Dodany: 24.04.2010 21:05|Autor: norge
Ostro krytykuję i przepraszam...
Gorąco przepraszam wszystkie wielbicielki/wielbicieli prozy Paulliny Simons, których niewątpliwie urażę swoją recenzją, ale czuję, że MUSZĘ napisać parę zdań na temat "Jeźdźca miedzianego".
Oto mam przed sobą książkę, która zachwyciła ponad 350 osób w BiblioNETce, i to zachwyciła do tego stopnia, że oceniły ją na szóstkę albo pięć i pół. Są wielkie "ochy" i "achy" w kilku recenzjach. Do tego czytam na okładce: "kultowa powieść milionów czytelniczek na całym świecie"*. Dochodzą mnie słuchy, że książka jest nieomal nie do kupienia, a na kolejne części czeka się z drżeniem serca, że czyta się je jednym tchem, z wypiekami na twarzy. Wreszcie i ja jakimś cudem dostaję do ręki tę niezwykłą, "opowiedzianą z rozmachem historię wielkiej namiętności, szukającej spełnienia w nieludzkich warunkach systemu totalitarnego"*. I co? Ano nic innego, jak wielka czytelnicza katastrofa.
Akcja zaczyna się w Leningradzie, w roku 1941. 17-letnia Tania Mietanowa poznaje młodego oficera Armii Czerwonej mówiącego z obcym akcentem. Zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia. Zaraz na początku gorąco zaczynającego się romansu dziewczyna ku swojemu przerażeniu odkrywa, że Aleksander jest już obiektem uczuć jej starszej siostry, Darii. Miłość jednak nie wybiera. Mimo że Aleksander odwzajemnia uczucia Tani i wprost za nią szaleje, nasi szlachetni bohaterowie decydują się nie ranić Darii. Tania stwierdza, że siostrę ma tylko jedną, a chłopców może mieć wielu. Dla dobra wszystkich zainteresowanych (!!!) obydwoje przysięgają nigdy nie ujawnić swej miłości. Co oczywiście nie oznacza, że dobiegają końca długie rozmowy, dyskusje, a nawet kłótnie o to, jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Wręcz przeciwnie, stanowi to główny wątek, przewijający się od początku do końca książki. Żeby było ciekawiej, okazuje się, że Aleksander jest Amerykaninem od dziecka wychowywanym w Rosji Radzieckiej. Ukrywa swoją tożsamość i oprócz Tani tylko jeden człowiek zna jego prawdziwe nazwisko. Jest wojna. Zaczyna się blokada Leningradu...
Zaczynają się również problemy, gdyż autorka wyraźnie nie radzi sobie z tematem. Już dawno nie czytałam czegoś tak naiwnego, sentymentalnego, chwilami patetycznego. Rażą mnie dialogi: nienaturalne, płaskie, bezsensowne i mielące do znudzenia jakieś wybrane zagadnienie. Powieść jest pełna wyświechtanych schematów, nieprawdopodobnych sytuacji, tanich chwytów, takich rodem z klasycznego harlekina. Rozumiem, że Tatiana ma tylko 17 lat i nie można wymagać, żeby myślała i działała jak dorosła kobieta, ale przecież to nie ona pisze tę książkę!
Całość jest do bólu przewidywalna. Drażnią papierowe postacie: dobry Amerykanin i zły Rosjanin, piękna i szlachetna Tania i jej brzydsza, już nie tak dobra, siostra Daria. Mało przekonujące są opowieści o wojnie, oblężeniu, głodzie, sytuacji w Rosji sowieckiej. Czuje się wyraźnie, że Paullina Simons nie ma bladego pojęcia, o czym pisze. Fragment, gdzie Tatiana kupuje Aleksandrowi w prezencie szampon, woła o pomstę do nieba. Pojęcie „szampon” w Związku Radzieckim lat 40. było nieznane! Całe szczęście, że tłumacz wyjaśnia w przypisach pomyłkę autorki. Kilkunastostronicowe sceny erotyczne z dokładnymi opisami, w jaki sposób naiwne i niedoświadczone rosyjskie dziewczę traci niewinność z przystojnym, delikatnym i bezgranicznie zakochanym Aleksandrem nadają się raczej do czasopisma dla nastolatek (np. typu "Dziewczyna") niż do epopei wyraźnie stylizowanej na "Doktora Żywago". Próby uwznioślenia książki poprzez podpieranie się Puszkinem i cytatami z poematu "Tatiana i Aleksander" pasują jak kwiatek do kożucha.
W jakiś sposób rozumiem popularność tej książki, tak jak rozumiem wzruszenie mojej cioci czytającej cudowne harlekiny traktujące o wielkiej, romantycznej miłości. Któż by nie chciał choć raz w życiu jej przeżyć? W dodatku przenosząc się w czasy wojny, kiedy to śmierć splata się z życiem, a bohaterski (i doskonale zorientowany w posunięciach Armii Czerwonej) Aleksander czuwa nad swoją wybranką i wiadomo, że wszystko dobrze się skończy.
Na zakończenie chcę podkreślić, że nie jestem jakąś specjalnie wybredną czytelniczką, czytającą wyłącznie literaturę przez duże L. Lubię literaturę kobiecą, z przyjemnością pochłaniam inteligentne romanse, powieści sensacyjne i thrillery, ale wymagam chociażby minimalnego poziomu. Ta książka jest poniżej tego, co jestem w stanie znieść.
---
* Paullina Simons, "Jeździec miedziany", przeł. Jan Kraśko, wyd. Bertelsmann, Warszawa 2002, tekst z okładki.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.