Dodany: 10.10.2009 16:50|Autor: Sluchainaya

Instrukcja obsługi geja i lesbijki


Całe szczęście, że orientacja seksualna nie determinuje tego, jakie książki mają mi się podobać lub nie. Gdyby tak było, to z pewnością fakt, iż jestem lesbijką wymagałby mojego zachwytu nad "Tęczowym elementarzem", którego nie jestem w stanie z siebie wykrzesać, choćby w minimalnych ilościach.

"Tęczowy elementarz, czyli (prawie) wszystko, co chcielibyście wiedzieć o gejach i lesbijkach", jak sama nazwa wskazuje, z założenia jest podręcznikiem uczącym tolerancji względem gejów i lesbijek. Składa się z ponad stu pytań dotyczących osób o orientacji seksualnej innej niż heteroseksualna. "Niektóre z nich mogą wydawać się naiwnymi, oczywistymi lub po prostu dziwnymi"[1] - pisze autor we wstępie. I ma prawie 100% rację, pomylił się tylko w stwierdzeniu "niektóre". Powinien napisać "większość z nich".

Odpowiedzi na te (i tak często głupawe) pytania obrażają moją inteligencję jako czytelnika. No przepraszam, ale tak prostym językiem to można pisać chyba tylko dla dzieci! Tylko po co w takim razie wspominać im o tym, "jak wygląda seks gejowski lub lesbijski?"[2], a także robić wykład na temat historii ruchu lesbijsko-gejowskiego w Polsce? Nie mam pojęcia, do kogo jest adresowana ta książka, którą (nawiasem mówiąc) autor chciałby widzieć w kanonie lektur szkolnych.

Drugą rzeczą, która mnie bardzo raziła podczas lektury, był fakt, że autor cały czas konsekwentnie używał słowa "homoseksualność", ani razu nie używając terminu homoseksualizm. To chyba przykład "izmofobii", bo jak inaczej wytłumaczyć tę niepoprawną formę językową pojawiającą się na każdej prawie stronie? Rozumiem, że "homoseksualizm" brzmi medycznie, twardo, nieprzyjemnie, że homoseksualność ma jakieś takie lżejsze brzmienie, ale może chociaż autor by wspomniał, czemu zdecydował się na używanie nieistniejącego słowa? Tym bardziej, że niejednokrotnie przytacza historyczne znaczenie m.in. słowa "gej", "queer", które wcześniej były używane obraźliwie, lecz zostały "odczarowane" przez środowiska gejowsko-lesbijskie i obecnie mają wydźwięk neutralny. Dlaczego tego samego nie uczynić z "homoseksualizmem"? Niestety, nie tylko tutaj i nie tylko on używa pojęcia "homoseksualności" i z pewnością stanie się ono terminem poprawnym, jednak to już temat na inny artykuł.

Trzecim i umówmy się, że ostatnim zarzutem (choć pewnie znalazłoby się ich więcej), jaki mogę śmiało postawić tej książce, jest to, że autor nigdzie nie powołuje się na źródła, z których korzystał przy tworzeniu tej książki. Notki np. o Safonie, łącznie z datą jej narodzin i śmierci, imieniem ojca i matki, wyglądają podejrzanie bez żadnego odsyłacza, który informowałby nas o źródle tych informacji. Nie chce mi się wierzyć, by autor miał tak pojętną głowę, że dosłownie wszystko napisał bez sięgania do jakichkolwiek źródeł. Tym bardziej fragmenty, w których Biedroń rzekomo powołuje się na stan badań psychologicznych, psychiatrycznych czy medycznych dotyczących homoseksualizmu i nawet nie raczy poinformować nas o tym, kto przeprowadził te badania, kiedy, i czego konkretnie dotyczyły. Być może faktycznie odsyłacze na każdej stronie nużyłyby czytelnika, tym bardziej gimnazjalistę i licealistę, do którego prawdopodobnie kierowana była ta książka, ale jeżeli autor sam zaznacza, że marzy mu się, by sięgali po nią także rodzice osób nieheteroseksualnych[3], to mógłby wykazać odrobinę szacunku, nie tylko już dla samego dojrzałego czytelnika, ale i dla ludzi, którzy poruszali te tematy wcześniej czy przeprowadzali przytaczane badania i umieścić chociażby bibliografię. No, chyba że bibliografia kryje się pod hasłem "przydatne lektury".

Przyznam się szczerze, że tej książki nie połknęłam od deski do deski, choć zajęła mi zaledwie jeden wieczór. Tylko dlatego, że znudzona tematyką omijałam spore fragmenty tekstu i śmiem podejrzewać, że nic przez to nie straciłam. Oczywiście nie oznacza to, że cała książka jest nic niewarta. Znalazłam w niej kilka interesujących informacji dotyczących literatury lesbijsko-gejowskiej czy historii ruchu lesbijsko-gejowskiego na świecie i w Polsce. Jednak są to tylko drobne wzmianki, które mimo wszystko nie przesłaniają całego niesmaku, jaki pozostawia po sobie ta książka. I nie jest to niesmak spowodowany tematem, jaki autor chciał poruszyć, a jedynie sposobem, w jaki się za to zabrał.



---
[1] Robert Biedroń, "Tęczowy elementarz, czyli (prawie) wszystko, co chcielibyście wiedzieć o gejach i lesbijkach", Wydawnictwo AdPublik, 2007, s. 11.
[2] Tamże, s. 106.
[3] Tamże, s. 12.



[Recenzję opublikowałam na moim blogu, wraz z szeregiem innych informacji, w tym fragmentem książki]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7959
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 17
Użytkownik: misiak297 20.12.2010 15:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Całe szczęście, że orient... | Sluchainaya
A ja mam trochę łagodniejsze zdanie o "Elementarzu" Biedronia. Myślę, że Twoja negatywna opinia może wynikać z faktu, że to książka właściwie nie dla nas. My to wiemy, my to znamy (mówię o tych "naiwnych odpowiedziach", których pewnie czasem zdarzyło się nam też udzielać wobec znajomych). Myślę, że jeżeli takie pytania naprawdę Biedroniowi zadawano, to oznacza, że pytający naprawdę o pewnych sprawach nie wiedzą. Umówmy się, my to wszystko wiemy, dla nas to nie jest zupełnie obce. Może właśnie taka z lekka infantylna forma ma łatwiej wszystko objaśniać? Dla mnie ten "Elementarz" jest swoistym ewenementem wśród polskiej literatury gejowskiej. Bodaj za większy ewenement uważam tylko "Bierki", powieść homoseksualną z targetem młodzieżowym. Ale to moja prywatna opinia.

Natomiast nie jest tak, że jestem wobec tej pozycji bezkrytyczny. Rzeczywiście zabrakło mi tu rzetelnych źródeł (i nie zwalę tego tylko na zamiłowanie do wszelkiej maści przypisów wyniesione z polonistyki), a wydaje mi się oczywiste, że z takich Biedroń korzystał. Takie rzeczy trzeba zaznaczać. Zraziły mnie troszeczkę drobne usterki natury rzeczowej (Styjeński zamiast Stryjkowski i chyba - ale mogę się mylić, choć zdębiałem i musiałem czytać ten kawałek kilka razy, choć teraz już go nie znajdę - stwierdzenie, że Kościół przez wiele lat utrzymywał, że to Ziemia kręci się wokół Słońca, pomimo odkryć Kopernika. Wydaje mi się, że takie coś pojawiło się w tekście, ale głowy nie dam. Co najwyżej połowę czaszki.

Oceniłem tę książkę na 4.
Użytkownik: Sluchainaya 20.12.2010 15:59 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja mam trochę łagodniej... | misiak297
Tak, zdecydowanie nie jest to książka "dla nas", nie wiem jak się rzecz ma w przypadku osób, które dopiero odkrywają swój homoseksualizm. Być może dla nich jest to ciekawa pozycja.
Rzecz w tym, że jeżeli założymy, iż odbiorcą jest osoba heteroseksualna to i tak problem stanowi ustalenie, czy to jest adresowane do osoby dorosłej, młodzieży, czy dzieci. Język sugerowałby, że jest to książka dla młodzieży, a nawet dla dzieci. Poruszanie jednak tematu seksu gejowskiego, czy lesbijskiego wyklucza grupę dzieci. Wydaje mi się, że jest tu lekka niespójność po prostu.
Użytkownik: misiak297 20.12.2010 16:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, zdecydowanie nie jes... | Sluchainaya
A mi się widzisz właśnie wydaje, że to jest adresowane do homofobicznej części społeczeństwa, której trzeba tak "łopatologicznie" i prosto wszystko poopowiadać:) Wiesz, sądzę, że większości ludzi nawet nie interesują te przypisy, czy nawet uczone wywody Buttler czy Mizielińskiej o teorii queer.
Użytkownik: Sluchainaya 22.12.2010 18:04 napisał(a):
Odpowiedź na: A mi się widzisz właśnie ... | misiak297
Naprawdę wierzysz, że ta książka jest w stanie przekonać prawdziwego homofoba do tego, by zmienił swoje poglądy? Wyobraź sobie, że jesteś homofobem. Dowiadujesz się o tej książce. Co myślisz? Napisał ją pedał, pewnie jest tendencyjna. W tym momencie ją dyskwalifikujesz i nie umieszczasz jej na liście swoich lektur, bądź jeżeli jesteś mniej radykalnym homofobem dajesz Biedroniowi szansę. Czytasz. Na każdej stronie autor próbuje Ci wcisnąć, że bycie homo jest naturalne. W tym celu powołuje się na różnych psychologów i badaczy i prawie cię to przekonuje, tyle, że autor zapomniał podać ich nazwiska! Dla Ciebie jest to totalnie śmieszne, kolejny dowód, że masz rację - homo jest zboczeniem, skoro nawet pedał nie potrafi udowodnić, że tak nie jest za pomocą rozsądnej argumentacji. To wszystko mógł przecież wyssać z palca.

Dlatego stwierdzam, że "łopatologicznie" może i trzeba niektórym poopowiadać o homoseksualizmie, ale są pewne granice. Dobrze jest sobie je uświadomić zanim sięga się po pióro...
Użytkownik: misiak297 22.12.2010 18:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Naprawdę wierzysz, że ta ... | Sluchainaya
Hm... Może Biedroń przypisów nie robi (błąd), ale jednak powołuje się na konkretne nazwiska i stowarzyszenia. I nie wiem, czy książka rzeczywiście jest w stanie przekonać homofoba, wiem, że ma to na celu. A z realizacją - to już inna sprawa.

A swoją drogą wczoraj rozmawiałem z moją heteroseksualną koleżanką (ale nie mającą w sobie ani ziarna homofobii) i stwierdziła, że dowiedziała się z tej książki wielu rzeczy - i właśnie nie chodziło o tę historię ruchu LGBT, tylko o ten rozdział dotyczący życia codziennego.

Pozdrawiam Cię:)

PS. A gdzie widzisz te granice? Jaki miałby być według Ciebie ten elementarz, żeby był dobry?
Użytkownik: Sluchainaya 22.12.2010 19:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm... Może Biedroń przypi... | misiak297
Wiesz, ja nie twierdzę, że ta książka jest skrajnie zła.
Uważam tylko, że w dużej mierze jest przypadkowa. Dla mnie nie do końca jasne jest przeznaczenie tej książki, do kogo jest adresowana, oraz to, dlaczego została potraktowana tak infantylnie i niemerytorycznie. To są właśnie te granice, które mam wrażenie, że ustanowiły się same z siebie, a nie były wynikiem zamierzonego działania autora.

Nie on zresztą ostatni popełnił tego typu książkę. Podobnym przykładem jest książka "Kiedy kobieta kocha kobietę", która też do końca nie ma sprecyzowanego adresata - z jednej strony adresowana jest do kobiet nieheteroseksualnych, z drugiej strony do wszystkich tych, którzy o takich kobietach chcą się czegoś dowiedzieć. Jest to "kompendium wiedzy" o lesbijkach i biseksualistkach, w którym możemy znaleźć kilka słów o psychologii miłości, o cielesności, tworzeniu intymnych związków, sadomasochizmie, chorobach wenerycznych, pierwszej miłości, biseksualizmie i poligamii, lesbijkach matkach i lesbijkach niepełnosprawnych, oraz miłości między dojrzałymi kobietami i o jesieni życia. Totalny misz-masz, aż dziw, że nie znajdziemy informacji o lesbijkach morderczyniach, czy lesbijkach uprawiających sporty ekstremalne, bo przecież takie też istnieją, a założeniem twórczyń było ukazanie różnorodności kobiet kochających kobiety.

Tego typu pozycje na początku wywołują reakcję "O fajnie, coś takiego jest potrzebne!". Potem okazuje się, że tak naprawdę świat bez nich by się nie zawalił. Dlatego nie wiem, jak powinien wyglądać taki elementarz, żeby był dobry, bo jeszcze chyba nikomu nie udało się czegoś takiego wydać.

Jakoś tak odnoszę wrażenie, że twórcy tego typu książek chcą może i dobrze, ale koniec końców i tak chodzi o to, żeby zarobić na popularnym temacie prezentując możliwie jak najgłupszą i najmniej potrzebną komukolwiek treść. Zarób, lecz się nie narób. Tego wszystkiego bowiem można dowiedzieć się z innych źródeł, których poziom nie pozostawia tak wiele do życzenia.

Wiem, że to jest bardzo sceptyczne podejście, ale nie dajmy się zbałamucić hasełkami o tolerancji tylko po to, żeby kupić jakiś produkt. I nie dajmy sobie wciskać, że on jest dobry, tylko dlatego, że jego celem jest krzewienie pozytywnych postaw.
Użytkownik: misiak297 22.12.2010 19:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, ja nie twierdzę, ż... | Sluchainaya
Myślę, że oceniasz to nieco zbyt surowo. Może świat by się bez tego elementarza nie zawalił, ale tak jak mówiłem wcześniej, on nie jest dla nas. A wiem, że ludzie heteroseksualni takie pytania, które Biedroń w tym elementarzu przedstawia, zadają. Dla mnie samo założenie jest dobre - jest tu trochę takiej po ludzku potraktowanej codzienności, trochę historii, żeby pokazać, że członkowie społeczności LGBT mają swoją historię, trochę kwestii prawnych. Fakt, że jest to podane w formie nieco naiwnej i przecież Biedroń o tym pisze, no ale to wynika z faktu, że to elementarz nie dla nas. Mam wrażenie, że on jest dla takiego prostego czytelnika, który ma wszystko podane jak na tacy (tolerancja przecież wynika z niewiedzy i Elementarz dobrze tę wiedzę przekazuje, Biedroń nie pisze o jakiś abstrakcyjnych sprawach) i za nic nie sięgnie po rozprawy Warkockiego, Mizielińskiej czy Ritza.

Poza tym nie wiem, czy ten "Elementarz" był takim dochodowym przedsięwzięciem. Nie znam statystyk, ale wydaje mi się, że miał wzięcie wśród osób LGBT (do których moim zdaniem nie jest adresowany) - dość powiedzieć, że Biedroń promował "Elementarz" w katowickiej "Scenie".

Według mnie mimo wszystko jest to pozycja ważna - w odniesieniu do niej będą mogły powstawać kolejne elementarze, może inaczej zorganizowane, które trafią na podatniejszy grunt. Dla mnie to jest taki ważny przyczynek do kultury LGBT.
Użytkownik: janmamut 22.12.2010 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że oceniasz to nie... | misiak297
"tolerancja przecież wynika z niewiedzy i Elementarz dobrze tę wiedzę przekazuje".

