Dodany: 08.12.2005 20:36|Autor: Krzysztof

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: W stronę Swanna
Proust Marcel

4 osoby polecają ten tekst.

O muzyce i uczuciach


Są kobiety, których tajemny magnetyzm przyciąga mężczyzn tym silniej, im lepiej je zdołają poznać; które oczarują nas tylko wtedy, gdy oddamy im cały swój czas, całą uwagę. Taka też jest powieść "W stronę Swanna", dzieło Marcela Prousta. Nie można jej czytać nieuważnie, mając wolną tylko chwilkę, między jednym zajęciem a drugim - jak powieść sensacyjną. Długie zdania oraz brak akcji w powieści pomyślanej jako pamiętnik wymagają skupienia, uważnej lektury, wewnętrznego wyciszenia czytelnika, ale jest to trud zwrócony wielokrotnie.

Bohaterkami tej poetyckiej powieści, o której ktoś powiedział, że jest wrażeniem, ulotnością i wspomnieniem, są Piękno i Miłość; o ich przeżywaniu i dostrzeganiu, o ich tajemnicy i przemożnym wpływie na nas pisze Proust. Zwykłe doznania: widok wieży kościoła, drzewa w słońcu stojącego, zapach przydrożnych ziół, przywołują u niego ciepłe wspomnienia przeszłości, a bywa, że stają się początkiem intelektualnej przygody - zaczynem myśli wnikającej w tajemnicę przeżywania naszych uczuć i świata wokół nas.

W tej powieści bzy stają się „giętkimi kibiciami hurys, które swoją skąpaną w słońcu urodą prześcigają wiosenne nimfy”*; drzewa o żeńskich imionach, zespalając w wyobraźni autora piękno flory z urokiem kobiet, zamieniają się w driady; „fiołek zgina łodygę pod ciężarem kropli zapachu”**; kwitnące głogi stają się tajemnicą piękna, do której wraca, niesyty, w bezradnych próbach zdefiniowania jej uroku, a pamięć pospołu z wrażliwością przywołują coraz to inne obrazy i porównania.

Zadziwiająco trafne są spostrzeżenia autora o ludzkich zwyczajach i sposobach reagowania, o naszym postrzeganiu świata i ludzi; o tym, co najgłębiej w nas tkwi, czasami nieuświadomione, czasami ledwie przeczuwane, niemożliwe do nazwania i zdefiniowania; tę całą wiedzę tajemną o nas Proust, przecież nie psycholog, ale jakże wyborny znawca ludzkich dusz, samotnik, ale jednocześnie doskonały znawca życia, potrafi podać nam w zdaniach logicznie zbudowanych, w sposób jasny, a jednocześnie tak niezrównanie elegancki i poetycki, że zatrzymujemy się, uderzeni celnością czy odkrywczością jego myśli, chłoniemy słowa, w których ona tkwi, i gdy w końcu oderwiemy się i pójdziemy dalej, pragnienie ponownego przeżycia chwil wzruszenia, olśnienia lub zadumy każe nam po wielekroć wracać do tamtych słów. Mimo swojego mistrzostwa w opisywaniu naszych wewnętrznych stanów, autor przyznaje się do bezradności, uznając wiele z tego, co odczuwamy, za nieprzetłumaczalne na słowa, za wyłącznie nasze, pozostające w sferze odczuć; w jakże często dziwnym biegu naszych skojarzeń, w praźródłach naszych uczuć, w przeżywanych emocjach, dostrzegając coś wyłącznie naszego: tajemny język ludzkiej duszy - twórczyni i nosicielki naszych miłości.

Marcel Proust opisuje czarujący świat, do którego kobieta wnosi sobie tylko właściwe, bo bez niej nieistniejące, piękno; opisuje zadziwiające łączenie się w jedność czaru muzyki i urody kobiecej twarzy, tego „splotu pięknych i subtelnych linii”***: zagubienie wszystkiego, co rozumowe i wychodzenie poza siebie - w przesycony jej urokiem świat poezji, w którym szept wiatru jest jej szeptem, pocałunki są kwiatami na majowej łące, a w dźwiękach sonaty fortepianowej ukryta jest tajemnica ich uczucia. Melodia tej sonaty powraca w powieści jak echo nieszczęśliwie zakochanej nimfy Echo; staje się nieodłączną częścią uczucia Swanna, cudownie zespalając przeżywanie piękna i miłości. W urokliwych i pełnych głębi myśli rozważaniach, z muzycznej frazy czyniąc zachwycającą istotę, która dla pokazania bogactwa naszej duszy zstąpiła z niebios, Proust dochodzi tam, gdzie wróżka zaprowadziła Sokratesa: ku idei piękna, tam, gdzie krainy szczęśliwości zajmowane przez istoty nadprzyrodzone. W słowach pełnych czaru poezji autor nawiązuje tutaj do idei starożytnego świata, w jedno splatając swoje myśli z myślami Platona: spotkanie dwóch idealistów, których tyle wieków dzieli.

W opisach przeżywania muzyki znalazłem swoje własne fascynacje, te wyjątkowe chwile, gdy po przebrzmieniu ostatnich tonów utworu zadaję sobie pytanie o źródła takiego piękna w umyśle kompozytora, a w pytaniu tym jest oczarowanie, ale i jakaś dziwna bezradność, i chyba także zazdrość: ach, widzieć to, co widział i czuć to, co czuł Beethoven komponując swój koncert skrzypcowy!

Zazdrość - ów „cień miłości”****, to w powieści Prousta misterna sieć upleciona z półsłówek, spojrzeń, zasłyszanych wieści, w końcu domysłów i podejrzeń kochanka, w której ten zaplątuje się coraz bardziej, świadomy swojego szaleństwa, a mimo to pragnący chorować dalej. Bo miłość, obok piękna, była dla Marcela Prousta sensem i treścią życia.

Po kupieniu tej książki (a mam śliczne wydanie, z reprodukcją "Maków" Claude'a Moneta na okładce!), przeczytałem może ze dwadzieścia stron i zniechęcony - odłożyłem ją. Później, namówiony przez znajomych, sięgnąłem po nią ponownie; teraz dziękuję autorowi za niezapomniane chwile spędzone nad jego powieścią.


---
* Marcel Proust: "W stronę Swanna", tłum. Tadeusz Boy Żeleński, wyd. Prószyński i S-ka 2004, tekst oparto na wydaniu PIW, Warszawa, 1965. Właściwie nie jest to cytat, ponieważ jedynie posłużyłem się słowami autora, znacznie je zmieniając. Oto dosłowny cytat ze strony 145: „Zanim jeszcześmy tam doszli, spotykał nas zapach tamtejszych bzów, wybiegających naprzeciw przybyszom. One same spośród zielonych i świeżych serduszek swoich liści wznosiły ciekawie ponad sztachety pióropusze białe lub lila, lśniące - nawet w cieniu - połyskiem słońca, w którym się poprzednio skąpały. Niektóre, na wpół zasłonięte domkiem odźwiernego, murowanym z cegły, sterczały ponad gotycki daszek swoim różowym minaretem. Wiosenne nimfy wydawały się pospolite przy tych młodych hurysach, które w owym francuskim ogrodzie zachowały żywe i czyste tony perskich miniatur. Wbrew żądzy objęcia ich giętkiej kibici i przyciągnięcia do siebie gwiaździstych puklów ich pachnących głów, przechodziliśmy, nie zatrzymując się”.
** Tamże.
*** Tamże, str. 228.
**** O zazdrości jako cieniu miłości pisze Proust na stronie 275.


Jeszcze przepiszę fragment rozmyślań Prousta, a to dlatego, że mógłyby być esencjonalnym - obok wielu innych, równie pięknych miejsc - streszczeniem całej powieści:

„Toteż strona Meseglise i strona Guermantes wiążą się dla mnie z wieloma drobnymi wydarzeniami owego życia, które wśród wszystkich naszych różnorodnych i równoległych żywotów najobwitsze jest w zdarzenia, najbogatsze w przygody: mam na myśli życie intelektualne. Bez wątpienia postępuje w nas ono nieznacznie, a odkrycie prawd, które zmieniły nam jego znaczenie i wygląd, które nam otwarły nowe drogi, przygotowywaliśmy od dawna, ale bezwiednie; liczą się one dla nas jedynie od dnia, od minuty, w której się nam stały widzialne. Kwiaty, które igrały wówczas na łące, woda, która przepływała w słońcu, cały otaczający je krajobraz dalej towarzyszy ich wspomnieniu swoją nieświadomą lub roztargnioną twarzą; i z pewnością ten kącik przyrody, ten skrawek ogrodu, uparcie oglądane wzrokiem skromnego przechodnia, marzącego dziecka (...) nie mógłby przeczyć, że to dzięki niemu dane im będzie przetrwać w ich najbardziej ulotnych zjawiskach; a przecież ten zapach głogów wabiący wzdłuż żywopłotu, gdzie niebawem zastąpi go dzika róża, odgłos kroków bez echa na ścieżce, bańkę utworzoną na wodoroście przez strumień i pękającą natychmiast - wszystko to zachwyt mój uniósł i dał temu przetrwać tyle lat, podczas gdy dokoła drogi się zatarły i pomarli ci, co je deptali, i zginęło wspomnienie tych, co je deptali". (Tamże, strona 187 i następna).

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 45506
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 62
Użytkownik: Czajka 15.12.2005 04:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Są kobiety, których tajem... | Krzysztof
Krzysztofie, chciałabym serdecznie Ci podziękować za tę przepiękną recenzję.
To prawda że łatwo zniechęcić się do powieści Prousta, ale warto do niej wrócić, ponieważ każdy nasz powrót "W stronę Swanna" odpłaca nam swoją rosnącą urodą. Kiedy myślę o tej lekturze, nasuwa mi się tylko jedno słowo: oczarowanie. Parafrazując metaforę Prousta chciałoby się powiedzieć: zanurzmy tę powieść w naczyniu naszej cierpliwości.

"I nagle wspomnienie zjawiło mi się. Ten smak, to była magdalenka cioci Leonii. W niedzielę rano w Combray (ponieważ tego dnia nie wychodziłem przed godziną mszy), kiedy szedłem do pokoju cioci Leonii powiedzieć jej dzień dobry, dawała mi kawałek ciasta, zmoczywszy je w herbacie lub w naparze kwiatu lipowego (...)
I jak w owej zabawie, w której Japończycy zanurzają w porcelanowym naczyniu pełnym wody kawałeczki papieru z pozoru byle jakie, które, ledwo się zanurzywszy, wydłużają się skręcają, barwią, różniczkują się, zmieniając się w kwiaty, w domy, w wyraźne osoby, tak samo teraz wszystkie kwiaty z naszego ogrodu i z parku pana Swanna i lilie z Vivonne, i prości ludzie ze wsi, i ich domki, i kościół, i całe Combray, i jego okolice, wszystko to, przybrawszy kształt i trwałość, wyszło – miasto i ogrody – z mojej filiżanki herbaty."
Marcel Proust: "W stronę Swanna", tłum. Tadeusz Boy Żeleński, wyd. PIW, Warszawa, 1992
Użytkownik: Czajka 15.12.2005 10:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Są kobiety, których tajem... | Krzysztof
I jeszcze jeden fragment o głogach:
"U szczytu gałęzi – niby róże w doniczkach okrytych koronkowym papierem, których wątłe race zapalają się na ołtarzu w wielkie święta – roiło się mnóstwo pączków o bledszym odcieniu; rozchylając się ukazywały, niby na dnie pucharu z różowego marmuru, krwawą czerwień i zdradzały, bardziej jeszcze niż kwiaty, swoistą, nieodpartą esencję tego głogu, który gdziekolwiek pączkował, gdziekolwiek miał zakwitnąć, nie mógł tego uczynić inaczej niż na różowo. Wpleciony w żywopłot, ale równie od niego odmienny jak młoda, odświętnie ubrana dziewczyna pośród osób w zwykłym odzieniu, mających zostać w domu, całkowicie gotowy do majowego nabożeństwa, którego już zdawał się stanowić cząstkę, błyszczał ten krzew katolicki i uroczy uśmiechając się w swojej świeżej różowej sukni."
Marcel Proust: "W stronę Swanna", tłum. Tadeusz Boy Żeleński, wyd. PIW, Warszawa, 1992
Użytkownik: damkot5 16.12.2005 14:45 napisał(a):
Odpowiedź na: I jeszcze jeden fragment ... | Czajka
wypas książka
Użytkownik: Bozena 16.12.2005 15:03 napisał(a):
Odpowiedź na: I jeszcze jeden fragment ... | Czajka
Krzysztofie...piękny jest Twój opis, naprawdę piękny;
„...jak rozkosz, jak światło, dźwięk, bogate dziedziny, które urozmaicają i zdobią królestwo ducha...”
M. Proust „W stronę Swanna”


Użytkownik: Krzysztof 19.12.2005 18:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie...piękny jest... | Bozena
Dziękuję Wam serdecznie za te ciepłe słowa.
To prawda: "wypas książka".
To prawda: powieść oczarowuje nas, a autor potrafi w zwykłych słowach podać nam treści zaskakująco trafne, niemal odkrywcze.
Olgo, pamiętam słowa z Twojego cytatu: to fragment opisu odczuć Swanna w czasie słuchania sonaty Vinteuila. Pamiętne dla mnie strony, ponieważ ich treść dotyka mnie osobiście.
Dlatego nie odmówię sobie przyjemności przepisania tutaj większego fragmentu z tych pięknych stron.

„Swann widział w niej niby koncepcję miłości i szczęścia (...) Nawet kiedy nie myślał o tej frazie, żyła ona utajona w jego duszy tak samo jak pewne inne swoiste pojęcia, jak światło, dźwięk, wypukłość, rozkosz fizyczna - bogate dziedziny, które urozmaicają i zdobią królestwo ducha. Może je stracimy, może się zatrą, kiedy wrócimy w nicość. Ale dopóki żyjemy, tak samo nie możemy sprawić, abyśmy ich nie znali, jak nie możemy tego uczynić wobec jakiegoś rzeczywistego przedmiotu; jak nie możemy na przykład wątpić o świetle lampy zapalonej w obliczu przeobrażonych sprzętów pokoju, z którego uleciało nawet wspomnienie ciemności. Przez to fraza Vinteuila (...) zrosła się z naszą doczesnością, przybrała coś ludzkiego i dość wzruszającego. Los jej związał się z przyszłością, z realnością naszej duszy, której była jedną z najbardziej swoistych, najlepiej zróżnicowanych ozdób. Może nicość jest prawdą i całe nasze marzenie jest czymś nieistniejącym; ale wówczas czujemy, że owe melodie, owe pojęcia należące do tego marzenia musiałyby być również niczym. Zginiemy, ale mamy jako rękojmię owe niebiańskie zakładniczki, które podzielą nasz los. I śmierć wraz z nimi jest czymś mniej gorzkim, mniej bezsławnym, może mniej prawdopodobnym.”
(strona 342 mojego wydania powieści)
Użytkownik: koko 16.12.2005 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Są kobiety, których tajem... | Krzysztof
Kiedy mówię, że Proust to zdania-perełki, takie prawdziwe a jednocześnie zwykłe, o których człowiek wie, ale nie zdaje sobie z nich na codzień sprawy, dopiero gdy przeczyta, czarno na białym, uświadamia sobie, że to prawda, że tak przecież jest - mam rację, czyż nie?
Użytkownik: amoretka 24.12.2005 11:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Są kobiety, których tajem... | Krzysztof
A ja poległam na piątej stronie. Bardzo mi wstyd.
Użytkownik: koko 29.12.2005 12:12 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja poległam na piątej s... | amoretka
E, nie wstydź się. Ja nie umiem przebrnąć przez pierwszą część. Staram się i staram i wydaje mi się, że stoję w miejscu. Jednak zaparłam się i chcę przeczytać cały cykl. Ile z niego zapamiętam - tego nie wiem.
Użytkownik: Krzysztof 29.12.2005 12:28 napisał(a):
Odpowiedź na: E, nie wstydź się. Ja nie... | koko
Koko, jesteś dzielna. Wierzę, że Proust trud Ci wynagrodzi
Użytkownik: --- 01.08.2006 19:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Są kobiety, których tajem... | Krzysztof
komentarz usunięty
Użytkownik: Krzysztof 06.08.2006 01:47 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Nie, nie widziałem. Kiedyś, chyba jeszcze „za komuny” byłem w kinie, ale akurat wtedy wyświetlali inny film -:)
Wydaje mi się, że tej powieści nie da się przenieść na ekran, że przypominałoby to nieco próby opisu obrazu. Albo utworu muzycznego: może dać tylko bardzo mgliste, raczej odległe od dzieła, wyobrażenie o nim. Może gdyby zechciał to zrobić ktoś wyjątkowy w swoim fachu, to wtedy, może. Tylko, wobec niezastosowania w tym filmie recepty 3 razy S (sensacji, seksu i stu rozbitych samochodów), kto zechciałby sfinansować taki film?..
Pozostaje książka. I dobrze.
Użytkownik: --- 06.08.2006 15:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, nie widziałem. Kiedy... | Krzysztof
komentarz usunięty
Użytkownik: Krzysztof 09.08.2006 02:09 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Zaciekawiłaś mnie. Teraz, po lekturze powieści, chętnie obejrzałbym ten film. I zrobię to, jeśli tylko będę miał możliwość, to znaczy będę miał płytę z filmem. Jeszcze nie zdecydowałem się kupić TV. Wiesz, widzę go średnio raz na miesiąc, i jakoś tak się składa, że wtedy widzę w nim zawsze to samo.
Użytkownik: --- 09.08.2006 16:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaciekawiłaś mnie. Teraz,... | Krzysztof
komentarz usunięty
Użytkownik: Czajka 12.08.2006 06:09 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Mario, dziękuję za przypomnienie tego filmu. Z ogromną ciekawością i przyjemnością obejrzałam go sobie ponownie teraz, kiedy przekroczyłam półmetek Poszukiwania.
I stwierdzam, że udało się im wszystkim (reżyserowi, scenarzyście, aktorom) stworzyć świetny film. Nie wiem zupełnie, jak to zrobili, ale nie ma uproszczeń. Jest w nim wszystko co powinno być i co czytelnik Prousta chciałby żeby było, nawet jest sam Marcel, bo sporo cytują. To naprawdę ogromna frajda zobaczyć Swanna i Charlusa (chociaż baron jest nieco pomieszany, wygląd ma z początku cyklu, a zachowanie z końca). Mimo że próbowałam, do niczego nie mogłam się przyczepić, jest nawet zamiana pantofelków Oriany z czarnych na czerwone. I chociaż film podobał mi się jeszcze przed czytaniem Prousta, to teraz podoba mi się jeszcze bardziej. Ale koniecznie trzeba przeczytać książki (bez sprawdzania wydaje mi się, że do Sodomy włącznie), żeby oglądając go mieć świadomość znaczenia imienia Oriana.
Ps. Proust obok pamięci, sztuki też koncentruje się na miłości i zazdrości. Na zazdrości wręcz obsesyjnie :-)
Użytkownik: --- 12.08.2006 14:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Mario, dziękuję za przypo... | Czajka
komentarz usunięty
Użytkownik: Czajka 13.08.2006 07:46 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
To nie jest chyba tak prosto. Odetta była też osobą wrażliwą na piękno, oczywiście nie dorównywała Swannowi, ale przecież z przyjemnością słuchała muzyki chociażby. Podobna postać do Odetty to Albertyna, miłość Marcela Narratora, Albertyna przechodzi dosyć udaną estetyczną edukację, nie pamiętam jak to było z Odettą dalej, po ślubie, bo nie wiem czy pamiętasz Gilbertę, z którą na końcu Swann odwiedza Guermantes'ów? To była ich córka.
Natomiast piszesz, Swann subtelny (nie był z arystokracji), a czy pamiętasz tę ohydną scenę w domu schadzek? To jest nie do uwierzenia, jak jedna osoba wrażliwa i subtelna może różnie traktować kobiety, w sumie tej samej profesji.
I tak sobie myślę od jakiegoś czasu, gdybym miała podać swoją ulubioną postać z Poszukiwania, byłabym w kłopocie. Nikogo z nich nie lubię. W każdej z postaci jest coś pięknego i obrzydliwego.
Narrator - wrażliwy, esteta, subtelny, chorobliwie zazdrosny, nie kocha a posiada
pani Verdurin - kocha sztukę, ale sprzedałaby najlepszego przyjaciela za swój Salon
Oriana - mądra, piękna kobieta, która, spiesząc na przyjęcie, nie ma chwili dla umierającego przyjaciela, ale ryzykuje spóźnienie, żeby zmienić pantofle niewłaściwego koloru.
Jeszcze z nich wszystkich Swann jest najmniej antypatyczny.
Co do Stefci, zgadzam się. Ale Wokulski? Może moralnie przewyższał, ale intelektualnie raczej nie. Był prostym samoukiem przecież. Z tym że, z tego co pamiętam, Prus nieco ośmieszył, pokazując je w sposób karykaturalny, wyższe zainteresowania Izabeli sztuką. Dość wspomnieć grecki posąg w jej pokoju, czy szał uwielbienia dla skrzypka.
Użytkownik: --- 14.08.2006 14:32 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie jest chyba tak pro... | Czajka
komentarz usunięty
Użytkownik: Krzysztof 15.08.2006 01:49 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Oj, ślepa! Afrodyta swoją przepaskę powinna nosić na oczach, nie pod piersiami...
Żałuję, że nie mogę włączyć się do waszej dyskusji. Obiecałem sobie zdobyć płytę z tym filmem, jestem go bardzo ciekaw.
Mario, wydaje mi się, że to my i teraz zwracamy taką uwagę na różnice poziomu intelektualnego przyszłych małżonków, a to dlatego, że tego rodzaju niedopasowanie nabrało większego znaczenia w naszych czasach - zapewne w jakiejś mierze zajęło miejsce dawnego urodzenia, różnic klas społecznych. Myślę, że w czasach Prousta było pod tym względem nieco inaczej: dużo łatwiej akceptowano małżeństwo prostaka z intelektualistką (lub na odwrót), jeśli tylko oboje pochodzili z tych samych środowisk, niż dwojga subtelnych ludzi o różnym statusie społecznym. Tak mi się wydaje, zaznaczam.
Dziękuję wam za komentarze.
Użytkownik: Czajka 15.08.2006 06:26 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Ja też starałam się na temat filmu, tylko z Narratorem się zapędziłam. :-)
Chciałam tylko podkreślić, że i Odetta i Swann, jak i wszystkie postacie Prousta, nie są w jakiś sposób bardzo jednoznaczny określeni. Nie bardzo pamiętam, o którą scenę Ci chodzi ze Swannem cierpiącym, czy na kolacji po operze? Jeżeli tak, to on wtedy cierpiał z zazdrości, nie z wulgarności. Zresztą sam potem, w rozmowie z księciem Błażejem zdaje się, przyznawał Verdurinom prawdziwą miłość sztuki. W każdym razie, Odetta i Swann wśród zainteresowań mieli jednak jakieś wspólne punkty (chociażby ta ich sonata).
Bystrość innej kategorii też może być potem języczkiem u wagi. Dla mnie i tak nie ma recepty ani gwarancji na udany związek, więc może to nie ma większego znaczenia, że miłość jest ślepa. :-)
Użytkownik: --- 15.08.2006 14:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też starałam się na te... | Czajka
komentarz usunięty
Użytkownik: Czajka 16.08.2006 08:27 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Mario, oczywiście każdy może odnieść swoje wrażenia, bardziej lub mniej związane z zamysłem reżysera.
Cały czas nie bardzo wiem, o jakie dwa towarzystwa Ci chodzi? Przypuszczam, że o Guermantes'ów i o Verdurin'ów. Z muzyką tu nie wybrniemy, bo w obu kółkach były rasowe snoby, powiedziałabym nawet, że pani Verdurin (z mieszczaństwa, podobnie zresztą jak Swann, więc nie takie znowu doły społeczne) była bliższa zrozumieniu muzyki niż taka pani Cambremer, która tak zabawnie kiwała głową na koncercie u księstwa, zresztą kwintesencja snobizmu. Te dwa towarzystwa nie dzieli muzyka, a urodzenie tylko i wyłącznie, co zresztą Błażej potwierdza Swannowi, mówiąc, że nigdy nie będą mogli przyjmować jego żony. Pamiętasz scenę na końcu, w której umierający Swann nie mógł przedstawić Orianie marzącej o tym Gilbercie, albo reakcję Błażeja na wiadomość o umierającym w tak niefortunnym momencie, bo w trakcie przyjęcia, jego kuzynie?
- Przesadzają, przesadzają - powiedział ten przedstawiciel subtelnego towarzystwa. Proust równo przydzielił wad i zalet każdemu i z gminu i z arystokracji i tak mamy oddane w tym filmie. Gdyby oglądając film, snuć rozważania na temat bezpłatnego szkolnictwa, to właśnie wręcz przeciwnie, zaryzykowałabym tezę, że to nie ma nic do rzeczy, bo wrażliwość, chamstwo, nie ma związku ani z urodzeniem, ani z wykształceniem.
Użytkownik: Czajka 13.08.2006 08:49 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
W związku z bohaterami Prousta przypomniał mi się fragment wiersza znaleziony w Uwięzionej:

Jeśli gwałt, trucizna, sztylet i pożar
Nie zahaftowały dotąd swoim uciesznym wzorem
Banalnej kanwy naszego mizernego istnienia,
To dlatego że dusza nasza nie jest, niestety, dość śmiała.
Baudelaire

Niezbyt to budujące.
Użytkownik: Czajka 12.08.2006 07:26 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Ach, jedno mi się przypomniało - byłam strasznie rozczarowana muzyką. Albo mam kiepską jakość filmu, albo się nie znam, ale sonata brzmiała okropnie. W każdym razie mnie się nie podobała zupełnie.
Użytkownik: misiak297 07.04.2007 22:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Są kobiety, których tajem... | Krzysztof
Krzysztofie wziąłem się w końcu po licznych deklaracjach za pierwszy tom Prousta i muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Nie co do samej książki, ale co do siebie. Książka jest wyborna, ten piękny język, nasycenie emocjami... Ale boję się czy nie polegnę... Czy to, że ciągnie się to strasznie nie zabije we mnie chęci czytania...

Dziwne co??:)
Użytkownik: verdiana 08.04.2007 00:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie wziąłem się w... | misiak297
To nie jest "ciągnięcie się", to "egzotyzowanie powszedniości", jak pisał Boy. :-)
Użytkownik: Krzysztof 08.04.2007 01:07 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie jest "ciągnięcie s... | verdiana
Verdiano, znowu tak się ukryłaś, że dopiero na Twojej stronie dowiedziałem się, kto napisał komentarz!:) Boy miał rację, chociaż dodałbym od siebie, że nie tylko "egzotyzowanie". A może napisać "odkurzanie barw codzienności"?
Użytkownik: verdiana 08.04.2007 20:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Verdiano, znowu tak się u... | Krzysztof
W Biblionetce nic się nie da ukryć. ;)
Dla mnie to "egzotyzowanie" to po prostu atencja dla ludzi, rzeczy, relacji, które na tę atencję w oczach Prousta zasłużyły. Ze współczesnych podobną atencję dla świata w ogóle ma Stefan Chwin, szczególnie w "Esther". A jeśli się jeszcze tak pisze jak Proust albo Chwin, to i czyta się cudownie!
Użytkownik: Krzysztof 08.04.2007 00:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie wziąłem się w... | misiak297
Nie, Misiaku, Twoje obawy nie są dziwne. Gdyby nie moja znajoma, nie wróciłbym do odłożonego pierwszego tomu, zrażony właśnie rozwlekłością, tym, co nazywasz ciągnięciem się.
Wiadomo, że nie jest to łatwa lektura, dla mnie na początku taka właśnie była, później już nie, chociaż i w dalszych tomach zdarzały się partie mało mnie interesujące – na przykład niektóre szczegółowe opisy salonów. Moje nastawienie do powieści zmieniało się w miarę przybywania ilości podkreśleń i wykrzykników – moich znaków zachłyśnięcia się myślami autora i sposobami ich wyrażenia. Pomagały mi też te chwile, gdy gubiąc wątek, albo szukając jednej z tych sławnych jego metafor, przeglądałem strony już przeczytane, i wtedy – bywało tak wcale nie rzadko – trafiałem na słowa, które zadziwiały mnie urodą, trafnością lub odkrywczością. Na stronach już przeczytanych, zaznaczam. Ta powieść kryje w sobie tyle uroku i wiedzy, czasem ukrytych w jednym zdaniu, w jego fragmencie nawet, że aby z pożytkiem, co tutaj znaczy tyle, co z zachwytem, przeczytać ją, należy czytać po prostu w skupieniu i powoli, a więc zupełnie inaczej, niż na ogół czytamy. Trzeba Ci pamiętać, że fabuły, dziania się, właściwie nie ma, więc i nie można pędzić stron w poszukiwaniu czegoś, co się ma zdarzyć, bo właśnie to, co czytasz w tej chwili, jest tym dzianiem się, i innego nie ma. Potrzebna jest tutaj odrobina chociaż zwolnienia biegu zdarzeń swojego życia - po to, aby dostrzec coś z tego, co w pędzie szybko umyka do tyłu, a właśnie o tym umykającym, ledwie dostrzeżonym kątem oka, albo i w ogóle niezauważonym, pisze Proust.
Misiak, postaraj się zwolnić, bo warto – przede wszystkim ze względu na siebie samego. Powodzenia.



Użytkownik: Czajka 08.04.2007 06:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie wziąłem się w... | misiak297
Drogi Misiaku!
Krzysztof pięknie i trafnie Ci odpowiedział, nie można trafniej.
Chciałam tylko dodać, że u Prousta nic się nie ciągnie, ani nie wlecze - tam od razu masz całą panoramę, tak szeroką, że wydaje Ci się, że nie jedziesz. I faktycznie, nie jedziesz, tu się wznosisz, a im wyżej, tym piękniej. :)

Zapraszam w ramach wsparcia na duchu do mojej czytatki (zwłaszcza jeden długi komentarz zadający kłam ciągnięciom u Prousta):
www.biblionetka.pl/...

Trzymaj się! Pomyśl sobie, jak Iwaszkiewicz się Proustem zachwycał, lubisz przecież Iwaszkiewicza, prawda?
:)
Użytkownik: misiak297 28.04.2007 14:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Są kobiety, których tajem... | Krzysztof
Krzysztofie, przeczytałem już "W stronę Swanna". Nie sądziłem, że skończę w kwietniu. Zapraszam Cię do mojej Proustowskiej czytatki: Jak Misiak się zaproustował

I mam jeszcze pytanie. Jeden z moich kumpli, zafascynowanych Proustem mówił mi, że akurat tego cyklu nie trzeba czytać w kolejności i poradził przeczytanie "Sodomy i Gomory". Przyznam się, że po przeczytaniu Twojej recenzji naprawdę mam na to ochotę. Jak myślisz czy przeczytanie czwartego tomu nie byłoby zbyt dużym nadużyciem względem całego cyklu? Pozdrawiam
Użytkownik: Krzysztof 30.04.2007 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, przeczytałem... | misiak297
Gratulacje z powodu przyłączenie do grona wielbicieli Prousta, Misiaku. Nie wiem jak właściwie powinno się pisać recenzję, ale opisywanie swoich przeżyć związanych z lekturą nie wydaje mi się być złym przepisem na nią, i dlatego uważam, że śmiało mogłeś zamieścić swój tekst właśnie jako recenzję.
Myślę, że możliwe jest czytanie tomów „W poszukiwaniu” w takiej kolejności, jaką proponuje Twój znajomy, tylko nie bardzo widzę potrzebę zmieniania konstrukcji stworzonej przez autora. Inaczej mówiąc: byłbym raczej za kolejnym czytaniem tomów.
Zwróciłeś uwagę na fakt i dla mnie bardzo znamienny dla lektury powieści, a mianowicie na odprężenie, jakie przynosi. To prawda - właśnie jak orzeźwiająca kąpiel w chłodnej wodzie, wyniesienie nas ponad prozę dnia codziennego - symboliczne oczyszczenie naszej psychiki.
Gdzieś tutaj, w Biblionetce, czytałem Twój wiersz: robi wrażenie oryginalnością :)
Użytkownik: hburdon 28.12.2007 18:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Są kobiety, których tajem... | Krzysztof
Piszesz: nie ma akcji, a ja myślę: czyżbyśmy inną książkę czytali? Czy tylko mnie interesowało, jak się rozwinie związek Swanna z Odetą? To tak, jakby napisać, że w "Lalce" nie ma akcji. :)

I jeszcze piszesz, że seksu nie ma... Ja nie wiem, może ja prostak jestem, ale wydawało mi się, że "poprawianie katlei" to tylko przenośnia! :)
Użytkownik: Krzysztof 29.12.2007 16:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Piszesz: nie ma akcji, a ... | hburdon
Akcja jest, oczywiście, ale jest jej tylko tyle, ile niezbędne było autorowi do stworzenia ram – czasu, okoliczności i miejsc – umożliwiających przedstawienie swoich myśli. Do akcji Proust nie przykładł większej wagi myląc (to przykład) nazwiska bohaterów, chyba, że było mu to potrzebne do przedstawienia ich zachowań, na których skupiał swoją uwagę. Lalka nie jest powieścią akcji, a mimo tego nie bardzo wyobrażam sobie jej kształtu i spoistości po wycięciu z niej akcji jako działania osób.
Z "Poszukiwaniem" jest inaczej.
W latach pięćdziesiątych (może sześćdziesiątych) w pewnym amerykańskim filmie była głośna scena zdejmowania przez aktorkę... rękawiczki, takiej długiej, do łokcia. Scenę okrzyknięto bardzo seksy, i faktycznie taką była; obecni młodzi bywalcy kin zapewne w ogóle nie skojarzyliby tej sceny z erotyką. Podobne różnice dotyczą seksu, dlatego trwam przy swoim: troszkę erotyki, seksu brak, a już na pewno brak w takim znaczeniu, w jakim użyłem tego słowa w poprzedniej wypowiedzi, do której chyba odwołujesz się, a więc mogącego przyciągnąć czytelnika nastawionego na "te" sceny.
Jeśli "poprawianie katlei" zostało użyte w "Swannie", to najwidoczniej przeoczyłem te słowa (:
Haniu, może ja prostak jestem, ale najzwyczajniej w świecie nie wiem, jakie mają znaczenie. Czy możesz mi je możliwie dokładnie wyjaśnić? :)
Użytkownik: hburdon 29.12.2007 17:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Akcja jest, oczywiście, a... | Krzysztof
Nie mogę się zgodzić z opinią, że akcja w "Swannie" to tylko przykrywka dla refleksji autora. Oczywiście nie każdego historia związku Swanna i Odety musi fascynować tak samo jak mnie, ale nie wierzę, że dla Prousta nie miała większego znaczenia. Przecież on nawet stosuje klasyczny zwrot akcji, zwodząc czytelnika co do tożsamości żony Swanna! To się najlepiej zauważa przy pierwszym czytaniu...

Katleje - naprawdę ich nie pamiętasz? Wielokrotnie się pojawiają. Czajka tłumaczy je bardzo subtelnie... Symbol miłości, tak, ale miłości fizycznej, od "poprawiania katlei" zaczęło się ich pierwsze zbliżenie i takiego określenia później używali. Moim zdaniem Proust nie pozostawia wątpliwości co do natury ich związku, może na początku, ale później już nie - jak będę kiedyś czytać ponownie "Swanna", postaram się odpowiednie cytaty wypisać. :)

A tu katleja, proszę:
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/e/e6​/Labiata.jpg
Użytkownik: Czajka 29.12.2007 18:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mogę się zgodzić z op... | hburdon
To jest w ogóle dla mnie niepojęte, jak Proust zdołał tak delikatnie a jednocześnie jednoznacznie pisać o tak wręcz nieraz drastycznych sprawach. Tytuł "Sodoma i Gomora" nie wziął się przecież znikąd.

Charakter ich związku jest jasny, to prawda. :)

A tu Kopaliński:
katleja bot. kłączowa roślina epifityczna, ozdobna, uprawiana w szklarniach, żyjąca w stanie dzikim na drzewach lasów Ameryki zwrotnikowej; (poprawiać katleje) przen. lit. mieć stosunek płciowy.
Etym. - n.łac. Cattleya 'jw.' od nazwiska ang. mecenasa botaniki: William Cattley (zm. 1832); eufemizm lit. z powieści W stronę Swanna, 2 (cykl W poszukiwaniu straconego czasu) pisarza fr. Marcelego Prousta (1871-1922).

Użytkownik: Krzysztof 30.12.2007 15:21 napisał(a):
Odpowiedź na: To jest w ogóle dla mnie ... | Czajka
Wkleiłem wcześniej napisane odpowiedzi, i dopiero teraz zobaczyłem Twoje wyjaśnienie za które dziękuję. Mój osobisty komentarz do mojego komentarza też zobaczyłem, a miał być tylko dla mnie - ten o bogu. Wkleiłem go przez nieuwagę:)
Tyle szczegółów przeoczyłem w czasie lektury! Wracam do Marcela.
Użytkownik: Agnieszkaem 19.07.2011 19:13 napisał(a):
Odpowiedź na: To jest w ogóle dla mnie ... | Czajka
"Pan de Charlus oderwał mnie od śledzenia, czy bąk przyniósł orchidei pyłek, którego oczekiwała od tak dawna, a który miała szanse uzyskać jedynie dzięki przypadkowi tak nieprawdopodobnemu, że można by go nazwać rodzajem cudu. Ale to, czego byłem świadkiem, to także był cud, sprawiony przez tego samego niemal geniusza i niemniej cudowny" - to także przykład symbolicznego przedstawienia miłości cielesnej.
Katleje kojarzą mi się z kameliami (wszak Małgorzata nosiła je białe, a w pewne dni czerwone, co było znakiem dla Armanda). Sądzę, że kwiaty u Odety każą dostrzec aluzję do powieści Dumasa.
Użytkownik: Czajka 29.12.2007 17:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Piszesz: nie ma akcji, a ... | hburdon
A ja trochę się zgodzę z Krzysztofem, bo tu akcja oczywiście jest, ale wydarzenia służą głównie Proustowi do opisu uczuć. Kiedy czytałam o wyjeździe Odety, to w sumie nie było istotne, czy on tam pojedzie, czy nie, czy się spotkają czy nie, tylko jak on słuchał mijających jego dom pojazdów. :)

Seksu nie ma wprost, wszystkiego trzeba się domyślać. Oczywiście wszystko jest jednoznaczne, Odeta ma historię, która pozwala na prostą odpowiedź, jakie stosunki łączyły ją ze Swannem, ale wprost nie ma żadnego słowa.

Krzysztofie, kiedy Swann po raz pierwszy odwoził Odetę powozem, poprawił jej katleje przy sukni, oczywiście pytając o jej zgodę. Tak się zaczął ich intymny związek i takie zostało określenie ich miłości. Kopaliński podaje ten zwrot. :)
Użytkownik: hburdon 29.12.2007 18:08 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja trochę się zgodzę z ... | Czajka
"A ja trochę się zgodzę z Krzysztofem, bo tu akcja oczywiście jest, ale wydarzenia służą głównie Proustowi do opisu uczuć."

Tak. Nie. Tak. Nie. To znaczy - może po prostu nie można do końca rozdzielić "akcji" od "opisu uczuć". To jest historia miłosna, opis uczuć stanowi nieodłączną część akcji. Więc macie rację. Ale ja też ją mam. ;)

"wprost nie ma żadnego słowa"

Wydaje mi się, że jest dość dosłownie coś o ciele i coś o łóżku... Musiałabym poszukać.
Użytkownik: Czajka 29.12.2007 18:22 napisał(a):
Odpowiedź na: "A ja trochę się zgo... | hburdon
Tak. :)
To kwestia tylko priorytetów.
Ale zobaczysz dalej (nie chcę wyprzedzać wypadków) jakie znaczenie ma akcja. :))

Nie sądzę, żeby było coś wprost. ja ze zdumieniem w czasie ponownej lektury znalazłam fragment na temat subtelnego Swanna, który ze względów dla mnie zupełnie niezrozumiałych odwiedzał domy publiczne, bo kojarzyłam go z kimś bardzo upoetyzowanym i romantycznym, otóż Swann przed poznaniem Odety był kobieciarzem. I tak o tym pisze Proust:

"Ale Swann tak lubił kobiety, że od czasu gdy poznał mniej więcej wszystkie [!!] damy z arystokracji tak, że nie miały dla niego żadnych niespodzianek [!!], indygent ów, niemal dyplom szlachectwa, jaki mu przyznało Faubourg Saint-Germain, miał dlań wartość jedynie jako rodzaj waloru wymiennego. Był to niejako oblig bez istotnej ceny, ale dający się spożytkować kędyś na prowincji albo w jakimś zakątku Paryża, gdzie córka wiejskiego szlachciury albo pisarza sądowego wpadła mu w oko." [sic!]
W stronę Swanna

Dalej, bardzo subtelnie, jest o tym, że stawiał namiot tam gdzie się podobała mu jakaś kobieta i kierowany żądzą (o, jakie skarby) zamieniłby diament na kawałek chleba. :)

Poszukam też katlei.
Użytkownik: Czajka 29.12.2007 18:37 napisał(a):
Odpowiedź na: "A ja trochę się zgo... | hburdon
Co zrobiłaś, Haniu? Miałam siedzieć na poczcie. :)
Co fragment to piękniejszy. Otóż wydaje mi się z pamięci, że Proust dosłownie pisał tylko o pocałunkach, rozkoszy (ogólnie bardzo) i żądzy. Jest też używane określenie "kochanki". reszta w domysłach i eufemizmach.

Znalazłam takie pocałunki:

"Kazał Odecie grać dziesięć razy, dwadzieścia razy, żądając, aby go rónocześnie nie przestawała całować. Każdy pocałunek przyzywa nowy pocałunek. Och, w owych pierwszych czasach, kiedy się kocha, pocałunki rodzą się tak łatwo! Tłoczą się jedne za drugimi; zliczyć pocałunki wymienione w ciągu godziny, to tak jak zliczyć kwiaty na łące w maju. Wówczas Odeta niby to przestawała grać mówiąc: "Jakże ty chcesz, żebym grała, kiedy mnie trzymasz; nie mogę robić wszystkiego naraz; wiedz przynajmniej, czego chcesz, czy mam grać, czy pieścić się z tobą" A on się gniewał, a ona parskała śmiechem, który, przeobrażony, opadał na niego deszczem pocałunków."

O i są katleje:

"Posiadł ją wreszcie tego wieczora, zaczętego od poprawiania katlei. Ale był z nią tak nieśmiały, że (...) w następne dni Swann uciekł się do tego samego pretekstu. (...)
I o wiele później, kiedy poprawianie (lub rytualna komedia poprawiania) katlei od dawna wyszło z użycia, przenośnia "poprawiać katleje" przeżyła w ich języku ów zapomniany obyczaj stając się jego pamiątką. Zmieniła się w potoczny termin używany bez myśli na oznaczenie aktu fizycznego posiadania - w którym zresztą nie posiada się nic."

Czyli, miałaś rację, jest wprost. :))
Użytkownik: hburdon 29.12.2007 18:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Co zrobiłaś, Haniu? Miała... | Czajka
Bo, Czajko, jak człowiek nieprzygotowany siada do Prousta, oczekując koronek i ogólnych wzdechów, to takie rzeczy trafiają weń jak obuchem! :)

Nawiasem mówiąc, teraz czytam "Jane Eyre" (czyja to wina, czyja? :)) i też z lekkim zdumieniem przeczytałam dość szczegółowy opis związku pana Rochestera z Celiną Varens - nie pamiętałam, że pochodzenie Adelki jest tak bezpośrednio opisane. Człowiekowi się wydaje, że wiktoriańska Anglia to była oaza cnoty, a tam przecież związki panów arystokratów z wesołymi kokotkami musiały być na porządku dziennym... Choć fakt, że Rochester w tym celu udał się do Paryża. :)
Użytkownik: Czajka 29.12.2007 19:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo, Czajko, jak człowiek ... | hburdon
No właśnie, ja zachodzę w głowę, skąd się biorę te potwarze i plotki. :)
Pozwolę sobie tu wkleić (bo tam trudno trafić w związku z Marcelem) fragmencik rozmowy mojej z Carmaniolą:

Użytkownik carmaniola 2006-09-11 17:36:28 napisał(a):
Mam wrażenie, że przeskok z dzieł pięknoduchów i nadwrażliwców wprost w prozę Faulknera, która dotyka najmroczniejszych zakamarków ludzkiej duszy może być nieprzyjemny.

Użytkownik Skarb najdroższy w nawiasie (Czajka) 2006-09-11 18:03:33 napisał(a):
Kochana Carmaniolo, kogo masz na myśli pisząc - pieknoduchy i nadwrażliwcy? ;-) Nie wiem, ale na wszelki wypadek domyślę się, że masz na myśli MP. Otóż Marcel Proust o zakamarkach pisał tak:

"ale ludzie, w miarę jak się ich poznaje, są jak metal zanurzony w odczynniku; widzi się, jak pomału tracą swoje przymioty (a czasem wady)"
Sodoma i Gomora, Marcel Proust

a cytował tak:
Jeśli gwałt, trucizna, sztylet i pożar
Nie zahaftowały dotąd swoim uciesznym wzorem
Banalnej kanwy naszego mizernego istnienia,
To dlatego że dusza nasza nie jest, niestety, dość śmiała.
Baudelaire


Zapewniam Cię, ten pięknoduch nie cofał się przed najbardziej mrocznymi zakamarkami duszy. Wydawałoby się, że zanurzasz się w piękny i czysty świat, a tu raptem taki dysonans. Ale to właśnie sprawia, że ten świat jest prawdziwy.


"Wszyscy czytają Prousta. Siedzę cicho i wysłuchuję ich uwag. Wydaje się, że jego pisarstwo jest dla nich wspaniałym przeżyciem".

"Siedzę drżąca na krawędzi, oczekując wciągnięcia w ten groźny nurt, w którym pogrążać się będę coraz głębiej, po to, by się już nigdy nie wynurzyć na powierzchnię".

Virginia Woolf do E.M.Forstera (za A. de Bottonem)

:-)

A ja idę szukać Jane, nie moge tego zdobyć od lat. Miałam kiedyś w oryginale ale za każdym razem utykałam razem z Jane za czerwonymi zasłonami z książką o ptakach. Pierwszą stronę umiałam na pamięć. :))
Użytkownik: Krzysztof 30.12.2007 15:09 napisał(a):
Odpowiedź na: "A ja trochę się zgo... | hburdon
Masz racje, Haniu. Nie można ani do końca rozdzielać, ani kategoryzować, więc zarówno tak, jak i nie można zostawić. Dodam jeszcze tylko, że opowieść o Swannie i Odetcie (dobrze odmieniłem jej imię?) jest pewnym wyjątkiem w całym cyklu powieściowym; jest właśnie bliższa historii z jej "dzianiem się", niż opowieść narratora o swoim życiu.
Użytkownik: hburdon 30.12.2007 15:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz racje, Haniu. Nie mo... | Krzysztof
Ja wiem, Krzysztofie: bo ty piszesz z punktu widzenia całego cyklu, a ja dopiero zaczynam. Postaram się zapoznać z całością, o ile Allegro łaskawie pozwoli, wtedy na pewno się jeszcze odezwę. :)
Użytkownik: Krzysztof 30.12.2007 15:11 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja trochę się zgodzę z ... | Czajka
Nie pamiętam katlei, więc mam kolejny powód powrotu do “Poszukiwania”. Chyba powinienem postawić tutaj jednocześnie znak uśmiechu (bo wracam!) i smutku (bo nie pamiętam), ale postawię taki:) Niech przeważy radość powrotu.
Czytam, czytam, i dalej nie wiem, biedny, co to jest ta katleja, a szkoda, bo łatwiej byłoby mi snuć fantazje na temat jej związku z erotyką...
Tak a propos tego tajemniczego słowa: czyż nie bywa rozkoszny ten tajemny język miłosny, jaki bardzo szybko tworzą kochankowie? Język tylko dla nich zrozumiały, bo zbudowany ze skojarzeń miejsc, słów i... hmm, czynów, z uczuciem i wspomnieniami cudnych chwil, język stworzony miliony już razy i dalej codziennie tworzony, a służący nie tyle porozumiewaniu się, co... pieszczotom.
Język zuchwały, nawet sprośny, często infantylny, ale zawsze będący miłosną poezją i narzędziem miłości – jak maliny dla tamtych dwojga ukrytych w malinowym chruśniaku. Przecież tak! Czar jego nie tylko w tej dwuosobowej, wiecznie odżywającej elitarności dodatkowo wiążącej kochanków, ale i w jego stawaniu się jeszcze jednym, wcale nie ostatnim, elementem gry miłosnej.

Boże, co ja tutaj wypisuję...
Użytkownik: Czajka 01.01.2008 08:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pamiętam katlei, więc... | Krzysztof
Ależ Krzysztofie, wypisujesz samą prawdę. :)
Język zakochanych pełen alucji, podwójnych znaczeń jest cudowny.
Trafnie go określiłeś mianem pieszczoty i jako pieszczona nie podlega żadnym ocenom, moim zdaniem.
Słowa-pieszczoty bardziej lub mniej odważne i zawsze pełne radości. :)
Użytkownik: Czajka 01.01.2008 09:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pamiętam katlei, więc... | Krzysztof
Alucje bliższe są oczywiście aluzjom niż ablucjom. :)
Z pozdrowieniem noworocznym i szampańskim :)
Użytkownik: Groszuuua 09.11.2009 22:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Alucje bliższe są oczywiś... | Czajka
Tak, niewątpliwie Proust przybędzie do każdego fascynata literatury prędzej czy później, tak jak trafił w moje ręce dzięki... Ryszardowi Kapuścińskiemu :) Niezwykła droga, ale tak to właśnie się odbyło.
Nie ma sensu powtarzać tego, co powiedzieli moi poprzednicy i autor recenzji - z większością zarówno zarzutów jak i superlatyw się zgadzam- ale chciałabym dodać, że zastanawiam się czy Proust nie powinnien sprawdzić się lepiej w konwencji lirycznej? Wszak cała jego proza jest tak silnie ukształtowana poetycko , że pewne sekwencje aż proszą się by zmienić ich układ ;>
Oczywście rozumiem, że utwór liryczny nie byłby w stanie pomieścić wszystkich refleksji autora, a jednocześnie uniemożliwiłby prowadzenie bądz co badz "ubogiej" ale jednak-- akcji, ale po prostu z szelmowskim uśmiechem zadaje sobie pytanie czy wtedy nie byłby przystępniejszy właśnie dla wszystkich tych, którzy z niechęcią odłożyli go na półkę? Może powstanie zarzut, że chcę zrzucać 'ideał' z piedestału, chce zrobić z niego pożywkę dla mas, ale nie sądzę, żeby te zarzuty były słuszne, gdyż "masy" na pewno nie sięgają po poezję ;-) co stwarza konkluzję, że sięgaliby po niego i tak silnie literacko ukształtowani czytelnicy, ale może w większej ilości, gdyż nie każdy odznacza się taką cierpliwością, taką siłą samozapracia i chęcią pracy nad tekstem, by wciąż do niego wracać i analizować na nowo. A nie sądzę, żeby wszyscy ci, którzy tego nie potrafią mieliby być skazani na brak znajomości, badź co bądź kanonu literackiego...
Użytkownik: Krzysztof 11.11.2009 20:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, niewątpliwie Proust ... | Groszuuua
Pomysł wydaje się być ciekawy, ale z powodu braku wiedzy nie podejmuję się rozmowy na jego temat. Czasami i mnie przychodziła do głowy nieśmiała myśl o możliwym łatwiejszym w odbiorze napisaniu Poszukiwania, tyle że zaraz pojawiała się druga myśl: wtedy nie byłoby to znane nam Poszukiwanie.
Dwie jeszcze uwagi:
Jestem cząstką tej masy, naprawdę. Od innych cząstek różni mnie tylko czytanie kilku książek rocznie, a Prousta w życiu nie przeczytałbym (powinienem użyć tutaj czasu teraźniejszego, jako że często wracam do niego), gdyby nie usilne namowy znajomej.
Później, gdy minęły pierwsze trudności - to druga uwaga - potrzebna mi była tylko odrobina cierpliwości; tekst zwyczajnie wciągnął, jak polowanie, bo też czytanie było nim: polowałem na piękne myśli i na oryginalne, fascynujące sposoby ich wyrażenia.
I dla tych chwil, tych miejsc, nadal otwieram Poszukiwanie i urządzam polowanie. Bez samozaparcia, bo ono nie jest tutaj potrzebne.
Dziękuję za komentarz, Groszu :)
Użytkownik: skaramanga333 17.08.2010 20:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Są kobiety, których tajem... | Krzysztof
Dla mnie ta książka ukazuje ponurą wizję starzejącego się świata pięknoduchów, półwariatów. Ten biedny Swann, którego tak żałujemy, że cierpi katusze zazdrości przez starą prostytutkę i ladacznicę, w której się bez pamięci zakochał, przecież też nie jest lepszy. Co do walorów Odety to nie ma wątpliwości - nie warta splunięcia. Natomiast Swann to typowy geniusz bez teki, jak by powiedział nasz Sienkiewicz (który takich typków też brał pod pióro, i to o wiele lepiej niż Proust - patrz choćby Bez Dogmatu, gdzie bolesna miłość Płoszowskiego do Anielki jest sto razy bardziej pokręcona i wyrafinowana niż miłość Swanna do Odety. Wulgarna prostytutka Odeta nie ma oczywiście nic wspólnego z Anielką, aniołem w ludzkiej skórze.)
To podobieństwo z Sienkiewiczem (lepiej nie zagłębiać się dalej w porównania, z litości dla Prousta) tyczy się oczywiście tylko (świetnej!) części "Miłość Swanna".
Użytkownik: misiak297 17.08.2010 21:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie ta książka ukazu... | skaramanga333
Wydaje mi się, że nic nie jest w niej tak proste jak utrzymujesz. A porównanie Prousta do Sienkiewicza... Nie wydaje mi się na miejscu, to jest zupełnie inna klasa.
Użytkownik: skaramanga333 17.08.2010 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje mi się, że nic nie... | misiak297
Zgadzam się, że to zupełnie inna klasa, i dlatego, ponieważ lubię Prousta, nie byłoby mi przyjemnie wtrącać go w kompleksy takimi niesprawiedliwymi porównaniami
Użytkownik: misiak297 17.08.2010 21:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się, że to zupełn... | skaramanga333
To kwestia dyskusyjna, kto miałby tu kompleksy:) De gustibus non disputandum est:)
Użytkownik: koczowniczka 17.08.2010 22:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie ta książka ukazu... | skaramanga333
Twierdzisz, że Odeta nie warta była splunięcia. A przecież Odeta się poprawiła. Nie sądzisz, że jej zachowanie w pierwszym tomie wynikało z upokorzenia i zgryzoty?
"Piekielny charakter nie był jej wrodzony, nie był złem bez ratunku" - napisał o niej Proust. Oceniając ludzi trzeba też wziąć pod uwagę sytuację, w jakiej się znajdują, a sytuacja Odety nie była przecież dobra. Gdy już dopięła swego, czyli doprowadziła do małżeństwa, stała się całkiem dobrą żoną i miłą osobą.
Użytkownik: misiak297 17.08.2010 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Twierdzisz, że Odeta nie ... | koczowniczka
I nawet kimś wzbudzającym szacunek. Wydaje mi się, że już jako pani Swann miała klasę, stała się jakąś ikoną. To jedna z moich ulubionych postaci u Prousta.
Użytkownik: Krzysztof 17.08.2010 23:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie ta książka ukazu... | skaramanga333
Przyznam się, że i ja czasami – na przykład gdy przeżywam trudny czas - tak myślę, ale też wiem, że takie myślenie jest rezultatem tych szarych chwil i poza nimi nie istnieje. Ten pięknoduch może czynić wrażenie egzaltowanego, albo dzielącego włos na cztery, albo wydawać się zwykłym smutasem, ale kogo postawić na wprost? Skaramango Trzysta Trzydziesty Trzeci, rozejrzyj się wokół! Czy nie widzisz ludzi rozpaczliwie poszukujących zajęcia w ucieczce od siebie?
Ma być głośno, szybko, z domieszką adrenaliny, z forsą, ma coś się „dziać” – niechby tym dzianiem się było ogłuszające dudnienie z głośników, szybka jazda, szybki seks, szybkie pieniądze, szybka wymiana dóbr wszelakich. To jest ucieczka przed chwilą zatrzymania się, przed tą chwilą, w której zobaczyliby pustkę i usłyszeli dzwoniącą w uszach, przygnębiającą ich ciszę w swoich głowach. Życie ma być przeżywaniem, a tak wielu ludzi robi z niego zjazd ze szczytu roller coaster’a. Zjazd, tak emocjonujący, trwa krótko – i cóż dalej? Szukać wyższej kolejki? Panaceum jest w nich samych, tyle że wydobyć z siebie ów lek jest trudniej, niż kupić bilet na lunaparkową atrakcję.
Jeszcze słowo o Odecie. Skaramango, nie kocha się za coś, bo gdyby tak było, pewnie tylko dobrzy i piękni byliby kochani, a i miłość stałaby się czymś podobnym nagrodzie. Na szczęście tak nie jest.
Użytkownik: skaramanga333 17.08.2010 23:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam się, że i ja cza... | Krzysztof
Krzysztofie, ale to właśnie Swannowi chodziło w życiu m. in. o szybki seks, o czym świadczą wzmianki o jego dawnych podbojach, już nawet wtedy - o ile pamiętam - gdy trwał jego romans z Odetą - tuż przed wieczornym spotkaniem z Odetą nie odmawiał sobie lekkiej rozrywki w powozie z jakąś lalą.
Ale generalnie w pełni się z Tobą zgadzam i podpisuję się pod Twymi słowami 26-oma klawiszami.:)
Użytkownik: skaramanga333 17.08.2010 20:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Są kobiety, których tajem... | Krzysztof
Dla mnie ta książka ukazuje ponurą wizję starzejącego się świata pięknoduchów, półwariatów. Ten biedny Swann, którego tak żałujemy, że cierpi katusze zazdrości przez starą prostytutkę i ladacznicę, w której się bez pamięci zakochał, przecież też nie jest lepszy. Co do walorów Odety to nie ma wątpliwości - nie warta splunięcia. Natomiast Swann to typowy geniusz bez teki, jak by powiedział nasz Sienkiewicz (który takich typków też brał pod pióro, i to o wiele lepiej niż Proust - patrz choćby Bez Dogmatu, gdzie bolesna miłość Płoszowskiego do Anielki jest sto razy bardziej pokręcona i wyrafinowana niż miłość Swanna do Odety. Wulgarna prostytutka Odeta nie ma oczywiście nic wspólnego z Anielką, aniołem w ludzkiej skórze.)
To podobieństwo z Sienkiewiczem (lepiej nie zagłębiać się dalej w porównania, z litości dla Prousta) tyczy się oczywiście tylko (świetnej!) części "Miłość Swanna".
Użytkownik: skaramanga333 17.08.2010 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie ta książka ukazu... | skaramanga333
Przepraszam, wkleiło się 2 razy - ale to nie moja wina. Raz żem kliknął!
Użytkownik: pisag 21.06.2013 08:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Są kobiety, których tajem... | Krzysztof
Piękna powieść.
Język i opisy faktycznie pozwalają się wręcz zatopić w tamtym świecie.
Odbieram tą powieść jak celebrowanie momentów, widoków, fraz, zapachów i smaków.

Powieść kojarzy mi się z letnim leniwym dniem, który się snuje - w dobrym tego słowa znaczeniu.

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: