Dodany: 18.07.2008 11:25|Autor: Faustyn
Czwartkowe popołudnie okiem Faustyna
Czwartkowe popołudnie okiem Faustyna
15:15
Wychodzę z domu i podbiegam do tzw. 'warzywniaka'.
-2 bilety 15-min. ulgowe dostanę?
-Tak, zawsze mamy.
"Dziwne, pomyślałem, tydzień temu nie było".
-To poproszę.
Pani urwała z pliku 2 bilety, podała mi je wierzchem w dół, ja je szybko wrzuciłem do portfela, odebrałem resztę i ruszyłem na autobus.
15:30
Zaraz podjedzie autobus. Wyciągam bilet. O, półgodzinny... wyjmuję drugi - też półgodzinny. Ech, pani w warzywniaku się musiała pomylić, na szczęście na moją korzyść.
Chwilę później
O, autobus. Wsiada, odbijam bilet, opieram się o szybę, ruszamy...
15:40
Stary Rynek. Ponieważ tradycyjnie jestem za wcześnie, postanawiam iść do księgarni "Arsenał". I, także tradycyjnie, szukam fajnych książek nie po tytułach, a po naklejkach z cenami ;) Ostatecznie znalazłem kilka książek, które cenowo mi odpowiadały, ale treściowo niekoniecznie. Zauważyłem też "O bibliotece" (Eco Umberto). Cena porażająca - 12zł za 48 stron formatu nawet nie A5. Chyba wpadnę tu kiedyś, mając zapas czasu, i przeczytam na miejscu.
15:50
Trzeba by się powoli zbierać pod Pręgierz, bo jak mi wszyscy uciekną, to dopiero będzie. No, chociaż z drugiej strony ze spokojem sobie Eco przeczytam ;) Wychodzę z księgarni i tak myślę: jak ja poznam, kto jest z Biblionetki? Już wiem - będą mieć pewnie książki w rękach, albo coś!
15:52
Stoję przy pręgierzu. Mój nikczemny plan poszedł na marne, bo nikt w okolicy nie miał w ręku nawet kartki, a co dopiero książki. Widzę jakieś 2 kobiety. Po chwili dołącza do nich trzecia. Myślę - Biblionetka? staram się wsłuchać w rozmowę. Niestety, nie Biblionetka - panie poszły sobie na jakieś naleśniki, a potem miały jeszcze strasznie napięty plan. Znaczy - na upartego bym je zaliczył do Biblionetkowiczek, ale zadecydował fakt, że wolały iść na naleśniki, niż do księgarni...
15:55
Podchodzi do mnie jakiś starszy facet i pyta:
-Przepraszam, my nie byliśmy czasem umówieni?
Tak myślę: a może to Lykas? No nic, jak nie zapytam, to się nie dowiem, raz się żyje.
-Eee... Biblionetka?
Gość spojrzał jak na ufoludka, stwierdził, że pomyłka, po czym sobie poszedł. Może nieczytaty?
15:56
Stwierdzam, że albo nie potrafię dostrzec ekipy, a oni mnie (co jest bardzo prawdopodobne), albo już poszli, a ja za długo się rzeczywiście zasiedziałem w księgarni. Wyjmuję telefon, sms do Bryni, że jestem pod pręgierzem, i co dalej?
15:57
Telefon dzwoni. Hmm, Brynia. Odbieram. Okazuje się, że Brynia się może spóźnić, i zaraz podeśle mi numer Syrenki, która już niby czeka pod Pręgierzem.
15:58
Piszę do Syrenki, że jestem, czekam, i co dalej?
15:58:30 ;)
Moich uszu dobiega dźwięk wypowiadanego imienia "Faustyn". Tylko skąd? Rozglądam się dokoła, nikogo nie widzę. Nagle za moimi plecami przechodzi jakaś postać i mówi coś o "wuju". Przynajmniej tak słyszę. Myślę - jaka konspiracja... rozglądam się dokoła, nagle podchodzą dwie kobiety, a owa postać od "wuja" okazuje się nawet fajnym mężczyzną ;). No to mówię coś typu, że ja to ja, a Wy to Wy. Następuje przywitanie i zapoznanie w formie "Faustyn vs reszta świata", tudzież na odwrót.
15:59
Zostaję uhonorowany COS-iem. Szczerze - w życiu nie wpadłbym na to, że TAK może wyglądać COŚ :) Niespodzianka świetna. Ruszamy w stronę Werandy. Trwają dywagacje, czy Weranda jest zielona czy nie, i jeśli nie, to czy istnieją dwie różne werandy. Zastanawiam się, jakby to wyglądało w JavaScripcie lub innym języku.
16:00
My znajdujemy Brynię, albo ona nas, w każdym razie w 5-osobowej ekipie (tzn. Brynia, Lykos, Nutinka, Syrenka i dziwnym trafem ja) dochodzimy ostatecznie do Werandy, która ostatecznie z nazwy zielona nie jest, ale zewnętrzna elewacja jest w kolorze ni to zieleń, ni to sino koperkowy róż.
16:01
Ktoś zauważa stolik w rogu, grzecznie zajmujemy 5 miejsc, rozpoczyna się dyskusja czy Weranda i Zielona Weranda to nie są dwie różne filie jakieś Werandowej Korporacji. Do jakich wniosków ostatecznie doszliśmy, nie pamiętam, nikt też nie spisywał protokołu, ale ostatecznie dużo przemawiało za tym, że Weranda Werandzie krewną.
16:03
Dostajemy MENU. Oryginalnie wyglądają kartki powiązane tasiemkami. Ostatecznie ja zamawiam sok (jabłkowy, oczywiście niesfermentowany), inni desery lodowe i inne takie. Nutinka zamówiła sobie małą porcję jabłecznika. Szczerze przyznam, że w Werandzie jabłeczniki są chyba wielkości pizzy w DaGrasso. Tzn. równie wielkie w równie opłacalnej cenie. Nie, żebym reklamę robił - takie luźne skojarzenie.
16:10
Zamówienia zrealizowane, każdy się skupia na swoich - nazwijmy to - "racjach żywnościowych", po czym zaczynają się pogawędki.
[Uwaga: czas płynął tak nieubłaganie, że w tym momencie relacja traci te cudowne przerywniki minutowe. Za utrudnienia przepraszamy]
Gdzieś w połowie czasu, jaki spędziliśmy w Werandzie (jakieś 4,5h) dołączają do nas Oyumi i Ecriture. Tym samym na poznańskim spotkaniu pojawiają się goście z 2 miast - Nutnika z Torunia, i Oyumi z Warszawy.
Zwracam uwagę, że liczyłem na rynku, że z książkami będą stać etc. Na to Syrenka wyjmuje z torebki (ach, te torebki, ile one pomieszczą!) książkę Bryni, i jej oddaje. Ponieważ nie czytałem jeszcze "Koloru magii" Pratchetta, Brynia podaje mi książkę jako kolejnemu.
AŻ jedna książka na stoliku robi wrażenie. Ponoć negatywne.
W międzyczasie Nutinka dzieli się zakładkami oraz wykonuje kilka pamiątkowych zdjęć. Już widzę listy gończe z moim zdjęciem, jeśli się na kolejnym spotkaniu nie pojawię.
20:32 (nie wiem, czy była ta godzina na pewno, ale mikrofalówka na zapleczu Werandy wskazywała dokładnie tę godzinę, gdy Brynia zapytała o czas)
Powoli wstajemy, żegnamy się, regulujemy rachunki (choć mogliśmy uciec przez okno!!), po czym kierujemy się do wyjścia.
Straty po naszej wizycie: kwiatki w oknie troszkę ucierpiały, ale myślę, że nikt tego nie zauważy. I tak były brzydkie :P
20:35
Żegnamy się na zewnątrz i dzielimy na dwie grupy. Nutinka, Syrenka i Brynia idą w stronę Fary, Oyumi, Lycos, Ecriture i ja kierujemy się do Starego Rynku, gdzie się następnie rozdzielamy.
20:44
Czekam na przystanku...
20:48
O, autobus. Ale fuks, na następnego bym czekał do 20:58.
20:57
Nareszcie w domu. A tu kolejna niespodzianka - przyszła paczka, z książkami pana Wiesława Trzeciakowskiego. Jedna z nich jest opatrzona autografem z dedykacją :)
--
No, to tak wyglądało to wszystko z punktu widzenia Faustyna. Może ktoś inny raczy rozszerzyć wątek pogawędek w Werandzie ;)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.