Dodany: 21.07.2019 01:51|Autor: misiak297

Kaczawskie drogi


Krzysztof Gdula po raz drugi zaprasza czytelnika na górskie wędrówki – tym razem chodzi o Góry Kaczawskie. Góry są dla niego synonimem drogi. Bo przecież – jak pisze – w samym wędrowaniu „nie cel jest ważny, a droga. Ta może być umorusana, pod burym niebem i nagimi czarnymi drzewami, wśród szarych pól lub pożółkłych traw, ale przecież nadal jest drogą, która tak skutecznie woła mnie ku sobie, obiecując wspólne dojście do horyzontu”[1].

„Góry Kaczawskie słowem malowane” to zbiór kilkudziesięciu impresji z wędrówek, spotkań na szlakach. Jeśli można tę książkę uznać za przewodnik, to taki, w którym wyznacznikami pozostają wrażenia – ulotne, niezapomniane. To coś ważniejszego niż informacje rodem z przewodnika, coś bardziej intymnego. Tutaj w każdym słowie czuje się miłość do drogi, do gór.
Te wycieczki dają możliwość samopoznania, ale też głębszego zrozumienia świata:

„Kiedy otworzymy oczy na świat, ogarnia nas zdumienie dwojakiego rodzaju: rozmaitością gatunków fauny i flory, bogactwem kolorów i form krajobrazu, pięknem jednych i drugich, ale też odczuwamy zdumienie, uświadamiając sobie swoją wcześniejszą ślepotę. Przychodzi chwila, w której zwracamy uwagę na jakiś drobny fragment otaczającego nas świata – jakbyśmy go dostrzegali po raz pierwszy w życiu, mimo że na pewno widzieliśmy go nieraz. W tym stanie nie ma jednak poczucia straty, ale radość z odkrywania. Smakowanie uroku nowego piękna. Jego przeżywanie”[2].

Sam Krzysztof Gdula nie wysuwa siebie na pierwszy plan, jakby nie daje sobie prawa do bycia bohaterem tych opowieści. Bo przecież to historie o górach – ich doświadczaniu, ich wyjątkowości. To historie dość jednolite w tonie, o niespiesznym tempie, tchnące spokojem i wyciszeniem – a każda z nich napisana z sercem, ładnym językiem, niekiedy urzekającym poetyckością, jak w poniższym fragmencie:

„Właściwie lubię iść lasami w deszczu, ale wtedy, gdy jest bezwietrznie. Lubię słuchać melodii układanych moimi krokami i kroplami deszczu, tych tysięcznych szmerów i szelestów dobiegających zewsząd. Na kapturze grają pierwsze deszczowe skrzypce, odpowiada im cichszy szmer peleryny, groty kijów wybijają, niczym talerze, ostrzejszy rytm na kamykach drogi, na trawach wokół mnie i na liściach deszcz szepcze swoją niekończącą się opowieść muzyczną, a ja idę zasłuchany w dźwięki i w siebie”[3].

Warto się wybrać na taką piękną wędrówkę.

[1] Krzysztof Gdula, „Góry Kaczawskie słowem malowane”,
[2] Tamże, s. 180.
[3] Tamże, s. 209.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 553
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Krzysztof 06.08.2019 21:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztof Gdula po raz dr... | misiak297
Dziękuję za pozytywną ocenę, Misiaku.
Zwróciłeś uwagę na fragment, który i mnie się podoba – ten o wędrówce w deszczu. Szkoda, że nie potrafię pisać takich na zawołanie. W związku z nim ujawnia się cecha pisania, o której wspominam w tekście na okładce książki: zapisanie wrażeń utrwala je w pamięci. Oczywiście nie wszystkie i nie na zawsze, ale akurat tamtą deszczową wędrówkę pamiętam dobrze, trafię na leśny dukt, którym szedłem, mimo upływu kilku lat.
Przerwałem pisanie, bo poczułem tęsknotę za włóczęgą. Nie byłem w górach trzy miesiące, a pojadę dopiero w końcu września. Już układałem plan: odwiedzić tamto miejsce? Droga wiedzie zwieńczeniem głębokiego i ciemnego jaru ze strumieniem na dnie; może zejdę tam?
Napisałeś też, najzupełniej słusznie, o niespiesznym tempie moich opowieści. Ta niespieszność jest dla mnie formą ucieczki, a chyba też i protestu. Widzimy przecież, z jakim pośpiechem ludzie się informują, jak szybko chcą dowiedzieć się czegoś, do minimum ograniczając słowa i za nic mając zasady ich układania w zdania. Widzimy, jak upada sztuka pisania, zastępowana zdjęciami i pojedynczymi, nieporadnymi słowami.
Nie chcę tak. Ograniczam do minimum takie kontaktowanie się, także kontakty ze światem. Mam swój. Niewiele jest w nim na ilość, wiele w znaczeniu dla mnie.
Może dlatego w wyrażaniu siebie spieszyć się nie muszę.
Misiaku, ciekawe, jak Ty odebrałbyś urodę moich gór i moje wędrówki, takie bez zdobywania i bez gonitwy…
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: