"Kultura okropna" pod lupą
"Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu" – cóż, zgodzę się z Dorotą Masłowską, sukces zależy także od chwytliwego tytułu. Mnie zachwyciła również okładka zaprojektowana przez Macieja Chorążego (autora ilustracji wzbogacających książkę). Pełen dobrych intencji, zdjąłem pomysłową, acz nierzucającą się w oczy obwolutę (łatwo się niszczą przy czytaniu), a tam niespodzianka – na czwartej stronie okładki istny popkulturowy róg obfitości. Hulkopodobne cielsko zwieńczone korpusem Miss Piggy, nalepki z literkami, słodkie zwierzaczki z naklejek, karykatury Myszki Miki, psa Pluto i Kaczki Daisy rodem z koszmarnego snu, a do tego kwiatuszki, kotki, angielskie napisy, kobry, szczerbata Alexis z dorysowanym długopisem papierosem. Miałem miłe skojarzenia z wyglądem polskiego wydania "jesteśmy przynętą, kochanie!" Elfriede Jelinek. Może to zresztą celowe nawiązanie – obie pozycje traktują przecież o popkulturowej sieczce.
Jak sama Masłowska przyznała w jednym z wywiadów, w zebranych w tym tomie felietonach bierze pod lupę "kulturę okropną". Rozrzut jest spory. "Dynastia" (nie tak znów odległa od współczesnej popkultury, jeśli przyjąć, że Blake Carrington i jego dwie żony – anielska Krystle oraz demoniczna Alexis – żyli w świecie, który ciekawił, rozbudzał marzenia wielu Polaków ("»Steven jest gejem«, »Fallon porwało UFO«, »Josephie, przynieś interkom« – to frazy, które tkwią w każdym, kto w latach dziewięćdziesiątych dysponował choć strzępem świadomości"[1]), "Kuchenne rewolucje", "Big Brother" i jego pochodna – "Azja Express", paradokumenty, disco polo, gazetki z przepisami, muzyka gospodarcza (reprezentowana tu przez grupę Bajm), "Beksińscy. Portret podwójny" Grzebałkowskiej, PickUpArt. Trochę od tego odstają niektóre teksty, na przykład "Warszawa" i "Wólka Kosowska" (równie dobre, choć o nieco innym charakterze – bliżej im do przejmujących opowiadań niż do tekstów poświęconych kulturze).
To zbiór naprawdę dobrych felietonów. Traktujących o aktualnych kwestiach, pomysłowych, napisanych ze swadą, z językowym wyczuciem, humorem, a do tego prowokacyjnych, bazujących na ironii, niepozwalających na obojętność. Na sukces tej książki – którego jestem pewien – złożą się, moim zdaniem, dwa czynniki: to, że autorka potrafi prawdziwie uwodzić słowem i to, że jest wnikliwą obserwatorką. Zza całego użytego sztafażu, literackiej kreacji, zabawnych historii o tym, co spotkało tę autoironiczną Masłowską, wyzierają arcytrzeźwe i boleśnie trafne wnioski. Bywa, że to gorzkie – choć ubrane w fatałaszki komizmu – przedstawienie kulturalnej Polski XXI wieku i społeczeństwa, "w którym wzorem osobowościowym jest »gwiazda«, a miarą życiowego sukcesu tańczenie z nią lub choćby tańczenie z nią na lodzie"[2]. Niestety – tak, niestety! – trudno się z autorką nie zgodzić.
Oto jak Masłowska wyjaśnia – nierzadkie w obecnych czasach – uzależnienie od oglądania seriali: "Pierwszych parę razy obserwowałam ten proces bycia pochłanianą z zaskoczeniem, niejakim zachwytem. Oto zaczęłam z dnia na dzień mieć poczucie pewnej duchowej pełni, emocjonalnego wysycenia, jakiegoś życiowego bizancjum; z dnia na dzień zaczęło dziać się tak wiele, choć obiektywnie to tak niewiele. Jednak jednocześnie jakieś porody, strzelaniny, akrobacje, w dodatku po angielsku, w języku ludzi lepszych, o bielszych, równiejszych zębach; o nie, mojego życia nie mogliście nazwać nieciekawym; no, jeśli już nawet musiałam od czasu do czasu umyć twarz czy poprawić spodnie od pidżamy, to myślałam w tym czasie o motywacjach bohaterów, o tym, jak powinni postąpić i kto im tam robi koło pióra. Zero tej okropnej pustki; czułam się niezależna. Czułam się bogata wewnętrznie! Czułam, że przynależę. A to coś, czemu wcześniej usiłowałam nadać pozory życia… hmm, może miłe, ale żałosne"[3].
Disco polo – nasze dobro narodowe, łączące i dzielące, popularne i kompromitujące zarazem – opisuje jako muzykę, "która w paru skocznych dźwiękach, paru nutach wyśpiewanych przez rozmigdalonego kastrata miksowała bez ładu i składu nowe i stare czasy, kulturę wiejską z miejską, okarynę z kradzioną w rajchu yamahą, zasysając całe społeczeństwo w kompromitujący taneczny wir. Wielki upadlający korowód, wciągający głupich i mądrych, biednych i bogatych; pijanych od ciociosanu z pewexu i pijanych od wina Wino i wódki Wódka; wlokący nas przez wesela, pogrzeby i chrzty; wokół willi, wokół bloku i wokół familoku, aż pod sam dom zły"[4].
Kapitalny jest też tekst poświęcony "Kuchennym rewolucjom" (program ten według niej przedstawia monumentalną panoramę społeczną dzisiejszej Polski – i to wcale nie od kulinarnej strony) oraz fenomenowi Magdy Gessler, reprezentującej "jedną z najbardziej znienawidzonych i otoczonych w mizoginicznej Polsce głębokim lękiem figur – figurę baby. Baby z piekła rodem; baby, którą diabeł posyła tam gdzie sam nie może i w której piecu pali"[5], a zarazem występującej w roli "Matki Boskiej Nagle Nadchodzącej Pomocy"[6]. Masłowska analizuje strategie, jakie przyjmują mężczyźni i kobiety względem "SuperGessler"[7], a także pokazuje, jak zmieniła się polszczyzna ostatnich lat i jakie znaczenie społeczne mają "Kuchenne rewolucje".
Bezlitośnie analizuje również paradokumenty – owo "tło dla reklam, które pod pozorem fabularności utrzyma widza przed telewizorem"[8]. Ich popularność nie słabnie, choć – umówmy się – są najgorszego sortu, z pseudoaktorami, sztucznie udramatyzowanymi fabułami, akcją opatrzoną idiotycznymi komentarzami. Dlaczego zatem wciąż powstają nowe, będące raczej tworami z półproduktów niż serialami? No i skąd popularność programów typu reality show? Jak świadczy o naszych czasach to, że wciągamy się w oglądanie produkcji takich jak"Big Brother", "Azja Express", "Rolnik szuka żony" czy inny "Masterchef", a do występujących w nich bohaterów przywiązujemy się jak do przyjaciół? Stają się wszak oni bohaterami artykułów w Internecie, tabloidach, tkwią w centrum forumowych dyskusji. Masłowska trafnie zauważa: "Wreszcie po paru odcinkach człowiek się przywiązuje. Jakich kocopołów by bohaterowie nie prawili, jak okropnych epifanii z piekła książek Paulo Coehlo rodem by nie przeżywali, jakich głupich fum by się nie dopuszczali – w jakimś akcie prabezbronności mózg dodaje ich do znajomych. Ta irracjonalna, jednostronna więź, a raczej przywiązanie oglądającego do oglądanych, to właśnie najmniejsza jednostka prowizoryczno-efemerycznej wspólnoty, która à propos reality show powstaje i której mimowolnie zostajemy członkami"[9].
Najchętniej analizowałbym tekst po tekście, ale pozwolę Wam je odkryć samodzielnie. Warto. Polska popkultura może się w nich przejrzeć jak w lustrze. Kultura kształtuje rzeczywistość, a rzeczywistość kształtuje kulturę – może to i truizm, ale adekwatny. Te felietony naprawdę dużo mówią o świecie, w jakim funkcjonujemy. Dobrze, że ukazały się drukiem. "Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu" jest także literackim efektem swoistego społecznego zaangażowania autorki (zaryzykowałbym nawet stwierdzenie: odpowiednika pozytywistycznej pracy u podstaw na miarę XXI wieku), troski o dzisiejsze społeczeństwo i o kraj.
Literatura potrafi zmieniać postawy, uwrażliwiać na otaczający nas świat. Jestem pewien, że wielu osobom ta książka da do myślenia. To pozycja ważna i potrzebna.
---
[1] Dorota Masłowska, "Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu", Wydawnictwo Literackie, 2017, s. 7.
[2] Tamże, s. 38.
[3] Tamże, s. 23-24.
[4] Tamże, s. 55.
[5] Tamże, s. 82.
[6] Tamże, s. 88.
[7] Tamże, s. 81.
[8] Tamże, s. 128.
[9] Tamże, s. 196.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.