Dodany: 25.07.2008 12:05|Autor: Faustyn
Bibliotekarka, czy może bibliotekarz?
Tak dzisiaj zauważyłem, że odkąd korzystam z dobroci bibliotek, tj. od około 13 lat, zawsze spotykałem tam mniej lub bardziej sympatyczne panie, zwane bibliotekarkami. Raz tylko obsługiwał mnie mężczyzna - bibliotekarz, znaczy się - ale i on długo nie pobył, bo tylko rok sobie egzystował w szkolnej bibliotece, po czym zniknął...
I tak się zacząłem zastanawiać - jak to jest? Czy bibliotekarzy-facetów jest tak wybitnie mało, czy po prostu tak umiejętnie chowają się przede mną, a może to ja tak nieumiejętnie wybieram biblioteki?
Tak nieraz myślę, że mi, jako facetowi, taki bibliotekarz niekiedy może lepiej by doradził, niż bibliotekarka, choćby zakładając, że zamiast sięgać po harlequiny, Chmielewską etc. wolałbym pożyczyć jakiś dramat wojenny, książkę z działu technicznego etc. (proszę się nie obrażać, nie mam nic do ludzi czytających harlequiny czy Chmielewską - ni tego, ni tego nie czytałem, każdy czyta to co lubi, a tu po prostu posługuję się przykładem).
Może wychodzi z tego takie 'równouprawnienie w bibliotece', że faceci powinni mieć w 'ekipie' jakiegoś bibliotekarza, który im udzieli wskazówek, a panie niezawodne bibliotekarki, ale...
Co Wy o tym sądzicie?
Spotykacie bibliotekarzy w ogóle? a może nawet częściej niż bibliotekarki?
Czekam na opinie ;)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.