Olaf, Inguna i Bóg
„Sigrid Undset to wybitna powieściopisarka norweska, noblistka; jej największym dziełem jest »Krystyna córka Lavransa«, epos historyczno-obyczajowy” - tyle o pani Undset powiedziałby pewnie przyłapany znienacka polski inteligent. Gdyby przyłapany był przyłapaną, dodałby jeszcze być może, że „Krystynę...” wspominała Mila Borejko u Małgorzaty Musierowicz.
A ja? Ja też czytałam „Jeżycjadę”, ale nic by z żadnej „Krystyny...” nie wyszło, gdyby nie moja niedawna choroba i to, że siedziałam sobie na kanapie, otulona kocem. W telewizji nie było dosłownie nic, w radiu takoż, od komputera bolała mnie głowa (która i tak bolała, ale mniej), poza tym nie chciało mi się ruszać – więc zerknęłam na półkę ponad sobą. Tak się złożyło, że nad pustą szklanką, zużytą chusteczką i płytami Bruce’a Springsteena (człowiek nie odpowiada za swoich rodziców...) dojrzałam okazały tytuł „Olaf syn Auduna”. Pomyślałam, że może lepiej zacząć od „Krystyny...” – lecz ta stała w pokoju na piętrze, a porzucać ciepły koc byłoby zbrodnią... wzięłam więc „Olafa...”. Wzięłam i – co tu dużo pisać – przepadłam.
Z początku klimat książki przywodził mi na myśl „A lasy wiecznie śpiewają”, jednak to nie ten czas, nie ta atmosfera i nie ta tematyka. „Olaf syn Auduna” to przejmująca i – nie bójmy się tego słowa – mroczna opowieść o człowieku i Bogu, a raczej: ludzkim sumieniu. „Olaf...” jest powieścią historyczną, ale średniowieczna Norwegia stanowi jedynie tło – nie ma nachalnie archaizowanego języka ani długich opisów miejskich ulic itd., bo one po prostu nie są autorce potrzebne. Ogromna wiedza Undset objawia się w szczegółach i te szczegóły budują przed naszymi oczyma wizerunek prosty, surowy i piękny, wizerunek życia w zgodzie z obowiązkami wynikającymi z tradycji pogańskiej oraz chrześcijańskiej. Życia trudnego, jednak godnego i szlachetnego.
Z cudownie nakreślonych, nieprzewidywalnych (a jednak całkowicie realistycznych) losów, związków i przeobrażeń bohaterów powieści – Olafa, jego żony i ich dzieci – zawiązuje się konflikt przypominający mi... Dostojewskiego. Po krótkim namyśle doszłam do wniosku, że można swobodnie porównywać Undset i autora „Braci Karamazow”, choć klimat ich dzieł jest tak różny. Jeśli jednak odrzucimy czas – czyli średniowiecze i XIX wiek – oraz miejsce – Rosję i Norwegię – otrzymamy tę samą istotę: człowieka wobec jego losu. I jeszcze coś – wspaniałych, pełnokrwistych bohaterów, różnych tak bardzo, jak różni mogą być Skandynawowie od Słowian, lecz podobnych tak bardzo, jak podobni są wszyscy ludzie wobec wyborów życia.
W centrum powieści Undset stoi oczywiście Olaf syn Auduna – i o ile w czasie lektury powieści czasem mnie dziwił, irytował lub nudził, to teraz nie mogę wyjść z podziwu nad tym niesamowitym, a przecież zupełnie wiarygodnym charakterem. Olaf to postać absolutna i symboliczna, spójna w swoich wadach i zaletach, w swoim wyglądzie i pochodzeniu, spójna wreszcie w czynach, niepozbawiona słabości oraz – co nie mniej ważne – z mentalnością człowieka bardzo inteligentnego, ale człowieka swoich czasów... i miejsca. Namiętności Olafa nie są liczne ani łatwe do zauważenia, lecz kiedy już są – spalają go od środka, niewidocznie, stale, bardzo, bardzo głęboko, wyrażając się nie w słowach, a w czynach, spalają serce i duszę – powstaje miejsce na grzech. A grzech jest również mocny, głęboki i trudny do wyjawienia. Twarz Olafa jest chłodna i blada, jasne są też jego włosy – tak jasne, że zatraciły właściwe barwie blond ciepło. Jego niebieskozielone oczy patrzą przed siebie prosto i spokojnie, wąskie usta milczą. Nie jest wysoki, ale ma zgrabną figurę, więc podoba się kobietom – nigdy się do nich co prawda nie zaleca, lecz jest uprzejmy (choć zdarza mu się odezwać ironicznie). Mimo to, kiedy się już sprowadzi na własny dwór, ludzie nie polubią jego przyjęć – będzie na nich jadło i napitek, lecz Olafa dary boskie się nie imają i trudno znaleźć go lekkomyślnie wesołym. Po takim człowieku niełatwo poznać, że zgrzeszył...
Początkowo więź Olafa z Bogiem wydaje nam się tak wielka, że nie powinno być miejsca na więzi ziemskie – a jednak syn Auduna połączony jest jakby srebrną nicią z pewną kobietą, Inguną, wiotką i wysoką, o pięknych ciemnozłotych włosach i nieco trójkątnej twarzy. Olaf wie, że Inguna jest słaba – przysięga więc sobie i Bogu, że jej nie opuści, że będzie ją chronił. Nie podejrzewa jednak, jak wielka jest słabość Inguny – i cierpi za nią, cierpi w milczeniu, tak że zasługuje na jej ogromną miłość, z której jednak nie umie czerpać szczęścia. Olaf cierpi wyprostowany, z szeroko otwartymi oczami, cierpi bez nagrody, bo wie, że powinien oczekiwać raczej kary. Wszystko zniewala go tak bardzo, że nawet nie myśli o wolności – ale w końcu nadejdzie i szczęście, i wyzwolenie – jakież będzie zdumienie Olafa, kiedy zobaczy, skąd to całe zbawienie przyjdzie... Przyjdzie od owocu największej słabości Inguny, owocu, który zawsze przysparzał Olafowi tylko większych cierpień. Zakończenie jest piękne jak efektowne zakończenie muzyczne, jak – używając kiczowatego, ale pasującego do sytuacji porównania – słońce nad fiordem. Lecz pamiętajmy, że słońce nad fiordem pojawia się rzadko.
A więc cóż – teraz czytam „Krystynę...”, jestem dopiero na początku. Zapowiada się świetnie i (ale to bynajmniej nie decyduje o świetności!) w dużo jaśniejszych barwach niż „Olaf...”. A jednak jestem pewna, że minie sporo czasu, zanim zapomnę o tej cudownej powieści, którą właśnie skończyłam czytać. Dostojewski w średniowiecznej Norwegii – tak można by ją opisać najprościej, ale uproszczenia nikomu nie wychodzą na dobre. Książka Undset jest bardzo oryginalna. Zapomniałam wspomnieć, że „Olafa...” czyta się lekko, z autentycznym zainteresowaniem, przekaz filozoficzny zawarty jest raczej w opowiadanej historii niż we włożonych w usta bohaterów rozważaniach. Mamy też tutaj bardzo dobrych, niekiedy fascynujących bohaterów drugo- i trzecioplanowych – od dumnej Ingebjörgi, przez zahukaną Bothildę i dzielną Cecylię, po zmiennego Eirika (choć on akurat, moim zdaniem, jest trzecią – po Olafie i Ingunie – postacią pierwszoplanową) i niespełnionego sirę Hallbjörna. Element metafizyczny Undset podaje w sposób, dzięki któremu każdy sceptyk może sobie wszystko racjonalnie wytłumaczyć – choć w sumie cała książka jest przesiąknięta charakterystyczną, dającą dużą satysfakcję atmosferą północnego średniowiecza. Poza tym w powieści nie ma niepotrzebnych opisów przyrody ani – jak już wspomniałam – nachalnej, sztucznej archaizacji.
Co mogę jeszcze napisać? „Olaf syn Auduna” to idealna lektura na Wielkanoc, bo pokazuje nam chrześcijaństwo w takiej formie, jaką powoli tracimy. Jeśli ktoś nie ma na doświadczenie tej formy ochoty – i tak powinien przeczytać „Olafa...” :). Jest to po prostu rewelacyjna książka, literatura mocna i głęboka jak fiord (coś ten fiord nadaje się do porównań). Aha: powieść pani Undset udowadnia, że rzeczywistość potrafi być dużo bardziej niesamowita niż najwymyślniejsza fantasy. Może nie żyjemy w najdoskonalszym ze światów – ale nikt chyba nie zaprzeczy, że jest to świat najciekawszy.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.