Dodany: 10.04.2022 21:30|Autor: Losice

Czytatnik: Biblioteka skojarzeń

6 osób poleca ten tekst.

Smutny czas "młodych lwów"


Przypadkowo, na kilka dni przed krwawą napaścią rosyjskich wojsk na niepodległą Ukrainę, rozpocząłem lekturę wydanej w 1948 roku monumentalnej powieści Irwina Shawa Młode lwy (Shaw Irwin).
Książkę zalicza się do czterech najważniejszych amerykańskich powieści dotyczących II Wojny Światowej opublikowanych bezpośrednio po jej zakończeniu, w których obraz wojny nie jest w żaden sposób zakłócony lub przetworzony przez wydarzenia kolejnych powojennych dziesięcioleci.
Pozostałe trzy powieści to:
Nadzy i martwi (Mailer Norman Kingsley (właśc. Mailer Nachum Molech)) (wyd. 1948)
Bunt na okręcie (Wouk Herman) (wyd. 1951)
Stąd do wieczności (Jones James) (wyd. 1951)

24 lutego, kiedy wojska Putina siedmioma kolumnami ruszyły na Ukrainę, a komentatorzy polityczni na całym świecie zaskoczeni i przerażeni zastanawiali się, czy Kijów utrzyma się przez następne 72 godziny, podobnie jak wiele innych osób śledziłem wiadomości radiowe i telewizyjne, budziłem się rano i z niepokojem otwierałem komputer. Czy czołgi rosyjskie są już w Kijowie?

Wszak jeszcze dzień wcześniej, kiedy świat nie znał wojny i spał spokojnie, przeczytałem w powieści Shawa:

"Był pogodny czerwcowy dzień i słońce świeciło jasno nad świeżą zielonością pensylwańskich wzgórków. Ale radio zagłuszało wszystko i chociaż mały aparat powtarzał do uprzykrzenia to samo, Michael siedział przez cały dzień w wytapetowanej bawialni urządzonej po staroświecku filigranowymi mebelkami. Wokół niego poniewierały się gazety. Od czasu do czasu Laura wchodziła do pokoju, głośnym westchnieniem dawała wyraz swemu męczeństwu, pochylała się i zebrawszy rozrzucone dzienniki układała z nich schludny stosik. Michael nie zwracał jednak uwagi na żonę. Pochylony nad odbiornikiem kręcił gałkami i słuchał głosów - niskich, modulowanych, teatralnych (...)
- Dowiadujemy się ze źródeł nieoficjalnych, że Paryż nie będzie broniony. Naczelne dowództwo armii niemieckiej osłania tajemnicą ruchy zagonów pancernych wdzierających się w nadwątlony system obrony Francuzów.
Laura stanęła na progu i przemówiła tonem sztucznej cierpliwości :
- Obiecaliśmy Tony'emu, że dziś po południu będziemy grać w badmintona (...)
Whitacare opanował się i ze zdziwieniem usłyszał własny głos spokojny i układny:
- Jakie wydasz rozkazy?
- Przede wszystkim zamknij to wstrętne radio.
Na ustach miał już słowa protestu, lecz zawahał się na moment. Speaker właśnie mówił:
- Sytuacja jest dalej niejasna, wydaje się jednak, że Anglicy ukończyli pomyślnie ewakuację przeważającej części wojsk. Liczyć się należy z szybkim rozwojem kontrofensywy Weyganda, która ... " [1]

Na szczęście Kijów się obronił i nie było paryskiego déjà vu.

Drugie skojarzenie, które pojawiło się przy czytaniu "Młodych lwów" dotyczy tytułu powieści. Chyba każdy czytelnik naturalnie łączy tytuł z obrazem młodych żołnierzy, głodnych życia i pełnych marzeń. Żołnierzy, którzy rzucani są na arenę krwawych pól bitewnych, tak, jak dzikie, młode lwy były rzucane na arenę rzymskich amfiteatrów, gdzie walczyli gladiatorzy. Ale również wielu czytelników oczekuje bardziej dosłownej wskazówki od autora. W powieści brak tak wyraźnego przekazu, ale pewien cytat może być "cieniem" odpowiedzi. Dodatkowo jest to cytat o polskich oficerach, a więc bliski naszemu sercu - potwierdza również doskonałe rozeznanie autora w niuansach politycznych uwikłań II Wojny Światowej.
Fragment dotyczy pobytu jednego z bohaterów w bombardowanym przez Niemców Londynie i jednego z wieczorów spędzanych w lokalu korespondentów wojennych "Ognisko Międzysojusznicze":

" - Ameryka nie może przegrać wojny - ciągnął podpułkownik. - Ja to wiem, wy wszyscy wiecie... Ba! Dziś wiedzą nawet Japończycy i Niemcy. Powtarzam, chłopcy - wykrzywił się jak błazen cyrkowy i głęboko zaciągnął cygarem - wojna mało mnie interesuje. Prawdziwie ciekaw jestem przyszłego pokoju, bo, rozumiecie, to całkiem niepewna sprawa.
Dwaj polscy kapitanowie w dziwacznych rogatych czapkach, które zawsze przypominały Michaelowi ostrogi i druty kolczaste, weszli i stanęli za bufetem. Mieli nadęte, niezadowolone miny. (...)
W górze rozległ się przeraźliwy, szarpiący nerwy świst. Rósł, wzmagał się, przemieniał w łoskot i zgiełk bez nazwy. Był coraz bliżej, bliżej. Goście "Ogniska Międzysojuszniczego" padli na podłogę. W tej chwili wybuch targnął bębenkami uszu. Dom zadygotał. Na ulicy tysiąc szyb poleciało z okien. Światła mignęły i w szalonym momencie, nim zgasły, Michael spostrzegł, że starszawa blondynka zsuwa się na bok z krzesła, a okulary wiszą wciąż na jej lewym uchu.
Wybuchy zaczęły się oddalać. Były coraz słabsze. Akompaniował im łoskot walących się budynków i murów: grzechot cegieł zasypujących pokoje mieszkalne i podwórka. Pianino w ostatnim pokoju jęknęło, jak gdyby dwadzieścia rąk uderzyło naraz w klawisze.
- Dorzucę pięćset funtów - odezwał się z podłogi głos Węgra.
Michael wybuchnął śmiechem, bo uprzytomnił sobie, że żyje, że bomby ominęły "Ognisko Międzysojusznicze".
Światła zabłysły. Goście poczęli wstawać. Ktoś dźwignął starszawą blondynkę i usadowił ją na krześle. Spała smacznie. Na moment podniosła powieki. Tępo spojrzała przed siebie.
- To świństwo - wymamrotała. - Okraść starą kobietę podczas snu. Zabrać jej szalik! - Znowu zamknęła oczy.
- Gdzieś mi się trunek zawieruszył. Cholera! - zaklął Czigly i nalał sobie pełną szklankę whisky.
- Proszę spojrzeć - zwrócił się Ahearn do Michaela. - Jestem zlany potem.
Dwaj polscy kapitanowi włożyli rogatywki. Potoczyli dokoła wzgardliwym wzrokiem i ruszyli w stronę wyjścia. Zatrzymali się niedaleko drzwi, gdzie na ścianie wisiał plakat z Rooseveltem, Churchillem, Czang-Kai-szekiem i Stalinem. Jeden z nich wyciągnął rękę, szarpnął i oderwał podobiznę Stalina. Potem szybko podarł papier i białe konfetti rzucił w stronę gości.
- Bolszewickie świnie! - wrzasnął.
Francuz, który niedawno gryzł kieliszki do koniaku, zerwał się z podłogi i rzucił krzesłem. Uderzyło o ścianę, tuż nad rogatymi czapkami. Polacy odwrócili się i uciekli.
- Salauds! - krzyknął Francuz i podparł się o stół, bo niepewnie stał na nogach. - Chodźcie no! Już ja wam ...
- Ci panowie nie mają więcej wstępu do naszego lokalu - odezwała się gospodyni z głębi kuchni.
Michael spojrzał w stronę bufetu. Generał Służby Zaopatrzenia obejmował Louise. Pieszczotliwie klepał ją po pośladkach.
- Uuuch ... moja mała - powtarzał - Uuch ... moja mała.
- Spokój, generale - Louise uśmiechnęła się lodowato. - Już po bitwie. Może pan złożyć broń.
- Ach, ci Polacy - powiedział Węgier. - Dzieci natury. Ale trzeba przyznać, że są waleczni jak lwy." [2]

A na koniec, ze smutkiem, jeszcze jedno pytanie - czyżby po 80-ciu latach historia zatoczyła koło i znowu nastały czasy "młodych lwów".

Z nadzieją, że Ukraina przetrwa, a "młode lwy" szczęśliwie powrócą do domów ....

[1] Irwin Shaw Młode lwy (Shaw Irwin) , przeł. Tadeusz Jan Dehnel, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1963, tom 1, s. 132.
[2] Irwin Shaw op. cit., tom 2, s. 233.

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1409
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: Losice 20.05.2022 00:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Przypadkowo, na kilka dni... | Losice
" 29 Agosto 1918 r.
Szpital ACK [Amerykańskiego Czerwonego Krzyża]
Mediolan, Włochy

(...)
Wiele razy występuję, jako tłumacz szpitala. Ktoś przychodzi, nie mogą zrozumieć, czego chce, więc pielęgniarka przyprowadza go do mojego łóżka i ja wszystko wyjaśniam. Wszystkie pielęgniarki to Amerykanki. Ta wojna sprawia, że jesteśmy o wiele mniej głupi niż byliśmy. Na przykład Polacy i Włosi. Uważam, że oficerowie tych dwóch narodów to najświetniejsi ludzie, jakich kiedykolwiek znałem. Dla mnie po wojnie nie będzie czegoś takiego jak "cudzoziemcy". Tylko to, że kompani człowieka mówią w innym języku, nie powinno stanowić żadnej różnicy. Trzeba się uczyć ich języka! Opanowałem włoski zupełnie dobrze. Podłapałem sporo polskiego i mój francuski bardzo się poprawia. To lepsze niż 10 lat w college'u. Znam teraz francuski i włoski gruntowniej, niż gdybym się uczył w college'u 8 lat, i bądźcie przygotowani na mnóstwo gości po wojnie, bo mnóstwo moich kompanów będzie przyjeżdżać do mnie w Chicago. Najlepsza rzecz w tym bałaganie to ci przyjaciele, których się w nim pozyskuje. I kiedy się patrzy przez cały czas na śmierć, poznaje się również swoich przyjaciół." [1]

Ten fragment listu Ernesta Hemingwaya do rodziców, wysłanego ze szpitala w Mediolanie, gdzie pisarz przeszedł skomplikowaną operację rażonej odłamkami szrapnela nogi, a potem długą rekonwalescencję, został pierwszy raz opublikowany dopiero w 1989 roku w książce Hemingway: Miłość i wojna (Villard Henry S., Nagel James).
Oczywiście dotyczy on I Wojny Światowej, ale słowa o przyjaźni, która szczególnie w tragicznych, pełnych śmierci, dniach wojny łączy tyle narodów, odzyskały dzisiaj swoją szczególną głębię. Dzisiaj, kiedy koalicja ponad 50 państw wspiera militarnie i ekonomicznie wojenny wysiłek dzielnej Ukrainy toczącej śmiertelny bój z Rosją, spadkobierczynią "imperium zła" (jak określił kiedyś Związek Radziecki prezydent Ronald Reagan).

Dużym zaskoczeniem jest fragment listu mówiący o polskich oficerach i "znajomości" polskiego języka.
Niestety nie znalazłem żadnej informacji, w jakich okolicznościach Hemingway poznał polskich oficerów, kim oni byli i co się z nimi stało. Jeśli chodzi o znajomość polskiego języka, to jedyna hipoteza, jaka mi się nasuwa, wiąże się z rodzinnym Chicago, gdzie Hemingway mógł poznać Polaków i polski język.

