Dodany: 02.07.2008 20:01|Autor: Czajka
Upał zagadkowy
Moi kochani!
Tradycyjnie, upalnie, wakacyjnie, gorąco, nielegalnie i przyjemnie w czas zawieszeń konkursowych przygotowałam dla Was kilka pytań też przyjemnych, żeby nas nie poraził szok od nagłego zaniku konkursowego.
Imiona lub nazwiska postaci zamaskowałam poprzez Iks i Igrek i jest jeden żart, ale też przyjemny, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Rozwiązania proszę przesyłać na adres czajkaczajka@tlen.pl w formie:
1. numer fragmentu (niepunktowany)
2. tytuł książki (1 pkt)
3. imię i nazwisko autora (1 pkt)
4. odpowiedź na pytanie dodatkowe (znowu są, ale łatwe i jednoznaczne!) (1 pkt)
Na końcu odpowiedzi, radości, ubolewań i pogróżek proszę (bardzo proszę) podać swój nick biblionetkowy.
Termin przysyłania odpowiedzi do dziewiątego lipca, to jest do środy. Wyniki też będą i (uwaga, uwaga!!) będzie nagroda losowana, niezależna od wyników. Jeżeli już ktoś taką nagrodę ma, to będzie losowana jeszcze raz dla kogoś kto nie ma. Nagrody nie trzeba odbierać osobiście w Czajkopolu, tylko zostanie wysłana pocztą. :)
Będę podawać w osobistych mailach co czytaliście, tylko wtedy gdy będziecie w ogromnych opałach, wzruszycie mnie opowieściami o Waszych mękach pamięciowych i załączycie podanie (podanie może być owinięte w czekoladki).
Fragmenty upalne:
NIE ODPOWIADAMY NA FORUM!!
(Podpowiadamy tylko)
1.
Chyba nie brak nam czasu. A przy tym świerszcze zdają się nas obserwować, gdy nad naszymi głowami śpiewają w tym upale i zmawiają się z sobą. Gdyby tak zobaczyły, że my nie rozmawiamy, ale, jak to niejeden w południe, kiwamy się ukołysani ich pieśnią w lenistwie naszego umysłu, słusznie śmiałyby się z nas, myśląc sobie: jakieś tłumoki przyszły do ich ustronia, by spać jak owce u zdroju w południowej porze. Lecz gdy ujrzą, że rozmawiamy i płyniemy obok nich nie uwiedzeni syrenimi ich głosami, będą nas podziwiać i udzielą nam daru, jaki mają od bogów, aby nim ludzi obdarzały.
Jaki miały dar?
2.
Mój kochany, nie czyńże mnie kpem i masz mi racje dawać, to dawaj jak człowiekowi, co się żywi chlebem i mięsem, nie zaś szalejem... Bo żebym ja teraz sfiksował i powiedział sobie, że moja ta czapka jest luna, której ręką nie dosięgnę, to bym z gołym łysem po mieście chodził i mróz by mnie w uszy kąsał jak pies. Ja takimi racjami nie wojuję, jeno to wiem, że ta dziewka stąd o trzy izby siedzi, że je, pije, że jak chodzi, to nogami przebierać musi; że na mróz nos jej czerwienieje, a w upał jej gorąco; że jak ją komar utnie, to ją swędzi, i że do luny w tym chyba podobna, iż brody nie ma. Ale w taki sposób, w jaki ty mówisz, można także powiedzieć, że rzepa to astrolog.
Kto mówił w taki sposób?
3.
Mam już w torbach tyle, ile mogę unieść. Jeszcze muszę podjechać do spółdzielczej cantina po miejscowe wino. Na końcu krętej linii stoisk kobieta sprzedaje kwiaty ze swojego ogrodu. W gazetę owija dla mnie pęk różowych cynii. Wsuwam ten pęk w uchwyty torby. Słońce jest piekielne, zaczyna się zamykanie kramów na czas sjesty. Handlarka, która sprzedała niewiele ze stosu ręczników w żółte i zielonkawe pasy, rozgląda się, wyraźnie znużona. Ze składanego krzesełka zrzuca śpiącego psa i siada, żeby odpocząć przed spakowaniem towaru.
Wychodząc z targowiska widzę człowieka w swetrze pomimo upału. Bagażnik jego malusieńkiego fiacika jest załadowany czarnymi winogronami, które nagrzewały się w słońcu przez cały poranek. Zatrzymuje mnie ich zatęchła winna, fioletowa woń. On mnie częstuje. Gorąca słodycz tych jagód, dawniejsza niż Etruskowie, a do głębi świeża, po prostu mnie oszałamia.
4.
Był upalny dzień i Iks miał długą drogę do przebycia. Nie uszedł jeszcze i pół drogi, gdy nagle ogarnęło go dziwne uczucie. Zaczęło się ono od czubka nosa, przeniknęło go całego na wskroś i wyszło mu przez podeszwy łapek.
Co to było za uczucie?
5.
Powietrze pracowni przesycone było różami, kiedy zaś lekki podmuch wiatru powiał od drzew w ogrodzie, przez drzwi otwarte wnikał duszny zapach bzu i wątła woń głogu.
Z rogu perskiej otomany, na której leżał wygodnie wyciągnięty, paląc jak zwykle papierosa po papierosie, lord Iks mógł w każdej chwili obserwować promienistość miodnej kiści wielokwiatu. Jego drżące gałązki, zda się, z trudem dźwigały ciężar tak płomienistej świetności. Od czasu do czasu, po długich, zawieszonych nad szerokim oknem firankach przesuwały się fantastyczne cienie przelatujących ptaków, co sprawiało wrażenie jakiegoś szczególnego efektu japońskiego. Przypominało mu to owych dziwnych, o twarzach jakby wyciętych z bladego nerkowca malarzy z Tokio, którzy środkami sztuki, z konieczności nieruchomej, starają się wywołać uczucie szybkości i ruchu. Monotonne brzęczenie pszczół poszukujących dróg wśród wysokiej, nie skoszonej trawy, lub kręcących się dokoła opylonego złotem słupka powoju, czyniło tę wielką ciszę jeszcze bardziej przygnębiającą. Głuchy pomruk Londynu wydawał się jak grzmiący ton oddalonych organów.
6.
O trzeciej trzydzieści tego wtorkowego popołudnia Donna straciła resztki nadziei, że doczeka się listonosza.
Siedziała, obejmując jedną ręką Tada, który z ustami napuchniętymi od gorąca, z chorobliwymi wypiekami na buzi, trwał w jakimś nieprzytomnym półśnie. Została jeszcze jakaś resztka mleka i wkrótce mu ją da. Przez ostatnie trzy i pół godziny słońce paliło potwornie i nieubłaganie. Nawet przy uchylonych do trzech czwartych wysokości szybach od strony jej i Tada temperatura we wnętrzu musiała dochodzić do 40, a może i więcej stopni.
Dlaczego Donna czekała na listonosza?
7.
To trwało dosyć długo, aż nagle pojawił się ognisty dysk słońca i żar dopiekał. Aż tu nagle z ziemi zerwała się trąba powietrzna, niebiański ból szalał po polu, drąc liście i korę drzew na równinie, aż niebo zakryło się kurzawą. Zamknęliśmy oczy, by wytrzymać udrękę boską. A gdy po długim czasie to wszystko minęło, zauważyliśmy dziewczynę, która tak boleśnie płakała, jak ptak kwili, gdy widzi gniazdo puste, bez piskląt. Tak ona, patrzała na nagiego trupa, zaczęła jęczeć i przeklinać tych, którzy to zrobili. Zaraz przyniosła w rękach suchy piasek, po czym podnosząc wysoko miedziany dzban, z czcią na ciało trzykrotnie płyn wylała.
Co chciała zrobić?
8.
Pamiętam gorące, duszne popołudnia przed burzą z piorunami, kiedy zające same wbiegały pod koła ciężarówek.
Joey Ryba W Beczce ma po podpisaniu kontraktu dwadzieścia tysięcy dolarów i trzy Cadillaki. I ani jednego nie umie prowadzić.
Widzę kość do gry.
Widzę ją od wewnątrz, leżę na jej dnie. Jestem ciężarkiem zatopionym w kości. Kółko nade mną to jedynka. Kość jest tak spreparowana, żeby jedynka wypadała za każdym razem. Leżę na sześciu wybrzuszeniach jak na białych poduszkach: kiedy gracz rzuca kość, szóstka zawsze ląduje na spodzie.
Dlaczego leżał na szóstce?
9.
Lecz skoro tak jest, iż to nie zamek, lecz zajazd, na razie nic nie możecie uczynić, jak darować nam należność; nie mogę bowiem przestąpić prawideł (…), których jestem pewny (dotąd bowiem nic innego nie czytałem), iż nigdy nie płacili za nocleg ani za inne rzeczy w gospodach, gdzie się zatrzymywali, bowiem ze zwyczaju i prawa należy im się dobre przyjęcie jako nagroda za nieznośne trudy, jakich doznają, szukając przygód w nocy i we dnie, w zimie i w lecie, pieszo i konno, głodzie i pragnieniu, w upale i w chłodzie, wystawieni na wszystkie nieba niełaskawości i niewygody ziemi.
Co zrobił gospodarz?
10.
Lecz gdybym tam, na wzgórka zarosłego szczycie,
Układł się w gęstwi, mrozu bezpieczen rannego
I zwątlenia, a zażyć mógł tam snu smacznego,
To znów strach, by drapieżne zwierze mnie nie zjadły".
Te myśli mu do smaku snadź lepiej przypadły,
Bo wszedł w las, co obrastał wzgórek, położony
Tuż nad wodą. Tam znalazł kierz gęsto-zielony
Z płonki i owocnego splecion oliwnika.
Nigdy przezeń wilgotny wiatr się nie przemyka,
Nigdy pod nim słoneczny upał nie dokuczy;
Sklepień tych nie przebije deszcz ulewnej tuczy,
Taki gąszcz tam.
W czasie jakiej czynności go znaleziono?
11.
… nauczyciel zamykał i do kieszeni chował katalożek, otworzywszy natomiast przyniesioną książkę – najczęściej z poezjami uwielbianego przez siebie Dzierżawina – wręczał ją któremu z uczniów do głośnego czytania. Monotonny głos ucznia, w połączeniu z działaniem mleka leczniczego, miewał zwykle ten skutek, że profesor Jastrebow zasypiał. A gdy to się stało, natychmiast czytającemu podsuwali koledzy jakąś inną, polską, niesłychanie zajmującą książkę – Ronalda Rinaldiniego na przykład lub Cudowną lampę Alladyna – i czytanie odbywało się w dalszym ciągu, lecz już z prawdziwą słuchających uciechą. Dzwonek szkolny kładł koniec niewinnemu, a zawsze bezkarnemu figlowi.
Tymczasem niewstrzymywany w swym biegu czas sprowadził na ziemię upalny czerwiec(…)
Co było w mleku leczniczym?
12.
Siedziałyśmy potem z Iksą na schodach kuchennych i liczyłyśmy bąble po komarach. Miałam czternaście na prawej nodze i pięć na lewej. Iksa miała po dziesięć na każdej.
- Można z tego zrobić zadanie rachunkowe – powiedziała Iksa – Zapiszemy je na kartce dla pani! Jeżli Igreka ma czternaście bąbli na jednej nodze i pięć na drugiej, a Iksa po dziesięć na każdej, to kto ma więcej bąbli i ile mają razem?
Przypomniałyśmy sobie jednak, że mamy już przecież wakacje. To głupio zajmować się rachunkami podczas wakacji. Drapałyśmy więc tylko nasze bąble, siedziałyśmy sobie i było nam bardzo przyjemnie, aż w końcu musiałyśmy iść spać. Ach, jakaż to pyszna rzecz wakacje!
Ile bąbli miały razem?
13.
- Gdzie my jesteśmy?
- Ach, Igrekusiu – głos Iksy brzmiał wesoło – czyżbyś tak silnie zasnęła na słońcu, że nie pamiętasz, gdzie jesteś? Wszak od miesiąca już bawimy nad morzem i rozkoszujemy się piękną pogodą i słońcem.
- Jak to od miesiąca? – zdumiała się Igreka – przecież jesteś zupełnie nie opalona.
Dlaczego była nie opalona?
14.
- Byłam przeszło godzinę na dworze. Siedziałam trzy kwadranse w ogrodzie kwiatowym, podczas gdy Iksa ścinała róże, i zapewniam cię, że było bardzo przyjemnie, choć bardzo gorąco. W altanie miałam dość cienia, alem naprawdę była w strachu przed powrotną drogą do domu.
- Iksa ścinała róże?
- Tak, i obawiam się, że ostatnie w tym roku. Biedaczka. Jakże jej upał musiał dolegać! Ale róże już tak rozkwitły, że nie można było dłużej zwlekać.
15.
Tę upalną atmosferę można chłodzić podawanymi drinkami; o jedzenie w takiej scenerii nikt się nie troszczy. Goście mają w „Katakombe” – do wyboru – „Mleko pantery”, to znaczy kaszasę z mleczkiem kokosowym wymieszaną ze słodkim kondensowanym mlekiem, lub „Anielskie siusiu”, czyli również kaszasę zmieszaną z campari, lodem i mlekiem. Dla bardziej wybrednych są do dyspozycji koktajle pod nazwą „Pot dziewicy” lub „Nylonowe majtki”. Ten ostatni nektar to mieszanka kaszany z koniakiem i likierem kakaowym z dodatkiem śmietanki i drobno pokruszonego lodu.
A z czego jest „Pot dziewicy”?
16.
W pewne upalne popołudnie znajdowałem się w jadalni, którą zostawiono wpół w mroku, aby ją chronić od słońca, zasuwając firanki, żółte od blasku i przepuszczające miejscami migotliwy błękit morza, kiedy na ścieżce wiodącej od plaży do drogi ujrzałem wysokiego młodego człowieka, szczupłego, z giętką szyją, z dumnie podniesioną głową, o bystrym spojrzeniu. Skóra jego była jasna, a włosy tak złote, jak gdyby wchłonęły wszystkie promienie słońca. Szedł szybko, odziany w miękką i jasną materię (nigdy bym nie sądził, aby mężczyzna ośmielił się włożyć coś podobnego), której lekkość uzmysławiała – nie mniej niż chłód jadalni – upał i pogodę na dworze. Oczy jego (z jednego wciąż wypadał monokl) były koloru morza.
Kto to był?
17.
Kobietę z kwiatami trudno byłoby nazwać od razu panną z wyższego towarzystwa albo też dziewczyną z niższych warstw wiejskiej ludności. Wyglądała trochę na jedno i na drugie. Wysoka, choć znacznie od towarzyszki swojej niższa, ubraną była w czarną wełnianą suknię, bardzo skromną, która jednak wybornie uwydatniając jej kształtną i silną, w ramionach szeroką, a w pasie cienką kibić zdradzała znajomość żurnalu mód i rękę biegłego krawca. W wyprostowaniu jej kibici i w delikatności cery czuć było także manierę i cieplarnię. Ale w zamian ruchy jej i gesty sprzeczały się z całością jej osoby trochą popędliwości i jakby przybranej rubaszności, nie miała ona przy tym na sobie ani kapelusza, ani rękawiczek. Głowę owiniętą czarnym jak heban warkoczem i twarz śniadą, z purpurowymi usty i wielkimi, szarymi oczami śmiało wystawiała na upalne gorąco słońca. Płócienny, tani parasolik opierała o ramię, a ręce jej dość duże i opalone zdradzały nader rzadkie używanie rękawiczek. Wszystko to uderzało tym więcej, że sposób, w jaki trzymała swą odkrytą głowę; ciemne brwi nad siwymi oczami ściągała, nadawał jej wyraz śmiałości i dumy. W ogóle ta panna czy ta dziewczyna na lat dwadzieścia parę wyglądająca wydawała się uosobieniem piękności kobiecej zdrowej i silnej, lecz dumnej i chmurnej.
Powodzenia!