Przedstawiam przygotowany przez
Sznajpera KONKURS nr 167.
Brazylijski serial już nie cieszy jak kiedyś
Nawet seks jest banalny i nie kręci mnie
Może jestem nienormalny, za krótko byłem w wojsku
Może w lecie jakiś komar adidasa sprzedał mi...
Mam znowu doła
Znów pragnę śmierci
Wszystkie formy samobója
Przed oczyma stają mi
Kury “Jesienna deprecha” (fragment)
Co prawda konkurs miał odbyć się dopiero pod koniec czerwca i zbliżające się wakacje zneutralizowałyby przygnębiającą tematykę, ale miejmy nadzieję, że dusiołki okraszone sporą dawką czarnego humoru nie będą miały destrukcyjnego wpływu na uczestników.
Przygotowałem
29 fragmentów konkursowych. Przy każdym z nich podana jest liczba punktów, które można uzyskać za odgadnięcie (połowa za autora i połowa za tytuł książki). Liczba punktów zależy od popularności książki i jej obecności w moich ocenach. Im trudniejszy do odgadnięcia fragment, tym więcej punktów można zdobyć. Maksymalnie można zebrać
250 punktów.
Zasady:
1. W przypadku jednakowej liczby punktów, o kolejności na podium decyduje data ostatniego punktowanego maila.
2. Podpowiedzi na forum są mile widziane. Proszę tylko, by nie były zbyt oczywiste, a najlepiej
ukryte “paplą”, żeby nie psuć zabawy tym, którzy podpowiedzi nie chcą.
3. Przy odgadywaniu dopuszczam wszystkie metody
oprócz googlowania fragmentów. Zapewniam, że wszystkie tam są - drugi raz nie trzeba sprawdzać.
4. Odpowiedzi wysyłajcie na adres
[...]. W tytule proszę o wpisanie
loginu.
5. Termin nadsyłania odpowiedzi minie w sobotę
28 września o godzinie 23:59.
Zapraszam do zabawy i życzę powodzenia!
1. (2 pkt.)
- Weselcie się i odpędźcie daleko trwogę. Nikt nie potrzebuje się chwalić, że tego listu wysłuchał, ja zaś pochwalę się nim chyba Charonowi w chwili przeprawy.
Po czym skinął na Greka lekarza i wyciągnął doń ramię. Biegły Grek w mgnieniu oka przewiązał je złotą przepaską i otworzył żyłę na zgięciu ręki. Krew trysnęła na wezgłowie i oblała Y., która podparłszy głowę X. pochyliła się nad nim i rzekła:
- Panie, czyś ty myślał, że ja cię opuszczę? Gdyby bogowie chcieli mi dać nieśmiertelność, a cezar władzę nad światem, poszłabym jeszcze za tobą.
X. uśmiechnął się, podniósł się nieco, dotknął ustami jej ust i odpowiedział:
- Pójdź ze mną.
Potem zaś dodał:
- Tyś mnie naprawdę kochała, boska moja!...
A ona wyciągnęła ku lekarzowi swe różane ramię i po chwili krew jej poczęła się zlewać i łączyć z jego krwią.
2. (20 pkt.)
U nasz, na Targówku, jeden młodziak w mężatce się zakochał i żyłę żyletką sobie frajerzyna przeciął, potem na obrusie krwią napis w te słowa skopiował: „Anielciu, kocham cię!” Napis z wykrzyknikiem na końcu był już gotów, tu krew w dalszym ciągu się leje. Wtenczas ten ów samobójca myśli sobie: „O czem więcej będę do tej cholery pisał? Wystarczy” i chciał krew zatamować, ale nie mógł, no to, ma się rozumieć, buch w taksówkie i do Pogotowia. Wtem właśnie temczasowem szpitalu się leczył, a obrus Pogotowiu na pamiątkie wręczył, w charakterze rzadkiego arcydzieła sztuki.
3. (4 pkt.)
21 listopada 1997 roku W. uznała, że nadszedł wreszcie czas, by popełnić samobójstwo. Dokładnie posprzątała wynajmowany u zakonnic w klasztorze pokój, wyłączyła ogrzewanie, umyła zęby i położyła się. Z blatu nocnego stolika wzięła cztery opakowania tabletek nasennych. Zamiast rozkruszyć je i rozpuścić w wodzie postanowiła brać jedną po drugiej, bo zamiar to jedno a nieodwracalność czynu to drugie i chciała zostawić sobie możliwość wycofania się. Jednak z każdą potykaną tabletką utwierdzała się w słuszności swojej decyzji i po pięciu minutach opakowania byty puste.
