fotel. Tym razem wiedziałam, czego się spodziewać, a jednak (może właśnie dlatego), po kilkunastu wypowiedziach poczułam przesyt. Może tematyką, bo od dawna już unikam książek wojennych; może formą właśnie? A może powtarzalnością, bo co jeszcze można nowego powiedzieć na ten temat? W każdym razie - rozczarowanie.


Nieproszony gość (Link Charlotte)
Trochę mnie już nuży schemat: kobieta z przeszłością i czyhający na nią mężczyzna. Jednak nie umiem się oprzeć, jak mi pani Link wpadnie w łapki.

Jak zwykle zbrodnia w psychologicznym sosie: trauma z dzieciństwa rzutująca na dorosłe życie, nieodwzajemnione uczucie, spora liczba kobiet (i nie tylko) z problemami. Pod koniec, gdy już na pewno wiemy, kto jest mordercą, autorka jednak nas (czytelników) zaskakuje. Choć po kilku jej książkach oczekiwałam jakiegoś zaskoczenia.

W "Nieproszonym gościu" trochę zawalił tłumacz: zdarzają się powtórzenia i niezręczności. Ale i tak wessało mnie błyskawicznie. Rozrywka na jeden dzień.


Młodszy księgowy: O książkach, czytaniu i pisaniu (Dehnel Jacek)
Zbiór felietonów, publikowanych przez Dehnela w różnych czasopismach i na różnych portalach. Uporządkowany tematycznie.

Mam za sobą kilka zbiorów felietonów; są one dla mnie z reguły w większej liczbie nużące. Jeden felieton raz na tydzień, to wystarczająca liczba. Dwa z rzędu - mogą być zabawne. Więcej z reguły nie trawię. Tymczasem Dehnel się broni: jego teksty są inteligentne, często erudycyjne; są zabawne, zdarza mi się śmiać w głos; niosą przeróżne skojarzenia, przez co mam wrażenie, że nie grzęznę w jednym bajorku. Zresztą tematy okołoksiążkowe, to tematy-oceany, a nie bajorka. Jest to lektura przyjemna i lekka, jednocześnie nie jest ogłupiająca. Z drugiej strony, nie jest też zaskakująco odkrywcza, raczej do szybkiego zapomnienia. Poszukiwacz wymagającej intelektualnie lektury może się poczuć rozczarowany.

Napisałam kiedyś, że Dehnel to detalista. "Młodszy księgowy" potwierdza to: koncentracja na szczególe rzuca się w oczy w każdym felietoniku. To pozycja dla smakoszy: nie suty obiad, ale multum przystawek, każda inaczej przyprawiona, a wszystkie mające wspólne pochodzenie.


Zabójstwo Rogera Ackroyda (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))
Trochę jednak trąci myszką Agatha. Albo już tak przyzwyczaiłam się do solidnej analizy psychologicznej bohaterów kryminałów.

Zakończenie, to osławione zakończenie, cóż - nie podobało mi się. Zaskoczyło mnie, oczywiście. Doceniam też perfekcję warsztatową - wykonać taką woltę, to jest duża sztuka. Natomiast czuję się oszukana jako czytelnik. Sięgam po klasykę kryminału, tymczasem otrzymuję coś, co jest tej klasyki zaburzeniem. Nie podoba mi się to. I nie czułam napięcia.


Księga o ludziach i zwierzętach (Munthe Axel)
Zbiór opowieści, bo to raczej nie opowiadania, a relacje ze zdarzeń poruszających autora, bądź z podróży .

Wspólnym mianownikiem jest wrażliwość. Wrażliwość na drugiego człowieka, szczególnie na biedę, cierpienie, na los pokrzywdzonych: ubogich, chorych, zwierząt, wyjętych spod prawa. Opowieści pisane są staroświeckim, ozdobnym językiem, kojarzą się z wiekiem XIX nie tylko stylem, ale i obrazami życia biedoty miejskiej. Tak się już dziś nie pisze. Autor był lekarzem (kolejny piszący lekarz!), wpływ warunków życia na zdrowie był dla niego oczywisty, widać wpływ doświadczeń zawodowych na to, o czym pisze: nic wydumanego, sama rzeczywistość, często brutalna. I tylko jego sposób postrzegania świata rozjaśnia czasem beznadzieję istnienia świadomością, że istnieją ludzie, których ta beznadzieja boli. Czytelnika też czasem boli. I zasmuca. Bo Axel Munthe pisze głównie o naturze ludzkiej, a ta się, niestety, nie zmienia wraz ze zmianą dekoracji.

"Powiadają, że miłość do ludzi jest największą z cnót. Wielbię tę cnotę i nie wątpię, że jest ona cechą ludzi szlachetnych. Jednakże moja dusza jest mała, myśli przyziemne i zmuszony jestem wyznać, że im dłużej żyję, tym dalej odchodzę od tego wzniosłego ideału. Skłamałbym, gdybym twierdził, że kocham ludzkość.

Natomiast kocham zwierzęta, gnębione, wzgardzone zwierzęta, i nie dbam o to, czy ludzie wyśmiewają się ze mnie, kiedy mówię, że zgodzę się lepiej ze zwierzętami, niż z większością ludzi."
/Fragment opowieści pt. "Zoologia"/


Zbyt piękna dziewczyna (Seghers Jan (właśc. Altenburg Matthias))
Dobrze się to czyta i "wallanderowski" typ komisarza bardzo mi odpowiada. Nie podoba mi się natomiast, że nie wszystkie wątki są podokańczane; nie dowiadujemy się nawet, czy resocjalizacja tytułowej bohaterki naprawdę się udała, o wątkach drobniejszych, takich jak niesolidny, zmęczony ochroniarz nawet nie wspomnę. Mimo to, jeśli będę mieć okazję przeczytać inne książki z tej serii - chętnie to zrobię. Właśnie przez postać komisarza Roberta Marthalera.


Kochałem ją (Gavalda Anna)
Krótka opowieść o dwóch rodzajach reakcji na "zakazaną miłość": odrzuceniu i akceptacji. I próba pokazania ceny, jaką płaci się za każdy z tych wyborów. Bez długaśnych opisów, większość problemów ukazana jest poprzez dialogi pomiędzy teściem, który kiedyś zdecydował się pozostać z żoną, mimo, że pokochał kogoś innego, a synową, świeżo porzuconą przez męża dla innej kobiety. Bez próby oceny reakcji bohaterów. Nieco ascetyczna, dobra psychologicznie, bez roztkliwiania się, ze sporą dozą dystansu do bohaterów.


Polski hydraulik i inne opowieści ze Szwecji (Zaremba Bielawski Maciej (Zaremba Maciej))
Wróciłam do tych reportaży po pół roku przerwy.

Technicznie rzecz biorąc, to jest bardzo dobre. Bielawski pisze świetnie, jest dociekliwym reporterem. Przeprowadza drobiazgowe śledztwa, poszukuje motywacji i uzasadnień. Tropi patologie. Może dlatego odłożyłam książkę na tak długi czas, bo 460 stron patologii w jednej dawce było dla mnie zbyt wielkim obciążeniem? Zmęczyła mnie ta książka. Tym razem skończę; jednak zamiast ciekawości odczuwam przykrość i niedowierzanie. Bardziej jednak to pierwsze. Miałam w sobie jednak jaśniejszy obraz Szwecji.



SIERPIEŃ

Tuwim: Wylękniony bluźnierca (Urbanek Mariusz)
Bardzo dobra biografia. Pisana przystępnym językiem, pełna szczegółów. Wyważona, przybliżająca postać Księcia Poetów.

Rezygnuję z czytania Twarz Tuwima (Matywiecki Piotr) - obszerne, nieco specjalistyczne dzieło, ponad 700 stron, szczegółowa analiza twórczości, cytaty z utworów Tuwima, cytaty z rozmów, wspomnienia. Nie jestem aż taką fanką, choć Tuwima bardzo lubię i cenię, ale Urbanek mi wystarczy. Tyle książek czeka w kolejce!


Pogromca lwów (Läckberg Camilla (właśc. Läckberg Jean Edith))
Ale powikłana fabuła! Jednak oceniam wysoko, bo moje domysły się nie sprawdziły, a to lubię w kryminale. Stali bohaterowie są tacy, jak zawsze; w wątku kryminalnym: zbrodnia z przeszłości - też jak zawsze - odciska swoje piętno na teraźniejszości. Psychopatów jest tu więcej niż jeden; giną bez śladu młodziutkie nastolatki, a w grę wchodzi jeszcze miłość rodzicielska, która przesłania wszystko.


Ostatni ślad (Link Charlotte)
Tu też oceniam wysoko: za prawdziwość psychologiczną postaci i za to, że zakończenie nie jest ckliwe i przesłodzone. Dziennikarka poszukuje rozwiązania tajemnicy zaginięcia swojej przyjaciółki przed pięcioma laty. Pokombinowane bardzo, ale nie ma żadnego psychopaty. Wystarczą normalne ludzkie emocje, żeby się proste sprawy skomplikowały, uff.


Historia świata w sześciu szklankach (Standage Tom)
Oryginalne spojrzenie na dziele cywilizacji przez pryzmat najpopularniejszych napojów i ich wpływu na losy świata. W kolejności od najstarszego: piwo, wino, alkohole wysokoprocentowe, kawa, herbata, Coca-Cola. W posłowiu jest jeszcze woda. Trochę ciekawostek, nie da się zaprzeczyć, że ludzkość zawsze musiała coś pić. Solidnie udokumentowane, a jednak przystępne i dobrze się czyta. Tylko korektor chyba spał.


Witajcie w raju: Reportaże o przemyśle turystycznym (Dielemans Jennie)
Smutek i przygnębienie budzi ta książka, bo mówi prawdę. Niestety. Prawdę o tak zwanym społeczeństwie wysoko rozwiniętych cywilizacji, czyli o nas. O tym, jak dla pieniędzy, dla blichtru, dla pustej możliwości pochwalenia się przed znajomymi, pokazania własnego statusu jesteśmy w stanie zniszczyć wszystko. Również własną planetę. Pod rozsądnym pretekstem wypoczywania po pracy.

Turystyka zagraniczna na skalę masową to zjawisko stosunkowo nowe. Przez tysiąclecia istnienia cywilizacji nie było ani możliwości technicznych, ani mentalnych dla takich działań. Jeszcze 200 lat temu na podróż dla przyjemności mogli pozwolić sobie nieliczni ekstrawaganci. W wieku XIX młodzi szlachcice podróżowali w celu uzupełnienia edukacji - nie wypadało nie znać "kanonu"; ale i wtedy nie chodziło i zabawę i wypoczynek. Pojęcie "czasu wolnego" pojawiło się wraz z rewolucją przemysłową - robotnik wypoczęty był bardziej wydajny. Podróżowano wtedy gdzieś blisko - "do wód", a jeśli kogoś było stać, to na własną daczę.

Dziś przemysł turystyczny jest największy na świecie. "Wypada" zaliczyć wakacje w miejscu odległym, możliwie ekskluzywnym, przywieźć jakieś "pamiątki", zrobić zdjęcia. Książka Dielemans pokazuje, jak dla zaspokojenia potrzeb turystów uzdatnia się "dziką przyrodę"; słynne malowanie trawy na zielono jest niczym, w porównaniu z niszczeniem całych ekosystemów (przykładem lasy mangrowe w Tajlandii czy Meksyku); sztucznym przenoszeniem "tubylców" bliżej turystów: tworzenia pseudo-oryginalnych wiosek, gdzie turysta może wejść do chaty, obejrzeć rytualny taniec, ba, zapisać się na uczestnictwo w ceremonii pogrzebu! Dotknąć egzotyki. Budowanie plaż, dewastujące tak dno morza, florę i faunę, jak i wybrzeże, bo piaseczek musi być bielutki; hotele na samej plaży, wypuszczające ścieki bezpośrednio do morza. Multum tragicznych przykładów dewastacji nie tylko środowiska naturalnego, ale i ludzi: seksturystyka, niewolnicza praktycznie eksploatacja uchodźców w krajach azjatyckich, głodowe stawki dla miejscowej biedoty wykonującej prace pomocnicze i porządkowe. Wykorzystywanie najczarniejszych kart historii kraju, żeby tylko przyciągnąć turystów (np. "pamiątki" z wojny oferowane w Wietnamie). Wczasy all-inclusive, oznaczające, że większość wydanych przez turystów pieniędzy nie zostanie w kraju, do którego pojechali, bo sieci hoteli są samowystarczalne, dla lokalnego rzemiosła czy kuchni nie ma już miejsca. Tanie loty dla wszystkich - tymczasem samolot produkuje największą ilość gazów cieplarnianych (najprzyjaźniejszy środowisku jest pociąg). A po kilku-kilkunastu latach modny kurort przestaje być modny i trzeba poszukać czegoś nowego, bardziej egzotycznego, mniej znanego. Pozostaje "obciachowy" adres dla mniej wymagających, zdewastowana okolica, ludność bez pracy.

A teraz najlepsze: z masowej turystyki zagranicznej z wykorzystaniem samolotów korzysta 2,5% ludności globu. 97,5% nie korzysta. Lektura wstrząsająca.


Szczurynki: Szczurzy żywot w opowiastkach i obrazkach (Gromyko Olga)
Książeczka o tym, jak pani autorka została "szczurzą mamą"; dowcipna, urocza, w zabawny sposób opisuje codzienne perypetie życia ze szczurkami, a przy okazji, po każdym rozdziale, przemyca poważne, merytoryczne porady i ciekawostki.


Chemia śmierci (Beckett Simon)
Mierna książka.
Seryjny morderca w małym miasteczku. Były antropolog sądowy, David Hunter, po tragicznej śmieci żony i córki zaszywa się tam, podejmując pracę lekarza. Daje się przekonać do współpracy z policją, dzięki niemu wszystko się wyjaśnia. David jest wrażliwy, inteligentny, szlachetny i nieśmiały w kontakcie z kobietami; policjant to przyziemny służbista; nowa miłość Davida - wrażliwa, śliczna i po przejściach; morderca - oczywiście z odchyłami psychicznymi. Nic mnie w tej książce nie zaskoczyło. Nawet postacie przewidywalne, nie mówiąc już o akcji i oczywistym happy-endzie. Autor ma też ogromnie denerwującą manierę powtarzania co jakiś czas, różnymi słowami, ostrzeżeń przed nadchodzącą przyszłością, coś w stylu: Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że. Albo: Był to ostatni spokojny dzień przed nadchodzącym.... Lub: Nikt się jeszcze wtedy nie spodziewał... Kiepska antycypacja akcji, która nie zaskakuje.

A, i jeszcze coś: morderca "znakuje" swoje ofiary ciałami martwych zwierząt. Wspaniały pomysł, doprawdy.

Kolejny przereklamowany autor kryminałów, któremu już dziękuję.


Przerwane milczenie (Link Charlotte)
Świetne studium różnych psychopatologii, obsesji i uzależnień. Trzy pary spędzają wakacje w starym domu w Yorkshire: trzej przyjaciele z czasów szkolnych i ich rodziny. Tymczasem przyjaźń okazuje się być budowana na fatalnym gruncie starej tajemnicy, a szczęście rodzinne - na kłamstwach i tchórzostwie. Do tego jeszcze dochodzi portret dorosłego dziecka wychowywanego bez ojca i obsesyjnie go poszukującego, konflikt pokoleń w wydaniu dziewczęcym i młodzieńczym oraz solidna porcja uzależnień, prezentowanych przez różnych bohaterów. Jedna z najlepszych książek Link, jakie czytałam. A miłośnik kryminału znajdzie tu też wielokrotne zabójstwo, którego sprawcę trudno jest wytropić. I jeszcze jeden punkt dla autorki: udaje jej się unikać ckliwości. Coraz bardziej ją lubię.


Boska cząstka: Jeśli Wszechświat jest odpowiedzią, jak brzmi pytanie? (Lederman Leon M., Teresi Dick)
To właściwie historia fizyki w formie zbeletryzowanej, bo Lederman gawędzi i dowcipkuje,
niepostrzeżenie przemycając mnóstwo wiadomości. W drugiej części koncentruje się głównie na cząstkach elementarnych, a przynajmniej stara się koncentrować, bo co rusz rozprasza czytelnika kolejną anegdotką. To pozycja dla wszystkich zainteresowanych dowiedzeniem się czegoś o świecie wokół: dla laików przystępna i nienudna, a dla profesjonalistów chyba przypominająca i rozbawiająca. Ja czytałam ją długo, ze trzy tygodnie, z przerwami na lżejszą literaturę, bo nie mam dość mózgu, żeby wszystko ogarnąć.

Co ciekawe, książka ma 19 lat - piękny wiek! - a zdaje mi się, że w ogóle się nie zestarzała. Część historyczna, siłą rzeczy, nie uległa zmianie. Ale i ta bardziej współczesna jest pasjonująca, nawet gdy już wiemy, że bozon Higgsa został w międzyczasie odkryty.

Nieprawdą jest, że w książce nie ma żadnych wzorów. Są, ale Lederman zawsze powtarza, że wzór - o, tak wygląda! - nie jest ważny, ważne żeby... - i tu kontynuuje swoją gawędziarską prezentację. Wzięłam sobie dla uzupełnienia Historia fizyki (Wróblewski Andrzej Kajetan (ur. 1933)), ale to jest w porównaniu z "Boską cząstką" strasznie suche! I chyba jeszcze bardziej mnie przerasta.


Dziennika ciąg dalszy (Hen Józef (właśc. Cukier Józef Henryk))
Ten dziennik jest mniej "intelektualny" - nie to, żeby literat nie myślał i nie analizował, bo to niemożliwe, ale raczej rzeczywistość przygina go do ziemi. Owszem, jest o aktualnych spotkaniach, dużo o bieżącej polityce (rok 2010 - nie patyczkuje się z paranoikami z partii wiadomej), ale też dużo o opiece nad żoną - cukrzyca, demencja - która "żyje w czterech światach", a tylko jeden z nich jest rzeczywisty i gdy wraca do tego właśnie, mając świadomość własnej choroby chce popełnić samobójstwo. O zapominaniu, o spadaniu z łózka, nocnych wędrówkach po mieszkaniu i braku komunikacji. O schyłkowości i odchodzeniu. Wszelkie przemyślenia okołoliterackie wplecione są w tę schyłkowość. Żona w 2010 zmarła, trudno czytać te fragmenty, przygnębienie, smutek udzielają się.

I jeszcze pochwała pracy, aktywności jakiejkolwiek, która trzyma człowieka na powierzchni wydarzeń. Ale do tego trzeba mieć sprawny mózg. Widać, kiedy autor ma gorszy dzień, pojawiają się pytania o sens długiego życia, gdy czas płynie coraz szybciej, a kondycja fizyczna pogarsza się i umniejsza codzienne radości.

Lubię dzienniki, pozwalają nie tylko "wejrzeć" w myśl autora, prześledzić jakiś proces twórczy, sposób myślenia, ale też utrwalają na bieżąco świat. To jest prawdziwsze, żywsze, bardziej przejmujące niż późniejsze sztywne historyczne opracowania.



LIPIEC

Moja walka: Księga pierwsza (Knausgård Karl Ove)

Proza auto-terapeutyczna. Głównym problemem jest tutaj patologiczna relacja ojca i syna. I jeszcze równie patologiczna samotność dziecka, które nie ma wsparcia w nikim i znikąd. Z tego samotnego, niepewnego siebie dziecka wyrósł samotny dorosły, próbujący uporządkować swoje życie opisując traumy dzieciństwa i wczesnej młodości. Rozbijając je na atomy, oglądając każdy atomu ze wszystkich stron. I jeszcze jakieś pseudofilozoficzne przemyślenia na temat śmierci i odchodzenia. Może jeśli ktoś unika tego tematu, nie myśli na co dzień o umieraniu, to robi to jakieś wrażenie. Nie wiem. Dla mnie - nie ma głębi.


Nie rozumiem zachwytów tą książką. Męczy mnie. Zachwycać jednak nie zachwyca. Choć opisy sprzątania zapuszczonego domu - rewelacyjne, w pewnej chwili porzuciłam lekturę i poszłam sprzątać.

Generalnie - za dużo detali nic niewnoszących. Opisy detaliczne co do ziarenka cukru wsypywanego do kawy, to już nie krok po kroku, a impuls elektryczny w mięśniu po impulsie elektrycznym w mięśniu. I tak całymi stronami. Przegadane.

Początek zniechęcił mnie solidnie, bo skoro dla autora wyparcie tematyki śmierci (istniejące w kulturze współczesnej i uwierające mnie bardzo) polega na tym, że świeży trup nie może sobie trochę poleżeć na widoku, w publicznym miejscu - na trawie, boisku szkolnym, na poboczu drogi, etc. - to odesłałabym go do jakiegoś podręcznika biologii; niech się douczy. Może też o etyce poczytać. Albo jest to wysilona pseudofilozofia, albo literacka prowokacja. Nie kupuję tego. Bliska byłam rezygnacji z lektury. Po 15 stronach jakoś zaskoczyłam, a potem to już sinusoida. Czasami jest lepiej, dzieciństwo z tatusiem wystarczająco dało mu w kość, żeby patos trochę opadł. Dalej znów różnie.

Język dobry, nawet bardzo dobry. I co z tego? Niedawno była tu rozmowa na temat błędów językowych w powieści. W "Mojej walce" Błędów nie ma, język jest plastyczny, a korektor i redaktor dobrze wykonali swoją pracę. Brakuje natomiast problemu, z którym mógłby zidentyfikować się czytelnik. Bo z z tymi 548 stronami onanistycznej autoterapii ja nie potrafię.

Autor napisał tego sześć tomów?! O rany! Ja już mu dziękuję.


Ostry dyżur (Hurwitz Gregg)
Thriller medyczny. Niezły pomysł: odreagowywanie traumy z dzieciństwa przez osobę skrzywdzoną i niestabilną psychicznie. Spora liczba pobocznych bohaterów (policjanci, personel medyczny, pacjenci) wymienianych raz z imienia, to znów z nazwiska, myliła mi się początkowo. Główny bohater budzi sympatię, choć nie jestem pewna, czy jest prawdopodobny psychologicznie (lekarz-ordynator, czterdziestka na karku, rzuca się w awanturę kryminalną raz po raz lekceważąc wszelkie zasady bezpieczeństwa i logiki). Jednak nie za to obniżam ocenę, boć to czytadło, nie musi więc kwalifikować się do Nobla, ale za obecność kota i papugi. Doprawdy, co to za mania! U Christie jakoś dawało się pokazać zło i skrzywienia psychiczne bez poświęcania zwierząt!


Queen: Nieznana historia (Hince Peter)
Typowe odcinanie kuponów od cudzej popularności. Autor był pracownikiem technicznym zespołu Queen, jeździł z grupą w trasy koncertowe. Na bazie tego wspomina, co pamięta: a to jakaś balanga, a to super-laseczki, a to aferka z wejściówkami. Rozdmuchiwanie nieistotnych detali, żeby było czym zapełnić książkę. Nie ma o czym pisać, ale stara się wypłynąć na fali popularności zespołu. Hince zrezygnował z pracy dla zespołu we wczesnych latach osiemdziesiątych, po promocji albumu "The Works".
A poza tym, nie podoba mi się poczucie humoru Hince'a.
Rozczarowanie.


