Próbowałam sobie poskładać jakoś literaturę iberoamerykańską pisarzy najmłodszego pokolenia (po przyjrzeniu się konkretnym liczbom wychodzi, że nie takiego znowu najmłodszego) i dopiero podczas tworzenia spisu uświadomiłam sobie jak liczne to pokolenie jest, jak bardzo różnorodne są ich utwory i jak wiele pozycji jeszcze przede mną. Uznałam, że najprościej będzie, jeśli za punkt wyjścia przyjmę programowe ugrupowania, w których część tych twórców się skupia (w każdym razie ta część, o której wiem).
McOndo
Nazwa utworzona z połączenia nazw barów McDonald’s i sieci hoteli Condo a jednocześnie nawiązująca do marquezowskiej fikcyjnej wioski ze "Stu lat samotności". W grupie tej znajdziemy Alberta Fugueta (twórce nazwy), Edmunda Paza Soldana, Jorge Franco, Jaime Bayly’ego i Rodriga Fresana i chyba (co on tam robi?) Robert Bolano.
Zbuntowani młodzi odcinają się od realizmu-magicznego i jego estetyki, pragną przedstawiać świat w jego czystej, brutalnej często postaci.
„Nasz kraj McOndo jest [ ... ] przeludniony, zanieczyszczony, z autostradami, metrem, kablówką i przedmieściami. W McOndo są McDonaldy, komputery Mac i kondominia, oprócz pięciogwiazdkowych hoteli wybudowanych za prane pieniądze i gigantycznych centrów handlowych. W naszym McOndo, tak jak w Macondo, wszystko może się zdarzyć, tyle że u nas, jeśli ludzie latają, to dlatego że są w samolocie albo się naćpali (cyt. za: Pindel 2004, s. 195)”.*
piszą we wstępie do wspólnie wydanej antologii opowiadań.
„Hugo Achugar twierdzi, może nieco przesadnie, że termin "literatura latynoamerykańska" stał się dziś wstydliwą etykietą i że młodzi pisarze, wobec jej zniekształconego realizmem magicznym wizerunku, bronią koncepcji "literatury powszechnej odlatynoamerykanizowanej" (2006, s. 209).
Niewątpliwie jednak, pomni lekcji Borgesa, pragną być nie tyle Latynosami, co "dobrymi, a przynajmniej znośnymi pisarzami".*
Ja bym powiedziała, że mocno przesadnie twierdzi. Realizm magiczny wyruszył w świat, wciąż ewoluuje i czerpie z całkiem odmiennych wzorów, więc nie jest jednoznacznie kojarzony z literaturą iberoamerykańską. Teraz. A Borges co prawda powiedział, że nie trzeba być Latynosem i wystarczy być dobrym pisarzem, ale też nigdy nie przekonywał, że jedno z drugim się kłóci. Poza tym czy odarcie Iberoameryki z przydanej jej niegdyś cudowności to naprawdę taka wielka zmiana? Wszak poza magią, była w tamtych utworach spora dawka realizmu, a nawet naturalizmu. Nigdy nie była to cudowność słodka.
I trochę się obawiam, że tego pędu ku "odlatynizowaniu" powieści iberoamerykańskiej. Czy postępująca globalizacja i homogenizacja kultur, sprawia że zniknęły już wszelkie różnice, albo czy te istniejące należy pomijać jako nieistotne i ukazywać czytelnikom wyłącznie świat jaki mogą znaleźć za własnym oknem? No ja nie wiem…
Uważam, że to wartościowe, że istnieją pomiędzy ludźmi, krajami, kontynentami odmienności i nie mogę dojrzeć powodów, dla których należałoby się ukazywania tych różnic wystrzegać, czy też wręcz wstydzić. A tu panowie, nie dość, że się wstydzą to jeszcze pisząc całkiem z tej Ameryki emigrują.
„[…] wielu pisarzy latynoamerykańskich w ogóle nie pisze dziś o Ameryce Łacińskiej, co potwierdza w jednym z artykułów Fernando Iwasaki, autor tomu esejów o znamiennym tytule Mi poncho es un kimono flamenco (Moje poncho to kimono flamenco, 2005):
Powieści Meksykanów Jorge Volpiego i Ignacia Padilli osadzone są w realiach Szwajcarii, Francji i Niemiec; akcja jednej z książek Boliwijczyka Edmunda Paza Solda na rozgrywa się na kampusie w Madison; Peruwiańczyk Ivan Thays czyni mitycznym miejscem swojej literatury śródziemnomorskie Busardo, Kolumbijczyk Santiago Gamboa udowadnia w Los impostores, że "zawsze będziemy mieli Pekin"; bohaterowie Chilijczyka Roberta Bolano włóczą się to po Paryżu, to po mieście Meksyk; scenerią wydarzeń okazałej Mantry Rodriga Fresana są Ogrody Kensington; nie mówiąc już o japońskich historiach Maria Bellatina, rajach Magrebu Ruya Sancheza, włoskich wygnańcach Ekwadorczyka Leonarda Valencii czy saharyjskich przygodach Argentyńczyka Alfreda Tajana [ ... ) (2004, s.119-120)”.*
Trochę to dla mnie niezrozumiałe. Skoro świat jest wszędzie taki sam i Rio de Janeiro czy Buenos Aires nie różnią się od Paryża czy Nowego Jorku, to po kie licho akcję powieści osadzać na innym kontynencie skoro swobodnie można pozostać we własnym kraju?
A teraz próba zmierzenia się z każdym z pisarzy i ich utworów osobno:
Rivera Letelier Hernán (Chile, 1950)
Podobno jeden z najlepszych a niepublikowanych u nas dotąd pisarzy chilijskich. Jego
Sztuka wskrzeszania (
Rivera Letelier Hernán)
napisana i przetłumaczona zgrabnie. Ciekawy eksperyment narracyjny, nie nowy co prawda, ale zgrabnie przeprowadzony: narrator trzecioosobowy (ktoś z miasteczka saletrzanego przezwanego Syfem) i pierwszoosobowy (główny bohater) opowiadają, uzupełniając się wzajemnie historie Dominga Zarate Vegi zwanego Chrystusem z Elqui. Humor typowo latynoamerykański, nawiązania do literackich sław, wartka akcja. Całkiem smaczne danie. (Tylko dlaczego oczekiwałam czegoś nowego i wystrzałowego? "Spsuli" mnie Iberoamerykańcy do cna!)
Bolaño Roberto (Chile, 1953)
Bolano w Paryżu (
Monsieur Pain (
Bolaño Roberto)
) to jakieś totalne nieporozumienie, w którym nie wiadomo o co chodzi i co pisarz chciał przekazać. Bolano w Meksyku (
Dzicy detektywi (
Bolaño Roberto)
)zabił mnie miałkością bohatera i masą słów. Mam wrażenie, że ten pan ma naprawdę doskonały warsztat tylko tak jakby sam nie wiedział co chciałby/mógłby przekazać. Surrealistyczna wizja Chile, z księdzem wykładającym juncie Pinocheta podstawy marksizmu i z europejskimi księżmi-sokolnikami w
Chilijski nokturn (
Bolaño Roberto)
warta uwagi.
Gwiazda daleka (
Bolaño Roberto)
- to swego rodzaju rozliczenie z okresem po zamachu Pinocheta i jednocześnie chyba szukanie nowych dróg dla poezji i literatury. Znów nieco surrealizmu (albo może hiperrealizmu jak określali go niektórzy z bohaterów), mnóstwo poetów, krytyków i ugrupowań literackich - istniejących w świecie realnym lub nie. Poruszająca, niemniej jednak poprzez mnogość nazwisk, historii i obcych mi problemów literackich skupionych w tak niewielkim tekście - trudna.
Literatura faszystowska w obu Amerykach (
Bolaño Roberto)
- to już chyba norma, pierwsze próbki, które dają początek innym powieściom. Czytatka:
Bolaño - wejść dwa razy do tej samej rzeki
Fuguet Alberto (Chile, 1964)
od „gadających tukanów” – w
Filmy mojego życia (
Fuguet Alberto)
pozostaje, jak w życiu, rozdarty pomiędzy Chile a USA. Filmy w tej książce, podobnie jak trzęsienia ziemi są łącznikiem wspomnień. I jakby o te filmy jest tych łączników za dużo. Odniosłam wrażenie, że chociaż każdy „kawałek” tej powieści jest niezły to jakoś nie bardzo się kleją. Przydałoby się chyba lekkie „odchudzenie”.
Fresán Rodrigo (Argentyna, 1963)
w Londynie
Ogrody Kensington (
Fresán Rodrigo)
, jakoś mnie nie razi – skoro fascynujący go człowiek mieszkał w Anglii, dlaczego nie? Ale czy tak bardzo oddalił się od macierzy? Pomysł splecionych biografii dwóch osób, które dzieli stulecie (to nic, że jedna z nich jest fikcyjna) wszak nie jest nowy - daleko nie szukając wystarczy sięgnąć po „Raj tuż za rogiem” Vargasa Llosy. Rozważania na temat struktury czasu i pamięci tak jakoś, same z siebie kierują mnie ku Borgesowi. To dobra książka, choć chyba nieco przegadana - autor w jakiś sposób próbował uprawdopodobnić realia otaczające fikcyjnego bohatera obudowując go zbyt wielką ilością szczegółów związanych ze Starym Światem – to czasem wyliczanki nazwisk znanych piosenkarzy, muzyków, zespołów, aktorów itp. W książce, jak zdradza tłumacz jest mnóstwo nieoznaczonych cytatów i kryptocytatów. W każdym razie na temat czynienia dopisków do ukończonej już książki powinien chyba Fresno porozmawiać z Wiktorem Hugo, albo choćby z kolegą Toscaną.
"I dziwny szczegół: moje książki zawsze w końcu tworzą się bardzo daleko od miejsc, w których się dzieją. Przydarzyło mi się to z miastem Meksyk w "Mantrze" pisanej w Pradze i Budapeszcie, potem kolejny raz z Londynem w :Ogrodach Kensington" pisanych w Santiago de Chile i Bogocie, i w Guadalajarze". (Z Podziękowań autora)
Franco Jorge(Kolumbia, 1962)
W Polsce wydano dwie książki tego autora:
Paraíso Travel (
Franco Jorge)
i
Rosario Tijeras (
Franco Jorge)
. Obie warte przeczytania. Oszczędne operowanie słowem, ale mimo brutalnych treści i czasem zupełnie potocznego języka jest w tym jakaś poetyckość.
Bayly Jaime (Peru, 1965)
Chyba najsłabszy literacko z tej grupy. Bohater do gruntu obrzydliwy, a jednak znalazłam w jego opowieści
Noc jest dziewicą (
Bayly Jaime)
coś, co mnie poruszyło – jakąś smutną przemyconą prawdę. Nie wiem dlaczego, ale po przeczytaniu tej książki odniosłam wrażenie, że literatura nie jest powołaniem Bayley’a i pomyślałam sobie, że on już może niczego nie napisać. A tu proszę, jest w Polsce kolejne jego dzieło "Sentymentalny drań".
Paz Soldán Edmundo(Boliwia, 1967)
Śmierć na ulicy Unzueta (
Paz Soldán Edmundo)
No, ale zaraz, akcja tej powieści rozgrywa się tylko częściowo w kampusie w Madison, duża jej część to jednak Rio Fugivito i polityka Ameryki Południowej. Nawet trochę za dużo tej polityki, uwarunkowań gospodarczych, zamachów. I zupełnie niepotrzebne wstawki z języka angielskiego. :/
Tak a propos krzyżówek, to faktycznie, przypomina mi się "Ciotka Julia i skryba" Vargasa Llosy. A zabawy z rozszyfrowaniem powieści napisanej przez ojca bohatera kojarzą się z labiryntami Borgesa.
= = =
CRACK
Podobne założenia jak McOndo przyjęła grupa meksykańskich pisarzy skupiających się w grupie „Crack”. To Padilla Ignacio i Eloy Urroz (Meksyk, 1967) i Pedro Angel Palou Garcia (Meksyk, 1966).
Padilla Ignacio (Meksyk, 1968)
Amphitryon (
Padilla Ignacio)
Ciężka lektura. Pisarz oparł swoją powieść na postaci Adolfa Eichmana. Jakoś mało przekonujący w swoich motywach wydali mi się bohaterowie pierwszej części i sama ona była jakby ukryta za mgłą, nie pozwalająca odkryć klimatu. Dopiero w drugiej części intryga nabiera rumieńców, choć powieść nadal jest jakby strzępami opowieści. Ciekawe czy pierwowzorem dla literackiego związku Thadeus Dreyer i Wiktor Kretzschmar byli Walentinow i Łużyn Nabokowa.
Volpi Escalante Jorge (Meksyk, 1968)
To chyba jakaś mania by Meksykanie pisali o hitlerowcach. :( Jeśli na tym ma polegać zmiana w literaturze iberoamerykańskiej, to ja dziękuję. :( I nic mi nie wynagrodzi tego, że książka niby nieźle napisana skoro tematyka zupełnie mnie nie interesuje. Volpi opisuje życie niemieckich naukowców w okresie przed, w czasie i po II wonie światowej. I ma to smaczki różne, bo pojawiają się naprawdę wybitne postacie, ale...
I teraz jeszcze kilku czytanych autorów, może niezgrupowanych, a może po prostu mi o tym nie wiadomo, ale chciałabym o nich pamiętać.
Figueras Marcelo (Argentyna, 1962)
– pozostaje wierny swojemu kontynentowi zarówno w
Kamczatka (
Figueras Marcelo)
, jak i w oczekującym jeszcze na przeczytanie
Szpieg czasu (
Figueras Marcelo)
, którego akcja rozgrywa się w Trynidadzie.
Uff, nie wszyscy latynoamerykańscy pisarze uciekają do Europy! Jego powieść jest realistyczna chociaż niesie ze sobą jakiś niepokój, niedopowiedzenie.
Nielsen Gustavo (Argentyna, 1962)
Olaboga! Niech się pan nie obrazi drogi panie, ale odebrałam pańską powieść
Auschwitz (
Nielsen Gustavo)
zupełnie niezgodnie z pana oczekiwaniami. Najpierw było obrzydliwie, ale zanim zdecydowałam się odłożyć książkę na półkę zrobiło się dziwnie i tajemniczo. Potem było nie dość, że obrzydliwie, lecz również potwornie, i znowu, zanim zdążyłam się przestraszyć zrobiło się absurdalnie i pomyślałam, że bohater ani chybi jest na haju. Potem pomyślałam, że autor pisząc był na haju. A potem sama poczułam się jak na haju i te absurdalne potworności zaczęły mnie śmieszyć. Końca zupełnie nie zrozumiałam. ||| Edit: doszłam do wniosku, że maksyma brzmi: nic się nie stało, zapomnijmy o tym, czyli tzw. pojednanie narodowe.|||
Ale, o dziwo, mam ochotę na jeszcze. Tym bardziej po deklaracji autora, cytowanej przez Tomasza Pindela w Posłowiu do książki:
„Jeśli prowokuję, to dlatego że chcę się kłócić z ludźmi, z literaturą, z gównianymi książkami, jakie pisują argentyńscy pisarze pod wpływem swoich zagranicznych agentów. Pełno jest kryminałów w „angielskim stylu”, żeby je zrozumiano w innych krajach. Pełno jest powieści o prostej składni i bez regionalizmów językowych, żeby się łatwo przekładało na inne języki. Napisali je grubi panowie dla grubych pań”.
Brawo!!!
No i oczywiście jest jeszcze
Rosero Evelio (Kolumbia, 1958).
Mój numer jeden na liście, który tworząc, pewnie wspiera się na fundamentach starych piramid. Nie musiał niczego odrzucać, emigrować do Europy, by w nowatorski sposób przekazać obraz swojego kraju i jego mieszkańców. Nie tylko tych z małego miasteczka -
Między frontami (
Rosero Evelio)
; - jestem pewna, że kiedy będzie pisał o ludziach w wielkiej, pełnej smogu i McDonaldów Bogocie też da sobie radę. W każdym razie trzymam kciuki!
W tej nowej fali są również pisarze tacy jak
Toscana David (Meksyk, 1961)
Wydany w Polsce
Ostatni czytelnik (
Toscana David)
wydaje się być pogonią za absurdem i jednocześnie poszukiwaniem literackich wzorów. Mnóstwo nawiązań do literatury, albo może raczej literackich zagadek, bo odpowiedzi czytelnik musi odnaleźć sam, i do historii Meksyku - Porfirio Diaz - Płaczek z Icamole jest cudny! Szczególnie w Paryżu.
Caparrós Martín (Argentyna, 1957) W
Tajemnica markiza de Valfierno (
Caparrós Martín)
autor poza rozważaniami na temat falsyfikatów i podróbek wprowadza nas w świat literatury, ubierając swoich bohaterów w kostiumy ze znanych powieści i serwując czytelnikowi literackie falsyfikaty.
Lins Paulo (Brazylia, 1958) – jego
Miasto Boga (
Lins Paulo)
nie jest jakimś literackim rarytasem, ale chociaż to literacka fikcja, to jednak mocno wsparta na realiach Rio de Janeiro i ta wartość faktograficzna jest istotna. Duży ładunek negatywnych emocji niestety też.
Alberto Eliseo (Alberto de Diego García-Marruz Eliseo) Kuba, 1951).
Był bliskim współpracownikiem Garcii Marqueza, tworzy powieści w konwencji realizmu magicznego lub fantastyki, ale ta magia wtłoczona jest do współczesnego świata i jego problemów. Zgrabnie wykorzystane stare ścieżki i niezły warsztat literacki. Najmniej z jego powieści podobała mi się
Caracol Beach (
Alberto Eliseo (Alberto de Diego García-Marruz Eliseo))
, natomiast ujęła mnie lekkością i ciepłem, ale też sporą dawką melancholii - "smutek jest jak pantera"
Ester, gdzieś tam czyli Romans Lina i Larry'ego Po (
Alberto Eliseo (Alberto de Diego García-Marruz Eliseo))
, a zmroziła okrucieństwem
Niech Bóg sprawi, żeby istniał Bóg (
Alberto Eliseo (Alberto de Diego García-Marruz Eliseo))
Yoss (pseud., właśc. José Miguel Sánchez) (Kuba, 1969)
Kubańczycy znaleźli oręż do walki z idiotyzmami i uciążliwościami socjalistycznego państwa - absurd zwalczają absurdem. Te kilka opowiadań zawartych w książeczce
Siedem grzechów kubańskich (
Yoss (pseud., właśc. José Miguel Sánchez))
, które łączą się sobą, zgrabnie opisują nonsensy na Kubie. Nierówne te opowiadania, ale kilka fragmentów naprawdę wartych uwagi.
Eire Carlos (Kuba, 1950)
No i znalazłam jeszcze jedną pozycję literatury iberoamerykańskiej
Czekając na śnieg w Hawanie: Wyznania kubańskiego chłopca (
Eire Carlos)
, której nie dokończyłam. Pamiętam piękny język, mroczne sny, mroczną magię (odrobina kompozycyjnego chaosu mnie nie zraziła) i doczytałam ją nawet do połowy, do momentu kiedy bohater opowiada jak to przyjechała do USA jego mamusia (nie rozłożyli czerwonego dywanu!), która nigdy w życiu nie pracowała i w tamtejszym pośredniaku niczego dla niej nie znaleziono. I kiedy jakiś przesiedlony Meksykanin (chyba) pocieszał ją, że on też na początku niczego nie mógł znaleźć a teraz wiedzie mu się całkiem nieźle, ona pogardliwie mu odpowiedziała, że przecież kiedy on tu przyjechał to miał jedną koszulę na grzbiecie, a ona miała wszystko. I synuś tak się użalał nad jej dolą, i swoją, bo USA umieściły go w sierocińcu zamiast ofiarować mu pałac, i tam było mu wyjątkowo źle, bo amerykańskie sieroty pewnie miały lepiej... :/ I nie zdzierżyłam. Mea culpa.
Gutierrez Pedro Juan (Kuba, 1950)
Czytałam jedynie
Tropikalne zwierzę (
Gutierrez Pedro Juan)
i zwierzę, jak trylogia, brudne było. Brudne, leniwe i... myślące "ogonkiem". Wiem, miało być brutalnie i przyziemnie, ale mnie przerosło i jakoś nie mam odwagi sięgnąć po trylogię hawańską.
Padura Leonardo (właśc. Caridad Padura Fuentes Leonardo de la) (Kuba, 1955)
Trochę poza konkursem, bo nie jestem znawcą kryminałów, ale te jego kryminały - dla mnie, mają w sobie sporo kubańskich realiów i smaczków. No i nie są złe.
Gamboa Santiago (Kolumbia, 1965)
Oszuści (
Gamboa Santiago)
fantastyczna! Cudne charakterystyki postaci. Humor, spora dawka ironii wobec cech Latynosów i środowisk akademickich. Azjatycka przygoda przyprawiona latynoskimi przyprawami - język wartki i gładki; sporo nawiązań do literatury iberoamerykańskiej i jej twórców - przede wszystkim Borgesa. Będę na niego polować! Znaczy, nie na rękopis "Dalekich przejrzystości powietrza", ale na książki Gamboi.
I zostałam wielbicielką Gamboi!
Hotel Pekin (
Gamboa Santiago)
- lekka, łatwa i przyjemna, ale jest taka dzięki pisarskiej maestrii pisarza. Bystry z niego obserwator i odpowiada mi jego poczucie humoru. Chcę wiecej!
Franz Carlos (Chile?, 1959)(ur. w Genewie, ale skończył prawo na uniwersytecie chilijskim i pisze po hiszpańsku) - czeka na poznanie
Díaz Junot (Dominikana, 1968)
Czytatka:
Nie jednemu Latynosowi Díaz... ;-)
Andahazi Federico (Argentyna, 1963)
Dodałam notkę na stronie autora:
Nota postkonsumpcyjna :-)
Martínez Tomás Eloy (Argentyna, 1971)
Najbardziej chyba znana jego powieść to ta o Evicie Peron. Mnie jednak podobała się ostatnia jego książka
Tango w Buenos Aires (
Martínez Tomás Eloy)
- nawiązania do Borgesa i argentyńskich pieśniarzy, odrobina absurdu. Zgrabne.
Roncagliolo Santiago (Peru, 1975)
Jedna z tych książek, które zupełnie wypadły mi z pamięci. Ponowne spojrzenie na
Wstyd (
Roncagliolo Santiago)
każe mi zweryfikować pierwotną ocenę. To dobra książka. Może jej jedynym mankamentem jest brak latynoskich klimatów - samotność bohaterów cierpiących z powodu nieumiejętności wyrażania swoich uczuć i potrzeb innym (nie wiem czy przyczyną jest wstyd)jest zjawiskiem, które można umiejscowić w dowolnym miejscu na kuli ziemskiej. Dawka absurdu/niesamowitości/groteski sprawia jednak, że powieść czyta się z zainteresowaniem. Smaczku dodaje zapewne fakt, że niesamowitość wcale nie musi być magiczna - to mogą być tylko rojenia zagubionego chłopca. Kot, całkiem bezsensownie może, przywodzi mi na myśl Murakamiego, choć u Roncagliolo jest pełnoprawnym bohaterem. Spora dawka czarnego humoru jest dobrą przyprawą. No i dziadek... nie do pobicia!
Mairal Pedro (Argentyna, 1970)
Arriaga Guillermo (Meksyk, 1958)
Nocny bawół (
Arriaga Guillermo)
- do uzupełnienia
Dominguez Carlos Maria (Argentyna, 1955)
Dość głośna choć niewielka książeczka
Dom z papieru (
Dominguez Carlos Maria)
- coś w sam raz dla miłośników książek. ;-)
Santis Pablo de (Argentyna, 1963)
Martinez Guillermo (Argentyna, 1962)
Wszędzie opisywany jako autor "Oksfordzkiej serii", której nie czytałam, ale znowu dotyka matematyki, filozofii, ludzkiej inteligencji/geniuszu.
Nieodgadniony Roderer (
Martinez Guillermo)
- nie-dzieje-się-nic owiane jakąś mgiełką tajemnicy. Chyba muszę sięgnąć po więcej, bo nadal nie wiem co o tym panu sądzić.
Vásquez Juan Gabriel (Kolumbia, 1973)
Sekretna historia Costaguany (
Vásquez Juan Gabriel)
Plascencia Salvador (Meksyk, 1976)
Paru wspomnianych przez Fernando Iwasaki pisarzy zupełnie nie wiem gdzie umieścić, ale wiem, że chcę „mieć ich pod ręką”, by pamiętać by po nich sięgnąć: Ivan Thays (Peru), Mario Bellatin (Meksyk), Ruy Sanchez (Meksyk), Leonardo Valencia (Ekwador), Alfred Tajan (Argentyna), Hugo Achugar (Urugwaj)
= = =
Latynoamerykańskie pisarki:
Piñeiro Claudia (Argentyna, 1960). Kiedyś wpadła mi w ręce jej książka "Betibu", ale tak jakoś zdecydowałam, że nie będę się zagłębiać. Jednak, gdy skończyłam "Czwartkowe wdowy" - debiut literacki Argentynki uznałam, że nie ma siły i ta pani wejdzie na stałe do moich poczytań.
Czwartkowe wdowy (
Piñeiro Claudia)
- czytatka (w planach)
Restrepo Laura (Kolumbia, 1950), której przeczytałam dwie książki, złe nie były, ale... nie mam przekonania.
Ferré Rosario (Puerto Rico, 1950)
do uzupełnienia
Escandón Maria Amparo (Meksyk, 1957)
Esquivel Laura (Meksyk, 1950)
Wdzięczne, lekkie
Przepiórki w płatkach róży (
Esquivel Laura)
to maleństwo, które mnie uwiodło i zachęciło do sięgania po kolejne, ukazujące się w Polsce, utwory tej autorki. Niestety, jaskółka wiosny nie zwiastowała i kolejne dwie lektury przyniosły mi rozczarowanie.
Montero Mayra (Kuba-Puerto Rico, 1952)
Żaby, żaby, żaby. Trochę niesamowitości i odrobina egzotyki. Do przypomnienia.
Portela Ena Lucía (Kuba, 1972)
Mam wrażenie, że za nisko oceniłam tę "pełnokrwistość" opisywaną przez wydawcę. I jak teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że chociaż może literacko pozycja ta nie jest najwyższego lotu, to jednak treściowo powinnam bardziej docenić.
Posadas Carmen de (Urugwaj, 1953)
Urodzona w Urugwaju, mieszkała jako dziecko w Paragwaju, a w końcu w Hiszpanii.
Małe niegodziwości (
Posadas Carmen de)
to właściwie powieść kryminalna, taka trochę w stylu Agaty Christie, z rozbudowanymi wątkami obyczajowymi. Całkiem przyjemna w czytaniu lektura.
Serrano Marcela (Chile, 1951)
Meksykańska szarada (
Serrano Marcela)
- całkiem sympatyczne. Do uzupełnienia.
= = =
Kandydatka do następnej czytatki (chyba)
Pontes Peebles Frances de (Brazylia, rok urodzenia nieznany ale raczej bliżej lat 1980)
Podejrzanie entuzjastyczne recenzje, ale tematyka jej książek wydaje się być interesująca.
W Polsce wydano
Szwaczka (
Pontes Peebles Frances de)
- nieźle napisany romans albo brazylijski western, jak kto woli. Miłosne i rodzinne perypetie, sertao, cangaceiros i inne brazylijskie smaczki.
= = =
= = =
Ciekawe czy kogoś opuściłam...
Hmmm, właściwie nigdy lat pisarzom nie liczyłam, ale wychodzi na to, że tabelka mi się przyda, a przy okazji uświadamia mi, że pokolenie McOndo i Crack-u to pokolenie pięćdziesięciolatków, więc tak czy tak, trzeba się szykować na nową czytatkę z młodziakami. I wtedy chyba ten 1976 rocznik tam przeniosę, żeby było równe, okrąglutkie dwudziestopięciolecie. Nowe okazuje się nie takie znowu nowe, tylko czasem człek jest sto lat... a nieee, poprawność polityczna!
1991 20
1981 30
1976 35
1971 40
1961 50
1956 55
1951 60
= = =
* Wszystkie cytaty oznaczone gwiazdką pochodzą z opracowania autorstwa Jarosława Spyry "Literatura latynoamerykańska" w:
Dzieje kultury latynoamerykańskiej (antologia;
Gawrycki Marcin Florian,
Schreiber Hanna,
Makowski Jerzy i inni)
PS. Potem, ich sobie jakoś krajami uporządkuję. Ciekawa rzecz - Kubańczycy w dużych ilościach "wysypali" się w 1950 roku.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.