Wśród moich trofeów książkowych ze zlotu w Puszczykowie znalazła się
Rewizja (
Mróz Remigiusz (pseud. Løgmansbø Ove))
. Okazała się ona porządnym, sprawnie napisanym thrillerem prawniczym, w którym główną rolę detektywa odgrywa ciekawa postać. Joanna Chyłka to prawniczka zmagająca się z demonami przeszłości (z lapidarnych wzmianek dowiadujemy się, że większa część, jeśli nie całość odpowiedzialności za ten stan, spoczywa na barkach jej ojca, na darmo usiłującego zyskać przebaczenie córki) i – co zdaje się w pewnej mierze z tą przeszłością związane – z nałogiem alkoholowym. Jej kariera niedawno legła w gruzach na skutek bliżej nieokreślonych (przynajmniej dla czytelnika, który nieopatrznie zaczął czytanie od trzeciego tomu serii) zatargów z klientami prestiżowej kancelarii, w której była zatrudniona. Teraz, zdana na własne siły, podejmuje się obrony człowieka „z ulicy” w sprawie na pierwszy rzut oka skazanej na porażkę. Jej nowy klient, obciążony przez poważne poszlaki, nie ma przekonującego alibi, a na dodatek jest kimś, na kogo wszyscy patrzą niechętnie i podejrzliwie: Romem. U „swoich” nie ma co szukać wsparcia, bo przez ożenek z Polką wykluczono go ze społeczności. A teraz, nie dość, że spotkała go trudna do wyobrażenia tragedia, nie dość, że odmawiają mu wypłacenia należnej kwoty z ubezpieczenia, to jeszcze on sam zostaje uznany za zwyrodniałego zbrodniarza. Żeby go oczyścić z zarzutów, Joanna będzie musiała niejeden raz przeskoczyć samą siebie (a to niełatwe, jeśli najważniejszym elementem życia jest flaszka z mocnym trunkiem) i zadrzeć z paroma osobami; najprzykrzejsze jest to, że po przeciwnej stronie staje jej dawny podopieczny z kancelarii Żelazny &McVay. A i Kordianowi nie w smak jest występowanie przeciwko dotychczasowej mentorce i przyjaciółce, tym bardziej, że nie jest tak do końca przekonany, po czyjej stronie jest słuszność. Ale czy może zamknąć przed sobą drogę do awansu?...
Sama intryga do pewnego momentu rozwija się dynamicznie i ogromnie wciąga; szkoda, że po długim okresie tkwienia w zawieszeniu wszystko rozwiązuje się zbyt raptownie i w sposób w zasadzie niezależny od działań osób zaangażowanych w śledztwo.
Na ile wiarygodnie Mróz przedstawił środowisko prawnicze, trudno mi powiedzieć, ale w zestawieniu z amerykańskimi thrillerami z tej branży moje laickie oczy nie widzą jakichś grubszych niedociągnięć. Na pewno natomiast dobrze udało mu się zaprezentowanie wysokofunkcjonującego alkoholizmu, ze zwróceniem przy okazji uwagę na coraz częstsze występowanie tego nałogu wśród kobiet z klasy „wyższej średniej”. Drugie wyraziście ukazane zjawisko to ksenofobia i stygmatyzacja społeczna. literatura popularna może przez taką podbudowę tylko zyskać, jeśli autorowi uda się uniknąć zbyt nachalnego dydaktyzmu. A jeśli jeszcze do tego autor ma lekkie pióro, można mu wybaczyć nawet to, że główna bohaterka potwornie denerwuje swoją obcesowością i pędem do autodestrukcji.
Efektem przypadkowego przeczytania trzeciej części cyklu z Joanną Chyłką była decyzja zakupienia trzech pozostałych tomów z przeznaczeniem na prezent (nie dla siebie, nie, moje półki za bardzo pękają w szwach, żeby sobie ot, tak, lekką rączką sprawiać porcję kryminałów; ale co szkodzi obdarowanemu, jeśli ofiarodawca przed wręczeniem baaardzo delikatnie ten prezent przeczyta?). W części pierwszej,
Kasacja (
Mróz Remigiusz (pseud. Løgmansbø Ove))
, towarzyszymy młodemu aplikantowi, Kordianowi Oryńskiemu, gdy po raz pierwszy przekracza progi kancelarii prawniczej Żelazny &McVay. Nie znam nikogo, kto by w takiej firmie pracował, nie wiem więc, na ile wiernie oddane są jej realia, natomiast na pewno na tyle przekonująco, że można w jej istnienie uwierzyć, nieźle się przy okazji bawiąc oczywistymi drwinami autora z „korpo-etykiety”. Ale zabawa się kończy, kiedy przydzielona Kordianowi patronka – już wiemy, że to mecenas Chyłka – pozwala mu się wciągnąć w sprawę, którą się właśnie zajmuje. A sprawa jest tyleż dziwna, co przerażająca: w mieszkaniu syna zamożnego biznesmena znaleziono zmasakrowane zwłoki dwóch osób, które najwyraźniej leżały tam od ładnych paru dni. Wszystkie ślady wskazują na właściciela lokalu, lecz młody człowiek odmawia odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. Nie przyznaje się do zbrodni, ale też nie zamierza dowodzić swojej niewinności. A jego ojciec nie wydaje się specjalnie zainteresowany uniewinnieniem syna. Kordian, którego Chyłka w międzyczasie ochrzciła Zordonem (niestety, a może na szczęście, nie oglądałam „Power Rangers”, więc pojęcia nie mam, skąd jej się wzięło to skojarzenie), dzielnie się stara znaleźć jakikolwiek ślad, wskazujący, że młody Langer został w to koszmarne przestępstwo wrobiony. Powiedzieć, że ktoś mu przy tym rzuca kłody pod nogi, to doprawdy eufemizm. A że przy okazji popełnia drobną nieostrożność, będącą niestety wykroczeniem, wydaje się, że jego dni w kancelarii są policzone…
Wiedząc, że powstały kolejne trzy części cyklu, nie ma się co bać o jego los. Ale tak czy inaczej mogą czytelnika nieco zjadać nerwy, zwłaszcza od chwili, kiedy się zorientujemy, co za ludzie są zamieszani w sprawę i jakimi możliwościami – w odróżnieniu od aplikanta adwokackiego, prowadzącego śledztwo z gołymi rękami, bez żadnego wsparcia organów ścigania – dysponują. I chociaż sama intryga wydaje się jakaś taka… bardzo na wzór amerykański, trudno autorowi odmówić umiejętności wciągającego pisania. A jeszcze lepiej udało mu się stworzenie Chyłki, postaci tak kosmicznie irytującej, że chciałoby się ją pozwać do sądu za nieustanne obrażanie klientów i współpracowników, ale równocześnie na tyle inteligentnej i skutecznej, że się jej z oddaniem kibicuje… I w dodatku słucha jedynej słusznej muzyki (w oficjalnej recenzji nie mogłabym sobie pozwolić na taką uwagę, ale w czytatce – hulaj dusza, piekła nie ma!); gdybym to ja była Zordonem, nie potrzebowałabym tygodnia, ba, nawet sześćdziesięciu sekund, żeby wykonać pierwsze zadanie nowej szefowej: odpowiedzieć na pytanie, „o jakiej postaci historycznej śpiewają [Iron Maiden] przez osiem minut”! Więc chyba jej tak szybko nie porzucę…
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.