Echo winy (Link Charlotte)
Kryminał z solidnym wątkiem psychologicznym, jak to u pani Link. Dwa małżeństwa, cztery typy osobowości. Małżeństwo z Niemiec rozbija się u wybrzeży Anglii, spotkanie bohaterów jest zupełnie przypadkowe. Oceniam wysoko z dwóch względów: po pierwsze w życiu bym nie domyśliła się kto jest mordercą! Po drugie, łatwo było zepsuć wątek obyczajowy, szczęśliwie autorce udało się tego uniknąć.


Poza dobrem i złem (Schmidt-Salomon Michael)

Autor stawia tezę, że pojęcia „dobro” i „zło” nie mają obiektywnie sensu, nie mają odpowiedników w rzeczywistości: świat pełen jest przejawów zachowań zarówno pełnych życzliwości, szlachetności, gotowości do niesienia pomocy, jak i okrucieństwa, przemocy, wyzysku, ale wszystkie one są wytłumaczalne na bazie ewolucji. To, że lew zabija łanię jest moralnie obojętne, nie można powiedzieć, że „lew jest zły”. Pojęcia dobra i zła stworzono dla rozdzielenia tego, co swoje i obce. Bazują one głównie na religii: to, co dobre i szlachetne dla prawowitego muzułmanina (np. zabicie córki, bo poszła sama na spacer ze swoim chłopakiem), będzie złe i nie do przyjęcia dla zachodniego humanisty.

Podobnie pojęcie moralności przeciwstawione etyce: moralność jest pojęciem subiektywnym, wartościuje ludzi na podstawie przyjętych w danej społeczności kryteriów, głównie dogmatów związanych z religią (patrz przykład wyżej); etyka zaś jest pojęciem obiektywnym, określającym postępowanie poszukujące rozwiązań zadowalających wszystkie strony, szukanie uczciwych wyjść z konfliktu. Czyli nie: X jest zły, a Y dobry, ale: X uwzględnił potrzeby wszystkich zainteresowanych, a Y postąpił nieuczciwie.

Ponadto odrzuca Schmidt-Salomon pojęcie „wolnej woli”. Jest to iluzja, bo ludzie, podobnie jak zwierzęta, nie są w stanie wyjść poza prawa natury, ergo, poza determinujące nas geny, czasy w jakich żyjemy, środowisko, które nas ukształtowało i memy kulturowe, które przez całe życie nas otaczają i również budują nasza tożsamość. To oznacza, że dana osoba, w określonych warunkach i okolicznościach nie mogła podjąć innej decyzji, niż podjęła; począwszy od Ewy w Raju, poprzez Stalina i Hitlera, kończąc na Tobie. Nie ma alternatywnych możliwości.

To nie oznacza zwolnienia z odpowiedzialności ani relatywizmu czy zarzucenia norm etycznych. Eichmann jest dalej odpowiedzialny za swoje zbrodnie, a ja za swoje decyzje. Oznacza to jednak, że nie muszę obciążać się poczuciem winy, tylko przyjąć, że w danej sytuacji i zbiegu okoliczności inne postępowanie nie było możliwe. To pozwala wybaczyć samemu sobie i otwiera drogę do rozwoju na przyszłość. Tak samo, dajmy na to, Osama bin Laden: wyznając te wartości, jakich był strażnikiem, zrobił co mógł, aby dla dobra najwyższego (Allaha) uratować świat od największego zagrożenia i zła: Stanów Zjednoczonych. Odpowiadamy za to, co zrobiliśmy, żałujemy mylnych decyzji i ponosimy ich konsekwencje, ale nie ma sensu robić sobie wyrzutów typu „mogłem inaczej”, bo nie mogłem.

Teoria uniewinnia Adama i Ewę, i nas wszystkich.


Grzesznik (Gerritsen Tess)
Moje pierwsze i ostatnie spotkanie z panią Gerritsen. Rozczarowanie.

Thriller to nie jest, nie ma bowiem napięcia. Jest to kryminał z wątkami medycznymi - jedna z bohaterek jest anatomopatologiem. Niestety, wątki kryminalne są banalnie przewidywalne, wszystko zgadłam. A poza nimi są jeszcze dwa wątki miłosne, wzruszające niczym harlequin. Tytułu nie rozumiem; grzeszników ci w książce dostatek i zupełnie nie wiem, o którego chodzi. Nawet w kategorii czytadeł mieści się to dziełko w dolnej części skali. Tej pani już dziękuję, zdecydowanie.


Bez ograniczeń: Jak rządzi nami mózg (Vetulani Jerzy, Mazurek Maria)
Rozmowy z neuroentuzjastą. Temat dla mnie bardzo ciekawy, bo o mózgu. Można się paru ciekawych rzeczy dowiedzieć. Nie wiedziałam, na przykład, że w hipokampie powstają nowe komórki nerwowe przez całe życie, pod warunkiem, że się uczymy. Kilka tego typu smaczków można wydłubać. Generalnie: lekka książeczka do przeczytania w dwa dni, przy jedzeniu. Jeśli ktoś chciałby coś pogłębionego, zawiedzie się.



CZERWIEC

Obłęd '44 czyli Jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując Powstanie Warszawskie (Zychowicz Piotr)

Pierwsza myśl jest taka: jak ja mało wiem! Indoktrynacja w szkole ukształtowała mózgi całym pokoleniom.

Druga myśl natomiast jest taka, że dalej niewiele wiemy i nie bardzo chcemy się uczyć, raczej operujemy schematami, skoro takie książki, jak „My z Jedwabnego” Bikont, czy „Sąsiedzi” Grossa wywołują histeryczne reakcje, zamiast merytorycznych dyskusji. Książki Zychowicza ponoć też. Pewnie wśród tych, którzy ich nie czytali; to jest jak z filmami, wystawami, czy innymi wydarzeniami kulturalnymi, które wywołują największy protest wśród osób nie widzących ich na własne oczy. Chodzi o urażanie uczuć. I na wszelki wypadek nie przyglądajmy się z bliska temu, przeciw czemu się protestuje, żeby nie zobaczyć, że żadnych uczuć to nie uraża. Ponoć Zychowiczowi zarzuca się brak patriotyzmu i opluwanie Powstania. Jako żywo, ta książka przepełniona jest patriotyzmem i szacunkiem dla poświęcenia życia przez najlepszych, najwrażliwszych ludzi! Ale jest polityczna, pokazuje tzw. Rząd emigracyjny bez znieczulenia, jako grupę ludzi oderwanych od rzeczywistości, tak zasłuchanych w obietnice aliantów, że nie potrafiących dostrzec realiów. Nie chodzi tylko o samo Powstanie, ale o cały sposób myślenia, który doprowadził do tego, że po wojnie praktycznie nie mieliśmy inteligencji – najlepszych wymordowano po drodze z przyzwoleniem i błogosławieństwem tych, którzy w cieple swoich gabinetów o tym decydowali.

A trzecia myśl jest taka, że statystycznie więcej z tego niewielkiego procentu ludzi czytających w Polsce książki przeczyta „50 twarzy Greya” niż ponad 500-stronnicową analizę historyczną. Czy więc Zychowicz zmieni postrzeganie historii przez Polaków? Wątpię.

Książka jest wstrząsająca, dwa tygodnie ją czytałam, nie mogłam szybko, zbyt wiele myśli tłucze mi się po głowie. Przykłady zdarzeń, kulisy decyzji – straszne. Zychowicz rozprawia się z mitami, w które tak miło się wierzy mając pełny żołądek i ciepłe mieszkanie: że byliśmy bohaterscy, niezbędni sojusznikom, nieustraszeni i o szerokich poglądach, a nie nic nie znaczący, zaściankowi, zagubieni w wielkiej polityce i wykorzystywani przez większych graczy. To teza bolesna.


Chwile, których nie znamy: Opowieść o Marku Grechucie (Sztokfisz Marta)
Smutna książka, bo o postaci tragicznej. Zawiera wiele faktów, które autorka skrupulatnie pozbierała podczas rozmów z ludźmi, którzy znali Marka Grechutę; wciąż jest jednak sporo niedomówień, najbliżsi bowiem milczą. W czasach, gdy większość ludzi fotografuje każdą, najbardziej nawet intymną chwilę swego życia, by ją natychmiast upublicznić w sieci, taka dyskrecja jest czymś rzadkim, a przez to cennym. Z drugiej strony jednak pozostawia niedosyt, nie braku plotkarskich smaczków, ale możliwości pełniejszego zrozumienia przyczyn wydarzeń. Skutków też.

Mimo tych braków, książka znacznie bardziej przybliża postać Grechuty niż czytana przeze mnie niegdyś Marek Grechuta: Portret artysty (Majewski Wojciech). Tamtej nie polecam. Tę - tak.


Marek: Marek Grechuta we wspomnieniach żony Danuty (Grechuta Danuta, Baran Jakub)
W porównaniu z poprzednią pozycją - szokująco kiepska. Bez porównania - też.

Pani Grechutowa wypowiada się w sposób manieryczny, egzaltowany, napuszony. Ma to chyba być dowcipne, ale nie jest. Jest męczące. O swoim mężu czasem mówi Marek, częściej jednak "pan Grechuta", "pan mąż", "pan artysta" i tym podobne przez całe 400 stron. Koszmar. Koszmarne i nie do zniesienia.

Trudne do zniesienia jest również ciągłe nadużywanie określeń stylizowanych na staroświeckie: podówczas, ów, acz, albowiem, iż... A z drugiej strony, w tę wysiloną narrację wtrącane są pospolitości w stylu "Dokładnie" lub "super".

Prowadzący zwraca się do niej per "pani Danuto", ona do niego - "panie Baran". Urocze.

Ale najgorsze jest to, że niczego się z tej rozmowy nie dowiadujemy, poza tym, że kochali się, aż strach, żyło im się "super", a pani małżonka była najlepszą żoną na świecie. Wszystko jest strasznie suche, bez emocji, o tym, co,l najważniejsze, co miało ogromny wpływ na losy artysty i jego rodziny - o chorobie, o problemach z synem - nie ma nawet wzmianki. Tylko kariera, pasmo sukcesów, pomnik. Mnóstwo zdjęć, zdecydowana większość z młodości Marka Grechuty, z okresu późniejszego niewiele i niewyraźne.

O śmierci: "odchodził łagodnie, bez bólu, był tylko coraz mniej zainteresowany światem. Jednocześnie miał coraz większe trudności z poruszaniem się. Po prostu Markowi wysiadały mięśnie. Późniejsza diagnoza wykazała, że cierpiał na niedomagania natury neurologicznej." (409) Skąd więc w przytaczanych przez Martę Sztokfisz wspomnieniach ludzi otaczających Marka tyle strachu, bólu, rozpaczy? Tyle tragicznych zmagań z własną niemożnością? "Pani żona" wciąż żyje w epoce, w której o chorobach psychicznych nie mówi się, a problemy rodzinne zamiata się pod dywan. Po co, w takim razie, zgodziła się na tę rozmowę?

Po co udzielać obszernego wywiadu-rzeki, czy po to, żeby zakłamać rzeczywistość? Żeby stworzyć mit? Grechuta tego nie potrzebuje, był, jest i pozostanie wspaniałym artystą bez konieczności ubierania go w dodatkowe kostiumy czy chowania za parawanem poprawnego, udanego życia.

