Dodany: 21.03.2011 17:48|Autor: carmaniola

Literatura latynoamerykańska - pisarze urodzeni 1950-1976


Próbowałam sobie poskładać jakoś literaturę iberoamerykańską pisarzy najmłodszego pokolenia (po przyjrzeniu się konkretnym liczbom wychodzi, że nie takiego znowu najmłodszego) i dopiero podczas tworzenia spisu uświadomiłam sobie jak liczne to pokolenie jest, jak bardzo różnorodne są ich utwory i jak wiele pozycji jeszcze przede mną. Uznałam, że najprościej będzie, jeśli za punkt wyjścia przyjmę programowe ugrupowania, w których część tych twórców się skupia (w każdym razie ta część, o której wiem).

McOndo

Nazwa utworzona z połączenia nazw barów McDonald’s i sieci hoteli Condo a jednocześnie nawiązująca do marquezowskiej fikcyjnej wioski ze "Stu lat samotności". W grupie tej znajdziemy Alberta Fugueta (twórce nazwy), Edmunda Paza Soldana, Jorge Franco, Jaime Bayly’ego i Rodriga Fresana i chyba (co on tam robi?) Robert Bolano.
Zbuntowani młodzi odcinają się od realizmu-magicznego i jego estetyki, pragną przedstawiać świat w jego czystej, brutalnej często postaci.

„Nasz kraj McOndo jest [ ... ] przeludniony, zanieczyszczony, z autostradami, metrem, kablówką i przedmieściami. W McOndo są McDonaldy, komputery Mac i kondominia, oprócz pięciogwiazdkowych hoteli wybudowanych za prane pieniądze i gigantycznych centrów handlowych. W naszym McOndo, tak jak w Macondo, wszystko może się zdarzyć, tyle że u nas, jeśli ludzie latają, to dlatego że są w samolocie albo się naćpali (cyt. za: Pindel 2004, s. 195)”.*

piszą we wstępie do wspólnie wydanej antologii opowiadań.

„Hugo Achugar twierdzi, może nieco przesadnie, że termin "literatura latynoamerykańska" stał się dziś wstydliwą etykietą i że młodzi pisarze, wobec jej zniekształconego realizmem magicznym wizerunku, bronią koncepcji "literatury powszechnej odlatynoamerykanizowanej" (2006, s. 209).

Niewątpliwie jednak, pomni lekcji Borgesa, pragną być nie tyle Latynosami, co "dobrymi, a przynajmniej znośnymi pisarzami".*

Ja bym powiedziała, że mocno przesadnie twierdzi. Realizm magiczny wyruszył w świat, wciąż ewoluuje i czerpie z całkiem odmiennych wzorów, więc nie jest jednoznacznie kojarzony z literaturą iberoamerykańską. Teraz. A Borges co prawda powiedział, że nie trzeba być Latynosem i wystarczy być dobrym pisarzem, ale też nigdy nie przekonywał, że jedno z drugim się kłóci. Poza tym czy odarcie Iberoameryki z przydanej jej niegdyś cudowności to naprawdę taka wielka zmiana? Wszak poza magią, była w tamtych utworach spora dawka realizmu, a nawet naturalizmu. Nigdy nie była to cudowność słodka.

I trochę się obawiam, że tego pędu ku "odlatynizowaniu" powieści iberoamerykańskiej. Czy postępująca globalizacja i homogenizacja kultur, sprawia że zniknęły już wszelkie różnice, albo czy te istniejące należy pomijać jako nieistotne i ukazywać czytelnikom wyłącznie świat jaki mogą znaleźć za własnym oknem? No ja nie wiem…

Uważam, że to wartościowe, że istnieją pomiędzy ludźmi, krajami, kontynentami odmienności i nie mogę dojrzeć powodów, dla których należałoby się ukazywania tych różnic wystrzegać, czy też wręcz wstydzić. A tu panowie, nie dość, że się wstydzą to jeszcze pisząc całkiem z tej Ameryki emigrują.

„[…] wielu pisarzy latynoamerykańskich w ogóle nie pisze dziś o Ameryce Łacińskiej, co potwierdza w jednym z artykułów Fernando Iwasaki, autor tomu esejów o znamiennym tytule Mi poncho es un kimono flamenco (Moje poncho to kimono flamenco, 2005):

Powieści Meksykanów Jorge Volpiego i Ignacia Padilli osadzone są w realiach Szwajcarii, Francji i Niemiec; akcja jednej z książek Boliwijczyka Edmunda Paza Solda na rozgrywa się na kampusie w Madison; Peruwiańczyk Ivan Thays czyni mitycznym miejscem swojej literatury śródziemnomorskie Busardo, Kolumbijczyk Santiago Gamboa udowadnia w Los impostores, że "zawsze będziemy mieli Pekin"; bohaterowie Chilijczyka Roberta Bolano włóczą się to po Paryżu, to po mieście Meksyk; scenerią wydarzeń okazałej Mantry Rodriga Fresana są Ogrody Kensington; nie mówiąc już o japońskich historiach Maria Bellatina, rajach Magrebu Ruya Sancheza, włoskich wygnańcach Ekwadorczyka Leonarda Valencii czy saharyjskich przygodach Argentyńczyka Alfreda Tajana [ ... ) (2004, s.119-120)”.*

Trochę to dla mnie niezrozumiałe. Skoro świat jest wszędzie taki sam i Rio de Janeiro czy Buenos Aires nie różnią się od Paryża czy Nowego Jorku, to po kie licho akcję powieści osadzać na innym kontynencie skoro swobodnie można pozostać we własnym kraju?

A teraz próba zmierzenia się z każdym z pisarzy i ich utworów osobno:

Rivera Letelier Hernán (Chile, 1950)
Podobno jeden z najlepszych a niepublikowanych u nas dotąd pisarzy chilijskich. Jego Sztuka wskrzeszania (Rivera Letelier Hernán) napisana i przetłumaczona zgrabnie. Ciekawy eksperyment narracyjny, nie nowy co prawda, ale zgrabnie przeprowadzony: narrator trzecioosobowy (ktoś z miasteczka saletrzanego przezwanego Syfem) i pierwszoosobowy (główny bohater) opowiadają, uzupełniając się wzajemnie historie Dominga Zarate Vegi zwanego Chrystusem z Elqui. Humor typowo latynoamerykański, nawiązania do literackich sław, wartka akcja. Całkiem smaczne danie. (Tylko dlaczego oczekiwałam czegoś nowego i wystrzałowego? "Spsuli" mnie Iberoamerykańcy do cna!)

Bolaño Roberto (Chile, 1953)
Bolano w Paryżu (Monsieur Pain (Bolaño Roberto)) to jakieś totalne nieporozumienie, w którym nie wiadomo o co chodzi i co pisarz chciał przekazać. Bolano w Meksyku (Dzicy detektywi (Bolaño Roberto))zabił mnie miałkością bohatera i masą słów. Mam wrażenie, że ten pan ma naprawdę doskonały warsztat tylko tak jakby sam nie wiedział co chciałby/mógłby przekazać. Surrealistyczna wizja Chile, z księdzem wykładającym juncie Pinocheta podstawy marksizmu i z europejskimi księżmi-sokolnikami w Chilijski nokturn (Bolaño Roberto) warta uwagi.
Gwiazda daleka (Bolaño Roberto) - to swego rodzaju rozliczenie z okresem po zamachu Pinocheta i jednocześnie chyba szukanie nowych dróg dla poezji i literatury. Znów nieco surrealizmu (albo może hiperrealizmu jak określali go niektórzy z bohaterów), mnóstwo poetów, krytyków i ugrupowań literackich - istniejących w świecie realnym lub nie. Poruszająca, niemniej jednak poprzez mnogość nazwisk, historii i obcych mi problemów literackich skupionych w tak niewielkim tekście - trudna.
Literatura faszystowska w obu Amerykach (Bolaño Roberto) - to już chyba norma, pierwsze próbki, które dają początek innym powieściom. Czytatka: Bolaño - wejść dwa razy do tej samej rzeki

Fuguet Alberto (Chile, 1964)
od „gadających tukanów” – w Filmy mojego życia (Fuguet Alberto) pozostaje, jak w życiu, rozdarty pomiędzy Chile a USA. Filmy w tej książce, podobnie jak trzęsienia ziemi są łącznikiem wspomnień. I jakby o te filmy jest tych łączników za dużo. Odniosłam wrażenie, że chociaż każdy „kawałek” tej powieści jest niezły to jakoś nie bardzo się kleją. Przydałoby się chyba lekkie „odchudzenie”.

Fresán Rodrigo (Argentyna, 1963)
w Londynie Ogrody Kensington (Fresán Rodrigo), jakoś mnie nie razi – skoro fascynujący go człowiek mieszkał w Anglii, dlaczego nie? Ale czy tak bardzo oddalił się od macierzy? Pomysł splecionych biografii dwóch osób, które dzieli stulecie (to nic, że jedna z nich jest fikcyjna) wszak nie jest nowy - daleko nie szukając wystarczy sięgnąć po „Raj tuż za rogiem” Vargasa Llosy. Rozważania na temat struktury czasu i pamięci tak jakoś, same z siebie kierują mnie ku Borgesowi. To dobra książka, choć chyba nieco przegadana - autor w jakiś sposób próbował uprawdopodobnić realia otaczające fikcyjnego bohatera obudowując go zbyt wielką ilością szczegółów związanych ze Starym Światem – to czasem wyliczanki nazwisk znanych piosenkarzy, muzyków, zespołów, aktorów itp. W książce, jak zdradza tłumacz jest mnóstwo nieoznaczonych cytatów i kryptocytatów. W każdym razie na temat czynienia dopisków do ukończonej już książki powinien chyba Fresno porozmawiać z Wiktorem Hugo, albo choćby z kolegą Toscaną.

"I dziwny szczegół: moje książki zawsze w końcu tworzą się bardzo daleko od miejsc, w których się dzieją. Przydarzyło mi się to z miastem Meksyk w "Mantrze" pisanej w Pradze i Budapeszcie, potem kolejny raz z Londynem w :Ogrodach Kensington" pisanych w Santiago de Chile i Bogocie, i w Guadalajarze". (Z Podziękowań autora)

Franco Jorge(Kolumbia, 1962)
W Polsce wydano dwie książki tego autora: Paraíso Travel (Franco Jorge) i Rosario Tijeras (Franco Jorge). Obie warte przeczytania. Oszczędne operowanie słowem, ale mimo brutalnych treści i czasem zupełnie potocznego języka jest w tym jakaś poetyckość.

Bayly Jaime (Peru, 1965)
Chyba najsłabszy literacko z tej grupy. Bohater do gruntu obrzydliwy, a jednak znalazłam w jego opowieści Noc jest dziewicą (Bayly Jaime) coś, co mnie poruszyło – jakąś smutną przemyconą prawdę. Nie wiem dlaczego, ale po przeczytaniu tej książki odniosłam wrażenie, że literatura nie jest powołaniem Bayley’a i pomyślałam sobie, że on już może niczego nie napisać. A tu proszę, jest w Polsce kolejne jego dzieło "Sentymentalny drań".

