Spalona róża (
Walczak Anna)
Logika tej książki kuleje na wszystkie nogi. Składnia i stylistyka prawie na wszystkie.
Pochodząca z nizin społecznych dwudziestotrzyletnia Medison Carpen mieszka z ojcem-alkoholikiem, który regularnie ją maltretuje. Dziewczyna, chcąc uciec przez ubóstwem i przemocą domową, postanawia wyjść za mąż – za Daniela Brooginsa, miejscowego przedsiębiorcę, który po śmierci rodziców przejął prowadzenie rodzinnej firmy. W tym celu Medison proponuje Danielowi układ – ona wychodzi za niego za mąż i zyskuje dostęp do jego konta bankowego, Daniel zaś żeni się z Medison i tym sposobem wygrywa zakład, zawarty z przyjacielem. Przyjaciel stwierdził, iż Daniel nigdy się nie ożeni, Daniel zakład przyjął, a stawką są wysokie pieniądze. Mężczyzna zgadza się na propozycję Medison. Po ślubie okazuje się, że Medison jest w niebezpieczeństwie z powodu interesów prowadzonych przez Daniela.
I niby wszystko fajnie, ale.
Ale Medison ma 23 lata, jest regularnie bita przez ojca, jednak nie podejmuje żadnej próby wyrwania się z piekła. Nie pracuje, nie wiadomo, z czego żyje (dopiero w połowie książki czytelnik dowiaduje się, że ojciec Medison zdobywał pieniądze na zakładach i w bójkach), o służbach społecznych nie ma ani słowa. Lekarz, który ją leczy, świetnie wie, że dziewczyna jest ofiarą przemocy domowej, ale nijak nie reaguje – udaje, że wierzy w jej wymówki (a to spadła ze schodów, a to przewróciła się na rolkach...).
Ale Daniel Broogins, według słów samej Medison, jest jej zaprzysięgłym wrogiem, jeszcze od czasów szkolnych, kiedy to dokuczał jej i wyśmiewał się z jej sytuacji życiowej. Medison go nienawidzi, a on nienawidzi jej.
Medison tak strasznie chce być bogata, chce wyrwać się z życia na marginesie społecznym. Ale po ślubie wcale nie widać, by w jakikolwiek sposób korzystała z poprawy sytuacji życiowej. Całymi dniami siedzi w domu (dom to w ogóle oddzielna epopeja), jej dzień zaczyna się od śniadania, potem Medison gdzieś siada – w jakimś pokoju albo w ogrodzie – patrzy w przestrzeń i nagle jest już wieczór. A potem noc, kiedy Medison nie może spać, dręczona przez różnorakie myśli, w końcu jednak zasypia, a potem jest śniadanie etc. Z mężem się prawie nie widuje, a jak już, to albo z siebie kpią, albo prowadzą bitwę na spojrzenia. Nie przeszkadza to jednak, żeby Daniel się w niej zakochał.
Dom... O, dom jest niezwykły. Dom jest duży. Co najmniej jednopiętrowy. Szary. A w środku – tak mroczny... tak mroczny... że aż mhoczny. Pomieszczenia są utrzymane w tonach ciemno- :zielony, granatowy, kasztanowy, albo po prostu czarny. Czarne ściany, czarne podłogi, wszystko czarne albo ciemne. Wyjątek stanowią bodaj dwa pokoje. Z korytarza, obwieszonego dziełami sztuki, prowadzą schody na piętro. Na piętrze są dwa korytarze, lewy i prawy, każdy z „kilkunastoma parami” drzwi. I na cały dom są dwie służące, pracujące na zmiany (czyli faktycznie cały dom obsługuje JEDNA osoba). Interkomów nie ma, służąca mówi „Jakby co, to proszę wołać”.
Medison ma przyjaciółkę. Madeleine. Cóż z tego, że widziała ją zaledwie cztery razy, to jest jej najlepsza przyjaciółka. Madeleine nie mówi. Ona szczebiocze, krzyczy i piszczy. Ani razu w stosunku do wypowiedzi Madeleine narrator nie użył słów: powiedziała, odparła, odrzekła. W dodatku matka Madeleine, podobno znakomita projektantka, szyje WŁASNORĘCZNIE suknię ślubną dla Medison, której nie widziała na oczy. Ale suknia pasuje. Bo Madeleine doskonale opisała matce swoją przyjaciółkę.
Daniel, zaniepokojony niebezpieczeństwem, jakie grozi Medison, zabrania jej wychodzić z domu, wierząc, że w ten sposób nic jej się nie stanie. Dom nie ma alarmu, o ochronie nawet nie wspominając.
Aha, akcja dzieje się w północnej Anglii. Właśnie tak, bez określenia miasta.
Nie, ja nie mogę. Dalej będą cytaty.
„Kochała noc. To była ta pora d n i a, w której ojca nie było w domu.” (s. 10)
„W końcu po kilku długich minutach usłyszał odgłosy zbliżającej się osoby” (s. 15)
„Na nogach miała przemoknięte, rozwalające się półbuty, spodnie bojówki w popielatym kolorze, bluzę khaki.” (s.15)
„W szkole mógł obrażać ją, jej ojca, śmiać się z niej, a ona nie reagowała. Zamykała się w łazience, nieraz płakała przez niego na lekcji.” (s. 17) [Fantastyczny brak reakcji, rzeczywiście.]
„Chodziła w kółko po pokoju. Gdy k ł a d ł a nogi na szarym dywanie, wzbijały się niemrawe obłoczki kurzu.” (s. 21)
„Bez makijażu, którym nigdy nie splamiła swej twarzy, będącej w stanie gorszym niż nędzny.” (s. 21-22) [W takim przypadku makijaż byłby chyba jak najbardziej wskazany.]
„- Gdzie idziemy? - zapytała w końcu Medison ze wzrokiem utkwionym w chodniku.
- Do sklepu – odrzekł krótko Daniel.
- Jakiego – chciała wiedzieć Medison.
- Naprawdę jesteś tak tępa czy tylko udajesz? - zakpił [...] (s. 24) [Notabene, jest to przykład tego, jak bohaterowie kpią i drwią z siebie nawzajem przez pierwszą połowę książki, przy czym ja tu żadnej kpiny nie widzę, a w tym konkretnym przypadku pytanie „Jakiego” jest moim zdaniem jak najbardziej logiczne.]
„Dokładnie na środku tego pomieszczenia wisiał czarny żyrandol. [Jak stół stoi na środku pomieszczenia, to jest w porządku, ale jak wisi żyrandol, to jakoś mi to nie pasuje.] Pięknie rzeźbiony, nadawał temu pomieszczeniu jeszcze bardziej złowrogi wygląd. [Dwa zdania wcześniej „to pomieszczenie” było korytarzem.] (s. 34)
„...mała kuleczka zamarzniętego deszczu...” (s. 46) [Bo słowo „grad” jest takie pospolite.]
„Ściany ciemnozielone, drewno, po którym teraz stąpała, lśniące, błyszczące, koloru ciemnych kasztanów. [Na następnej stronie, opisując wciąż ten sam pokój:] Na początku kontrast między białymi meblami a czarnymi ścianami i podłogą był nie do zniesienia [...] (s. 72-73) [Nagły atak daltonizmu?]
„Duże, podwójne łoże było białe, okryte świecącą srebrna kołdrą.” (s. 73)
Tu mi się przypomniało, cytować nie będę, bo za dużo tego, że Medison ma miernik laserowy w oczach. Dokładnie wie, że buty stojącej przed nią kobiety mają ośmiocentymetrowe obcasy, a torba, którą zaraz podniesie, waży cztery kilogramy.
„[po przebraniu się] Mokre rzeczy rzuciła na łóżko...” (s. 80) [Bo to taka przyjemność spać pod wilgotną kołdrą!]
„Medison tylko siknęła głową” (s. 81) [Faworyt absolutny!]
Medison znajduje pokój z kamienna posadzką, kamiennymi ścianami, kamiennym łóżkiem i pozostałymi meblami. Pokój znajduje się na pierwszym piętrze. Nie jestem architektem ani budowlańcem, więc nie wiem: czy wsporniki podłogi utrzymałyby taki ciężar?
„Jej przerażenie sięgnęło zenitu. Nie dość, że miała zejść po schodach w tych koszmarnych butach [aaa, całe siedem centymetrów!] i czarnej sukni, to musiała się jeszcze umalować! (s. 99) [Istne tortury, tak.]
„...podtrzymując się na poręczy...” (s. 102) [WTF?]
„Odłożył jeden z kieliszków i szepnął [...]” (s. 114). [Potem jeszcze trumnę będą odkładać.]
„Niedbale odebrała od Medison suknię i z całej siły ją przytuliła. Tej aż zatrzeszczały żebra [...]” (s. 126) [Fiszbiny chyba... A, to chodzi o Medison?]
Medison została pobita przez ojca. Pobita brutalnie, aż do utraty przytomności. Odzyskuje świadomość, z trudem wstaje, ale „najważniejsze teraz było to, aby odnaleźć lustro” (s. 164) Ja bym się zaniepokoiła raczej, czy nie mam połamanych żeber, wstrząśnienia mózgu (bohaterka została kopnięta w twarz przynajmniej jeden raz), jak się dostać do szpitala, a potem do domu, no ale co ja tam wiem... Przecież to oczywiste, że najpierw muszę sprawdzić, jak wyglądam!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.