Dodany: 10.10.2018 09:46|Autor: matis
A rzeczywista rzeczywistość skrzeczy
Mam problem z tą książką. Bardzo ciekawy obraz rzeczywistości Królestwa Polskiego, bardzo ciekawy obraz teatru warszawskiego w latach nastych dziewiętnastego wieku. W końcu bardzo ciekawy główny bohater - Wojciech Bogusławski - który w wieku "mocno dojrzałym" walczy o pozycję najważniejszej osoby w polskim teatrze, a utrudniają mu to tytułowi Iksowie, tudzież inni intryganci, kolaboranci, tchórze i zwyczajne miernoty, nierozumiejące nowych czasów, ewentualnie próbujące za wszelką cenę zatrzymać epokę, która właściwie już odeszła. Plan zaludniony przez świetnie ożywione postaci historyczne, znane dotąd tylko z podręczników, fantastycznie wypełniające martwą strukturę, znaną dziś ze wspomnień, pamiętników, zapisków czy artykułów gazetowych z początku XIXw. To wszystko opisane barwnie, kontrowersyjnie, ale przekonująco. Istotnie ta powieść potrafi porwać.
W tym daniu jest jednak karaluch, jak mówią w "Grze o tron". Potężną część tzw. tła historycznego autor, że tak powiem, "wyssał z palca" - nie wiem, jak inaczej określić ten proces. Nie chciało mi się metodycznie sprawdzać szczegółów, bo i po co, ale jestem takim nieprzyjemnym czytelnikiem, który, jeśli temat go zainteresuje, lubi coś o nim doczytać. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy przeczytałem w Wikipedii, że w latach 1816-1827, a więc w czasie akcji powieści, Bogusławski, rzekomo walczący bezskutecznie o możliwość zagrania czegokolwiek, a nawet w ogóle zaistnienia, być może tłumaczący do szuflady kolejne fragmenty kolejnych dzieł, bo wystawić komedii nie chciano, a już zwłaszcza jego, zatem generalnie nudzący się bezczynnie w domu, że zatem ten odstawiony na boczny tor biedak, wystawił w tym złym dla siebie czasie 13 utworów scenicznych własnego tłumaczenia lub adaptacji. Tak! W teatrze warszawskim, do którego go, wg "Iksów", nie dopuszczano! Czytelników powieści Spiro może też zdziwić, że Bogusławski ostatni raz wystąpił na scenie dwa lata przed śmiercią w komedii (Tak, tak!) "Koszyk wiśni". "No, ale przecież w książce nie pozwalali mu grać i nic nie grał...", powiecie, ano w książce nie pozwalali i nie grał.
Nie wnikając w nieistotne drobiazgi, w stylu przeniesienia Antoniego Fiszera z roli aktora w rolę muzyka (po występach w Warszawie [1815-16] przeniósł się do Krakowa, gdzie zmarł w 1830), bo one SĄ nieistotne, zatrzymajmy się jednak przy "grubszych" sprawach. Otóż w powieści Bogusławski kupuje sobie za pieniądze od Iksów pałacyk, który jednak w rzeczywistości zbudował sam w 1807. Natomiast faktycznie dostał od kogoś w tym czasie coś dużego: mianowicie od rządu Królestwa Polskiego otrzymał, w dowód uznania, spory folwark pod Tomaszowem, w którym, podobno z powodzeniem, gospodarował w latach dwudziestych i skąd wpadał do Warszawy, jeśli grał albo reżyserował (w Warszawie trzymał na takie sytuacje drewniany dom, w którym ostatecznie zmarł w czasie prób do przedstawienia). Czy aby w powieści ktoś nie upraszał władz o jakąkolwiek emeryturę dla umierającego w biedzie, w zimnej warszawskiej chałupinie, aktora? Powracając do faktów autentycznych - proszę o niepoprawianie - we wspomnianym folwarku po śmierci bohatera pozostała jego bardzo młoda żona, córka drezdeńskiego (nie, nie warszawskiego) drukarza, z którą spędził ostatnie lata życia. Hmm... no, to wychodzi na to, że jednak wpuścił ją do domu po ślubie, tak jakby.
W świetle tego, co napisałem pozostaje pytanie - ile z tego, co napisał Spiro jest, nie mówię "prawdą", ale choćby niesprzeczne z prawdą. Być może cała ta niby-rzeczywistość powieściowa, myślę sobie, jest całkowitą produkcją autora. Nie przeszkadza mi to absolutnie, jednak pod warunkiem, że nie mamy do czynienia z powieścią historyczną lub opartą na faktach. W tej sytuacji okazuje się bowiem, że to, co trzymamy w ręku, to zakłamująca prawdę, oparta na sfabrykowanych faktach, książka rzekomo historyczna. Autor może wszystko - mnie się to jednak nie podoba.