4. (20 pkt.)
R. wpadł na pomysł, żeby przynieść z domu stary budzik. Postawił go sobie na głowie i poprosił K., żeby ten strzałem rozbił zegarek na kawałki. Pułkownik się wahał, bo mógł trafić R. między oczy.
- To nic. Strzelaj!
Lichy zegarek został roztrzaskany, ale dyrektor nie zginął. Strzelanie rozbawiło obu w dziwny, śmiertelny sposób.
Kiedy siedzieli przy płonącym kominku, R. stwierdził, że dobrze by było zaprosić też innych towarzyszy niedoli. Z tego co wiedział, w Finlandii popełniano co roku tysiąc pięćset samobójstw, a dziesięciokrotnie większa liczba osób planowała odebranie sobie życia. Głównie mężczyźni. Powiedział, że czytał o takiej statystyce w jakiejś gazecie. Morderstw i zabójstw popełniano setkę.
- Co roku dwa bataliony mężczyzn się zabijają, a brygada planuje samobójstwo - obliczył pułkownik. - Czy naprawdę jest nas tak dużo? Niezła armia!
R. pociągnął myśl:
- Przyszło mi tylko do głowy, że może by taką grupę zebrać razem, to znaczy tych, którzy obmyślają samobójstwo. Porozmawialibyśmy na wspólne tematy i opowie dzieli sobie, co słychać. Wydaje mi się, że wielu odłożyło by samobójstwo, gdyby mogli opowiedzieć innym zainteresowanym, co ich dręczy. Tak jak my tutaj robimy to od kilku dni. Rozmawiamy od rana do wieczora i bardzo nam ulżyło.
5. (10 pkt.)
Liczba samobójstw spada podczas wojny. Krzywe obrazujące liczbę samobójstw w dwudziestym wieku ukazują dwa wielkie spadki w okresach dwóch wojen światowych. Krócej mówiąc: po co zabijać samego siebie, gdy można zabić kogoś innego? To właśnie opory przed zabijaniem osób dominujących doprowadzają potencjalnego samobójcę do stanu frustracji i zmuszają go do przeadresowania agresji. Ma on wtedy do wyboru: albo zabić mniej groźnego kozła ofiarnego, albo siebie. W czasie pokoju wewnętrzne opory wobec zabijania sprawiają, że zwykle wybiera on siebie, ale podczas wojny, gdy zabija się na rozkaz, liczba samobójstw spada.
Istnieje ścisły związek między samobójstwem a morderstwem. Są to jakby dwie strony tego samego medalu. W krajach o wysokiej liczbie morderstw liczba samobójstw jest na ogół niewielka i odwrotnie. Można odnieść wrażenie, że istnieje jakaś określona ilość silnej agresji, która musi ulec wyzwoleniu, przybierając taką czy inną formę. Jej ukierunkowanie zależy od tego, w jakim stopniu dane społeczeństwo odczuwa opory wobec popełniania morderstw. Jeżeli opory te są słabe, liczba samobójstw spada, podobnie jak podczas wojen, gdy opory wobec zabijania są skutecznie i celowo tłumione.
6. (6 pkt.)
Jak powszechnie wiadomo, dla głęboko wierzącego mężczyzny Talibanu grzechem śmiertelnym jest spojrzeć na nagą kobietę, jeżeli to nie jest jego własna kobieta. Jeśli tylko takową by zobaczył, jego natychmiastową i świętą powinnością jest popełnić samobójstwo.
Wzywamy wobec tego wszystkie kobiety, aby w sobotę 15 maja 2009 roku, dokładnie o godzinie czternastej wyszły nagie na ulicę. Pomożecie tym czynem zidentyfikować niepożądanych terrorystów, nazywanych śpiącymi.
Aby efekt antyterrorystyczny był odpowiedni, zaleca się kobietom chodzić po okolicy co najmniej godzinę
Wzywamy wszystkich mężczyzn, żeby poparli kobiety w ich usiłowaniach, rozłożyli przed swoimi domami leżaki i obserwowali nagie Czeszki. Udowodnią w ten sposób, że nie są członkami ruchu Taliban, a zarazem pokażą swoją odwagę w oglądaniu nagich kobiet, mimo że nie są one ich żonami
Oczywiście mężczyźni będą wykonywać tę czynność tylko po to, żeby pomóc swoim kobietom w walce z terroryzmem
Ponieważ mężczyźni Talibanu mają zakaz picia napojów alkoholowych, piwo w dłoni każdego czeskiego mężczyzny będzie jasnym sygnałem jego zdrowej, antyterrorystycznej postawy
Rząd docenia tę obywatelską inicjatywę i z góry dziękuje za pomoc.
Twoim patriotycznym obowiązkiem jest szerzyć tę odezwę dalej!!!
7. (12 pkt.)
- Co to jest, do cholery? Co ten tam robi? Mam o wpół do siódmej dostawę. O wpół do siódmej przyjedzie tu piętnaście martwych wołów. Muszę je odebrać. To jest moja praca. Rozumiesz? Przyjeżdża mięso. I wobec tego jestem w prawdziwym kłopocie - twarz X. przybrała niewinny wyraz zagubienia. […]
- On się truje spalinami,
abba.
- Co takiego?
Y. wzruszył ramionami.
- Zawołałem, żeby się wynosił, a on mi na to przez szybę: „Proszę mi dać spokój, ja się truję”. Ot tak po prostu.
- Nikt się nie będzie truł na moim terenie - warknął X., schodząc na dół. - Nie mamy na to licencji.
Znalazłszy się na ulicy, zbliżył się do samochodu A., wyciągnął ręczniki, które uszczelniały niedomknięte okno od strony kierowcy i gwałtownym, brutalnym ruchem wcisnął szybę o kilka cali w dół.
- E, panie, słyszysz mnie pan? Nie mamy tu pozwolenia na samobójstwa. To miejsce jest halal. Koszerne, rozumiesz pan? Jeśli chciałbyś pan tu wykitować, przyjacielu, to najpierw niestety musiałbyś się całkiem wykrwawić.
8. (8 pkt.)
Kolega mój jeden — wielki dandys, gdyż do mundurka miał zawsze białe rękawiczki, zakochał się. Oblubienica miała lat czternaście, była trochę zezowata i miała piegi. Podobno oświadczyła, że „wyjdzie” tylko za „poetę”. Młodzieniec groził samobójstwem i z ponurą miną pokazywał nam scyzoryk, który wciąż ostrzył o szkolną ławę i który w najbliższy czwartek miał sobie zatopić w sercu. Już to miejsce, w które miał ugodzić, zaznaczył czerwonym ołówkiem na skórze. Napawało nas to niepokojem i zgryzotą. O cóż szło? O wiersz? Więc niech kto napisze wiersz, a on powie, że to jego. W szkole się przecież zawsze odpisuje.
9. (4 pkt.)
Miał dwanaście lat i trząsł się ze strachu stojąc wraz z rodzicami w Miejscu Jasnego Anioła na skraju Wielkiego Kanionu. Mała ludzka rodzina patrzyła na dno Kanionu, które rozciągało się o milę niżej.
- Tak - powiedział ojciec B. odważnie strącając butem kamyk w przepaść - otóż i on.
Przyjechali do tego słynnego miejsca samochodem. Po drodze siedem razy łapali gumę.
- Warto było przyjechać - powiedziała matka B. z zachwytem. - O Boże, naprawdę warto było.
B. nienawidził Kanionu. Miał uczucie, że zaraz tam wpadnie. Matka dotknęła jego ramienia i wtedy popuścił w spodnie.
Obok nich stali inni turyści, również zaglądając do Kanionu, i przewodnik, który miał odpowiadać na pytania. Jakiś Francuz, który przyjechał tutaj aż z Francji, spytał go łamaną angielszczyzną, czy wielu samobójców skacze stąd w przepaść.
- Owszem - odpowiedział przewodnik. - Średnio trzy osoby rocznie.
Zdarza się.
10. (6 pkt.)
Na wybrzeżu, nad Sekwaną, przez pewien czas znajdowano guziki od ubrań, ułożone w różne figury geometryczne. Klamerki od pasków, od szelek. Drobne monety. Poukładane w wielokąty, w koła. Rozmaicie. Chustki do nosa posplatane jak warkocze.
- Zaraz. Coś sobie przypominam. Musiałem o tym gdzieś czytać. Takich dwu starych, którzy na poddaszu... tak?
- Tak. To właśnie ta historia...
- Wyszukiwali młodych ludzi, którzy chcieli popełnić samobójstwo, odradzali im to, pocieszali, sprowadzali do siebie i prosili, żeby im opowiedzieć, co przywiodło takiego nieszczęśliwca do samobójczych myśli. Tak to było, prawda? A potem... dusili. Tak?
- Mniej więcej. Jeden był chemikiem. Zamordowane ofiary rozbierali, ciała pozbywali się za pomocą stężonych kwasów i paleniska, a guzikami, klamerkami i wszystkimi drobiazgami, które zostawały po zaginionym, bawili się, a raczej grali w zgadywankę z policją.
11. (6 pkt.)
Mój stosunek do pomocy w samobójstwie jest w pewnym sensie konsekwencją przedstawionego nieco wyżej stanowiska Marka Twaina. Bycie martwym nie różni się od bycia nienarodzonym — po śmierci będę tym samym, czym byłem za czasów Wilhelma Zdobywcy, dinozaurów czy trylobitów. Nie ma tu powodów do lęku. Natomiast sama śmierć może być (to już kwestia indywidualnego szczęścia, czy raczej pecha) procesem długim i bolesnym. Przyzwyczailiśmy się, że tego typu doświadczenia są nam raczej oszczędzane, służą do tego choćby środki znieczulające czy usypiające, stosowane na przykład przy operacji wyrostka robaczkowego. Kiedy umiera w bólu twój domowy zwierzak, zostaniesz uznany (i słusznie) za sadystę bez serca, jeśli nie zabierzesz go do weterynarza i nie poprosisz o podanie środka, po którym cierpiące zwierzę zaśnie i nigdy już się nie obudzi. Jeśli jednak twój lekarz wyświadczy analogiczną medyczną przysługę tobie, gdy to ty zwijasz się z bólu i czekasz tylko na śmierć, ryzykuje oskarżenie o morderstwo.
12. (16 pkt.)
Znajdziesz nawet nauczycieli mądrości, którzy twierdzą, że nie należy zadawać gwałtu własnemu życiu i którzy uważają, że samobójstwo jest czynem bezbożnym: należy oczekiwać takiego końca, powiadają, jaki przeznaczyła nam natura. Ten, kto tak mówi, nie widzi, że odcina ludziom drogę do wolności. Wieczyste Prawo nie uczyniło niczego lepszego niż to, że dało nam tylko jedno wejście do życia, a wyjść bardzo wiele. Mam więc czekać na okrutną chorobę lub na okrutnego człowieka, gdy mogę sam utorować sobie drogę poprzez cierpienia i pozbyć się nieszczęść? Jest to jedyny powód, dla którego nie możemy się żalić na życie: ono nikogo nie trzyma. Położenie człowieka jest dobre, ponieważ nikt nie jest nieszczęśliwy jak tylko z własnej winy. Chcesz — żyj. Nie chcesz — wolno ci wrócić tam, skąd przyszedłeś.
13. (14 pkt.)
Pośród spraw, o których pojęcie B. wydawało się ograniczone, znalazła się również sprawa udzielenia pierwszej pomocy. B. nie miał pojęcia, jak zatamować krwawienie z twarzy nieznajomej kobiety (znajomej również nie; uwaga na marginesie). Kobieta leżała na chodniku. Po krótkiej rozmowie straciła przytomność, a w istocie – po zderzeniu z latarnią (kobieta wzięła niewielki rozpęd i bum). Krwawienie tamuje się za pomocą uciśnięcia chyba jakiejś żyły, przypomniał sobie B. Gdybym miał poduszkę, przyłożyłbym ją do twarzy nieznajomej, ryzykując, że zamiast zatamować krwawienie, uduszę ją, co doprowadzi tak czy siak do ustania krwawienia.
Na szczęście krwawienie ustało samo z siebie, bez udziału poduszki, którą Bartek i tak nie dysponował ni dysponowałby (najbliższy sklep sprzedawał porcelanę oraz inne kruche przedmioty; miękkiego nie prowadzimy, odpowiedziałaby sprzedawczyni, gdyby o poduszki zapytał ją ktoś, na przykład B.). Ostatecznie, wracając do meritum: trudno jest popełnić samobójstwo za pomocą latarni, a do tego w kozakach na dość wysokim obcasie (kozaki model tipsiary, z futerkiem, sezon disco lato paradajs 2006). Na domiar dobrego nieznajoma kobieta odzyskała świadomość.
14. (8 pkt.)
Pewnie, moja pani. Każdy samobójca musi być szalony i stracić poczucie moralności i wiary w obecność Boga. Tak to jest tchórzostwo. Tak jest - tchórzostwo. A potem zagłada własnej duszy. Dobrze, że samobójców chowają osobno. Niech się nie pchają między porządnych ludzi. Zabijać się!... I dla kogo? Dla mężczyzny. A żaden mężczyzna, moja pani, nie jest wart, aby przez niego iść na potępienie wieczne.
15. (4 pkt.)
Pierwszą reakcją zainteresowanych było straszne uczucie nerwowej słabości w okolicy dołka. Następnie dało się zaobserwować coś w rodzaju paraliżu umysłów i organów mowy. Następnie usiłowano przez chwilę nie wierzyć w rzeczywistość. Następnie nikłej pociechy dostarczyło wspomnienie czasów, kiedy na porządku dziennym było składanie zagniewanym bóstwom ofiar z jednostek ludzkich i przez dłuższą nieco chwilę rozważano ewentualność złożenia ofiary z cudzoziemca. Następnie zaczęto myśleć realnie.
- Tego już za wiele - powiedział J. tonem beznadziejnej rezygnacji. - Różne nieszczęścia mogłem sobie wyobrazić, ale to przechodzi wszystko. Szlag trafił matrycę. Co, u Boga Ojca jedynego, mamy teraz zrobić?!!!
- Powiesić się - poradził K. stanowczo. - Tylko zbiorowe samobójstwo ratuje jako tako nasz honor.
- Względnie możemy się otruć - dodał L. z rozdzierającym smutkiem. Czymś działającym łagodnie i bez tortur, bo już dość złego spotyka nas za życia...
- Zgłupieliście obydwaj - przerwała z gniewem B. - Te idiotyczne role w przedstawieniu rzuciły się wam na mózg. Co to jest, swoją drogą, że mężczyźni tak się od byle czego załamują!
16. (6 pkt.)
Około dwustu lat temu w ognisku Szath na Burzliwym Pograniczu Pering żyli dwaj bracia, którzy ślubowali sobie kemmer. W tamtych czasach, tak jak i dzisiaj, rodzeni bracia mogli wiązać się w kemmerze, dopóki któryś z nich nie urodził dziecka, ale potem musieli się rozdzielić i dlatego nie wolno im było ślubować związku na całe życie. Tak się jednak stało. Kiedy jeden z nich zaszedł w ciążę, pan Szathu nakazał im odstąpić od ślubu i nigdy już nie spotykać się w czasie kemmeru. Usłyszawszy to polecenie jeden z nich, ten który nosił dziecko, wpadł w rozpacz i nie chcąc słuchać rad ani pocieszeń zdobył truciznę i popełnił samobójstwo. Wówczas mieszkańcy ogniska skierowali swój gniew przeciwko drugiemu bratu i wypędzili go z ogniska i z domeny, jego obarczając hańbą samobójstwa. A ponieważ został wygnany i wszędzie poprzedzała go jego historia, nikt nie chciał go przyjąć i po trzydniowej gościnie wyprawiano go dalej jako banitę.
17. (2 pkt.)
Wpadł w rozpacz i nie widział innego sposobu,
Chyba ucieczkę prędką; gdzie? chyba do grobu!
Więc kułak przycisnąwszy na schylonem czole,
Biegł ku łąkom, gdzie stawy błyszczały się w dole,
I stanął nad błotnistym; w zielonawe tonie
Łakomy wzrok utopił i błotniste wonie
Z rozkoszą ciągnął piersią, i otworzył usta
Ku nim: bo samobójstwo jak każda rozpusta
Jest wymyślną; on w głowy szalonym zawrocie
Czuł niewymowny pociąg utopić się w błocie.
18. (12 pkt.)
Pięćdziesięciolecie swoich urodzin ustalił jako dzień, w którym pozwoli sobie na samobójstwo. Tego dnia - tak sobie postanowił - będzie mógł swobodnie skorzystać lub nie skorzystać z zapasowego wyjścia, zależnie od nastroju dnia. A teraz niech się dzieje, co chce, niechby nawet zachorował, zubożał, doznawał bólu i goryczy - wszystko jest ograniczone terminem, wszystko może trwać najwyżej tylko tych kilka lat, miesięcy, dni, których liczba z każdym dniem maleje. I rzeczywiście, o wiele łatwiej znosił teraz niejedno niepowodzenie, które dawniej dręczyłoby go dotkliwiej i dłużej, ba, może wstrząsnęłoby nim do głębi. Jeśli z jakiegokolwiek powodu było mu szczególnie źle, jeśli do opuszczenia, osamotnienia i zdziczenia jego życia dołączały się jeszcze nadzwyczajne dolegliwości lub straty, wtedy mógł tym cierpieniom powiedzieć: „Poczekajcie tylko jeszcze dwa lata, wtedy ja będę waszym panem!” Po czym z lubością wyobrażał sobie, jak to rankiem w pięćdziesiątą rocznicę urodzin napływać będą listy i powinszowania, gdy tymczasem on, pewny swej brzytwy, żegnać się będzie z bólem i zamknie za sobą drzwi. Wtedy artretyzm w kościach, melancholia, ból głowy i żołądka nic mu już nie zrobią!
19. (6 pkt.)
Mieć sobowtóra, popełnić na nim samobójstwo i żyć jako tamten dalej - co za możliwości do schizofrenii!
20. (8 pkt.)
Jestem w piekle, jeszcze dziś po powrocie do domu popełniłam samobójstwo. Nic szczególnego. Mamy tu magnetofon, świetlicę. Chociaż druhowie są sympatyczni, muzykalni. Jak coś będę wiedzieć, to napiszę więcej. Muszę teraz iść, bo mamy apel. Potem kolacja, podchody, gry terenowe. W poniedziałek przyjeżdża na kontrolę Szatan. Będzie sprawdzanie namiotów i gawęda. Buziaki, zawsze będę dobrze cię wspominać, jeśli możesz przysłać mi jakieś ciepłe rzeczy (noce są chłodne).
21. (4 pkt.)
„Patrol patrolujący rejon patrolowania okolic Króleskiego parku...”
— Psiamać — zaklął. — „Królewskiego” idioto! W środku jest litera „w”!
„...napotkał sześć trópów należących do obcokrajowców...”
— Bogowie! Jak się pisze „trupów”? A poza tym chodzi o trupy obcokrajowców, czy jedynie trupy, które były własnością obcokrajowców? — zmrużył oczy, żeby odczytać koślawe litery. — Potem rajcy mi głowę suszą o te raporty. Dowódca zmiany stał bez słowa. Wiedział, że dalej będą gorsze rzeczy i to bynajmniej nie z dziedziny ortografii czy stylistyki.
„Wszyscy oni dnia dzisiejszego postanowili targnąć się na żywot własny, co niniejszym uczynili”.
— Cooooooo?!!!
„Pięciu z nich zastrzeliło się z własnych kusz, w tym trzech za pierwszym razem nie wycelowało dobrze i musieli ponownie założyć bełty, by nimi się razić. A jeden to strzelił do siebie aż cztery razy, zanim wycelował dobrze i się ubił...” Hylen przełknął ślinę. Oczy mu wyszły z orbit. Wyciągnął rękę ponad stołem.
— Dawaj! — warknął. Dowódca zmiany włożył sakiewkę w nadstawioną dłoń. Hylen potrząsnął głową i czytał dalej.
22. (8 pkt.)