Żeby nie być gołosłowną: przykład stylu wypowiedzi Danuty Grechuty, pierwszy z brzegu po otwarciu książki w losowym miejscu: "Przy okazji dopowiem, że ów tekst był pierwszym w zupełności samodzielnym dziełem pana Marka, który skomponował do niego także muzykę. (...) Powyższe konstatacje nie przeczą zarazem spostrzeżeniom, iż małżonek ma w swoim dorobku także sporo utworów, których stylistyka może kojarzyć się z zupełnie inną niż polska - melodyką." (244)

Nie polecam.


Koty, kotki, kocięta (Dzitko Bohdan)
Staroświecka bajka o kotach połączona z pastiszem politycznym. Trąci myszką. Z bajek chyba trochę wyrosłam, a przesłanie jest kierowane do dzieci. Sympatyczni są bohaterowie, ale wolę Pieśń Łowcy (Williams Tad (właśc. Williams Robert Paul)) z tego gatunku.


Sieroty zła (Estienne d'Orves Nicolas d')
Thriller historyczno--sensacyjny. Bardzo zręcznie wplata autor wydarzenia i postacie historyczne w treść. Do końca nie wiadomo, co rzeczywiście mogło się zdarzyć.

Młoda dziennikarka i sześćdziesięcioletni hobbysta-milioner mają wspólnie napisać książkę na temat nazizmu. W trakcie poszukiwania materiałów pojawia się coraz więcej wątków do sprawdzenia, a sami protagoniści przy okazji pieką każde własną pieczeń przy rozpalonym ogniu. Wątki świetnie się zazębiają i napięcie stale rośnie.
Narracja współczesna (2005-2006) prowadzona jest pierwszoosobowo przez dziennikarkę, ta z lat 1987-88 - trzecioosobowo, natomiast czasy wojny poznajemy czytając fragmenty książek jednej z bohaterek - czyli wykorzystany jest też kompozycyjnie wątek książki w książce. Nudzić się nie sposób.

Zaletą książki, przynajmniej dla mnie, jest to, że sięgnęłam po biogramy nazistów, żeby sobie to i owo posprawdzać. Bez takiego bodźca czytanie suchych życiorysów "ikon zła" chyba by mnie odrzuciło.


Naziści: Ikony zła (Mrożewski Bartłomiej)
Biogramy głównych przywódców III Rzeszy, za wyjątkiem Hitlera. Wcale nie takie znów krótkie. Dołączona solidna biografia. Książeczka idealna dla tych, którzy chcą się czegoś więcej dowiedzieć, niż zapewnia notka encyklopedyczna, a nie mają ochoty brnąć przez grube, opasłe tomiszcza.


Oddech (Jaruzelska Monika)
Jak dla mnie, ta "najbardziej osobista książka" autorki zawiera zbyt dużo cudzych myśli. Dalej lubię i cenię Monikę Jaruzelską; to odważna mądra kobieta. Książka dobra, ale nie tak jak "Rodzina". Emocjonalna, nic dziwnego, pisana po śmierci ukochanego ojca. A jednak, jak dla mnie odległa; właśnie przez to "łatanie" własnych myśli cudzymi". Prawie w każdym rozdziale jest a to cytat z wiersza, a to z piosenki, z filmu, rzadziej z prozy. Odbieram przekaz o treści: - To, co chcę powiedzieć, lepiej wyrazili już inni. Za dużo tego. Za to obniżam ocenę.


Jak występować i zabłysnąć (Orłoś Maciej)
Poradnik dla występujących publicznie oraz chcących się tego nauczyć. Bardzo dobry, zabawny, uporządkowany. Przydatny nie tylko mówcom, ale każdemu, kto chciałby opanować sztukę wypowiadania się przed jakimkolwiek audytorium.
Kilka słów tutaj: Nawet Sokrates mógłby skorzystać!


Oriana Fallaci: Portret kobiety (Stefano Cristina de)
Dobra biografia . Bohaterka - zdecydowanie trudna we współżyciu, choć niewątpliwie utalentowana literacko. To nie jest ktoś, z kim chciałabym się zaprzyjaźnić - zbyt kategoryczna, zbyt skrajna. Mam wrażenie, że unieszczęśliwiała samą siebie. Postać interesująca jako postać właśnie. Jako człowieka, jest mi Oriany żal. Nie czuję do niej niechęci, jak ą czułam do Andersena po przeczytaniu jego biografii. Ale książkę odkładam z czymś w rodzaju ulgi.

Chętnie sięgnę po którąś z książek Oriany Fallaci, czytałam tylko artykuły.


MAJ

Tristan 1946 (Kuncewiczowa Maria)
Po II Wojnie Światowej. Matka, która spędziła wojnę w Anglii, ściąga do siebie syna. Nie rozumieją się zbyt dobrze po sześciu latach skrajnie odmiennych doświadczeń. Syn zakochuje się w żonie solidnie starszego naukowca, ale i w tym związku trudno mówić o zrozumieniu. Raczej o przyciąganiu. Każdy z bohaterów ma własne obsesje, których nie umie wytłumaczyć innym.

Historia jest paralelą losów Tristana i Izoldy, dlatego nie może skończyć się dobrze dla pary zakochanych. Czytelnik czeka, z której strony padnie cios. Narracja pięknie zróżnicowana - mamy kilkoro narratorów, co pozwala obserwować te same sytuacje z różnych punktów widzenia. Nawet strumień świadomości jest. Wszystko bardzo sprawnie napisane i w ogóle mnie nie porusza. Nie współczuję z tymi ludźmi, nie nadajemy na podobnych falach.

Tęsknię za książką beletrystyczną która by mną wstrząsnęła, dotknęła czegoś we mnie.


Wołanie kukułki (Rowling Joanne (pseud. Rowling J. K., Skamander Newt, Whisp Kennilworthy, Galbraith Robert))
107 stron przeczytałam. Mam dosyć. Nuuuda....

Rezygnuję od razu z drugiej części cyklu.


Lewa strona życia (Genova Lisa)
Opowieść o tym, jak życie weryfikuje nasze postanowienia, szczególnie jeśli naruszają one podstawowe potrzeby organizmu.

Bohaterka, amerykańska businesswoman z radością uczestnicząca w wyścigu szczurów, ulega wypadkowi, na skutek którego zmuszona jest nie tylko zwolnić, ale i całkowicie zmienić swoje życie, a przede wszystkim przewartościować priorytety. Po wszystkich przemianach jest znacznie sympatyczniejszą osobą, niż na początku książki.

Jednak "Motyl" był bardziej wstrząsający. Z "Lewej strony" zalatuje nieco dydaktyką.


Liczenie baranów: O naturze i przyjemnościach snu (Martin Paul)
Kompendium wiedzy o śnie i spaniu. Świetne! Napisane tak, że nie można się oderwać, a jednocześnie wszystko rzetelnie udokumentowane (57 stron bibliografii!), pełne przykładów z życia i anegdot. Uwielbiam takie książki!


Ślubna suknia (Lemaitre Pierre)
Bardzo trzymający w napięciu kryminał, z podstępnym psychopatycznym czarnym charakterem.
W sumie wszystko ok, z wyjątkiem kotka, nie musiało tam tego być...
Zarzut mam w stosunku do wydawcy: nota na okładce nie dość, że jest niezgodna z treścią ("Ostatecznie trafia do szpitala psychiatrycznego." - Nieprawda! Coś takiego nie ma miejsca!), to jeszcze zdradza akcję prawie do końca. Skandal. Nie czytać not na okładkach, wciąż to powtarzam!


Kolekcjoner skór (Deaver Jeffery)
Lincoln Rhyme i spółka. Nie mogłam się oprzeć. Tym razem o tym, jak śmiertelnie groźny może być fanatyzm. W każdej postaci.


5 sekund do Io (Warda Małgorzata (Szymańska-Warda Małgorzata))
Młodzieżówka. O zagrożeniach jakie płyną z fascynacji grami komputerowymi, z zamazania różnicy między światem rzeczywistym, a wirtualnym. Niezłe czytadło. Tylko nie wiem, czy jestem w targecie.
Kilka słów na temat: Cena spełnionych marzeń


Drugie dziecko (Link Charlotte)
Link jakby gorsza. Nie do końca doprowadzony wątek wyjaśniający pierwszą zbrodnię. Inteligentna bohaterka pod koniec, w najbardziej gorących momentach, zachowuje się w sposób tak głupi, że jest to aż niesmaczne dla czytelnika. Ale i tak nie mogłam się oderwać. Książki pani Link to świetna rozrywka, nie trzeba szukać wielkiej głębi.


Czarny Anioł: Opowieść o Ewie Demarczyk (Kuźniak Angelika, Karpacz-Oboładze Ewelina)
Smutna książka. Dobrze napisana opowieść, którą trudno nazwać biografią, bo zbudowana jest z pracowicie zebranych przez autorki skrawków, strzępków informacji o Ewie Demarczyk rozrzuconych w rozmowach, wywiadach, artykułach prasowych i publikacjach wspomnieniowych, jakie ukazywały się w przeciągu kilkudziesięciu lat jej działalności artystycznej. Nie ma kontrapunktu w postaci wypowiedzi samej bohaterki - Ewa Demarczyk nie zgodziła się na rozmowę. Z tak trudnego w przedstawieniu materiału powstał portret - pasjonujący. A dlaczego smutna? Bo musi pani Demarczyk być osobą ogromnie samotną, widać to pomiędzy wierszami, nawet jeśli nie jest powiedziane wprost.


Niepoprawnie subiektywny dziennik podróży (Lengauer Jerzy)
Wspomnienia z podróży na Rodos, która jest chyba podróżą życia autora. Zapiski rzeczywiście subiektywne, momentami miałam wrażenie, że wręcz intymne, że podglądam myśli, a nawet uczucia autora. Piękny język, plastyczne opisy. Duża wrażliwość na otoczenie, na krajobrazy (szkoda, że nie ma więcej zdjęć w książce), na związki z przeszłością (przecież to Grecja!), częste skojarzenia literackie.

Widać, że wszędzie zabieramy ze sobą siebie - swoje kompleksy, uprzedzenia, swoją wiedzę. Lengauer sam o tym pisze, podkreśla, porównuje swoje przeżycia z tym, co było. Szuka klucza do samego siebie. Dużo w tym pozornie spokojnym tekście emocji. Dlatego jest subiektywny. I na tym polega jego urok.



KWIECIEŃ

Ciernista róża (Link Charlotte)
Powieść obyczajowa z wątkiem historycznym sięgającym czasów drugiej wojny światowej. Dobrze nakreślone postacie. Bez przesłodzonego zakończenia, trzymająca poziom w granicach ambitnego czytadła. Jest też wątek przestępczy, ale pojawia się pod koniec książki. Nie można powiedzieć, że jest bez znaczenia, coś wisiało w atmosferze cały czas, nie jest on jednak dominujący w taki sposób, żeby określić książkę mianem kryminału.

Jest to historia relacji pomiędzy dwójką kobiet, które dzieli wiele: wiek, narodowość, status społeczny (przynajmniej w momencie, w którym się poznają), charakter, upodobania... Natomiast zbieg okoliczności łączy je na całe życie, co powoduje multum perturbacji.

W dalszym ciągu lubię panią Link i chętnam ją czytać.

Sztuka życia według stoików (Stankiewicz Piotr (ur. 1983))
Bardzo ciekawa pozycja. Stoicyzm stosowany i przystosowany do współczesności. Książka składa się z fragmentów dzieł filozofów, każdy fragment opatrzony jest obszernym komentarzem. Poza tym, na początku każdego rozdziału znajduje się jego streszczenie "w pigułce". Ten sposób sprawia, że łatwo jest wracać do wybranych tematów po przeczytaniu, a może to być przydatne, jako że autor stworzył poradnik szczęśliwego życia człowieka współczesnego w oparciu o zawsze aktualne zasady stoicyzmu.

Okazuje się, że mam wiele wspólnego z tą filozofią; to postawy i przemyślenia, które zawsze były mi bliskie

Księgi Jakubowe (Tokarczuk Olga)
Poddaję się.
Poddaję się po 700 stronach, na które poświeciłam ponad miesiąc, z licznymi jednak przerwami na inne książki. Ostatnie 200 stron niechętnie przekartkowałam.

Opus magnum Tokarczuk jest dziełem monumentalnym: rzuca się w oczy detaliczne sprawdzanie faktów historycznych, szczegółów obyczajów, stroju; jest wiele rycin z epoki; książka wydana jest przepięknie. I nic mnie to wszystko nie obchodzi.

Nie porusza mnie historia Jakuba Franka, losy jego i jego wyznawców. Nie interesują mnie Żydzi, ich religia i schizma. Ale najgorsze jest to, że sam Jakub Frank budzi we mnie niechęć; to wyjątkowo antypatyczna postać: manipulator, megaloman, nie liczący się z uczuciami innych, przedmiotowo traktujący kobiety. Jedyne sympatyczne postaci w tej książce to ksiądz Benedykt Chmielowski i Elżbieta Drużbacka, choć tę ostatnią poznajemy głównie poprzez jej korespondencję z księdzem Benedyktem.

Nie widzę uniwersalizmu w tej historii.

Książkę pozostawiam bez oceny.

P.S.

"Księgi Jakubowe" są solidnie przegadane. Mam wrażenie, że autorce szkoda było wiedzy, jaką zdobyła przygotowując się do pisania tej książki i każdy szczegół postarała się gdzieś umieścić; ornament na misie czy talerzu zasługuje na odrębny akapit. Pewnie stwarza to klimat, na który pozostaję niewrażliwa.
To samo, ale inaczej

Mrożek: Striptiz neurotyka (Niemczyńska Małgorzata I.)
Biografia nietypowa. Pokazuje ważnych dla Mrożka ludzi i miejsca - przeplata się to przez całą książkę. Zamiast wstępu - przedstawienie pisarza po afazji. Zamiast zakończenia - kompilacja wywiadów przeprowadzonych przez autorkę z Mrożkiem, ostatni dwa miesiące przed jego śmiercią. Jako wisienka na torcie - fragmenty z teczki Mrożka z wiadomego organu. Pomimo tak, zdawałoby się wyimkowego przedstawienia postaci, otrzymujemy obraz spójny i pełen ciekawych szczegółów. Oczywiście jest mnóstwo zdjęć (niestety, nie wszystkie podpisane), bibliografia, indeks.

Do zobaczenia w zaświatach (Lemaitre Pierre)
Koniec I Wojny Światowej. Splątane losy dwóch szeregowych, jednego paskudnego oficera-karierowicza i ich bliskich. Powieść prawie epicka - mocno osadzona w realiach historycznych, ale nie na tyle, żeby epoka przesłoniła losy bohaterów. Jest też wielki przekręt, a nawet dwa. Narracja częściowo oparta na faktach. Świetnie się czyta, wciąga momentalnie.



MARZEC

Pięć małych świnek (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))
Klasyczny kryminał: zamknięte miejsce akcji i ograniczona grupa osób. Połowy rozwiązania domyśliłam się gdzieś w jednej czwartej książki; drugiej połowy znacznie później, ale niestety przed końcem. To mi wpływa na ocenę, choć czytało się bardzo dobrze.

Rykoszet (Stelar Marek (właśc. Biernawski Maciej))
Rewelacyjny polski kryminał! Wciąga od pierwszego zdania. Cieszy ładnym językiem. Porusza wagą problemów i budzi empatię. Inspiruje do przemyśleń. Po prostu świetny!

Ważne dla mnie, że nie epatuje przemocą, niepotrzebnymi opisami dokonywania zabójstwa czy wyglądu zwłok. Jeśli jakiś tego typu opis się zdarzy, to tam, gdzie jest on potrzebny dla dramatyzmu sytuacji, ale i tak bez detali.

Z punktu widzenia prawdopodobieństwa psychologicznego intryga dopracowana jest bardzo dobrze: wrażliwy, inteligentny chłopiec wchodzący w okres dojrzewania traci wszystko - ojca, matkę, sympatię kolegów i nauczycieli, dom rodzinny, towarzystwo brata. Nie z własnej winy. Rzucony w nowe i bardzo trudne dla niego środowisko domu dziecka robi co może, żeby przetrwać. Czytelnik kibicuje mu całym sercem. Postać Tadka poprowadzona jest świetnie.

Zastanawiałam się nad tym, czy Stelar mógłby konkurować z Miłoszewskim. U Miłoszewskiego w serii z Szackim jest wyrazisty bohater, "samotny kowboj", reszta postaci z każdej z jego powieści stanowi otoczenie i dopełnienie dla Szackiego; przez reakcję na ich słowa, czyny, wydarzenia autor buduje postać główną. I to jest ciekawe. W "Rykoszecie" nie ma jednego dominującego bohatera, nie może go być dlatego, że akcja prowadzona jest dwutorowo: obserwujemy dojrzewanie małego Tadzika, jednocześnie zaś współczesną ekipę śledczą przy pracy. Oba wątki uzupełniają się, w pewnym momencie zaczynają się zazębiać. Komisarz Robert Krugły jest normalnym, sympatycznym facetem, nie ma nic z mroczności Szackiego. Jego koledzy i współpracownicy tworzą zespół zgrany, dobrze współpracujący. Nie ma tam odstręczających patologii, zawiści, podstawiania sobie wzajemnie nóg, przekupstwa. Nawet prokuratora da się lubić. I nie chodzi wcale o to, że w policji pracują same anioły.

Z drugiej strony rozwój i dojrzewanie Tadka też pokazane jest wiarygodnie. Z codziennej prasy wiadomo, że to, co mu się przydarza w domu dziecka nie jest w najmniejszym stopniu nieprawdopodobne. Czy mógł pójść taką drogą, jaką poszedł? Oczywiście! Inteligencja i determinacja, a jednocześnie poczucie krzywdy plus niedojrzała psychika chłopaka, który musi radzić sobie sam ze wszystkim, co go spotyka - to jest doskonały punkt wyjścia dla stworzenia postaci fikcyjnej. Stelar zrobił to tak dobrze, że zaczynamy rozglądać się wokół, myśleć co właściwie wiemy o ludziach spotykanych na co dzień.

Chciałabym tę powieść jakoś rozpropagować, warta jest tego.

Kilka słów na jej temat: Lawina rykoszetów
Swoją drogą, widać, jak doznane krzywdy rykoszetem odbijają się od kolejnych osób, jak niszczą coraz więcej ludzi, jak zemsta chorego umysłu syci się krzywdą kolejnego pokolenia. Tytuł też jest doskonale dobrany.

Brzozy i wielkie piece: Dzieciństwo na Górnym Śląsku (Bienek Horst)
Wspomnienie. Nostalgiczna impresja. Pisarz powraca po 40 latach do krainy dzieciństwa, do miasta, w którym się wychował - do Gliwic. I wszystko wraca. Znów jest małym dzieckiem, podrostkiem, nastolatkiem. Ładne to, spokojne, pełne tęsknoty i jakiegoś dziecięcego zdziwienia, które wciąż tkwi w dorosłym mężczyźnie. I widać, że to ładna proza, pomimo że Szewczyk jako tłumacz słabo się sprawdza: ubrałem koszulę, mieliliśmy ziarno, bańki od mleka, wychodzić komuś naprzeciwko - wiele tam takich "kwiatków". Niepotrzebnie wstawiane zaimki, powtarzające się słowa. Aż szkoda, żeby zepsuć taki ładny tekst!

Morderstwo odbędzie się... (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))
Tym razem wreszcie Agatha mnie zaskoczyła, coś tam wykombinowałam po drodze, ale nie do końca. W trakcie lektury przypominałam sobie niektóre sytuacje - ja to z pewnością kiedyś już czytałam! To jest mój problem z kryminałami - czytam je dla rozrywki i natychmiast zapominam. Tak, czy siak - intryga poprowadzona jest tu bardzo sprawnie, postacie rzeczywiste, "ludzkie" (panna Marple mówi w pewnym momencie, że mordercy bywają bardzo ludzcy), tło społeczne nie jest tak rozbudowane jak u Lackberg, nie zajmuje połowy książki, ale jest bardzo pomocne w komponowaniu obrazu - motywów zbrodni i przesłanek, jakimi kierował się morderca. Zestarzało się postrzeganie wieku - 64-letnia kobieta to "staruszka" - ale akcja rozgrywa się w Anglii tuż po zakończeniu wojny. Wtedy z pewnością tak było. Christie portretuje nie tylko ludzi, ale ich obyczaje i, oczywiście, emocje. Po angielsku portretuje: z dystansem, spokojnie, lekko ironicznie.
Klasyka.

Ameryka po kaWałku (Wałkuski Marek)
Druga książka Wałkuskiego opisująca Stany Zjednoczone widziane jego oczami. Tytuł adekwatny do sposobu pisania: to kilkadziesiąt krótkich "kawałków" koncentrujących się wokół codziennego życia i prostych spraw. Co mnie uderza, to pogoda i optymizm - jedna z części nosi tytuł "Przyjemne stany" - Wałkuskiemu podoba się Ameryka, jest zadowolony praktycznie ze wszystkiego. Czasem porównuje pewne sytuacje z rzeczywistością polską, najczęściej jednak po prostu opisuje. I jest to sympatyczna lektura, nasuwa się refleksja, że łatwiej się żyje w kraju, gdzie ludzie uśmiechają się do siebie na ulicy, gdzie zaufanie i uprzejmość stanowią podstawę działania społeczeństwa.

Zdaję sobie sprawę, że reporter radiowy żyjący w wielkim mieście i obracający się w środowisku ludzi wykształconych i kulturalnych, nie będzie opisywał życia w slumsach. W Polsce jednak żył on w porównywalnym środowisku, a a tak zadowolony nie był. Często reportaż kojarzony jest z pokazywaniem tego, co najgorsze: okrucieństwa, brudu, rozpadu. Wałkuski koncentruje się na rzeczach dobrych, sympatycznych i zabawnych. I chwała mu za to - w zalewie narzekań i niechęci jego sympatyczne "kawałki" stanowią odprężenie i rozrywkę.

Książkę czytałam prawie dwa miesiące. Jest tak skonstruowana, że wydaje się to normalną metodą. Albo ja jestem tak skonstruowana. Krótkie impresje nie tracą, jeśli nie pochłonie się ich w szybkim tempie; w międzyczasie przeczytałam trzy inne książki - takie z fabułą. Nie jest to zarzut dla reportaży Wałkuskiego, raczej przeciwnie - można przeczytać kolejny "kawałek" nawet jeśli ma się tylko kilka minut czasu.

Sceny z życia małżeńskiego (Bergman Ingmar)
Scenariusz filmowy. Bergman potrafi pokazać wszystko przez dialogi; ktoś inny wylałby morze atramentu na opisywanie tego, co u Bergmana widać między słowami. Zabawna wolta pod koniec książki nie jest wcale zabawna. Jest smutna, ale symbolicznie "życiowa".
Ogólnie - o niemożności porozumienia się, o niemożności mówienia prawdy, szczególnie najbliższej osobie. I o potężnych emocjach. Książka napisana na początku lat 70-tych ubiegłego wieku, a jednak nie straciła nic z trzeźwości spojrzenia na stosunki międzyludzkie, na układy i układziki.

Myślę, że dziś taki serial ani film nie powstałby - za dużo się dzieje między wierszami. Emocje buzują, ale nie ma łopatologii. Bergman jest ascetyczny i nieprzegadany, a trafiający w sedno. I chwała mu za to!

Boski Bach (Wierzbicki Piotr)
Autor jest wielbicielem Bacha, widać to w każdym zdaniu. Jest też znawcą muzyki, to też widać. Obawiam się, że za mało wiem, jak na niektóre fragmenty tego eseju. Dla mnie zbyt hermetyczne są próby Wierzbickiego opisania muzyki słowami. Ciekawam, dla kogo to było pisane: dla laików zbyt skomplikowane; dla specjalistów pewnie za proste i za mało obiektywne. Pominąwszy te fragmenty - książeczka ciekawa. Dołączona jest do niej płyta - prywatny, subiektywny wybór autora; bardzo dobrze się tego słucha.


LUTY

Kraina pierwiastków: Wyprawa do królestwa układu okresowego (Atkins P. W. (Atkins Peter William))
Autor napisał we wstępie, że nie jest potrzebna żadna wiedza chemiczna do przeczytania tej książki, To prawda. Czyta się dobrze i dość szybko, choć wymaga ciągłego skupienia, a przedostatni rozdział nieco mnie znużył.

Atkins traktuje układ okresowy jak mapę i oprowadza czytelnika po "krainie", jaką ta mapa wyznacza. To dobry pomysł. Wiele wiadomości układa się w głowie na właściwych miejscach. Boję się, że z czasem teoretyczne i nieużywane trochę mi te wiadomości zwietrzeją, ale póki co - bardzo jestem zadowolona z odnowienia znajomości z chemią na poziomie jednak podstawowym. Bo dla specjalisty ta książka na pewno jest za prosta. Ale godna polecenia humanistom ciekawym świata. Traktuje wszak o nas samych i wszystkim, co nas otacza!

Bez znieczulenia: Jak powstaje człowiek (Rigamonti Magdalena, Dębska Marzena, Dębski Romuald)
Wywiad-rzeka z koryfeuszami polskiej ginekologii i położnictwa.

Momo czyli Osobliwa historia o złodziejach czasu i dziecku, które zwróciło ludziom skradziony im czas (Ende Michael)
Przepiękna i niezwykle mądra opowieść o wartości czasu, o wartości przyjaźni i zadowolenia z życia. Niby dla dzieci, a naprawdę dla każdego, kto zechce poświęcić parę godzin na jej przeczytanie. Bajka idealna. A przy okazji - potrafi zmusić dorosłego, by zastanowił się nad sensem swojego pośpiechu i powiedzenia "oszczędzać czas". W każdym razie niektórych dorosłych.

Ostatnie rozdanie (Myśliwski Wiesław)
Mój pierwszy Myśliwski. Taka sława! Tyle nagród! Oczekiwanie na wstrząs...

Wstrząsu nie było.

Punktem wyjścia i osią, wokół której kręcą się rozważania „bohatera” (antybohatera?) jest stary notes wypełniony adresami. Pomysł – świetny. Przeglądanie takiego notesu wywołuje wspomnienia, refleksje, czasem bardzo konkretne, często natury ogólnej. Potoczysta narracja Myśliwskiego, pełna dygresji, nieco oniryczna opowieść jego „bohatera” o życiu – swoim. Typ: wspominam i filozofuję. Wykonanie pomysłu również bardzo dobre, warsztat pisarski bez zarzutu.

Wiele jest w tej książce myśli mądrych i głębokich, refleksji nad kondycją ludzkiego losu. Trochę też truizmów i banałów; banały to nie filozofia, nawet jeśli rozdmucha się je do wielkości akapitu. Wiele odniesień do literatury i filozofii - choćby anonimowy bohater K - przywodzący na myśl Kafkę.
Kafkowski K jednak nie robił nikomu krzywdy – był ofiarą systemu.
K Myśliwskiego, jeśli jest ofiarą, to własnych wątpliwości i zagubienia w życiu. Przy całym tym zagubieniu jednak, daje sobie nieźle radę jako przedsiębiorca – stać go na samochód (pierwszy wygrał w karty – stać go było na grę), na ciągłe zmiany mieszkań (gna go imperatyw niesiedzenia w jednym miejscu), na kupno upadłego zakładu odzieżowego, na własną sekretarkę, na nieźle prosperujący, choć co jakiś czas zmieniany biznes. Nie stać go natomiast na empatię, na pochylenie się nad cudzym losem, na zrobienie czegoś dla drugich. Jest tak zaabsorbowany sobą, swoimi przemyśleniami, swoim niedostosowaniem do świata, swoim bólem egzystencjalnym, że reszta społeczności tylko go uwiera. Co mu nie przeszkadza wykorzystywać ich. Szczególnie stosunek „bohatera” do kobiet jest obrzydliwy (pomijam Marię, która sama się prosi o takie traktowanie, jakiego doznaje).

Wszystko przysłania mi odstręczająca osobowość K: megalomana, mizogina, egotyka. Wyjątkowo odpychająca to postać!

"Poniedziałek: ja.
Wtorek: ja.
Środa: ja.
Czwartek: ja."
...
Gombrowicz był bardziej szczery.

Poza tym, wolę się sama domyślić różnych prawd i mądrości, wolę czytać między wierszami. Myśliwski podaje wszystko na tacy, pod pretekstem rozmowy szewca z krawcem - kaskady złotych myśli, podważalnych i niepodważalnych prawd, zakamuflowanych przemyśleń dawnych mędrców. Nic tylko wziąć notesik i wypisywać. Gdybym miała 18 lat, pewnie bym tak zrobiła.

A zakończenie - z elementem metafizycznym. Dla mnie podobnie odstręczające, jak antybohater.

Świadczy to z pewnością dobrze o autorze, że potrafił wykreować postać wywołującą takie emocje. Ale jeśli to jest Myśliwskiego opus magnum, to ja może kiedyś spróbuję jakiś minor... Może. Kiedyś.

Wiesław Myśliwski "Ostatnie rozdanie" - garść cytatów. I jeszcze Dehnel o tej książce.
Biedny ten Myśliwski…

Sprawa osobista (Child Lee (właśc. Grant Jim))
Jack Reacher jaki jest, każdy widzi, jak pisała Dot. Ja akurat lubię sobie na niego popatrzeć.
Wątek londyńskin miejscami nudnawy.

Istota rzeczy (Hanika Iris) O Niemcu ogarniętym obsesyjnym poczuciem winy za Holocaust i współczuciem dla jego ofiar. Krótka książeczka (trochę ponad 140 stron), ale mocna i dobrze napisana. Garść wrażeń tutaj: Krew brata twego[1]

Oto kot (Wierzba Paulina) Krótkie wprowadzenie do kociego świata dla dzieci. Bardzo sympatyczna książeczka ze świetnymi ilustracjami. Ciut historii, trochę biologii, wszystko zachęcające do poznawania kota.

Na fali: Portret biograficzny Stanisławy Fleszarowej-Muskat (Świerkosz Krystyna)
Toporny, drewniany styl. Ciężko się to czyta. Trzeci tydzień męczę to dzieło po kawałeczku - chętnam dowiedzieć się czegoś o Fleszarowej i o tamtych czasach. Ale język jest tragiczny - suchy styl z gazet epoki słusznie minionej. Zabija mi to przyjemność dowiadywania się, o samym czytaniu nie wspominając.
Książka jest źle napisana - przypomina średniej jakości wypracowanie szkolne - i przez to zwyczajnie nudna.

Rzeka tajemnic (Lehane Dennis) - Portret trzech kolegów z dwóch sąsiadujących dzielnic Bostonu - lepszej i gorszej. Bardzo deterministyczny: pomimo starań żyjąc tam gdzie żyją, jako dorośli mężczyźni nie dają rady uciec od losu wyznaczonego przez wydarzenia z dzieciństwa. To powieść psychologiczna z dawką sensacji, ale smutna w wydźwięku. Lehane Zadaje pytania podstawowe: Czy rządzi nami przypadek? Czy miejsce, w którym wyrośliśmy determinuje nasze losy?

Przebudzenie (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl))
King - wielki moralista. Odkąd nie musi już pisać horrorów, żeby utrzymać rodzinę, może sobie pozwolić na pisanie tego, co lubi. Psychologiczno-obyczajowych opowieści z dużą dozą narastającego napięcia. I z przesłaniem: Nie baw się w Boga. Nie wyzywaj losu. Nie mierz się z siłami, których nie rozumiesz. Bo zapłacisz cenę, której wagi sobie nie uświadamiasz.

Warsztat ma naprawdę mistrzowski.

Tym razem King bierze na tapetę odwieczne ludzkie pragnienie sprawdzenia, co jest "po tamtej stronie", czyli po śmierci. Bo coś musi być. Faust po Kingowemu.


STYCZEŃ

Grzech aniołów (Link Charlotte) - Lubię Charlotte Link. Postacie są pełnokrwiste, akcja trzyma w napięciu. Czego więcej chcieć od sensacji? Trochę mi przeszkadzało, że domyśliłam się osi intrygi, jednak było coś, co na końcu zaskoczyło mnie - cechy osobowości matki bliźniaków.

Blurb na tylnej stronie okładki zdradza w czwartej linijce szczegóły ze strony 340 powieści, która ma stron 400. Skandal.

Vatran Auraio (Huberath Marek S. (pseud.)) - Znów to samo: gdy spodziewam się rewelacji, doznaję rozczarowania.
Sceneria jak w Tatrach. Recenzent widzi obcą planetę; ja widzę Ziemię po jakiejś katastrofie - ludzie utracili możliwości, jakie dawała im technologia, zamiast znanych nam, zwierząt mamy tam coś w rodzaju przerośniętych i zmutowanych owadów, pajęczaków czy skorupiaków. Ludzie - niewielka ich grupa - cofnięci w rozwoju, bez możliwości normalnej reprodukcji; w odległej górskiej samotni przechowywane są i kopiowane stare dokumenty, wartość których maleje wprost proporcjonalnie do zmniejszającego się stopnia ich rozumienia przez członków wspólnoty.

Pierwsze skojarzenia: Cieplarnia (Aldiss Brian Wilson), Gdzie dawniej śpiewał ptak (Wilhelm Kate). Ale tamte obrazy post-apo były lepsze. Huberath częściowo stylizuje język wprowadzając oczywiste i zrozumiałe nazwy własne z nieco zmienionymi końcówkami typu: Matcina Dolana, skora smert. "Zwierzęta" wprowadzane do opowieści tylko mnie drażnią - wiadomo, że jeśli powierzchnia zwiększa się do kwadratu, to objętość w tym samym czasie do sześcianu - takie stwory nie miałyby prawa istnieć przy zachowaniu normalnej grawitacji - jak u Huberatha - (pisał o tym Gould w Niewczesny pogrzeb Darwina: Wybór esejów (Gould Stephen Jay)), czyli czegoś nie doczytał, lub uznał, że wiodąca idea i gatunek pozwalają mu na tak luźne potraktowanie sprawy.

W sumie - poczucie wtórności, rozczarowanie i zniechęcenie. To, że dobrze się czyta, że widać rozmach i ambicję autora, żeby pokazać jakąś wizję prawie epicką z moralizatorskim podtekstem - to za mało.

Lisia dolina (Link Charlotte) - Kolejna dobra Link. Trzyma w napięciu, przeraża, choć nie epatuje opisami przemocy. Wiele wątków, które wydają się zazębiać, albo i nie - pole dla spekulacji czytelnika. Po lekturze dwóch kryminałów Link po kolei, zaczynam bać się odległych, niezamieszkałych a pięknych zakątków.
MAm trochę zastrzeżeń co do niektórych zwrotów użytych przez tłumacza, głównie anglicyzmy, choć książka była tłumaczona z niemieckiego; widać rozpleniły się na cały świat.

Kapłan diabła: Opowieści o nadziei, kłamstwie, nauce i miłości (Dawkins Richard) - Zbiór felietonów, esejów, listów, wstępów do różnych książek, a nawet mów pogrzebowych. Z definicji niejako - coś takiego nie może być jednorodne. Nazwisko autora zapewnia wysoki poziom merytoryczny i łatwość czytania; jednak nie wszystkie teksty są dla mnie jednakowo interesujące. Stąd "tylko" ocena 5.

Bieguni (Tokarczuk Olga) - Zdumiewające jest, jak niewielkie wywarła na mnie wrażenie ta książka. Przez pierwsze sto stron - radość obcowania z pięknym językiem; potem - coraz większe rozczarowanie. Bo na jak długo wystarczą same piękne frazy? Właściwie niczego odkrywczego nie znalazłam, żadnej myśli wartej wynotowania. Koncepcja życia jako podróży - w podroży przez życie - interesująca, acz nie nowa. Drobne obserwacje, jakie zapełniają książkę - owszem, można prześledzić wraz z autorką, ale nic z tego nie wynika, żadne wnioski. Jesteśmy śmiertelni, nasze ciała ulegają rozkładowi; technika plastynacji może niektóre z ich zachować. Tak, no i co z tego? Byłam na wystawie "Ciało ludzkie", widziałam wszystkie preparaty, może dlatego nie zrobiły na mnie wrażenia opisy Tokarczuk?

W ogóle dużo jest ciała w tej książce, jednak stosunek autorki do niego nie odpowiada mi zupełnie. Osiemdziesięciojednoletni profesor określany mianem "staruszek", rozbierany i kładziony do łóżka przez żonę, niepotrafiący trzęsącymi się dłońmi nabić brokuła na widelec. Pani "dobiegająca sześćdziesiątki", która przy okazji kąpieli w morzy pokazuje "stare ciało". To są klisze i schematy, nie podoba mi się to. Gdyby Tokarczuk miała 30 lat, może bym jej to darowała. Dłuższe opowieści wchodzące w skład książki też nie zamykają niczego, nie prowokują do przemyśleń, nie robią wrażenia.

"Bieguni" to zlepek szkiców; wiele z nich stanowi dobry materiał na opowieść. Wszystkie zostały poświęcone idei pokazania urywków życia przez powiększające szkło optyki autorki. W rezultacie, wszystkie pozostały szkicami. Żaden pąk pomysłu nie rozwinął się w kwiat. Widzę, z tych zlepków, że miało być o kondycji ludzkiej, o czasie, o fragmentaryczności naszej egzystencji. Jest to wszystko zasygnalizowane, niepogłębione. Gdy za dużo chce się przekazać jednocześnie, łatwo wszystko rozmyć i utopić w słowach. Pięknych słowach.

Nie wiem, czy ja jeszcze lubię Tokarczuk.

Towarzyszka panienka (Jaruzelska Monika) Wspomnienia z dzieciństwa, młodości. O tym, jak to było być córką komunistycznego generała. Proste, bezpretensjonalne, sympatyczne i niegłupie. Monika Jaruzelska wydaje się być miłą, odważną osobą. Kocha zwierzęta; dlaczego wydawca zabronił jej o nich pisać?

Eli, Eli (Tochman Wojciech) Wstrząsająca. Poruszająca.
Stawia wiele pytań, na które każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Pytań o jakość naszego życia, o etykę nie tylko pracy reportera, ale i zwykłego turysty złaknionego egzotycznych wrażeń. O etykę naszego świata - cywilizacji tzw. Zachodu, z którą się utożsamiamy i z której jesteśmy dumni.
O przemiany obyczajowe i o to, jak historia zmienia nasz sposób patrzenia na świat.
O to, co wolno, a czego nie, jeśli nie ma reguł, a raczej jeśli wyznaczamy je sobie sami I nikt nas nie obserwuje.
Co to właściwie jest egzotyka? Jak dalece my sami jesteśmy egzotyczni dla przedstawicieli odmiennych kultur?
O naszym prawie do oceniania Innych, które to prawo samozwańczo sobie przyznajemy.
O rolę i cel podróży. Kształcą. Ale tylko to możesz wyjąć z pudelka, co wcześniej do niego włożyłeś. Nie każdy podróżuje z takim samym bagażem doświadczeń i oczekiwań; patrząc na to samo widzimy rzeczy różne, zależnie od tego, co jest w nas. Banalne? Co jest banałem? Ekstremalna bieda, czy rozpasany konsumpcjonizm. Wszystko ma swoją cenę, choć nie dla każdego jest ona taka sama, nie każdy zechcę ją zapłacić. I nie jest wymierna.
Moralność podróżowania.
"Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu."


Drach (Twardoch Szczepan)
Wszystko jest zawsze. Wszyscy jesteśmy jednym. Życie jest jedno, a czas nie ma znaczenia. Forma nie ma znaczenia, wszystko wokół to te same 118 pierwiastków różnie uszeregowanych, tak jak wszystkie czytane przez nas książki to te same 26 znaków różnie wymieszanych. Czym więc są przeżywane przez nas emocje? Poza tym, że są reakcjami chemicznymi?

Wspaniale się czyta tę opowieść o losach kawałka śląskiej ziemi i mieszkających na niej istot. Jest bezbłędna. Twardoch jest mistrzem gwary śląskiej, dialogi w trzech językach mieszają się z sobą, tak jak mieszają się losy ludzi, którzy kiedykolwiek zamieszkiwali tę ziemię. Świetna, dopracowana książka. Weszłam w nią momentalnie, od pierwszej strony, jak nóż w masło. Dla Ślązaków - lektura obowiązkowa. Innym może pomoże zrozumieć, że Śląsk jest terenem przygranicznym. Zawsze jest, bo wszystko jest zawsze i wszystko jest tym samym.

Konstrukcja powieści usiłuje pokazać tę jedność życia, wieczny obieg jego składników w przyrodzie, tę ulotność emocji, które nas napędzają. Narracyjna perspektywa z jednej strony pozwala na oddalenie, z drugiej – doskwiera, bo chcielibyśmy we własnych oczach mieć większe znaczenie niż mamy je naprawdę. Swoją drogą gdy się na początku powieści zorientowałam kim jest narrator, było to dla mnie i szokiem, i zachwytem. Nie jest może filozofia Twardocha wyjątkowo odkrywcza, ale sposób pokazania losów grupy powiązanych rodzinnie osób na tle losów kawałka ziemi między Rybnikiem i Gliwicami - mistrzowski.

„We mnie tych pojęć nie ma, we mnie wartości są bezwzględne. I we mnie samym dla siebie i myśląc siebie, nie wyrażam wartości w jednostkach, nie wyrażam w jednostkach cenności, wielkości, mocy, objętości, sensu, długości, szerokości, zawartości, celowości, siły, potencjału i wszystkiego tego, co próbujecie ująć w arabskie cyfry, nie wyrażam w jednostkach, bo to jest mną i we mnie samym bezpośrednio i bardzo daleko od was, którzy chodzicie po mnie, tak jak Dorota, która chodzi po mnie w momencie czasu oznaczonym według waszej rachuby jako rok 2013 po narodzeniu Jeszuy, który został Chrystusem, chociaż wiadomo, że urodził się kiedy indziej, co oczywiście nie ma żadnego znaczenia, bo nic nie ma żadnego znaczenia, wasze losy, ich losy, czyjekolwiek losy. Nic nie oznacza niczego, wszystko tylko jest, a ja to wszystko czuję swoim ciałem i widzę miriadami swoich oczu.” (302-303)

I tak właśnie jest.

Pieski, kotki, niespodzianki (Klimek Franciszek Jan)
Wierszyki dla dzieci. Z rymem i rytmem. Miłe, ciepłe, zabawne.

Korytarz (Ławrynowicz Marek) - Opowiadania. Od najdłuższego do najkrótszego; od najzabawniejszego, do najsmutniejszego. O śmierci i przemijaniu. Mądre, dobrze napisane. Cieszę się, że dane mi było je przeczytać (wędrująca książka).


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5172
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 31
Użytkownik: verdiana 31.01.2015 13:30 napisał(a):
Odpowiedź na: GRUDZIEŃ Przystanek M... | Marylek
Dwie ostatnie książki Huberatha rozczarowały mnie tak bardzo, że żadnej nie skończyłam. Czy w tej się coś potem zmienia, czy jest tak samo jak na początku?

Jaruzelska pisze, że wydawca zabronił jej pisać o zwierzętach?! Bez sensu. W tej drugiej książce o nich pisze, czytałaś już tę drugą? To znacznie wpływa na odbiór jej jako osoby i na ocenę książki - in plus.
Użytkownik: Marylek 31.01.2015 14:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Dwie ostatnie książki Hub... | verdiana
Nie, jest tak samo jak na początku. żadnego zwrotu akcji, nic. Podniosłam ocenę do 4, bo to jest porządnie zapisana książka, z wizją ale moje rozczarowanie było tak duże, że chyba już po kolejnego Huberatha nie sięgnę.

Tak, Jaruzelska poświęca jeden rozdział, właściwie rozdzialik swoim psom i kotom, po jednym zdaniu dosłownie i pod koniec tego rozdzialiku pisze coś w stylu: O zwierzętach mogłabym pisać w nieskończoność, ale wydawca zabronił.
Książki już nie mam, oddałam. Nie mam pojęcia, dlaczego wydawca zabronił. Pisze o swoich zwierzach bardzo ciepło, z sercem.

Tę drugą jej książkę czytałam wcześniej. :)
Użytkownik: verdiana 31.01.2015 14:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, jest tak samo jak na... | Marylek
To sobie daruję. Ale dam mu jeszcze szansę, jeśli coś wyda, bo wcześniejsze jego książki to była najlepsza fantastyka, jaką w życiu czytałam. Nie wierzę, że tak nagle się wypalił.

Zupełnie nie rozumiem tego działania wydawcy.
Użytkownik: imogena 31.01.2015 17:50 napisał(a):
Odpowiedź na: GRUDZIEŃ Przystanek M... | Marylek
Z Charlotte Link przeczytałam już chyba wszystko, z wyjątkiem "Grzechu aniołów", ale chyba w końcu się skuszę. A, i został jeszcze "Dom sióstr", ale ten się nie liczy, bo to nie kryminał ;)

"Lisią dolinę" też oceniłam na 5, bardzo mi się podobała, nie raziła przekombinowaniem ani przegadaniem, jak to czasem niestety u Link bywa. (Bo ja mam z tą autorką problem. Na każdą jej książkę najpierw się rzucam, potem mniej więcej do połowy albo do dwóch trzecich nie mogę się oderwać, po czym... różnie bywa. Niektóre zwroty akcji i rozwiązania są dla mnie nie do przyjęcia. Bardzo rozczarowały mnie "Koniec milczenia" i "Nieproszony gość" mimo że zaczynały się i do pewnego momentu rozwijały bardzo interesująco).
Użytkownik: Marylek 31.01.2015 18:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Z Charlotte Link przeczyt... | imogena
Mnie na razie podobało się wszystko, co przeczytałam Link, łącznie z "Domem sióstr", ale większość jeszcze przede mną. Mam już w domu "Ciernistą różę", jest obiecująco gruba :)

"Grzech aniołów" to książka niezbyt gruba i dość wcześnie wymyśliłam sobie rozwiązanie intrygi; OK, mówię sobie, teraz tylko sprawdzę, jaka to ja jestem sprytna. A otóż nie, jednak zdołała mnie autorka zaskoczyć pod koniec i bardzo sobie to cenię. Przeczytaj. Tylko nie patrz na tylną okładkę, bo wszystko sobie popsujesz, całe zaskoczenie!
Użytkownik: imogena 31.01.2015 18:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie na razie podobało si... | Marylek
Dzięki za ostrzeżenie. Już nieraz zdarzyło się, że opis z okładki trochę nadpsuł mi przyjemność z lektury.

Zapomniałam jeszcze w poprzednim komentarzu napisać o jednej rzeczy. Mam koleżankę, która naucza języka niemieckiego i dowiedziałam się, że we współczesnym niemieckim aż się roi od anglicyzmów (co jest zresztą ciekawym zwrotem - w końcu pierwotnie to angielski czerpał z niemieckiego). Na pracę coraz częściej mówi się "job", wywiad to "interview" - z przykładów, które zapamiętałam.
Użytkownik: Marylek 31.01.2015 18:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za ostrzeżenie. Ju... | imogena
Tak, polski też się nie ustrzegł tych wtrętów angielskich; a ostatnio byłam świadkiem, jak pracownik pewnej korporacji rozmawiał z kolega na temat "nowego promo" - uszy mi zwiędły. Całkiem nowy język to jest! Hermetyczny.

Co do opisów z okładki: czasem mam wrażenie, że ich autorzy czytają pierwsze 30-40 stron i coś tam piszą na tej podstawie. Na końcu umieszczają jakieś retoryczne pytanie. To jeszcze można znieść. Ale zdarzyło mi się czytać kryminał, na tylnej okładce którego opis zaczynał się od imienia i nazwiska mordercy i brzmiało to mniej więcej tak: "Jan Kowalski jest cenionym lekarzem i nikt nie przypuszcza..." Wrrrrr!!!

Od tamtego czasu omijam wzrokiem tylną okładkę, szczególnie w kryminałach. Czytam ja dopiero po skończeniu książki. :)
Użytkownik: Vemona 01.03.2015 00:03 napisał(a):
Odpowiedź na: GRUDZIEŃ Przystanek M... | Marylek
To już widzę, że "Krainę pierwiastków" przeczytam koniecznie. :)
Użytkownik: Marylek 01.03.2015 07:37 napisał(a):
Odpowiedź na: To już widzę, że "Krainę ... | Vemona
Bardzo to jest ciekawie napisane, a jednocześnie przystępnie. Polecam z całego serca!
Użytkownik: Vemona 02.03.2015 12:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo to jest ciekawie n... | Marylek
A ja zawsze lubiłam chemię... :)
Użytkownik: Marylek 02.03.2015 12:41 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja zawsze lubiłam chemi... | Vemona
Skoro tak - to jest zdecydowanie pozycja dla Ciebie. :)

Książka jest już pełnoletnia, dlatego w zamieszczonej na końcu poglądowej mapie (tablicy Mendelejewa) nie ma kilku ostatnio stworzonych pierwiastków. Ale to nie ma znaczenia - mapa pozostaje taka sama, są wszystkie naturalne oraz wytłumaczenie jak i po co tworzy się tę resztę.
Użytkownik: Vemona 03.03.2015 09:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Skoro tak - to jest zdecy... | Marylek
Przeżyję ten brak bez specjalnego problemu. :)
Za to cała reszta będzie bardzo ciekawa, zawsze mnie kuszą takie naukowe rozważania i wyjaśnienia.
Użytkownik: Marylek 03.03.2015 10:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeżyję ten brak bez spe... | Vemona
Mnie też! Bardzo lubię takie książki.
Użytkownik: misiak297 17.05.2015 10:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie też! Bardzo lubię ta... | Marylek
Oj, Marylko, w "Ślubnej sukni" coś się dzieje zwierzętom? (Oczywiście bez szczegółów proszę). To moja własna.
Użytkownik: Marylek 17.05.2015 11:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, Marylko, w "Ślubnej s... | misiak297
Kotkowi. Jednemu.

Owszem, jest to tylko epizod, dodatkowo pokazujący, uwypuklający nawet cechy charakteru pewnej postaci. I bez szczegółów, zaledwie jakieś pół strony tekstu. Ale ja się już zaczynam bać, gdy w powieści kryminalnej pojawia się jakiekolwiek zwierzę - wiesz, jak ta przysłowiowa strzelba w pierwszym akcie sztuki. Boję się, że to jest po coś. :(
Użytkownik: misiak297 17.05.2015 11:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Kotkowi. Jednemu. Ows... | Marylek
Mam tak samo...

Ech, no to temu autorowi chyba podziękuję bez czytania.
Użytkownik: Marylek 17.05.2015 12:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam tak samo... Ech, n... | misiak297
Miśku, może szkoda? Czytałam jeszcze Do zobaczenia w zaświatach (Lemaitre Pierre) - bardzo dobra powieść historyczna.

Jeśli chodzi o "Ślubną suknię" - trzyma w napięciu i rzeczywiście zaskakuje. Jako kryminał - bardzo dobra. Postacie - ciekawe psychologicznie. Wątek z kotkiem - zaskakujący i niepotrzebny, nie spodziewałam się, w ogóle zupełnie niczego nie zmieniłoby jego usunięcie. Żadne zwierzęta tam nie występują wątek jest marginalny, chodzi o ludzi i tylko o ludzi. Po co więc było to dodawać?

Skoro już wiesz - możesz po prostu opuścić to podczas czytania, zorientujesz się na pewno. Przewrócisz kartkę i zaczniesz od następnej strony. To gdzieś w środku książki jest.
Użytkownik: misiak297 17.05.2015 12:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Miśku, może szkoda? Czyta... | Marylek
Ależ ja wierzę w zalety tej książki:)

Może tak zrobię. Najpierw komuś pożyczę, żeby mi zaznaczył w tekście, a potem ominę. Zobaczymy.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 06.09.2015 14:17 napisał(a):
Odpowiedź na: GRUDZIEŃ Przystanek M... | Marylek
Całe szczęście, że mi schowka nie rozepchałaś - Witajcie w raju: Reportaże o przemyśle turystycznym (Dielemans Jennie) mam już dawno w schowku, dzięki http://miastoksiazek.blox.pl/2011/06/Zapomniec-o-raju.html#.Vewt1Zdaz78 ;)
Użytkownik: Marylek 06.09.2015 14:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Całe szczęście, że mi sch... | LouriOpiekun BiblioNETki
Naprawdę zrobiła na mnie wrażenie. Choć niby wszystko to (albo wiele z tego) wiemy, ale fakty zebrane razem w niewielkiej objętościowo książeczce znacznie bardziej mną wstrząsnęły.

Dzięki za link do bloga! :)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 06.09.2015 17:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Naprawdę zrobiła na mnie ... | Marylek
Po raz pierwszy mam zamiar przeczytać tego typu książkę, więc Tochmana będę miał w pamięci, ale na razie nie schowkuję :)

Blog Padmy poleciła mi bratowa - potem przez miesiąc siedziałem tylko nad nim, aż przeczytałem każdą notę o książkach - no i oczywiście rozepchałem schowek wówczas. Dzięki temu przeczytałem takie perełki jak m.in. Musimy porozmawiać o Kevinie (Shriver Lionel) , Rachuba świata (Kehlmann Daniel) czy Rebeka (Maurier Daphne du) albo Korona śniegu i krwi (Cherezińska Elżbieta) .

Do przeczytania po wpisach tam w schowku czekają np. Czułość wilków (Penney Stef) , Droga na Zachód (Guthrie Alfred Bertram Jr.) , Ewelina czyli Wyjście młodej panny na scenę świata: Romans z dzieł miss Burney (Burney Fanny (właśc. D'Arblay Frances Burney)) , Jak być kobietą (Moran Caitlin) , Marianna i róże: Życie codzienne w Wielkopolsce w latach 1889-1914 z tradycji rodzinnej (Fedorowicz Janina, Konopińska Joanna) , Prywatne życie Pippy Lee (Miller Rebecca) , Zabić ptaka (Ostrowska Ewa Maria (pseud. Zbyszewski Brunon lub Lane Nancy)) i wiele innych :)
Użytkownik: Marylek 06.09.2015 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Po raz pierwszy mam zamia... | LouriOpiekun BiblioNETki
Ja już kiedyś na tamten blog zaglądałam, pamiętam, jakie dobre wrażenie na mnie zrobił, ale na to, żeby przeczytać każdą notkę nie stać mnie czasowo. Wolę czytać książki, niż o książkach. Natomiast gdy szukam opinii o jakiejś konkretnej pozycji, ciekawie napisana recenzja jest nie do przecenienia.

Z wymienionych przez Ciebie tytułów tylko Kevina znam, a panią Cherezińską mam w planach. :)
Użytkownik: Marylek 06.09.2015 14:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Całe szczęście, że mi sch... | LouriOpiekun BiblioNETki
Kombinuję, jak by Ci jednak ten schowek rozepchać. Pozostając w temacie - czytałeś to? Eli, Eli (Tochman Wojciech)
Też sławny kurort, całkiem od drugiej strony. Jeszcze bardziej wstrząsające, bo ze zdjęciami.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.09.2015 15:55 napisał(a):
Odpowiedź na: GRUDZIEŃ Przystanek M... | Marylek
W ramach niepożyczania już absolutnie-niczego-więcej oprócz rzeczy, które koniecznie muszę przeczytać, dyskretnie przymawiam się o dziennik Hena i równie dyskretnie zapytuję, czy "Witajcie w raju" to Twoja własność?
Użytkownik: Marylek 06.09.2015 16:27 napisał(a):
Odpowiedź na: W ramach niepożyczania ju... | dot59Opiekun BiblioNETki
Hena odkładam dla Ciebie. "Witajcie w raju" moje, na ostatnim katowickim spotkaniu wywędrowało, o ile pamiętam do Epy. Jesteś więc w kolejce, do dogadania kto pierwszy, Ty czy Misiak (bo Lutek Misiakowi stoi szlabanem). ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.09.2015 16:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Hena odkładam dla Ciebie.... | Marylek
Misiak? Przecież on nie lubi reportaży! Jeśli będę pierwsza, to obiecuję nie odkładać, tylko przeczytać priorytetowo!
Użytkownik: Marylek 06.09.2015 16:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiak? Przecież on nie l... | dot59Opiekun BiblioNETki
No właśnie, jakoś im się role odwróciły: Misiaka zachęciłam, a Lutek staje okoniem. Że niby książek ma za dużo do przeczytania, hehehe...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.09.2015 17:22 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie, jakoś im się ... | Marylek
A jest tu w ogóle ktoś, kto nie ma za dużo? :-)
Użytkownik: joanna.syrenka 06.09.2015 18:47 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie, jakoś im się ... | Marylek
:-)
Użytkownik: misiak297 23.10.2015 18:11 napisał(a):
Odpowiedź na: GRUDZIEŃ Przystanek M... | Marylek
Mnie kreacja Justyny - bohaterki z jednej strony rzucającej życie w diabły i popełniającej ten sam błąd z przeszłości, a z drugiej - nieco ograniczonej i egoistycznej jest bardzo ciekawa. Siesicka ma zdolność do ujmowania sedna w jednej scenie czy dialogu. Przyznaję jednak, że wolałbym, żeby ta książka miała więcej stron.
Użytkownik: Marylek 23.10.2015 19:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie kreacja Justyny - bo... | misiak297
Owszem, pomysł na taką postać jest bardzo ciekawy. Ale Siesicka zmarnowała ten pomysł traktując go tak strasznie skrótowo. Przez to też postać bohaterki uległa spłyceniu.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: