Dodany: 24.03.2015 00:02|Autor: Pok

Czytatnik: Książkowe wspomnienia

4 osoby polecają ten tekst.

Pesymizm w literaturze oraz pozytywne książki


Nie sądzicie, że w dzisiejszej literaturze przeważa pesymizm?

Wiadomo, życie to nie bajka, ale czy proporcje nie są czasem aż nazbyt zachwiane? Jakby nie patrzeć stosunkowo mało kto ocenia swoje życie za ponure, beznadziejne i bezsensowne. Ludzie nieraz denerwują się, narzekają, cierpią, odczuwają melancholię, są zmęczeni nieustaną rutyną. Ale w gruncie rzeczy jest im zwykle całkiem dobrze i bynajmniej nie prędko im by odejść z tego świata.

To nieustające przygnębienie losem przenikające przez większość dzieł uznanych za głębokie jest niepokojące. Literatura i sztuka musi pouczać, musi dawać przykłady zła, nietolerancji, okrucieństwa (itd.), aby ostrzegać przed zwodniczością ludzkiej natury. Uważam jednak, że pogoda ducha jest równie ważna. Trzeba dążyć do tego, by świat nie tylko nie był zły, ale i był dobry, to znaczy wypełniony szczęściem, radością i zrozumieniem.

Myślę, że warto promować literaturę nauczającą, jak uczynić życie lepszym, bogatszym i bardziej wartościowym.

Oto moje parę książek, które podziałały na mnie terapeutycznie (tzn. czułem po nich większą ochotę do życia):
Budda: Drogą ciszy i spokoju (Marshall George N.)
Kubuś Fatalista i jego pan (Diderot Denis)
Siddhartha (Hesse Hermann)
Potęga podświadomości (Murphy Joseph)
Koniec jest moim początkiem (Terzani Tiziano)
Nic nie zdarza się przypadkiem (Terzani Tiziano)
Szkice z filozofii potocznej (Awdiejew Aleksy (Awdiejew Alosza))
Źródło (Rand Ayn (właśc. Rosenbaum Alissa))

Ogólnie sam się dziwię, że aż tak trudno coś wybrać. To tylko pokazuje, jak mało jest książek podnoszących na duchu. Większość jest oczywiście względnie neutralna, ukazuje dobre i złe cechy życia w miarę równych proporcjach. Często jednak i tak końcowa konkluzja jest dość przygnębiająca. Że niby jest nadzieja na szczęście, lecz niezbyt wielka i w dodatku raczej złudna. Ciekawe, że kierunki myślenia wywodzące się lub nawiązujące do buddyzmu działają tak uzdrawiająco na nastrój, mimo iż pierwszym wnioskiem Buddy było przecież stwierdzenie: "Cierpienie istnieje".

Szczególnie posępne tendencje myślowe dostrzegam w sztuce scenicznej. W sobotę byłem na świetnym spektaklu w Teatrze Polskim zatytułowanym "Reisefieber, czyli podróż w nieznane":
http://www.teatr-polski.pl/plays,details,88,0,reisefieber_-czyli-podroz-w-nieznane.html
Uśmiałem się do łez, ale mimo zabawowej atmosfery ogólne przemyślenia utworu były i tak pesymistyczne.

Ale żeby nie było, że narzekam, zamieszczam jeszcze kilka pozycji, które mnie w jakiś sposób dodatnio nastawiły:
Pan i jego filozof: Rzecz o Platonie (Krawczuk Aleksander)
Rękopis znaleziony w Saragossie (Potocki Jan)
Próby (Montaigne Michel Eyquem de)
O szczęściu (Tatarkiewicz Władysław)
Sztuka miłości (Fromm Erich)
Pięć lat kacetu (Grzesiuk Stanisław)
Mosty zamiast murów: Podręcznik komunikacji interpersonalnej (Stewart John)
Rain Man (Fleischer Leonore)

Co o tym myślicie? Macie jakieś swoje ulubione "pozytywne" książki? Co byście polecili?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7142
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 14
Użytkownik: Rbit 24.03.2015 11:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie sądzicie, że w dzisie... | Pok
Wiesz, czasami i ponure książki mogą przynieść ulgę, na zasadzie - inni mają gorzej. Łatwiej jest wtedy spojrzeć na własne problemy z szerszej perspektywy.

Co do mnie, to w dobry nastrój zawsze wprowadzają mnie powieści Marshall Bruce z Ale i oni otrzymali po denarze (Marshall Bruce) na czele.
Użytkownik: Pok 24.03.2015 14:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, czasami i ponure k... | Rbit
Tak, zgadzam się. Szalenie ważne jest zdawanie sobie sprawy z oblicza świata. Często na przykład, gdy przeczytam jakąś książkę opowiadającą o historii, to cieszę się niezmiernie, że żyję właśnie w tych a nie innych czasach. Moje własne problemy wydają się wtedy śmieszne i nabieram dużego dystansu do drobnych niewygód, na jakie bywam codziennie narażony. Działa tu zasada kontrastu. W jakimś sensie przynosi tu ulgę, choć raczej nie radość.

A książkę dodałem do schowka :)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 24.03.2015 14:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, zgadzam się. Szaleni... | Pok
Może masz Schadenfreude? ;)
Użytkownik: Pok 24.03.2015 14:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Może masz Schadenfreude? ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Chyba nie jest ze mną tak źle. Ulga to w końcu co innego niż odczuwanie przyjemnej satysfakcji, czy czegoś w tym guście ;)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 24.03.2015 12:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie sądzicie, że w dzisie... | Pok
Co do tego pesymizmu, to ostatnio przeczytałem Król Bólu (Dukaj Jacek) i jest to moim zdaniem apoteoza negatywnej wizji przyszłości ludzkości. Ale z drugiej strony, takie Niebezpieczne związki (Choderlos de Laclos Pierre) też do radosnych nie należą, a nawet Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu.

Mnie paradoksalnie tak smutne książki, jak i dołująca muzyka, wprawiają w dobry nastrój - nie, by było mi do śmiechu, ale to mnie uspokaja - może po prostu czuję dostrojenie fal...

Buddyzm to w ogóle nie moja bajka (choć Siddhartha (Hesse Hermann) przeczytałem z dużą przyjemnością - przyznaję 100% racji, że daje pogodę ducha!), natomiast to, że (jak piszesz):

"kierunki myślenia wywodzące się lub nawiązujące do buddyzmu działają tak uzdrawiająco na nastrój, mimo iż pierwszym wnioskiem Buddy było przecież stwierdzenie: "Cierpienie istnieje""

mnie nasuwa przypuszczenie, iż drogą do wewnętrznego spokoju czy radości ducha wcale nie jest zaprzeczanie negatywnym aspektom świata, tylko np. szukanie pozytywnych aspektów różnych wydarzeń, albo nastawienie na zmianę życia na lepsze (to chyba sprzeczne z jakąś wschodnią doktryną "niedziałania"). Natomiast z całą mocą sprzeciwiałbym się niektórym metodom "pozytywnego myślenia", które przywodzi mi na myśl korporacyjną propagandę sukcesu i bzdety typu "jesteś zwycięzcą! pamiętaj, jesteś zwycięzcą" i generowanie (iluzorycznego) sukcesu poprzez niedostrzeganie negatywnych kierunków wydarzeń (stałe udawanie, że "wszystko będzie dobrze"). Prowadzi to do samozakłamania i człowiek zamiast skupić się na diagnozie i rozwiązaniu problemów, po prostu udaje, że pada przyjemny, letni deszczyk, gdy mu plują w twarz... Wydaje mi się (ale mogę się mylić, bo czytałem tylko opisy), że do takich książek należy Potęga podświadomości (Murphy Joseph) albo Obudź w sobie olbrzyma (Robbins Anthony) . No ale jestem uprzedzony, bo nie cierpię organicznie poradników psychologicznych ;)

No, ale dość już tych nieprzyjemnych dygresji! Też dorzucę parę swoich pozytywnych typów:

Jak suche liście (Huxley Aldous)
Siedem zacnych grzechów głównych (Kwiatkowski Tadeusz (pseud. Randon Noël lub Randoński Wigiliusz))
powieści Flagg Fannie (właśc. Neal Patricia)
Dzieci z Bullerbyn (Lindgren Astrid)
Dzikie serce: Tęsknoty męskiej duszy (Eldredge John)
Noteka i inne alternatywy (Lewandowski Konrad T. (Lewandowski Konrad Tomasz))
Słoneczniki (Snopkiewicz Halina)
Wyspa (Huxley Aldous)
komiksy o Tytusie, Romku i A'tomku oraz o Kajku i Kokoszu ;)
no i pewnie jeszcze trochę bym znalazł...
Użytkownik: Rbit 24.03.2015 12:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do tego pesymizmu, to ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Kontynuując dygresję mały cytat:
"Wgląd w psychikę ludzką wielu filozofii wschodnich jest głęboki i może być doskonale wprzęgnięty w nowoczesną, humanistyczną medycynę. Oczywiście jako neurobiolog wciąż uważam, że to neurobiologia tłumaczy medycynę Wschodu, a nie odwrotnie. Stwierdzenie że tak ceniona na Wschodzie medytacja poprawia samopoczucie i zwiększa liczbę komórek nerwowych w obszarach związanych ze zdrowiem umysłowym sugerują, że prawdopodobnym mechanizmem pozytywnego działania medytacji są trwałe zmiany w strukturach mogących podtrzymywać poprawione funkcjonowanie umysłu."
źródło: https://vetulani.wordpress.com/2011/02/10/duch-i-materia-medytacja-zmienia-mozg/

Pamiętać też należy, że medytacja to nie tylko filozofia wschodnia - por. List do Biskupów Kościoła katolickiego o niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej - "Orationis formas"
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WR/kongregacj​e/kdwiary/zbior/t_2_24.html
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 24.03.2015 12:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Kontynuując dygresję mały... | Rbit
Ależ oczywiście istnieją głębokie obustronne wpływy mistyczne i medytacyjne pomiędzy tradycją wschodnią i zachodnią. Dużo na ten temat zawsze wspomina Huxley, np. w Szara eminencja (Huxley Aldous) albo we wspomnianej wyżej "Wyspie".

Np. w tej pierwszej pisze:
„Najwcześniejsze odwołanie w literaturze do „świętej obojętności” pojawia się w treści Bhagavadgity, gdy Kriśna zapewnia Ardźunę, że ten ma prawo zabijać swoich wrogów, pod warunkiem, że jest w stanie wyzbyć się przy tym uczuć. Gdy tę samą doktrynę zastosowali iluminaci z Pikardii, by uzasadnić rozwiązłość seksualną, wszyscy myślący ludzie, w tym ojciec Józef, byli przerażeni. Z niezrozumiałych względów jednakże morderstwo uchodzi za bardziej „nobliwe” niż cudzołóstwo. Niewielu ludzi jest zaszokowanych, gdy słyszą, jak Boga nazywa się Bogiem Wojny, jakiż jednak podnieśliby krzyk, gdybyśmy nazwali go Bogiem Burdeli! (…) Oczywiście prawdą jest, że obojętność można praktykować wyłącznie w odniesieniu do rzeczy, które z natury są dobre lub etycznie obojętne. Bez względu na to, co mówi Kriśna czy ktokolwiek inny, złe uczynki nie poddają się anihilacji, ponieważ, i jest to fakt z dziedziny psychologii, powodują one wzmocnienie odrębnego, osobistego ego osób, które się ich dopuszczają. Ale, jak mówi Tauler, „im więcej zwierzęcia, tym mniej Boga”. Każdy czyn, który umacnia odrębność naszego ego, automatycznie przyczynia się do zredukowania szans na nawiązanie kontaktu z rzeczywistością.” [239-240] (więcej cytatów tu: Huxley: mistycyzm, moralność, polityka )

Ale to mi przypomniało, jak na konwersatorium z Antropologii Społecznej prowadzący wyjaśnił pochodzenie "wizji": otóż specjalne ćwiczenia oddechowe, takie jak w taiji(quan) albo przy "bezgłośnym powtarzaniu sylaby OM" powodują niedotlenienie mózgu i wprowadzenie go w stan podobny do snu (dominujące na EEG stają się te same fale, bodajże alfa, ale nie pamiętam) i wówczas pojawiają się różnego rodzaju halucynacje, które przez medytujących nazywane są wizjami, a oni sami są przekonani, że dotknęli absolutu :]

To także tłumaczy, dlaczego chociażby niektórzy apologeci chrześcijańscy demonizują np. taiji i podobne "gimnastyki" - po wprowadzeniu mózgu w pewien specyficzny stan (podobno) można imprintować idee lub zachowania, co oczywiście jest obiektywnym zagrożeniem dla wolności i bezpieczeństwa. Ale nie wgłębiałem się nigdy w ten temat, by sprawę zweryfikować...
Użytkownik: Pok 24.03.2015 15:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ oczywiście istnieją ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Stanislav Grof, który dawniej zajmował się badaniami nad LSD opracował własną metodę wprowadzania się w stan "podwyższonej świadomości":
http://pl.wikipedia.org/wiki/Oddychanie_holotropow​e

Swoją drogą ma na swoim koncie trochę książek przetłumaczonych na nasz język:
Grof Stanislav
Ja czytałem tylko Obszary nieświadomości: Raport z badań nad LSD (Grof Stanislav). Interesująca pozycja.


Zresztą, samo oderwanie od wrażeń zmysłowych przez dłuższy okres czasu może prowadzić do powstawania halucynacji. Osoby zaprawione w sztuce medytacji potrafią siedzieć w bezruchu przez długie godziny. W takich warunkach coś w końcu musi się nam ukazać.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 24.03.2015 15:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Stanislav Grof, który daw... | Pok
O, no tak, przypomniałeś mi, że przeprowadzano kiedyś eksperyment, który pokazał, że człowiek zamknięty w pomieszczeniu całkowicie pozbawionym dostępu do światła, po pewnym czasie także będzie miał halucynacje! No i tak po nitce do kłębka rozkrochmalimy metodologię generowania wizji :]
Użytkownik: Pok 24.03.2015 15:44 napisał(a):
Odpowiedź na: O, no tak, przypomniałeś ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Właśnie o tym eksperymencie czytałem niedawno w Halucynacje (Sacks Oliver).
Użytkownik: Pok 24.03.2015 15:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Kontynuując dygresję mały... | Rbit
Trochę o pozytywnym wpływie medytacji na funkcjonowanie mózgu można znaleźć tutaj: Obrazy naszego umysłu: Co mówią o nas najnowsze odkrycia neurobiologii (Boleyn-Fitzgerald Miriam)

Sam po lekturze nawet zacząłem ćwiczyć medytacje, i muszę przyznać, że faktycznie odczuwałem poprawę samopoczucia. Wystarczyło półgodzinki dziennie. Byleby regularnie.
Od dawna jednak nie mogę się ponownie za to zabrać. A szkoda.
Użytkownik: Pok 24.03.2015 14:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do tego pesymizmu, to ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Zaprzeczanie negatywnym aspektom świata uważam za bardzo szkodliwe. Dlatego miałem na myśli tylko zachowanie odpowiednich proporcji. Trzeba wiedzieć, czym jest zło, by móc mu przeciwdziałać. Trzeba znać nieszczęście, aby w pełni cieszyć się szczęściem.

"Potęgę podświadomości" czytałem z 6 lat temu. Może teraz inaczej bym ją ocenił. Ogólnie też nie przepadam za robieniem ludziom wody z mózgu i wmawianiu im, że są szczęśliwi, życie jest wspaniałe, sukces czeka na wyciągnięcie ręki, i w ogóle wszystko super. Ale po lekturze książki Murphyego rzeczywiście czułem się lepiej. Niektóre jego metody mnie śmieszyły, wydawały się nawet żałosne, ale całościowo książka niesie bardzo pozytywny i nawet rozsądny przekaz. Jeśli nie potraktuje się "Potęgi podświadomości" z góry, to może faktycznie pomóc. Mi w każdym razie się podobała. Bratu i ojcu także.

I dzięki za polecanki. Zaraz przejrzę :)
Użytkownik: erendiss 28.03.2015 16:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie sądzicie, że w dzisie... | Pok
"Reisefieber, czyli podróż w nieznane"... Bo to jest tak, że nawet mimo ubawienia się do łez i tak pod spodem zostało przekonanie, że umęczymy się próbując wrócić do tego, co minęło i umęczymy się próbując realizować swoje cele i marzenia i tak właściwie, to życie się z naszych starań śmieje. No to pozostało nam się śmiać też, nie?

Mój ulubiony cytat z Barańczaka:

"(...) jest to tak zwany świat. Ubawi cię, że jest on realny i jedyny, a lepszego nie będzie przynajmniej póki żyjesz."

I nawet chyba nie widzę potrzeby jakiegoś odczarowywania tego stanu rzeczy przez literaturę, bo tak po prostu jest? Są momenty błogiego spokoju i niewyobrażalnego szczęścia i jakoś mi cała, mroczniejsza reszta nie bardzo przeszkadza. Ale mam zawsze ogromne wrażenia, że ona istnieje.

W ogóle jest chyba jakoś tak, że te "negatywne" odczucia nas bardziej poruszają. I może jest ich więcej. Nawet, jak czujemy radość, to potrafimy powiedzieć, że czujemy ją "do bólu".

"To nieustające przygnębienie losem przenikające przez większość dzieł uznanych za głębokie jest niepokojące." - niepokoi Cię, bo to prawda? ^^

Witkacy parafrazuje gdzieś kogoś i mówi: "Więc aż tak jest źle. Psia-krew! Jak tu skonstruować siebie w takich warunkach?" - i dla mnie to jest ok, te nieustanne próby konstruowania przynoszą czasami szczęście i to tak jakby.. życie. I mam też tak, jak wspomniał ktoś wcześniej, że słucham tej dołującej muzyki i czytam tego dołującego Kunderę, czy kogośtam, i też mi jest jakoś spokojniej przez to.

Pok, powiedz teraz z filozoficznego punktu widzenia, jak bardzo źle z moimi poglądami na życie. :D
Użytkownik: Pok 28.03.2015 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: "Reisefieber, czyli podró... | erendiss
Dzięki za bardzo ładny, soczysty komentarz.

Może chodzi właśnie o to, o czym piszesz, że nawet mimo ogólnego zadowolenia, nawet w najpiękniejszych chwilach, zawsze gdzieś w nas tkwi poczucie, że to wszystko jest ulotne, że szczęście kiedyś się kończy i może być jednym zrządzeniem losu przemienione w rozpacz.

Z drugiej strony przemawia to tylko za tym, by literatura nie pogłębiała nas jeszcze bardziej, ale by często ukazywała sposoby na branie z życia tego, co najlepsze. Aby służyła wsparciem w obliczu życiowych trudów. Tak jak czyni to np. "Siddhartha" Hessego.

Zdaje się, że cudze cierpienia, cudza rozpacz i panująca w świecie niesprawiedliwość poruszają nas bardziej niż idylliczne historie i dlatego ludzie wyżej cenią książki traktujące o trudnych problemach. Mimo iż nie ma to odzwierciedlenia w ich własnym życiu. A może właśnie dlatego. Kiedy czytamy o miłości, to wywołuje w nas ona największe emocje (no dobra, mówię o sobie), gdy jest albo bajecznie szczęśliwa, albo wielka i niespełniona. Czyli taka, której rzadko doświadczają zwykli śmiertelnicy.


Myślę że z Twoimi poglądami na życie nie jest znowu tak najgorzej... ;P Radzisz sobie całkiem nieźle :)
Człowiek cały czas odkrywa samego siebie, bo i stale się zmienia wraz z rozwojem własnej osobowości. Konstruowanie swojego ja jest procesem długotrwałym, ale chyba wartym zachodu. Szczególnie wtedy, gdy mamy poczucie, że świat mógłby być lepszym miejscem.

Przedwczoraj widziałem film oparty na jednej z moich ulubionych książek:
http://www.filmweb.pl/film/Koniec+jest+moim+pocz%C​4%85tkiem-2010-559768
Polecam. Zobacz sobie kiedyś, jak dasz radę. Książka jest oczywiście po stokroć lepsza i bogatsza. Film skupił się nie tyle na oddaniu treści, co nastroju.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: