Dodany: 17.10.2018 11:54|Autor: Morelka
Koszmar pedagogiczny
Zaglądacie czasem do szkolnych lektur waszych pociech? Ja tak. Po tym jak trafiłam na krytyczne opinie w internecie, postanowiłam odświeżyć sobie książkę „Oto jest Kasia”, omawianą w klasie trzeciej. I faktycznie, włos się jeży. Dzieciom mianowicie serwuje się imponująco archaicznego gniota, którego omawianie skupia się na postawie tytułowej Kasi. Tyle że tak naprawdę jest to książka o beznadziejnych dorosłych, którzy zawodzą na całej linii.
Jest to nachalnie umoralniająca historyjka o tym, jak zarozumiała i samolubna Kasia, w dodatku paskudnie zazdrosna o nowo narodzoną siostrę, ulega cudownej przemianie w mądrą i miłą dziewczynkę. Owa nagła metamorfoza następuje pod wpływem poczucia winy, gdy dziewczynka celowo – ze złości – zostawia otwarte okno w pokoju malutkiej Agnieszki, czym wywołuje u niej poważną chorobę. Intencje autorki są jednoznaczne, albowiem wnioski, które mamy wyciągnąć, zostały dobitnie przekazane w postaci łopatologicznego prologu i epilogu.
Koszmarek pedagogiczny zaczyna się już na wstępie, gdy Kasia okłamuje rodziców, jakoby starszy brat bił ją podczas ich nieobecności. Wersja Jurka jednak nikogo nie interesuje, chłopak zostaje upomniany, a Kasia na pociechę dostaje czekoladę. Następny potworek wychowawczy to scena, gdy Kasia przedrzeźnia sepleniąca koleżankę, a dziadek się zachwyca, jaka z niej świetna aktorka...
Najwyższe stężenie absurdu następuje w momencie, gdy pewnego ranka mama z niewyjaśnionych dzieciom powodów gdzieś znika. Syn jest przerażony, obawia się, że stało się coś złego. Córka rozmyśla natomiast, że może jak będzie grzeczna, to mama już ich tak więcej nie zostawi bez słowa. Od ojca dowiadują się jedynie, że wróci za kilka dni, jednak miejsce i cel jej pobytu pozostają niewyjaśnione.
Cóż to za tajemnicze zaginięcie? Ano, 8- i 12-letnie dziecko nie miały pojęcia, że matka jest w ciąży i pojechała do szpitala urodzić. Rozumiem, że kiedyś obowiązywały inne obyczaje, ale chyba nawet jak na lata 60., gdy ukazało się pierwsze wydanie książki, trąci to kołtuństwem i zacofaniem, szczególnie że rodzice prawdopodobnie są ludźmi wykształconymi (ojciec pracuje w wydawnictwie). Dopiero dzień przed przywiezieniem noworodka do domu tata zaprasza syna na „męską rozmowę”, w której… Kasi nie wolno wziąć udziału. Dziewczynka otrzymuje tylko lakoniczną informację, że mama wróci z „niespodzianką”. Trudno się zatem dziwić jej rozczarowaniu, że owa niespodzianką nie jest nowy serwis dla lalek.
Gospodarstwo domowe w trakcie pobytu matki w szpitalu to obraz nędzy i rozpaczy. Przez tydzień na stole królują jajka i przypalona kasza, bo dorosły facet i nastolatek nie potrafią przygotować nic innego. Nawet nie za bardzo wiedzą, gdzie w domu leżą produkty spożywcze. Pod koniec okresu samodzielnego gospodarowania na podłodze piętrzą się brudne naczynia. Sztuka zmywania na bieżąco po posiłkach jest widać również obu panom obca. Rodzice są najwyraźniej nieudolni nie tylko wychowawczo, ale i organizacyjnie – dziewięć miesięcy to sporo czasu na przyuczenie reszty rodziny do samoobsługi w dziedzinie wyżywienia się podczas nieobecności pani domu, ale jakoś nikt na ten genialny pomysł nie wpadł.
Po powrocie matki ze szpitala Kasia, dotychczasowe oczko w głowie, zostaje odstawiona na boczny tor. O ile wykończonych pracą przy noworodku rodziców od biedy można zrozumieć, o tyle rekord niestosownego zachowania bije dziadek, który po wizycie u noworodka do swojej starszej wnuczki nawet nie zagląda, choć wcześniej się na to umawiali.
W końcu dziewczynka zaczyna zwracać na siebie uwagę złym zachowaniem i fatalnymi ocenami, co skutkuje tym, że rodzice odwracają się od niej jeszcze bardziej. Tatuś przy córce wyraża się o niej w trzeciej osobie (ONA zrobiła się ostatnio nieznośna), a matka beztrosko rzuca uwagę, że tylko z najmłodszej córki mają teraz pociechę.
Krótko mówiąc, dorośli sami stworzyli rozpieszczoną, zarozumiałą dziewuchę (co rzuca się w oczy szczególnie w szkole), a potem są zbulwersowani, że nie kocha młodszej siostry, na której pojawienie się w domu nikt nie raczył jej przygotować. Jednocześnie żadne z nich nie próbuje tej sytuacji w sposób sensowny naprawić – pozytywne cechy mają spłynąć na Kasię chyba z niebios, bo coś takiego jak rozmowa z dzieckiem o jego problemach w tej rodzinie nie istnieje. Jednocześnie autorka wkłada czytelnikowi szuflą do głowy, że owi rodzice są wspaniali, bo nigdy na dzieci nie krzyczą, przemawiają do nich zawsze łagodnie, a matka (cóż za geniusz psychologii dziecięcej!) rozróżnia nawet, czy talerzyk został stłuczony niechcący, czy celowo, na złość.
Ta książka lekturą szkolną jest od lat i pewnie ją czytaliście. Założę się, że z dzieciństwa pamiętacie głównie Kasię – tę wredną egoistkę, która o mało nie zabiła młodszej siostry. Drugie dno raczej umknęło. Bardzo polecam przeczytać, by spojrzeć na to okiem osoby dorosłej.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.