Co się wydarzyło w Maronie? Walka miłości ze śmiercią... i nie tylko...
Do sięgnięcia po "Kochanków z Marony" po raz drugi skłoniła mnie obejrzana ekranizacja w reżyserii pani Cywińskiej. Film zdobyty z takim trudem, obejrzany z taką radością... no dobrze, ale nie o filmie miało być. Uprzedzam, że w swojej recenzji odwołam się w znacznej mierze do treści opowiadania, jak również do zakończenia.
Opowiadanie powstało w 1960. Sceneria: malownicza wieś Marona (właściwie Aleksin) położona nad pięknym jeziorem. Osoby dramatu: Ola Czekaj - prowincjonalna nauczycielka z nudnym, choć nieustabilizowanym jeszcze życiem, Janek - gruźlik, kuracjusz z pobliskiego sanatorium, właściwie takiej poczekalni na kostuchę oraz Arystarch zwany Arkiem - cygańskiej urody przyjaciel Janka, zdecydowanie zły duch w opinii mieszkańców Marony - zresztą niebezpodstawnej.
Życie Oli biegło swoim nudnym trybem. Mieszkała w szkole, odnajmując pokój od dyrektora placówki, despotycznego Horna i jego wścibskiej żony. Czas wypełniało jej sprawdzanie kajetów, przygotowywanie lekcji i spacery z ulubionym uczniem, Józiem. Przypadek sprawił, że drogi Oli oraz Janka z Arkiem (ci dwaj są niemal nierozłączni) splotły się ze sobą. Od tego momentu nic już nie będzie takie samo.
Między trójką bohaterów rozpoczyna się swoista gra. Znamienne jest to, że atmosfera gęstnieje z każdą stroną - od nadmiaru uczuć i emocji, skumulowanych w dialogach. Paradoksalnie, nie są to jakieś wzniosłe wypowiedzi. Iwaszkiewicz pisze pięknym, lecz prostym i nieco zakurzonym językiem. Co oczywiście nie znaczy, że pełnym archaizmów!
Nie znajdziecie tu zaskakujących zwrotów akcji. Natomiast możecie się zachwycić wnikliwymi, niejednoznacznymi portretami postaci, ich psychologiczną prawdziwością, metaforycznymi opisami przyrody, wnikliwym drążeniem istoty uczuć. Pióro Iwaszkiewicza sprawia, że ma się ochotę pośpiewać z Arkiem piosenkę o Cyganach czy wybrać się na jezioro. Jest to również proza dostarczająca głębokich refleksji. Można się na chwilę zatrzymać w tym zabieganym świecie, zastanowić, wybrać do uroczej, choć naznaczonej śmiercią Marony.
Podczas lektury często przyjdzie nam sobie stawiać pytania, na które Iwaszkiewicz nie udziela jednoznacznej odpowiedzi, co może być później przedmiotem rozmyślań i dyskusji. Najważniejsze, moim zdaniem - na ile miłość Oli i Janka była prawdziwa? Czy ich związek nie był podyktowany jakąś wzajemną litością - zwłaszcza że Tanatos był ich nieodłącznym towarzyszem, z czego doskonale zdawali sobie sprawę. Poza tym - jaka była istota relacji Arek-Janek? Autor subtelnie nacechowuje ją erotyzmem - w pojedynczych gestach, niejasnych aluzjach czy wymianie spojrzeń. Jest to co prawda nikła nuta, ale nie można zaprzeczyć jej istnieniu. Zresztą wystarczającą bazą staje się wypowiedź Arka:
"Nie będę się popisywał uczuciami. Ja także bardzo kochałem Janka"[1].
Co się kryje za tym wyznaniem? Nie musi przecież wcale oznaczać "sypiałem z nim", choć więź między oboma młodymi mężczyznami musiała być bardzo silna, skoro w innej wypowiedzi Arek deklaruje, iż przyjeżdżał tu li tylko dla swojego przyjaciela. To jedna z nierozstrzygalnych kwestii - nie można jednoznacznie dojść do pewności. To również plus prozy Iwaszkiewicza.
Druga kwestia - kim jest właściwie główna bohaterka? Tragiczną postacią, oszukaną przez dwóch mężczyzn? Nie jest to na pewno postać absolutnie pozytywna, choć ujawniają to dopiero ostatnie kartki. Współczucie dla gotowej do poświęceń dziewczyny może zostać poważnie nadszarpnięte przez jej ostatni uczynek - wszak Janek ledwo wyzionął ducha, a ona już domaga się pomocy u Arka:
"Ola wstała i pochyliła się przez stół ku niemu:
- Muszę ciebie pokochać - powiedziała - bo przecież ty weźmiesz mnie teraz do siebie"[2].
Jak dla mnie, nie ma tu postaci w pełni pozytywnych - choć najbliżej tego miana są Eufrozyna Pogorzelska oraz Hornowa. Pierwsza to podstarzała nieco pielęgniarka, troskliwie opiekująca się Jankiem w chorobie. Druga zaś - żona dyrektora szkoły - wyciąga do młodej nauczycielki rękę, gdy ta jest w największych tarapatach. Znamienne, jak często u Iwaszkiewicza historia zatacza koło: Wiktor Ruben wyjeżdża z Wilka, życie bohaterów "Brzeziny" nie ulega nagłej zmianie, tylko właśnie niemal zupełnie wraca do normy, Róża po raz kolejny wyjeżdża do stolicy... Przykłady naprawdę można mnożyć. Nie inaczej jest w "Kochankach z Marony", gdzie może najjaskrawiej ilustruje to końcowy dialog Oli i Hornowej:
"- Mnie się wydaje, że właśnie się nic nie zmienia.
Hornowa nie rozumiała, ale nie chciała Oli przeczyć.
- A rzeczywiście - powiedziała. - Nic się nie zmienia. Wszystko będzie po staremu.
I weszły do szkoły"[3].
Tak, Ola znów będzie prowadzić nieco pustą, choć pożyteczną egzystencję, nauczając dzieci. Na pewno w jej wspomnieniach nieraz pojawi się Janek czy Arek, tak jak swego czasu pojawiał się pogrzeb ukochanego nauczyciela (nagle pojawiające się wspomnienia to motyw częsty u Iwaszkiewicza). Niemniej historia zatoczyła koło. Klamra zamknięta.
Szczerze polecam to krótkie opowiadanie. To gwarancja niezapomnianych przeżyć estetyczno-duchowych.
---
[1] Jarosław Iwaszkiewicz, "Brzezina i inne opowiadania ekranizowane", wyd. Czytelnik, Warszawa 1987, str. 325 .
[2] Tamże, str. 327.
[3] Tamże, str. 332.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.