No, i już wiemy, czemu ponoć społeczeństwo staje się nietolerancyjne. Bo więcej wie. Może książki lubimy różne, ale takie poczucie humoru mi się podoba. :D
Użytkownik: misiak297 22.12.2010 21:05 napisał(a):
Odpowiedź na: "tolerancja przecież wyni... | janmamut
Grrrr:) Ja naprawdę podziwiam Twoją zdolność do wyłapywania takich potknięć językowych:D
Sprostowanie, już nie będzie takiego śmiechu, no trudno:P :

"tolerancja przecież wynika z niewiedzy i Elementarz tę niewiedzę rozwiewa".

Użytkownik: janmamut 22.12.2010 21:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Grrrr:) Ja naprawdę podzi... | misiak297
Nadal mi się podoba, nadal... ;-)
Użytkownik: misiak297 22.12.2010 21:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Nadal mi się podoba, nada... | janmamut
Nie no ja jestem ślepy...
2:0 Mamucie! :D
"Nietolerancja wynika z niewiedzy - i Elementarz tę niewiedzę doskonale rozwiewa".
Użytkownik: Sluchainaya 23.12.2010 10:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie no ja jestem ślepy...... | misiak297
Haha, no to się uśmiałam :)

To znaczy tak: ja zgadzam się, że w jakiś tam sposób Elementarz rozwiewa tę niewiedzę (z której wynika nietolerancja), ale mimo wszystko jego moc działania jest dosyć ograniczona - a to dlatego, jak sam zauważyłeś, że sięgają po niego głównie osoby homoseksualne, a to dlatego, że publikacja ta zawiera dużo błędów merytorycznych, chociażby z tym śmiesznym krążącym słońcem (też nie wiem, na której to stronie, ale jak napisałeś o tym, to przypomniało mi się, że się już z tym gdzieś zetknęłam, więc rzeczywiście coś takiego musiało mieć miejsce).

W ogóle sama idea tworzenia takich książeczek jest zjawiskiem nowym, w związku z czym ich twórcy siłą rzeczy będą popełniać jakieś błędy. Może za kilka lat zostanie wydany idealny tęczowy elementarz, choć pozostaje mieć nadzieję, że wtedy nie będzie już taka publikacja potrzebna.
Użytkownik: cuayatl 23.12.2010 11:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, ja nie twierdzę, ż... | Sluchainaya
"aż dziw, że nie znajdziemy informacji o lesbijkach morderczyniach" - rozbawiło mnie to, ale zgadzam się, z całym akapitem dot. "Kiedy kobieta kocha kobietę".
Podobnym grochem z kapustą, tylko że w wersji sfabularyzowanej jest "Mój świat jest kobietą".



Użytkownik: Sluchainaya 23.12.2010 12:25 napisał(a):
Odpowiedź na: "aż dziw, że nie znajdzie... | cuayatl
Zdecydowanie! Aż dziw, że Okoniewska zdecydowała się to kontynuować. Choć wcale nie dziwi mnie to, że Santorski (który zresztą zrobił jej paskudny PR zaniedbując kompletnie korektę i tak wystarczająco marnej powieści) tego drugiego dziennika już nie chciał wydać. Więc autorka wydała go sama - i można tę książkę zdobyć w druku na życzenie... Może ktoś to kupił, nie wiem. Ja jakoś nie mogę się przemóc, żeby wywalić 30 złotych w błoto.
Użytkownik: ka.ja 22.12.2010 19:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm... Może Biedroń przypi... | misiak297
Obawiam się, że zakorzeniona i zatwardziała homofobia jest równie trudna do wykorzenienia, co ugruntowana i wdrożona w życie tolerancja dla wszelkich odmienności. Ty się nie zastanawiasz, dlaczego należy tak samo traktować ludzi bez względu na wyznanie, kolor skóry i orientację. Homofob się nie będzie zastanawiać, dlaczego "pedały do gazu". Mnie nikt nie przekona, że czarna skóra oznacza niższą inteligencję, nawet nie będę na ten temat dyskutować - nie ma o czym. Obawiam się, że równie trudno będzie dotrzeć do prawdziwego homofoba albo rasisty.
Takie książki, moim zdaniem, trafią tylko do tych, którzy zadają sobie i światu pytania; do tych, którzy nie są pewni. Znają jakąś lesbijkę, słyszeli kilka mitów o odrażających pedałach i chcą sobie wyjaśnić co jest czym, a kto jest kim. Mam nadzieję, że powstanie więcej książek na ten temat i że ci, którzy mają zaszczepioną alergię na nazwisko Biedroń, znajdą taki przekaz, który dla nich będzie wiarygodny.
Użytkownik: misiak297 22.12.2010 19:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Obawiam się, że zakorzeni... | ka.ja
Myślę, Kaju, że to jest bardzo dobre podsumowanie tej dyskusji. I chyba faktycznie "Elementarz" trafił (z moich obserwacji) do tej grupy, o której piszesz oraz do ludzi o innej niż heteroseksualna orientacji. Do ludzi ciekawych, otwartych na to, co nieznane.
Zastanawiam się też (i to już kieruję zarówno do Ciebie, jak i do autorki recenzji), jakie inne książkowe pozycje mogą krzewić tolerancję, może lepiej niż Elementarz Biedronia. Może "Gejdar" - ten zbiór porywających wywiadów z przypadkowymi właściwie homoseksualistami? No i powieści - czytelnik ma szansę poznać taką osobę, polubić ją, nawet może kibicować. Inna sprawa, kto właściwie po te książki sięgnie. Chyba ta sama grupa, o której mówiłaś wyżej. Może kiedyś się to zmieni.

Ale wiecie, co najlepiej krzewi tolerancję i czego nam brakuje? Comming outów. I to nie takich "celebryckich". Gdyby ujawnił się znajomy sprzedawca w sklepie, lekarka, kasjerka, adwokat, a wreszcie brat, siostra, kuzyn, przyjaciel. Wtedy ludzie widzą, że z tym znienawidzonym obrzydliwym gejem/z tą wstrętną lesbijką żyło się pod jednym dachem przez lata/kupowało najchętniej w jego sklepie/leczyło się u niej/siadało w jednej szkolnej ławce/wypijało niejedno wspólne piwo. Wtedy ten obcy - a na takiego jest "robiony" w tym kraju homoseksualista - staje się w sumie swojski. To dopiero prowokuje do pytań i przewartościowań. I często też odsłania prawdziwą naturę relacji (kiedy przyjaciele albo rodzina odsuwają się od geja/lesbijki).

Dobra, dosyć moralizowania na dziś:)
Użytkownik: Sluchainaya 23.12.2010 10:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, Kaju, że to jest b... | misiak297
"Dziewczyny, wyjdźcie z szafy!", albo "Coming out. Ujawnienie orientacji psychoseksualnej - zaproszenie do dialogu". Ale tak jak zauważyliście, żadna, nawet najlepsza książka nie przyniesie tak wielkiej korzyści jak po prostu świadomość, że geje i lesbijki żyją wśród nas i są tacy sami jak osoby heteroseksualne.

Mi się marzy taka wielka ogólnokrajowa akcja, kiedy na jeden dzień wszyscy geje i lesbijki stają się widoczni, nie wiem, pojawia się jakaś chmurka nad ich głową z napisem "gej/lesbijka". Idziesz do sklepu, okazuje się, że pani sprzedawczyni jest lesbijką, idziesz na spacer z psem, mijasz po drodze parę gejów, o których byś nie powiedział w życiu, że są gejami... I tak dalej, i tak dalej. Po prostu takie otwarcie klapki, tym wszystkim ludziom, którzy twierdzą, że geje i lesbijki nie istnieją.
Czasem zresztą, w przypływie mojego wrednego humoru, mam ochotę powiedzieć w autobusie do osoby siedzącej obok: "Czy gdyby Pan/Pani wiedział/a, że siedzi koło lesbijki to czy nadal by Pan/i tu siedział/a?". To trochę prowokacyjne, więc tego nigdy nie robię, ale ciekawa w sumie jestem, jaka byłaby reakcja różnych osób...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: