Dodany: 20.03.2018 14:43|Autor: verdiana
O dołowaniu czytelnika za to, że czyta
Na alpakowej grupie od kilku dni trwa dyskusja o tym, że niektórzy ludzie zachowują się chamsko wobec czytelników. Ludzie sądzą podług siebie, więc jak sami oszukują, to usiłują wmówić innym, że robią to samo. Tacy ludzie wbijają szpilę w rodzaju: "To niemożliwe, że tak dużo czytasz!"; "Nie da się tyle przeczytać w miesiąc!"; "Na pewno oszukujesz i nie czytasz dokładnie!", "Na pewno nic ci nie zostaje w głowie, bo za szybko czytasz". Itd. Co ciekawe, odwrotnej sytuacji nie widziałam nigdy. Uczciwi czytelnicy nigdy nie odzywają się chamsko do tych, którzy czytają mało. Nie widuję komentarzy w stylu "Ale mało czytasz, to nienormalne!", "To niemożliwe, żeby tak mało czytać, przecież nawet w metrze da się przeczytać więcej!"; "Chyba masz coś z głową, skoro tak powoli czytasz" itd.
Czasami, a nawet dość często, ludzie się czepiają. A to tego, że ktoś próbuje przełamać czytelniczą niemoc. A to tego, że ktoś czyta jakiś cienki chłam, bo założył sobie, że przeczyta w miesiąc X książek, a czas go goni. A to tego, że "ja to bym się nie mógł zmuszać do braniu udziału w wyzwaniach". Tematy przemocowej krytyki są różne. A jak nie ma żadnego, to się go wymyśli, nie? Ja tego nie znoszę. Dziwi mnie, że ludzie to uzewnętrzniają, bo to świadczy jedynie o nich! Skoro posądzają innych o taką małość, to znaczy, że sami są mali. Normalny, oczytany człowiek nie wbija nikomu szpili, nie używa przemocy, nie dołuje nikogo bez powodu, nie jest krytykancki (bo to nie jest przecież konstruktywna krytyka, tylko pełne agresji, zazdrości krytykanctwo), nie jest bezinteresownie podły, nie podcina nikomu skrzydeł, nie powoduje, że inny czuje się gorzej. Przeciwnie, wspiera go albo przynajmniej zachowuje neutralność, więc milczy.
Owszem, dziwi mnie bardzo, że ludzie nie czytają. Tym bardziej dziwi mnie, że ktoś, kto uważa się za czytelnika, czyta mało. Ale nie lecę zaraz z chamskim czy dołującym komentarzem do każdej takiej osoby. Po co miałabym to robić? Po co miałabym intencjonalnie sprawiać komuś przykrość? Czy ludzie naprawdę czerpią z tego radość? Ze sprawiania innym przykrości? Czy dokopanie komuś naprawdę jest dla nich takie przyjemne? Cóż, mam ZA, w przeciwieństwie do NT podobno nie mam empatii, więc nie rozumiem tego.
Poniżej wklejam mój głos w tej dyskusji:
-----
Wiecie, mam ZA, więc dla mnie przez wiele lat to [pozwolenie sobie na to, żeby nie doczytać książki] był koszmarny problem, że ja po prostu MUSIAŁAM skończyć rozpoczętą książkę, nawet jak mi się nie podobała. Najgorzej było z cyklami, bo z nimi niestety miałam tak samo, więc jak mi się I tom nie spodobał, to i tak musiałam przeczytać cały cykl. Inaczej miałam ataki lęku, meltdown itd. I właściwie tylko swojej ciężkiej pracy zawdzięczam to, że ten przymus kończenia już słabo działa. Potrafię odłożyć książkę, która mi się bardzo nie podoba, i notuję to w czytatce tak samo jak książki przeczytane, bo dla mnie teraz pokonywaniem barier jest i czytanie (demencja), i porzucanie książek, które mi się nie podobają (ZA). Jedno i drugie jest triumfem umysłu nad materią i sprawia mi przyjemność zanotowanie tego. Aczkolwiek zdarzają mi się nadal momenty, że nie mogę porzucić książki czy cyklu. Ale dość rzadko.
Natomiast nie mam żadnych problemów z tym, że ktoś się zmusza do czytania jakiegoś chłamu. Tak jak pisałam wcześniej, przestój czytelniczy nie polega na tym, że się nie chce czytać, tylko na tym, że się nie może [przynajmniej u mnie; bo jeśli nie mam ochoty czytać, to to nie jest dla mnie problemem i nie czynię prób, żeby się do tego zmusić]. Nie jest to nasza wina ani nasz wybór. Ja nie chcę przestawać czytać, chcę czytać tak jak zawsze! To nie jest moja wina, że nie mogę czytać książek z wyższej półki, tylko beletrystykę. Ja nie lubię beletrystyki. A jestem zmuszona czytać czytadła i często wcale nie najlepsze. Bo alternatywą jest nieczytanie w ogóle. Musiałam się jakoś z tą beletrystyką dogadać. I mimo że nie mam już pamięci absolutnej i czytam też nieporównywalnie wolniej, to jednak beletrystykę czyta się szybko, szybciej niż książki naukowe, dlatego w styczniu wyszło mi np. 59 książek. Nie czytało mi się tak dobrze od studiów! I fakt, że wtedy to były książki naukowe, a teraz beletrystyka, no ale jednak przy demencji taki wynik? Nie chcę, żeby mi ktoś odbierał radość dołującym komentarzem. Czy ludzie naprawdę lepiej się czują, jak zdołują kogoś innego?
Co prawda od lutego czuję się gorzej i nie udało mi się przeczytać nawet połowy tego, ale co tam. Nie mogę się tym załamywać, bo się już nie podniosę. Muszę się cieszyć tym, co mam. Tym, że w ogóle mogę czytać. Bo poza czytaniem ja już nie mam nic, choroba odebrała mi wszystko.
Więc staram się czytać. Nie, nie zmuszam się, ja CHCĘ czytać, to demencja [oraz depresja] nie chce czytać, więc usiłuję ją jednak do tego zmusić. Ją, nie siebie. Czasem to wymaga zejścia do naprawdę niskiego poziomu i takiego chłamu, którego normalnie nie tknęłabym nawet kijem, typu fanfiki [czy niewydane książki niespełnionych pisarzy], ale naprawdę nie za dobre. Cóż, kiedyś nie tknęłabym w ogóle żadnej beletrystyki, nawet najlepszej. I tak, wybieram różne wyzwania - bo to mnie dopinguje, to forma jakby samo-wsparcia. Dlatego zależy mi na realnych wyzwaniach. Nie wezmę wyzwania Czytajmy klasykę 1 na miesiąc, bo nie przepadam za klasyką. Ale akurat chciałam przeczytać Prousta, zanim go sprzedam, więc wyzwanie Czytajmy klasykę 1 na kwartał jest ok. I to działa! Bo przecież jak aspie coś obiecał, i to publicznie, to musi dotrzymać. :) Teraz naprawdę mam szansę przeczytać to, co mam na najwyższej półce biblioteczki.
Nie potępiam ludzi, którzy czytają chłam. Z jakiegoś powodu to wybrali [i nie muszą się przecież dzielić intencjami]. Być może to też ich forma auto-dopingu. Być może mają ZA czy autyzm i muszą przeczytać akurat to (tu się nie ma co śmiać, ten przymus w autyzmie jest znacznie silniejszy niż np. w OCD, bo tu w ogóle chodzi o zmianę czegoś, co już było zaplanowane). Być może ktoś ma jakiś problem z czytaniem i sam sobie próbuje pomóc. Być może ktoś nie ma siły na nic ambitniejszego, bo pracuje po 16 godzin albo ma kogoś ciężko chorego w rodzinie. Być może ktoś może czytać tylko w czasie dojazdu do pracy, np. w metrze, a wiadomo, że w takich warunkach to przejdzie raczej coś łatwego. A być może ktoś czyta chłam, żeby się pośmiać, poprawić sobie nastrój, tak jak ja kiedyś czytałam Greya (miałam taki ubaw, że aż się dławiłam ze śmiechu, bo czytałam go na Ivonie, a ona uparcie czytała Ana Stasia, zamiast Anastasia - i tak przez wszystkie przypadki). A może komuś to czytanie sprawia po prostu przyjemność.
[polecam cykl Złe książki, Złe piosenki i Złe komentarze ;) https://www.youtube.com/user/pawelopydo/playlists ]
Proszę, nie wyśmiewajcie kogoś, kto "MUSI" przeczytać jakąś książkę, dokończyć cykl, osiągnąć zamierzoną przez siebie ilość książek. Musieć można z różnych powodów. Nawet jeśli czyjąś intencją jest zwykłe ściganie się, no to cóż, lepiej się ścigać na czytanie, niż stać pod budką z piwem. I owszem, wg badań faktycznie duże znaczenie ma to, co się czyta. Ale też znaczenie ma również to, że w ogóle się czyta. Mózg, który czyta i pisze (ręcznie!), rozwija się znacznie lepiej, i to również w innych dziedzinach, tak jak mózg osoby, która gra na jakimś instrumencie. Nawet chłam spowalnia demencję, a w wielu przypadkach nawet jej zapobiega albo opóźnia jej rozpoczęcie (za wyjątkiem demencji naczyniowej).
Macie prawo tego nie lubić. Macie prawo tego nie robić. Ale nie wyśmiewajcie za to ludzi, nie oceniajcie, nie komentujcie ich negatywnie, zwłaszcza jeśli Was nie proszą o opinię - po prostu dlatego, że to przykre. Zamiast przykrego komentarza - jeśli naprawdę nie możecie się powstrzymać od komentowania - napiszcie im coś miłego. A nuż ich to zachęci do lepszej literatury.
Generalnie wiem, że nieoczytanym społeczeństwem rządzi się łatwiej i że nieoczytane społeczeństwo mocno szkodzi nie tylko sobie, ale i innym ludziom, ale nie jestem fanką zmuszania do czytania [nie każdy musi być intelektualistą, tak jak nie każdy musi studiować]. Lepiej zachęcać. Lepiej bombardować przykładami tego, jakie to jest naturalne, że się czyta. I jakie fajne. :) [poczytajcie np., jak to jest rozwiązane w Finlandii] Nie pomoże złośliwe wtykanie szpili.
A niech się tam ścigają. Niektórzy lubią rywalizację i tego się nie zmieni. Ja tego nie rozumiem [to cecha ZA, NT jeszcze nigdy dotąd nie przedstawili nam logicznych, wiarygodnych argumentów za rywalizacją poza wolnym rynkiem, serio], ale nikt mnie nie zmusza do tego, żebym się przyłączyła, więc jest ok.
Na koniec pytanko: jaka książka była pierwszą w życiu książką, której nie dokończyliście? Dla mnie to był "Ulisses" Joyce'a. I był to przełom, bo od tej książki dałam sobie prawo do porzucania książek w jakimkolwiek momencie.
-----
Mniej więcej wtedy zdałam sobie też sprawę, że w książkach obowiązuje ta sama zasada co w życiu: to, co mi się podoba, i to, co jest obiektywnie dobre, to nie zawsze jedno i to samo. Dlatego czasami mam świadomość, że książka, którą czytam, obiektywnie jest arcydziełem (i doceniam jej walory), ale mnie się nie podoba, nie chcę mieć nic podobnego w polecankach, więc stawiam jej niską ocenę. I na odwrót: to czytadło, ale podobało mi się, chcę mieć w czytankach podobne, więc oceniam wysoko. I dlatego mogę ocenić chłam wyżej niż arcydzieło. I nie mam z tym problemu. Gdyby bnetka nie miała polecanek, oceniałabym być może obiektywnie. To zależy od tego, czy chciałabym pokazać ludziom swoje subiektywne odczucia, czy chciałabym się publicznie przyznać, że wolę Białołęcką od Prousta. ;)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.