Od początku nie podobało mi się mówienie o niskim morale na określenie niechęci żołnierzy rosyjskich do walki. Teraz zajrzałem do słownika PWN, oto jak definiują słowo „morale”:
1. «gotowość do wypełniania obowiązków, znoszenia trudów i niebezpieczeństw oraz poczucie odpowiedzialności i wiara w sukces»
2. «czyjaś postawa moralna»
Nie bez zastrzeżeń zgadzam się z używaniem słowa „morale” w pierwszym znaczeniu, a do niego właśnie odnoszą się ci wszyscy, którzy tak często o morale mówią. Wymieniona tam gotowość do wypełniania obowiązków obejmuje także wykonywanie rozkazów uśmiercania cywili (a tak jest w wojsku rosyjskim) a więc rozkazów zbrodniczych. Cóż wtedy? Otóż mówi się, że żołnierz, który nie chce wykonywać rozkazów, ma niskie morale, nieprawdaż? A przecież wykazuje się moralnością wcale nie niską, skoro nie chce zabijać bezbronnych. Jest tutaj sprzeczność wynikła z nieprawidłowego użycia słowa „morale”. Wobec omawianych zachowań wojsk agresora można mówić o braku karności (lub posłuchu), a nie morale, bo za blisko znaczeniowo jest temu słowu do moralności. Tej, która powstrzymuje palec na spuście czy guziku. Niskie morale mają ci kierowcy czołgów, którzy rozjeżdżają cywilne samochody z ludźmi, nie ci, którzy nie chcą brać udziału (lub nie angażują się) w niesprawiedliwej i ludobójczej wojnie. Działa jednak częsty mechanizm automatycznego powtarzania słów i wyrażeń za innymi, bo to jest bezpieczniejsze i wygodniejsze. Nie wymaga starań.
Przy okazji wskażę na podział, który budzie we mnie sprzeciw: na wojnie kogoś bez broni w ręku zabić nie można, ale gdy ma broń, można.
Można, a nawet trzeba zabijać!
Bardzo daleko mi do profesora Miodka, więc nie wygłaszam poglądów ex cathedra, a jedynie swoje zdanie. Mogę się mylić, dlatego proszę o wskazanie mi ewentualnych błędów.
* * *
Parę dni temu przeczytałem w pewnym serwisie informacyjnym taką notatkę:
>>Human Rights Watch wezwało Ukrainę do zaprzestania publikacji zdjęć i nagrań pojmanych Rosjan, gdyż „łamie to ich prawa”. <<
Zapytałem Google o tę organizację, oto krótka notka o niej:
>>Głównymi celami Human Rights Watch jest: dbanie o powszechną sprawiedliwość oraz zaprzestanie łamania praw człowieka. Szczególny nacisk położony jest na ochronę praw kobiet i dzieci. Zadaniem HRW jest też likwidacja cenzury na różnych płaszczyznach, by zapewnić każdemu możliwość przedstawiania własnych poglądów.<<
Każdy z nas wie, co się dzieje w Ukrainie i co tam wyczynia armia agresora, ile mordów i niegodziwości ma na sumieniu Rosja (czy rząd tego kraju ma sumienie?) może warto byłoby i tej organizacji zapoznać się z odpowiednimi informacjami, bo te ich wezwanie brzmi jakby trochę dziwne – delikatnie mówiąc.
Przypomina mi się tutaj historia opisana przez Parandowskiego. Otóż krótko po wojnie był w Szwecji na zjeździe pisarzy. Pytano go o doświadczenia wojenne, opowiadając zauważył, że nie bardzo mu wierzono; coś takiego jak Treblinka było dla nich niewyobrażalne. Pokazał więc zebranym okupacyjny dokument tożsamości, kenkartę z odciskami palców. Właśnie ta karta uczyniła na Szwedach największe negatywne wrażenie z całej opowieści o okupacji i wojnie. Byli zaszokowani zmuszaniem ludzi do robienia odcisków palców!
Otóż ludzie z Human Rights Watch wydają się tacy, jak tamci Szwedzi.
Tylko patrzeć, jak pewni aktywiści poruszą inną bardzo ważną kwestię dotyczącą praw człowieka, mianowicie brak toalet dla trzeciej płci u naszego wschodniego sąsiada.
* * *
O jakże (nie) słusznym podziale słów kilka.
Ten jest opisany w książce „Kiedy Harry stał się Sally” R.T. Andersona; to wytyczne rządu federalnego USA z czasów Obamy:
Dostęp do damskich toalet i szatni mają osoby płci żeńskiej i tożsamości płciowej żeńskiej lub męskiej, oraz biologiczni mężczyźni uważający się za kobiety. Natomiast mężczyznom identyfikującym się jako mężczyźni wstęp jest zabroniony.
Do męskich szatni i pryszniców mogą wchodzić osobnicy płci męskiej identyfikujący się jako mężczyźni lub kobiety, oraz osoby płci żeńskiej uznające się za mężczyzn. Nie można korzystać z tych toalet osobom płci żeńskiej i takiej tożsamości płciowej.
Ja wiem, że w pierwszym czytaniu wydaje się to trudne, ale wymóg bycia nowoczesnym nakazuje zakucie tych podziałów. Można też nosić przy sobie karteluszkę ze ściągawką, ale w przypadku naprawdę pilnej potrzeby lub kolejki do kabin, zalecałbym inny sposób: niech mężczyźni mówią, że czują się kobietami, a kobiety, że są mężczyznami, bo wtedy mogą legalnie korzystać z dowolnej toalety.
Żeby nie było, że zmyślam: w książce te informacje są na stronie 249, a na końcu książki jest podany adres źródła.
Kiedy Harry stał się Sally: Przemyślenia w czasach transpłciowości (
Anderson Ryan T.)
* * *
Zmienię temat, bo dorobek umysłowy niektórych ludzi budzi we mnie niewesołe myśli.
Może parę zdań o polszczyźnie.
Nierzadko słyszę w wypowiedziach wyrażenia „w związku z powyższym” albo „jak powiedziałem wyżej”. Brzmią śmiesznie i są nieprawidłowe, ponieważ można je używać wyłącznie w wypowiedziach zapisanych; tylko tam mają sens.
Coraz więcej widzę dziwnych skrótów, zwłaszcza w tekstach wiadomości. Kiedyś też były, ale niewiele i na ogół znane, jak PKP, PKS, NBP. Teraz codziennie jestem zaskakiwany skrótami nic mi nie mówiącymi, a używanymi tak, jakby ich znaczenie było powszechnie znane. Ot, wywiad z lekarzem w TV, a na dole ekrany podpis: prezes PPS – no i wszystko… niejasne. Kolejny przykład: CEO. To oczywiście skrót angielski, od Chief Executive Officer, czyli szef firmy mający stanowisko dyrektora lub prezesa zarządu. Spotkałem już ten skrót przed nazwiskami Polaków szefującym polskim firmom z Polsce. W bankach natomiast można spotkać panie mające stanowisko oficera – efekt bzdurnego, bo dosłownego tłumaczenia z angielskiego. W tym języku oficer to także funkcjonariusz w sensie, jak się zorientowałem, bom nie fachowiec od języka, osoby pełniącej funkcję. U nas to słowo ma tylko jedno znaczenie: oficerem jest żołnierz mający wyższy stopień wojskowy, mianowicie od podporucznika wzwyż, i dlatego nazywanie oficerem babki od papierów w banku jest po prostu śmieszne.
Do lamusa odchodzą procenty jako nazwa przestarzała i niemodna. Teraz są punkty procentowe. Znaczą dokładnie to samo, ale przyznacie chyba, że brzmią bardzo profesjonalnie. Pojawiają się też skróty „pp”, no bo skoro procenty są w lamusie, a punkty procentowe mają tak dużo liter, to racjonalnym jest skrócenie dłużyzny.
A znak %? Jest, ale taki oklepany, taki tuzinkowy, że wstyd używać.
Zapisał: oficer Krzysztof Gdula. W końcu jakąś tam funkcję pełnię, więc stanowisko oficera mi się należy jak psu buda, mimo nadania mi kiedyś przez wojsko jedynie stopnia starszego szeregowca.
Program.
Audycja radiowa czy telewizyjna jest teraz programem, a dla odmiany program komputerowy zyskał miano aplikacji. Zapewne dlatego „aplikowanie” jest złożeniem podania o pracę, wyszywaniem ozdób na ubraniu, albo dozowaniem lub podawaniem czegoś. Logiczne, prawda?
Nasi politycy ostatnio nie mówią o swojej niewiedzy, mówią o braku wiedzy na określony temat. Nie powiedzą „nie wiem”, mówią „nie mam informacji”. Od razu wydają się mądrzejsi!
* * *
Słowa przeżywają okresy wielkiej popularności, później bywają zapominane albo ich używanie staje się unormowane. Najczęściej te modne wypierają wszystkie inne o podobnym znaczeniu. Tak jest na blogach poświęconych inwestowaniu ze słowem „dywersyfikacja”, nadużywanym do znudzenia, a wszędzie i od dawna ze słowem „opcja”. Od paru tygodni nasi politycy i dziennikarze moją swojego nowego ulubieńca: flanka. W domyślę: wschodnia flanka NATO.
Cytat ze słownika PWN:
1. «w dawnym wojsku: skrzydło ugrupowania bojowego»
2. «bok narożnika twierdzy lub narożna wieża twierdzy»
3. przen. «położona z boku część jakiegoś obszaru albo strefy czyichś wpływów»
Dobrze, niech będzie słowo wojskowe, skoro NATO jest organizacją obronną, więc ściśle z wojskowością związaną, chociaż armią nie jest, ale czy nie można chociaż czasami urozmaicić wypowiedzi, mówiąc na przykład o wschodnich granicach czy rubieżach NATO?
Chyba nie można, skoro wszyscy i wszędzie mówią o flance.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.