Dodany: 18.03.2012 22:22|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Marzenia i tajemnice
Wałęsa Danuta

Jak się żyje z legendą?


Zawsze mam mieszane uczucia w stosunku do autobiografii publikowanych przez osoby stosunkowo jeszcze młode (a w każdym razie na tyle młode, że znaczna część wspominanych przez nie ludzi żyje i ma się dobrze). Bo jeśli człowiek nie jest świętym – a iluż takich jest? – nie ma siły, by wszystkich krewnych, znajomych, współpracowników, postacie publiczne jednakowo lubił i oceniał jednakowo pozytywnie. A skoro jego opinia o tym i owym człowieku nie należy do pochlebnych, ma trzy wyjścia: a) nie pisać o nim w ogóle, co wzbudzi falę domysłów: dlaczego nie wspomina nic o Iksie, skoro tyle pisze o Igreku i Zecie?, b) napisać nieprawdę i narazić się na oskarżenia o hipokryzję, c) napisać prawdę i sprawić przykrość opisanej osobie i jej bliskim, a siebie wystawić na personalne napaści, towarzyski ostracyzm i inne niemiłe konsekwencje. Żadne z nich nie jest idealne… Autor może być więc pewien, że odbiór jego dzieła nie będzie jednoznaczny, zwłaszcza jeśli jest osobą powszechnie znaną.

W przypadku „Marzeń i tajemnic” wiadomo było od początku, że bez kontrowersji się nie obędzie, bowiem owymi marzeniami i tajemnicami dzieli się z czytelnikiem nie byle kto: żona człowieka-legendy, którego twarz kojarzona jest w całym świecie zachodnim z początkiem upadku komunizmu, pierwszego wybranego w wolnych wyborach prezydenta III RP. Z telewizyjnych ekranów i prasy znamy jej męża – bezkompromisowego i szczerego polityka o postawnej figurze, z patriarchalną miną i siwiejącym wąsem, utrzymującego wieloosobową rodzinę i reprezentującego ją wobec wszelkich instytucji i mediów - i ją, modelową matkę-Polkę, zajmującą się prowadzeniem domu i wychowywaniem sporej gromadki dzieci, nigdy nie wychodzącą przed szereg, o ile nie zmusiły jej do tego okoliczności. Wiemy prawie wszystko o wydarzeniach, które zaprowadziły stoczniowego elektryka i ekspedientkę z kwiaciarni na najbardziej eksponowane miejsca w państwie. A co wiemy o marzeniach i przeżyciach Danusi z ubogiej mazowieckiej wioski, którą te okoliczności uczyniły Pierwszą Damą? Skromna i pracowita dziewczyna nie była z tych, co to śnią o książętach i milionerach; tak, chciała czegoś więcej, ale to „coś” odnosiło się raczej do własnego rozwoju i własnych emocji niż do rzeczy materialnych. No i zaczęło się spełniać – radość z pierwszej pracy, z poznania sympatycznego młodzieńca, który w krótkim czasie został jej mężem, z pierwszego wynajmowanego pokoiku, gdzie mogli liczyć na odrobinę prywatności, z narodzin dziecka… A potem przyszedł grudzień '70 i pierwszy sygnał, że może być trudno: on zatrzymany przez milicję, ona sama z dwumiesięcznym niemowlęciem. A jeszcze później – znów sama, coraz częściej i coraz dłużej, tyle że dzieci przybywało. Więcej niż skromne warunki życia to nic; samotne borykanie się z trudami codzienności też można było znieść, zwłaszcza gdy się już wiedziało, że nieobecność męża to skutek służenia Wielkiej Sprawie. Ale jakże trudna musiała być świadomość, że nawet będąc z nim jest się cały czas obok… Bo on nie widzi potrzeby informowania najbliższej osoby o swoich planach i poglądach, nie bierze jej pod uwagę przy podejmowaniu decyzji wpływających na dalsze życie – nie tylko swoje, ale przecież także jej i dzieci. Bo on ma podświadomie wpojone przekonanie, że mężczyzna ma swój świat, a kobieta swój – i skoro on jest ze swojego zadowolony, to powinna być i ona. Bo kiedy wreszcie mają czas dla siebie, kiedy mogliby nadrobić te trzydzieści parę lat uczuciowego niedostatku, on, zamiast usiąść przy żonie i choćby tylko gestem dać jej do zrozumienia, że tak, jest mu potrzebna, tak, jest mu z nią dobrze - proponuje jej… ulokowanie się w dwóch osobnych pokojach i rozmowę przez Skype. Nie znamy takich historii z otoczenia? Ależ oczywiście, że znamy. Tylko że najczęściej „on” nie jest nikim wybitnym, a „ona” nie ma ani dość odwagi, ani możliwości, by podzielić się swoją bolączką z kimś więcej, nie tylko z matką, siostrą, przyjaciółką. I dlatego ta książka jest taka ważna.