X., syn, a po mieczu również wnuk samobójcy, widział już niemal wszystkie sposoby stosowane przez istoty ludzkie, by wyprawić się na tamten świat, od nieudolnych do wysoce skutecznych. Wie, jak należy to robić, a jak nie należy. Skoki z mostów i hotelowych okien – malownicze, ale niepewne. Rzucenie się ze schodów – zawodne, podejmowane pod wpływem impulsu, zbyt zdane na przypadek. Cięcie przegubów, z odmianą w popularnej, choć niekoniecznej wannie – trudniejsze, niż się wydaje, i naznaczone dziewczyńskim upodobaniem do melodramatu. Rytualne prucie sobie brzucha za pomocą samurajskiego miecza – ciężka praca, wymagająca asysty, a u żydka zalatująca afektacją. X. poznał kiedyś gliniarza, który podobno widział coś takiego, lecz on sam osobiście – nigdy. Dziadek X. rzucił się pod tramwaj w Łodzi, dając świadectwo determinacji, która zawsze wzbudzała w X. szczery podziw. Jego ojciec zażył trzydzieści stumiligramowych tabletek nembutalu, rozpuszczonych w setce kminkówki, co samo w sobie miało pewne zalety, a uzupełnione plastikową torbą na głowie, pojemną i bez dziur, przyniosło śmierć schludną, cichą i niezawodną. Jednak rozważając sposoby odebrania sobie życia, X., podobnie jak mistrz świata Melech Gajsztik, przychyla się do broni krótkiej. Jego obrzyn kaliber .39 spełni zadanie z nawiązką. Kiedy wiadomo, gdzie przyłożyć lufę (w kącie bródki) i jak wycelować (20 stopni od pionu w kierunku pnia mózgu), jest to metoda szybka i niezawodna. Brudna, lecz z jakiegoś powodu X. nie przejmuje się ewentualnym bałaganem.
23. (4 pkt.)
Życie Tezumena nie jest łatwe. Nie licząc nawet posiadania takiego boga jak Quelcamisoatl, wystarczy zauważyć, że jeśli nagle zechcą zamówić na jutro dodatkową butelkę mleka, to wiadomość do mleczarza muszą pisać od zeszłego miesiąca. Tezumeni to jedyni ludzie, którzy potrafią popełnić samobójstwo, tłukąc się na śmierć własnym listem pożegnalnym.
24. (12 pkt.)
Doktor L. znał zamiłowanie członków Studiolo do okresu przedrenesansowego. Rozpoczął wykład od przypadku Piera delia Vigna, logotety królestwa Sycylii. Chciwość zapewniła mu miejsce w „Piekle" Dantego. Opowiadał o intrygach, które doprowadziły do upadku Piera delia Vignę.
- Delia Vigna popadł w niełaskę i został oślepiony za zdradę - mówił L. - Pielgrzym Dantego znalazł go w siódmym kręgu Piekła, zarezerwowanym dla samobójców. Powiesił się tak jak Judasz Iskariota. Judasza, Piera delia Vigne i Achitofela, ambitnego doradcę Absaloma, łączyła według Dantego chciwość i późniejsza śmierć przez powieszenie. W umysłowości starożytnej i średniowiecznej chciwość i śmierć przez powieszenie są ze sobą powiązane: święty Hieronim pisze, że nazwisko Judasza, Iskariota, oznacza „pieniądze" lub „nagrodę", natomiast Orygenes utrzymuje, iż „Iskariota" wywodzi się z hebrajskiego „od uduszenia", zatem jego imię oznacza „Judasz Uduszony".
25. (2 pkt.)
Przychodzą w nocy, zawsze w nocy. Najlepiej się zabić, zanim wpadnie się w ich ręce. Na pewno sporo osób tak właśnie postępuje. Wielu spośród tych, którzy znikali, po prostu popełniało samobójstwo. Lecz odebranie sobie życia w świecie, gdzie broń palna lub działająca szybko i niezawodnie trucizna były absolutnie nie do zdobycia, wymagało desperackiej odwagi. Pomyślał jakby ze zdziwieniem o biologicznym bezsensie istnienia bólu i strachu, o zdradliwości ludzkiego ciała, które ogarnia totalna inercja dokładnie wtedy, kiedy konieczny jest maksymalny wysiłek.
26. (18 pkt.)
Ale to nie były gliny, tylko jakiś zasuszony staruszek, który stanął przy barierce po przeciwnej stronie mostu. Samobójca odetchnął z ulgą. Wstał i przyjaźnie pomachał do przybysza. Tamten odwdzięczył mu się podobnym gestem.
– Znasz go? – zapytałem zdezorientowany, otrzepując z kurzu spodnie.
– Tak, to pan S. Stary samobójca.
– Stary samobójca?
– Mhm. Codziennie tu przychodzi, od czterdziestu lat.
– I… co?
– Jak to, co? Próbuje skoczyć.
– No i…?
– No i ogarnia go strach, więc wraca do domu.
– A potem?
– Robi mu się wstyd, że stchórzył, traci poczucie własnej wartości, wpada w depresję, nachodzą go myśli samobójcze, no i następnego dnia wraca na most.
– To żałosne – spostrzegłem.
D. żachnął się i wyraźnie maskując wzburzenie, wymamrotał:
– Ej ty, uważaj na słowa! To szanowany przedstawiciel naszej społeczności!
– Społeczności?!
– A co ty myślałeś? Życie samobójcy nie jest łatwe. Ludzie myślą, że jesteśmy szajbusami albo jakimiś popaprańcami. Nawet moja własna córka patrzy na mnie tak, jakbym chciał jej ojca zamordować…
27. (16 pkt.)
— Wiesz — odezwał się w końcu — te cwaniackie, popisowe samobójstwa już mnie meczą. Chyba robią to na złość.
— Samobójstwo?! — powtórzył X.
G. odwrócił ku niemu głowę.
— Okna zabezpieczone kratami półtoracentymetrowej grubości — powiedział. — Drzwi zamknięte od wewnątrz na klucz, który do tej pory tkwi w zamku. Od środka zabarykadowane kupą mebli. Drzwi na patio zamknięte na potężny rygiel. Żadnych śladów podkopu. Jeśli to było morderstwo, to morderca uciekając musiał położyć za sobą kafelki. Tylko że cała szpachlówka jest stara, a na dodatek z wierzchu pomalowana. Nie. Z tego pokoju nikt nie wychodził, nikt też się do niego nie włamał, z wyjątkiem nas, a jestem całkowicie pewien, że to nie nasza robota. To oczywiste samobójstwo, zaplanowane tak, żeby narobić nam kłopotu. Ciągle mam ochotę przymknąć nieboszczyka za marnowanie policyjnego czasu.
28. (4 pkt.)
Młodego medyka ogarnęło rozczarowanie: nigdy nie miał sposobności zbadania na zwłokach skutków działania cyjanku złota. Doktor X. zdziwił się, że nigdy nie spotkał go w Akademii Medycznej, ale spostrzegłszy, z jaką łatwością się rumieni, i rozpoznawszy jego andyjski akcent, natychmiast zrozumiał: najwidoczniej przybył do miasta całkiem niedawno. Powiedział: „Zaręczam, że nie zabraknie panu tutaj ofiar szaleńczej miłości, które stworzą taką okazję, i to niebawem”. I natychmiast po wypowiedzeniu tych słów uświadomił sobie, że choć pamięta niezliczoną ilość samobójstw, jest to dlań pierwszy przypadek, kiedy przyczyną użycia cyjanku nie była nieszczęśliwa miłość. Wówczas coś zmieniło się w tonie jego głosu.
- Kiedy natknie się pan na takiego, proszę zwrócić uwagę - powiedział praktykantowi. - Zazwyczaj mają piasek w sercu.
29. (8 pkt.)
Qqsyn patrzy w noc, słucha odgłosów zasypiającej wsi, przechylił głowę.
Po co żyć. Czytałem. Znam. Jedyny problem wagi ciężkiej: samobójstwo. Skoro i tak wszyscy umieramy. Skoro przemija uśmiech dziecka, pamięć uśmiechu i ten torcik pyszny. A nawet jak nie przeminą - są tylko uśmiechem, pamięcią, tortem, nic nie znaczą same przez się. Więc po co kolejny dzień, tydzień.
Paweł zabija komara.
Powiem ci, po co. Bo w weekend wypuszczamy wam nową plaję i już cię na nią nakręciliśmy, ty już na nią czekasz. Gdybyśmy nie potrafili nakręcić, to by nas nie najmowali. (Najęliby kogo innego). Więc nakręcamy, a jak się uodpornicie, to nakręcimy inaczej, lepiej; my albo inni my.
Po to. Po to właśnie.
Nie. Nie kupuję tego, Paweł.
Ale to prawda. TAKI JEST SENS ŻYCIA. To właśnie przeczołguje ludzi od wieczora do wieczora, od weekendu do weekendu.
Content z naszych mózgów.
Krew kreatywów.
===========
Dodane 29 września 2013:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu