Zauważyłam, że pojawił się w literaturze popularnej temat nieplanowego potomstwa w wersji gotowej, że tak powiem (a już się wydawało, że antykoncepcja uchroni kobiety przed niechcianymi dziećmi).
Główne założenie jest takie: mamy singielkę z wyboru, najczęściej robiącą karierę, nielubiącą dzieci i nie planującą ich mieć.
Nagle pojawia się komplikacja w postaci wypadku lub choroby ze skutkiem śmiertelnym, które stawiają singielkę w obliczu konieczności zaopiekowania się nieswoim dzieckiem. W przeciwnym razie dziecko trafi do sierocińca.
Mamy tu zatem ominięcie starego problemu niechcianych ciąż, mamy refleksję nad rolą kobiety (bo jakoś panowie nie zostają uraczeni tego rodzaju obowiązkiem, ale jeśli ktoś zna taką książkę, to proszę o informację), mamy dyskusję nad ewentualnie dobroczynnym wpływem dziecka na psychikę kobiety.
Książki, z którymi spotkałam się, a poruszają ten temat (w dodatku na naszym, polskim podwórku) to:
1)
Chichot losu (
Lemańska Hanka (Lemańska-Węgrzecka Hanna))
Awiola w recenzji
"Chichot losu" przybliża nam fabułę, wspomina o serialu luźno nawiązującym do książki (także jest dodatkowy temat:
Serial TVP, ktoś oglądał ten serial?), natomiast w Literadarze wypowiedział się Michał Paweł Urbaniak:
"Chichot losu" (można kliknąć obrazek i przeczytać cały artykuł).
Książka traktuje temat dość lekko, pytanie tylko - czy wypada?
2)
Poduszka w różowe słonie (
Chmielewska Joanna Maria)
(w książce "Chichot losu" Hanki L. bohaterką jest Joanna, u pani Joanny M. Chmielewskiej natomiast Hanka ;)) to już nie jest chick lit, to książka poważniejsza, nastawiona na pogłębienie tematu. Treść oraz własne refleksje przybliża nam w recenzji misiak297:
Ból, który zmienia się w klejnot
Książka jest, że się tak wyrażę, "grzeczna". Osobiście nie zauważyłam "pazura", o którym wspomina Misiak.
3)
Kto, jak nie ja? (
Kołczewska Katarzyna)
- przybliżam nieco fabułę w swojej opinii -
Jeśli umiesz liczyć, licz na siebie, ale nie chciałam zdradzać szczegółów. Odnoszę wrażenie (jako, że czytałam wszystkie trzy książki), że ta trzecia podaje nam temat w najmniej lukrowany sposób, chwilami nawet w sposób brutalny, bohaterowie nie są grzeczni i uczesani, a wymiar sprawiedliwości zapatrzył się na ślepą Temidę i nie dostrzega małego dziecka. To ważny wątek, którego brakowało w dwóch poprzednich powieściach.
Czy to nowy nurt w literaturze, a jednocześnie stare schematy, wpychające kobietę w rolę 3xK (Kind, Küche, Kirche)? Czy realny problem?
I co nam może powiedzieć tego typu literatura (poza tym, że współczesna Polka nie ucieknie od macierzyństwa i nawet jeśli je pigułki, wstrzymuje się lub jest za stara na zajście w ciążę, to bocian i tak znajdzie dziurę w zasiekach)?