Osobną kwestią jest jej strona literacka. Nawet po opracowaniu przez fachową siłę – dziennikarza Piotra Adamowicza - „Marzeń i tajemnic” nie da się porównać z takimi na przykład „Chwilami wolności” Virginii Woolf. Ale tego chyba nikt nie oczekiwał? Byłoby wręcz fałszerstwem nadawanie zwierzeniom pani Wałęsowej formy, jakiej można się spodziewać po dziele kobiety pracującej piórem. Podejrzewam, że celowo nie doszło do zbyt daleko idących ingerencji w tekst, dzięki czemu w dużej części sprawia on wrażenie opowieści spisywanej z taśmy – z powtórzeniami, ze słownictwem i konstrukcjami typowymi dla języka mówionego; i tak jest dobrze, tak jest autentycznie. Pamiętajmy, że to nie powieść i nie dziennik literacki – to świadectwo.

Że szczere – nie mamy wątpliwości. Czy szczerość ta powinna iść tak daleko, by powstał osobny rozdział „Ludzie na mojej drodze”, zawierający opinie autorki o licznych postaciach polskiej sceny politycznej z lat '80-'90, w większości żyjących i nadal obecnych w publicznej świadomości, to już sprawa dyskusyjna. Co innego wspomnieć konkretną osobę w jakimś kontekście, a co innego wyliczać: Iksa szanowałam, Igrek był nam życzliwy, za to Zet okazał się zdrajcą… To chyba najmniej udany aspekt „Marzeń i tajemnic”, podobnie jak wzbogacenie książki aneksem z wypowiedziami krewnych i znajomych autorki, niewnoszącymi więcej niż jej wcześniejsze zwierzenia, a tylko zapewniającymi o licznych pozytywnych cechach jej osobowości. Trochę to tak wygląda, jakby literacki opiekun pani prezydentowej uważał, że jej słowom trzeba dodać wiarygodności przez powtórzenie wiele razy, jaka z niej mądra, dobra, porządna, pracowita etc. osoba.

A naprawdę ważne jest to, co zostaje powiedziane wcześniej: nie tylko mężczyźni miewają marzenia i tajemnice – my też je mamy, nawet wtedy, gdy przez kilkanaście lat tylko biegamy od kuchenki do dziecięcego łóżeczka, od pralki do odkurzacza, z wywiadówki na targ… I żadna z aktualnych ani przyszłych żon nie marzy, by być „własnością męża, który powinien trzymać ją w kieszeni, ażeby jej świat nie widział”*.



---
* Danuta Wałęsa, „Marzenia i tajemnice”, opr. Piotr Adamowicz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, s. 379.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 12559
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 28
Użytkownik: norge 19.03.2012 14:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Zawsze mam mieszane uczuc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Moja mama dostała "Marzenia i tajemnice" na Gwiazdkę. Czekałam aż ktoś napisze jej recenzje. I oto jest :) Będę czytać w lecie. Choć pod wieloma względami Danuta Wałęsowa mnie irytuje, ale z drugiej strony jest tak bardzo typową przedstawicielką pewnej grupy polskich kobiet - do tej pory zawzięcie milczących - że nie sposób zamknąć na to oczy. Ciekawa jestem, czy pojawił się w książce temat religii, katolicyzmu, wiary itp.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.03.2012 18:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja mama dostała "Marzen... | norge
Tak, oczywiście, jest cały rozdział poświęcony papieżowi Janowi Pawłowi II oraz wzmianki o innych znanych duchownych i liczne odniesienia do religii w poszczególnych rozdziałach. Ale raczej nie w aspekcie poglądów jako takich, tylko o uroczystościach religijnych, o życiu "zgodnie z Bogiem".
Wartość publicystyczna przeważa nad literacką, co słusznie zauważył Misiak poniżej.
Użytkownik: misiak297 19.03.2012 16:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Zawsze mam mieszane uczuc... | dot59Opiekun BiblioNETki
A mnie ta stylistyka uwierała jak kamyk w bucie:D O!:) A książka poza względami literackimi, jeśli nie dobra, to na pewno ciekawa.
Użytkownik: Fiona54 30.03.2012 18:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Zawsze mam mieszane uczuc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Wydaje mi się, że książka pani Wałęsy jest ważna, dlatego że jest niezwykle szczera. Pani Danuta wyraża w niej swoje emocje i jeśli kogoś nie lubi lub uważa, że postąpił źle, to po prostu o tym pisze. Pani Danuta nie udaje, jest sobą. Byłam na jej spotkaniu autorskim i tam, odpowiadając na pytania czytelników, była równie bezkompromisowa. Wydaje mi się, że to słuszna postawa. Nie miałoby sensu udawanie , że "zdrady", o których pisze, nie bolały ją i jej męża. My oczywiście możemy oceniać sytuację zupełnie inaczej.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 30.03.2012 21:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje mi się, że książka... | Fiona54
Też uważam, że szczerość jest ważna. Ale zupełnie inaczej wygląda wspomnienie o nielojalności kogoś z przyjaciół w tekście opowieści, przewijające się płynnie pomiędzy innymi faktami, a inaczej osobne wyliczanie: ten dobry, ten zły.
Użytkownik: Annvina 13.06.2012 14:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Zawsze mam mieszane uczuc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Twoja recenzja, a także rozmowa w Literadarze sprawiły, że gdy zobaczyłam tę książkę na półce u koleżanki porwałam ją migiem – za wiedzą i zgodą właścicielki oczywiście – i również migiem przeczytałam.
Teraz mam bardzo mieszane uczucia. Wypunktuję kilka bardzo osobistych refleksji:
1. Mój Boże! Prosta kobieta, z małej wioski, która edukację skończyła na szkole podstawowej, została pierwszą damą RP, żoną człowieka legendy, laureata Nagrody Nobla, spotykała się z licznymi głowami państw – także koronowanymi!!!
2. Mój Boże! Pierwsza dama RP, żona człowieka-legendy, laureata Nagrody Nobla, która spotykała się z licznymi głowami państw – także koronowanymi, pochodzi z małej wioski, a edukację skończyła na szkole podstawowej!!!
3. Ależ z tego Wałęsy to jednak był zły mąż! To moja obiektywna opinia. Pani Wałęsowa tego wprost nie napisała, ale dla mnie człowiek, który nie rozmawia ze swoją żoną na temat swoich planów, zamiarów, wątpliwości, uczuć nie jest dobrym mężem... nawet jeśli jest/był zaangażowany w wielką politykę. Chyba należę do innego pokolenia kobiet, które jednak więcej, a może innych rzeczy oczekują, żeby nie powiedzieć wymagają, od partnera.
4. Dlaczego ona nie walczyła o jego uwagę, o godne miejsce przy jego boku, dlaczego godziła się stać na uboczu, zawsze pół kroku za nim? Och, ja bym już takiemu mężowi pokazała, gdzie moje miejsce w małżeństwie! Ale ja mam też zupełnie inny charakter niż pani Danuta.
5. Rozumiem, że stylistyka wypowiedzi wskazuje na autentyczność tych wspomnień; sprawia wrażenie, że autorka opowiada o swoim życiu kilku koleżankom w zaciszu własnego domu. Bardzo prosty język. Liczne powtórzenia. Rozumiem to, ale po kilkuset stronach ten styl zaczął mnie męczyć. Jestem przekonana, że bez większej szkody dla treści można by tę książkę skrócić o co najmniej jedną trzecią.
6. O rozdziale ludzie na mojej drodze i wspomnieniach o pani Wałęsowej napisałaś dokładnie to, co myślę. Bez tych dwóch rozdziałów książka byłaby zdecydowanie lepsza.
7. Ostatnia rzecz, która mnie zadziwia zawsze – czy dotyczy sąsiada z osiedla czy legendarnej pary prezydenckiej – zwłaszcza w ostatnich dekadach XX wieku. Jak w dwupokojowym mieszkaniu można zdecydować się na piąte dziecko? Przy mężu, którego więcej nie ma w domu, niż jest... Nie wspomnę o szóstym, siódmym i ósmym... Może to dlatego, że pochodzę z małej rodziny, wielodzietność to dla mnie prawie egzotyka – zarówno pod wzgledem finansowym, jak i emocjonalnym. Moja Mama zawsze wiedziała o moich sprawach, znała moje koleżanki, chłopaków, wiedziała, co lubię, o czym marzę, czego się boję, czym się interesuje. Zawsze ze mną rozmawiała. Czy to jest możliwe przy ósemce dzieci? Nie wspominająć już o tym, że zawsze miałam swój pokój. Matka-Polka? Nie dla mnie.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.06.2012 20:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Twoja recenzja, a także r... | Annvina
Bardzo fajnie wypunktowałaś to, co zwraca uwagę. Jeśli chodzi o punkty 3,4,7 - ja jestem zaledwie 10 lat młodsza od pani Wałęsowej, a też z trudem w głowie mi się mieści, że kobieta może być tak zagoniona w kąt, w ogóle nie mieć miejsca dla siebie (nie w sensie terytorialnym, tylko psychicznym), i nawet nie próbować sobie tego miejsca wyegzekwować. No ale też są to przede wszystkim kwestie środowiskowe i religijne, wiesz, "mąż i żona od Boga przeznaczona" plus "da pan Bóg dzieci, da i na dzieci" - te hasła datują się pewnie na parę stuleci wstecz, a kto wtedy myślał o dobrostanie emocjonalnym kobiet i dzieci...
Użytkownik: Annvina 14.06.2012 12:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo fajnie wypunktował... | dot59Opiekun BiblioNETki
Otóż to! Parę stuleci wstecz! Czyli średniowiecze :) Ja myślę, że nawet mojej babci nie mieściłoby się w głowie takie życie...
I wiesz co jeszcze mnie zaskoczyło? Brak rozmowy. Z jednej strony pani Danuta pisze, że lubi spotykać się z ludźmi, że lubi z nimi rozmawiać, że każda rozmowa wnosi coś nowego (przywołuję to z pamięci, nie mam już książki pod ręką), a z drugiej strony – nie rozmawia ze swoim mężem, nie rozmawia ze swoimi dziećmi, kiedy jest w ciąży z pierwszym dzieckiem nie ma z kim porozmawiać - rodzina daleko, koleżanek nie miała... Dziwne, bardzo dziwne.
I ten brak rozmowy z dziećmi! Jej szóste i siódme dziecko – Ania i Marysia urodziły się w 1980 i 1982 roku, ja w 1981 – mogę więc pokusić się o pewne porównania... Pamiętam, że w domu mówiło się i o grudniu 70’ i o Sierpniu i o stanie wojennym, a potem na przełomie 89 i 90 roku polityka nie schodziła z ust „dorosłych”. A ja chciałam wiedzieć, pytałam i dostawałam odpowiedzi - dostosowane do mojego poziomu oczywiście. Mieszkaliśmy wtedy za granicą, pytałam, dlaczego w Polsce jest tak, jak jest, a w Danii jest inaczej i czy to się teraz zmieni – i mama ze mną rozmawiała, tłumaczyła, opowiadała. Podejrzewam, że wtedy więcej wiedziałam o polskiej polityce, niż dzieci państwa Wałęsów. Tłumaczenie, że pani Danuta chciała swoje dzieci chronić nie przemawia do mnie. Z resztą sama w pewnym momencie ze zdziwieniem konstatuje, że jej wnuk w wieku bodajże 9 czy 10 lat już tak dużo wie i tak dużo rozumie, a ona swoim dzieciom nic nie mówiła i nic nie tłumaczyła, gdy były w tym wieku. Pisze „wtedy z dziećmi się nie rozmawiało” Czyżby?
Tak dużo o tym piszę, bo dla mnie rozmowa jest bardzo ważna!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.06.2012 13:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Otóż to! Parę stuleci wst... | Annvina
Ha, ja też jestem z rodziny rozmawiającej, chociaż nie było tak, że do każdego mogłam się zwrócić z pytaniami o wszystko - dziadkowie jedni i drudzy (bez wykształcenia) byli raczej od takich rzeczy praktycznych, od wyjaśniania, w którą stronę trzeba przełożyć nitkę przy heklowaniu, z czego się robi krochmal i ile gotuje, dlaczego na jednym polu się stale sieje to samo, a na innym dwie rośliny na zmianę i co ma w środku lokomotywa. A rodzice tłumaczyli, dlaczego z dwojga złego lepszy Gierek niż Gomułka, czemu 2/3 akcji Trylogii dzieje się na terenach należących do ZSRR i co to jest Wolna Europa :-). I zawsze u nas była tradycja opowiadania o jakichś zabawnych czy ciekawych historiach rodzinnych, albo usłyszanych od sąsiadów. Tak że ja w ogóle nie wyobrażam sobie rodziny, gdzie się nie rozmawia. Ale może jak się ma do ugotowania, uprania, uprasowania na dziesięć osób, stale w domu ktoś czegoś chce, ktoś wchodzi, ktoś wychodzi, tego się woła, temu nos obciera, to czy w ogóle ma się czas na mówienie?
Użytkownik: norge 14.06.2012 14:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha, ja też jestem z rodzi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Właśnie zaczęłam czytać tą książkę i z zaciekawieniem zerkam do waszej dyskusji. Pierwsze moje wrażenie jest takie, że postać Danuty, która powoli mi się z tych kartek wyłania; jej poglądy na życie, na małżeństwo i macierzyństwo - niepomiernie mnie irytuje. Może dlatego, że odnajduję w tym wszystkim pewne elementy tego, w czym nigdy w życiu nie chciałabym się znaleźć.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.06.2012 14:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie zaczęłam czytać t... | norge
A mnie jej żal. Wyobrażam sobie siebie w podobnym położeniu i robi mi się diabelnie smutno...
Użytkownik: norge 14.06.2012 17:49 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie jej żal. Wyobrażam... | dot59Opiekun BiblioNETki
O tak, u mnie ta irytacja - nie na samą autorkę, ale bardziej na szeroko rozumiane środowisko, które taką życiową postawę i pana Wałęsy i jego żony uformowało - miesza się z żalem i smutkiem, że tak to wszystko wyglądało.

Jestem już w połowie książki i czytam z wielkim zainteresowaniem. Myślałam, że spadnę z krzesła jak się dowiedziałam, że Wałęsa nawet nie raczył skonsultować ze swoją żoną decyzji, że to ona ma jechać do Oslo po odbiór nagrody Nobla. Po prostu poinformował dziennikarzy, że Danuta go będzie na tej uroczystości reprezentować, a po przybyciu do domu zawiadomił ją, że ma pojechać i Nobla odebrać...

Uff, wszystkie te sytuacje poruszają we mnie jakieś ukryte struny, dawno zapomniane emocje, przebłyski jakichś moich własnych wspomnień.
Użytkownik: misiak297 14.06.2012 18:40 napisał(a):
Odpowiedź na: O tak, u mnie ta irytacja... | norge
Mnie też żal przede wszystkim pani Danuty. Tym lepiej, że ta historia znalazła taki finał - nagle z wysoko postawionej Matki Polki i zahukanej żony stała się prawdziwą celebrytką... Pomijam wartość literacką tej pozycji, ale pod względem społecznym jest ogromna!
Użytkownik: Annvina 14.06.2012 14:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha, ja też jestem z rodzi... | dot59Opiekun BiblioNETki
"Ale może jak się ma do ugotowania, uprania, uprasowania na dziesięć osób, stale w domu ktoś czegoś chce, ktoś wchodzi, ktoś wychodzi, tego się woła, temu nos obciera, to czy w ogóle ma się czas na mówienie?" No właśnie!!!
Mnie też Dziadek tłumaczył skąd się biorą pioruny i błyskawice, a Mama co to jest rubel transferowy :)
Mnie też trudno jest wyobrazić sobie rodzinę, gdzie się nie rozmawia, choć niestety wiele jest takich rodzin, gdzie rozmawia się tylko na takie zupełnie przyziemne praktyczne tematy - rachunki, obiad, kupno odkurzacza...
Użytkownik: nainala 17.06.2012 02:55 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ale może jak się ma do u... | Annvina
Nie możesz porównywać swojego domu do innych domów. W jednym ważne jest jak zasiać pole, a w drugim co to jest rubel transferowy.
Użytkownik: Marylek 14.06.2012 20:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha, ja też jestem z rodzi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przy heklowaniu! Jak miło! Jak ja już dawno tego słowa nie słyszałam! :-)))))
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.06.2012 20:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Przy heklowaniu! Jak miło... | Marylek
A jak ja tego dawno nie robiłam! Podejrzewam, że wyszłam z wprawy, bo ostatnie moje dzieła to były kołnierzyki dla bratanic, gdy chodziły do przedszkola, czyli jakieś 20 lat temu...
Użytkownik: hburdon 15.06.2012 10:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Otóż to! Parę stuleci wst... | Annvina
Oni byli jednak na pierwszej linii tego frontu. Kilka słów nieopatrznie wypowiedzianych przez ośmioletnie dziecko w szkole mogło prawdopodobnie stać się źródłem niemałych kłopotów. Więc może między innymi stąd niechęć do wciągania dzieci w politykę.
Użytkownik: Annvina 15.06.2012 13:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Oni byli jednak na pierws... | hburdon
Nie chodzi mi o wciąganie dzieci w polityke, raczej wyjaśnienie, co się dzieje, i jakie zmiany to oznacza dla nas, jako dla rodziny. Z pewnością sama wiesz, że dzieci bardzo dużo zauważają a jeszcze więcej wyczuwają, zwłaszcza gdy coś się w rodzinie dzieje, więc żeby czuły się bezpiecznie, lepiej z nimi porozmawiać niż pozwalać na domysły.
Użytkownik: hburdon 15.06.2012 14:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie chodzi mi o wciąganie... | Annvina
Wiem też, że jak mi rodzice i dziadek parę rzeczy wytłumaczyli, to zaraz wdałam się w raczej niestosowną dyskusję z nauczycielem historii. Tylko że to był koniec, a nie początek lat osiemdziesiątych, i nie byłam córką czołowego opozycjonisty kraju, więc uszło mi to na sucho.
Użytkownik: aleutka 15.06.2012 11:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Otóż to! Parę stuleci wst... | Annvina
No nie, sredniowiecze to jednak ten tysiac lat wstecz jest, tu sie klania raczej wiek dziewietnasty. I tez roznie wtedy bywalo - na plebanii w Haworth z dziecmi rozmawialo sie o wszystkim, lacznie z polityka i mogly odpowiadac w sposob, ktory ogol uznalby za pyskowanie (Anno, gdzie twoje nogi? Na podlodze ciociu...) a w innych domach byli mezowie, ktorzy decydowali, ze przyczyna slabowitosci zony sa jej bujne wlosy i biale zeby - wiec wszyskie zeby trzeba wyrwac a wlosy ogolic. Jaz rzadko placze nad ksiazkami, ale jak to przeczytalam to najpierw nie moglam uwierzyc a potem - sie uspokoic...
Użytkownik: Annvina 15.06.2012 13:20 napisał(a):
Odpowiedź na: No nie, sredniowiecze to ... | aleutka
No no, średniowiecze według różnych szkół skończyło się pod kienic XV lub na początku XVI wieku :)

Włosy! Zęby! Takiemu mężowi zęby powyrywać!!!
Użytkownik: aleutka 15.06.2012 18:01 napisał(a):
Odpowiedź na: No no, średniowiecze wedł... | Annvina
Niezaleznie od tego kiedy sie konczylo, kobiety mialy wtedy wiecej praw niz w wieku XIX (jesli wierzyc Regine Pernaud):)

Ja nie wiem, co jest z tymi wlosami. Kiedy wrocilam do Jane Eyre jako osoba dorosla uderzyla mnie scena, ktorej z poprzedniej lektury w ogole nie pamietalam. W Lowood jest wizytacja pana Brocklehursta i pan przelozony jest zgorszony ze jedna z uczennic ma takie krecone wlosy, to proznosc i rozpusta. Panna Temple probuje wytlumaczyc, ze wlosy tej dziewczynki kreca sie z natury, na co pan Brocklehurst stwierdza ze to i tak zgorszenie nieziemskie i nakazuje je obciac - dla dobra rzeczonej dziewczynki, zeby ja cwiczyc w skromnosci...
Zupelnie nie rozumialam swojej furii. W porownaniu z glodzeniem, biciem, ponizaniem i straszeniem mekami piekielnymi - obciecie wlosow powinno sie wydawac relatywnie niewielkim wykroczeniem. No ale oczywiscie glownym grzechem tej dziewczynki jest chyba fakt, ze pan Brockehurst uznal ja za atrakcyjna - choc oczywiscie w zyciu by sie do tego nie przyznal zapewne.
Użytkownik: nainala 17.06.2012 02:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Otóż to! Parę stuleci wst... | Annvina
Jedni ludzie potrafią rozmawiać z dziećmi, inni nie i nie zależy to od wykształcenia. Może takie wzorce wyniosła ze swojego domu rodzinnego?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.06.2012 13:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Jedni ludzie potrafią roz... | nainala
Tak właśnie myślę, na pewno nie od wykształcenia, bo przecież na wsiach, gdzie ludzie całymi pokoleniami nie wykraczali poza ukończenie podstawówki, a do połowy XX w. bywali w ogóle niepiśmienni, w wielu domach też z dziećmi rozmawiano, choć może bardziej na zasadzie opowiadania, przekazywania jakichś przyjętych zwyczajów. Przecież cała kultura i obyczajowość ludowa, i w Polsce, i w najróżniejszych innych krajach trwała głównie za pośrednictwem przekazów ustnych.
Użytkownik: Zbojnica 25.06.2012 18:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Zawsze mam mieszane uczuc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Pomyślało mi się, że to jedna z lepszych książek o emancypacji. Danuta Wałęsa więcej dobrego zrobiła tymi wspomnieniami dla polskich kobiet niż Kazimiera Szczuka, Kinga Dunin i inne czołowe feministki. Sama autorka chyba też nigdy tak dużo dla siebie nie zrobiła...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 25.06.2012 19:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Pomyślało mi się, że to j... | Zbojnica
Zgadzam się z Tobą w zupełności. Tym bardziej, że publicystykę feministyczną czytują raczej z założenia kobiety bardziej świadome, które już wywalczyły sobie jakąś pozycję czy też są tego bliskie. Natomiast po te wspomnienia może sięgnąć każda kobieta, nawet niewykształcona i zupełnie zapędzona w kąt przez oczekiwania środowiska, której dokładnie "wisi" tak gorąco przewalczana przez nasz aktyw feministyczny kwestia nazewnictwa zawodów, za to która chciałaby właśnie zwykłego szacunku, docenienia swojej obecności przez rodzinę, dla której tyra od rana do wieczora, jakiegoś czułego słowa czy propozycji pomocy od pana małżonka.
A w zasadzie to powinni przeczytać i mężczyźni. Zwłaszcza ci, którzy z własnego wyboru sami utrzymują rodzinę, uważając, że jeśli systematycznie dostarczają żonie pieniądze i raz w roku zawiozą ją autem na wczasy (albo i tego nie), to już spełnili cały wobec niej obowiązek i czego ona jeszcze chce?
Użytkownik: misiak297 25.06.2012 20:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Pomyślało mi się, że to j... | Zbojnica
Zgadzam się z Tobą.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: