Dodany: 22.03.2012 15:36|Autor: frytek

Książki i okolice> Książki w szczególe> Lato (Jansson Tove)

Tłumaczenie do bani


Zygmunt Łanowski nie wyczuwa klimatu i książka brzmi kostropato, w porównaniu do tłumaczeń muminkowych (a styl autorki, jak mniemam, pozostaje ten sam). Facet poza tym nie ma pojęcia, że podczas tłumaczenia np. na jęz. polski, powinniśmy w miarę możliwości pisać tak, jak by napisali to Polacy. Przykład: być może po szwedzku o małej dziewczynce można mówić "dziecko", ale po polsku to chyba raczej tylko w sytuacjach naładowanych emocjonalnie? Można o dziewczynce mówić: "To dziecko mnie denerwuje", albo zwracać się do niej: "Dziecko, zamilknij wreszcie" itp.

Ale jakoś nie słyszałem aby w którejkolwiek polskiej (a nawet tłumaczonej) książce nazywano konsekwentnie dużą już dziewczynkę - dzieckiem. Strasznie mnie razi mnie w tej książce zestawienie:

"- Czy oni kopią wtedy dół? - zapytała dziewczynka.
- Tak - odparła babka - duży dół [...]
- Ale po co? - dopytywało się dziecko".

Rozumiecie? Zupełnie jakby w dyskusji udział brały trzy osoby. No, nijak mi to "dziecko" nie pasuje do takiej pannicy jak Sophia.
Być może w Szwecji tak się mówi, ale w Polsce nie, i tłumacz (albo redaktor) powinni zaadaptować tekst do polskich realiów.
Wyświetleń: 2727
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: frytek 22.03.2012 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Zygmunt Łanowski nie wycz... | frytek
Sam sobie odpisuję, bo czytam dalej i znowu szlag mnie trafia:

"- Pójdę się wykąpać - oznajmiło dziecko. Oczekiwało sprzeciwu, ale nie nastąpił. Rozebrała się więc, powoli i bojaźliwie. [...] Spuściła nogi do wody".

Litości.
Użytkownik: Szeba 22.03.2012 19:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Zygmunt Łanowski nie wycz... | frytek
Książka została wydana po polsku w 1972 roku i w tym prędzej upatrywałabym odstawania, choć powiem szczerze, że nawet w samych wyjętych z całości fragmentach nic mi tu nie zgrzyta. Łanowskiego znam z innych tłumaczeń i nie mam zarzutów. Przez czterdzieści lat język polski troszkę się zmienił. Wiele osób narzeka, że na gorsze.
Użytkownik: galenlomiel 22.03.2012 21:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka została wydana po... | Szeba
Mnie też jakoś to tłumaczenie nie raziło, brzmiało dokładnie tak jak książki "z epoki" (jakkolwiek ta epoka wcale taka dawna nie jest). I styl chyba jednak od muminkowego inny, dużo więcej w tej książce melancholii - i to innego typu niż np. w "Dolinie Muminków w listopadzie". Ale czytałam jakieś pół roku temu, musiałabym wrócić do książki, żeby dokładnie porównać.
Użytkownik: ka.ja 22.03.2012 20:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Zygmunt Łanowski nie wycz... | frytek
Faktycznie, ten cytat z Twojego autokomentarza jakiś kopnięty, ale zapewniam Cię, że w Polsce na małe dziewczynki mówi się "dziecko". Na małych chłopców takoż. Nie tylko byłam nazywana dzieckiem przez cały właściwy temu czas, ale i teraz mama się tak do mnie zwraca. Wielokrotnie też słyszałam, jak ktoś zwracał się do małej dziewczynki lub chłopca "Dziecko, jak ty mnie czasem denerwujesz" czy "Chodźże tu, dzieciaku".
Użytkownik: alva 22.03.2012 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Zygmunt Łanowski nie wycz... | frytek
W tym fragmencie to "dziecko" zabrzmiało jakoś tak bezosobowo, jakby postać była mało ważna.

A przy okazji przypomniała mi się podobna sytuacja, tyle że tłumaczona z rosyjskiego: matka zwraca się do córki słowami "Dziewczynko moja, zjadłaś już śniadanie?" Aż się wzdrygnęłam, bo po polsku to brzmi fatalnie, chociaż w rosyjskim jest na porządku dziennym.
Użytkownik: Tiste Andii 28.02.2023 09:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Zygmunt Łanowski nie wycz... | frytek
Trudno się zgodzić z wyrażoną powyżej krytyką i z sugerowaną strategią tłumaczenia. Oczywiście tłumacz musi mieć na uwadze by tekst w miarę był zrozumiały dla polskiego czytelnika. To: "zaadaptowanie do polskich realiów" nie może jednak iść wbrew swoistości tłumaczonego języka i wbrew wyborowi środków językowych autora.
Amerykanie bardzo często stosują formę: "you" w relacjach gdzie my użyjemy: "pan/pani" (podobnie czynią Szwedzi wybierając: "du" w miejsce "Ni"), czy mamy to "poprawiać" - bo w Polsce tak się nie mówi? Szwedzi preferują skracanie dystansu w relacjach społecznych, powiedzą "ty" do przełożonego, tak zwróci się student do wykładowcy. I nie jest to kwestia swoistości samego języka, a wyraz przemian społecznych. Znana jest anegdota, w której królewicz Gustaw Hohenzolern napotkał staruszkę z Dalarny i zapytał się jej jak w jej krainie tytułują się ludzie. Ta odpowiedziała, że "wszystkich nazywamy - ty" ("Vi kalla alla för du"), dodając zręcznie: "oprócz ciebie i twego ojca".

Jeśli będziemy stawiać na tłumaczenia w stylu: "bo tak się mówi w Polsce" zubożymy w ten sposób swój obraz świata. Co więcej, będzie to fałszywy obraz.
Szwedzi nie przepadają za trybem rozkazującym, zmiękczają zatem takie wypowiedzi tworząc konstrukcje, w których dziękują za coś co jeszcze nie zostało zrobione. Zauważono, że coraz częściej Szwedzi posługują się formą: "Dziękuję, ci!" w miejsce dawnego "Dziękuję!". A stosują taką formę w kontaktach z zupełnie obcymi osobami np. w pralni, u doradcy kredytowego. Taki konstrukt uważają za silniejszy. Gdy chcą wyrazić szczególnie gorące podziękowania sięgają po powtórzenie: "Dziękuję dziękuję!". Takie konstrukcje raczej obce są potocznej polszczyźnie, czy powinniśmy z tego powodu z nich rezygnować w tłumaczeniach?

W języku odbijają się różnice kulturowe, społeczne a nawet polityczne. Stosując się do zasady "bo w Polsce...", w jakiejś mierze pozbawiamy się możliwości poznania tych różnic. W ten sposób powstawałaby sztuczna sytuacja, w której na całym świecie ludzie "mówią jak Polacy". A jak - mówią, to po części tak samo myślą...
To tak ogólnie - co do preferowanej przez frytka metody.

Szwedzi nie różnią się od nas w zakresie frekwencyjności posługiwania się konstrukcjami typu: "dziecko zrobiło", nie różnią się też co do częstszego używania terminu: "dziecko" w stosunku do małej dziewczynki. Zatem za "kostropate brzmienie"; jeśli już; odpowiada autorka, a nie - bo tak się mówi w Szwecji. Na około 160 stronach oryginalnego wydania słowa: "dziecko" i "dzieci" (: barn, barnet, unge) w różnych konstrukcjach składniowych padają raptem 29 razy. Chyba nie aż tak często by aż tak to kogoś uwierało.
Skoro doświadczona pisarka zdecydowała się na tego typu konstrukcje, to raczej nie z powodu nagłej i chwilowej utraty stylu, tylko był to świadomy zabieg. Przy czym należy pamiętać, że w przypadku rozpatrywania: jak babka zwracała się do wnuczki, Jansson oddawała sposób mówienia kobiety urodzonej na początku lat osiemdziesiątych XIX wieku. Zważywszy, iż jest to książka biograficzna, możliwym jest też, że pisarka oddała indywidualną manierę Signe Hammarsten-Jansson.

Podobnie jak Zygmunt Łanowski postąpił Thomas Teal (który za przekład "Den ärliga bedragaren" dostał w 2011 Best Translated Book Award przyznawane przez Open Letter Books) tłumaczący tę książkę na angielski. W większości wiernie za oryginałem zachował inkryminowane konstrukcje, zarówno w wypowiedziach babki, jak i narratora, choć przecież nie są one typowe dla angielszczyzny.

"nijak mi to "dziecko" nie pasuje do takiej pannicy jak Sophia".

O wiele bardziej pasuje "dziecko" wypowiadane przez osiemdziesięciopięcioletnią babkę do sześcioletniej wnuczki, niż: "pannica". Pannica to dorastająca dziewczyna.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: