Dodany: 18.03.2012 22:22|Autor: dot59
Jak się żyje z legendą?
Zawsze mam mieszane uczucia w stosunku do autobiografii publikowanych przez osoby stosunkowo jeszcze młode (a w każdym razie na tyle młode, że znaczna część wspominanych przez nie ludzi żyje i ma się dobrze). Bo jeśli człowiek nie jest świętym – a iluż takich jest? – nie ma siły, by wszystkich krewnych, znajomych, współpracowników, postacie publiczne jednakowo lubił i oceniał jednakowo pozytywnie. A skoro jego opinia o tym i owym człowieku nie należy do pochlebnych, ma trzy wyjścia: a) nie pisać o nim w ogóle, co wzbudzi falę domysłów: dlaczego nie wspomina nic o Iksie, skoro tyle pisze o Igreku i Zecie?, b) napisać nieprawdę i narazić się na oskarżenia o hipokryzję, c) napisać prawdę i sprawić przykrość opisanej osobie i jej bliskim, a siebie wystawić na personalne napaści, towarzyski ostracyzm i inne niemiłe konsekwencje. Żadne z nich nie jest idealne… Autor może być więc pewien, że odbiór jego dzieła nie będzie jednoznaczny, zwłaszcza jeśli jest osobą powszechnie znaną.
W przypadku „Marzeń i tajemnic” wiadomo było od początku, że bez kontrowersji się nie obędzie, bowiem owymi marzeniami i tajemnicami dzieli się z czytelnikiem nie byle kto: żona człowieka-legendy, którego twarz kojarzona jest w całym świecie zachodnim z początkiem upadku komunizmu, pierwszego wybranego w wolnych wyborach prezydenta III RP. Z telewizyjnych ekranów i prasy znamy jej męża – bezkompromisowego i szczerego polityka o postawnej figurze, z patriarchalną miną i siwiejącym wąsem, utrzymującego wieloosobową rodzinę i reprezentującego ją wobec wszelkich instytucji i mediów - i ją, modelową matkę-Polkę, zajmującą się prowadzeniem domu i wychowywaniem sporej gromadki dzieci, nigdy nie wychodzącą przed szereg, o ile nie zmusiły jej do tego okoliczności. Wiemy prawie wszystko o wydarzeniach, które zaprowadziły stoczniowego elektryka i ekspedientkę z kwiaciarni na najbardziej eksponowane miejsca w państwie. A co wiemy o marzeniach i przeżyciach Danusi z ubogiej mazowieckiej wioski, którą te okoliczności uczyniły Pierwszą Damą? Skromna i pracowita dziewczyna nie była z tych, co to śnią o książętach i milionerach; tak, chciała czegoś więcej, ale to „coś” odnosiło się raczej do własnego rozwoju i własnych emocji niż do rzeczy materialnych. No i zaczęło się spełniać – radość z pierwszej pracy, z poznania sympatycznego młodzieńca, który w krótkim czasie został jej mężem, z pierwszego wynajmowanego pokoiku, gdzie mogli liczyć na odrobinę prywatności, z narodzin dziecka… A potem przyszedł grudzień '70 i pierwszy sygnał, że może być trudno: on zatrzymany przez milicję, ona sama z dwumiesięcznym niemowlęciem. A jeszcze później – znów sama, coraz częściej i coraz dłużej, tyle że dzieci przybywało. Więcej niż skromne warunki życia to nic; samotne borykanie się z trudami codzienności też można było znieść, zwłaszcza gdy się już wiedziało, że nieobecność męża to skutek służenia Wielkiej Sprawie. Ale jakże trudna musiała być świadomość, że nawet będąc z nim jest się cały czas obok… Bo on nie widzi potrzeby informowania najbliższej osoby o swoich planach i poglądach, nie bierze jej pod uwagę przy podejmowaniu decyzji wpływających na dalsze życie – nie tylko swoje, ale przecież także jej i dzieci. Bo on ma podświadomie wpojone przekonanie, że mężczyzna ma swój świat, a kobieta swój – i skoro on jest ze swojego zadowolony, to powinna być i ona. Bo kiedy wreszcie mają czas dla siebie, kiedy mogliby nadrobić te trzydzieści parę lat uczuciowego niedostatku, on, zamiast usiąść przy żonie i choćby tylko gestem dać jej do zrozumienia, że tak, jest mu potrzebna, tak, jest mu z nią dobrze - proponuje jej… ulokowanie się w dwóch osobnych pokojach i rozmowę przez Skype. Nie znamy takich historii z otoczenia? Ależ oczywiście, że znamy. Tylko że najczęściej „on” nie jest nikim wybitnym, a „ona” nie ma ani dość odwagi, ani możliwości, by podzielić się swoją bolączką z kimś więcej, nie tylko z matką, siostrą, przyjaciółką. I dlatego ta książka jest taka ważna.
Osobną kwestią jest jej strona literacka. Nawet po opracowaniu przez fachową siłę – dziennikarza Piotra Adamowicza - „Marzeń i tajemnic” nie da się porównać z takimi na przykład „Chwilami wolności” Virginii Woolf. Ale tego chyba nikt nie oczekiwał? Byłoby wręcz fałszerstwem nadawanie zwierzeniom pani Wałęsowej formy, jakiej można się spodziewać po dziele kobiety pracującej piórem. Podejrzewam, że celowo nie doszło do zbyt daleko idących ingerencji w tekst, dzięki czemu w dużej części sprawia on wrażenie opowieści spisywanej z taśmy – z powtórzeniami, ze słownictwem i konstrukcjami typowymi dla języka mówionego; i tak jest dobrze, tak jest autentycznie. Pamiętajmy, że to nie powieść i nie dziennik literacki – to świadectwo.
Że szczere – nie mamy wątpliwości. Czy szczerość ta powinna iść tak daleko, by powstał osobny rozdział „Ludzie na mojej drodze”, zawierający opinie autorki o licznych postaciach polskiej sceny politycznej z lat '80-'90, w większości żyjących i nadal obecnych w publicznej świadomości, to już sprawa dyskusyjna. Co innego wspomnieć konkretną osobę w jakimś kontekście, a co innego wyliczać: Iksa szanowałam, Igrek był nam życzliwy, za to Zet okazał się zdrajcą… To chyba najmniej udany aspekt „Marzeń i tajemnic”, podobnie jak wzbogacenie książki aneksem z wypowiedziami krewnych i znajomych autorki, niewnoszącymi więcej niż jej wcześniejsze zwierzenia, a tylko zapewniającymi o licznych pozytywnych cechach jej osobowości. Trochę to tak wygląda, jakby literacki opiekun pani prezydentowej uważał, że jej słowom trzeba dodać wiarygodności przez powtórzenie wiele razy, jaka z niej mądra, dobra, porządna, pracowita etc. osoba.
A naprawdę ważne jest to, co zostaje powiedziane wcześniej: nie tylko mężczyźni miewają marzenia i tajemnice – my też je mamy, nawet wtedy, gdy przez kilkanaście lat tylko biegamy od kuchenki do dziecięcego łóżeczka, od pralki do odkurzacza, z wywiadówki na targ… I żadna z aktualnych ani przyszłych żon nie marzy, by być „własnością męża, który powinien trzymać ją w kieszeni, ażeby jej świat nie widział”*.
---
* Danuta Wałęsa, „Marzenia i tajemnice”, opr. Piotr Adamowicz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, s. 379.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.