Dodany: 21.05.2011 12:28|Autor: analaw
Czytajcie Fleszarową
Obiecywałam sobie, że o Fleszarowej nie napiszę już ani słowa więcej, bo to w końcu stanie się nudne i dla piszącej, i przede wszystkim dla potencjalnych czytelników. Po lekturze powieści "Pozwólcie nam krzyczeć" jednak nie wytrzymałam. W nawiązaniu do tego dramatycznego tytułu ja też mam ochotę trochę pokrzyczeć, ale oczywiście na całkiem inny temat. Chciałabym się przebić przez cały hałas reklamowy dotyczący nowości wydawniczych ze swoim apelem: "Ludzie, czytajcie Fleszarową!". Tak cicho o niej ostatnio, a tak bardzo warto ją poznać. Przekonuję się o tym z każdą kolejną jej książką coraz bardziej. Dzisiaj, kiedy półki księgarskie zapełnione są miałkimi bestsellerami o poszukiwaniu siebie i sensu tego świata, na przykład gdzieś nad ustronnym rozlewiskiem lub w podróży z modlitwą i jedzeniem w tle, taka literatura jak twórczość Fleszarowej - to prawdziwa poezja i majstersztyk. To w niej odkryjemy prawdziwy sens istnienia, istotę człowieczeństwa, to w niej - szukając wraz z zagubionymi bohaterami - możemy naprawdę siebie odnaleźć. I robimy to z ogromną satysfakcją wynikającą z poczucia, że mamy do czynienia z piękną polszczyzną, niebanalną fabułą, po prostu z bardzo dobrą literaturą.
"Pozwólcie nam krzyczeć" opowiada o losach Magdaleny, młodej warszawianki, córki profesora medycyny, która zostaje wywieziona na roboty w głąb Niemiec. W pozornie bezpiecznym bawarskim miasteczku nie zostaje jej oszczędzone nic z koszmarów wojny, takich jak głód, strach czy śmierć bliskich, ale tam też doświadcza piękna w postaci miłości i przyjaźni. Los stawia ją w szeregu z wielonarodowościową grupą przymusowych robotników z całej Europy oraz z rodowitymi mieszkańcami miasta. Skomplikowane relacje między nimi, solidarność, rodzące się zaufanie, gorycz przegranej i nadzieje ostatecznego zwycięstwa towarzyszą bohaterom po obu stronach barykady. A postaci w powieści są nietuzinkowe, pięknie nakreślone i pięknie opowiedziane przez panią Muskat. Oto Piotr, Polak, mroczny i tajemniczy, bo też ma wiele do ukrycia przed światem, boi się miłości, nie ufa nikomu, ale do końca się nie poddaje. Oto Gaston, niezwykle przystojny Francuz, w którym kochają się wszystkie kobiety z okolicy, inteligentny, wrażliwy, lojalny do końca. Philomena, pianistka z Belgii, przyjaciółka Magdaleny, trzeźwo stąpająca po ziemi, dopóki nie zetknie się z klawiaturą fortepianu. Obok cudzoziemców mamy tu całą plejadę niejednoznacznych postaci niemieckich. Ernest Waldemar, kierownik fabryki, w której pracuje Magdalena, młody, ludzki i wyrozumiały, chciałby się trzymać jak najdalej od wojny, ale mu się to nie udaje. Erna, piękna młoda kobieta, czekająca na swego męża, ale bez lęku, bo mąż jest w Polsce, a tam jest przecież bezpiecznie i spokojnie, tu na miejscu niesie pomoc wszystkim potrzebującym. Jest jeszcze młodociany bandyta z Hitlerjugend, księgarz wbijający kolorowe chorągiewki na mapie zwycięstw III Rzeszy, ksiądz niosący pocieszenie zarówno zwycięzcom, jak i zwyciężonym. Do głębi porusza stary listonosz Thiel, który nie jest już w stanie dostarczać swoim wieloletnim znajomym zawiadomień o śmierci ich najbliższych. Długo nie zapomnę stomatologa i jego rodziny. Przed wojną w swoim miasteczku był cenionym i szanowanym lekarzem. Ożeniony z miejscową Żydówką, miał z nią żydowskiego syna, i choć wcześniej nikomu to nie przeszkadzało, teraz został znienawidzony przez swoich rodaków. Właśnie od swoich współbraci dostaje nakaz przesiedlenia do spokojnego miasteczka dla Żydów na południu Polski - Auschwitz. Ambiwalentne uczucia targają bohaterami i czytelnikami. Z jednej strony nasz stosunek do Niemców jest wrogi i nieprzejednany za ten "potop nienawiści, którym zalali Europę"[1], z drugiej po ludzku im współczujemy, a bohaterom powieści niejednokrotnie blisko jest do prawdziwej przyjaźni. Rzadko zdarza się nam być po drugiej stronie frontu, a tu właśnie mamy taką możliwość. Poznajemy normalne niemieckie kobiety, które tęsknią za swoimi mężami walczącymi gdzieś w świecie, kobiety, które do końca wierzą w dobroć i łagodność swoich mężczyzn. Poznajemy też ludzi, którzy znają owych mężów jako obozowych oprawców. Widzimy wojnę nie tylko oczami narodów podbitych, ale też oczami tymczasowych zwycięzców. Ofiarami wojny są tu wszyscy, bo przecież "ludzie, którzy przez lata patrzyli, jak łatwo wszystko rozpada się w gruzy, nie potrafią już na serio niczego budować[2].
Niezwykle barwne postacie są wielką wartością powieści. Ale nie jedyną. Pisałam już o pięknym języku i wciągającej fabule. Pozostaje jeszcze część pozawerbalna, nieuchwytne imponderabilia, które wpływają na czytelnika i nie dają o książce zapomnieć. Losy bohaterów, ich przeżycia, przemyślenia, rozmowy o życiu, wszystko to zmusza do myślenia, do odpowiedzi na niepostawione wprost, acz oczywiste pytania o sens. Sens wojny, sens istnienia, sens człowieczeństwa. Dodatkową siłę powieści stanowi fakt, że opisane zdarzenia nawiązują do osobistych przeżyć samej autorki. W tym kontekście wyjątkowo szczerze i głęboko poruszająco brzmią słowa: "Pozwólcie nam krzyczeć! Co nam więcej zostało? Tylko krzyczeć, krzyczeć na całe gardło z bólu, wstrętu, rozpaczy i nienawiści. Krzyczeć! Krzyczeć do obłędu! Coście z nami zrobili? Kto wam na to pozwolił?"[3].
Dawno już żadnej książce nie postawiłam szóstki. "Pozwólcie nam krzyczeć" zasługuje na nią bez wątpienia.
---
[1] Stanisława Fleszarowa-Muskat, "Pozwólcie nam krzyczeć", Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1975, s. 236.
[2] Tamże, s. 344.
[3] Tamże, s. 426.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.