Dodany: 30.11.2016 20:09|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

3 osoby polecają ten tekst.

Mróz (Remigiusz) podgrzewa emocje


Wśród moich trofeów książkowych ze zlotu w Puszczykowie znalazła się Rewizja (Mróz Remigiusz (pseud. Løgmansbø Ove)). Okazała się ona porządnym, sprawnie napisanym thrillerem prawniczym, w którym główną rolę detektywa odgrywa ciekawa postać. Joanna Chyłka to prawniczka zmagająca się z demonami przeszłości (z lapidarnych wzmianek dowiadujemy się, że większa część, jeśli nie całość odpowiedzialności za ten stan, spoczywa na barkach jej ojca, na darmo usiłującego zyskać przebaczenie córki) i – co zdaje się w pewnej mierze z tą przeszłością związane – z nałogiem alkoholowym. Jej kariera niedawno legła w gruzach na skutek bliżej nieokreślonych (przynajmniej dla czytelnika, który nieopatrznie zaczął czytanie od trzeciego tomu serii) zatargów z klientami prestiżowej kancelarii, w której była zatrudniona. Teraz, zdana na własne siły, podejmuje się obrony człowieka „z ulicy” w sprawie na pierwszy rzut oka skazanej na porażkę. Jej nowy klient, obciążony przez poważne poszlaki, nie ma przekonującego alibi, a na dodatek jest kimś, na kogo wszyscy patrzą niechętnie i podejrzliwie: Romem. U „swoich” nie ma co szukać wsparcia, bo przez ożenek z Polką wykluczono go ze społeczności. A teraz, nie dość, że spotkała go trudna do wyobrażenia tragedia, nie dość, że odmawiają mu wypłacenia należnej kwoty z ubezpieczenia, to jeszcze on sam zostaje uznany za zwyrodniałego zbrodniarza. Żeby go oczyścić z zarzutów, Joanna będzie musiała niejeden raz przeskoczyć samą siebie (a to niełatwe, jeśli najważniejszym elementem życia jest flaszka z mocnym trunkiem) i zadrzeć z paroma osobami; najprzykrzejsze jest to, że po przeciwnej stronie staje jej dawny podopieczny z kancelarii Żelazny &McVay. A i Kordianowi nie w smak jest występowanie przeciwko dotychczasowej mentorce i przyjaciółce, tym bardziej, że nie jest tak do końca przekonany, po czyjej stronie jest słuszność. Ale czy może zamknąć przed sobą drogę do awansu?...
Sama intryga do pewnego momentu rozwija się dynamicznie i ogromnie wciąga; szkoda, że po długim okresie tkwienia w zawieszeniu wszystko rozwiązuje się zbyt raptownie i w sposób w zasadzie niezależny od działań osób zaangażowanych w śledztwo.
Na ile wiarygodnie Mróz przedstawił środowisko prawnicze, trudno mi powiedzieć, ale w zestawieniu z amerykańskimi thrillerami z tej branży moje laickie oczy nie widzą jakichś grubszych niedociągnięć. Na pewno natomiast dobrze udało mu się zaprezentowanie wysokofunkcjonującego alkoholizmu, ze zwróceniem przy okazji uwagę na coraz częstsze występowanie tego nałogu wśród kobiet z klasy „wyższej średniej”. Drugie wyraziście ukazane zjawisko to ksenofobia i stygmatyzacja społeczna. literatura popularna może przez taką podbudowę tylko zyskać, jeśli autorowi uda się uniknąć zbyt nachalnego dydaktyzmu. A jeśli jeszcze do tego autor ma lekkie pióro, można mu wybaczyć nawet to, że główna bohaterka potwornie denerwuje swoją obcesowością i pędem do autodestrukcji.