Paz Soldán Edmundo(Boliwia, 1967)
Śmierć na ulicy Unzueta (Paz Soldán Edmundo) No, ale zaraz, akcja tej powieści rozgrywa się tylko częściowo w kampusie w Madison, duża jej część to jednak Rio Fugivito i polityka Ameryki Południowej. Nawet trochę za dużo tej polityki, uwarunkowań gospodarczych, zamachów. I zupełnie niepotrzebne wstawki z języka angielskiego. :/
Tak a propos krzyżówek, to faktycznie, przypomina mi się "Ciotka Julia i skryba" Vargasa Llosy. A zabawy z rozszyfrowaniem powieści napisanej przez ojca bohatera kojarzą się z labiryntami Borgesa.
= = =

CRACK
Podobne założenia jak McOndo przyjęła grupa meksykańskich pisarzy skupiających się w grupie „Crack”. To Padilla Ignacio i Eloy Urroz (Meksyk, 1967) i Pedro Angel Palou Garcia (Meksyk, 1966).

Padilla Ignacio (Meksyk, 1968)
Amphitryon (Padilla Ignacio) Ciężka lektura. Pisarz oparł swoją powieść na postaci Adolfa Eichmana. Jakoś mało przekonujący w swoich motywach wydali mi się bohaterowie pierwszej części i sama ona była jakby ukryta za mgłą, nie pozwalająca odkryć klimatu. Dopiero w drugiej części intryga nabiera rumieńców, choć powieść nadal jest jakby strzępami opowieści. Ciekawe czy pierwowzorem dla literackiego związku Thadeus Dreyer i Wiktor Kretzschmar byli Walentinow i Łużyn Nabokowa.

Volpi Escalante Jorge (Meksyk, 1968)
To chyba jakaś mania by Meksykanie pisali o hitlerowcach. :( Jeśli na tym ma polegać zmiana w literaturze iberoamerykańskiej, to ja dziękuję. :( I nic mi nie wynagrodzi tego, że książka niby nieźle napisana skoro tematyka zupełnie mnie nie interesuje. Volpi opisuje życie niemieckich naukowców w okresie przed, w czasie i po II wonie światowej. I ma to smaczki różne, bo pojawiają się naprawdę wybitne postacie, ale...



I teraz jeszcze kilku czytanych autorów, może niezgrupowanych, a może po prostu mi o tym nie wiadomo, ale chciałabym o nich pamiętać.

Figueras Marcelo (Argentyna, 1962)
– pozostaje wierny swojemu kontynentowi zarówno w Kamczatka (Figueras Marcelo), jak i w oczekującym jeszcze na przeczytanie Szpieg czasu (Figueras Marcelo), którego akcja rozgrywa się w Trynidadzie.

Uff, nie wszyscy latynoamerykańscy pisarze uciekają do Europy! Jego powieść jest realistyczna chociaż niesie ze sobą jakiś niepokój, niedopowiedzenie.

Nielsen Gustavo (Argentyna, 1962)
Olaboga! Niech się pan nie obrazi drogi panie, ale odebrałam pańską powieść Auschwitz (Nielsen Gustavo) zupełnie niezgodnie z pana oczekiwaniami. Najpierw było obrzydliwie, ale zanim zdecydowałam się odłożyć książkę na półkę zrobiło się dziwnie i tajemniczo. Potem było nie dość, że obrzydliwie, lecz również potwornie, i znowu, zanim zdążyłam się przestraszyć zrobiło się absurdalnie i pomyślałam, że bohater ani chybi jest na haju. Potem pomyślałam, że autor pisząc był na haju. A potem sama poczułam się jak na haju i te absurdalne potworności zaczęły mnie śmieszyć. Końca zupełnie nie zrozumiałam. ||| Edit: doszłam do wniosku, że maksyma brzmi: nic się nie stało, zapomnijmy o tym, czyli tzw. pojednanie narodowe.|||
Ale, o dziwo, mam ochotę na jeszcze. Tym bardziej po deklaracji autora, cytowanej przez Tomasza Pindela w Posłowiu do książki:

„Jeśli prowokuję, to dlatego że chcę się kłócić z ludźmi, z literaturą, z gównianymi książkami, jakie pisują argentyńscy pisarze pod wpływem swoich zagranicznych agentów. Pełno jest kryminałów w „angielskim stylu”, żeby je zrozumiano w innych krajach. Pełno jest powieści o prostej składni i bez regionalizmów językowych, żeby się łatwo przekładało na inne języki. Napisali je grubi panowie dla grubych pań”.

Brawo!!!

No i oczywiście jest jeszcze Rosero Evelio (Kolumbia, 1958).

Mój numer jeden na liście, który tworząc, pewnie wspiera się na fundamentach starych piramid. Nie musiał niczego odrzucać, emigrować do Europy, by w nowatorski sposób przekazać obraz swojego kraju i jego mieszkańców. Nie tylko tych z małego miasteczka - Między frontami (Rosero Evelio); - jestem pewna, że kiedy będzie pisał o ludziach w wielkiej, pełnej smogu i McDonaldów Bogocie też da sobie radę. W każdym razie trzymam kciuki!

W tej nowej fali są również pisarze tacy jak Toscana David (Meksyk, 1961)
Wydany w Polsce Ostatni czytelnik (Toscana David) wydaje się być pogonią za absurdem i jednocześnie poszukiwaniem literackich wzorów. Mnóstwo nawiązań do literatury, albo może raczej literackich zagadek, bo odpowiedzi czytelnik musi odnaleźć sam, i do historii Meksyku - Porfirio Diaz - Płaczek z Icamole jest cudny! Szczególnie w Paryżu.

Caparrós Martín (Argentyna, 1957) W Tajemnica markiza de Valfierno (Caparrós Martín) autor poza rozważaniami na temat falsyfikatów i podróbek wprowadza nas w świat literatury, ubierając swoich bohaterów w kostiumy ze znanych powieści i serwując czytelnikowi literackie falsyfikaty.

Lins Paulo (Brazylia, 1958) – jego Miasto Boga (Lins Paulo) nie jest jakimś literackim rarytasem, ale chociaż to literacka fikcja, to jednak mocno wsparta na realiach Rio de Janeiro i ta wartość faktograficzna jest istotna. Duży ładunek negatywnych emocji niestety też.

Alberto Eliseo (Alberto de Diego García-Marruz Eliseo) Kuba, 1951).
Był bliskim współpracownikiem Garcii Marqueza, tworzy powieści w konwencji realizmu magicznego lub fantastyki, ale ta magia wtłoczona jest do współczesnego świata i jego problemów. Zgrabnie wykorzystane stare ścieżki i niezły warsztat literacki. Najmniej z jego powieści podobała mi się Caracol Beach (Alberto Eliseo (Alberto de Diego García-Marruz Eliseo)), natomiast ujęła mnie lekkością i ciepłem, ale też sporą dawką melancholii - "smutek jest jak pantera" Ester, gdzieś tam czyli Romans Lina i Larry'ego Po (Alberto Eliseo (Alberto de Diego García-Marruz Eliseo)), a zmroziła okrucieństwem Niech Bóg sprawi, żeby istniał Bóg (Alberto Eliseo (Alberto de Diego García-Marruz Eliseo))

Yoss (pseud., właśc. José Miguel Sánchez) (Kuba, 1969)
Kubańczycy znaleźli oręż do walki z idiotyzmami i uciążliwościami socjalistycznego państwa - absurd zwalczają absurdem. Te kilka opowiadań zawartych w książeczce Siedem grzechów kubańskich (Yoss (pseud., właśc. José Miguel Sánchez)), które łączą się sobą, zgrabnie opisują nonsensy na Kubie. Nierówne te opowiadania, ale kilka fragmentów naprawdę wartych uwagi.

Eire Carlos (Kuba, 1950)
No i znalazłam jeszcze jedną pozycję literatury iberoamerykańskiej Czekając na śnieg w Hawanie: Wyznania kubańskiego chłopca (Eire Carlos), której nie dokończyłam. Pamiętam piękny język, mroczne sny, mroczną magię (odrobina kompozycyjnego chaosu mnie nie zraziła) i doczytałam ją nawet do połowy, do momentu kiedy bohater opowiada jak to przyjechała do USA jego mamusia (nie rozłożyli czerwonego dywanu!), która nigdy w życiu nie pracowała i w tamtejszym pośredniaku niczego dla niej nie znaleziono. I kiedy jakiś przesiedlony Meksykanin (chyba) pocieszał ją, że on też na początku niczego nie mógł znaleźć a teraz wiedzie mu się całkiem nieźle, ona pogardliwie mu odpowiedziała, że przecież kiedy on tu przyjechał to miał jedną koszulę na grzbiecie, a ona miała wszystko. I synuś tak się użalał nad jej dolą, i swoją, bo USA umieściły go w sierocińcu zamiast ofiarować mu pałac, i tam było mu wyjątkowo źle, bo amerykańskie sieroty pewnie miały lepiej... :/ I nie zdzierżyłam. Mea culpa.

Gutierrez Pedro Juan (Kuba, 1950)
Czytałam jedynie Tropikalne zwierzę (Gutierrez Pedro Juan) i zwierzę, jak trylogia, brudne było. Brudne, leniwe i... myślące "ogonkiem". Wiem, miało być brutalnie i przyziemnie, ale mnie przerosło i jakoś nie mam odwagi sięgnąć po trylogię hawańską.

Padura Leonardo (właśc. Caridad Padura Fuentes Leonardo de la) (Kuba, 1955)
Trochę poza konkursem, bo nie jestem znawcą kryminałów, ale te jego kryminały - dla mnie, mają w sobie sporo kubańskich realiów i smaczków. No i nie są złe.

Gamboa Santiago (Kolumbia, 1965)
Oszuści (Gamboa Santiago) fantastyczna! Cudne charakterystyki postaci. Humor, spora dawka ironii wobec cech Latynosów i środowisk akademickich. Azjatycka przygoda przyprawiona latynoskimi przyprawami - język wartki i gładki; sporo nawiązań do literatury iberoamerykańskiej i jej twórców - przede wszystkim Borgesa. Będę na niego polować! Znaczy, nie na rękopis "Dalekich przejrzystości powietrza", ale na książki Gamboi.

I zostałam wielbicielką Gamboi! Hotel Pekin (Gamboa Santiago) - lekka, łatwa i przyjemna, ale jest taka dzięki pisarskiej maestrii pisarza. Bystry z niego obserwator i odpowiada mi jego poczucie humoru. Chcę wiecej!

Franz Carlos (Chile?, 1959)(ur. w Genewie, ale skończył prawo na uniwersytecie chilijskim i pisze po hiszpańsku) - czeka na poznanie

Díaz Junot (Dominikana, 1968)
Czytatka: Nie jednemu Latynosowi Díaz... ;-)

Andahazi Federico (Argentyna, 1963)
Dodałam notkę na stronie autora: Nota postkonsumpcyjna :-)

Martínez Tomás Eloy (Argentyna, 1971)
Najbardziej chyba znana jego powieść to ta o Evicie Peron. Mnie jednak podobała się ostatnia jego książka Tango w Buenos Aires (Martínez Tomás Eloy) - nawiązania do Borgesa i argentyńskich pieśniarzy, odrobina absurdu. Zgrabne.

Roncagliolo Santiago (Peru, 1975)
Jedna z tych książek, które zupełnie wypadły mi z pamięci. Ponowne spojrzenie na Wstyd (Roncagliolo Santiago) każe mi zweryfikować pierwotną ocenę. To dobra książka. Może jej jedynym mankamentem jest brak latynoskich klimatów - samotność bohaterów cierpiących z powodu nieumiejętności wyrażania swoich uczuć i potrzeb innym (nie wiem czy przyczyną jest wstyd)jest zjawiskiem, które można umiejscowić w dowolnym miejscu na kuli ziemskiej. Dawka absurdu/niesamowitości/groteski sprawia jednak, że powieść czyta się z zainteresowaniem. Smaczku dodaje zapewne fakt, że niesamowitość wcale nie musi być magiczna - to mogą być tylko rojenia zagubionego chłopca. Kot, całkiem bezsensownie może, przywodzi mi na myśl Murakamiego, choć u Roncagliolo jest pełnoprawnym bohaterem. Spora dawka czarnego humoru jest dobrą przyprawą. No i dziadek... nie do pobicia!

Mairal Pedro (Argentyna, 1970)

Arriaga Guillermo (Meksyk, 1958)
Nocny bawół (Arriaga Guillermo) - do uzupełnienia

Dominguez Carlos Maria (Argentyna, 1955)
Dość głośna choć niewielka książeczka Dom z papieru (Dominguez Carlos Maria) - coś w sam raz dla miłośników książek. ;-)

Santis Pablo de (Argentyna, 1963)

Martinez Guillermo (Argentyna, 1962)
Wszędzie opisywany jako autor "Oksfordzkiej serii", której nie czytałam, ale znowu dotyka matematyki, filozofii, ludzkiej inteligencji/geniuszu. Nieodgadniony Roderer (Martinez Guillermo) - nie-dzieje-się-nic owiane jakąś mgiełką tajemnicy. Chyba muszę sięgnąć po więcej, bo nadal nie wiem co o tym panu sądzić.

Vásquez Juan Gabriel (Kolumbia, 1973)
Sekretna historia Costaguany (Vásquez Juan Gabriel)

Plascencia Salvador (Meksyk, 1976)


Paru wspomnianych przez Fernando Iwasaki pisarzy zupełnie nie wiem gdzie umieścić, ale wiem, że chcę „mieć ich pod ręką”, by pamiętać by po nich sięgnąć: Ivan Thays (Peru), Mario Bellatin (Meksyk), Ruy Sanchez (Meksyk), Leonardo Valencia (Ekwador), Alfred Tajan (Argentyna), Hugo Achugar (Urugwaj)

= = =

Latynoamerykańskie pisarki:

Piñeiro Claudia (Argentyna, 1960). Kiedyś wpadła mi w ręce jej książka "Betibu", ale tak jakoś zdecydowałam, że nie będę się zagłębiać. Jednak, gdy skończyłam "Czwartkowe wdowy" - debiut literacki Argentynki uznałam, że nie ma siły i ta pani wejdzie na stałe do moich poczytań.
Czwartkowe wdowy (Piñeiro Claudia) - czytatka (w planach)

Restrepo Laura (Kolumbia, 1950), której przeczytałam dwie książki, złe nie były, ale... nie mam przekonania.

Ferré Rosario (Puerto Rico, 1950)
do uzupełnienia

Escandón Maria Amparo (Meksyk, 1957)

Esquivel Laura (Meksyk, 1950)
Wdzięczne, lekkie Przepiórki w płatkach róży (Esquivel Laura) to maleństwo, które mnie uwiodło i zachęciło do sięgania po kolejne, ukazujące się w Polsce, utwory tej autorki. Niestety, jaskółka wiosny nie zwiastowała i kolejne dwie lektury przyniosły mi rozczarowanie.

Montero Mayra (Kuba-Puerto Rico, 1952)
Żaby, żaby, żaby. Trochę niesamowitości i odrobina egzotyki. Do przypomnienia.

Portela Ena Lucía (Kuba, 1972)
Mam wrażenie, że za nisko oceniłam tę "pełnokrwistość" opisywaną przez wydawcę. I jak teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że chociaż może literacko pozycja ta nie jest najwyższego lotu, to jednak treściowo powinnam bardziej docenić.

Posadas Carmen de (Urugwaj, 1953)
Urodzona w Urugwaju, mieszkała jako dziecko w Paragwaju, a w końcu w Hiszpanii. Małe niegodziwości (Posadas Carmen de) to właściwie powieść kryminalna, taka trochę w stylu Agaty Christie, z rozbudowanymi wątkami obyczajowymi. Całkiem przyjemna w czytaniu lektura.

Serrano Marcela (Chile, 1951)
Meksykańska szarada (Serrano Marcela) - całkiem sympatyczne. Do uzupełnienia.


= = =
Kandydatka do następnej czytatki (chyba) Pontes Peebles Frances de (Brazylia, rok urodzenia nieznany ale raczej bliżej lat 1980)
Podejrzanie entuzjastyczne recenzje, ale tematyka jej książek wydaje się być interesująca.

W Polsce wydano Szwaczka (Pontes Peebles Frances de) - nieźle napisany romans albo brazylijski western, jak kto woli. Miłosne i rodzinne perypetie, sertao, cangaceiros i inne brazylijskie smaczki.
= = =

= = =
Ciekawe czy kogoś opuściłam...

Hmmm, właściwie nigdy lat pisarzom nie liczyłam, ale wychodzi na to, że tabelka mi się przyda, a przy okazji uświadamia mi, że pokolenie McOndo i Crack-u to pokolenie pięćdziesięciolatków, więc tak czy tak, trzeba się szykować na nową czytatkę z młodziakami. I wtedy chyba ten 1976 rocznik tam przeniosę, żeby było równe, okrąglutkie dwudziestopięciolecie. Nowe okazuje się nie takie znowu nowe, tylko czasem człek jest sto lat... a nieee, poprawność polityczna!

1991 20
1981 30
1976 35
1971 40
1961 50
1956 55
1951 60



= = =
* Wszystkie cytaty oznaczone gwiazdką pochodzą z opracowania autorstwa Jarosława Spyry "Literatura latynoamerykańska" w: Dzieje kultury latynoamerykańskiej (antologia; Gawrycki Marcin Florian, Schreiber Hanna, Makowski Jerzy i inni)

PS. Potem, ich sobie jakoś krajami uporządkuję. Ciekawa rzecz - Kubańczycy w dużych ilościach "wysypali" się w 1950 roku.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 21511
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 43
Użytkownik: ostka 22.03.2011 14:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Próbowałam sobie poskłada... | carmaniola
Bardzo przydatna czytatka :) Jako człowiek tonący w stertach karteczek z wynotowanymi nazwiskami i tytułami, które to karteczki i tak ostatecznie lądują w koszu podczas akcji sprzątanie, z radością witam takie porządkujące teksty. Na mojej półce czekają w kolejce "Kamczatka" i "Ogrody Kensington", w planach na kwiecień. Na "Dzikich detektywach" poległam :( Przeczytałam 140 stron, czyli pierwszą część, i uznałam, że muszę odpocząć, a teraz jakoś nie mogę zabrać się za dalszy ciąg. Początkowo czytałam z przyjemnością, delektując się językiem i śmiejąc się w głos momentami, ale z czasem to się stało nużące. Nie wiem, czemu ma służyć wyliczanie nazwisk poetów latynoamerykańskich (nie tylko) przez kilka stron, opisywanie dzień po dniu tych samych sytuacji i zachowań. Niedojrzałość głównego bohatera może bawić, ale po 140 stronach oczekiwałabym czegoś więcej. Planuję mimo wszystko drugie podejście, bo jest coś wielkiego w tej prozie. Myślę, że Bolano ma jednak duszę poety. "Monsieur Pain" - dziwna rzecz. Przeczytam jeszcze "Chilijski nokturn" i "Gwiazdę daleką", bo obie te pozycje mam w domu, a w przeciwieństwie do "Detektywów" nie przytłaczają nadmiarem stron. Może to mnie zachęci, żeby z nowym zapałem rzucić się na kolejne 500 stron "najwybitniejszej powieści latynoamerykańskiej ostatniego ćwierćwiecza"(cytat z okładki). Jedno zdanie z okładki mnie intryguje: " Opowieść o poetach, poezji i podróżach. I o wielu innych rzeczach". O jakich rzeczach mianowicie? Ciekawa jestem.
"Odlatynizowaniu" literatury iberoamerykańskiej - nie. "Odafrykańskowieniu" literatury afrykańskiej - nie, itd. To "od" oznacza w gruncie rzeczy albo zeuropeizowanie albo zamerykanizowanie, jak kto woli, ta tendencja wydaje mi się smutna, choć oczywiście może zaowocować wielkimi dziełami.

PS. Zapychasz mi schowek ;)
Widzę, że "Dzieje kultury latynoamerykańskiej" wróciły do biblioteki. Podobało się?
Użytkownik: carmaniola 22.03.2011 17:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo przydatna czytatka... | ostka
I ja właśnie zaczęłam tonąć, nie tyle może w karteczkach, co we własnej pamięci. Zawsze miałam słabość do piszących Latynosów, a tych jest wcale niemało. Tych "starych" jakoś sobie poukładałam w łepetynie, ale Ci nowi, wyrastający jak grzyby po deszczu, zaczęli mi nieco wirować. I tu bardzo się przydały "Dzieje kultury latynoamerykańskiej", które pomogły mi w jakiś sposób ten chaos opanować i zmobilizowały mnie do wiosennych porządków. Dziękuję za trop!
Nie wszystko czytałam bardzo uważnie, przez uwarunkowania gospodarcze wręcz przemknęłam, ale niektóre prace wydały mi się świetne - i ta o synkretyzmie w religii, i ta o literaturze, a szczególnie przypadła mi do serca ta o ewoluujących wzorcach kobiecości i męskości w Ameryce Łacińskiej - pewnie sama powinnam na niektóre rzeczy wpaść czytając literaturę, ale dopiero po zdjęciu górnej pokrywki dojrzałam danie główne. ;-)

Bolano jest dobry. Dziwi mnie tylko skąd u niego powieść programowa żywcem wzięta od McCondo. I starszy jest (jak on może to i Dorfmana tam wcisnęłam i pewnie Martineza dołożę) i te jego wcześniejsze powieści "Chilijski nokturn" i "Monsieur Pain" jak nic magią i surrealizmem zalatują - skąd więc nagle taki sprzeciw i manifestowanie "jedynie słusznych" dążeń do przypodłogowego realizmu? Ta "najwybitniejsza powieść" wynika z tych nowych trendów, a na dodatek Bolano naprawdę literacko jest świetny - dlatego pisałam, że to doskonała powieść z cyklu "nie dla mnie". ;-)
Do "Dzikich detektywów" pewnie już nie wrócę (to chyba jedyne ibero, którego nie udało mi się skończyć - o, przepraszam, jeszcze Alegrię sobie odpuściłam), ale za "Gwiazdą daleką" cały czas się rozglądam, bo Bolano ze swojej listy "warto pilnować" wcale nie skreślam.

Z tym "odlatynizowaniem" (to chyba jakiś "typowo latynoski" kompleks wobec gringos!;p)całe szczęście chyba nie jest tak źle jak program zakłada, nawet skupieni w tych ugrupowaniach pisarze są w jakiś sposób zaangażowani w życie swoich krajów - Fuguet, Paz Soldan(nawet jeśli dzielą swoje życie pomiędzy dwa kontynenty). No i całe szczęście nie wszyscy się zgrupowali i chcą wywlekać wyłącznie bebechy. ;-)
Użytkownik: adas 24.03.2011 16:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Próbowałam sobie poskłada... | carmaniola
Czy ja mogę dopisać kilka myśli i myślników?

Przeniósłbym się wcześniej tu i nie marudził pod Rosero, ale nie zauważyłem. I jeszcze coś [trzecie pe u Guttiereza] z drzewkiem, źle odpowiedziałem. W niedzianiu Guttiereza ważny jest kontekst, bo gdyby nie "niedziałoby się" to na Kubie, to byłyby to kolejne popłuczyny po takim Bukowskim, którego prozy fenomenu nie rozumiem. "Trylogia" to jednak zbyt gruba książka, pełna zgoda. A do drugiej jakoś nie mam potrzeby zaglądać.

Alberto, przynajmniej w USamerykańskich książkach, bardziej mi się kojarzy z Hollywood. Może nawet nie tym najwyższej klasy, a bardziej z dramatem kryminalnym wyższej klasy B. Podobna brutalność, epatowanie udziwnieniami, ale ogólnie niegłupie i bardzo... prawdziwe. Chociaż inna jego książka - "W poniedziałek", rzeczywiście magiczna, strasznie mnie zniechęciła.

"Błękitne dni" Vallejo naprawdę dobre? Trochę mnie jawna autobiograficzność straszy, choć w dwóch pozostałych jego rzeczach też występuje. Fajniejszy jest "Mój brat alkad", choć jest tu pewien problem z papugami. Nie pamiętam czy gadającymi, ale robiącymi coś tam coś tam, istotnego dla fabuły.

Z trzech mniejszych powieści Bolano najważniejsza jest "Gwiazda daleka". Dla mnie wybitna. Małe formatem, ale wielowątkowe strasznie. Choć ma kilka odchyłów. "Paina" nie wiem po co w ogóle u nas wydawano.

"Miasto Boga" to fatalna książka (albo tłumaczenie ją kładzie), wybitny materiał na film. No i film jest jednym z najlepszych w ostatnim dziesięcioleciu. Ciekawi mnie jedno, czy te brazylijskie dzielnice biedoty (i gangi) rzeczywiście są tak wielorasowe? To byłby rzadki "fenomen".

"Oszuści" Gamboy bardzo mi się podobali, choć to raczej lżejsza pozycja. Nie tak dawno temu wyszły dwie jego inne książki, zapoluję na nie. Facet też ucieka zagranicę, ale do Chin;).

O Nielsenie nie wiem co myśleć. Zresztą popełniłem czytatkę, która miała oddać mój stan. I dalej nie wiem co myśleć. Ale tak się składa, że nadrabiałem wówczas "Grę w klasy" (zestarzała się strasznie, obawiam się) Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Może coś jeszcze skrobnę, o kilku pozycjach już marudziłem, kilka innych rzeczy muszą dopiero przeczytać. Z niewymienionych przychodzi mi do głowy tylko jedno nazwisko, jedna książka. Dom nad laguną (Ferré Rosario) To saga rodzinna, na dodatek babska, na dodatek napisana po angielsku... I dostała ode mnie maksa, choć nie zamierzam sprawdzać czy zasłużenie. O Portoryko, niby to co znamy u innych, a trochę inaczej.
Użytkownik: carmaniola 24.03.2011 18:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ja mogę dopisać kilka... | adas
O, ja bardzo poproszę o uzupełnienia i komentarze do książek Latynosów - nie wszystko czytałam, a i nie o wszystkich pamiętam, i pewnie jeszcze sporo muszę dodać.

Ferre zaraz dodam - też czytałam i zupełnie zapomniałam. Naprawdę była taka dobra? Może ja w niej czegoś nie dojrzałam, podobnie jak u Roncagliolo (dopiero jego nowa książka "Czerwony kwiecień" mi o nim przypomniała, któremu muszę chyba jednak podwyższyć nieco ocenę, bo przeglądając ponownie "Wstyd" doszłam do wniosku, że to całkiem, całkiem lektura.

Gutierreza też zaraz dodam. Całe szczęście, w momencie kiedy na niego polowałam na półce w bibliotece leżało tylko "Tropikalne zwierzę", niezbyt obszerne, ale po nim jakoś przeszła mi ochota na więcej. I ja wiem, że to rozleniwienie i beznadzieja wynikają z realiów Kuby, ale...

Mnie się Alberto skojarzył z "Rzeźnią nr 5" Vonneguta - jego bohater miał taki sen, podobny do tego, co spotkało bohatera "Niech Bóg sprawi...". "Poniedziałku" jeszcze nie czytałam i to chyba dlatego, że dojrzałam gdzieś Twoją negatywną wypowiedź na jej temat. No i trochę "Caracol" mnie zniechęciło. Kiedyś dojrzeję. Ale "Romans" jest naprawdę dobry, ciepły i niezniechęcający.

"Błękitne dni" nie są złe, ale chyba nie na tyle by się za nimi zabijać. Ot, fragment życia pisarza, próbka, która miała mnie upewnić, że nie wszyscy są Vasconcelosem. Jakoś nie mam szczęścia do jego powieści więc chwyciłam, co było.

"Gwiazdę daleką" Bolano mam w planach - teraz tym bardziej będę poszukiwać. I zachęciłeś mnie jednak do obejrzenia filmu "Miasto Boga". Książka mnie do niego nie przekonała i mam wrażenie, że nie przekład tu zawinił, albo może nie jedynie. Zresztą, czytając te nowsze powieści czasami aż muszę zaglądać czy tytuł oryginału brzmi z hiszpańska, bo często mam wrażenie czytania przekładu z angielskiego. (Proszę mnie nie pytać na czym polega różnica, bo nie jestem w stanie tego wyłuszczyć. Ot, tak czasami mam i już.)

Nielsen. Postawiłam mu wysoką ocenę, chociaż wciąż jeszcze trawię. Trochę przedobrzył i sedno się chowa. I co prawda ten istotny fragment o normalnych ludziach, którzy mają swoje ciemne tajemnice wpadł mi w oko, bez zwracania uwagi przez Pindela, bo po pierwsze to chyba jedyny "normalny" tekst w tej książce, po drugie chyba ma coś na rzeczy lektura "Hiszpania oskarża Pinocheta" - tytuł mylący, bo rozprawia się nie tylko z dyktaturą chilijską, ale w ogóle południowoamerykańskimi juntami, operacją "Kondor" i chlubnym uczestnictwem USA w tym horrorze. Na razie, Nielsen, ma u mnie ocenę chyba za szok, który wywołał.
(Twoją czytatkę wcześniej widziałam, ale bardzo enigmatyczna jest, a teraz nie mogę zaglądać, zanim się we mnie nie uleży ;-)).

"Oszustów" Gamboi właśnie zaczęłam i na razie studiuję życiorysy bohaterów, którzy zmierzają do tych Chin. Ale smaczków iberoamerykańskich też tam nie brakuje - szkoda, że życie akademickie mnie nie interesuje. ;-)

Bardzo proszę o pozostawianie śladów jeśli na coś wpadniesz!

PS. Chowanie tekstów w Biblionetce jest nadal bardzo skuteczne - chowają się na amen. ;-)
Użytkownik: adas 24.03.2011 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: O, ja bardzo poproszę o u... | carmaniola
Ferre jest kobietą! Naprawdę. Na dodatek córką byłego prezydenta(?) Portoryko. Nie mam odwagi zajrzeć do tej książki ponownie, przypuszczam że obecnie mogłaby mi się nie spodobać. Wtedy mi się podobała bardzo, może dlatego że przez wpływy "amerykańskie" (jankieskie znaczy się) rzeczywistość Portoryko wyglądała w tej powieści równocześnie i bardzo podobnie, i kompletnie inaczej niż u klasyków boomu. To było jeszcze przed falą Latynosów piszących po angielsku lub z amerykańskiej perspektywy. No i po tych wszystkich udziwnieniach, stosunkowo tradycyjne pisanie. Tak to pamiętam.

"Czerwony kwiecień" bardzo mi się podobał, opis "Wstydu" nie zachęca, ale mam zakodowane by o tym autorze pamiętać. "Czerwony kwiecień" trochę mi się kojarzy ze swego rodzaju wprawką, jest bardzo dobry, ale możliwe że tego autora stać na jeszcze więcej.

Nielsen raz jeszcze, w wersji trochę poszerzonej:

O Nielsenie nie wiem co myśleć. Zresztą popełniłem czytatkę, która miała oddać mój stan. I dalej nie wiem co myśleć. Ale tak się składa, że nadrabiałem wówczas "Grę w klasy" (zestarzała się strasznie, obawiam się).

[Soiler]
i jeśli Cortazar może "zabijać" bezsensownie dziecko, to dlaczego nie może tego robić Nielsen? Zresztą u Nielsena jest to znacznie bardziej "usprawiedliwione", nie tylko wariactwem tej książki. Ale również historią, nie tylko Argentyny. Ale czy doszukiwanie się głębszych sensów nie jest przypadkiem nadawaniem wartości "pornografii, obrzydlistwu i perwersji"?
[Spoiler]

Jedna z dziwniejszych rzeczy jakie czytałem. Tak bardzo, że zastanawiam się na poszukaniem almanachu fantastyki, w którym jest jedno jego opowiadanie. A enigmatyczność czytatki wynika z faktu, że o tej książce nie powinno się w ogóle pisać;) Bo jak...

"Oszustom" sukcesywnie podwyższam ocenę;) Nie pamiętam szczegółów fabuły, ale z każdym rokiem (już, cholera) wspomnienia klimatu są lepsze. Nadal stoję na stanowisku, że nie jest to (ale to już w zamierzeniu autora) najważniejsza powieść, jednak ucieszyły mnie jego kolejne książki u nas wydane. QWartością dodaną jest fakt, że Ameryka (Łacińska) to też napływ ludności z Azji.
Użytkownik: carmaniola 24.03.2011 19:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Ferre jest kobietą! Napra... | adas
Się już poprawiłam. I nawet przeniosłam ją do kobiet. Tę Ferre. ;-) A przy okazji wycięłam Mayoral, której wczoraj nie zdążyłam sprawdzić - Salsa wydaje powieści hiszpańskojęzyczne i ona akurat jest półwyspiarką. ;-)

Reszta potem, bo właśnie rozgotowuje mi się makaron! Rozlazły jest niejadalny!!! ;-)
Użytkownik: adas 24.03.2011 19:33 napisał(a):
Odpowiedź na: O, ja bardzo poproszę o u... | carmaniola
Autorzy po 89, których właśnie sobie przypominam

Sepúlveda Luis - Chilijczyk ze strasznym rozrzutem gatunkowym. Od książek dla dzieci, powieści, przez prozę autobiograficzną (facet był torturowany po 73) i podróżniczą po króciutkie pastisze (wariacje?) kryminału. Te ostatnie nawet zabawne dla znawców gatunku.

Arriaga Guillermo - Meksykanin (wiem, czytałaś), który jest scenarzystą u Alejandro Gonzáleza Iñárritu i to mu wychodzi lepiej. Choć konwencja tych filmów potrafi być mecząca. I tak trochę jest z jego "Nocnym bawołem". Przyzwoita powieść, ale z każdą stroną coraz bardziej tracąca napięcie i sens.

Intymność i inne sfery: Antologia opowiadań brazylijskich (antologia; Ângelo Ivan, Fonseca Rubem, Giudice Victor i inni) - jak w tytule. Nie są to może opowiadania zapadające specjalnie w pamięć, ale książka ładnie wydana (życiorysy, zdjęcia, obrazy) i jednak literacka Brazylia jest w Polsce poszkodowana. Nie za wiele książek, a już na pewno nie tak promowanych jak ich hiszpańskojęzyczni kuzyni. Współwydawcą Muzeum Ruchu Ludowego;), ale tak naprawdę to coś w rodzaju ćwiczeń studentów iberystyki.

Fonseca Rubem - pojawia się w tym zbiorze. Jedyna jego wydana u nas powieść pochodzi z lat 80. i wychodzi na to, że był jednym z prekursorów ucieczki do Europy. Fabularną oś stanowi poszukiwanie rękopisu jedynej powieści Izaaka Babla, powieści ponoć zarekwirowanej przez NKWD, a obecnie będącej w gestii bodaj Stasi. Nie chce mi się wychylić, by sięgać na półkę. Kryminalna intryga, trochę Brazylii, dużo dialogów. Bardzo fajne, ale ja mam hopla (pomniejszego może) na punkcie Babla.

Użytkownik: carmaniola 24.03.2011 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Autorzy po 89, których wł... | adas
O, Sepulvedę pamiętam - ujął mnie, może idiotycznie "Starym człowiekiem", ale już "Podróż..." mniej mi się podobała. Nie wiem dlaczego plasował mi się tak jakoś w starszym pokoleniu. [Ferre zresztą też chyba bliżej Marqueza i Cortazara (na powtórki "Gry w klasy" nikt mnie nie namówi! To się cudnie czyta, ale w pojedynczych fragmentach - dla samego języka)]. Pewnie do niego jeszcze wrócę. "Dom nad laguną" jeszcze raz obejrzę - co nie znaczy, że ponownie przeczytam, ot, wsadzam nos w pozycje, których nie pamiętam.

Arriagę zaraz dodam - jakoś nie wzbudził we mnie entuzjazmu, chociaż czytałam z zainteresowaniem, a Fonesca... hmmm, odłożyłam na półkę i tak długo już na niej leży, że chyba odruchowo przydzieliłam go do boomowego pokolenia.

Co do "Wstydu" brak tam latynoskich klimatów - zmienić imiona, trochę nazw i można akcję osadzić w Hamburgu. I to jest niedobre. Ale osnucie ludzkich problemów sporą dawką czarnego (i nie tylko) humoru sprawia, że nieźle się to czyta. Niesamowitość - duchy (są już w pierwszym zdaniu) może być pozorna i spowodowana rojeniami samotnego chłopca (mała dawka Nielsena). Kot przypomina mi Murakamiego, chociaż tutaj jego rola jest aktywna i dość znacząca, a jego narracja wnosi dodatkowy powiew humoru. I dziadek! Dla samego dziadka warto! (Wydaje mi się, że widziałam scenę z domu starców w jakimś filmie, ale może była to ta jedyna rzecz, którą z książki zapamiętałam).

I dziękuję, po antologię opowiadań sięgnę, faktycznie mało jakoś u nas brazylijskich utworów. O, pardon, całe półki w księgarniach i bibliotekach są zastawione Coelho! (Ostatnio, kiedy gmerałam w w literaturze iberoamerykańskiej o mały włos nie zaproponowałam paniom w bibliotece, by stworzyć dla niego osobną półkę, bo zawadza.) Pozwolę go sobie pominąć, bo i tak robi za przedstawiciela narodu. ;/
Użytkownik: carmaniola 07.06.2011 12:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ja mogę dopisać kilka... | adas
Po lekturze Hotel "Pekin" Gamboi zostaję jego wielbicielką! Niby to takie lekkuchne, niepoważne, można by powiedzieć "czytadło", ale zgrabnie napisane, spostrzeżenia autora trafne, poczucie humoru też! Mimo akcji rozgrywającej się w Chinach nie brakuje Kolumbijczyka. Zamerykanizowanego, przedstawionego w nieco krzywym zwierciadle, dobrodusznie wykpionego i chyba charakteryzującego doskonale współczesnych Latynosów rozpierzchniętych po świecie.

Zaczynam szukać kolejnej jego książki, chociaż to znowu chyba kryminał, a ja nie hołduję temu gatunkowi.
Użytkownik: carmaniola 07.06.2011 12:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ja mogę dopisać kilka... | adas
Po lekturze Hotel "Pekin" Gamboi zostaję jego wielbicielką! Niby to takie lekkuchne, niepoważne, można by powiedzieć "czytadło", ale zgrabnie napisane, spostrzeżenia autora trafne, poczucie humoru też! Mimo akcji rozgrywającej się w Chinach nie brakuje Kolumbijczyka. Zamerykanizowanego, przedstawionego w nieco krzywym zwierciadle, dobrodusznie wykpionego i chyba charakteryzującego doskonale współczesnych Latynosów rozpierzchniętych po świecie.

Zaczynam szukać kolejnej jego książki, chociaż to znowu chyba kryminał, a ja nie hołduję temu gatunkowi.
Użytkownik: benten 25.03.2011 09:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Próbowałam sobie poskłada... | carmaniola
Z twojej czytatki wnioskuję, że do młodszego pokolenia zaliczamy osoby urodzone w okolicach '50-'60, co biorąc pod uwagę wiek najsławnieszych pisarzy iberoamerykańskich naprawdę ma sens ;>.

Odnosząc się do książek Bolaño Roberto, to cieszę się, że ktoś ma podobne zdanie o Monsieur Pain (Bolaño Roberto). Dobrze, że cieniutka książeczka to była, jeszcze się nie liczyło jako strata czasu. Bardzo mi się podobała za to Gwiazda daleka (Bolaño Roberto). Fenomenalna powieść. Co do Chilijski nokturn (Bolaño Roberto) - warta uwagi, ale też nie to samo, co poprzednia. Polecam GWIAZDĘ DALEKĄ!

Amphitryon (Padilla Ignacio) przypadł mi do gustu, jedna z tych książek, która mogłaby być dłuższa. Myślę, że warto przeczytać

Co do Szpieg czasu (Figueras Marcelo) mam mieszane uczucia. Ogólnie bardzo dobra pozycja, jedna z moich ulubionych, chociaż muszę przyznać, że w zakończeniu trochę za dużo. Ale i tak fenomenalna, jeden z nielicznych kryminałów, które miałam okazję przeczytać z lit. iberoamerykańskiej.

Miasto Boga (Lins Paulo)- dobrze napisana, ale zupełnie nie mój styl.

Przeczytałam Dorfman Ariel, daje radę, ale nie jest to największe dzieło jakie napisali Chilijczycy.

W przypadku Alberto Eliseo (Alberto de Diego García-Marruz Eliseo) wszystkie wymienione przez Ciebie książki stoją na półce i czekają na przeczytanie. Dodatkowo mam jeszcze W poniedziałek wieczność wreszcie się zaczyna czyli Wojaże Czarnego Łabędzia po zlodowaciałych jeziorach Irlandii (Alberto Eliseo (Alberto de Diego García-Marruz Eliseo))- też dopiero przede mną.

Ostatnio przeczytałam Mój brat alkad (Vallejo Fernando)- zupełnie nie rozumiem celu powstania tej książki, chociaż sama historia trochę inna niż wszystkie. Na półce jeszcze czekają Błękitne dni (Vallejo Fernando).

Czytałam jeszcze Lampart w słońcu (Restrepo Laura)- całkiem mi się podobała. Myślę, że na spory plus.

===========================================
Jeśli mogłabym dodać od siebie paru autorów jeszcze to na pewno z pań:
Escandón Maria Amparo, czytałam jej dwie wydane w Polsce książki Esperanza i jej święci (Escandón Maria Amparo) i Firma przewozowa González & córka (Escandón Maria Amparo). Napisane lekko, z dużym humorem, a potrafiące poruszyć trudne tematy. Bardzo wciągające.

Skoro był Dorfman, to może być też urodzona w 1950 Esquivel Laura, autorka moich ukochanych Przepiórki w płatkach róży (Esquivel Laura)! Jedna z moich ulubionych książek. Poza tym czytałam jej Z szybkością pragnienia (Esquivel Laura). Też miło, ale już nie ten sam poziom. A może ja się spodziewałam po prostu czegoś więcej.

Skoro Dorfman to jego równolatka, również Chile, Allende Isabel, której książki oceniam chyba najwyżej z wszystkich wymienionych. Tej pani chyba przedstawiać nie trzeba.

Podobało mi się też Przybądź, ciemności (Montero Mayra). Wspaniała, odrobinę mroczna, zimnokrwista ;> książka. Znowu pani Kubanka od lat mieszkająca w Puerto Rico.

Dodatkowo jeszcze chyba Ludzie z papieru (Plascencia Salvador), chociaż nie powiem, żeby mnie przekonała ta książka.

Na koniec chciałabym jeszcze przypomnieć o fenomenalnym Ludzie z papieru (Plascencia Salvador) (ur 1940)- Taniec Victorii (Skármeta Esteban Antonio) i Wesele poety (Skármeta Esteban Antonio) to piękne powieści.

Na pewno można wymieniać dalej i dalej ale wszyscy, którzy mi w tej chwili przychodzą do głowy są starsi od Marqueza, więc może chwilowo ich pomińmy.
Użytkownik: carmaniola 25.03.2011 11:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Z twojej czytatki wniosku... | benten
Bardzo dziękuję za podpowiedzi i słuszną uwagę - muszę położyć konkretną "tamę wiekową" w tym spisie, bo zaczynam ginąć. Absolutnie bowiem nie chciałam tu zmieścić wszystkich pisarzy latynoskich, ale tylko tych najmłodszych - starsi też jeszcze piszą, wiem, ale ich mam jakoś poukładanych w głowie. I to powinny być lata pięćdziesiąte, bo dopiero to pokolenie zaczyna być "nowe", choć i "starym" zdarza się zmieniać front.

Wypadnie wtedy i Dorfman, i Skarmeta (jego jedyna rzecz, która mnie zachwyciła to drobiazg - "Listonosz Nerudy". I "Wesele", i "Taniec.." były już jakieś strasznie wymuszone - realizm magiczny wyraźnie mu nie leży.), i Allende też - ją zresztą, nawet gdyby była młodsza należy umiejscowić w okresie boomu ze względu na charakterystykę jej powieści.

Laura Esquivel i "Przepiórki", lekkie i cudne - taktaktak. Natomiast jej kolejne powieści są najwyżej przeciętne. Jedna z nauczycielek Ani z Zielonego Wzgórza powiedziała jej kiedyś, że powinna pisać o rzeczach, które zna i to samo chyba dotyczy pani Esquivel.

Escandón Maria Amparo - miałam nawet jej książkę w ręce, ale jakoś mnie nie skusiła. Skoro jednak twierdzisz, że dobra dopiszę sobie do przyszłych lektur, a w spisie oczywiście powinna się znaleźć.

"Przybądź, ciemności" Montero czytałam, oceniłam na 5 i... nic nie pamiętam! ;-)

Plascencii Salvador w ogóle nie kojarzę. Będę musiała się się jej przyjrzeć. Ja w ogóle do pań mam nieco zachowawczy stosunek (przypomniała mi się jeszcze Kubanka Portela Ena Lucía), mam wrażenie, że one nadal należą do poprzedniej epoki - jakoś tak się zatrzymały. Laura Estrepo to taka młodsza wersja Allende.

O Vallejo, po jedynych "Błękitnych dniach" trudno mi się na razie wypowiedzieć - by oceniać pisarza trzeba jednak sięgną po powieść, nie autobiografię. W każdym razie przeważnie. ;-)

A teraz przez Adasia i przez Ciebie będę polować z zacięciem na "Gwiazdę daleką" Bolano. Narobiliście mi smaczku! ;-)
Użytkownik: ostka 25.03.2011 12:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dziękuję za podpow... | carmaniola
Hmm, człowiek na kilka dni znika z sieci, a tu takie ciekawe rzeczy się wypisują. Skoro wszyscy tak zachwalają "Gwiazdę daleką", to zrobię wyłom w starannie przygotowanych planach i przeczytam ją ponadprogramowo, po co ma zbierać kurz na półce. Oczywiście jak skończę to, co czytam teraz, a czytam ni mniej ni więcej tylko Teatr hrabiego Erosa (Alberto Eliseo (Alberto de Diego García-Marruz Eliseo)). Po Eliseo Alberto sięgnęłam ponownie przez tę czytatkę, wcześniejsze doświadczenie czytelnicze pt. "W poniedziałek wieczność się zaczyna" nie zachęcało do dalszych spotkań z tym autorem. Sięgnęłam i nie żałuję, bo (jak na razie) jest duuużo lepiej: Hawana anno domini 1957, mroczna, zadymiona, zapijaczona, zamiast magii - iluzja, bohaterowie na skraju załamania nerwowego. Dużo cygar i rumu, i rozpasania oczywiście ;)

Odnośnie pań, nie dość, że jest ich jakby mniej, to jakoś słabiej do mnie przemawiają. I rzeczywiście wydają się pozostawać pod silnym wpływem tradycyjnych ścieżek. "Przepiórki" były fajne, jak pisankowa wydmuszka. Portela - średnia. Co do Mayry Montero, to rzecz była o żabach. Amerykański badacz żab szukał jakiegoś ginącego gatunku na Haiti, a pomagał mu w tym Haitańczyk, facet zupełnie z innej bajki. Takie zderzenie Zachód - Antyle. To była dobra książka.

Skarmeta - olaboga, "Wesele poety" - chyba najgorsza rzecz, jaką ostatnio czytałam. Po tak traumatycznym doświadczeniu po "Listonosza Nerudy" już nie sięgnęłam, chociaż film był bardzo dobry.

Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, że w tej czytatce chodzi nie tylko o pisarzy urodzonych w latach 50-tych - 70-tych, ale przede wszystkim tych, w których twórczości można dostrzec nowe tendencje? (tak sugerowałby tytuł). I czy liczy się miejsce urodzenia, czy zamieszkania?
Użytkownik: carmaniola 25.03.2011 13:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Hmm, człowiek na kilka dn... | ostka
Wygląda na to, że po tę "Wieczność" Alberto naprawdę nie powinnam sięgać. ;-)

Portela też do mnie bardzo nie przemówiła, chociaż! Powiem, że ona właśnie to to "nowe". Może nie była zbyt subtelna w opisach, ale to już chyba cecha charakterystyczna Latynosów, a szczególnie wyspiarzy. Dobrze jej nie pamiętam i powinnam rzucić okiem raz jeszcze, a w ogóle to pilnować, bo to chyba był debiut.

I Montero - żaby! Wielkie dzięki! Już pamiętam, ale jeszcze raz zerknę, skoro postanowiłam prześledzić i jakoś sobie skondensować tę nową latynoamerykańską literaturę.

Po "Listonosza Nerudy" sięgnij! Tak mnie zachwycił, że nawet recenzję popełniłam, a to dla mnie jednak rzadkość. Naprawdę urocze maleństwo.

Z tym "nowym" to trochę się skomplikowało, acz nie bardzo. Zaczęłam od ugrupowań postulujących duże zmiany w literaturze (łatwiej mi było zacząć), ale szerzej chodzi mi o prześledzenie wszystkich tendencji u młodszego pokolenia pisarzy latynoskich. Bo też i oni, nawet jeśli sięgają po realizm magiczny czy też inne wzory, to nie jest to ta sama magia co u Garcii Marqueza, czy "cudowność rzeczywista" Carpentiera ani też fantastyka Borgesa. Oni jednak piszą inaczej. Czasem trafi się ktoś, kto po prostu kopiuje stare wzorce, ale te poszukiwania własnych ścieżek widać. I ja muszę sobie sprawdzić, co widać i czego się spodziewać.

Czytatka, wciąż jest robocza, w miarę napływu informacji dopiero się formuje i ostateczna koncepcja pewnie powstanie dopiero jak zbiorę wszystkich młodych w jednym miejscu (jak dożyję to popełnię następną z pokoleniem lat osiemdziesiątych ;-))

PS. Prawda, że cudzy zachwyt jest zaraźliwy? I ja, tym razem ostro, zakręciłam się za "Gwiazdą daleką" Bolano. I mam nadzieję, że i mnie zachwyci. ;-)

Edit: Liczy się to kim się czują. I raczej niech piszą po hiszpańsku, bo niestety, niektórzy przechodzą już na język angielski. :( Z mojego pobieżnego przeglądu wynika, że większość z nich siedzi albo w Europie, albo w USA, więc obecne miejsce pobytu trudno brać pod uwagę.
Użytkownik: ostka 25.03.2011 17:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Wygląda na to, że po tę "... | carmaniola
Chodziło mi o to, że są tacy jak Posadas Carmen de, która urodziła się w Urugwaju, ale jako nastolatka wyjechała do Europy. Pisze po hiszpańsku. Co pisze nie wiem, jej "Małe niegodziwości" wyszły w serii Salsa, więc je mam na półce, nie czytałam.

A wśród wynotowanych i nieprzeczytanych znalazłam dwóch Argentyńczyków, bez znaczka priorytet, czyli że nie spodziewam się rewelacji:

Santis Pablo de (1963)
Martinez Guillermo (1962)

Może czytałaś?

PS. "Wieczność" jest słaba, ale słabością z górnej półki, czuć, że to pisarz, nie pisarzyna.
Użytkownik: carmaniola 25.03.2011 18:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Chodziło mi o to, że są t... | ostka
O, jak najbardziej. Tę Posadas to już sobie nawet wypatrzyłam i zamówiłam w biblio, ale nie zdążyłam sprawdzić kto zacz (lit. Hiszpanii i Portugalii też czytuję, więc uznałam, że nie stracę.)

"Przekład" Pablosa Santisa miałam parę razy w ręku, ale jakoś kojarzył mi się z "Kodem Leonarda da Vinci" - pewnie jakaś mało zachęcająca nota na okładce była, chociaż wydanie chyba dość mocno było nagłaśniane. Martineza Guillermo w ogóle nie znam. Zaraz ich do listy pododaję. Dzięki! ;-)
Użytkownik: benten 26.03.2011 00:19 napisał(a):
Odpowiedź na: O, jak najbardziej. Tę Po... | carmaniola
ja sie przymierzałam do "Pięć błękitnych much" Posadas. Jeszcze nie miałam szansy.
Plasencia jest facetem.
Użytkownik: carmaniola 28.03.2011 14:09 napisał(a):
Odpowiedź na: ja sie przymierzałam do "... | benten
Olaboga, gdzie? Znowu komuś zmieniłam płeć, ale przynajmniej się wyrównało. ;-) Zaraz poprawię.

I poproszę o słówko na temat tych "Much" - będę może jakoś przygotowana zanim dostanę w łapki "Małe niegodziwości".
Użytkownik: benten 29.03.2011 00:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Olaboga, gdzie? Znowu kom... | carmaniola
Tu. "Plascencii Salvador w ogóle nie kojarzę. Będę musiała się się jej przyjrzeć. Ja w ogóle do pań mam nieco zachowawczy stosunek"
Przynajmniej ja tak rozumiem. W ogóle Salvador to imię.
A "pięć błękitnych much" nie miałam okazji czytać. Prawie mi się udało z podaj.net ściągnąć, ale jakaś zaraza nie odpowiedziała na prośbę transakcji. Buuu.
Użytkownik: carmaniola 30.03.2011 17:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Tu. "Plascencii Salvador ... | benten
Może uda Ci się w biblio dostać? W mojej "Błękitne muchy" też są. Padilla podszedł mi średnio. Niby to dobrze napisane, ale temat nie mój i klimat "jakiś" pojawia się właściwie dopiero w drugiej części. Dłuższa być powinna - może udałoby się wtedy nieco więcej szczegółów na temat motywów postępowania bohaterów zmieścić - są dla mnie niezbyt przekonujący.
Użytkownik: carmaniola 28.03.2011 14:16 napisał(a):
Odpowiedź na: ja sie przymierzałam do "... | benten
A nie, ja go po prostu zapomniałam dodać. :-)
Użytkownik: ostka 29.03.2011 16:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Wygląda na to, że po tę "... | carmaniola
Spieszę donieść, że ten nowy Alberto (Teatr hrabiego Erosa (Alberto Eliseo (Alberto de Diego García-Marruz Eliseo))) jednak bardzo średni się okazał. Jakoś się zniechęciłam. Miałam w planach Niech Bóg sprawi, żeby istniał Bóg (Alberto Eliseo (Alberto de Diego García-Marruz Eliseo)), ale chyba odpuszczę.
Użytkownik: carmaniola 30.03.2011 17:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Spieszę donieść, że ten n... | ostka
"Niech Bóg sprawi" bardzo dobra, ale mocno przygnębiająca. To właściwie czysta fantastyka - nie wiem czy czytujesz. Ale z Alberto nie rezygnuj (mam "Gwiazdę", mam!) - gdyby Ci się trafiła "Ester gdzieś tam" spróbuj chociaż zajrzeć a potem może na nowo nabierzesz smaczku. ;-)
Użytkownik: ostka 30.03.2011 20:33 napisał(a):
Odpowiedź na: "Niech Bóg sprawi" bardzo... | carmaniola
Mówisz, żeby się nie poddawać? No, dobra, dam Alberto szansę (kolejną). A fantastykę czytuję, nawet chętnie, na ogół fazami.
Przy okazji, dzisiaj byłam w księgarni i rzuciła mi się w oczy książka pewnej młodej brazylijskiej pisarki, Pontes Peebles Frances de. Szwaczka (Pontes Peebles Frances de) to jej debiut. Na okładce wypisali, że ją chwali Allende i Marquez (jak ja to lubię; jeśli chodzi o mnie, wydawca osiąga tym sposobem efekt odwrotny do zamierzonego, czyli że się odwracam na pięcie i idę w siną dal, z pięcioma dychami zaoszczędzonymi w kieszeni). Nie wiem, czy rzecz jest dobra, ale z pewnością opasła, ponad 600 stron jak nic. I nie znam daty urodzenia brazylijskiej literatki, ze zdjęcia spogląda osoba młoda, nie wiem, czy się zmieści w górnej cezurze (1976). Może coś o tej "Szwaczce" wiesz?
Użytkownik: carmaniola 31.03.2011 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Mówisz, żeby się nie podd... | ostka
Poleciałam od razu sprawdzić tę panią Pontes Peebles, ale faktycznie, ani na jej oficjalnej stronce, ani na FB wieku swojego nie podaje. Tylko miejsce urodzenia i ostatnią informację, że powraca do Brazylii na farmę. Zachwyty na temat jej książek na FB widziałam, ale to oznacza raczej, że trzeba być jeszcze bardziej ostrożnym. Jedna jedyna Poniatowska Elena wzbudziła we mnie entuzjazm, ale jej się trafiła świetna gawędziarka, a ona zręcznie wykorzystała temat.
Poczekam na "Szwaczkę" w biblio - kolos niewąski prawie 700 stron. Ostatnio nabrałam się na zachęcająco opasłą specjalistkę od chińskiej kultury i wyrzuciłam pieniądz w błoto. Żadnych takich powtórek! :(

Dodam ją sobie jednak na samym końcu - ku pamięci - to będzie już chyba pokolenie '80. Musi poczekać - na nią jedną czytatki zakładać nie będę. ;-)

A z Alberta jeszcze nie rezygnuj, miałaś chyba pecha trafić na jego słabsze pozycje i tyle.
Użytkownik: carmaniola 07.06.2011 12:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Mówisz, żeby się nie podd... | ostka
"Szwaczka" już za mną. Przyjemna lektura, ale moim zdaniem, dla pięćdziesięciu złotych można znaleźć lepszy cel. Trudno mi zdecydować czy to bardziej romans, saga rodzinna czy brazylijski western, bo jest w niej wszystkiego po trochu. Zgrabnie napisana, sporo w niej informacji na temat caatingi i życia brazylijskich cangaceiros (nie wiem czy to inna nazwa dla sertao i jaguncos? - nie zdążyłam sprawdzić) i informacji na temat różnego rodzaju ściegów i haftów. ;-)
Użytkownik: ostka 11.06.2011 11:23 napisał(a):
Odpowiedź na: "Szwaczka" już za mną. Pr... | carmaniola
Czyli po "Szwaczkę" do biblioteki, nie do księgarni. Rozumiem, że to raczej wakacyjna lektura. Na moje wyczucie caatinga i sertao może oznaczać to samo, jedno odnosi się do formacji roślinnej, drugie do terytorium. Z tego co wyczytałam jakaś różnica miedzy jaguncos i cangaceiros jest: jaguncos są bardziej najemnikami, cangaceiros - społecznymi wyrzutkami, bandytami. Przy czym termin jagoncos rozciąga się też na obie grupy jako na ludzi zbrojnych po prostu. W każdym razie cangaceiros jest określeniem o węższym znaczeniu i zabarwieniu pejoratywnym, jeśli wierzyć sieciowym informacjom ;)
Użytkownik: carmaniola 12.06.2011 08:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyli po "Szwaczkę" do bi... | ostka
To już wierzę Tobie w temacie tych jaguncos, bo sama nadal nie zdążyłam po Sieci poszperać - u Guimarãesa Rosy jaguncos to właśnie tacy zorganizowaniu bandyci grasujący po sertao, a u Amado chyba występują jako najemnicy. No, ale zbój to zbój. ;-)

Co do "Szwaczki" to rzeczywiście do biblioteki a stamtąd na jakąś trawkę albo na plażę. ;-)
Użytkownik: benten 06.04.2011 23:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dziękuję za podpow... | carmaniola
właśnie skończyłam "Błękitne dni". Podobało mi się. W porównaniu z wcześniej przeczytanym "Mój brat alkad" nawet bardzo. Pozytywne zaskoczenie
Użytkownik: carmaniola 08.04.2011 10:22 napisał(a):
Odpowiedź na: właśnie skończyłam "Błęki... | benten
Oj, straszysz mnie bratem alkadem! A właśnie mam go pod ręką. ;-) Na razie kończę Volpiego "Na tropie Klingsora" i zastanawiam się skąd u Meksykanów taka moda na rozgryzanie hitlerowców. :/
Użytkownik: adas 26.03.2011 13:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Z twojej czytatki wniosku... | benten
Nie chcę odpowiadać za Carmaniolę, w końcu to Jej wielkie dzieło, ale na początku pewnie chodziło mniej więcej o okolice muchyniesiada, z jej książkami i manifestami na stronie internetowej. Potem, także przeze mnie - pretensje proszę kierować tutaj, się rozrosło. Teraz przypomina spis latynoskich pisarzy - przynajmniej u nas - wydawanych dopiero po 89. Taki Fonseca, jeśli jeszcze żyje, ma powyżej 80 chyba [a właśnie, ze starszych - czytał ktoś Ilona przychodzi z deszczem (Mutis Álvaro)? W jakimś posłowie ze Serii o nim wspominano]. Najmłodsi to rocznik 1975?

No, miszmasz taki, ale przydatny. Ja na przykład dopiero niedawno odkryłem, ze Świat Książki wydaje całkiem sporą grupę. Dziś z biblioteki przyniosłem Nieodgadniony Roderer (Martinez Guillermo), zobaczy się.

"Gwiazda daleka" jest ponoć inspirowana wcześniej napisanym "Słownikiem pisarzy nazistowskich" czy jakoś podobnie. Ma się ta książka w ciągu roku, dwóch, u nas pokazać. Coś Pindel na blogu wspominał. Bolano jest dziwnie w Polsce wydawany, ale nie będę się wymądrzał czy to rzeczywiście tak ważny pisarz jest. "Dzicy detektywi" nadal czekają na rozfoliowanie, o zgrozo. Z drugiej strony, "Gwiazda daleka" to chyba jednak najważniejsza (najciekawsza? najbardziej oryginalna? - fascynujące jest to, że na dokładnie 153 stronach Bolano podejmuje multum wątków, i nawet Schulza mieści. Gęste.) znana mi pozycja z Ameryki Południowej wydana po 89.

Z ciekawostek. Bolano jest bohaterem, jednym z kilku źródeł narratora-autora, powieści (tak, tak) "Żołnierze spod Salaminy" Cercasa. Jak dla mnie najlepszym literackim "rozliczeniem" z wojną domową w Hiszpanii.
Użytkownik: carmaniola 28.03.2011 14:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie chcę odpowiadać za Ca... | adas
Trochę mi się zmieniła koncepcja - lata wydania jednak nie są najlepszym wyznacznikiem, bo "starzy" też jeszcze piszą. Niedawno gdzieś Ty z kolei pisałeś, że Vargas Llosa namierza się na powieść o Casemencie, więc wpadłby mi do spisu jak w kompot. Musiałam położyć tamę wiekową - urodzeni pomiędzy 1950-1976 (młodsze pokolenie trzeba będzie osobno, bo wiela ich, wiela...).

Mutisa czytałam - starszy od Marqueza - początek taki mocno conradowski, końcówka to pomieszanie Poego i Kiplinga (skojarzenia moje). Chyba nieco za wysoko oceniłam, choć złe nie jest - muszę ponownie zajrzeć.

PS. Zmieniłam zdanie na temat prozy Andahaziego, przynajmniej "Księcia" - to naprawdę jest nieźle napisane, ta proza ma swój rytm i tempo odpowiadające szalonej treści (no, chwilami może być to męczące). Pierwsze porównanie to "Jesień patriarchy" (bez długaśnych zdań), z drugiej strony nieco przypomina mi "Niejaką mulatkę".

PS.2. Nie wiesz przypadkiem, dlaczego w Polsce nie wydano najsławniejszych książek Asturiasa, czyli "El Presidente" i trylogii "Dzieci kukurydzy"? - Gamboa mi przypomniał.
Użytkownik: adas 28.03.2011 16:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Trochę mi się zmieniła ko... | carmaniola
Do "Księcia" zajrzę, może już byłbym po, ale wygrał "Nieodgadniony Roderer". I nie jest to jakaś wybitna pozycja, dużo tropów europejskich, choć nie geograficznie tym razem. Raczej intelektualnie, literacko - tropy prowadzą w głąb literatury niemieckojęzycznej sprzed stu lat i nie tylko (mit faustowski). Mann jest wspominany bezpośrednio, mi tam się kojarzy kilku Austriaków. Na szczęście bez aż tak dużych ambicji, krótkie to jest i jednak w scenerii Argentyny - nawet jeśli jest tylko naszkicowana - smakuje trochę inaczej.

Asturias? Nie mam pojęcia. On zresztą późno był u nas wydawany, już chyba po Noblu. Jakieś polityczne zawirowania? Ale wszędzie pisze, że lewicowy???

Latynosi po 76 wydawani u nas? Głupia sprawa, chyba nie kojarzę;)
Użytkownik: carmaniola 28.03.2011 17:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Do "Księcia" zajrzę, może... | adas
Hihi, to nigdy nic nie wiadomo - popatrz na "Eragona"! A ja się zabezpieczam - najmłodszy na razie to rocznik 1976 i niech tak zostanie. I tak mi się już strasznie mieszają linki, mimo że kombinuję na trzech stronach (uparłam się, bo bardziej widoczne), i jeszcze chwila a nie tylko płeć zacznę zmieniać. ;-)
Użytkownik: carmaniola 28.03.2011 17:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Do "Księcia" zajrzę, może... | adas
PS. Asturias lewicowy, "Pan prezydent" to a la biografia dyktatora Cabrery i nie przychodzi mi do głowy nic poza głupią myślą, że w owym czasie (kiedy go wydawano) był nieprzetłumaczalny. Jakaś przepaść w polskich tłumaczeniach jest: "Legendy" - dziura - wszystko po Noblu.
Użytkownik: adas 02.04.2011 12:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Próbowałam sobie poskłada... | carmaniola
Fajnie, że się Gamboa spodobał. Zastanawiałem się... Do teraz nie wiem, dlaczego na samym początku ta książka miała chyba trójkę, choć się całkiem podobała. Chyba byłem wtedy na etapie, że literatura latynoska musi być gęsta, trudna i zawsze, ale to zawsze, oryginalna.

Do spisu pasuje Sekretna historia Costaguany (Vásquez Juan Gabriel). Tobie się chyba niezbyt podobała? Ja mam kolejnego pomniejszego fioła, na punkcie Conrada, więc ta warstwa powieści Kolumbijczyka ratuje trochę opisy kolejnych rewolucji w tej książce. Znaczy się, nie są one złe, ale ja już to czytałem!

Przy takim tytule czytatki nie mieści się Piglia Ricardo. Rocznik 41, ale dopiero teraz u nas wydawany. Nie mam przekonania czy kupować, czytał ktoś? Ekranizacja "Spalonej forsy" nie zachwyciła, a ponoć powinna.
Użytkownik: carmaniola 06.04.2011 19:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Fajnie, że się Gamboa spo... | adas
Gamboa naprawdę super - mam zamiar czytać kolejne pozycje chociaż sensacja to raczej nie moja broszka. Vasquez jakoś mi się dłużył, mimo że wcześniej zrobiłam sobie powtórkę z Conrada - mam z nim problem (z Conradem), bo co przeczytam, to z łepetyny mi wyfruwa.

Za Piglia dziękuję, w czytatce się nie mieści, ale na moich literackich ścieżkach i owszem. Tylko musi poczekać, bo na razie nazbierałam stos ibero i jeszcze parę wyglądających ciekawie rzeczy, z którymi muszę się uporać.
Użytkownik: adas 12.05.2011 11:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Próbowałam sobie poskłada... | carmaniola
"Książę" Andahaziego to bardzo dobra książka, smakowicie napisana i baaaardzo niegłupia, której nie mogę dać więcej niż 4,5. Ja to wszystko już gdzieś czytałem! Albo wydaje mi się, że czytałem.

Ja nie wiem czy to ja wymyślam, czy "młodsi" Latynosi też czytają Saramago? To kolejna w ostatnich miesiącach książkach, gdzie mi Portugalczyk wyskakuje. Albo to tylko taka moja obsesja, przecież na całym świecie pisze się swego rodzaju przypowieści/powieściowe moralitety z tłumami na ulicach, podupadłymi miastami, wyalienowanymi cieniami ludzi. Część magiczna to wędrówka w Andy i ich mity, może na pogranicze Amazonki. Potwory władzy kojarzą mi się z "Porwaniem generała", a cześć filmowa to krewny, choć daleki, "Pocałunku kobiety-pająka" Puiga. I może kilku innych Argentyńczyków.

Jak całość robi wrażenie, to rozkład na poszczególne składniki trochę mnie zniechęca. Choć pewnie nie powinien.

Taka sama ocena przypada Yossowi i jego grzechom kubańskim. Śmieszne, o ile książkę Argentyńczyka uważam za (potencjalnie?) bardziej znaczącą, tak Kubańczyk mógł dostać wyższą ocenę. Gdyby nie to, że to kolejna powieść (zbiór opowiadań?) kubańska z połowy lat 90, po Guttierezie i "Opowiedz mi o Kubie" Diaza. Ta sama tematyka, niemal identyczny klimat. Drugi problem jest trochę poważniejszy - miałem wrażenie, że polski przekład jest podrasowany. I wstęp nie wyjaśnia wszystkiego. Poprawianie książek po latach nie bardzo mi pasuje. Gdyby wszystkie te opowieści były tak zabawne jak dwie pierwsze też byłoby lepiej. Trochę na siłę Yoss stara się "zamknąć" fabułę.

Użytkownik: carmaniola 13.05.2011 08:48 napisał(a):
Odpowiedź na: "Książę" Andahaziego to b... | adas
A mnie bardziej Andahazi przypominał (w "Księciu") Asturiasa z jego "Niejaką Mulatką" (która w dalszym ciągu czeka na ponowne przejrzenie), albo i nawet "Jesień patriarchy" Garcii Marqueza - to przez ten radosny rytm karnawału. ;-) Saramago jakoś nie przyszedł mi do głowy - może jeszcze za mało przeczytałam.

Yoss też mi się bardziej podobał w początkowych opowiadaniach - początku powieści. Potem, faktycznie nieco wymuszenie piętrzy absurdy i... mam wrażenie, że stara się w tym kogoś naśladować, ale nie wiem kogo.

A teraz idę pomęczyć Cię trochę pod "Golemem", na którego dałam się namówić, bo chociaż kolejny Gamboa i pani Peebles, którą podejrzewam o "allendowatość" czekają, to jestem ostatnio raczej fantastyczna i zepchnięta ze swoich stałych ścieżek.
Użytkownik: jgb 28.06.2011 04:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Próbowałam sobie poskłada... | carmaniola
Pozwolę sobie zwrócić uwagę na dwóch ciekawych pisarzy argentyńskich: Pablo De Santisa, którego pisarstwo przypomina metafizyczno-fantastyczne utwory Adolfo Bioy-Casaresa, genialnego argentyńskiego pisarza starszego pokolenia (polecam w tym miejscu Bioy-Casaresa tym wszystkim, którzy go nie znają) i Carlosa Marię Domingueza, który napisał "Dom z papieru", książkę o tym, do czego prowadzi zbytnia miłość do książek. Pozwolę sobie się nie zgodzić z oceną książki Gamboy. Nie jest to, moim zdaniem, zbyt dobra literatura, brakuje jej głębi, języka i jakiejś trudno dostrzegalnej metafizyki, która jest niezbędna do tego, aby dzieło coś ważyło. O czym pisze Gamboa, jakie ważkie tematy ludzkiej egzystencji porusza, jakie problemy stawia? Osobiście nie dostrzegłem w jego powieści nic szczególnego, z wyjątkiem może nieco prostackiego humoru. Jeśli chodzi o humor, to w dużej dawce możemy go dostrzec w "Dzikich detektywach", powieści z pewnością wybitnej, która w żadnym przypadku nie jest nudna! Zupełnie nie rozumiem tych, którzy polegli przy lekturze tej fascynującej książki, a przecież ta - w odróżnieniu od "Oszustów" - stawia cały szereg podstawowych pytań odnośnie roli pisarza w kreowaniu rzeczywistości, mitotwórczej funkcji działalności literackiej, odpowiedzialności za słowo itd. Z kolei "Amphitryon" Ignacio Padilli oferuje wszystko, co najlepsze w literaturze latynoamerykańskiej, enigmatyczność postaci, fatalizm historii, mrok, który spowija ludzki los. W tym sensie "Gwiazda daleka" Roberta Bolaño, dzieło z pewnością wybitne wydaje się - ze względu na swoją fantastyczność - zbliżona do dzieł cytowanego wyżej Bioy-Casaresa, - ze względu na mroczny egzystencjalny wydźwięk dzieła - do "Amphitryona". Do ciekawych pisarzy argentyńskich z pewnością należy zaliczyć też Marcelo Figuerasa. Zdarzają się też kompletne niewypały, autorzy nie wymienieni przez Ciebie w spisie, którzy się jednak nie nadają do czytania. Ich nazwiska dyskretnie przemilczę, nie warto sobie nimi zawracać głowy.
Użytkownik: carmaniola 28.06.2011 14:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Pozwolę sobie zwrócić uwa... | jgb
Powiadasz, że po "Przekład" Santisa warto sięgnąć? Miałam go kilkakrotnie w ręku, ale jakoś nie nabrałam do niego przekonania po przeczytaniu noty. "Dom z papieru" dobry i owszem, ale chyba bardziej przez sentyment "czytaczy" do samego tematu.

Co do Gamboy to chyba oceniasz go zbyt surowo, albo może ja po prostu lubię prostacki humor pisarza, który uporał się z historycznie zaszłymi kompleksami Latynosa, potrafi wskazać i wykpiwać te zupełnie współczesne, zamiast umartwiać się, że umknęła mu okazja do patosu martyrologicznych opowieści. I chwała mu za to, i za tę lekkość, i za ten brak ciągotek do wielkości. ;-)

"Zupełnie nie rozumiem tych, którzy polegli [...]"

Hihihi, niektórzy nie potrafią pojąć czytelników, których nudzi Faulkner, inni tych, których nudzi Mann, a jeszcze inni tych, którzy wielbią Coelho - w tym cały urok odmienności.
I być może "Dzicy detektywi" to książka fascynująca i wielka - spierać się nie będę bom nie przeczytała - mnie jednak perypetie obrzydliwego, wg mnie oczywiście, nastolatka śmiertelnie znudziły i odpuściłam sobie zapoznawanie się z jego dalszymi losami. Obawiam się jednak, że po lekturze "Gwiazdy dalekiej" będę musiała do niego wrócić. Hmmm, a może zacząć czytanie od środka? ;-)

Figureas - tak - przede mną jeszcze "Szpiedzy...", ale "Kamczatka" była niezła. Jednak jak do tej pory moim numero uno jest Evelio Rosero - jego pisanie to chyba kwintesencja tego co mnie w literaturze ibero urzekło.

PS. Dawaj, dawaj, proszę tych wyłapanych przez Ciebie, a czytania niewartych - warto przecież wiedzieć za co się nie łapać. ;-)

Użytkownik: jgb 20.07.2011 23:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Powiadasz, że po "Przekła... | carmaniola
Obiecuję Ci, że kolejną książkę Gamboy postaram się czytać nieco inaczej. Potraktuję autora bez zbytniego patosu: jako kogoś, kto nie stawia sobie zbyt wysokich celów, nie próbuje opisywać czy choćby rozumieć całej rzeczywistości, nie próbuje mocować się z Bogiem i tworzyć powieści totalnej. Nic z tych rzeczy: autor chce nam opowiedzieć śmieszną historyjkę. Być może gdybym tak czytał "Oszustów", miałbym lepszą opinię o tej książce.
"Przekład" De Santisa nie jest zapewne książką wybitną. Ma jednak w sobie coś, co przypomina najlepsze argentyńskie powieści: jakąś fantasmagoryczną atmosferę, scenerię z wspomnianych przeze mnie książek Bioy Casaresa, wieloznaczność interpretacji. A ja mam prawdziwą słabość do literatury argentyńskiej i nic na to nie poradzę...
Evelio Rosero w ogóle nie znam i zaraz sprawdzę, kto to taki.
Jeśli zaś chodzi o książkę, której z pewnością nie warto czytać, to spełniam prośbę: "Przedostatnie marzenie" Angeli Becerry to wyjątkowy gniot. Aż zdziwiłem się, że książkę przetłumaczono na polski, a zdziwiłem się jeszcze bardziej, gdy przeczytałem, że książka została nagrodzona, a polscy wydawcy przygotowali już drugą książkę Becerry. Przede wszystkim autorce brakuje warsztatu pisarza. Chciałaby pisać jak Marquez, czy może lepiej jak Zafón, ale spod jej pióra wychodzą zdania nadęte, pompatyczne i bezsensowne. Ponieważ nie potrafi pisać, połowa zdań kończy się wielokropkiem. Odnajdziemy w niej mnóstwo mądrości typu: miłość pokona każdą przeszkodę, nie ma nic ponad płomienne uczucie, w życiu warto kochać. Staram się podczas lektury brać w nawias swoje nawyki i nie uprzedzać się do tego, co czytam, ale w tym wypadku nie mam żadnych wątpliwości - to jest zła literatura. W życiu wszystko wszak ma swoje dobre strony - złą książkę też warto czasem przeczytać. Po przeczytaniu Becerry jeszcze bardziej doceniamy bowiem wielkość dobrej literatury.
Użytkownik: carmaniola 21.07.2011 10:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Obiecuję Ci, że kolejną k... | jgb
Ha! Tylko nie zapomnij, proszę, czytając Gamboę, o świetnym warsztacie pisarskim! :-)

Za "Przekład" w takim razie się jednak wezmę, a Ty, Evelio Rosero - koniecznie! Nieczytanie go, przy lubieniu ibero w ogóle, to wielka strata.

Dzięki za ostrzeżenie przy Bercerro - zaraz ją sobie odszukam i dodam do spisu, ale czytać chyba faktycznie nie będę. A skoro jej książka Ci się nie podobała, to może nie chwytaj też za Szwaczka (Pontes Peebles Frances de)? Ona co prawda sprawnie napisana i nie wątpię, że niektórym podobać będzie się bardzo, ale za to pewne wątki fabuły są dość ryzykowne i, powiedziałabym, karkołomne np. pałający miłością do haftu jaguncos i bieganie po caatindze z maszyną do szycia jako niezbędnym wyposażeniem bandy rozbójników. ;-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: