Dodany: 27.05.2015 12:09|Autor: misiak297

Książka: Poduszka w różowe słonie
Chmielewska Joanna Maria

1 osoba poleca ten tekst.

Ból, który zmienia się w klejnot


"Poduszką w różowe słonie" Joanny M. Chmielewskiej zainteresowałem się po przeczytaniu osobliwej opinii na temat tej książki. Pewna czytelniczka oceniła ją bardzo nisko, twierdząc, że jest to powieść depresyjna i łzawa, pełna traum z dzieciństwa, a do tego pozbawiona ładunku optymizmu, który powinna nieść ze sobą literatura. Nie trzeba mi było większej zachęty.

Trzydziestoletnia Hanka Jankowska prowadzi uporządkowane życie. To osoba zachowująca pozory spełnienia, ale zamknięta w sobie i wycofana, pełna lęków. Dba o to, aby nie dopuszczać prawie nikogo zbyt blisko siebie. Jej życie naznaczyły traumy, które stopniowo poznajemy. Dziecięce poczucie winy za spowodowanie śmierci pewnego stworzenia, trudne relacje z matką, która dla wszystkich była otwarta i serdeczna, a dla własnej córki miała tylko wymagania i krytyczne uwagi, okrutne i bezmyślne potraktowanie przez pewnego chłopaka – to tylko niektóre z ciężkich doświadczeń, jakie naznaczyły jej biografię. Dorosła Hanka nauczyła się sobie z tym radzić, wpadając w rutynę, nie okazując emocji, nie pozwalając sobie na bliskość z drugim człowiekiem. A jednak ból nie minął. Ani marzenie o tym, aby "znaleźć w sobie odpowiedni guziczek i wyłączyć na jakiś czas funkcję myślenia i czucia... Dopóki nie przestanie boleć"[1].

Bohaterkę poznajemy w momencie, gdy musi się po raz kolejny zmierzyć z Nieodwracalnością. Po ciężkiej chorobie nowotworowej umiera Ewa, chyba jedyna naprawdę bliska i rozumiejąca ją osoba. Hanka przed śmiercią przyjaciółki przyrzekła zaopiekować się jej córką. Perspektywa dzielenia życia z pięcioletnią Anią ją przeraża, ale nie może złamać obietnicy. Udostępnienie swojego azylu, życie z dzieckiem zdruzgotanym żałobą, wzięcie całkowitej odpowiedzialności za drugiego człowieka – nie są to łatwe zadania i kobieta nie radzi sobie z nimi. Nie potrafi dotrzeć do zamkniętej w sobie, cierpiącej dziewczynki – a właściwie do obu (jeśli wziąć pod uwagę, że emocjonalnie sama pozostała małym, nieutulonym dzieckiem). Na domiar złego w jej pracy pojawia się intrygujący Łukasz, a wraz z nim nadzieja, której nie można ulec, aby się znów nie sparzyć. Problemy stopniowo narastają, Hanka czuje się coraz bardziej bezsilna i zrozpaczona:

"Dopóki w jej życiu panował porządek, dawała sobie (...) radę. A teraz sama była sobie winna. Zeszła ze znajomych bezpiecznych ścieżek, gdzie znała każdy kamyk i wiedziała, co kryje się za kolejnym zakrętem. Po co jej to było?! Przecież tak dobrze radziła sobie w utartych schematach. Otoczona rutyną jak kokonem była bezpieczna. Nienaganny wygląd, doskonałe notowania w pracy, sterylny porządek w domu. Wszystko pod kontrolą, życie zamknięte w szufladkach, szafkach, pudełkach opatrzonych odpowiednimi etykietkami, dozowane w ściśle wyznaczonych porcjach i w odpowiednich godzinach, żeby, broń Boże, nie przekroczyć określonej dawki. Bez niespodzianek. Bez wzlotów, ale i bez upadków"[2].

Czy te dwa światy – Hanki i Ani – w końcu się spotkają? Czy dorosła zagubiona kobieta i mała zagubiona dziewczynka, obie pogrążone w żałobie, w końcu osiągną porozumienie? Jeśli znamy tego typu literaturę, odpowiedź nie powinna być trudna.

Sięgając po "Poduszkę w różowe słonie", miałem nadzieję, że trafię na coś lepszego niż współczesne polskie czytadła, których autorki dystansują się od literatury "okołorozlewiskowej", chcąc przystępnie i ciekawie prezentować różne problemy nękające dzisiejsze społeczeństwo. Niestety zazwyczaj wychodzą z tego co prawda poprawne, ale zupełnie nijakie czytadła z przewidywalną akcją, czytankową, zupełnie pozbawioną charakteru narracją i płaską psychologią. Zlewają się one w jedną bezbarwną pozycję, która nie zostaje w pamięci. W tym aspekcie "Poduszka w różowe słonie" wyróżnia się pozytywnie. Narracja jest poprowadzona z pazurem (chodzi tu nie tylko o rozbudowane retrospekcje, ale i o wytworzenie ciężkawej, nieco mrocznej aury, która dobrze uzupełnia tę powieść), psychologia Hani i jej małej podopiecznej – złożona i rozbudowana. Język zwraca uwagę, sporo tu naprawdę dobrych fragmentów, barwnych opisów, a nad wszystkim unosi się zapach czekolady.

Przystępowałem do lektury mile zaskoczony – i było mi naprawdę żal, że Joanna M. Chmielewska skręciła jednak w stronę schematów czytadeł. Już samo pojawienie się Łukasza – nieznośnie idealnego, jak to bywają ci książęta dla Kopciuszków w literaturze popularnej – alarmuje, że gdzieś tu czai się banalna love story (zresztą przypuszczam, że wiele czytelniczek tego właśnie oczekuje. A jednak ten wątek rozmył i zepsuł powieść, która przede wszystkim traktuje o trudnym budowaniu relacji w żałobie. Całość nic by nie straciła, gdyby Chmielewska zrezygnowała z "występu" Łukasza). Irytujące są też niektóre rozwiązania fabularne (pojawia się problem, ale na następnej stronie już go nie ma za sprawą "deus ex machina". Np. gdy Hanka nie mogła znaleźć opiekunki dla swojej małej podopiecznej – na scenie pojawiła się Kasia). Ponadto są tu fragmenty, które nadają się tylko do wycięcia, słabo współgrają z tematyką powieści i w gruncie rzeczy nic nie wnoszą (wątek pani Halinki z mięsnego, której marzenia się spełniły, opowieści o klientach kawiarni Weroniki). Nagła przemiana Hanki (doznanie swoistej wizji na cmentarzu) również nie przekonuje. I jeszcze uwaga na marginesie: Chmielewska często stosuje personifikację. Ten dosyć niebezpieczny środek stylistyczny wprowadza niezamierzone zapewne efekty komiczne. Oto dwa przykłady:

"Papierki zaskoczone rzeczowością Hanki niemalże same wskakiwały do odpowiednich przegródek, teczek, segregatorów i za pięć trzecia na biurku znajdował się już jedynie kubek z żyrafą, zdziwiony podobnie jak i jego właścicielka, że plan został wykonany"[3].

"Głosy ucichły. Zamilkły zaskoczone jej wybuchem (...). Ze wszystkich kątów kuchni zerkały na nią szyderczo szklane odpryski, nieme ofiary jej wybuchu"[4].

Sięgając po "Poduszkę w różowe słonie", liczyłem na spotkanie z dobrą literaturą środka. Niestety otrzymałem tylko sprawnie napisane, acz niepozbawione mankamentów czytadło. Być może niektórzy szukają właśnie takiej niezobowiązującej literatury na wolny wieczór – ci się nie zawiodą, bo Joanna M. Chmielewska niewątpliwie umie pisać. A ja żałuję, że przy swoich zdolnościach dała się uwieść łatwym rozwiązaniom literackim i sprawdzonym, ale nudnym schematom. Przez to "Poduszce w różowe słonie" bliżej do pewnego typu obyczajowej literatury popularnej – książek, które się szybko czyta i równie szybko o nich zapomina. Szkoda.


---
[1] Joanna M. Chmielewska, "Poduszka w różowe słoni", Wydawnictwo MG, 2015, s. 19.
[2] Tamże, s. 117.
[3] Tamże, s. 240.
[4] Tamże, s. 117.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 606
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: