Życie płynie i przynosi zmiany
[w recenzji odwołuję się do szczegółów fabuły i zakończenia książki]
„Życie było doprawdy nieobliczalne. Ciągle wydarzało się coś niespodziewanego”[1].
„Miłość Pat” (znana także pod tytułem „Pani na Srebrnym Gaju”) stanowi drugi tom dylogii Lucy Maud Montgomery o Pat Gardiner, silnie związanej z rodzinnym Srebrnym Gajem. Tu bohaterka jest już dorosła i właściwie niewiele się zmienia. Mogłaby tkwić w miejscu, tak jak jej ukochany dom. Jednak jedenaście lat (a tyle obejmuje akcja powieści) to zbyt długi czas, aby zmian dało się uniknąć. Jak sobie z nimi poradzi? Czy będzie w stanie się na nie otworzyć? I co z tą tytułową miłością? Nie brakuje konkurentów, za to brakuje wzajemności. Rodzina stanowczo naciska, ale Pat się waha:
„– Przejdziesz przez las, a potem znajdziesz krzywą gałąź – ostrzegała ją ponuro ciotka Edyta.
– Ciociu Edyto, tego już za wiele – zaprotestowała Pat czując, że nawet nędzny robak ma prawo bronić swej godności. – Nie zamierzam wychodzić za mąż tylko po to, by zrobić przyjemność mojej rodzinie.
– Nie wiem, jakiego męża się tej dziewczynie zachciało – biadała ciotka Barbara.
– Pan Bóg raczy wiedzieć – odparła ciotka Edyta tonem, który świadczył, że w tym wypadku wątpi w jego wszechwiedzę”[2].
Pod pewnymi względami ta część cyklu nie różni się od poprzedniej. Jest w niej klimat znany z powieści Montgomery – ciepło, wrażliwość na świat przyrody, wspaniałe anegdoty z życia sąsiadów i znajomych (ach, ta niezrównana Judysia! Tu dołącza do niej nietuzinkowy parobek Jozjasz Tillytuck). To wszystko bawi i wzrusza. Ktoś mógłby zarzucić „Miłości Pat”, że króluje w niej monotonia – ale trudno mi się z tym zgodzić. Tak płynie życie – dni toczą się podobne jedne do drugich, ale codzienność przerywają chwile przełomowe – radosne i dramatyczne. Autorka jak zwykle bardzo ciekawie ujmuje przeobrażenia świata. Zmienia się moda, zmieniają się zwyczaje, kobiety stają się coraz bardziej niezależne, emancypacja zatacza coraz szersze kręgi. Mówi się o wegetarianizmie, teozofii, o myśleniu konstruktywnym, bolszewizmie. Coraz większą popularność zdobywa automobil (zastępujący dotychczas używany faeton):
„Judysia wciąż jeszcze dostawała gęsiej skórki, patrząc, jak Pat wyprowadza z garażu auto.
– Oj, zmieniły się czasy – zwierzyła się Dżentelmenowi Tomowi. – Pat i Przylepka zamiast iść jak Pan Bóg przykazał do łóżka, wsiadają do tego automobilu”[3].
Wydaje mi się jednak, że „Miłość Pat” to pozycja szczególna w dorobku Kanadyjki. Rzadko się zdarza, że pisarz tworząc powieściowy świat tak bardzo myli się w jego założeniach; w rezultacie powstaje dużo ciekawsza książka. Inaczej mówiąc, Montgomery wmawia czytelnikowi jedno, podczas gdy wyraźnie widać coś całkiem innego (tę samą tendencję można zaobserwować w najnowszych powieściach Małgorzaty Musierowicz). Najbardziej problematyczna wydaje się kwestia przywiązania bohaterki do domu rodzinnego.
„– Pat tak samo jak dawniej szaleje za Srebrnym Gajem, prawda? – spytała Judysi Przylepka. – Czasem wydaje mi się, że gdyby musiała stąd wyjechać, umarłaby. Wiesz, Judysiu, ona chyba z tego powodu nigdy nie wyjdzie za mąż. Ja też kocham Srebrny Gaj, ale nie chciałabym tu mieszkać całe życie. Mam zamiar wyjechać, obejrzeć świat, zaznać przygód.
– No pewnie. Co by to było, gdyby każdy chciał przez całe życie zostać w domu. Ale dla Pat nie ma nic ważniejszego niż Srebrny Gaj”[4].
Tyle że to, co Montgomery postrzega jako urocze dziwactwo, w istocie wygląda na ciężką fobię przed zmianami i obsesję na punkcie miejsca. To ciekawy aspekt psychologiczny powieści (z którego być może autorka nie zdawała sobie sprawy). Zdaniem Pat każdy, kto nie kocha Srebrnego Gaju, jest zły. Potrafi ona znienawidzić zupełnie nieznane osoby tylko dlatego, że wprowadziły się do domu, w którym kiedyś mieszkała jej dawna przyjaciółka. Srebrny Gaj wygrywa także ze wszystkimi konkurentami. To, co uchodziło kilkuletniemu dziecku, nie pasuje do dorosłej kobiety – ale ona nie przestała zachowywać się jak dziecko, które rozpacza, bo tatuś zgolił wąsy. Może jednak mylę się co do autorki – czy zdecydowałaby się na tak drastyczne zakończenie (Srebrny Gaj płonie), gdyby nie chciała, aby jej bohaterka przejrzała na oczy, wyszła za próg domu i przestała się kurczowo trzymać ścian?
Na marginesie – tu kolejna niekonsekwencja, którą trudno czymkolwiek usprawiedliwić. Srebrny Gaj jest ukazany jako miejsce przyjazne, ciepłe, istna oaza spokoju, w której każdy, kto się otworzy, może czuć się dobrze. I rzeczywiście Montgomery udało się wykreować taką atmosferę. A jednak coś tu nie gra – czytelnik rozsiada się w kuchni Judysi, ale zaraz dzieje się coś, co każe mu się zastanowić, czy jednak stamtąd nie uciec. Z mieszkańców Srebrnego Gaju w tym tomie wychodzą snobizm, bezduszność, bezpodstawne zadowolenie z siebie, a także – zwyczajne chamstwo. Wyśmiewają oni konkurentów do ręki Elki czy Pat, kpią z pani Merridew – osoby o rozległych horyzontach, wrażliwą na piękno świata jak większość bohaterek Montgomery – z powodu jej tuszy i dosyć męczącego usposobienia. Najbardziej zastanawiająca pozostaje obsesja porównywania się z rodziną Binniech (oczywiście w kontekście: oni to samo zło, my jesteśmy lepsi). Kanadyjska pisarka rysuje przesadnie karykaturalny portret Mai Binnie i jej krewnych, w kontraście do wspaniałych Gardinerów (nagle osaczonych w swojej twierdzy). Gdyby jednak odjąć to, co zostało przesadzone, okazałoby się mimo wszystko, że to rodzina całkiem sympatyczna (nawet Matylda Binnie ze skłonnością do nietaktownych uwag wypowiadanych w najlepszych intencjach), ale preferująca trochę inny styl życia niż Pat i jej najbliżsi. Jakże znamienna jest scena, w której wszyscy wyśmiewają się z niewiedzy pani Binnie, choć taką samą niewiedzę prezentują Judysia i Tillytuck:
„Śmiali się czasem z pani Binnie, która nie zawsze wiedziała, co znaczą wymawiane przez nią słowa. Kiedyś spytała poważnym tonem Elkę, czy »fobie« są roślinami jednorocznymi. Co prawda, ani Judysia, ani Tillytuck nie wiedzieli, na czym polega żart, ale oboje cieszyli się, że dziewczęta się zaśmiewają”[5].
Wątek Mai Binnie – naczelnego czarnego charakteru obu tomów cyklu – jest jednym z najciekawszych w tej powieści. To dziewczyna daleka od ideału, ale bardzo wyrazista. Potrafi walczyć o swoje – jednak zdobywając Sida, nieoczekiwanie znajduje się w bardzo niekomfortowej sytuacji. Krewni męża okazują jej jawną wrogość, bojkotują niemal każdą zaproponowaną zmianę. Czy można się dziwić, że Maja – traktowana jak intruz, który podstępem wkradł się w rodzinną idyllę – awanturuje się, sprowadza do Srebrnego Gaju swoich bliskich, aby trochę bardziej poczuć się jak u siebie? Przykre jest położenie Sida – rozdartego między wymagającą żoną a pełną cichych pretensji rodziną (jakże to znamienne, że nie powiedział Pat – snującej „rozkoszne” i nierealne wizje ich wspólnej starości w Srebrnym Gaju – o swoich planach matrymonialnych!). Wydaje mi się, że gdyby Montgomery zrobiła z Mai główną bohaterkę którejś ze swoich powieści, byłaby to bardzo ciekawa książka.
Mimo tych zastrzeżeń – polubiłem „Miłość Pat”. Może dlatego, że wydaje się mniej przeznaczona dla młodzieży, a bardziej dla dorosłego czytelnika? Główny problem dotyczy wszak dojrzałej kobiety i jej bliskich. Podoba mi się również dlatego, że postrzegam ją trochę inaczej niż – jak mogę sobie wyobrazić – postrzegała Montgomery. Dla mnie to przede wszystkim powieść o konieczności akceptowania zmian. O wyjściu poza sferę komfortu (ukochany dom) i zmierzenia się z życiem. Tkwi w tej mojej sympatii pewien paradoks – ale trudno mi jej zaprzeczyć.
---
[1] Lucy Maud Montgomery, „Miłość Pat”, przeł. Ewa Fiszer, wyd. Nasza Księgarnia, 1999, s. 217.
[2] Tamże, s. 179.
[3] Tamże, s. 102.
[4] Tamże, s. 15.
[5] Tamże, s. 204.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.