Instrukcja obsługi geja i lesbijki
Całe szczęście, że orientacja seksualna nie determinuje tego, jakie książki mają mi się podobać lub nie. Gdyby tak było, to z pewnością fakt, iż jestem lesbijką wymagałby mojego zachwytu nad "Tęczowym elementarzem", którego nie jestem w stanie z siebie wykrzesać, choćby w minimalnych ilościach.
"Tęczowy elementarz, czyli (prawie) wszystko, co chcielibyście wiedzieć o gejach i lesbijkach", jak sama nazwa wskazuje, z założenia jest podręcznikiem uczącym tolerancji względem gejów i lesbijek. Składa się z ponad stu pytań dotyczących osób o orientacji seksualnej innej niż heteroseksualna. "Niektóre z nich mogą wydawać się naiwnymi, oczywistymi lub po prostu dziwnymi"[1] - pisze autor we wstępie. I ma prawie 100% rację, pomylił się tylko w stwierdzeniu "niektóre". Powinien napisać "większość z nich".
Odpowiedzi na te (i tak często głupawe) pytania obrażają moją inteligencję jako czytelnika. No przepraszam, ale tak prostym językiem to można pisać chyba tylko dla dzieci! Tylko po co w takim razie wspominać im o tym, "jak wygląda seks gejowski lub lesbijski?"[2], a także robić wykład na temat historii ruchu lesbijsko-gejowskiego w Polsce? Nie mam pojęcia, do kogo jest adresowana ta książka, którą (nawiasem mówiąc) autor chciałby widzieć w kanonie lektur szkolnych.
Drugą rzeczą, która mnie bardzo raziła podczas lektury, był fakt, że autor cały czas konsekwentnie używał słowa "homoseksualność", ani razu nie używając terminu homoseksualizm. To chyba przykład "izmofobii", bo jak inaczej wytłumaczyć tę niepoprawną formę językową pojawiającą się na każdej prawie stronie? Rozumiem, że "homoseksualizm" brzmi medycznie, twardo, nieprzyjemnie, że homoseksualność ma jakieś takie lżejsze brzmienie, ale może chociaż autor by wspomniał, czemu zdecydował się na używanie nieistniejącego słowa? Tym bardziej, że niejednokrotnie przytacza historyczne znaczenie m.in. słowa "gej", "queer", które wcześniej były używane obraźliwie, lecz zostały "odczarowane" przez środowiska gejowsko-lesbijskie i obecnie mają wydźwięk neutralny. Dlaczego tego samego nie uczynić z "homoseksualizmem"? Niestety, nie tylko tutaj i nie tylko on używa pojęcia "homoseksualności" i z pewnością stanie się ono terminem poprawnym, jednak to już temat na inny artykuł.
Trzecim i umówmy się, że ostatnim zarzutem (choć pewnie znalazłoby się ich więcej), jaki mogę śmiało postawić tej książce, jest to, że autor nigdzie nie powołuje się na źródła, z których korzystał przy tworzeniu tej książki. Notki np. o Safonie, łącznie z datą jej narodzin i śmierci, imieniem ojca i matki, wyglądają podejrzanie bez żadnego odsyłacza, który informowałby nas o źródle tych informacji. Nie chce mi się wierzyć, by autor miał tak pojętną głowę, że dosłownie wszystko napisał bez sięgania do jakichkolwiek źródeł. Tym bardziej fragmenty, w których Biedroń rzekomo powołuje się na stan badań psychologicznych, psychiatrycznych czy medycznych dotyczących homoseksualizmu i nawet nie raczy poinformować nas o tym, kto przeprowadził te badania, kiedy, i czego konkretnie dotyczyły. Być może faktycznie odsyłacze na każdej stronie nużyłyby czytelnika, tym bardziej gimnazjalistę i licealistę, do którego prawdopodobnie kierowana była ta książka, ale jeżeli autor sam zaznacza, że marzy mu się, by sięgali po nią także rodzice osób nieheteroseksualnych[3], to mógłby wykazać odrobinę szacunku, nie tylko już dla samego dojrzałego czytelnika, ale i dla ludzi, którzy poruszali te tematy wcześniej czy przeprowadzali przytaczane badania i umieścić chociażby bibliografię. No, chyba że bibliografia kryje się pod hasłem "przydatne lektury".
Przyznam się szczerze, że tej książki nie połknęłam od deski do deski, choć zajęła mi zaledwie jeden wieczór. Tylko dlatego, że znudzona tematyką omijałam spore fragmenty tekstu i śmiem podejrzewać, że nic przez to nie straciłam. Oczywiście nie oznacza to, że cała książka jest nic niewarta. Znalazłam w niej kilka interesujących informacji dotyczących literatury lesbijsko-gejowskiej czy historii ruchu lesbijsko-gejowskiego na świecie i w Polsce. Jednak są to tylko drobne wzmianki, które mimo wszystko nie przesłaniają całego niesmaku, jaki pozostawia po sobie ta książka. I nie jest to niesmak spowodowany tematem, jaki autor chciał poruszyć, a jedynie sposobem, w jaki się za to zabrał.
---
[1] Robert Biedroń, "Tęczowy elementarz, czyli (prawie) wszystko, co chcielibyście wiedzieć o gejach i lesbijkach", Wydawnictwo AdPublik, 2007, s. 11.
[2] Tamże, s. 106.
[3] Tamże, s. 12.
[Recenzję opublikowałam na moim blogu, wraz z szeregiem innych informacji, w tym fragmentem książki]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.