[1] Henry S.Villard, James Nagel Hemingway: Miłość i wojna (Villard Henry S., Nagel James), przeł. Zofia Kierszys, Prószyński i S-ka, Warszawa 1997, s.186.
Użytkownik: fugare 20.05.2022 10:17 napisał(a):
Odpowiedź na: " 29 Agosto 1918 r. Sz... | Losice
Podczas pobytu w szpitalu Hemingway poznał Agnes Stanfield von Kurowsky - pielęgniarkę, która była jego wielką miłością. No może jedną z kilku wielkich miłości. :) Agnes była córką, i tu jedne źródła podają, że Niemca z pochodzenia, a inne, że Polaka - emigranta z Królewca. W każdym razie nazwisko Kurowsky brzmi z polska. Nie wiem czy znała język polski, ale to niewykluczone, jeśli jej ojciec byłby faktycznie Polakiem. Może przy okazji tego romansu poznał również jakichś Polaków, ale to tylko moje hipotezy.
Użytkownik: Losice 22.05.2022 23:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Podczas pobytu w szpitalu... | fugare
Właściwie cała książka Hemingway: Miłość i wojna (Villard Henry S., Nagel James), z której pochodzi zacytowany przeze mnie fragment listu Hemingwaya do rodziców, poświęcona jest Agnes Hannah von Kurowsky.
Zawiera ona 62 listy Agnes do Hemingwaya (są to wszystkie jej listy, jakie są znane w tej chwili), niestety nie zachował się ani jeden list Hemingwaya do Agnes - właściwie należałoby napisać, że do tej chwili żaden taki list "nie wypłynął". Agnes von Kurowsky zmarła 25 listopada 1984 roku i o 23 lata przeżyła Hemingwaya. Już po jej śmierci rodzina przekazała do publicznej wiadomości jej dziennik pisany w okresie bliskiej zażyłości z Hemingwayem (też po raz pierwszy opublikowany w książce). Wiedząc o tym, że Agnes w ostatnich latach życia przedstawiała swój związek z Hemingwayem, jako rodzaj przelotnego flirtu (czemu dość wyraźnie przeczą jej listy), można podejrzewać, lub mieć nadzieję, że rodzina posiada jeszcze jakieś dokumenty, które nie zostały ujawnione.

W książce brak jest jakichkolwiek śladów "polskości" Agnes. Jej ojciec Paul Moritz Julius von Kurowsky wyemigrował z Królewca do Ameryki , gdzie uczył języka niemieckiego i ożenił się ze swoją uczennicą Agnes Holabird (wbrew woli jej ojca). Brak jest jakiejkolwiek wzmianki o tym, że posługiwał się językiem polskim. Niektóre źródła podają, że pochodził z rodziny o niemieckich, polskich i rosyjskich korzeniach (prawdopodobnie Polakiem mógł być jego ojciec). Zmarł w 1910 roku. Z książki wiadomo, że Agnes znała francuski na średnim poziomie, a włoskiego nigdy nie opanowała w stopniu umożliwiającym porozumiewanie się. Zresztą również Hemingway, wbrew temu, co napisał w liście do rodziców, znał włoski na poziomie podstawowym (w listach do rodziców wiele spraw "ubarwiał").
Może więc, informacja o polskich oficerach i znajomości podstaw polskiego języka, jest też tylko literackim "ubarwieniem".

Faktem jest, że gdyby brat Hemingwaya już po jego śmierci nie ujawnił trzech listów Agnes von Kurowsky, które Ernest Hemingway zachował przy sobie, aż do śmierci, nie znalibyśmy pierwowzoru bohaterek około dziesięciu jego powieści i opowiadań. Trzy najbardziej znane przykłady to: Pożegnanie z bronią (Hemingway Ernest), Śniegi Kilimandżaro [Książka i Wiedza] (Hemingway Ernest) i opowiadanie "Bardzo krótka historia" ze zbioru 49 opowiadań (Hemingway Ernest).

Myślę, że najładniejsze (i jednocześnie dające nam wyobrażenie, o tym co tracimy nie znając listów Ernesta do Agnes) nawiązanie do Agnes pochodzi z opowiadania Śniegi Kilimandżaro [Książka i Wiedza] (Hemingway Ernest).

"Myślał o okresie konstantynopolskim i o kłótniach paryskich, które poprzedziły wyjazd. Łajdaczył się przez cały czas, a gdy to się skończyło i gdy zobaczył, że nie potrafi zabić swojej samotności, a tylko ją pogarsza, napisał do niej, do tej pierwszej, do tej, która go opuściła, o tym właśnie, że nie potrafi zabić samotności... I o tym, że raz, gdy stał przed kawiarnią "Regence", wydało mu się, że widzi jej sylwetkę, i że zrobiło mu się mdło i słabo, i że potrafi godzinami chodzić bulwarem za jakąś kobietą, która mu ją przypominała, bojąc się sprawdzić, że to nie ona, i bojąc się jednocześnie stracić uczucie nadziei. I o tym, że ilekroć spał z jakąś kobietą, było mu jeszcze bardziej tęskno za nią. I o tym, że to, co zrobiła, nie ma żadnego znaczenia, albowiem nie potrafi się nigdy wyleczyć z miłości do niej. Pisał ten list zupełnie na trzeźwo w klubie i wysłał go do Nowego Jorku z prośbą, by odpisała na adres paryskiego biura. To wydawało mu się najpewniejsze. I tegoż wieczoru tęsknił za nią tak okropnie, że poczuł w sobie straszliwą pustkę i wyszedł na miasto (...).

Fragment ten rozwiązał również jedno z moich prywatnych spostrzeżeń i znaków zapytania, które miałem po przeczytaniu ostatniej powieści Hemingwaya (oddanej do druku już po jego śmierci i wydanej w 1964 roku) Ruchome święto (Hemingway Ernest).
Intrygował mnie już pierwszy rozdział, który nie miał ściśle określonego bohatera, w następnych rozdziałach Hemingway nawiązywał do znanych postaci literackich lat 20-stych XX wieku należących do paryskiego "straconego pokolenia" - Francis Scott Fitzgerald, Gertruda Stein i inni. A pierwszy rozdział ....

" " ... skręciłem w prawo, chroniąc się przed deszczem, i wreszcie dostałem się na osłoniętą od wiatru stronę Boulevard Saint-Michel i poszedłem nim dalej za Cluny i Boulevard Saint-Germain, aż dotarłem do dobrej kawiarni, którą znałem, na Place Saint-Michel.
Była to przyjemna kawiarnia, ciepła, czysta i swojska.
Powiesiłem mój stary nieprzemakalny płaszcz na wieszaku, żeby wysechł, położyłem znoszony, wytarty kapelusz filcowy na półce nad ławą i zamówiłem cafe au lait (...)
Do kawiarni weszła dziewczyna i usiadła sama jedna przy stoliku w pobliżu okna. Była bardzo ładna, z twarzą tak świeżą jak nowo wybita moneta, gdyby wybijano monety w gładkim ciele o odświeżonej deszczem skórze, a włosy miała czarne jak skrzydło kruka i przycięte ostro i skośnie na policzku.
Patrzyłem na nią i niepokoiła mnie, i wprawiała w silne podniecenia. Miałem chęć umieścić ją w tym opowiadaniu czy gdziekolwiek, ale usadowiła się tak, żeby móc obserwować ulicę i wejście, i widziałem, że na kogoś czeka. Pisałem więc dalej.
Opowiadanie pisało się samo i nadążałem za nim z trudnością. Zamówiłem jeszcze jeden rum St. James i obserwowałem dziewczynę, ilekroć podniosła wzrok, albo kiedy temperowałem ołówek, a strużyny zwijały się do spodka pod moim kieliszkiem.
Już cię widziałem, moja piękności, i teraz należysz do mnie bez względu na to, kogo oczekujesz, i nigdy więcej cię nie zobaczę - myślałem - Należysz do mnie i cały Paryż należy do mnie, a ja należę do tego notatnika i tego ołówka.
Potem wróciłem do pisania i wszedłem głęboko w opowiadanie, i zagubiłem się w nim. Teraz ja je pisałem i już nie pisało się samo, i nie podnosiłem wzroku, nie wiedziałem, która godzina, ani nie myślałem gdzie jestem, i nie zamawiałem więcej rumu St. James. Miałem dość rumu St. James, nie myśląc o tym. Odczytałem ostatni ustęp i wtedy podniosłem wzrok szukając dziewczyny, ale już jej nie było. Mam nadzieję, że poszła z jakimś odpowiednim mężczyzną - pomyślałem. Ale było mi smutno."

Teraz już znamy imię nieznanej bohaterki pierwszego rozdziału "Ruchomego święta" ... To ta sama dziewczyna, co w "Bardzo krótkiej historii" ...

" Luz napisała do niego wiele listów, które dostał dopiero po zawieszeniu broni. Piętnaście na raz przyszło na front, a on poukładał je według dat i przeczytał wszystko od razu. Pisała o szpitalu i o tym, jak bardzo go kocha, i że nie może dać sobie rady bez niego, i że tak strasznie brak jej go w nocy."

A teraz sama Agnes von Kurowsky ...

"17 paźdź. 1918 r.

(...)
Gdybyś mógł mnie widzieć tu na nocnym dyżurze. Jestem zupełnie sama z moim pacjentem. Jest jeszcze jeden pacjent na drugim końcu budynku - śpi przez całą noc i 2 pielęgniarki śpią na tym piętrze. I jest jeden stary żołnierz na dole na warcie przy drzwiach. Poza tym w tym budynku jest absolutnie pusto a tamte inne budynki Szpit. są miej więcej w odl. o pól przecznicy. Do licha - gdybyś Ty tu był. Wpadłabym do Ciebie żeby się Tobą zająć mniej więcej teraz a Ty byś się uśmiechnął i wyciągnął swoje muskularne ręce. Co za sens wypowiadać życzenia?"

Oczywiście na cała historię można spojrzeć bardziej banalnie - wszak niektórzy z nas też przeżyli taką historię, albo słyszeli, że komuś się przytrafiła ... ona go kochała, pisała listy, mieli plany, świat należał do nich, a oni tylko do siebie ... aż pewnego dnia, ona powiedziała, że to już koniec, że odchodzi, że jest ktoś inny .... tylko trzeba zabić tę samotność ...


" Chociaż zmuszona będziesz mnie porzucić,
Jeżeli serca nie zmienisz w kochaniu,
Rzucając nawet nie chciej mnie zasmucić
I rozstając się, nie mów o rozstaniu!"

Adam Mickiewicz
Użytkownik: fugare 23.05.2022 10:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Właściwie cała książka He... | Losice
Bardzo to piękne i jednocześnie smutne, ale w takich momentach włącza się na szczęście poczucie humoru, które pozwala nie tracić nadziei. Może to właśnie dzięki Agnes literatura zyskała te wspaniałe powieści i opowiadania, bo jak to zgrabnie ujął Marian Hemar:

"Literatura, literatura
To nie jest tylko zasługa pióra:
Trzeba dziewicy, która wie,
Kiedy poecie szepnąć „nie”"

Użytkownik: Losice 12.07.2022 00:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Przypadkowo, na kilka dni... | Losice
W 139 dniu wojny Rosji przeciwko niepodległej Ukrainie, prawie każdy z nas zadaje sobie pytanie, jak się ona zakończy i kto wygra (może lepiej powiedzieć przetrwa).

W jednej z najbardziej antywojennych powieści XX wieku, a jednocześnie jednym z najpiękniejszych romansów XX wieku znalazłem ślad odpowiedzi na to pytanie (chociaż dotyczyło ono I Wojny Światowej):

" W pokoju bilardowym zastałem hrabiego Greffi. Ćwiczył uderzenia i w świetle padającym z góry na stół bilardowy wydawał się bardzo kruchy. Nieco poza kręgiem światła na karcianym stoliku stał srebrny kubełek z lodem, nad którym sterczały szyjki i korki dwóch butelek szampana. Kiedy zbliżyłem się do stołu, hrabia Greffi wyprostował się i podszedł do mnie. Wyciągnął rękę.
- To taka wielka przyjemność, że pan tu bawi. Ogromnie pan łaskaw, że pan zechciał przyjść zagrać ze mną.
- Bardzo mi miło, że pan mnie zaprosił.
- Czy pan zupełnie wyzdrowiał. Mówiono mi, że pan został ranny pod Isonzo. Mam nadzieję, że pan przyszedł do siebie.
-Tak czuję się doskonale. A pan?
- O ja zawsze dobrze. Ale się starzeję. Zaczynam wyczuwać oznaki starości.
(...)
Napiliśmy się wina.
- Co pan naprawdę myśli o wojnie? - spytałem.
- Myslę, że jest głupia.
- A kto ją wygra?
- Włochy.
- Dlaczego?
- Bo to młody naród.
- Czy młode narody zawsze wygrywają wojny?
- Przez pewien czas są do tego zdolne.
- A potem co?
- Potem stają się narodami starymi.
- I pan mówił, że pan nie jest mądry.
- Drogi chłopcze, to nie jest mądrość. To cynizm.
- Mnie się to wydaje bardzo mądre." [1]

Młoda Ukraino, chyba wygrasz wojnę.

[1] Ernest Hemingway "Pożegnanie z bronią" Pożegnanie z bronią (Hemingway Ernest), przeł. Bronisław Zieliński, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2001, s. 290.
Użytkownik: Losice 30.08.2022 18:19 napisał(a):
Odpowiedź na: W 139 dniu wojny Rosji pr... | Losice
Nie przypuszczałem, że w tej czytatce pojawi się wpis w 188 dniu wojny Ukrainy z rosyjskim agresorem (nie sądziłem, że ta wojna będzie trwała tak długo).

W przededniu kolejnej rocznicy wybuchu II Wojny Światowej i corocznych powrotów do tragicznego września 1939 roku, myślę o nadchodzącej, pełnej niepokoju i obaw ukraińskiej jesieni 2022 roku.

Przyznam się, że nie lubię obchodów rocznicy 1 września 1939, wszak jest to rocznica jednej z największych klęsk i katastrof naszego państwa. Bardziej jest mi bliska chwila zadumy i refleksji - zaliczam się do pokolenia, w którym rodzice i dziadkowie dokładnie zapamiętali, często z wieloma szczegółami, ten pierwszy dzień hitlerowskiej agresji - jaka była pogoda, co robili, w którym dniu wojny nadleciały pierwsze niemieckie samoloty i zbombardowały małe podwarszawskie miasteczko, gdzie mieszkali - gorący i słoneczny wrzesień 1939 roku i pierwsza jesień okupacji.

Obraz polskiego września 1939 roku, a szczególnie jego tak trwałe i integralne połączenie z wybuchem II Wojny Światowej, stał się "kamieniem milowym" mojej świadomości już od wczesnych szkolnych lat.

Tym większe zaskoczenie ogarnęło mnie, gdy w najsłynniejszej powieści jednego z XXI wiecznych noblistów przeczytałem fragment:

"Jesień 1939 roku była dla mojego dziadka wyjątkowo trudnym czasem. Jego oddział został wybity do nogi, ukochana żona zginęła, syn odniósł ciężkie rany, dom poszedł z dymem, a jego samego dręczyła choroba. Wojna zniszczyła niemal wszystko, co miał. Widział wokół siebie tylko zwłoki ludzi i psie truchła. Wszystko poplątało się z sobą niby tysiące nitek, tworząc bezładny kłąb, w którym niczego już nie dało się rozróżnić. Ciągle sięgał po pistolet chcąc pożegnać się z tym światem ...." [1]

Skąd moje zaskoczenie? Opis ten nie dotyczy II Wojny Światowej ......

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu


Użytkownik: fugare 31.08.2022 09:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie przypuszczałem, że w ... | Losice
Czytam właśnie świetne Ścieżki północy (Flanagan Richard) i choć wątkiem głównym są wydarzenia dotyczące udziału Japonii w II wojnie światowej - budowa tzw. Birmańskiej Kolei Śmierci, to pośrednio łączy się z to również z wojną o której piszesz, bo to m.in. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: Losice 02.09.2022 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytam właśnie świetne Śc... | fugare
Do Ścieżki północy (Flanagan Richard) przymierzam się od kilku lat i stale coś "przeszkadza", a to przecież Booker i literatura australijska - lubię czasami wyrwać się z naszego europocentrycznego spojrzenia na świat i spojrzeć z perspektywy Karaibów, Republiki Południowej Afryki, Japonii, Australii a teraz Chin.
Jestem pod wrażeniem Klan czerwonego sorga (Mo Yan (właśc. Guan Moye)) i prozy Mo Yana - mam odczucie, że powieść jest mieszanką Cichy Don (Szołochow Michaił (Szołochow Michał)), Kiedy umieram (Faulkner William) (tutaj jestem zgodny z opiniami krytyków amerykańskich, że proza Mo Yana przypomina Faulknera) i naszych Chłopi (Reymont Władysław (Reymont Władysław Stanisław; właśc. Rejment Stanisław Władysław)) - jakoś tak wyszło, że wszyscy są noblistami :)
Ale za takie książki kocham światową literaturę ..... :D
Użytkownik: Losice 03.01.2023 00:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Przypadkowo, na kilka dni... | Losice

" Nie wiedziałem, że wojna nigdy się nie kończy dla tych , którzy brali w niej udział"
Curzio Malaparte [1]

[1] Armand Lanoux Kiedy morze się cofa (Lanoux Armand), przeł. Tadeusz Evert, Czytelnik, Warszawa 1966, s. 5. (Nagroda Goncourtów 1963)

(313 dzień wojny na Ukrainie)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: