Droga donikąd
Mogłoby się wydawać, że Franklin "Frank" i April Wheelerowie - małżeństwo z kilkuletnim stażem - są naprawdę szczęśliwi. No bo przecież mają siebie, dwójkę miłych dzieci, śliczny domek na przedmieściach, parę oddanych przyjaciół, opinię sympatycznych ludzi wśród sąsiadów, a do tego Frank ma pracę - może nielubianą, może bezsensowną, ale jednak zapewniającą utrzymanie rodziny. Czego chcieć więcej do szczęścia?
Cóż, Richard Yates pozwala na bardziej dogłębne przyjrzenie się rodzinie Wheelerów. I czytelnik stopniowo zaczyna ich dostrzegać takimi, jakimi naprawdę są. W oczach społeczności idealni, stanowią parę zmęczonych prowadzonym życiem frustratów, którzy postępują tak, jak wymagają tego od nich inni. Niezauważalnie dla siebie znaleźli się w gronie pospolitych, nieznośnie mieszczańskich małżeństw z przedmieść (co to rażą swoją przeciętnością, mają prostackie marzenia, lubują się w urządzaniu grillów, zachwycają się nową kosiarką, narzekają na szkoły, wymieniają się przepisami i uwielbiają obmawiać sąsiadów). A przecież tak bardzo pogardzali tymi pospolitymi Donaldsonami, Cramerami, Wingate'ami i Campbellami! Nagle okazuje się, że życie Wheelerów to jedna wielka szopka.
"Nierealistyczne jest to, że mężczyzna z takim potencjałem intelektualnym przez lata haruje jak pies w pracy, której nie znosi, wraca do domu, którego nie znosi, w dzielnicy, której nie znosi, do żony, która całkowicie jego uczucia podziela. (...) Oboje daliśmy się zaplątać w to złudzenie, ponieważ potwornym, obscenicznym złudzeniem jest pomysł, że ludzie muszą rezygnować z prawdziwego życia i »ustatkować się«, kiedy zakładają rodziny. To wielkie sentymentalne kłamstwo przedmieść"[1].
Bohaterowie padają ofiarą tego "sentymentalnego kłamstwa" - a dla czytelnika wszystko staje się jasne: skąd w pozornie idealnym małżeństwie tyle kłótni, tyle precyzyjnego zadawania sobie bólu. Skąd wrażenie, że te wszystkie szklanki do koktajli, kamienie w ogrodowej ścieżce, krakersy z mięsną pastą i niezasadzone rozchodniki otrzymane w prezencie od życzliwych sąsiadów to tylko marne rekwizyty w konformistycznej sztuce najeżonej konwenansami, jaką przyszło odgrywać Wheelerom (i właściwie również innym; niczego nieświadomym sąsiadom - Shepowi i Milly Campbellom, będącym ze sobą z wygody i przyzwyczajenia, czy Helen Givings, której ustabilizowane życie rujnuje chory psychicznie syn).
"Całe jego życie to łańcuch decyzji podejmowanych wbrew sobie? Przyjęcie beznadziejnie nudnej pracy, aby dowieść, że tak samo jak każda inna głowa rodziny potrafi być odpowiedzialny, przeprowadzka do przepłaconego, snobistycznego mieszkania, by dowieść własnej dojrzałej wiary w fundamentalne prawdy porządku i zdrowia, sprowadzenie na świat drugiego dziecka, by dowieść, że pierwsze nie było pomyłką, kupno domu na wsi, ponieważ taki był następny logiczny krok i Frank musiał dowieść, że jest w stanie to uczynić. Udowadniał i udowadniał. (...) To było takie groteskowe i proste"[2].
Szansą na ocalenie małżeństwa i odzyskanie życiowej satysfakcji ma być wyjazd do idealizowanej przez Wheelerów Europy, gdzie April sama mogłaby utrzymać rodzinę, a Frank znalazłby prawdziwy cel. Decyzja o wyjeździe do Paryża szokuje statecznych sąsiadów z Revolutionary Road, ale przynosi zawieszenie broni i porozumienie między małżonkami. Czy sentymentalne marzenia o wyjeździe do Europy ziszczą się? Czy między bohaterami na dobre zapanuje zgoda?
Akcja "Drogi do szczęścia" rozgrywa się w 1955 roku, a jednak tego zwyczajnie się nie czuje. Bo choć to era służbowych lunchów zakrapianych alkoholem, niepracujących matek i przepisujących wszystko na maszynie sekretarek (komputer jest kwestią niedalekiej przyszłości), wszystko pozostaje boleśnie aktualne. Frank, April, Milly czy pani Givings są tak precyzyjnie oddani pod względem psychologicznym, że nietrudno znaleźć te same typy osób we współczesnym nam świecie. Ich konflikty zaś - pomimo całej zmiany dekoracji - nic nie straciły na aktualności. A sama "Droga do szczęścia" - mimo że upłynęło tyle lat od jej napisania - wciąż porusza, wciąż przeraża, wciąż zaskakuje, wciąż wzrusza.
I to jest właśnie miernik dobrej literatury!
---
[1] Richard Yates "Droga do szczęścia", przeł. Alicja Siewior-Kuś, wyd. Sonia Draga, 2009, s. 126-128.
[2] Tamże, s. 71.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.