Neogrecka bogini, New Age i brazylijski guru
Po "Czarownicę z Portobello" sięgnęłam, będąc już dość zmęczona pisarstwem Paolo Coelho. Zawsze zadziwiał mnie fenomen brazylijskiego pisarza. Pierwsza z jego powieści, którą czytałam, "Alchemik", wzbudziła moje szczere zainteresowanie, ale z każdą kolejną było już tylko gorzej. "Czarownica z Portobello" nie jest tu wyjątkiem.
Autor w każdej ze swoich książek używa tego samego schematu: zagubiony człowiek usiłuje odnaleźć sens życia. Zmienia się tło, zmieniają postacie, ale zasadniczy sens pozostaje taki sam. To, co w pierwszych książkach Coelho było odkrywcze, i, jak twierdzą zagorzali fani autora, zmieniło ich życie, powtarzane po raz kolejny staje się tylko nic nieznaczącym banałem.
Tym razem bohaterką książki jest Atena, lub inaczej Shirin Khalil. Porzucona przez Cygankę w Transylwanii, wychowana w Bejrucie, zamieszkała w Londynie. Autor od pierwszych stron usiłuje wpoić w czytelnika głębokie przekanie o niezwykłości bohaterki. Atena już w najmłodszych latach widuje duchy, potrafi przepowiedzieć przyszłość i doznaje tajemniczych objawień. Następnie, rozczarowana nudną i nierozwijającą się religią chrześcijańską, szuka ukojenia w śpiewie religijnym, tańcu i kaligrafii, by w końcu założyć własną sektę.
Coelho wielokrotnie pisał o rozmaitych nowych ruchach religijnych, ale tym razem czytałam o tym z wyjątkowym niesmakiem. Chrześcijaństwo w tej powieści w niczym nie przypomina jednej z największych religii świata. Coelho swobodnie cytuje i parafrazuje Biblię, dostosowując ją do swoich potrzeb, dając czytelnikowi obraz skostniałej, sformalizowanej i wypaczonej religii, co tym silniej podkreśla obraz nowych, świeżych i odkrywczych wierzeń wyznawanych przez Atenę. Porównanie Shirin z Jezusem, którego notabene dokonuje chrześcijański ksiądz, jest po prostu żenujące - nie ze względu na uczucia religijne katolików, ale zadziwiającą wręcz naiwność i płytkość doświadczonego, zdawałoby się, autora.
Dosyć ciekawy wydaje się pomysł, by główną bohaterkę przedstawić na podstawie wypowiedzi różnych osób. Niestety, wkrótce okazuje się, że nie ma w tym nic kontrowersyjnego - wszyscy w zasadzie odbierają Atenę podobnie.
Im dłużej czytałam, tym mniej rozumiałam książkę. Jaki cel na przykład ma sekta zrodzona w wyobraźni autora? Coelho nie mówi na ten temat nic wyraźnego. Mnóstwo niejasnego, skomercjalizowanego okultyzmu, płytki mistycyzm, kilka haseł feministycznych i już możesz zostać mistrzem duchowym gwiazdki pop.
Nie bardzo wiadomo, co autor chciał przekazać. Życie jest złe, świat jest zły, religia jest zła, nauka jest zła - więc co właściwie ma sens? Bo kilka haseł w stylu "Wielka Matka", "energia kosmosu", "łono Ziemi", rzuconych od niechcenia, mnie zupełnie nie przekonuje i świadczy o pójściu na łatwiznę. Te fundamentalne prawdy, które objawia autor, rozmaici prorocy i Mesjasze głosili już od wieków.
Coelho bawi się we wróżkę, daje czytelnikowi niejasne rady, układa zagmatwane horoskopy, które każdy może odbierać według własnego gustu. Tyle że recepta na życie, którą autor rzekomo odkrył i stara się przekazać czytelnikom, coraz mniej przekonuje. Nie wystarczy stosować się do wskazówek Brazylijczyka, bo świat wcale nie jest taki prosty, jak w jego powieści. Za dużo w tej rzeczywistości magii i błahych problemów, a za mało realnego życia. Czyżbyśmy doczekali się "opium dla ludu" w nowym wydaniu? Nawet nie, ta filozofia nie daje choćby chwilowego oderwania od "okrutnego, gnębiącego nas" życia...
Nie podobała mi się treść książki, ale zupełnie rozczarowało mnie zakończenie. Nie dość, że przewidywalne, to jakby żywcem wyjęte z kiepskiego czytadła sensacyjnego. Co bardziej przezorni wydawcy zadbali o to, aby czytelnik znał rozwiązanie już po przeczytaniu treści na okładce...
Myślę, że w przypadku brazylijskiego pisarza zachodzi podobne zjawisko, jak niegdyś u Williama Whartona. Wharton napisał dwie świetne książki ("Tato" i "Ptasiek"), po czym zajął się ich powielaniem. Coelho robi podobnie. Byle więcej napisać, byle więcej pieniędzy.
Jedyny plus "Czarownicy z Portobello" to prosty język, który rozumie nawet najmniej wykształcony odbiorca. Niestety, w małym stopniu dodaje on książce lekkości odbioru. Autor w coraz mniejszym stopniu "działa słowem" na czytelnika.
Miałam wrażenie, że Paolo Coelho sam trochę się pogubił w życiu. Może powinien być ostrożniejszy w udzielaniu rad czytelnikom? Stara się przekonać, że jedynie poprzez New Age możemy odkryć, czym jest miłość. Chyba niewielu się z tym zgodzi.
Zdecydowanie nie polecam zaczynanie przygody z twórczością Paulo Coelho od tej powieści. Smutne, że autor "Alchemika" para się pisaniem takich czytadeł, jak "Czarownica z Portobello".
Niewiele książek oceniam zdecydowanie negatywnie, ale ta do nich należy. Odradzam nawet fanom Paulo Coelho. Czas już poszukać sobie nowego mistrza...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.