Efektem przypadkowego przeczytania trzeciej części cyklu z Joanną Chyłką była decyzja zakupienia trzech pozostałych tomów z przeznaczeniem na prezent (nie dla siebie, nie, moje półki za bardzo pękają w szwach, żeby sobie ot, tak, lekką rączką sprawiać porcję kryminałów; ale co szkodzi obdarowanemu, jeśli ofiarodawca przed wręczeniem baaardzo delikatnie ten prezent przeczyta?). W części pierwszej, Kasacja (Mróz Remigiusz (pseud. Løgmansbø Ove)), towarzyszymy młodemu aplikantowi, Kordianowi Oryńskiemu, gdy po raz pierwszy przekracza progi kancelarii prawniczej Żelazny &McVay. Nie znam nikogo, kto by w takiej firmie pracował, nie wiem więc, na ile wiernie oddane są jej realia, natomiast na pewno na tyle przekonująco, że można w jej istnienie uwierzyć, nieźle się przy okazji bawiąc oczywistymi drwinami autora z „korpo-etykiety”. Ale zabawa się kończy, kiedy przydzielona Kordianowi patronka – już wiemy, że to mecenas Chyłka – pozwala mu się wciągnąć w sprawę, którą się właśnie zajmuje. A sprawa jest tyleż dziwna, co przerażająca: w mieszkaniu syna zamożnego biznesmena znaleziono zmasakrowane zwłoki dwóch osób, które najwyraźniej leżały tam od ładnych paru dni. Wszystkie ślady wskazują na właściciela lokalu, lecz młody człowiek odmawia odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. Nie przyznaje się do zbrodni, ale też nie zamierza dowodzić swojej niewinności. A jego ojciec nie wydaje się specjalnie zainteresowany uniewinnieniem syna. Kordian, którego Chyłka w międzyczasie ochrzciła Zordonem (niestety, a może na szczęście, nie oglądałam „Power Rangers”, więc pojęcia nie mam, skąd jej się wzięło to skojarzenie), dzielnie się stara znaleźć jakikolwiek ślad, wskazujący, że młody Langer został w to koszmarne przestępstwo wrobiony. Powiedzieć, że ktoś mu przy tym rzuca kłody pod nogi, to doprawdy eufemizm. A że przy okazji popełnia drobną nieostrożność, będącą niestety wykroczeniem, wydaje się, że jego dni w kancelarii są policzone…
Wiedząc, że powstały kolejne trzy części cyklu, nie ma się co bać o jego los. Ale tak czy inaczej mogą czytelnika nieco zjadać nerwy, zwłaszcza od chwili, kiedy się zorientujemy, co za ludzie są zamieszani w sprawę i jakimi możliwościami – w odróżnieniu od aplikanta adwokackiego, prowadzącego śledztwo z gołymi rękami, bez żadnego wsparcia organów ścigania – dysponują. I chociaż sama intryga wydaje się jakaś taka… bardzo na wzór amerykański, trudno autorowi odmówić umiejętności wciągającego pisania. A jeszcze lepiej udało mu się stworzenie Chyłki, postaci tak kosmicznie irytującej, że chciałoby się ją pozwać do sądu za nieustanne obrażanie klientów i współpracowników, ale równocześnie na tyle inteligentnej i skutecznej, że się jej z oddaniem kibicuje… I w dodatku słucha jedynej słusznej muzyki (w oficjalnej recenzji nie mogłabym sobie pozwolić na taką uwagę, ale w czytatce – hulaj dusza, piekła nie ma!); gdybym to ja była Zordonem, nie potrzebowałabym tygodnia, ba, nawet sześćdziesięciu sekund, żeby wykonać pierwsze zadanie nowej szefowej: odpowiedzieć na pytanie, „o jakiej postaci historycznej śpiewają [Iron Maiden] przez osiem minut”! Więc chyba jej tak szybko nie porzucę…


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6683
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 22
Użytkownik: Monika.W 01.12.2016 18:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Wśród moich trofeów książ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Wciąż spotykam pozytywne recenzje powieści Mroza. I wciąż nie mogę zrozumieć - skąd się biorą. Może rzeczywiście on umie pisać, a tylko ogrom błędów merytorycznych mi to przysłonił? Wydawało mi się jednak, że nie tylko błędy, że także fatalnie napisane - choćby zupełnie nierzeczywiste, niewiarygodne, przerysowane postaci 2 głównych bohaterów.
"Na ile wiarygodnie Mróz przedstawił środowisko prawnicze, trudno mi powiedzieć, ale w zestawieniu z amerykańskimi thrillerami z tej branży moje laickie oczy nie widzą jakichś grubszych niedociągnięć."... No właśnie. Otóż przez to, że autor przełożył (próbował przełożyć) amerykańskie realia na polskie, powieść jest jednym wielkim błędem. Bo to zupełnie 2 różne światy. Albo jeszcze inaczej - nie znam realiów amerykańskich, ale polskie są całkowicie inne niż te przedstawione w książce (czytałam Zaginięcie (Mróz Remigiusz (pseud. Løgmansbø Ove)), 2 część cyklu).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.12.2016 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Wciąż spotykam pozytywne ... | Monika.W
Widziałam Twoją opinię, ale już po przeczytaniu "Rewizji", a do tej pory zdążyło mnie na tyle wciągnąć, że dwie pozostałe i tak pochłonę. Błędów merytorycznych nie jestem w stanie zauważyć, bo tak naprawdę to chyba rzeczywiście lepiej znam amerykańskie realia prawnicze niż polskie - tamtejszych thrillerów się naoglądałam i naczytałam dość sporo, a naszych - w zasadzie wcale, w większości tego, co znam, to policja jest na pierwszym planie. Ale styl, przyznaję, mi się podoba. Jest płynny, żywy, bez potknięć językowych. Co do kreacji postaci - tak, Chyłka na pewno jest ździebko przerysowana, ale jak się tak patrzy na różne charyzmatyczne postacie z powieści i seriali kryminalnych, to one też są nieźle pokręcone, taki Adrian Monk na przykład. Przyzwyczaiłam się jakoś.
Użytkownik: Monika.W 02.12.2016 07:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Widziałam Twoją opinię, a... | dot59Opiekun BiblioNETki
Piszesz, że u nas na ogół w kryminałach policja na pierwszym planie. Otóż to. I jest to uzasadnione. Czym? Systemem prawa. Nie da się napisać trzymającego w napięciu thrillera prawniczego dziejącego się w Polsce, bo taki mamy system, że nie ma akcji, napięcia, tempa, itp. A może - nie ma tempa (z punktu widzenia adwokata). Bo akcja i napięcie pewnie są, ale kogo by to i interesowało w postępowaniu toczącym się latami?
Monk jest policjantem, a ja nie znam tego środowiska w żadnym z krajów i systemów. Gwarantuję Ci jednak, że takiej pani mecenas nie ma w żadnej wielkiej korporacji, wyleciałaby po tygodniu. Za głupotę, za działanie na szkodę klienta (pamiętam, jak właściwie bez podstaw obrażała prokuratora prowadzącego sprawę), za brak merytorycznej pracy. Zaś aplikant - w drugiej części okazuje się, że w ogóle nie zna Kodeksu postępowania karnego. I nie chodziło o niuanse, ale o podstawy. Może jest to kalka z USA< gdzie nie ma takiego kodeksu, wszystko wynika z precedensów i może dopuszczalne jest, aby absolwent prawa nie znał zasad procedury, bo jeszcze setek i tysięcy tych precedensów nie poznał. Ale w Polsce nie przejdzie. Mogłabym pisać i pisać o błędach merytorycznych u Mroza, bo książka ta wzbudziła moje wielkie negatywne emocje. Zwłaszcza, że Mróz jest absolwentem prawa i nawet doktorat obronił, co prawda nie z prawa karnego, chyba z konstytucyjnego, jednakże w moich oczach zobowiązuje go to do zachowania standardów, a nie pisania pod publiczkę i kłamania.
Co do stylu - być może nie była aż tak zły, jak zapamiętałam. Pamiętam mierność i słabość.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.12.2016 17:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Piszesz, że u nas na ogół... | Monika.W
Rozumiem, bo mnie tak samo tarmosi, gdy widzę błędy merytoryczne w książkach z akcją dziejącą się w służbie zdrowia. Albo gdy ktoś, kto nie zna śląskiej gwary, lokalizuje akcję w miejscu, gdzie takową się mówi i każe bohaterom przemawiać jakąś dziwaczną mieszaniną językową.
Użytkownik: woy 13.02.2018 22:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Wciąż spotykam pozytywne ... | Monika.W
Właśnie skończyłem Kasację, a wziąłem się za Mroza znając już Twoje profesjonalne wybrzydzanie. I powiem tak: oceniłem ostatecznie na 4, ale w trakcie czytania wahałem się od trójki do piątki. Zdecydowany plus za ciekawą i wartką akcję przez 80% tekstu. Zdecydowany minus za sposób opisania zakończenia, choć sam pomysł dobry. Taka bomba to powinna ogłuszyć czytelnika, a nie psyknąć jak mokry kapiszon. Mimo to dałbym pewnie 4,5, gdyby nie błędy ortograficzne w tekście (!) i mnóstwo drobniejszych fauli redakcyjnych. Jak żart brzmią przy tym podziękowania autora dla redaktorki książki za włożoną pracę. A co do błędów prawniczych - no cóż, z nimi jest tak jak z niewiedzą Twardocha na temat górnictwa w Drachu: mnie kłuła w oczy, bo się znam, ale przeciętnemu czytelnikowi na pewno nie przeszkadza, tak samo jak olewanie realiów prawniczych przez Mroza. Jak sama mówisz, gdzie tu szukać akcji i suspensu w procesach trwających po 5 lat? Trzeba to było podrasować, poświęcając realia na rzecz tempa i rozwoju fabuły. Mogę mu to wybaczyć, prędzej niż pisanie „skaże” przez „rz” :)
Użytkownik: Monika.W 14.02.2018 07:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie skończyłem Kasacj... | woy
Ortografów nie pamiętam, ale jeśli są -to tylko potwierdza moją teorię, że nie ma tam nic poza słabym rzemiosłem. A że każdy widzi inne błędy i to one go irytują - to oczywiste.
Nie mnie oceniać Dracha, bo nie czytałam, a do Twardocha mam słabość. Jeśli są w Drachu błędy, to bardzo szkoda. W Morfinie szokujących nie było. Uważam, że z szacunku do czytelnika, porządny pisarz błędów nie robi. Ot co. A nie-porządnych grafomanów nie czytuję (staram się nie czytywać). U Mroza podstawowym błędem jest założenie - stworzę prawniczy thriller. Nie da się napisać książki o czymś, co nie istnieje (realnej, nie w kategorii SF). To tak, jakby ktoś napisał książkę o środowisku surferów z Jastarni, żyjących tam 12 miesięcy w stylu surferów z Kalifornii.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.02.2018 07:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie skończyłem Kasacj... | woy
Za błędy ortograficzne i stylistyczne powinno dostać po głowie przede wszystkim wydawnictwo. Autor może być dyslektykiem i dysortografikiem (nie mówię, że w tym przypadku tak jest, bo nie wiem), ale skoro wydawca zawarł z nim umowę i przyjmuje jego tekst do druku, to tym samym w większości przypadków (za wyjątkiem firm self-publishingowych, choć i niektóre z nich chyba jakiś stopień czuwania nad tekstem zapewniają) zobowiązuje się do wydania go w takim stanie, w jakim powinien go widzieć czytelnik. I tu jest miejsce dla redaktora, który ma tekst przeczytać od deski do deski i wskazać autorowi wszystko, co wymaga poprawy (lub drobniejsze usterki samemu poprawić), a potem dla korektora, który złożony tekst czyta raz jeszcze i o ile nie ma obowiązku wychwytywać błędów merytorycznych, to interpunkcyjne i ortograficzne tak. I to jest dla mnie niepojęte, jak u licha te kolejne dwie osoby potrafią czasem całą garść koszmarków przepuścić.
Użytkownik: woy 14.02.2018 08:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Za błędy ortograficzne i ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Toteż nie oskarżam Mroza, który ewidentne powinien żądać zmiany korektora. Wczoraj zacząłem Zaginięcie i już w pierwszym rozdziale wydawnictwo przywitało mnie słówkiem „niedowierzając”
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.02.2018 09:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Toteż nie oskarżam Mroza,... | woy
Ja sobie czasem zakładam błędy fiszkami - w niektórych książkach mam ich tyle nawtykane, że aż się grubsze robią. Jeśli są pojedyncze, to nawet w recenzji nie wyliczam, tak jak niedawno, kiedy znalazłam w skądinąd dobrze przetłumaczonym i poskładanym tekście dziwotwora "wydanie pocketowe" :-).
Użytkownik: misiak297 14.02.2018 10:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Toteż nie oskarżam Mroza,... | woy
"Zaginięcie" to było moje pierwsze i ostatnie spotkanie z Mrozem. Fabuła rozdęta, intryga nieciekawa i koszmarstwa zamienników (Kordian/Oryński/aplikant/młody aplikant/młody prawnik - pojawia się nawet bodaj młodzieniec). Tak samo z każdym innym bohaterem. Do wszelkich błędów merytorycznych dodałbym brak stylu. To było jak czytanie wypracowania gimnazjalisty.
Użytkownik: woy 14.02.2018 13:01 napisał(a):
Odpowiedź na: "Zaginięcie" to było moje... | misiak297
To są właśnie m.in. te "kwiatki" stylistyczne, o których wcześniej wspominałem, a które moim zdaniem obciążają głównie redaktora. Zwłaszcza przy pracy z takim stachanowcem jak Mróz - wg moich zgrubnych obliczeń facet trzaska 2500-2700 stron rocznie (wg mnie niewykonalne, Pilipiuk osiąga ledwie 1000 stron, a uważany jest za rekordzistę, ale nie wnikam). Stachanowiec ma to do siebie, że nie ogląda się na boki, tylko wali do przodu, resztę zostawiając serwisowi. No ale taki serwis powinien być na odpowiednim poziomie.
Użytkownik: verdiana 14.02.2018 14:05 napisał(a):
Odpowiedź na: To są właśnie m.in. te "k... | woy
Z tą stylistyką to nie jest tak prosto. Generalnie redaktor ma poprawiać niewielkie błędy (np. rozdzielać zdania wielokrotnie złożone na krótsze czy tworzyć akapity). Ale jeśli książka jest po prostu tak źle napisana, że trzeba by poprawiać każde zdanie, to się ją odsyła do autora i to on ma ją napisać na nowo. Inaczej to nazwisko redaktora musiałoby być na okładce zamiast nazwiska autora. Żaden szanujący się redaktor nie napisze książki za autora! Bo to tak jakby wydawca zatrudnił ghostwritera. Jeśli szanujący się redaktor odmówi robienia tego, to wydawca wyda bez poprawek, zamiast obarczyć tym autora. I to jest uczciwsze niż okłamywanie czytelnika, że książkę napisał autor, kiedy napisał ją redaktor. Są w Polsce wydawcy, którzy oszukują i zmuszają redaktorów, żeby za autora tę książkę napisali. Zetknęłam się z tym nawet ja sama, ale ja odmówiłam. Jakież było moje zdziwienie, kiedy kilka miesięcy później znalazłam tę książkę w księgarni! Jakiś redaktor NAPRAWDĘ napisał ją od nowa! I mam na myśli dokładnie to, co mówię. Tam się nie dało poprawić błędów, tam trzeba było napisać każde zdanie od zera! Było dla mnie szokiem i to, że ktoś się na to zgodził, i to, że renomowane wydawnictwo praktykuje coś takiego. Przestało już dla mnie być renomowane. ;(

Dodam jeszcze, że wydawcy praktycznie nigdy nie zatrudniają redaktora merytorycznego, nawet wtedy, kiedy takowy jest potrzebny jak u Mroza.
Użytkownik: Monika.W 14.02.2018 14:53 napisał(a):
Odpowiedź na: To są właśnie m.in. te "k... | woy
Nie zgodzę, że redaktor ma poprawiać styl. Może poprawiać pojedyncze błędy stylistyczne, jak wskazuje Verdiana. Ale poprawiać Mrozowi styl? Co oznacza zmienić Morozowi styl. Skoro Mróz nie umie pisać, to niech nie pisze. Lub niech wydaje takie coś, jak wydaje.
Dla mnie sukces Mroza jest zupełnie niezrozumiały. Ale cóż - 90% współczesnych powieści to wyłącznie marne rzemiosło. Flaubert by się pod tym nie podpisał.
Użytkownik: woy 14.02.2018 17:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie zgodzę, że redaktor m... | Monika.W
Styl nie, raczej właśnie błędy stylistyczne typu głupie synonimy czy konstrukcja niektórych zdań. Bo co tu mówić o stylu? To jest styl ogólnokryminalny, z drobnymi odchyłkami piszą tak i Bonda, i Miłoszewski i całe stado pomniejszych kryminalistów. Rzecz tylko w ładniejszych sformułowaniach czy lżejszych frazach, ale gdyby tak nie drukować nazwisk na książkach tych autorów, założę się, że nikt by nie potrafił przypisać książek nie tylko do konkretnych twórców, ale nawet podzielić ich na kupki pisane jedną ręką. Dlatego dużo tu znaczy profesjonalny redaktor, który wywali faule, żeby to było właśnie lżejsze i zgrabniejsze w czytaniu. Bo to jest literatura wagonowa i ma za zadanie umilić podróż z Rzeszowa do Szczecina, a potem można to bez żalu zostawić w przedziale dla następnych podróżnych. I w zasadzie nic więcej.
Użytkownik: misiak297 14.02.2018 18:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Styl nie, raczej właśnie ... | woy
Woy, z tym zestawieniem, trudno mi się zgodzić. Nie kupiła mnie jedyna powieść Bondy, jaką czytałem, ale pod względem stylu w porównaniu z Mrozem to jest prawdziwa przepaść. Widać, że Bonda pracuje również nad tą stroną swoich książek (w przeciwieństwie do Mroza). Miłoszewski - również można mu wiele zarzucić, ale akurat nie pod względem stylu, a już na pewno nie w porównaniu z Mrozem.

Użytkownik: woy 14.02.2018 18:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Woy, z tym zestawieniem, ... | misiak297
Różnice między Bondą (żeby już nie poniewierać innych nazwisk) a Mrozem polegają właśnie na dbałości o jakość tekstu. Nie o styl, styl to coś innego. Dlatego Bonda pisze jedną książkę rocznie, a Mróz pięć - ona dba, żeby to było porządnie po polsku, a Mróz niespecjalnie, bo nie ma czasu. Ale to nie jest styl. Gdyby tak dać Mroza w ręce zawodowemu, dobremu redaktorowi, który nie tylko by mu oczywistości wyłapywał, ale kazał wyhamować i zmusił to przeredagowywania akapitów, które są niechlujnie napisane, czy zmiany akcentów i konstrukcji fabuły, to efekt końcowy obojga pisarzy byłby podobny. Bo oni nie mają własnego stylu, to jest styl amerykańskich pisarzy sensacyjnych. Styl to ma Myśliwski, Pilch, Konwicki, Iwaszkiewicz, a nawet Nienacki czy Redliński. Dukaj ma styl i Grzędowicz, nawet Pilipiuk. A ta armia polskich pisarzy kryminałów jedzie na jednej kalce, różnica polega jedynie na tym, że jednym chce się to wygładzać i szlifować, a innym nie.
Użytkownik: woy 17.02.2018 10:49 napisał(a):
Odpowiedź na: "Zaginięcie" to było moje... | misiak297
I jak to wszystko zależy, od czego zacznie się przygodę z autorem. Przeczytałem Zaginięcie i podpisuję się pod oceną Misiaka obiema rękami. Zaginięcie to źle napisany i nudny gniot w stylu prozatorskich próbek nastolatka. Jak się do tego dołoży koszmarną redakcję, wychodzi dzieło, które rekomenduję omijać szerokim łukiem. A przecież Kasacja była całkiem zgrabnym, prościutkim i bez zadęcia, trochę spieprzonym w końcówce czytadłem, gdzie największe pretensje miałem do wydawnictwa. No i teraz nie wiem, czy następne produkcje Mroza są bliżej Kasacji czy Zaginięcia. Znaczy: czytać, czy nie czytać?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.02.2018 15:38 napisał(a):
Odpowiedź na: I jak to wszystko zależy,... | woy
"Zaginięcie" jest najsłabsze. Trzy następne tomy niczego sobie, mniej więcej na poziomie "Kasacji", kolejny znów nieco gorszy. Chyłka jest, owszem, postacią o nie całkiem chwalebnym sposobie bycia, ale ją w jakiś sposób polubiłam - chyba przez tę miłość do Iron Maiden. Więc i następne przeczytam, zresztą generalnie przy cyklach mam taką strategię, że albo czegoś nie czytam wcale - przejrzę w księgarni parę stron i już wiem, że tego nie ruszę, ewentualnie jeśli pierwsza część już mi w ręce wpadła, a jest do totalnej bani, doczytuję ją do końca i szlus - albo czytam od A do Z, choćby cykl miał dwadzieścia tomów.
Użytkownik: verdiana 14.02.2018 13:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie skończyłem Kasacj... | woy
Oj, przeciętnemu czytelnikowi też przeszkadza. Nie jest to miłe uczucie, kiedy się wie, że autor wykorzystuje niewiedzę czytelnika, żeby mu wcisnąć kit. A nie da się mieć wiedzy w każdej dziedzinie, w każdym momencie można się natknąć na takie oszustwa. ;(

Ale ortografy to już wina korektora, nie redaktora, aczkolwiek porządny redaktor nie pominie ortografa, jeśli go gdzieś znajdzie, bo nie da rady się do tego zmusić. ;P
Użytkownik: woy 14.02.2018 17:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, przeciętnemu czytelni... | verdiana
Ale kiedy się nie wie, to nie przeszkadza. A przeważnie się nie wie, bo jak sama mówisz, nikt nie wie wszystkiego. I może lepiej nie wiedzieć? Mnie by nawet nie przeszkadzali surferzy w Jastarni, jak pisze Monika, jeśli historia miałaby ręce i nogi i dobrze się czytała. Przecież fabuła to nie literatura faktu, każdy autor mniej lub bardziej zmyśla i należy założyć, że ważniejsze jest przesłanie niż realia.
Użytkownik: verdiana 14.02.2018 22:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale kiedy się nie wie, to... | woy
Ale bardzo trudno nie wiedzieć. Trzeba by nie czytać niczego o danej książce przed sięgnięciem po nią. W moim przypadku to niemożliwe. Ja też - jak mi się dobrze czyta - raczej puszczam w niepamięć różne merytoryczne błędy, ale jednak do tej pory nie były to błędy aż takiego kalibru. Bo u Mroza to nie jest jeden błąd czy dwa, tylko całkowicie całe środowisko prawnicze jest ubzdurane i nierealne. To już dla mnie za dużo. ;( Aczkolwiek być może sięgnę po I tom Chyłki, żeby chociaż zobaczyć, jaki autor ma styl. ;) No i będę czytała "Behawiorystę" do klubu książkowego. ;)
Użytkownik: gkowal 28.04.2018 08:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Wśród moich trofeów książ... | dot59Opiekun BiblioNETki
To moja druga książka Mroza w serii z Chyłką (raczej audiobook) i starczy. Jestem trochę zdruzgotany czytając te pozytywne recenzje i opinie o tej książce. Mnie fizycznie skręcało jak tego słuchałem w aucie. Równolegle czytam kolejne tomy opowieści o Harrym Hole Jo Nesbo i różnica w jakości prowadzonej opowieści jak i intrydze jest gigantyczna na niekorzyść pana Mroza, Właściwie taka wielka że dyskwalifikująca go jako autora thrillerów czy kryminałów.

Błędy merytoryczne, jeden jedyny prymitywny zabieg ciągle stosowany przez autora mający podtrzymać zainteresowanie czytającego to niedopowiedzenie - za którym nie stoi kompletnie nic bo nie ma zwrotów akcji ani nowych pojawiających się przełomowych informacji popychających akcję do przodu. Brak nawet próby rozwiązania głównej intrygi która ostatecznie rozwiązuje się sama nagle, mimochodem, kompletnie bez udziału głównych bohaterów, na dodatek kompletnie absurdalnie. To jakaś kpina z czytelnika za którą powinienem otrzymać zwrot wydanych na książkę pieniędzy.
Postaci przerysowane, nie mając kompletnie nic do powiedzenia prowadzą ze sobą dialogi o niczym zapełniające kolejne setki stron tej powieści, do tego powtarzające się do znudzenia i prawie identyczne opisy alkoholizowania się głównej bohaterki, które stają się w pewnym momencie aż niesmaczne ze względu na tę swoją powtarzalność. Można by zarzuty mnożyć w nieskończoność.
Ludzie! Tam się kompletnie nic nie dzieje w tej powieści!
Spróbujcie przeczytać ją jeszcze raz i zastanowić się cóż za informację otrzymał aktualny bohater w danej chwili która jakoby układa mu puzzle w głowie i sprawie że lepiej rozumie aktualny ciąg zdarzeń czyli sytuacja, która pojawia się na końcu każdego rozdziału niemalże. Otóż nie ma żadnej informacji, to ściema, wydmuszka.

Jeżeli to ma być najlepsza polska powieść kryminalna czy też thriller to ja wracam do rymowanych wierszyków Tuwima i Brzechwy dla dzieci gdzie więcej się dzieje i sensowniej!
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: