Dodany: 20.03.2018 14:43|Autor: verdiana

Czytatnik: Artes Liberales

O dołowaniu czytelnika za to, że czyta


Na alpakowej grupie od kilku dni trwa dyskusja o tym, że niektórzy ludzie zachowują się chamsko wobec czytelników. Ludzie sądzą podług siebie, więc jak sami oszukują, to usiłują wmówić innym, że robią to samo. Tacy ludzie wbijają szpilę w rodzaju: "To niemożliwe, że tak dużo czytasz!"; "Nie da się tyle przeczytać w miesiąc!"; "Na pewno oszukujesz i nie czytasz dokładnie!", "Na pewno nic ci nie zostaje w głowie, bo za szybko czytasz". Itd. Co ciekawe, odwrotnej sytuacji nie widziałam nigdy. Uczciwi czytelnicy nigdy nie odzywają się chamsko do tych, którzy czytają mało. Nie widuję komentarzy w stylu "Ale mało czytasz, to nienormalne!", "To niemożliwe, żeby tak mało czytać, przecież nawet w metrze da się przeczytać więcej!"; "Chyba masz coś z głową, skoro tak powoli czytasz" itd.

Czasami, a nawet dość często, ludzie się czepiają. A to tego, że ktoś próbuje przełamać czytelniczą niemoc. A to tego, że ktoś czyta jakiś cienki chłam, bo założył sobie, że przeczyta w miesiąc X książek, a czas go goni. A to tego, że "ja to bym się nie mógł zmuszać do braniu udziału w wyzwaniach". Tematy przemocowej krytyki są różne. A jak nie ma żadnego, to się go wymyśli, nie? Ja tego nie znoszę. Dziwi mnie, że ludzie to uzewnętrzniają, bo to świadczy jedynie o nich! Skoro posądzają innych o taką małość, to znaczy, że sami są mali. Normalny, oczytany człowiek nie wbija nikomu szpili, nie używa przemocy, nie dołuje nikogo bez powodu, nie jest krytykancki (bo to nie jest przecież konstruktywna krytyka, tylko pełne agresji, zazdrości krytykanctwo), nie jest bezinteresownie podły, nie podcina nikomu skrzydeł, nie powoduje, że inny czuje się gorzej. Przeciwnie, wspiera go albo przynajmniej zachowuje neutralność, więc milczy.

Owszem, dziwi mnie bardzo, że ludzie nie czytają. Tym bardziej dziwi mnie, że ktoś, kto uważa się za czytelnika, czyta mało. Ale nie lecę zaraz z chamskim czy dołującym komentarzem do każdej takiej osoby. Po co miałabym to robić? Po co miałabym intencjonalnie sprawiać komuś przykrość? Czy ludzie naprawdę czerpią z tego radość? Ze sprawiania innym przykrości? Czy dokopanie komuś naprawdę jest dla nich takie przyjemne? Cóż, mam ZA, w przeciwieństwie do NT podobno nie mam empatii, więc nie rozumiem tego.

Poniżej wklejam mój głos w tej dyskusji:

-----
Wiecie, mam ZA, więc dla mnie przez wiele lat to [pozwolenie sobie na to, żeby nie doczytać książki] był koszmarny problem, że ja po prostu MUSIAŁAM skończyć rozpoczętą książkę, nawet jak mi się nie podobała. Najgorzej było z cyklami, bo z nimi niestety miałam tak samo, więc jak mi się I tom nie spodobał, to i tak musiałam przeczytać cały cykl. Inaczej miałam ataki lęku, meltdown itd. I właściwie tylko swojej ciężkiej pracy zawdzięczam to, że ten przymus kończenia już słabo działa. Potrafię odłożyć książkę, która mi się bardzo nie podoba, i notuję to w czytatce tak samo jak książki przeczytane, bo dla mnie teraz pokonywaniem barier jest i czytanie (demencja), i porzucanie książek, które mi się nie podobają (ZA). Jedno i drugie jest triumfem umysłu nad materią i sprawia mi przyjemność zanotowanie tego. Aczkolwiek zdarzają mi się nadal momenty, że nie mogę porzucić książki czy cyklu. Ale dość rzadko.

Natomiast nie mam żadnych problemów z tym, że ktoś się zmusza do czytania jakiegoś chłamu. Tak jak pisałam wcześniej, przestój czytelniczy nie polega na tym, że się nie chce czytać, tylko na tym, że się nie może [przynajmniej u mnie; bo jeśli nie mam ochoty czytać, to to nie jest dla mnie problemem i nie czynię prób, żeby się do tego zmusić]. Nie jest to nasza wina ani nasz wybór. Ja nie chcę przestawać czytać, chcę czytać tak jak zawsze! To nie jest moja wina, że nie mogę czytać książek z wyższej półki, tylko beletrystykę. Ja nie lubię beletrystyki. A jestem zmuszona czytać czytadła i często wcale nie najlepsze. Bo alternatywą jest nieczytanie w ogóle. Musiałam się jakoś z tą beletrystyką dogadać. I mimo że nie mam już pamięci absolutnej i czytam też nieporównywalnie wolniej, to jednak beletrystykę czyta się szybko, szybciej niż książki naukowe, dlatego w styczniu wyszło mi np. 59 książek. Nie czytało mi się tak dobrze od studiów! I fakt, że wtedy to były książki naukowe, a teraz beletrystyka, no ale jednak przy demencji taki wynik? Nie chcę, żeby mi ktoś odbierał radość dołującym komentarzem. Czy ludzie naprawdę lepiej się czują, jak zdołują kogoś innego?

Co prawda od lutego czuję się gorzej i nie udało mi się przeczytać nawet połowy tego, ale co tam. Nie mogę się tym załamywać, bo się już nie podniosę. Muszę się cieszyć tym, co mam. Tym, że w ogóle mogę czytać. Bo poza czytaniem ja już nie mam nic, choroba odebrała mi wszystko.

Więc staram się czytać. Nie, nie zmuszam się, ja CHCĘ czytać, to demencja [oraz depresja] nie chce czytać, więc usiłuję ją jednak do tego zmusić. Ją, nie siebie. Czasem to wymaga zejścia do naprawdę niskiego poziomu i takiego chłamu, którego normalnie nie tknęłabym nawet kijem, typu fanfiki [czy niewydane książki niespełnionych pisarzy], ale naprawdę nie za dobre. Cóż, kiedyś nie tknęłabym w ogóle żadnej beletrystyki, nawet najlepszej. I tak, wybieram różne wyzwania - bo to mnie dopinguje, to forma jakby samo-wsparcia. Dlatego zależy mi na realnych wyzwaniach. Nie wezmę wyzwania Czytajmy klasykę 1 na miesiąc, bo nie przepadam za klasyką. Ale akurat chciałam przeczytać Prousta, zanim go sprzedam, więc wyzwanie Czytajmy klasykę 1 na kwartał jest ok. I to działa! Bo przecież jak aspie coś obiecał, i to publicznie, to musi dotrzymać. :) Teraz naprawdę mam szansę przeczytać to, co mam na najwyższej półce biblioteczki.

Nie potępiam ludzi, którzy czytają chłam. Z jakiegoś powodu to wybrali [i nie muszą się przecież dzielić intencjami]. Być może to też ich forma auto-dopingu. Być może mają ZA czy autyzm i muszą przeczytać akurat to (tu się nie ma co śmiać, ten przymus w autyzmie jest znacznie silniejszy niż np. w OCD, bo tu w ogóle chodzi o zmianę czegoś, co już było zaplanowane). Być może ktoś ma jakiś problem z czytaniem i sam sobie próbuje pomóc. Być może ktoś nie ma siły na nic ambitniejszego, bo pracuje po 16 godzin albo ma kogoś ciężko chorego w rodzinie. Być może ktoś może czytać tylko w czasie dojazdu do pracy, np. w metrze, a wiadomo, że w takich warunkach to przejdzie raczej coś łatwego. A być może ktoś czyta chłam, żeby się pośmiać, poprawić sobie nastrój, tak jak ja kiedyś czytałam Greya (miałam taki ubaw, że aż się dławiłam ze śmiechu, bo czytałam go na Ivonie, a ona uparcie czytała Ana Stasia, zamiast Anastasia - i tak przez wszystkie przypadki). A może komuś to czytanie sprawia po prostu przyjemność.

[polecam cykl Złe książki, Złe piosenki i Złe komentarze ;) https://www.youtube.com/user/pawelopydo/playlists ]

Proszę, nie wyśmiewajcie kogoś, kto "MUSI" przeczytać jakąś książkę, dokończyć cykl, osiągnąć zamierzoną przez siebie ilość książek. Musieć można z różnych powodów. Nawet jeśli czyjąś intencją jest zwykłe ściganie się, no to cóż, lepiej się ścigać na czytanie, niż stać pod budką z piwem. I owszem, wg badań faktycznie duże znaczenie ma to, co się czyta. Ale też znaczenie ma również to, że w ogóle się czyta. Mózg, który czyta i pisze (ręcznie!), rozwija się znacznie lepiej, i to również w innych dziedzinach, tak jak mózg osoby, która gra na jakimś instrumencie. Nawet chłam spowalnia demencję, a w wielu przypadkach nawet jej zapobiega albo opóźnia jej rozpoczęcie (za wyjątkiem demencji naczyniowej).

Macie prawo tego nie lubić. Macie prawo tego nie robić. Ale nie wyśmiewajcie za to ludzi, nie oceniajcie, nie komentujcie ich negatywnie, zwłaszcza jeśli Was nie proszą o opinię - po prostu dlatego, że to przykre. Zamiast przykrego komentarza - jeśli naprawdę nie możecie się powstrzymać od komentowania - napiszcie im coś miłego. A nuż ich to zachęci do lepszej literatury.

Generalnie wiem, że nieoczytanym społeczeństwem rządzi się łatwiej i że nieoczytane społeczeństwo mocno szkodzi nie tylko sobie, ale i innym ludziom, ale nie jestem fanką zmuszania do czytania [nie każdy musi być intelektualistą, tak jak nie każdy musi studiować]. Lepiej zachęcać. Lepiej bombardować przykładami tego, jakie to jest naturalne, że się czyta. I jakie fajne. :) [poczytajcie np., jak to jest rozwiązane w Finlandii] Nie pomoże złośliwe wtykanie szpili.

A niech się tam ścigają. Niektórzy lubią rywalizację i tego się nie zmieni. Ja tego nie rozumiem [to cecha ZA, NT jeszcze nigdy dotąd nie przedstawili nam logicznych, wiarygodnych argumentów za rywalizacją poza wolnym rynkiem, serio], ale nikt mnie nie zmusza do tego, żebym się przyłączyła, więc jest ok.

Na koniec pytanko: jaka książka była pierwszą w życiu książką, której nie dokończyliście? Dla mnie to był "Ulisses" Joyce'a. I był to przełom, bo od tej książki dałam sobie prawo do porzucania książek w jakimkolwiek momencie.
-----

Mniej więcej wtedy zdałam sobie też sprawę, że w książkach obowiązuje ta sama zasada co w życiu: to, co mi się podoba, i to, co jest obiektywnie dobre, to nie zawsze jedno i to samo. Dlatego czasami mam świadomość, że książka, którą czytam, obiektywnie jest arcydziełem (i doceniam jej walory), ale mnie się nie podoba, nie chcę mieć nic podobnego w polecankach, więc stawiam jej niską ocenę. I na odwrót: to czytadło, ale podobało mi się, chcę mieć w czytankach podobne, więc oceniam wysoko. I dlatego mogę ocenić chłam wyżej niż arcydzieło. I nie mam z tym problemu. Gdyby bnetka nie miała polecanek, oceniałabym być może obiektywnie. To zależy od tego, czy chciałabym pokazać ludziom swoje subiektywne odczucia, czy chciałabym się publicznie przyznać, że wolę Białołęcką od Prousta. ;)



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10645
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 59
Użytkownik: Mmyszunia 20.03.2018 16:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Na alpakowej grupie od ki... | verdiana
Popieram. Mamy wolność tego -czy, -co i -ile czytamy. Pozostawmy tę wolność także innym. Każda forma pracy nad sobą i swoimi słabościami jest pozytywna. Niestety często krytykują te osoby, które same nad sobą tak na prawdę nie wykonują żadnej pracy i idą po najmniejszej linii oporu.

Jeśli chodzi o mnie to staram się raczej kończyć to co zaczęłam a więc są chyba tylko dwie książki w moim życiu, których nie doczytałam. Pierwsza to był Don Kichote (Cervantes Saavedra Miguel de)
Jednak myślę, że i na to przyjdzie dla mnie bardziej odpowiedni czas i wtedy to ukończę.
Do tej pory, gdy czytam jakąś książkę, która niemal mi nie idzie, to mam taką myśl gdzieś z tyłu głowy, że jak to ja jej nie skończę, a może ona za dwie strony się rozkręci i pochłonie mnie całkowicie... Zawsze boję się, że jak nie doczytam to stracę coś co się kryje zaraz za rogiem...
Użytkownik: verdiana 20.03.2018 19:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Popieram. Mamy wolność te... | Mmyszunia
Ja też mam takie obawy, że może za stronę, za dwie... Dlatego mimo wszystko rzadko porzucam książki. Inna sprawa, że na takie totalnie mnie odrzucające trafiam sporadycznie. Widocznie intuicja dobrze mi podpowiada. ;)

Bywało, że bardzo chciałam się przekonać do książki, która mi się nie podobała. Tak było z "Harrym Potterem". I tom przeczytałam po polsku, stwierdziłam, że słabo, pomyślałam, że to może wina tłumaczenia, i przeczytałam raz jeszcze w oryginale. Niestety nadal nic. ;) Ale planuję jeszcze jedną szansę. Teraz jakby bardziej lubię książki dla dzieci. Podobnie było z Tolkienem. ;)

Ale jak już naprawdę nie mogę dalej czytać (nie zawsze jest to spowodowane tym, że książka jest źle napisana, może to być i arcydzieło, ale mi nie pasuje), to wertuję i podczytuję. To zwiększa szanse trafienia na jakiś lepszy fragment, aczkolwiek ani razu na taki nie trafiłam. ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.03.2018 18:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Na alpakowej grupie od ki... | verdiana
Hihi, "Ulissesa" to ja właściwie nie nie dokończyłam, tylko przeczytałam parę stron (nie jestem pewna, czy od początku, czy ze środka, bo to strasznie dawno było) i wymiękłam. Ale nie pamiętam, czy to on był pierwszy, czy może "Faraon" albo "Popioły"? (te ostatnie skończyłam jednak, po latach)

Też uważam, że wykpiwanie tego, jak ktoś czyta albo jakie książki czyta, nie jest ani kulturalne, ani sensowne. Samej mi się nie zawsze chce brać udział w wyzwaniach, bo czytam na żywioł, to, na co mam ochotę (a ponieważ zawsze mam ochotę na spotkanie z Herculesem Poirotem, ewentualnie panną Marple, to jedyna akcja, przy której wytrwałam). Ale jeśli ktoś sobie narzuca konieczność np. czytania do odwołania książek jednego gatunku, jednego autora albo grubszych niż 500 stron, to prędzej go będę podziwiać, że tak potrafi, niż się z niego nabijać.
I wielu znam ludzi, którzy próbują przełamać czytelniczą niemoc, czytając książki, których ja bym nie tknęła.
A mnie też czasem nachodzi na przykład na tomiki z serii "Gwiezdnych Wojen", nawet te, co do których już wiem, że są słabsze, albo na jakieś umiarkowanej jakości kryminały. Albo na książki kucharskie, które za pierwszym razem wpisuję do ocen, ale powtórek już nie, bo nie czytam w całości, tylko na wyrywki. Ale jeśli sobie dzięki temu odciążam umysł, to czemu nie?
Użytkownik: verdiana 20.03.2018 19:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Hihi, "Ulissesa" to ja wł... | dot59Opiekun BiblioNETki
Na "Ulissesie" utknęłam na 5-stronicowym opisie nabiału. Pomyślałam, że to genialna książka dla potomnych, 100, 200 lat później dokładne opisy doczesności będą szalenie ważne i ciekawe, ale ja w tej chwili mam już tego dość. ;) Trochę żałuję, że wcześniej nie zapisywałam niedoczytanych i powodów tego, bo to staje się ciekawe już kilka lat później,kiedy już nie pamiętam, o co mi wtedy chodziło. ;)

Haha, ja na takiej zasadzie właśnie wybieram wyzwania. Zawsze mam ochotę na jakąś fantastykę, więc 1 fantastyka miesięcznie to żadne wyzwania, sama przyjemność.;)

Aczkolwiek powiem Ci, że jakiś czas temu zaczęłam wyzwanie Czytamy noblistów. Tam się czasami zmuszałam, ale jak to zrobiłam, to jednak nie miałam odruchu, żeby odstawić, i przeczytałam wszystko, co sobie wybrałam, bez obrzydzenia. Bez tego wyzwania pewnie bym tego nie zrobiła, a to wielka szkoda. A teraz, kiedy wiem, że mogę odpuścić książkę, która mi się nie spodoba, nie boję się sięgać po tomy, powiedzmy, ryzykowne. ;)
Użytkownik: Aquilla 20.03.2018 19:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Na alpakowej grupie od ki... | verdiana
Pierwszej porzuconej książki nie pamiętam, na pewno było to za wczesnej młodości. Może któryś z późniejszych tomów Ani z Zielonego Wzgórza, bo pamiętam, że im dalej, tym bardziej mnie nużyło, ale pewnie było coś wcześniejszego.

Za to pamiętam mój rekord w odrzuceniu książki. Ludzie bezdomni (Żeromski Stefan (pseud. Zych Maurycy)) - po jednej stronie zapałałam do niej nienawiścią i odmówiłam wszelkiej współpracy (i oczywiście miałam ją na maturze).
Użytkownik: Anna125 20.03.2018 21:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Pierwszej porzuconej ksią... | Aquilla
Zabawne :). Też utknęłam na Ludzie bezdomni (Żeromski Stefan (pseud. Zych Maurycy)) i też się to źle skończyło - rozczarowałam ukochaną przeze mnie polonistkę i oblałam pierwszy etap olimpiady. Przez wiele lat nie mogła mi tego darować, ja poszłam na politechnikę, lecz od tamtego dnia mam przymus kończenia książek. Pozwalam sobie, co najwyżej, na odłożenie książki, aby dokończyć ją później. Polonistka w końcu mi wybaczyła, jednak przypomniałaś mi, że "Ludzi bezdomnych" nie przeczytałam do tej pory. Pora to wreszcie zrobić:).
Użytkownik: jolekp 20.03.2018 20:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Na alpakowej grupie od ki... | verdiana
Ja to tak sobie czasem myślę, że ludziom ogólnie by dobrze zrobiło, jakby się zajęli sobą, zamiast patrzeć, do czego tu się przyczepić u innych. Nie czytasz - źle, czytasz - źle, bo za mało, czytasz dużo - źle, bo za mało ambitne książki, itd. Wszystkim się nie dogodzi, nie warto się przejmować jakimiś docinkami. W końcu czyta się dla siebie, a nie dla innych, więc trzeba to robić tak, żeby przynosiło to jak najwięcej korzyści i radości czytającemu, a nie ludziom wokół.
Obiektywnie patrząc, czytam straszliwie wolno (kiedyś zmierzyłam, że 100 stron zajmuje mi średnio jakieś 3 godziny), w trakcie często się zatrzymuję, cofam, robię notatki i takie tam, co jeszcze dodatkowo ten proces wydłuża. Podziwiam ludzi, którzy potrafią przeczytać 400-stronicową książkę w jeden dzień, ale im nie zazdroszczę, bo lubię mój sposób i moje tempo. Jestem za tym, żeby każdy czytał tak jak lubi, to co lubi i ile lubi, a jak nie lubi, to niech nie czyta, bo przecież nie ma przymusu.

Z dokańczania książek za wszelką cenę, definitywnie uleczyła mnie przeprawa z "Trzema muszkieterami". Bo też cały czas miałam taką nadzieję - że przecież zaraz się rozkręci, wszyscy to chwalą, "Hrabia Monte Christo" tak mi się podobał, to przecież niemożliwe, żeby to było takie niedobre. I skończyło się na tym, że męczyłam się z tą książką przez ponad pół roku, wcześniej w podobny sposób brnęłam przez "Shoguna" i "Middlesex" Eugenidesa. Tak więc na własnym doświadczeniu przekonałam się, że jeśli książka mnie męczy od początku i nie przestaje po paru rozdziałach, to szanse na to, że to się zmieni, są raczej niewielkie. Za to koniecznie muszę doczytać do końca książki, które dostałam w prezencie i te które sobie kupiłam, żeby nie mieć poczucia, że wydałam pieniądze na coś, czego potem nie przeczytałam, i wtedy już nie ma, że boli ;).
A pierwszą porzuconą książką prawdopodobnie był Rasmus i włóczęga (Lindgren Astrid), pewnie gdzieś w pierwszej klasie podstawówki. Ale wróciłam do niego jakiś czas później i przy drugim podejściu już bardzo mi się spodobał :).
Użytkownik: verdiana 21.03.2018 00:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja to tak sobie czasem my... | jolekp
Zgadzam się z Tobą! I przez długi czas ignorowałam takie docinki. Aż za którymś razem już nie wytrzymałam, bo ile można się tłumaczyć, że się nie jest wielbłądem? Przestałam brać udział w wątku vevericy, bo mnie zdołowały i te komentarze (tu? w bnetce? gdzie każdy jest czytelnikiem?), i to, że wszyscy widzieli, a nikt nie zareagował. :/

Szybkiego czytania zazdroszczę bardzo, bo mnie w depresję wpędza to, że umrę, a nie przeczytam tego wszystkiego, co bym chciała, i to niezależnie od tego, czy umrę dziś, czy mając 110 lat. Odkąd przeczytałam też badania nad szybkim czytaniem, z których wyszło, że czytający szybko w ogóle nie zapamiętują ani grama mniej od tych, co czytają wolno, żałuję, że nie mogę czytać szybciej.

Dodaję to czwarty raz w ciągu jakichś 20 minut, co znowu z tą bnetką? :/
Użytkownik: ahafia 20.03.2018 20:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Na alpakowej grupie od ki... | verdiana
Kompletnie nie rozumiem takiego krytykowania i rozliczania z ilości czy jakości przeczytanych książek, czy czegokolwiek, co robimy dla siebie. Jeśli radość i wytchnienie dają nam nieskomplikowane romanse lub haft krzyżykowy, to postronni mogą ewentualnie unieść brew w zdziwieniu, ale nie mają prawa nas krytykować. Nie żyjemy po to, by spełniać ich oczekiwania i dopasowywać się do cudzych norm i przyzwyczajeń. Życie wśród ludzi niesie wystarczająco dużo ograniczeń, by rezygnować z przyjemności.

Co do porzuconych książek, to jest ich niewiele, bo gdy już zaczynam, to czuję przymus skończenia. Jedynym autorem, który tego przymusu we mnie nie wywołuje jest Sienkiewicz, co w przeszłości było o tyle bolesne, że szkoła zmuszała. Jest on winien jedynej mojej pały z języka polskiego.
Użytkownik: alva 20.03.2018 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Na alpakowej grupie od ki... | verdiana
W zeszłym roku przeczytałam 100 książek. Kiedy napomknęłam o tym w luźnej rozmowie, usłyszałam, że to niemożliwe, że chyba nic innego nie robiłam, tylko czytałam, no ale prawda, ja nie pracuję, więc mogę sobie pozwalać na taką stratę czasu, ale mieszkanie to pewnie miałam zapuszczone, i tak dalej, i tym podobne. Poczułam się, jakby mi ktoś dał w twarz, bo nie dlatego wymieniłam liczbę, żeby się chwalić, ale dlatego, że zostałam zapytana, jak dużo czytam. BTW, ja jak najbardziej pracuję, tyle że w domu, więc dla mojego rozmówcy to tak, jakbym dostawała pieniądze za nicnierobienie :/
Nienawidzę takiego krytykanctwa tylko po to, żeby "przywalić", poczuć się na moment lepszym, "uświadomić", że ktoś robi coś źle, a robi to źle dlatego, że "ja tak mówię". I nie dotyczy to tylko książek, teraz na przykład mam fazę na oglądanie filmów - to słyszę, że film to strata czasu i ogłupiacz, książkę bym lepiej poczytała. Jak sobie udziergam na drutach sweterek, dokładnie taki, jaki sobie wymarzyłam - to słyszę, że przecież mogłam iść do sklepu i kupić gotowy.
Nienawidzę też krytykowania zakamuflowanego - zjechania książki w taki sposób, że wyłazi z tej krytyki konkluzja "książka jest głupia i każdy, komu się ona podoba, też jest głupi". Lubię czytać romanse historyczne, mam świadomość, że obok historii to one nawet nie leżały, widzę dziury fabularne, wiem, że obiektywnie to są czytadła - ale czy czytadło nie może się podobać? Czy literatura stricte rozrywkowa musi być z definicji głupia i przeznaczona dla niewymagającego odbiorcy? Co innego, jeśli książka promuje szkodliwe wzorce czy powiela szkodliwe stereotypy - wtedy owszem, ma prawo być nazywana złą, ale nadal nie daje to prawa do twierdzenia, że osoby, którym się podobała, też są złe.

Nie lubię porzucać książek niedoczytanych, nieco nerwowo reaguję też na niemożność doczytania cykli - ale jednak umiem się przemóc i nie szukać gorączkowo kolejnych części, jeśli ta pierwsza mi kompletnie nie podeszła i nie wzbudziła chęci, by się dowiedzieć, co dalej.
Pierwszą nieprzeczytaną do końca książką były chyba "Noce i dnie" albo może "Lord Jim", nie pamiętam, co tam jest wcześniej na liście lektur szkolnych. Spróbowałam do nich wrócić po kilkunastu latach, nadal mnie śmiertelnie nudzą, więc stanowczo stwierdziłam, że nie będę tracić czasu, bo mogę w tym czasie przeczytać coś, co mnie faktycznie ciekawi.
Użytkownik: verdiana 21.03.2018 00:30 napisał(a):
Odpowiedź na: W zeszłym roku przeczytał... | alva
Spotykam się dokładnie z takimi samymi tekstami. A jako redaktor pracowałam właśnie w domu. ;) Jak się zainteresowałam scrapbookingiem i cardmakingiem, to słyszałam "Po co wyrzucasz na to pieniądze, przecież w Empiku kupisz kartkę za 10zł". Jak zaczęłam haftować koralikami, to usłyszałam, że wyrzucam pieniądze, a na pewno robię do szuflady, bo przecież na ścianach nie ma miejsca. Itd.


Ale tak się ciekawie składa, że najwięcej (ok. 1000 książek rocznie) czytałam, pracując na pełen etat i studiując na 2 kierunkach. Planowałam wtedy czas bardzo efektywnie, a poza tym przed demencją czytałam znacznie szybciej i obejmując 3 linijki jednocześnie. Teraz nie jestem już w stanie tak robić i wychodzi mi dokładnie 1/3 tych książek, które czytałam wtedy. ;) Z jednej strony bardzo mnie to wkurza i dołuje z tych powodów, o której pisze niżej Marylek, a z drugiej cieszę się, bo za rok pewnie będzie gorzej.

Użytkownik: Marylek 20.03.2018 21:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Na alpakowej grupie od ki... | verdiana
Nie pamiętam, jaka była pierwsza porzucona przeze mnie, niedoczytana książka. Może O krasnoludkach i o sierotce Marysi (Konopnicka Maria) , która nie podobała mi się okropnie gdy byłam w drugiej klasie podstawówki, a potem znów mi się nie podobała, gdy mój syn był w drugiej klasie? Jednak im jestem starsza, tym szybciej porzucam książki, które z jakichkolwiek powodów mi nie odpowiadają. Cały czas mam bowiem męczącą świadomość, że nie zdążę za swojego życia przeczytać wszystkiego, co mnie interesuje, co bym chciała poznać, ba, obawiam się, że nawet tego, co mam w domu. Znam (znałam) wiele osób, które nie zdążyły. A w dodatku wciąż wychodzi coś nowego, ciekawego. I wciąż świat się rozwija, nauka idzie naprzód, zaległości w poznawianiu świata mnożą się szybciej niż moje możliwości czytelniczego nadążania z poznawaniem ich. Tak że nie mam cienia wyrzutów sumienia przy porzucaniu niedokończonej książki, wręcz przeciwnie, czuję ulgę, że kolejka mi się zmniejsza.
Użytkownik: verdiana 21.03.2018 00:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pamiętam, jaka była p... | Marylek
Mam tak samo, nawet napisałam wyżej, zanim doszłam do Twojego komentarza. ;)
Kiedyś myślałam, że skoro autor nie uważa, że powinien mnie potraktować przyzwoicie, to ja nie muszę traktować jego książki przyzwoicie, więc też na ogół nie mam problemów z odłożeniem książki.
Użytkownik: juka 20.03.2018 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Na alpakowej grupie od ki... | verdiana
W czasie studiów byłam zmuszona przeczytać setki niezbyt interesujących książek i na czytanie dla przyjemności często po prostu brakowało czasu, obiecałam sobie wtedy jedno: nigdy więcej nie będę czytać z musu. Tej zasady trzymam się do dziś, choć minęło wiele lat. Czytanie jest dla mnie rozrywką, przyjemnością, więc wybieram taką lekturę, jaka mi odpowiada. I nie czuję wyrzutów sumienia, że często jest to literatura niezbyt ambitna. Skoro najlepiej mi się odpoczywa przy kryminałach czy thrillerach, byle były dobrze napisane, to dlaczego miałabym się tego wstydzić? Pierwszą książkę, której nie dokończyłam, świetnie pamiętam: lektura w klasie 2 "Odarpi, syn Egigwy" - nigdy więcej po nią nie sięgnęłam i raczej nie sięgnę, choć zdarzało mi się nadrabiać zaległości ze szkoły czy studiów po latach. Ale robiłam to już z własnej woli.:)
Użytkownik: verdiana 21.03.2018 00:31 napisał(a):
Odpowiedź na: W czasie studiów byłam zm... | juka
Otóż to. Życie jest krótkie i mamy je tylko jedno. I nie ma nawet co czekać do emerytury - już teraz należy sprawiać sobie przyjemności.
Użytkownik: Anna125 20.03.2018 22:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Na alpakowej grupie od ki... | verdiana
Poruszyłaś bardzo ciekawe dla mnie sprawy.
Generalnie uważam, że nie należy nikogo do niczego zmuszać ale... dla czytania czynię wyjątek. Uważam, że należy zmuszać do czytania, pewnie to pogląd niepopularny i dziwaczny lecz chciałabym, aby istniał przymus w tym obszarze np. pół godziny obowiązkowego czytania dziennie. Odpisywałoby się te pół godziny od czasu pracy, lekcji w szkole. Marzyłaby mi się jeszcze konieczność porozmawiania przez piętnaście minut, o tym, o czym się przeczytało i pomyślało. Żyjemy w słowie, pojęciach, to ich znaczenie uzgadniamy co dnia i jednocześnie jest to jedyna rzecz, która ma przychodzić nam naturalnie tak jak oddychanie, a to niemożliwe bez ćwiczenia. Określiłabym też zakres tj. to, co zalicza się do obowiązkowego czytania - byłyby to książki, artykuły z wyłączeniem krótkich doniesień z internetowych portali skupiających się na wydarzeniach, osobach. Eh, pewnie to głupi pomysł, zmuszający innych do robienia tego, czego nie chcą, a jednak chciałabym. Ostatecznie mogłabym to zamienić czytanie na napisanie pół stroniczki swoich myśli, skojarzeń z każdego dnia - to byłaby też praca ze słowem.
Z arcydziełami jest i u mnie różnie. Muszą trafić na odpowiedni czas, a czasami są nie do "strawienia". Prousta przeczytałam pierwszy tom i było różnie: fascynująco i nudnie. Dalej nie poszłam, na szczęście mam przymus kończenia książki, a nie cyklu. Leży ten Proust i czeka, ostatnio czuję się bardzo zachęcona do kontynuacji lecz wstrzymuję się - wiem, że potrzebny będzie czas.

Z brakiem krytyki - jestem bardzo ZA. Podpisuję się pod Twoim apelem nie krytykowania za, niewiarygodną dla innych, liczbę przeczytanych książek. Radować się należy, że inni czytają, mogą czytać, a nie powątpiewać i przymierzać do siebie, swojej sytuacji i okoliczności. Ja to ja, Ty to Ty. Psychologicznie skwitowałabym - ludzie zawiszczą, a to odczucie jest bez sensu i jeśli jest, to trzeba się poważnie zastanowić nad sobą, ponieważ pożera i niszczy. Dumam natomiast nad jakością czytania, gdzie znajduje się granica? Może jej nie ma lecz "gnioty", o których pisali, przytaczali z nich cytaty, Monika, Misiak i Dot są - dla mnie - nie do zniesienia. Co w nich jest takiego, że rażą niemiłosiernie? Niestosowanie się do reguł języka, infantylizm, zafałszowanie rzeczywistości. Może o to chodzi.
Co to jest ta "alpakowa" grupa, o której wspominasz?
Użytkownik: verdiana 21.03.2018 00:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Poruszyłaś bardzo ciekawe... | Anna125
Wiesz co, muszę przyznać, że Twój pomysł jest bardzo kuszący. Kiedyś uważałam, że się powinno zmuszać do czytania, żeby nam wtórni analfabeci nie psuli państwa, świata. Tylko że z badań niestety wychodzi co innego. Jak się zmusza do nieciekawych lektur, to się ludzie zniechęcają. Ja tego nie rozumiem, jak mi się nie podobała lektura, to odruchem było sięgnięcie po coś interesującego, a nie zaniechanie czytania w ogóle. Ale najwyraźniej większość ludzi tak nie ma.

Nie wiem, czemu Finlandia czy Czechy sobie jakoś radzą i mają znacznie wyższy wskaźnik czytelnictwa. Zwłaszcza Czechy mają oczytanych ludzi, obytych i niedających się nabrać np. księżom, a przecież cały czas mówi się, że mają podobną stopę życiową.

Ja sama nie chciałabym, żeby nie ktoś zmuszał, kiedy nie mogę czytać. Nie potrzebuję zmuszania, za to chętnie przyjmę poradę, jak znowu móc czytać w okresach, kiedy nie mogę. Ale jakoś ci krytykancie nigdy mi w tym nie pomogli.

Alpakowa grupa to grupa założona przez Bestselerki. ;)
https://www.youtube.com/channel/UCfKsy4HZSpqdk3UCn​iwAsaQ
Użytkownik: jolekp 21.03.2018 07:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz co, muszę przyznać,... | verdiana
"Jak się zmusza do nieciekawych lektur, to się ludzie zniechęcają. Ja tego nie rozumiem, jak mi się nie podobała lektura, to odruchem było sięgnięcie po coś interesującego, a nie zaniechanie czytania w ogóle."

Tylko zauważ, że ty czytasz dużo i prawdopodobnie robisz to od dziecka, więc wiesz, że interesujące książki w ogóle istnieją. A jeśli dla kogoś kontakt z książką ogranicza się jedynie do szkoły, która zmusza go do czytania zbyt ciężkich książek (nie oszukujmy się, większość lektur szkolnych jest dla przeciętnego nastolatka zwyczajnie za trudna), to może dojść do wniosku, że cała literatura jest taka, więc nie ma w niej czego szukać. Wydaje mi się, że spora część ludzi, którzy twierdzą, że nie lubią czytać, myśli tak dlatego że nikt im nigdy nie dał do ręki książki, która miałaby szansę się im spodobać.
Użytkownik: juka 21.03.2018 13:55 napisał(a):
Odpowiedź na: "Jak się zmusza do niecie... | jolekp
Zgadzam się. Twórcy kanonu często tłumaczą, że wrzucają do niego teksty, z którymi każdy człowiek powinien się zapoznać. Jeśli nie zrobi tego w szkole, to zapewne już po nie nie sięgnie w dorosłym życiu, stąd szkolna edukacja wydaje się jedyną szansą na zaznajomienie z niektórymi książkami. Inna sprawa, że tak skonstruowany kanon obrzydza czytanie w ogóle i wiele osób nie sięga już po żadną książkę, bo uważa, że wszystkie one są nudne, nieciekawe itp.
Użytkownik: verdiana 21.03.2018 15:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się. Twórcy kanon... | juka
Na szczęście w IV klasie liceum lektury są już świetne. Borowski, Krall, Konwicki, "Mistrz i Małgorzata", Orwell, "Zbrodnia i kara", Kafka, "Sklepy cynamonowa", Camus. Jest tego naprawdę dużo i wszystko świetne. Tak naprawdę właśnie w IV klasie liceum zaczęłam czytać - zaczęłam od klasyki literatury obozowej. To właśnie szkoła mnie zachęciła, a jednocześnie był już wtedy wybór w księgarniach i bibliotekach.
Użytkownik: juka 21.03.2018 16:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Na szczęście w IV klasie ... | verdiana
Obawiam się, że wielu, zanim dotrze do klasy końcowych klas liceum, już rezygnuje z czytania czegokolwiek.:) Lektury powinny być wciągające przede wszystkim dla tych najmłodszych, kiedy rozbudza się zamiłowanie do czytania, bo często tracimy takiego małego czytelnika już na początku i na jego powrót może być za późno.
Użytkownik: verdiana 21.03.2018 22:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Obawiam się, że wielu, za... | juka
Na początku podstawówki lektury są świetne! Nawet jeszcze w IV czy V klasie są fajne, Nienacki, Ożogowska, "Ten obcy", to świetne książki są! Dopiero w VI klasie się zaczyna beznadziejne staropolskie męczenie uczniów błędami. Ja rozumiem, że wtedy nie wiedzieli, że to błędy, ale szkoła jednak ma uczyć poprawnego pisania i nie powinno się dawać uczniom tekstów polskawych, a już na pewno nie w podstawówce. :( Tak, wiem, to niepopularna opinia, ale ja tak myślę nadal, bo nadal pamiętam dręczenie mnie od VI klasy. I to mimo że ja bardzo lubiłam polski i byłam filologicznie uzdolniona. Ale miałam też ZA i totalnie nie rozumiałam, dlaczego przez tyle lat mnie uczono, że pisze się tak i tak, a inaczej to błąd, a potem nagle wciska mi się teksty najeżone błędami i wmawia mi się, że to nie tylko poprawne, ale jeszcze "piękne". ;(
Użytkownik: juka 22.03.2018 20:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Na początku podstawówki l... | verdiana
Verdiano, ani Ożogowskiej, ani Nienackiego, ani "Tego obcego" nie ma już w lekturach - gdyby byli, nie byłoby tak źle. Kanon zmienił się w zeszłym roku i to zmienił na niekorzyść (czytaj: na starocie). Sienkiewicz, Prus, Słowacki, Krasicki, Mickiewicz, Bełza, mity, legendy, podania, Biblia - to teraz (głównie) czytają klasy 4-6. Czyli to, co czytali ich (pra)dziadkowie.:)
Użytkownik: verdiana 28.03.2018 22:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Verdiano, ani Ożogowskiej... | juka
Koszmarne! To znaczy my to wszystko też czytaliśmy, ale właśnie były dobre lektury. A jak nie było, to nauczyciel dawał spoza programu. Biblia była w całości 2 razy. ;) Co dziwne, Koranu czy innych ksiąg - nie było.
Użytkownik: verdiana 21.03.2018 15:36 napisał(a):
Odpowiedź na: "Jak się zmusza do niecie... | jolekp
No, ale to każdy wie. Jak byłam dzieckiem, to nie było książek dla dzieci. Ani żadnych innych. Nie dało się ich w ogóle kupić. Brało się spod lady to, co było, jeśli to akurat album o papieżu, to się brało album o papieżu. Panowała taka atmosfera, że każdy człowiek rzucał się na jakąkolwiek książkę spod lady, jaka się pojawiła. Kolejki były po nie! Dzieci miały poczucie, że książki są ważniejsze niż jedzenie.

Jedyny dostęp do książek dawały tylko biblioteki. Nawet jeśli ktoś o nich nie wiedział, to dowiadywał się w zerówce, bo w każdej szkole jest biblioteka. Więc nie ma wymówki, że się nie wie o istnieniu ciekawych książek. No chyba że się przeczytało całą bibliotekę szkolną i nic ciekawego tam nie było, to się można załamać.

Jako dziecko praktycznie nie czytałam, bo nie było co. Biblioteka była normalna, garnizonowa, więc książek dla dzieci tam nie było. Była tylko seria Poczytaj mi mamo... (serio, bez przecinka w nazwie). Dopiero w zerówce zyskałam dostęp do książek w szkole. Nikt mi nie dawał do ręki niczego ciekawego. W bibliotece można było samodzielnie chodzić między półkami i wypożyczać to, co się chce. A pierwsze lektury we wczesnej podstawówce były ciekawe przecież (np. " O psie, który jeździł koleją" czy potem baśnie Andersena, Grimmów). Beznadziejne lektury zaczęły się dopiero później. I to był dramat, bo lektury beznadziejne, a w bibliotece już nie było nic nowego, a wszystko się przeczytało wcześniej. Tak naprawdę dopiero jak byłam w liceum, wydawnictwa zaczęły wydawać książki i one były w księgarniach. Po 1990. I był np. bum na Whartona. Wydano też wtedy Prousta w pięknym wydaniu. A mimo to czytaliśmy przecież. Teraz to dzieci od urodzenia mają ciekawych książek w brud! W ogóle już od dawna nie mają argumentu, że nie ma ciekawych książek, bo jest ich zatrzęsienie, zwłaszcza dla dzieci właśnie. To naprawdę jest luksus. Nie każdy miał takiego farta.
Użytkownik: Anna125 23.03.2018 19:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz co, muszę przyznać,... | verdiana
Dzięki za wyjaśnienie z alpakową grupą.
Ciebie to do czytania nikt zmuszać nawet nie powinien, gdyż zawsze będziesz na fali :DDD, w odróżnieniu ode mnie lubiącej się oddawać ciągu chwili i przelotnym, w gruncie rzeczy nieważnym choć pilnym sprawom:(.
Polemizowałabym z poglądem dotyczącym zmuszania do nieciekawych lektur tzn. z jednej strony tak - niektóre lektury są okropne, lecz z drugiej - wiele zależy od nauczyciela i czasu, który ma na zajęcie się książką oraz metod weryfikacji uczniów. Jeśli to testy sprawdzające przeczytanie np. kolor ubrania, kapelusz, godzina to bez sensu. Zmroziło mnie i rozśmieszyło jednocześnie (śmiech przez łzy), kiedy przyjaciółka opowiedziała mi jak sprawdzana jest znajomość "Zbrodni i kary" w liceum (godziny, kolor ubrania, słowo). Jest aplikacja wyszukująca i naturalnie wszyscy z niej korzystają. Rozmowy brak, cóż trzeba sobie radzić, jestem pełna podziwu dla młodych, którzy odnajdują się w tym. Najgorsze w tym wszystkim było to, że córka mojej przyjaciółki skorzystała z aplikacji i szybko znalazła inkryminowane fragmenty, natomiast jej koleżanka, chociaż czytała - niestety nie. Oj, długo rozmawialiśmy, wśród dorosłych o tej niesprawiedliwości.

A krytykantów - NIE LUBIĘ. Coraz bliżej mi do osób, które zwracają uwagę na kontekst, na to co czai się na obrzeżach.
Dzisiaj wdałam się w dyskusję o samobieżnych samochodach. Była pierwsza wpadka Ubera (przystopował) po śmiertelnym wypadku. Dla mnie postęp to polepszenie standardów życia, a nie większe zyski. pieniądze to wirtualna waluta wymiany usług.
Użytkownik: verdiana 28.03.2018 22:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za wyjaśnienie z a... | Anna125
Kochana, ja nigdy nie będę na fali! Korzystam głównie z książek z biblioteki, a w mojej nie dość, że ogólnie braki w nowościach, to jeszcze na 90% książek trzeba się zapisywać i czekać. Niby śledzę książkowe kanały na yt, ale jak mnie coś zainteresuje, szukam tego i nie ma w biblio (a na ogół nie ma, bo to nowość), to zapominam szybko. Zwłaszcza jak się nie da dodać do schowka, bo w bnetce też nie ma tych książek. Nie znoszę reklamowania nowości, których nie ma jeszcze na rynku, bo nie wiadomo, co z nimi zrobić. Nie będę przecież robiła notatek i opisywała, dlaczego mnie ta książka zainteresowała, za każdym razem. :P Lubię reklamy książek, które już są w bibliotekach, a nie tylko w księgarniach albo nigdzie. ;>

U mnie w liceum też sprawdzano w taki sposób, czy ktoś czytał książkę. Na którejś klasówce było pytanie, jak wyglądał gabinet doktora Judyma gdzieś tam. Nie pamiętałam takiego opisu, więc napisałam szczerze, że nie pamiętam, żeby taki opis był w książce. I polonista mi to zaliczył, bo okazało się, że Judym nie miał tam gabinetu, natomiast inni zaczęli wymyślać, jaki to był skromny ten gabinet. ;> Wtedy dopiero zaczynały się pojawiać pierwsze bryki Drogi, więc pytania musiały dotyczyć czegoś, czego w brykach nie ma. Aczkolwiek uważam, że to bez sensu, żeby musieć zwracać uwagę na takie bzdury, zamiast na treść książki, i dziwiło mnie, że polonista to robił, bo to był naprawdę dobry polonista.

O samobieżnych samochodach niewiele wiem, ale czekam, aż wreszcie będą dostępne dla osób niepełnosprawnych. ;)
Użytkownik: Anna125 30.03.2018 16:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochana, ja nigdy nie będ... | verdiana
Tak, biblioteki i ich zaopatrzenie. To mój konik. Powinny mieć na stanie wszystkie nowości i być w dużo większym stopniu multimedialne, co rozwiązałoby problem powierzchni składowej. Tu nie liczyłabym się z kosztami, poziom dofinansowania państwa powinien być wysoki, jeśli stawiamy na wiedzę, rozumne, innowacyjne, harmonijnie rozwijające się społeczeństwo.
Bez dostępu do książek trudno wymagać czytania, mnożenie przeszkód w tym przypadku nie sprawia, że trudno dostępny owoc będzie bardziej smakował - nagrody nie znamy, lecz skutecznie zniechęca.
Reklamowanie czegoś przed wydaniem też wydaje mi się dziwne i podobnie jak Ty, jeśli nie dodam do schowka, a czasem dodać nie mogę, a w kółko zapisywać mi się w notesach, komputerze nie chce to zapominam i ochota przechodzi.
Użytkownik: verdiana 31.03.2018 00:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, biblioteki i ich zao... | Anna125
Niedawno zapadł wyrok sądowy, wedle którego bibliotekom w Polsce wolno wypożyczać ebooki. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego więc tego nie robią. ;(
Użytkownik: Monika.W 31.03.2018 08:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Niedawno zapadł wyrok sąd... | verdiana
W mojej małej osiedlowej bibliotece w Krakowie pożyczają e-booki.
Użytkownik: verdiana 31.03.2018 15:56 napisał(a):
Odpowiedź na: W mojej małej osiedlowej ... | Monika.W
Jesteś szczęściarą! :D A Wawa daleko za... resztą świata. ;(
Użytkownik: Anna125 02.04.2018 18:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Jesteś szczęściarą! :D A ... | verdiana
Dzięki naszej rozmowie sprawdziłam, jak jest w Gdyni. Od ubiegłego roku miejska biblioteka publiczna pożycza ebooki (jakiś alians z Legimi). Byłoby fajnie, gdyby tak było.
Według tego co napisano, co miesiąc czytelnik otrzymuje się nowy kod z biblioteki i ma dostęp do biblioteki Legimi. Naturalnie zaraz rodzą się pytania, czy do całości, czy wybranych, czy obcojęzycznych też, słowem jakich. Sprawdzę, czy to dalej działa, gdyż z kolei na stronie Legimi przeczytałam, że biblioteka musi co miesiąc wykupywać "coś" - pewnie pakiet.
Użytkownik: verdiana 02.04.2018 18:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki naszej rozmowie sp... | Anna125
O Gdyni wiem. ;) Legimi znam. Niestety ich książki da się czytać tylko na telefonie, co dyskryminuje ON. ;( No ale przynajmniej od czegoś zaczęli i to się liczy. ;)
Użytkownik: Anna125 02.04.2018 23:21 napisał(a):
Odpowiedź na: O Gdyni wiem. ;) Legimi z... | verdiana
Nie wiem, czy na komputerze można - nie sprawdzałam, czy można zainstalować tam Legimi. Na telefonie tak - jasne, że nie, ja mam na ipadzie, gdyż telefon odpada - za mały ekran i cholernie niewygodnie, o wzroku nie wspominając.
Kapitalne filmy dzisiaj widziałam: „Square” i „Trzy billboardy za Ebbing Missouri”. Pierwszy bardzo graficzny w formie, zdjęciach i treści, drugi wariacja - na temat zemsty, socjologiczny, małe miasteczko na prowincji.
Użytkownik: verdiana 03.04.2018 15:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, czy na komputer... | Anna125
Na kompie też niestety nie. Bardzo ciężko w ogóle się dokopać do informacji, że nie działa ani na kompie (W7), ani na Kindle'u. Wszędzie tylko info, że działa, co nie jest prawdą, ale to się okazuje dopiero wtedy, kiedy próbujesz zainstalować. Na W7 nawet się nie da pobrać aplikacji - nie znalazłam takiej opcji.

Znalazłam gdzieś w końcu - po długim szukaniu - info o Kindle'u: "Usługa dostępna jest dla posiadaczy modeli z ekranem dotykowym: Kindle Touch, 7, 8, Paperwhite 1-3, Voyage, Oasis, Oasis 2". Mam 2 Kindle Classic i na żadnym nie działa. Nie wydam przecież kilku stów, żeby kupić czytnik, którego się nie da używać (dotykowy póki co nie jest w ogóle dostosowany dla ON).

W dodatku wyczytałam też, że abonament (32 zł, więc niemało) upoważnia do pobrania zaledwie 10 ebooków miesięcznie! ;( To dla mnie żaden interes. Gdyby to było 32 zł za abonament bez limitu działający na kindle'u albo chociaż na kompie, to mogłabym się zastanowić, ale tak? Bez sensu.

"Billboardy" widziałam jakiś czas temu i były dla mnie strasznie nudne, takie do zapomnienia zaraz po obejrzeniu. Właśnie zupełnie nie rozumiem, czemu mówi się o tym filmie w kontekście Oscarów. ;) Czy ten "Square" to "The Square" z 2017? Nie znalazłam innego. ;((

Wczoraj zaczęłam oglądać "The Magicians", bo znajomy mi polecił. Fajne zdjęcia i efekty, ale na razie się jeszcze nie wciągnęłam. Zobaczymy, co będzie dalej. W ogóle ostatnio nie trafiam na nic specjalnego.
Użytkownik: Anna125 03.04.2018 20:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Na kompie też niestety ni... | verdiana
Na Kindlu nie da rady, chyba że na jakimś nowym modelu, jeśli rozwiązali problem. Pamiętam, że czytałam coś o tym, że teraz jest ok w Kindlu (Pocketbooku, bądź czytniku innej marki), kiedy kilka miesięcy temu znowu zaczęłam przymierzać się do kupna czytnika. W końcu zrezygnowałam lub raczej przystanęłam przed kolejną próbą. Jak na razie widzę za mało korzyści, ponieważ książki mogę ściągać na ipada, lekko przyciemnić ekran i jest ok, a poza tym tyle książek wciąż uśmiecha się do mnie z półek zadając mi nieme pytanie: „Kiedy na mnie przyjdzie kolej”. Jeśli masz sprawnego Kindla to raczej też nie masz powodu, aby wymieniać. Nic lepiej nie będzie, tylko pieniadze wydane, jak powtarza mój kolega.

Sam abonament stosunkowo drogi, przyznaję Ci rację. Niech to licho, rocznie 384plz za 120 książek. Na jedną niby niedużo lecz kuszące mogłoby być tylko w jednym przypadku - gdyby wybór nie był ograniczony do Legimi. Ja niestety nie znajduję tam wielu książek, więc pewnie Ty też nie, a poza tym dla Ciebie i liczba za mała. To już wolę prenumerować te swoje podcasty.

O ciekawe, że „Trzy billboardy...” dla Ciebie nudny. Tak, to ten oscarowy film. Masz rację, pewnie nie jest żadnym arcydziełem, lecz mi zagrała w duszy prowincja i kolejna wariacja na temat zemsty. Jestem ogromną fanką filmów Park Chan-wook’a (trylogia Zemsty, „Służąca” była również bardzo niepokojąca, symetryczna), Tarantino (nie wszystkie, tu: Kill Bill, Django, Nienawistna ósemka). Są też inne, ponieważ lubię oglądać filmy i nie tylko ambitne, gdyż ich często nie rozumiem. Wracając do „Billboardów...” są tam interesujące postaci, ponieważ niejednoznaczne, nie w sensie dramatów i głębi psychologicznej, lecz tak po ludzku. To co się w nim splatało to jednocześnie przemoc (morze przemocy) i empatia. Jak to się reżyserowi udało - nie wiem. Poza tym dobrze zagrany i niektóre dialogi były świetne. Spróbuję dla porównania prowincji wybrać się na „Twarz” Szumowskiej.
Tak, chodziło mi o „The square”, przepraszam skracam czasami, połykam niepotrzebnie, a przy tytułach to „zbrodnia”. Uwielbiam obrazy i czyste linie - w „Służącej” była symetria, a w „The square” film malował obrazy, przestrzenie współczesne.
O, z ostatnich filmow to zrobił na mnie wraźenie film o Porto (tytułu niestety już nie pamiętam ale zaczęłam je wreszcie spisywać, podobnie do książek) i „Apocalypto”, No a poza tym nie odpuszczam Gwiezdnym Wojnom i X-menom (ostatni był bardzo słaby lecz cóż począć).

Dotarło do mnie wreszcie „Życie sekretne”, jestem po wstępie KR. To książka o miłości!!! Łał. Jeden błąd chyba znalazłam ale muszę jeszcze ze sto razy sprawdzić, aby się nie wygłupić :))), a poza tym kiełkuje we mnie myśl, że może to być zabieg świadomy, a na takich się nie znam.
Użytkownik: verdiana 04.04.2018 02:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Na Kindlu nie da rady, ch... | Anna125
Mam właśnie i starego, i nowego Kindle'a, a mimo to nie działa. Wybór książek na Legimi to mi nawet odpowiada. Korzystałam przez jakiś czas na telefonie i nawet jak czegoś nie było, to znajdowałam coś innego. Ale raz, że nie wszystkie książki były w abonamencie (i to w tym bez limitu!), za niektóre trzeba było dodatkowo płacić, a dwa, że na Kindle'a była ich w ogóle garstka. No i cena z kosmosu, zwłaszcza kiedy się wie, ile kosztuje faktyczne wyprodukowanie książki od strony finansowej i technicznej.

Ostatnio nie miałam kompa przez tydzień, a teraz z kolei oglądam "The Magicians", więc nie bardzo mam o czym opowiadać, jeśli chodzi o filmy. ;) Te chłamowate też lubię, jeśli mnie wciągną. Lubię też takie z efektami, nawet jeśli treść słaba. Lubię patrzeć na taką zaawansowaną technologię.

O tak, "Życie sekretne" jest o miłości. I nie jest to harlekin. ;) Niestety nie miałam już w rękach książki po redakcji, nie czytałam jej też po korekcie, więc nie wiem, ile tam jest błędów. Mam nadzieję, że korektor nie zepsuł stylu KR, bo używa go też jako tłumacz, do pewnego stopnia. Ale na pewno będziesz wiedziała, co należy do jego stylu, bo jest bardzo charakterystyczny. To wyjątkowa książka, bo KR poznał Quignarda osobiście i ich sposób odbioru świata jest bardzo podobny. KR gdzieś nawet o tym pisał, nie wiem, czy nie w ostatniej książce, której redakcję robiłam. ;) I to było święto, bo Quignard nie kontaktuje się ze światem, nie odpisuje na listy, nie ma maila ani telefonu. ;)
Użytkownik: Anna125 04.04.2018 18:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam właśnie i starego, i ... | verdiana
Z książkami moim zdaniem potrzebny jest jakiś dobry model biznesowy na pożyczanie, udostępnianie, dzielenie się z ogromną liczbą wydawnictw, tłumaczem, redaktorem i składaczem. Moim zdaniem nie może być skopiowany z rynku muzycznego i musi różnić się od obecnych Legimi, Storytelling, Virtualo. Nie ma w nich wielu książek, które przeczytałabym, a z tymi które są, muszę zapoznawać się, kiedy są w okresie wypożyczania. Nie wiem też, jak u nich wygląda sprawa z komiksami.
Problemów na wstępie jawi się dużo, począwszy od wielkości oferty (dzielone prawa autorskie, wydawnicze) przez wysiłek wkładany przez autora, tłumacza, redaktora, składacza do kopiowania. Musiałby opisywać to jakiś prosty, uczciwy algorytm współdzielenia pomiędzy wydawnictwami.
Przyszła mi do głowy chytra lecz niemądra myśl, aby nagradzać za czytanie. Uczestniczyłam dzisiaj w spotkaniu, na którym przedstawiano platformę grywalizacyjną z fabułą (no nie taką, naturalnie, jak "Cywilizacja", lecz w sumie wystarczająco złożona do osiągania pewnych celów) i bardzo ciekawymi pomysłami angażowania uczestników, moim zdaniem. Od razu wyobraziłam ją sobie w wersji dla uczniów, wspierającą czytanie. Za grą, w tle, musiałby być zespół oczytanych, mądrych osób wymyślających misje, pojedynki, cele indywidualne, zespołowe itd, uzgadniających z producentem fabułę. Zabawa byłaby wspaniała po wszystkich trzech stronach (uczniowie, producent i wymyślacze). Ha, edypalna, trójki są dobre

Jak zwykle się rozmarzyłam, a miałam słówko napisać o pierwszych wrażeniach z "Życia sekretnego". Zmysłowa niemożebnie, chociaż nie ocieka seksem. Autora z tłumaczem łączy powinowactwo, są jak "mleczni bracia" (wyrażenie z książki Quignarda), to czuć. Piszę czuć, a nie przeczytać, ponieważ udaje się autorowi uchwycić nieuchwytne, zaraz ulatuje lecz jest bliskie, takie same jak twoje, moje, czasami. Połowy pewnie nie rozumiem i nie zrozumiem, gdyż odnosi się do rzeczy, których nie znam, jest nimi przesiąknięty lecz pisze prosto, do mnie, tak więc rozumiem. Trochę to mętne (poprzednie zdanie) - wiem.

Spróbuję podjąć rękawicę :D z wyzwaniem poszukiwania błędów. Mam prawie pewność, że to koniec końców będą poprawne zdania lecz liczę po cichu (bardzo cicho, niesłyszalnie), że skorygujesz, może wyjaśnisz, uśmiechając się do freshmena (no freshwomenki).
Ta pierwsza odnaleziona przeze mnie niepoprawność dotyczy imienia i nazwiska i znajduje się we wstępie KR w zacytowanej autobiografii napisanej przez Q:
"...W roku 1968 Louis-Rene de Fortès przyjął w wydawnictwie Gallimard, moją pierwszą książkę, esej o Delli Maurice'a Sceve'a, i zaraz wciągnął mnie do pisma "L'Ephèmère", w którym zaprzyjaźniłem się z Michelem Leirisem, Paulem Celanem, Andrè du Bouchetem, Gaètanem Piconem, Henri Michotem i przede wszystkim z Pierre'em Klosskowskim..."
Chodzi o >Henri Michota<. To Henri Michaux (pisarz, poeta, malarz, nadrealista, poznałam, ponieważ kiedyś tam w zamierzchłej przeszłości uwielbiałam surrealizm). Czy to błąd, czy chodziło o to, że trudno odmienić, albo że tak się odmienia?
Wydaje mi się, że natrafiłam w drugim rozdziale na brak przecinka ale to wyjaśnię w kolejnym odcinku, ponieważ rozpisałam się okrutnie.
pozdrowienia od chomika
Użytkownik: verdiana 04.04.2018 21:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Z książkami moim zdaniem ... | Anna125
Ciekawa jestem, jakie są zagraniczne modele pożyczania, czy w innych krajach to wygląda lepiej. Wiem, że w Kanadzie wypożyczają i audiobooki, i ebooki i nie ma z tym problemów. U nas świetny byłby model Virtualo sprzed kilku lat, kiedy można było za 3-4 zł wykupić ebooka. Ebook ekspirował tydzień po otwarciu. Można by tak samo wypożyczać - po miesiącu książka mogłaby znikać z czytnika. Nie rozumiem tej całej choroby z kopiowaniem. Kiedy pracowałam jako tłumacz, dostawałam zapłatę raz. Bo przecież nawet jeśli ten tekst kopiowano, to był to nadal ten sam tekst, więc z jakiej racji mieliby mi płacić wielokrotnie za to samo? Z książkami jest przecież tak samo. Kosztuje jedynie fizyczna forma, papier, farba, która w kolejnych egzemplarzach są nowe i wiadomo, że kosztują. W ebooku tego nie ma, a za treść, redakcję, korektę, skład już ci wszyscy ludzie dostali zapłatę.

Nagradzanie za czytanie mogłoby mieć sens! Ale chyba tylko wtedy, gdyby to była taka nagroda, której nagradzani by chcieli, a więc różna dla różnych ludzi. Ja np. nie znoszę gier i jestem uczulona na "interaktywność". ;)

W "Życiu sekretnym" nie było wstępu! W każdym razie ja go nigdy nie widziałam, nie było o nim mowy! Mam nadzieję, że go nie podpisali moim nazwiskiem! Bo to byłoby nieuczciwe. Kurczę, że też nigdy nie zaglądałam do tej książki po wydaniu!

W zdaniu, które cytujesz, jest jeden zbędny przecinek.

Michaux się w ogóle nie odmienia. Michaux: Hen•ri Michaux, Hen•ri a. Hen•riego Michaux, o Hen•ri a. Hen•rim Michaux. Aczkolwiek kiedy pracowałam nad tą książką, to były 2 wersje dla odmiany nazwisk takich jak Renault - Renault albo Renaulta (mimo że obie czyta się [reno]). Może komuś się z tą odmianą pomyliło. Albo chodziło o Henriego Michota po prostu - korektor powinien był o to zapytać autora - bo tak wynika z tego zdania.

Ech, będę musiała sobie odkupić, bo nie wiem, gdzie jest mój egzemplarz. ;((
Użytkownik: Anna125 04.04.2018 22:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawa jestem, jakie są ... | verdiana
Najpierw do najważniejszego, czyli „Wstępu”. Masz rację, nie tak się nazywa, muszę być dokładniejsza, to tekst KR przed „Pierwszym rozdziałem” pod tytułem „Książka zbójecka”. Potraktowałam go jak rodzaj wstępu, przedslowia, wprowadzenia do książki. Podpisano go imieniem i nazwiskiem KR.
Cholipciuś z tym przecinkiem, po pierwsze szybko sprawdziłam, czy to ja nie popełniłam błędu podczas spisywania. Ale nie, dobrze, wszystkie przecinki zgodnie z tekstem w książce. Tak więc z przecinkiem zapewne masz rację, nie widzę go. Wiesz ja mam spory kłopot z nazwijmy to umownie „znakami przestankowymi”, więc wielką dla mnie odwagą było zauważenie braku przecinka w rozdziale powieści. Już się zaczynam martwić, ze może go nie zaznaczyłam i teraz nie znajdę, aby Ci napisać.
Tak myślałam, że Michoux się nie odmienia, ale who knows - z pewnością nie ja. Miałam podobne wrażenie, podobne w znaczeniu Twojego wyjaśnienia, że jakby splotły się dwie wersje, gdyż ta również mogła mieć sens przy założeniu spolszczenia lecz poprzednie były w pisowni francuskiej, dlatego odważyłam się poddać w wątpliwość. O Michota nie mogło chodzić to sprawdziłam w L’Éphémère (roczniki, głębiej nie sięgałam, mój francuski jest za słaby).
Bardzo dziękuję za wyjaśnienie. Uff, oznacza to że niekiedy przeczucia mogą być poprawne.
Książki nie kupuj, nie kupuj! Będę zamieszczała, jeśli pozwolisz, całe zdania i czasem się o coś pytała?...
Mam już dwie kolejne książki Q, udało mi się je dostać. Na tym, na razie, poprzestanę. Jedna jest w Twojej redakcji i tłumaczeniu KR Taras w Rzymie (Quignard Pascal) oraz Albucjusz (Quignard Pascal) w tłumaczeniu Tadeusza Komendanta, wydana przez Czytelnika. Te wydawane przez Vesper są piękne, okładki i wnętrze, a wielkość liter i rozmieszczenie tekstu są bardzo przyjazne. A i jeszcze muszę Ci coś napisać, zaczęłam zwracać uwagę na tłumacza, redaktora i składacza :D. To ważne, bez nich książka jest nie taka jak powinna być. I wiesz co, w niektórych książkach w ogóle tego nie podają.

Co do gier są różne, niektóre wciągają i jasne, że nagrody muszą być różne. W tej, prezentowanej mi, był sklepik, w ktorym kupowało się za posiadane punkty różne nagrody. Były niewielkiej wartości (w sensie finansowym) lecz zdawało mi się, że mogłyby być przyjemne dla użytkowników. Gry maja dla mnie mają sens jedynie w trakcie trenowania na przykład symulator dla pilotów. Szkoda życia na sztuczne gry. Interaktywność - ja lubię, inaczej niż Ty lecz nie jest to łatwe. Lubię wymianę, ponieważ sama jestem ze sobą cały czas, więc Drugi wnosi interesujący punkt widzenia, czucia. Eh, zaczynam być pod wpływem Q. Skończę więc na tym i przejdę do konkretów.
Mam mało wiedzy na temat zachodnich modeli biznesowych pożyczania on-line. Interesujace, to co piszesz, że znika. Odnośnie praw autorskich, tłumaczy, redaktorów jestem bardziej restrykcyjna niż Ty. Uważam, że należalyby im się tantiemy przez z góry określony okres czasu. Własność intelektualna. I to ona kosztuje, bo ona przynosi zyski.

Użytkownik: verdiana 05.04.2018 11:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Najpierw do najważniejsze... | Anna125
Chodziło mi o to, że w tej książce nie było żadnego wstępu, jakkolwiek go nazwiesz. ;) Ja mam w plikach od razu I rozdział. Pomyślałam jeszcze, że może redaktor merytoryczny tego nie zauważył, bo on powinien to sprawdzić po korektorze - to on powinien znać temat i wiedzieć, czy chodzi o Michota, czy o Michaux; redaktor filologiczny i korektor zajmują się tylko językiem, nie treścią, korektor dba o poprawną odmianę, ale to nie ich działka, żeby sprawdzać, czy autor mówi o tym człowieku, czy o innym. ;) Albo redaktor merytoryczny nawet tego nie widział, wydawcy często tak robią, i to zdarza się nawet wydawcom branżowym wydającym książki naukowe, tłumaczone, które potrzebują sprawdzenia merytorycznego szczególnie. :( W sumie to jest taki przypadek właśnie, bo to tłumaczenie.

Z przecinkami to w ogóle uważam, że nie ma co świrować. Powinny być postawione tak, żeby nie zmieniały znaczenia zdania. I tyle. Czasami strasznie mnie denerwują wymagania wydawcy, np. po prostu nie znoszę, organicznie nie znoszę rozpisywania cyfr i liczb słownie. Ani to wygodne, ani się zapamiętać tego nie da wzrokowo. Niektórzy wydawcy na szczęście olewają tę zasadę i używają liczb. ;)

Miałam cały stosik tej książki - rozdawałam ją w prezencie znajomym i przyjaciołom, bo dla mnie to książka zbójecka, jedna z najważniejszych w moim życiu. Jak to możliwe, że wsiąkła? ;( Jeszcze dziś poproszę opiekunkę, żeby zajrzała za I rząd na najwyższej półce. Mało prawdopodobne, żeby tam była, ale może? To jedna z książek, które potrzebuję mieć. ;)

Zamieszczaj. ;) Szkoda, że w trakcie redakcji nie wypisywałam cytatów. Czasami to robię i są w czytatkach.

Inne książki Quignarda już mnie niestety tak nie zachwyciły jak "Życie", nie były już dla mnie tak osobiste, aczkolwiek je doceniam. Uważam, że to jeden z największych autorów naszych czasów. Szkoda, że pisze tak mało.

"zaczęłam zwracać uwagę na tłumacza, redaktora i składacza" --> Super! Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy! Bez tych ludzi nie ma książek. Naprawdę nie dałoby się ich czytać. Nigdy byś nie zgadła, jak wygląda taki tekst do redakcji i jak naprawdę piszą różni autorzy, nawet ci wielcy. ;) Jak się pisze w natchnieniu, to się mało zwraca uwagą na poprawność, tylko się walczy, żeby zdążyć zapisać myśl. ;)

"Te wydawane przez Vesper są piękne, okładki i wnętrze, a wielkość liter i rozmieszczenie tekstu są bardzo przyjazne" --> To właśnie dzieło składacza, szczególnie litery, bo okładka to już grafik. ;) Ostatnio ciągle trafiam na książki pisane takim maczkiem, że czytać się nie da. Jedną książkę - Prousta - oddałam do biblioteki bez czytania, bo nie byłam w stanie przebrnąć przez ten maczek. ;( Ściągnęłam ebooka, żeby powiększyć czcionkę na czytniku. W "Życiu" ta czcionka niestety też nie jest za duża, ale przynajmniej świetnie rozmieszczona.

Co do tłumaczy czy redaktorów, myślę, że wystarczyłaby godna stawka za pracę. Po prostu. Żeby dało się z tego żyć. Z tłumaczeń się da, ale z redakcji już niestety nie, mimo że tłumaczenie, nawet to ciężkie, techniczne, wojskowe, wymagające specjalistycznej wiedzy w 2 językach, jest łatwiejsze niż redakcja. W dodatku za 2 redakcje - filologiczną i techniczną - wydawcy płacą raz, mimo że to 2 prace. Więc IMHO wystarczyłaby uczciwość w stawkach.

Odnośnie do gier - właściwie to jest jedna, którą lubiłam, i chętnie bym pograła znowu, a która była nagrodą samą w sobie: Simsy. ;)

Użytkownik: Anna125 05.04.2018 22:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Chodziło mi o to, że w te... | verdiana
Simsy lubię. Ogromnie cieszę się, że zgodziłaś się na moje pytania! Równie mocno cieszę się z Twojej opinii o przecinkach :D. Czytam powoli, a i życie chyba nie będzie mnie w najbliższej przyszłości rozpieszczać :( - czas. Quignard daje ciszę i jest niezwykły.
Jeśli w Kanadzie jest możliwe to i w Polsce kiedyś będzie, jeśli świat się nie zawali. Dużo dzisiaj nie napiszę, gdyż ogarnia mnie katastroficzny nastrój.
Jedno mam tylko pytanie. Siostra wcisnęła mi Mervyna Peake'a. Dużo trudu sobie zadała i kosztów, aby książki dotarły do mojej półki. Leżą i czekają, wyznaczyłam im miejsce zaraz za Quignardem. Czy znasz tego pisarza? Mam zacząć od Gormenghast (Peake Mervyn Laurence), to druga część trylogii. Nie lubię nie po kolei, lecz się podporządkuję, w końcu trochę mnie zna i jej ufam, cholera!
Użytkownik: verdiana 06.04.2018 22:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Simsy lubię. Ogromnie cie... | Anna125
Niestety Peake'a nie znam zupełnie. ;( Ale skoro to fantasy, to teraz i ja mam na niego ochotę. ;) Peake Mervyn Laurence&order=cycle - tu piszą, że I tom to "Tytus Groan", więc ja bym zaczęła od tego. ;)
Użytkownik: nutinka 07.04.2018 08:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Simsy lubię. Ogromnie cie... | Anna125
Trochę się dziwię zaleceniu, żeby czytać od drugiego tomu. Według mnie ten cykl powinno się poznawać po kolei. Czytałam dawno temu, pamiętam tylko, że im dalej, tym słabiej, końcówkę już męczyłam. ;)
Użytkownik: Anna125 07.04.2018 14:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Trochę się dziwię zalecen... | nutinka
Wspaniale Ty czytałaś!:).
Sama już nie wiem, od którego tomu rozpocząć, zwłaszcza, że wolę podług kolejności? Jednak czuję, że jest w tym ukryty zamysł. Trzeciego tomu w przesyłce nie było, znaczy pewnie chodzi o tę końcówkę, o której wspominasz. Na razie Peake musi poczekać, najpierw Quignard, poza tym - na boku - muszę różne rzeczy doczytywać.
Użytkownik: verdiana 08.04.2018 14:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Najpierw do najważniejsze... | Anna125
Tak na szybciutko, bo czekam na gościa, ale znalazłam dodatkowy egzemplarz "Życia" (swojego nadal nie znalazłam :(( ) i z przerażeniem stwierdziłam, że ta książka w ogóle nie miała ani korekty, ani redakcji merytorycznej. Oni to chyba tak puścili, jak leciało, nic totalnie nie robiąc z tym tekstem, tylko od razu skład, straszne. :(( Nie rozumiem tego tym bardziej, że wiedzieli, że jeśli chodzi o KR, to zrobiłabym im za darmo i redakcję, i korektę, gdyby taka była potrzeba. Z red. merytorycznej niestety większość wydawców rezygnuje, żeby zarobić, ale korektę mogli mieć for free, więc tej rezygnacji nie rozumiem. ;(
Użytkownik: yyc_wanda 05.04.2018 06:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawa jestem, jakie są ... | verdiana
Tak, w Kanadzie można wypożyczać ebooki bez żadnego problemu. Zasady wypożyczania są identyczne jak dla książek papierowych. Biblioteka zakupuje ileś tam sztuk w formie elektronicznej - w zależności od popularności danego tytułu – i jeśli ebook jest dostępny, można go pobrać natychmiast. Ja stosuję najprostszy sposób - czyli robię download do swojego komputera, a stamtąd na czytnik. Można również używać aplikacje, które pozwalają na bezpośrednią łączność czytnika z biblioteką. Ja tego nie używam, bo najlepiej buszuje mi się po internecie/bibliotece z komputera. Czytnik używam tylko do czytania. Po trzech tygodniach, dostęp do ebooka wygasa. Nie ma możliwości przedłużenia, ale jeśli tytuł jest dostępny, można go załadować powtórnie. Na ebooki, podobnie jak na książki papierowe, można zapisywać się w kolejce. Praktycznie nie ma limitu pożyczania, a raczej jest tak olbrzymi, że trudno to nazwać limitem. Jednorazowo można wypożyczyć do 99 sztuk - w tym książki / audiobooki / DVD (max 30) / magazyny / gry. Pamiętam, że kiedyś był limit na ebooki do 50, ale teraz nie widzę tej informacji, więc prawdopodobnie został już zniesiony. Dla mnie to i tak oszałamiająca ilość, zwłaszcze że nie można ich przedłużać. Ale dla Ciebie Verdiano, pewnie byłoby to w sam raz.
Ebooki z roku na rok robią się bardziej popularne, więc myślę, że i w Polsce wkrótce będzie je można wypożyczać w bibliotece – i to bez ograniczeń.
Użytkownik: verdiana 05.04.2018 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, w Kanadzie można wyp... | yyc_wanda
Wow! Fantastyczne! To naprawdę fantastyczne! Marzę, żeby tak było w Polsce, naprawdę! Dzięki, że mi to opisałaś! <3
Użytkownik: Anna125 05.04.2018 18:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, w Kanadzie można wyp... | yyc_wanda
Wspaniałe :D.
Użytkownik: Monika.W 03.04.2018 07:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki naszej rozmowie sp... | Anna125
W Krakowie jest właśnie ta konstrukcja z Legimi.
Użytkownik: Monika.W 03.04.2018 07:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Jesteś szczęściarą! :D A ... | verdiana
Szczęściarą nie jestem. Jeszcze nie udało mi się dostać kodu dostępu, szybko się kończą. A mnie nie zależy aż tak. Ale fakt - faktem.
Użytkownik: verdiana 03.04.2018 15:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Szczęściarą nie jestem. J... | Monika.W
O kurczę, nie wiedziałam, że to jest limitowane! Limitowanie książek w bibliotece? Rozumiem zapisy na papierowe, ale z ebookiem nie ma takiego problemu, można normalnie wypożyczać, po co tak utrudniać? ;(
Użytkownik: LapisLazuli 04.04.2018 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: O kurczę, nie wiedziałam,... | verdiana
Gdyby nie były limitowane, mało kto kupiłby abonament Legimi, bo po co, skoro można mieć za darmo? ;)
Użytkownik: verdiana 04.04.2018 22:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdyby nie były limitowane... | LapisLazuli
Gdyby nie były limitowane, to sama wykupiłabym abonament. A tak to nie wykupię. :P
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 19.06.2018 13:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za wyjaśnienie z a... | Anna125
W sprawie "samobieżnego samochodu" okazało się, że winny był czynnik ludzki (zawiniła rowerzystka, potrącona przez ów samochód), a nie auto:
https://fonplace.pl/autonomiczne-auto-ubera-nie-jest-winne-smierci-pieszego-w-wypadku/ https://www.spidersweb.pl/2018/03/autonomiczny-uber-wypadek.html
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 19.06.2018 13:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Na alpakowej grupie od ki... | verdiana
Rekordem niedoczytania mógł zostać ten temat ;) Wiadomo, że w epoce fejsbóka tematy przestają być kontynuowane po dniu-dwóch (wyjątkiem BNetka - ale i tu żyją do paru tygodni), więc mój komentarz to już ekshumacja ;)

Podoba mi się jasne przyznanie że chłam istnieje - trzeba stawać przed sobą w prawdzie, ja także wielokroć gustuję w czytadle czy czymś niskich lotów. A co do krytyki za czytanie: czytam koło 100 rocznie, pracuję, mam dzieciaki i jestem uzależniony od kompa, i cooo?? Ale racja, spotykam się ze zdziwieniem a nawet przyganą "kiedy ty znajdujesz czas na książki, powinieneś się zająć rodziną, coś koło domu zrobić" - a ja wykrajam czas w autobusie, na sedesie, w kąpieli, czytam nawet idąc po schodach... w każdym razie obecnie czytuję raczej ze schowka albo półki - nie pożyczam kompulsywnie i na próbę.

Co do moich niedoczytań - nie miałem z tym problemu, choć raczej staram się książkę dokańczać, częściej jest to po prostu "zaliczenie" jej. Prawdopodobnie pierwszą niedoczytaną była wertowana gdzieś w wieku 6-7 lat Trójkąt śmierci (Janisławski Maciej Aleksander (Janisławski Maciej A.)). Potem też pewnie coś, pamiętam z pewnością oddaną po paru rozdziałach Szwambrania (Kassil Lew). Pewność niedoczytania z premedytacją mam z czasów licealnych: Werter, Lord Jim, Don Kichote. Ach, jak wiele książek jest nieczytanych dlatego, że się źle kojarzą! A czasem z powodu pewnej "złej sławy" można przegapić prawdziwe perełki! Dla mnie formą takiego autozmuszenia się jest Akcja CSA - Czytam Słynne Arcydzieła

I jest jedna taka niedokończona, której tytułu nie pamiętam, a chciałbym do niej wrócić! Była polskiego autora, w dwóch tomach, wydana chyba gdzieś w latach 70.-80. Przeczytałem ledwo kilkanaście stron, to było coś o trudnej relacji narratora z ojcem, pisane jakby z perspektywy dłuższego czasu, takie rozpamiętywanie swego życia, dużo lirycznych opisów. Charakterystyczną rzecz zapamiętałem - na pierwszej stronie opis jakiejś ulicy, wzdłuż której rosły bodajże wierzby - znamiennym słowem był OGŁAW, który został tym drzewom wykonany - czyli ogłowienie, słowo mi wówczas nieznane. Niestety - książkę wycofano z bbteki i nikt mi nie potrafił powiedzieć, co to było - czasy jeszcze sprzed elektronicznej ewidencji wypożyczeń :/


W komentarzach pojawia się też Biblia - chciałem ją przeczytać od początku do końca, ale ostatecznie utknąłem gdzieś w połowie. Oczywiście znam w większości NT, a także niektóre późniejsze starotestamentalne, ale nadal jest to księga niedokończona w jakiejś 1/5. Jako lektura w szkole i to w całości? To dziwne, nigdy o tym nie słyszałem. Ale bez znajomości Biblii, przynajmniej w jakiejś 1/10, nie ma co mówić o zrozumieniu znakomitej większości kultury i cywilizacji europejskiej, a niemal całej północnoamerykańskiej - no ale tam jest sola scriptura...
Użytkownik: Pingwinek 09.07.2018 06:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Na alpakowej grupie od ki... | verdiana
Verdiano, moja odpowiedź na Twoje pytanie o pierwszą niedokończoną książkę: dawna lektura, "Faraon". Ale ponieważ lubię wyzwania (indywidualne, nie zbiorowe), kiedyś zmierzę się jeszcze z powieścią Prusa. Stop, wróć, powód nie całkiem szczery... Wyzwania lubię (choć generalnie wolę nie opowiadać o nich na prawo i lewo, nim się ich podejmę i odniosę sukces), podobnie jak rywalizację (w dziedzinach, w których czuję się dobra), również rywalizację z samą sobą - ale chyba mam ten "koszmarny problem", o którym piszesz: muszę skończyć rozpoczętą książkę, nawet jak mi się nie podoba. Odłożona książka męczy mnie jak wyrzut sumienia. Zdarzało mi się już wracać do przerwanej lektury po wielu miesiącach. Choćby tylko po to, by ją "zaliczyć". Cykle, na szczęście, traktuję nieco luźniej, zależnie od kilku czynników. Niestety, pod pewnym względem nie dopuszczam też do siebie możliwości zmiany planów czytelniczych... Ruszenie tej zamiast tamtej pozycji - spoko, zdarza się często, ale wywalenie z listy "do kupienia/wypożyczenia/przeczytania" tytułu, który już na nią wrzuciłam, bez szans - nawet jak mija dekada i zmieniają mi się zainteresowania. Zastanawiam się czasami poważnie, czy to nie jakieś zaburzenia. Jednocześnie, przy wszystkich swoich dziwactwach, w wyborach książkowych zwykle idę na żywioł i łapię coś spontanicznie.
Użytkownik: Pingwinek 25.05.2020 05:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Verdiano, moja odpowiedź ... | Pingwinek
Oj, chyba jednak nie "Faraon"... Zapomniałam o "Quo vadis" półtora roku wcześniej! Może właśnie dlatego, że z powieścią Sienkiewicza było zupełnie inaczej? Zaczęłam ją czytać z własnej woli, ponieważ tak mi się spodobał film w reżyserii Kawalerowicza, który akurat leciał w kinie - zaś powodem jej niedokończenia stała się bezpośrednio szkolna lektura obowiązkowa, "Opium w rosole" Musierowicz, pośrednio natomiast chyba po prostu I semestr w gimnazjum, który bardzo mnie zajął i zaangażował. Dzisiaj "Faraon" nadal budzi obawy (wspominam jako męczarnię), a na "Quo vadis" od dawna mam chęć. Ale przeczytam kiedyś w całości i to, i to ;)
Użytkownik: Losice 31.05.2021 15:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Na alpakowej grupie od ki... | verdiana
W liceum utknąłem na Noce i dnie (Dąbrowska Maria)
Po prostu nie dorosłem wtedy jeszcze do tej powieści - zdanie zmieniłem znacznie później, ale książkę mam do dzisiaj w poczekalni - zawsze wskakuje coś nowego i niezwykłego - nowy meteoryt, odkrycie nowej tajemniczej wyspy na Oceanie Światowej Literatury. Nowe uwięzienie na wyspie wróżki Kirke - a potem żeglowanie z nowymi wiatrami literackimi przez nieznane akweny do gwiazd wschodzących nad horyzontem ...
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: