Dodany: 25.09.2006 17:27|Autor: Krzysztof

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Nie ma Albertyny
Proust Marcel

2 osoby polecają ten tekst.

Rozpacz i zapominanie


"[...] sztuka dodaje piękna i tajemniczości rzeczom najbardziej banalnym"(1).
Zamknąłem książkę, i kolejny raz spojrzałem na reprodukcję zdobiącą jej okładkę: rozpadający się płot, na drugim planie grupa drzew otulonych śniegiem, a między nimi zarys domu. I sroka. Banalny widok.
Przesycony słońcem i ciepłem mimo zimowego krajobrazu, piękny obraz Claude'a Moneta.

"Nie ma Albertyny" jest wnikliwym studium rozpaczy i zapominania, napisanym w ten charakterystyczny dla Prousta sposób, będący wynikiem połączenia poezji słowa z intensywnością przeżywania i wnikliwością obserwacji. Jest rozpaczą podsycaną wspomnieniami i tęsknotą; próbą normalnego życia, gdy wokół tyle rzeczy przez nią dotykanych; jest zmaganiem się ze swoją pamięcią, wciąż i wciąż podsuwającą bolesne wspomnienia słów, gestów, widoków. Minionych przeżyć. Jest tutaj bezradność wobec życia i własnej pamięci człowieka, dla którego kochana osoba nadal jest żywa, bez reszty wypełnia jego myśli, nawet bardziej intensywnie niż wtedy, gdy była przy nim – a jednocześnie jest samotność, pustka niekończących się dni; jest noc, w czasie której świadomość zbliżającego się dnia jest jeszcze jednym powodem rozpaczy. Jest życie w przedziwnym splocie teraźniejszości i przeszłości warunkującej przyszłość, o której narrator mówi, że określają ją "zabliźnione ślady w naszym ciele"(2), na co nałożona jest "nieustanna sprzeczność między żywym wspomnieniem Albertyny i świadomością, że ona nie żyje"(3).

"Nie ma Albertyny" to także przejmujący krzyk, stopniowo zamieniający się w szept bezsilnej skargi, jaki wydaje nasza dusza przeczuwająca zbliżający się koniec tego, co wydawało się wszechogarniające i wieczne - smutek odchodzącej miłości. Smutek przemijania.

"Zapomnienie, monstrum przejmujące moją miłość dreszczem lęku, pochłonęło ją w końcu"(4).

W przemijaniu uczucia narrator dostrzega nie tylko bolesne zubożenie siebie: ten proces jest dla niego zdumieniem obojętnością wobec kochanej niegdyś osoby, jest przerwaniem więzi między zmiennymi w czasie osobami tworzącymi jego "ja", brakiem nici przewodniej życia, a tym samym jego pustką i bezcelowością - szczególnie wobec tak doskonale w całym dziele przedstawionej i coraz wyraźniej odczuwanej przez niego miałkości życia towarzyskiego. Proust powraca, jak i w poprzednich tomach dzieła, do tajemnicy istnienia nieśmiertelnej duszy, a jest w tych powtarzających się rozmyślaniach może nie tyle próba znalezienia dowodów na jej istnienie, ile chyba bardziej dla niego ważna potrzeba znalezienia jakiejś stałej, czegoś niezmiennego w tym życiu, w którym wszystko się zmienia, rodzi i zanika; życiu, w którym dawni przyjaciele stają się nam obojętni, a nasze miłości czas zatraca. Powraca myśl - wyrażana i pogłębiana przez autora od początku dzieła – o uczuciu tkwiącym w nas, jednakże nie są to zwykłe powroty do starych tematów. W moim odbiorze myśl zawsze była świeża, niepamiętająca o swoich poprzedniczkach - jak nasze miłości pragnące być jedynymi - zawsze zaskakująca swoją odkrywczością, idąca dalej, dostrzegająca i rozumiejąca więcej. Przy którymś z kolejnych moich zdumień ich trafnością pomyślałem o tym, jak było: czy autor, pisząc, sam pogłębiał swoje przemyślenia, a więc czy my, czytelnicy, odbywamy jego drogę, czy też świadomie stopniowo odkrywał przed nami swój już ustalony świat? Nie wiem - to jeden z tematów do dyskusji.

Któż z nas nie zastanawiał się, kochając, nad zadziwiającymi zbiegami okoliczności, jakie musiały zaistnieć, abyśmy poznali kochaną osobę? I Prousta zadziwia przypadkowość spotkań w zestawieniu z wyjątkowością miłości; ponownie dochodzi do wniosku o miłości jako uczuciu tkwiącym w nas, jakby czekającym w gotowości na przypadkowo spotkaną kobietę, która je rozbudzi, i z którą będziemy je później utożsamiać. Czytając rozmyślania Prousta trudno oprzeć się logice lub urokowi jego wniosków, zwłaszcza jeśli głębiej zastanowić się nad przypadkowością wszystkiego, co składa się na nasze życie, ale i trudno je przyjąć za swoje. Buntuje się przeciwko nim pragnienie widzenia w naszych miłościach celu, do którego prowadziły ścieżki naszego życia. Jednakże czasami, czytając tak wiele tak trafnych spostrzeżeń i argumentów, poddajemy się im, myśląc, że może Proust sięgnął głębiej od innych, poznał tajniki rodzenia się uczucia w nas, odkrył nie tylko przypadkowość naszych miłości, ale na samym dnie, u samych źródeł znalazł coś, co odziera nasze uczucia z ich wyjątkowości. Bo i czym w istocie jest miłość? Jakie są jej początki? Dlaczego kogoś kochamy - właśnie tego, a nie innego człowieka? Czy my tworzymy uczucie od podstaw, "z niczego", czy też tylko budzimy je w sobie do życia, wcześniej uśpione, ale już w nas istniejące? A jeśli istniejące, to skąd ono w nas? Proust nie udziela odpowiedzi wprost, on tylko pokazuje nam drogę narratora, a to, ile wyniesiemy dla siebie z lektury dzieła, zależy tylko od nas.

A później znowu czytamy słowa – jak stwierdzenie narratora o obdarzeniu bezużyteczną miłością - przeciwko którym buntujemy się całym sobą, wzdragamy się na myśl o ich przyjęciu, na pomoc wzywając własne przemyślenia wspomagane przez pragnienia, wyjątkowo zgodnie tutaj działające, i nawet słowa narratora kierujemy przeciwko niemu - w obronie swojej wizji miłości: "Prawda i życie są czymś bardzo trudnym, nie zdołałem ich w gruncie poznać i zostawało mi po nich uczucie, w którym smutek nie znajdował może nawet tyle miejsca co zmęczenie"(5).

Coraz wyraźniejszy wydaje się być życiowy wybór narratora, wybór, ku któremu prowadzą go przeżyte doświadczenia; znamienne są tutaj słowa tak bliskie myśli Buddy o szczęściu, do którego należy "dążyć nie przez zaspokojenie, lecz stopniową redukcję i w końcu całkowite wyzbycie się pragnień"(6). Podążając ścieżkami myśli Prousta, słuchając siebie samego - dźwięków, jakie w nas budzi jego opis widzenia świata i ludzi; prowadząc z nim swój wewnętrzny dialog, przyznając mu rację lub broniąc swoich; znajdując potwierdzenia własnych przemyśleń albo odkrywając nowe, a już nam bliskie myśli - po prostu obcując z dziełem, w pewnej chwili uświadamiamy sobie coś, co nas zadziwia: że oto oderwaliśmy się od naszej zwykłej, jakże często szarej i monotonnej codzienności, i to nie ku taniej sensacji czy chwilowej rozrywce, a ku myślom najważniejszym, a spychanym na pobocze naszej świadomości.

Rodzi się w nas podejrzenie zasadniczego pomieszania w naszym życiu celów i środków; zamiany tego, co ważne, na to, co niewielką ma wartość. To myśli, które każą inaczej spojrzeć na nasze własne definicje życiowego sukcesu i spełnienia.

I jeszcze, w postscriptum, dwa cytaty: pierwszy - prawdziwie proustowski w swojej celności i urodzie, drugi zadziwiający tolerancją i humanizmem, szczególnie jeśli pamięta się o latach, jakie upłynęły od napisania tych słów.

"Pozostawmy ładne kobiety ludziom bez wyobraźni"(7).
"Osobiście byłem przekonany, że z punktu widzenia moralności jest absolutnie obojętne, czy się znajduje rozkosz u mężczyzny, czy też u kobiety, i że jest rzeczą aż nadto naturalną i ludzką szukanie jej tam, gdzie ją można znaleźć"(8).



---
(1) Marcel Proust, "Nie ma Albertyny", tłum. Maciej Żurowski, wyd. Prószyński i S-ka, 2004, str. 79.
(2) Tamże, str. 90.
(3) Tamże, str. 117.
(4) Tamże, str. 224.
(5) Tamże, str. 204.
(6) Tamże, str. 36.
(7) Tamże, str. 25.
(8) Tamże, str. 267.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10296
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: --- 26.09.2006 23:17 napisał(a):
Odpowiedź na: "[...] sztuka dodaje pięk... | Krzysztof
komentarz usunięty
Użytkownik: Czajka 27.09.2006 04:45 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Mario, ależ ona bardzo nadaje się przed kotletami. Można przeczytać dwie strony i potem w czasie smażenia o tym myśleć. Bo zawsze jest o czym. Proust w niej zawarł przemyślenia, obserwacje i poglądy całego swojego życia, a był naprawdę mądrym człowiekiem.

Trzeba tylko pogodzić się z tym, że zamiast dziesięciu innych książek przeczyta się tylko jedną. I znowu nie będzie co wpisywać w wątek rozliczeniowy "Co przeczytałaś we wrześniu". :-)
Użytkownik: Krzysztof 10.10.2006 20:34 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Zdarzało mi się czytać w pracy, w wolnych chwilach (oczywiście nie za
kierownicą), ale raczej nie jest to dobry sposób na Prousta. Najlepiej
czytało mi się w nocy, w zupełnej ciszy, albo przy cichym plumkaniu wiolonczel Vivaldiego. Mario, dziękuję za wysoką ocenę mojej polszczyzny, to miłe wyróżnienie. Tak naprawdę niewiele o niej wiem, w szkole zbierałem trójki, tyle że nabrałem doświadczenia praktycznego - od wielu lat czytając i pisząc. To praktyka. I słuchanie rytmu słów, logiki zdania. I poprawianie, często (oj, jak często!) nieskuteczne.


Użytkownik: --- 27.09.2006 00:12 napisał(a):
Odpowiedź na: "[...] sztuka dodaje pięk... | Krzysztof
komentarz usunięty
Użytkownik: Czajka 27.09.2006 04:12 napisał(a):
Odpowiedź na: "[...] sztuka dodaje pięk... | Krzysztof
Krzysztofie, bardzo dziękuję. Od pewnego już czasu czytam kolejne tomy Poszukiwania z tą miłą i bezpieczną świadomością, że wkrótce pojawi się Twoja recenzja z wnikliwym komentarzem wszystkiego co w tych tomach jest. Może nie wszystkiego, bo to akurat w przypadku Prousta nie jest możliwe w ramach recenzji, ale w każdym razie wielu istotnych rzeczy.
Stworzasz pod tym bliskiem nam nazwiskiem świat refleksji i spokoju, to bardzo cenne.

Podpisuję się z prawdziwą przyjemnością pod każdym Twoim zdaniem, uważam że w "Nie ma Albertyny" Proust po raz kolejny dowiódł swojej genialnej przenikliwości i umiejętności opisania nawet najbardziej ulotnych odczuć. Dla mnie był to jeden z trafniejszych opisów przeżywania śmierci bliskiej osoby i zapominania.

Co ciekawe i co u Prousta bardzo lubię, chociaż wymaga to pewnej wrażliwości, a jeżeli jej brak, należy ją w sobie odnajdywać, że nawet najbardziej dramatyczne wydarzenia, czy przeżycia podane są bez krzyku, bez egzaltacji, a jednocześnie bardzo przejmująco.

Natomiast co do ostatniego cytatu, osobiście akurat z nim się nie zgadzam, czy Ty też masz wrażenie, że pisząc o ludziach takich jakimi naprawdę są, Proust ich nie osądza, a stara się zawsze zrozumieć? To też u niego bardzo mi się podoba.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Użytkownik: Krzysztof 10.10.2006 20:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, bardzo dzięk... | Czajka
I vice versa, Czajko: miło jest przeczytać kolejny Twój mądry i ciepły
komentarz. I trafne uzupełnienia, jak tutaj o braku egzaltacji u Prousta, o czym ja nie napisałem. Faktycznie, on tylko opisuje odczucia, można nawet zaryzykować słowa: opisuje niemal chłodno, tak spokojnie i rzeczowo, ale tym większe wrażenie one czynią.
Owszem, i ja uważam, że Proust nie oceniał ludzi. Był na to za mądry, a
więc tolerancyjny, wyrozumiały, i potrafiący zgłębić mechanizmy
funkcjonowania naszej, ludzkiej, psychiki.
Czy nie zgadzasz się z twierdzeniem Prousta, iż nie należy oceniać
seksualnych orientacji ludzi pod kątem moralności? Czy dobrze Cię zrozumiałem?
Jeśli tak, to chyba niewiele mogę tutaj napisać - poza stwierdzeniem, iż
masz prawo do swoich ocen. Zgadzam się tutaj z Proustem całkowicie, mało
tego: podziwiam za ten jego pogląd. Uważam, że dominująca w naszym
kraju religia odcisnęła mocno widoczny ślad deformacji w naszym postrzeganiu i wartościowaniu spraw ludzkiej seksualności, która to dziedzina naszego życia nie ma nic wspólnego z moralnością. Nic.
Czajko, za opóźnienie w odpowiedzi przepraszam Ciebie i wszystkie panie,
które napisały swój komentarz. Mam utrudniony dostęp do internetu. Parę dni temu odbyłem rozmowę ze znajomym o postępie technicznym ostatnich dziesięcioleci, w czasie której twierdziłem, że poza elektroniką postęp ten jest prawie niezauważalny w codziennym życiu. Owszem, mam bezprzewodowy internet, znamię XXI wieku, ale naprawiane jest już siedem tygodni, i nadal firma Sony nie jest w stanie podać mi wiążącej daty odbioru ich cuda. I tak to jest z tym postępem...
Przyjmij moje pozdrowienia i wyrazy szacunku, Czajko

Użytkownik: Czajka 26.10.2006 14:44 napisał(a):
Odpowiedź na: I vice versa, Czajko: mił... | Krzysztof
Krzysztofie, przepraszam, że dopiero teraz Ci odpowiadam.
Nie chodzi mi o ocenę moralności, tak jak pisałam wcześniej, bardzo podziwiam u Prousta właśnie to, że nie ocenia ludzi (chociaż przed w Sodomie Narrator był wstrząśnięty, pamiętasz?).

Nie zgadzam się z tym, że ludzką rzeczą jest szukanie rozkoszy tam gdzie ona jest.
Rozumiem, że bez względu na wszystko. W ten sposób można usprawiedliwić wszystko, nie myślę tu o homoseksualiźmie, ale o cudzołóstwie, pedofilstwie, sadyźmie i wszystkim co można sobie wyobrazić.
Wydaje mi się, że nad szukaniem rozkoszy powinny być jednak pewne wartości ogólnie przyjęte.

Dla mnie druga część tej wypowiedzi jest nie do zaakceptowania osobiście.
Użytkownik: Krzysztof 01.11.2006 13:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, przepraszam,... | Czajka
Czajko, jestem pewny, że Proust nie miał na myśli działań, zachowań seksualnych, które byłyby złem dla innych! Uważam, że wyciągasz tutaj argumenty, które nie dotyczą słów cytatu. Istotą jego myśli było oddzielenie zachowań seksualnych od ocen moralnych, co oczywiście w żaden sposób ani nie wyklucza, ani nawet nie uszczupla prawa i moralności. Inaczej mówiąc: podane przez Ciebie cudzołóstwo tylko poprzez możliwy fakt duchowego cierpienia osoby zdradzanej może być oceniane w kategoriach moralnych, a gdy dwoje ludzi lubi i godzi się na zabawy z kajdankami i pejczem - nie można do oceny ich zachowań stosować zasad moralnych, bo te tutaj nie mają zastosowania.
Użytkownik: koczowniczka 26.05.2011 11:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, bardzo dzięk... | Czajka
Z niektórymi stwierdzeniami istotnie trudno się zgodzić.
„Homoseksualiści byliby najlepszymi mężami na świecie, gdyby nie grali tej komedii z kobietami” - napisał Proust. A przecież Gilberta wcale nie była szczęśliwa jako żona homoseksualisty...
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 03.10.2022 12:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Z niektórymi stwierdzenia... | koczowniczka
No bo grał z nią "komedię" – dalej jest coś w stylu "od tej pory w kółko robił jej dzieci" ;) Oczywiście to jest tylko opinia czy bon mot Prousta, istotnie bardzo dyskusyjny – dla mnie wręcz pozbawiony sensu.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 27.09.2006 21:56 napisał(a):
Odpowiedź na: "[...] sztuka dodaje pięk... | Krzysztof
I cóż ja jeszcze mogę dodać po moich poprzedniczkach, kiedy napisały wszystko, co chciałam powiedzieć?
Z każdą Twoją recenzją z Proustowskiego cyklu coraz bardziej przekonuję się, że nie mogę go tak sobie ominąć. Teraz już tylko czekam na sposobność, kiedy natrafię w mojej bibliotece na pełny komplet(sprawdzałam dwa dni temu - z jednego wydania brakowało tomu 1 i 3, z drugiego - 4 i 7) i na najbardziej życzliwą z pań bibliotekarek, która pozwoli mi wziąć na dwie karty nie cztery woluminy, jak zwykle, ale siedem...
Użytkownik: Krzysztof 10.10.2006 20:47 napisał(a):
Odpowiedź na: I cóż ja jeszcze mogę dod... | dot59Opiekun BiblioNETki
Witaj, Doroto. Nie udało mi się czytać książek Prousta szybciej, niż w tempie kilkunastu stron na godzinę, w porywach dwudziestu. Piszę o tym, aby Cię uprzedzić, chociaż pewnie i sama domyślasz się, że to raczej studiowanie, nie czytanie. Bardzo jestem ciekaw Twoich recenzji powieści Prousta.
Użytkownik: Harey 02.10.2006 20:24 napisał(a):
Odpowiedź na: "[...] sztuka dodaje pięk... | Krzysztof
Czekałam na Twoją recenzję - jak zawsze doskonała w formie i bardzo ciekawa - w treści. Chciałabym wrócić do Albertyny, której wiele lat temu nie doceniłam. Kiedy czytałam "W stronę Swanna" całą lekturę odczuwałam, jak "wędrówkę" przez drogę Prousta; drogę, którą autor idzie powoli, z lekko pochyloną głową, zamyślony, zatrzymujący się co jakiś czas,posród pejzaży Combrey i wspomnień. Zatrzymuje się, wyciaga przed siebie dłoń i pokazuje nam to, co odkrył, odczuł, doświadczył. Myślę, więc, że nie roztacza przed nami już ustalonego świata. Bardzo trafnie, a przy tym wręcz filozoficznie, opisałeś "przypadkowość" naszego życia. Gdybyśmy w tym samym czasie, byli w innym miejscu, moglibyśmy pokochać innego człowieka, ale byliśmy właśnie tu i teraz. Czy paradoksalnie - przypadek był naszym przeznaczeniem?. .. choć jedno pojęcie wyklucza drugie...
Użytkownik: Krzysztof 10.10.2006 20:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Czekałam na Twoją recenzj... | Harey
Witaj, Harey. Jak zapewne wiesz, są ludzie, którzy uważają, że nie ma przypadków w ludzkim życiu, bo te jest ustalone od a do z. Czasami myślę, że może to i prawda, ale z pewnych bardzo dla mnie ważnych powodów bronię się przed przyjęciem tej tezy. Bliższe jest mi twierdzenie, iż przypadek jest na początku kontaktów dwojga ludzi, a później oni sami, swoim działaniem, mogą z niego zrobić swoje przeznaczenie.
Dziękuję za miłe słowa.


Użytkownik: Harey 14.10.2006 18:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Harey. Jak zapewne... | Krzysztof
Bardzo mi miło, że się odezwałeś. Zgadzam się z Tobą - czasami myślę sobie: "tak widocznie miało być", ale bardziej racjonalny jest dla mnie - przypadek i to, co z nim "zrobimy". Wiara w przeznaczenie jest bardzo wygodna, zdejmuje z nas odpowiedzialność za decyzje, które podejmujemy. Uspokaja - tak miało być, nie mogło być inaczej, będzie, co ma być - to przeznaczenie. Pozdrawiam i czekam na Twoją kolejną recenzję.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: