Dodany: 17.12.2015 14:17|Autor: LouriOpiekun BiblioNETki

Czytatnik: Półka pełna książek do przeczytania

2 osoby polecają ten tekst.

Kac czytelniczy


Niedawno na "Mieście książek" Padma umieściła wpis (http://miastoksiazek.blox.pl/2015/12/Pozegnanie-z-Annika-Liza-Marklund-Zelazna-krew.html ), w którym zwróciło moją uwagę takie zdanie:

"Zdarza się, że nie mam ochoty na czytanie - czy to z przemęczenia, czy też dlatego, że niedawno przeczytałam coś wyjątkowego i cierpię na tzw. czytelniczego kaca."

Ponieważ obecnie odczuwam jakąś jesienną deprechę i niemoc czytelniczą, zacząłem się zastanawiać, czy czasem nie jest to właśnie ów KAC?

Ostatnio coś na ten kształt miałem po lekturze Niewidomy w Ghazie (Huxley Aldous) - autor nakreślił tam tak doskonale rysy niemal wszystkich główniejszych bohaterów, że (pozytywną) czkawką odbijało mi się to długo! Począwszy od przeczytanej jako następna Chłopcy (Montherlant Henry de) (kontrast był tak ogromny, że z pewnością Montherlant otrzymał co najmniej 1 ocenę niżej, niż gdybym czytał go po czymś słabszym) aż po Przeminęło z wiatrem (Mitchell Margaret) - czytane niemal 2 miesiące później, ocenione wysoko, acz z przytykiem do poziomu literackiego kreślenia postaci (vide: dyskusja z Misiakiem Brzydcy piękni ludzie ).


Zacząłem się też zastanawiać, czy i jakie były inne przypadki "czytelniczego kaca" w mojej historii czytania (tu ukłon w stronę pana A. Manguela)? I parę przykładów znalazłem:

- po Ulisses (Joyce James) czytałem Maskarada (Pratchett Terry) i - mimo że Pratchett zawsze dobrze pisze - to czułem bardzo mocno, jak miałką literaturą jest w porównaniu z Joyce'em

- podobnie chyba przeintelektualizowałem się Jak działa umysł (Pinker Steven) - kiepsko po niej przyjąłem polecaną przez ówczesną dziewczynę Jesienna miłość (Sparks Nicholas) (2.0), nie zainteresowała Alicja w Krainie Czarów (Carroll Lewis (właśc. Dodgson Charles Lutwidge)) (3.0), "Harfa traw" Capota, mimo magicznego tytułu, otrzymała też tylko 3.0, Paragraf 22 (Heller Joseph) takoż na 3.0, w ogóle nie śmieszył ani nie pobudził do myślenia, potem jeszcze "Don Kichota" po 1 tomie porzuciłem... chyba pół roku później trafiłem dopiero na lepszą książkę - Ciało obce (Ziemkiewicz Rafał A. (Ziemkiewicz Rafał Aleksander)) (5.0)

- pierwsze 2 tomy PLO Grzędowicza także zostawiła niezatarte wrażenie - nawet ostatni tom HP wypadł blado, czytany parę książek później

- po Imię wiatru (Rothfuss Patrick) również była cała seria słabiaków, przecięta doskonałym zbiorem Historia twojego życia (Chiang Ted)

- Korona śniegu i krwi (Cherezińska Elżbieta) wreszcie poprzedziła 6 lektur poniżej 4.0



A czy Wy, drodzy BNetkowicze, miewacie podobnie? Czy potraficie sobie przypomnieć takie chwile, gdy książka, którą przeczytaliście, tak mocne wywarła na Was wrażenie, że mieliście ochotę na pewną pauzę w czytelnictwie, albo zwyczajnie kolejne lektury wydały się Wam nijakie i niesatysfakcjonujące?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4009
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 19
Użytkownik: Marylek 17.12.2015 15:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Niedawno na "Mieście ksią... | LouriOpiekun BiblioNETki
Dla mnie to kwestia skali. I nie mam żadnych trudności z rozdzieleniem skal, z klasyfikacją tego, co czytam, dlatego nie obniżyłabym oceny wierszykom dla dzieci tylko dlatego, że przed nimi czytałam Szymborską. W ogóle porównanie, dajmy na to Pratchetta z Joycem wydaje mi się niestosowne, wręcz kuriozalne. To dla mnie tak, jakbyś porównywał kiełbasę z rożna lub chleb ze smalcem i ogórkiem jedzony na jarmarku, z wykwintnym daniem w eleganckiej restauracji. Nie możesz. Możesz to danie porównać z innym w podobnej klasy knajpie, a kiełbasę z inną kiełbasą przeznaczoną na rożen. Wtedy ma to sens i jest racjonalne. Jeśli jedynym kryterium jest fakt, że jedno o drugie nadaje się do jedzenia, to jest to dla mnie za mało. Można porównywać książki tylko w obrębie tego samego gatunku.

Ja mam inny problem: własne zawyżone oczekiwania. Czasem, nawet dość często, nastawiam się na coś, biorąc pod uwagę recenzje lub opinie Biblionetkowiczów. I nie ma znaczenia, czy to dzieło uznane za wielkie, czy kryminał, pastisz czy fantasy. Ważne jest to, że gdy polecane jako świetne w swojej klasie, ja się na tę świetność nastawiam. A odbiór książki zawsze jest subiektywny. I wtedy rozczarowanie moje sprawia, że obniżam ocenę. Tak było ostatnio na przykład z Uległość (Houellebecq Michel). Nastawiałam się na niezwykłe odkrycia, na powalającą na kolana analizę socjologiczną. Niczego nowego się nie dowiedziałam, akcja miałka, bohater odstręczający, reakcje społeczne, niestety, przewidywalne.

Dlatego staram się nie czytać o książce, którą mam w planach. W strachu przed rozczarowaniem właśnie. A odkrycia książek dla mnie wspaniałych i genialnych są najczęściej przypadkowe.

Na niemoc czytelniczą raczej nie cierpię, tylko na krytykanctwo i niemożność wyboru. Często jest tak, że sięgam po książkę i po kilku stronach porzucam, odkrywając że nie mam na nią chęci lub nastroju. Sięgam więc po inną. To samo. I jeszcze kolejną i kolejną... Czasem znajduję lekturę, która mi akurat leży po kilku próbach dopiero!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 17.12.2015 15:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie to kwestia skali... | Marylek
"W ogóle porównanie, dajmy na to Pratchetta z Joycem wydaje mi się niestosowne, wręcz kuriozalne."

Ależ oczywiście! Nie da rady się tak różnej literatury porównywać, tylko że... wystawiam im oceny na BNetce. I jasne jest, że ocena ocenie nierówna (zauważ proszę, że "Ulisses" dostał ode mnie 5.0, a "Maskarada" 4.5 - gdybym miał porównywać poziomy, to jasne, że "Maskarada" wciągnięta do ligi Joyce'a nie dałaby rady wyciągnąć ponad 2.5!) - ale jakoś ocenić musiałem ;) I mimo prób obiektywizmu (w ramach własnego gustu) obawiam się, że wysokość wystawianej oceny jest zależna nie tylko od naszego odbioru, ale także od zupełnie niezależnego od książki nastroju, a i od "tonu", w który wprawić nas mogła inna książka. I dlatego uważam, że wówczas przydarzył się mi "kac czytelniczy" - bo "Ulisses" zaburzył proces oceniania swoim trudnym do uciszenia echem!

Teraz mi się przypomniało, że KOLOSALNE echo, zagłuszające wręcz parę następnych lektur, wywarła na mnie Musimy porozmawiać o Kevinie (Shriver Lionel) .


"Często jest tak, że sięgam po książkę i po kilku stronach porzucam, odkrywając że nie mam na nią chęci lub nastroju. Sięgam więc po inną. To samo. I jeszcze kolejną i kolejną..."

No to jest "piękny", podręcznikowy wręcz przykład czytelniczego kaca ;D
Użytkownik: Marylek 17.12.2015 15:56 napisał(a):
Odpowiedź na: "W ogóle porównanie, dajm... | LouriOpiekun BiblioNETki
" "Maskarada" wciągnięta do ligi Joyce'a "
No właśnie nie dałoby rady, bo liga piłki nożnej, to nie liga siatkówki nie możesz więc porównywać dwóch graczy z tych dwóch lig, tylko dlatego, że obydwaj używają piłki! :-)

" I mimo prób obiektywizmu (w ramach własnego gustu) obawiam się, że wysokość wystawianej oceny jest zależna nie tylko od naszego odbioru, ale także od zupełnie niezależnego od książki nastroju, a i od "tonu", w który wprawić nas mogła inna książka."

Tu - pełna zgoda. A nawet od stanu zdrowia. Pamiętam sytuację, gdy leżąc chora w łóżku czytałam grubą książkę, którą trudno mi było utrzymać w rękach z uwagi na jej gabaryty i własną słabość. Obawiam się, że zaniżyłam jej ocenę, strasznie mnie denerwowała i chciałam ją szybko skończyć. Być może po części drażniła mnie dlatego, że pokazywała mi własną słabość, psując mi tym humor. Tytułu nie podam. ;)

Pamiętam też inną, która pomogła mi w ciężkiej chwili zapomnieć o istniejącym wokół świecie i przetrwać, a po jakimś czasie odkryłam, że różni wyrafinowani czytelnicy stawiają jej liczne zarzuty. Nie jesteśmy obiektywni, ale na tym też polega magia książek i radość czytania - możemy być nieobiektywni nie krzywdząc nikogo.

Jest też tak, że ta sama książka czytana przez tego samego czytelnika w różnych okresach życia, może być odbierana różnie. Zdarzyło Ci się coś takiego? Bo mnie tak. Z Pratchettem właśnie. :-)


"No to jest "piękny", podręcznikowy wręcz przykład czytelniczego kaca ;D"

Taaak?... Ale przecież ja cały czas coś czytam! :-p
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 21.12.2015 15:10 napisał(a):
Odpowiedź na: " "Maskarada" wciągnięta ... | Marylek
To zdradź chociaż tytuł tej dobrej na chorobę - wiadomo, że gdy ciało mdłe, to i umysł przyjmuje chętniej kleiki duchowe ;)

Co do czytania w różnych okresach życia - odkąd odkryłem BNetkę, a w niej schowany Schowek, to już nie za bardzo mam czas na powtórki ;) Na pewno przypominam sobie 3 takie przypadki zmiany odczuć:

"Księga Urwisów" - akcja nadal ciekawa, ale drażni agitka "wrogów ludu", która nie narzucała się tak, gdy miałem te mniejsze naście lat
"Podróże doktora Dolittle" - będę niedługo czytał memu pięciolatkowi - sam byłem zachwycony, gdy czytałem przed 10 rokiem życia - ale jak sięgnąłem mając dwadzieścia kilka - co za naiwna przypowiastka!
"Buszujący w zbożu" - zachwyciło w VIIIkl. podstawówki, wymęczyło powtórzone parę miesięcy temu :/

Ale powtórki planuję (Książki do powtórki ), i zobaczymy, czy nie trafi mnie kac, albo co gorsza - womitacja ;D
Użytkownik: Marylek 21.12.2015 18:21 napisał(a):
Odpowiedź na: To zdradź chociaż tytuł t... | LouriOpiekun BiblioNETki
Z "Buszującym w zbożu" miałam dokładnie to samo: zachwyciło mnie w czasach licealnych, próbowałam ponownie kilka lat temu - łomatkojodyno! Tego się nie dało czytać, naiwne jakieś, zupełnie nie przemawiało już do mnie.

Ów kleiczek na chorobę to Filary ziemi (Follett Ken) Nic mi nie wchodziło, martwiłam się strasznie i byłam nerwowa (delikatnie mówiąc. Tak naprawdę - rozhisteryzowana). Follett mi wszedł jak po maśle, a po skończeniu odkryłam, że mam nieoczekiwanie dystans do rzeczywistości.

Jeszcze inną taką sytuację pamiętam: zaraz po studiach byłam taka mądra, ambitna i z wszystkimi pozjadanymi rozumami czytelniczymi (specjalizacja: literaturoznawstwo, hehe), że przestałam czytać beletrystykę. Otóż-albowiem-mianowicie doszłam do wniosku, że już wszystko przeczytałam, co wartościowe, został sam chłam i szkoda życia. Czytałam tylko literaturę popularnonaukową, eseje, czasem jakiś reportaż. I wtedy koleżanka przyniosła mi książkę. - Co to jest? - pytam. - Powieść? Ja powieści nie czytuję. >foch<
Ale koleżanka jakimś cudem przekonała mnie, że tę jedną jedyną powieść powinnam jednak przeczytać, choćby to miała być ostatnia powieść w moim życiu. Nie była. Była wstrząsem i olśnieniem, pokazała mi jak mało wiem. To był Egipcjanin Sinuhe (Waltari Mika)

A z Pratchettem bło tak, że przeczytałam Ruchome obrazki (Pratchett Terry) , wydało mi się jakieś słabe i dałam 3. Bo to już w czasach Bilionetkowych było. Po kilku latach powtarzałam Świat Dysku, wzięłam tę "słabą" książkę i oderwać się nie mogłam, nie wspominając już o tym, jaka to genialna metafora przemysłu filmowego! Zmieniłam ocenę na 6, to jeden z najlepszych Pratchettów!

Do książek z dzieciństwa boję się wracać, właśnie z obawy przed rozczarowaniem. Szkoda mi tamtych wzruszeń... ;)
Użytkownik: Czajka 17.12.2015 18:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie to kwestia skali... | Marylek
Marylku kochany, ja też nie mam problemem ze skalą czy ligą (albo dyscypliną). Oceniam książki w ich kategorii wagowej. No ale zdarzają się sytuacje, że zaraz po wyjściu z wykwintnej restauracji załapujesz się na kiełbasę z rożna. I wtedy cierpisz trochę i odczuwasz całą przyziemność i cebulowość kiełbasy. Chociaż wsama w sobie nie jest zła. Może być nawet pyszna.
Jak wiadomo, ja bardzo lubię Musierowicz. I stawiam jej wysokie oceny i wiem za co. Ale raz zdarzyło mi się czytać ją od razu (nie pamiętam po kim dokładnie, ale powiedzmy) po Prouście. Widać wtedy różnicę stylu. I nie da się uniknąć porównania. :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 21.12.2015 15:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Niedawno na "Mieście ksią... | LouriOpiekun BiblioNETki
Raczej mi się nie zdarza, żeby przeczytanie rewelacyjnej książki wpłynęło na gorszą ocenę czytanej po niej innej książki, chociaż zdarza mi się nieco podobne zjawisko, ale na niższym poziomie (czyli wśród książek, których raczej nie oceniam ekstremalnie) i w obie strony. Np. ze skandynawskimi kryminałami albo amerykańskimi thrillerami mam tak: lekturze A postawiłam, załóżmy, czwórkę, po czym biorę lekturę B i mam świadomość, że gdybym ją czytała w izolacji od innych okazów tego gatunku, może bym i dała 4, ale gdy sobie wyliczę jej niedoskonałości w porównaniu z lekturą A, to mam dwa wyjścia: albo A podbić na 4,5, albo B spuścić ocenę na 3,5.
Natomiast po tytułach, które mnie rzucają na kolana, mam tak, że póki nie napiszę recenzji, nie czytam nic innego, co najwyżej robię sobie mikropowtórkę z czegoś znanego i kochanego (parę wierszy ulubionego poety, jedno opowiadanie z Muminków, kilka rozdzialików z Doroszewskiego lub Miodka). Po przelaniu wrażeń na papier (co na ogół nie trwa dłużej niż 2-3 dni) czuję się odblokowana i mogę się brać za następną lekturę. Przy czym wtedy się wyjątkowo staram, żeby nie należała do tego gatunku co poprzednia; jeśli była to powieść obyczajowa, "przekąszam" sobie czymś popularnonaukowym albo publicystyką historyczną, jeśli literatura faktu - poezją albo fantasy itd.
Użytkownik: joanna.syrenka 29.12.2015 01:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Raczej mi się nie zdarza,... | dot59Opiekun BiblioNETki
Też się łapię na takim ocenianiu: "Hmmm, książkom A i B wystawiłam po piątce, chociaż A to lektura dla dzieci, a B to monumentalna biografia, nad którą autor pracował latami - czyż nie powinnam tego uwzględnić?" - ale przestałam mieć już takie dylematy. Po prostu w danym momencie książki A i B podobały mi się na taką właśnie ocenę i koniec. Może jak za parę lat wrócę do lektury, to inaczej ocenię.
Użytkownik: sowa 29.12.2015 02:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Też się łapię na takim oc... | joanna.syrenka
O, jak miło. Bo ja tak samo - machnąwszy ręką na skale i dylematy komparatystyczne, oceniam zgodnie z uczuciem w danym (lekturowym) momencie. I czasami później nie mogę sobie przypomnieć, o czym była powieść, którą oceniłam, powiedzmy, na 5 - wiem tylko, że jej przeczytanie musiało mi w swoim czasie sprawić sporą przyjemność/zrobić duże wrażenie/czy jakoś tam jeszcze usatysfakcjonować czytelniczo. Dzięki temu, rzecz zabawna, oceny stają się swego rodzaju pamiętnikiem, zapisem minionych chwil z książką.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 29.12.2015 08:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Też się łapię na takim oc... | joanna.syrenka
A, ocena to jedna strona medalu.
Pisząc "kac czytelniczy" myślałem jednak bardziej o doznaniach czytelniczych - o odczuwaniu mniejszej przyjemności z czytania czegoś lżejszego kalibru po lekturze, która zrobiła kolosalne wrażenie albo która była tak obfitą ucztą czytelniczą, że przez jakiś czas wszystko co się weźmie do ręki jest jak owa musztarda po obiedzie ;)
Użytkownik: joanna.syrenka 29.12.2015 12:52 napisał(a):
Odpowiedź na: A, ocena to jedna strona ... | LouriOpiekun BiblioNETki
O tym ocenianiu to tak na marginesie wyszło. :-)
Użytkownik: Rbit 30.12.2015 12:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Niedawno na "Mieście ksią... | LouriOpiekun BiblioNETki
I mnie zdarza się odczuwać coś na kształt czytelniczego kaca. Przyrównałbym to do uczucia po ciężkiej, wymagającej skupienia, pracy, z efektów której jesteśmy zadowoleni. Następuje odprężenie i niechęć do wysiłku. Pamiętam na przykład, jak po napisaniu pracy magisterskiej, czy dyplomowej nie byłem w stanie przez kilka dni skupić się na czymkolwiek, poza najprostszymi czynnościami.

Dlatego też po najlepszych lekturach, gdy człowiek wykrzykuje sobie w duchu "ależ to było dobre", nawet nie staram się sięgać po kolejne lektury. Próbowałem kilkukrotnie - nie byłem w stanie przejść poza kilka stron. Jeszcze "siedziały" we mnie poprzednie wrażenia czytelnicze.

Czyli moim lekarstwem jest abstynencja - nie zabijam klina klinem :)

Jeśli kac trwa dłużej do kuracji dochodzi inny lek. Ponieważ kac zazwyczaj dotyczy literatury pięknej i odstręcza mnie od takowej - biorę się za literaturę popularnonaukową. I czytam ją tak długo, aż zatęsknię do powieści. W tym roku miałem tak z Moby Dick czyli Biały Wieloryb (Melville Herman) po którym musiałem zaaplikować sobie aż cztery pozycje pozaliterackie. Ze starszych czasów pamiętam, że podobne wrażenie wywarły ma mnie Gubernator (Warren Robert Penn) Sprawa pułkownika Miasojedowa (Mackiewicz Józef (pseud. Lutosławski Roman lub Romanowska Felicja)) czy najlepsze powieści Parnickiego.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 31.12.2015 12:14 napisał(a):
Odpowiedź na: I mnie zdarza się odczuwa... | Rbit
No, Ty zawsze masz kilka pozycji naraz w czytaniu, więc teoretycznie możesz wybierać to, co akurat najmniej porusza "kacową głowę" :) A po popularnonaukowych kaca nie miewasz?
Użytkownik: Rbit 31.12.2015 13:00 napisał(a):
Odpowiedź na: No, Ty zawsze masz kilka ... | LouriOpiekun BiblioNETki
W przypadku dobrej pozycji popularnonaukowej, to ja zamiast mieć kaca raczej wpadam w cug. Czyli zainteresowany tematem, korzystając z bibliografii i przypisów sięgam po kolejne pozycje tak długo, aż w danym temacie uznam ciekawość za wystarczająco zaspokojoną, albo się danym tematem znudzę. Niekiedy zainteresowania utrzymują się dość długo z różnym natężeniem. Aktualnie u mnie na topie jest po pierwsze kognitywistyka i neuronauki, po drugie relacja nauka-religia.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 03.01.2016 13:01 napisał(a):
Odpowiedź na: W przypadku dobrej pozycj... | Rbit
Zastanawiałem się nad tym, i chyba wiem, dlaczego tak jest. Otóż - podobnie jak wtedy, gdy jesteśmy zachwyceni jakąś sagą/cyklem i chcemy czytać kolejne tomy - tak podobnie jest za nauką. A ponieważ na razie nie zanosi się, byśmy kiedykolwiek dotarli do granic poznania naukowego, to książki popularnonaukowe zanoszą się na fascynującą, nieskończoną sagę (oczywiście mogą zdarzać się źle napisane albo niezrozumiałe). A to chyba gwarantuje co najwyżej "pójście w cug" - i kontakt z codziennością można wówczas utracić ;)

Twój "top" także i mię się podoba, dla mnie doszłoby jeszcze tropienie paranauki i roztrząsanie filozofii zabobonów, oraz matematyka+fizyka+astronomia.
Użytkownik: Pok 30.12.2015 13:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Niedawno na "Mieście ksią... | LouriOpiekun BiblioNETki
Chyba i mnie ostatnio dopadł lekki kac czytelniczy, bo ostatnie pięć ocen, jakie wystawiłem to same 4... Najbardziej to widać po Ojciec i syn: Powieść z czasów Mieszka I (Bunsch Karol), bo pierwszy tom oceniłem na 5,5. Coś nie mam obecnie nastroju na powieści. Może gdybym trafił jakąś naprawdę dobrą, to by mi się odmieniło? Dlatego dla odmiany skupiam się teraz na książkach niebeletrystycznych. Oby w przyszłym roku mi się odmieniło.
Użytkownik: Pok 30.12.2015 13:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba i mnie ostatnio dop... | Pok
Ale wtopa, takie brzydkie powtórzenie zrobić :/ Szkoda, że nadal nie można edytować komentarzy...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 31.12.2015 12:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale wtopa, takie brzydkie... | Pok
Może to książkowa "pijacka czkawka" ;D

Czyli także zmieniasz typ literatury - może to jakiś sposób?
Użytkownik: Pok 31.12.2015 13:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Może to książkowa "pijack... | LouriOpiekun BiblioNETki
Pijacka czkawka to będzie jutro ;)
Ale może coś w tym jest.

Zmiana typu literatury jest chyba dobrym sposobem na nabranie dystansu. Lepsze to niż przerwa w czytaniu, a znowu czytać na siłę też nie ma sensu.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: