Dodany: 03.07.2010 19:05|Autor: paren

Czytatnik: W wygodnym fotelu

2 osoby polecają ten tekst.

Czas na kawę


3 lipca 2010
Optymizm to świadoma odwaga...

Przeglądając dzisiaj przy kawie aktualny numer "Tomu Kultury" trafiłam na wywiad Izy Jarskiej z Erikiem Emmanuelem Schmittem, rozmowę, dla której pretekstem była nowa książka Schmitta: "Zapasy z życiem".


Czy każdy człowiek ma w sobie "grubego gościa"? Inaczej mówiąc jakiś potencjał, który tylko wystarczy umiejętnie uwolnić?

"Gruby gość" w nas to człowiek szczery, mądry, to filozof, który nieustannie o coś się potyka, który jest zmęczony. Zmęczony gloryfikacją szczupłości przez współczesny świat. Doświadczamy prawdziwej "tyranii chudości", za nadwagę jest się karanym. Chciałem iść w przeciwnym kierunku i nadać wadze wartości, pozytywnego sensu. Oczywiście jest to pewien obraz. Co naprawdę ważne, to to, by znaleźć w sobie siły do odnalezienia samego siebie, do doskonalenia się. Wszyscy posiadamy do tego narzędzie – wolność, musimy się tylko nim posłużyć.


W jednym z wywiadów powiedział Pan, że etyka jest istotniejsza od estetyki – czy sumo, które uprawia Juan – główny bohater "Zapasów z życiem" – jest Pana zdaniem kwintesencją tej tezy?

Oczywiście, to wartość być postrzeganym nie tylko przez pryzmat swojego wyglądu. Myślę jednak, że nieświadomie w tym pytaniu zostało zawarte uprzedzenie. Sugeruje, że zawodnik sumo, ważący 100 – 200 kilo jest brzydki. Otóż w Japonii ci mężczyźni z tłustymi włosami, są uważani za bardzo pięknych. Kobiety ich pożądają, mężczyźni im zazdroszczą. Są obiektami kultu. Imponujących rozmiarów ciało sumoki, gładkie, delikatne budzi podziw, uwielbienie. Kanony piękna Wschodu i Zachodu bardzo się od siebie różnią.


Mistrz Shomintsu tłumaczy Juanowi, że brak sukcesów wynika z tego, że jednocześnie myśli on za mało i za dużo – to znaczy z jednej strony kieruje się uprzedzeniami, a z drugiej powiela myślowe banały, czyli w efekcie myśli niesamodzielnie. Czy nie uważa Pan, że taka niesamodzielność myślenia jest trochę plagą współczesnych czasów?

Myślę, że wielu ludzi myli "myślenie" z "wydawaniem sądów". Dziś większość rozmów to plotki, fakty składane ze strzępów informacji. To normalne, ponieważ trzeba czasu, by myśleć. Trzeba wyjść poza to, odsunąć się, spojrzeć z boku na uprzedzenia, uwolnić się z pułapki, w którą wpędza nas społeczeństwo. Trzeba odnaleźć w sobie siły, czasami przyznać się do porażki, zaakceptować swoje ograniczenia. Można całe życie uczyć się myśleć samodzielnie. Ale mądrość jest tego warta.

[...]

Pana książki są na ogół optymistyczne – ma Pan w sobie taką wiarę, że zapasy z życiem zawsze mogą się dobrze skończyć? Każdy, jeśli zechce, może odnaleźć swoją drogę? Czy może istnieje jednak ryzyko zachorowania na nadmiar optymizmu?

Bycie pesymistą nie przynosi żadnych korzyści. Pesymizm rozleniwia, sprawia, że ludzie stają się bierni, bezczynni. Pesymizm i optymizm to dwa różne sposoby postrzegania. W obliczu bólu, krzywdy, cierpienia pesymista godzi się na swój los i bezradnie rozkłada ręce, natomiast optymista zakasuje rękawy i gotowy do działania pyta sam siebie "Co mogę zrobić, by to zmienić, by było lepiej?". Siła i chęci są po stronie optymisty.
Optymizm to świadoma odwaga.

...

Fragmenty tekstu: "Zapasy z życiem" – o swojej nowej książce opowiada Eric Emmanuel Schmitt. [Pytała Iza Jarska]. W : "Tom Kultury" nr 13(80)[2010], s. 4.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 20662
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 33
Użytkownik: misiak297 04.07.2010 07:54 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 lipca 2010 Optymizm t... | paren
Dziękuję Ci, Paren, za tę czytatkę. Nawet bym nie wiedział, że Schmitt, którego bardzo lubię, wydał nową książkę. Aż chyba sięgnę po coś jego autorstwa. Na półeczce cierpliwie czeka "Ulisses z Bagdadu":)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.07.2010 09:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Ci, Paren, za tę... | misiak297
Podpisuję się i ja pod dwoma pierwszymi zdaniami. Miciuś się ucieszy, bo też Schmitta bardzo lubi (a ja mu go kupię na najbliższą okazję :).
Użytkownik: paren 04.07.2010 09:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Podpisuję się i ja pod dw... | dot59Opiekun BiblioNETki
:-)
I ja nie wiedziałam, dopiero po przeczytaniu tego wywiadu sprawdziłam datę premiery: 1 lipca. :-)
Mogę przyjąć, że już ją mam (bo zamówiłam w empik.com) i myślę, że znowu namiesza w mojej kolejce książek, czekających na przeczytanie... no, ale to niewiele ponad 100 stron.
Schmitt jest dla mnie takim "mistrzem krótkich form". I za to też go cenię....
:-)
Użytkownik: paren 04.07.2010 09:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Ci, Paren, za tę... | misiak297
Witaj, Misiaku! :-)
Ja też nie wiedziałam (spojrzałam potem: data premiery to 1 lipca) i trochę mi było żal, że wzięłam "Tom Kultury" wychodząc z Empiku, a nie wchodząc, bo bym od razu kupiła tę książkę. Ale już ją zamówiłam i powinnam mieć jutro lub pojutrze. Jestem jej bardzo ciekawa, ja też lubię Schmitta.
Chętnie Ci pożyczę, jeśli chcesz. :-)
Użytkownik: margines 04.07.2010 10:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję Ci, Paren, za tę... | misiak297
...Zapomniałem, że lubisz Schmitta:)
Żeby nie było na mnie :P to informacja nie poufna, a dostępna szerokiemu gronu, wpisana na twoim profilu. Zapomniałem. A i zgadzam się w 200% z "lubieniem" jego książek:)
http://www.eric-emmanuel-schmitt.com/splash.html

O tej książce czytalem niedawno, na jakiejś polskiej stronie, teraz czekam na zamówionego "Ulissesa", a kilka innych jego książek...mam nieprzeczytane :| Wstyd, ale czasu brak.
Wąłsnie wczoraj skończyłem 3.część Kronik od Olimpii .]
Użytkownik: OlimpiaOpiekun BiblioNETki 04.07.2010 10:15 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 lipca 2010 Optymizm t... | paren
I znowu znalazłam pretekst, żeby iść do księgarni :) Dziękuję Paren.
Użytkownik: margines 04.07.2010 10:18 napisał(a):
Odpowiedź na: I znowu znalazłam preteks... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
Poczekam (NIEcierpliwie!) aż będą u mnie w ktorejś bibliotece (MOŻE w mojej?) no i wtedy szarpnę.

Przy okazji...WIELKIE DZIĘKI za Kroniki:)!
Wczoraj połknąłem na raz 3.część:)
Użytkownik: paren 04.07.2010 10:19 napisał(a):
Odpowiedź na: I znowu znalazłam preteks... | OlimpiaOpiekun BiblioNETki
O tak, ze mną jest tak samo..., na spacer do księgarni każdy czas i pretekst jest najlepszy, prawda?
Cieszę się, że tym razem ja się przyczyniłam... :-)
Użytkownik: paren 10.07.2010 20:08 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 lipca 2010 Optymizm t... | paren
10 lipca 2010

Książkofile

Dzisiaj towarzyszył mi przy kawie lipcowy numer "Bluszcza". W rubryce "Książkofile" zamieszczono wywiad Anny Jabłońskiej z Julią Piterą.

Przed rozmową jest - tytułem wstępu - wyjaśnienie:

Książkofil – człowiek uzależniony od książek. Charakteryzuje się tym, że na książki jest w stanie wydać ostatni grosz, lubi się nimi otaczać, czyta bez umiaru. Podobno największą przyjemność sprawia mu głaskanie okładek...


...

A.J.: Dużo pani czyta?

J.P.: Gdy przeglądam statystyki czytelnicze, zawsze przychodzi mi do głowy myśl, że je podwyższam.


A.J.: Do kogoś, kto od lat walczy z korupcją, pasuje literatura sensacyjna. Lubi ją pani?

J.P.: Bardzo. Czytam sensację, kryminały, thrillery polityczne, powieści szpiegowskie. Mam w domu książki Archera, Cobena, Grishama, Forsytha, Johna le Carré. Policyjne kryminały Henninga Mankella wciągają mnie najbardziej. Świetna proza, bardzo skandynawska. Oprócz trzymającej w napięciu akcji jest tam mgła, wiatr, szare morze, depresja nękająca ludzi zamkniętych w sobie, często samotnych. To klimaty, które mnie urzekały w powieści Sigrit Undset "Krystyna, córka Lavransa" i w filmach Bergmana. Lubię też biografie. Niedawno przestudiowałam życie Marlona Brando ("Piosenki, których uczyła mnie mama" Roberta Lindseya). Teraz przymierzam się do biografii Alfreda Hitchcocka ("Życie w ciemności i w pełnym świetle" Patricka McGilligana).


A.J.: Dziwię się, że tak aktywny polityk, jak pani, znajduje czas na książki.

J.P.: Czytam w łóżku, przed zaśnięciem. Około 40 minut. [...] Czytam też na wakacjach. Nie wyjadę na urlop bez kilku książek. Muszę mieć książkę w hotelu. Kojarzy mi się ona z domem, z moim łóżkiem, pomaga oswoić obcy, bezosobowy pokój.


A.J.: Jest pani ruchliwa i impulsywna. Takie osoby zwykle kartkują książkę, chcą jak najszybciej poznać jej zakończenie...

J.P.: Więc jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę. Czytam bardzo wolno. Czasem cofam się o kilka kartek, by nie stracić żadnego wątku. Albo wracam do fragmentów, które mnie zaciekawiły, poruszyły. Przyglądam się nawet pojedynczym słowom. Jeśli trafię na takie, którego znaczenia nie jestem do końca pewna, sięgam po słownik. Aż wstyd się przyznać, ile czasu spędziłam niedawno ze "Szpiegiem doskonałym" Johna le Carré. "Czytasz to bez końca" – śmiał się ze mnie mąż.


A.J.: Domyślam się, że przydają się pani zakładki.

J.P.: Dziś wydawcy wkładają je do książek. Kiedyś zakładki robiłam sama. Patent był taki: ucinało się kawałek kliszy fotograficznej, ścierało się z niego szczoteczką filmowy filtr, następnie należało złożyć kliszę na pół i przewlec kolorową nitkę przez jej dziurkowane brzegi. W środku znajdowały się wycięte z gazety obrazki, fotografie albo suszone kwiatki. Więcej zachodu wymagały wyszywane zakładki. Wykonywałam je na pracach ręcznych w szkole. Gruba juta i krzyżykowy haft. Były śliczne.


A.J.: Do jakich książek je pani wkładała?

J.P.: Jako dziecko zbierałam książki z baśniami. Baśnie niemieckie, afrykańskie, australijskie, polskie, rosyjskie, baśnie o diabłach, baśnie Andersena... Miałam ich mnóstwo. Jeden zbiór zostawiłam sobie na pamiątkę. Do dziś stoi na półce obok "dorosłych" książek. [...] Wychowałam się na tyłach Nowego Światu. Miałam blisko do kilku księgarni. Zostawiałam tam wszystkie pieniądze z mojej skarbonki.


A.J.: Umiała pani kupić wartościową książkę?

J.P. Kiedyś, co prawda przez przypadek, weszłam nawet w posiadanie białego kruka! Wypatrzyłam go na bazarze. Takich starych książek z pożółkłymi kartkami nie mieliśmy w domu, gdyż biblioteka dziadków spłonęła w powstaniu. Otworzyłam ją zaciekawiona. Norwid! Dla mnie bomba, bo właśnie przechodziłam okres fascynacji muzyką Niemena. Również tą, którą skomponował do poezji Norwida. Bardziej ze względu na Niemena niż Norwida odżałowałam 5 zł i wróciłam do domu. Rodzice byli poruszeni. Okazało się, że moją książkę wydał na początku wieku Zenon Przesmycki (Miriam), odkrywca niedocenionego za życia i zapomnianego po śmierci poety. Natychmiast zainteresowałam się Miriamem i niezwykłą historią norwidowskiej spuścizny. Tymi informacjami i tą książką szpanowałam w liceum.


A.J.: Jeszcze czymś pani szpanowała?

J.P.: Konwickim. Bardzo byłam dumna, że jest moim sąsiadem. Przeczytałam wszystkie jego utwory, łącznie z dwutomową, socrealistyczną "Władzą". W powieści "Zwierzoczłekoupiór" znalazłam znajome miejsca. Mały Paweł, bohater książki, widział ze swojego okna "pomniczek zasłużonego pedagoga", w którym natychmiast rozpoznałam popiersie Wojciecha Górskiego, ustawione na skwerku między moim domem a domem Konwickiego. "Trójpienne drzewo akacji", opisane w powieści, też było rzeczywiste. Przechodziłam obok tej akacji codziennie. Jedynie Paweł nie istniał. Nie przypominał go żaden chłopiec z naszego podwórka. Domyśliłam się, że książka, choć dziejąca się współcześnie, jest też powrotem pisarza do własnego dzieciństwa.

...

Fragmenty tekstu: "Statystyki czytelnicze podwyższam". W: "Bluszcz" nr 22 / lipiec 2010, s. 64-66.
Użytkownik: Natii 03.08.2010 21:02 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 lipca 2010 Optymizm t... | paren
Świetna czytatka! A pierwsze zdanie - perełka. Posłałam maila - informuję na wypadek, gdyby znowu zawędrował do spamu. ;-)
Użytkownik: paren 03.08.2010 23:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna czytatka! A pierw... | Natii
Witaj!
Dziękuję, no i już mam chyba materiał na następny wpis. Teraz jednak odpisałam Tobie, bo mail przywędrował tam, gdzie powinien. Pozdrawiam serdecznie! :-)
Użytkownik: paren 02.10.2010 12:38 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 lipca 2010 Optymizm t... | paren
2 października 2010

Lubię Agnieszkę Osiecką i lubię Jeremiego Przyborę.

Nic więc dziwnego, że dzisiaj przy kawie przeglądałam "Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze", wydane wczoraj przez Agorę.

Po śmierci Agnieszki Osieckiej pan Jeremi napisał m. in.:

"Mój osobisty stosunek do Agnieszki był różny.
Dawno, dawno temu darzyłem ją sympatią chyba zbyt wielką, a potem, przez lata, chyba zbyt małą.
Ale niezmienny był we mnie zawsze mój podziw dla jej niezwykłej osobowości. Dla jej inteligencji i mądrości, poczucia humoru i autoironii, celności słowa, kiedy mówiła i lotności pióra, kiedy pisała swoje niezwykłe śpiewane wiersze.
Podziwiałem też jej wielką ciekawość świata i ludzi, których nie segregowała według opcji, postaw i środowisk."

Magda Umer wyjaśnia we wstępie, jak doszło do wydania tych listów, będących zapisem i dokumentacją bliskich relacji bardzo znanego wówczas, blisko pięćdziesięcioletniego pana Jeremiego i młodszej o dwadzieścia lat pani Agnieszki:

"... Zaczął porządkować papiery. Podobnie jak Agnieszka przed śmiercią, zniszczył ich całą masę. Oboje rozstawali się z życiem kilka lat wcześniej, nim ono rozstało się z nimi. [...]

Któregoś dnia zadzwonił [Jeremi Przybora] i poprosił, żebym przyjechała jak najszybciej, bo ma dla mnie ważne zadanie. Przyjechałam natychmiast. Wyjął z sekretarzyka dużą brązową kopertę z napisem »Agnieszka« i podał mi ją.
»Zastanawiałem się, co zrobić z jej listami, i doszedłem do wniosku, że nie jestem w stanie tego zniszczyć. Myślę, że literatura polska by nam tego nie wybaczyła. Zaopiekuj się tym«. [...]

... niedawno Agata zadzwoniła do mnie z informacją, że znalazła listy Jeremiego do Agnieszki i zastanawia się nad ich opublikowaniem. »Wiesz, bo to taka piękna literatura«. [...]

W tej sytuacji postanowiłam powiedzieć o wszystkim Kotowi Przyborze - synowi Jeremiego. Niech zadecyduje.
Dałam mu do przeczytania te listy. Zadzwonił za tydzień i powiedział:
»Nie mam nic przeciwko temu, aby je wydać. Przecież tata tego chciał.«

Ta historia trwała około dwóch lat. Wiemy nawet dokładnie, że zaczęła się 1 lutego 1964 roku. Skończyła się na dobre (Jeśli o uczuciu można powiedzieć, że skończyło się »na dobre«) w czerwcu 1966 roku. [...]

Ich uczucie nie służyło właściwie nikomu oprócz nas, czytelników. Unieszczęśliwiało Bogu ducha winne dzieci, pozostawione żony i zasmarkanych z miłości, odsuniętych na boczny tor chłopców.
Unieszczęśliwiło w końcu także samych zakochanych.
Ale z tej dziwnej miłości powstały najpiękniejsze piosenki. [...]

W tych piosenkach i w listach ich uczucie żyje do dziś. Jak inkluzje - zatopione owady w bursztynie. Rolę bursztynu odgrywa w tym przypadku papier. Nie tyle czerpany, ile wyczerpany tym, czego doznał. ..."

[wszystkie cytaty pochodzą ze wstępu do: "Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze", Warszawa 2010, strony 8-11]


A ja już teraz wiem, o kim myślał pan Jeremi, pisząc słowa piosenki "Moja dziewuszka nie ma serduszka". :-)


Użytkownik: chuda 02.10.2010 13:06 napisał(a):
Odpowiedź na: 2 października 2010 Lu... | paren
Dzięki Tobie, paren, książka ta powędrowała do mojego schowka. :)
Użytkownik: paren 02.10.2010 17:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki Tobie, paren, ksią... | chuda
Bardzo się cieszę. :-)

Dodam jeszcze, że do książki dołączony jest audiobook, czytają Magda Umer i Piotr Machalica.
Użytkownik: chuda 10.10.2010 10:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo się cieszę. :-) ... | paren
Właśnie w Programie I Polskiego Radia Maria Szabłowska rozmawia z Magdą Umer o tej książce. :) Można też posłuchać utworów Osieckiej i Przybory.
Użytkownik: paren 10.10.2010 13:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie w Programie I Pol... | chuda
Przegapiłam. :-( Szkoda...
Użytkownik: paren 09.10.2010 12:48 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 lipca 2010 Optymizm t... | paren
9 października 2010

Jak pięknie jest rano, gdy jeszcze nie wszystko się stało...


Dzisiaj znowu czytałam przy kawie o Agnieszce Osieckiej, tym razem w wywiadzie ze Stanisławem Soyką, który dla "Tomu Kultury" opowiadał o swojej najnowszej płycie:


To było piękne bliskie spotkanie trzeciego stopnia – mówi o swojej najnowszej płycie z utworami Agnieszki Osieckiej wybitny muzyk, jazzman i kompozytor – Stanisław Soyka. Album "Tylko brać. Osiecka znana i nieznana" miał swoją premierę 7 września.


- Dlaczego właśnie twórczość Agnieszki Osieckiej zainspirowała Pana do stworzenia nowej płyty?

Pierwszym impulsem był telefon Agaty Passent w lipcu zeszłego roku. Zapraszała mnie do udziału w gali festiwalu "Pamiętajmy o Osieckiej". W pierwszej chwili odmówiłem [...]. Ale zaraz potem zmieniłem zdanie i zdecydowałem, że wystąpię, jednak pod warunkiem, że Agata wpuści mnie do archiwum i pozwoli tam poszperać. Liczyłem na to, że może znajdę nieumuzycznione jeszcze wiersze Agnieszki i w ten sposób powstanie wartość dodana. Agata oczywiście chętnie się zgodziła i zaczęliśmy szperać. Nie było to trudne, bo już przedtem wyszła obszerna, dwutomowa antologia wierszy Osieckiej "Wiersze prawie wszystkie". Dzieła Agnieszki to potężna liczba tekstów, mówi się, że jest ich około 2,5 do 3 tysięcy. [...] Zawsze zwracałem uwagę na dzieła Agnieszki, bo też i teksty są dla mnie bardzo istotne. Pomimo, że moją specjalnością jest muzyka, to jestem zakochany w polszczyźnie już od wczesnych szkolnych lat. Najpierw za sprawą mojej mamy. Później dzięki pierwszej nauczycielce języka polskiego, która własną miłość do polszczyzny emanowała na swoich uczniów. Agnieszka Osiecka jest moim zdaniem taka ważna także dlatego, że trudno mi znaleźć kogoś, kto równie pięknie, całkowicie poetycko, potrafiłby mówić o pojedynczych ludziach, o swoim mieście, o swoim kraju... I nawet kiedy mówiła coś krytycznego, nigdy nie było w tym szczypty jadu, ataku, napominania. Była pod tym względem niezwykle uniwersalna. No i była poetką pieśni, znakomicie czuła muzykę.
[...]


- Jak w gąszczu tysięcy tekstów dokonał Pan wyboru tych, które znalazły się na płycie?

Właściwie wszystkie utwory wybrałem ze wspomnianej antologii, która ukazała się w zeszłym roku. Zawężał ten wybór jeden parametr: poza dwoma klasykami (na początku i na końcu płyty) wszystkie pozostałe teksty są nieznane i nieużywane. Chociaż w jednym przypadku zdarzyło się, że skomponowałem muzykę jeszcze zanim skonsultowałem to z Janem Borkowskim (który jest wybitnym znawcą dzieł Osieckiej i był dla mnie znakomitym po nich przewodnikiem) i okazało się, że do tego samego wiersza muzykę napisał wcześniej Seweryn Krajewski.


- Chodzi o utwór "Księżycu płyń"?

Tak, tylko w tamtej wersji był inny tytuł. [...] Pozostałe utwory są natomiast wcześniej nieumuzycznione. Ich wybór jest bardzo emocjonalny. Myślę, że udało mi się powyciągać z tego zbioru same perełki. [...]


- Słuchając Pana najnowszej płyty miałam wrażenie, że utwory są ze sobą powiązane tematycznie, mówią o wartościach, jak przyjaźń, miłość. O przemijaniu, radości tu i teraz...

"Jak pięknie jest rano, gdy jeszcze nie wszystko się stało i wszystko może się stać, tylko brać" (cytat z utworu "Tylko brać").

...


Fragmenty tekstu: "Bliskie spotkania trzeciego stopnia z Osiecką" – wywiad ze Stanisławem Soyką. [Rozmawiała Izabella Jarska]. W: "Tom Kultury" nr 19(86)[2010], 6-19.10.2010, s. 26.


Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.10.2010 16:33 napisał(a):
Odpowiedź na: 9 października 2010 Ja... | paren
Co za zbieg okoliczności - słuchając rano Trójki trafiłam właśnie na utwór z tej płyty ("Warszawo, pozwól się kochać...") i muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem; Sojka czuje Osiecką lepiej niż wielu młodych wykonawców, nikomu nic nie ujmując (a propos, czy wiesz, z którego on jest rocznika?!). Zaraz wyciągnęłam z szafki oba tomy i zaczęłam szukać utworów, które wybrał do tej płyty; do tej pory jeszcze wszystkich nie zidentyfikowałam, ale prędzej czy później - znajdę.
A "Listów..." nie wrzucam do schowka , tylko na listę niezbędnych zakupów :).
Użytkownik: paren 09.10.2010 17:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Co za zbieg okoliczności ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Bardzo się cieszę. :-)
Soyka - tak, wiem... :-), może dlatego tak ładnie do nas trafia? Słucham każdej jego nowej płyty, najbardziej lubię akustyczną i tę z sonetami Szekspira...
Wiesz, ja myślę, że do poezji Osieckiej (zwłaszcza niektórych jej wierszy) pewien bagaż doświadczeń życiowych jest niezbędny, chyba dlatego Soyka jest na tej płycie bardziej przekonujący, niż byłby młody wykonawca (oczywiście i ja nie mam nic przeciwko młodym muzykom, przeciwnie), poza tym miał możliwość wyboru z całego archiwum Osieckiej.
"Listy..." poczytuję sobie fragmentami, z przyjemnością i bez wyrzutów sumienia, że to mój czas na klasykę... :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.10.2010 17:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo się cieszę. :-) S... | paren
Ale można się w wierszach Osieckiej zakochać i za młodu - czego jestem żywym dowodem. Kiedy je odkryłam, gdzieś w połowie lat 70, byłam na etapie fascynacji poezją współczesną - Różewicz, Lipska, Szymborska, te klimaty - i byłam przekonana, że biały wiersz jest o wiele lepszym środkiem wyrazu. A potem wzięłam z biblioteki jakiś jej tomik, nie pamiętam, czy z własnej inicjatywy, czy obejrzawszy w TV powtórkę którychś "Listów śpiewających" i znalazłam coś, co było w sam raz dla młodej i wiecznie zakochanej duszyczki - "Nie mam żalu do twojej dziewczyny", "Byle nie o miłości", "Szukam wiatru w polu"... A dzisiaj doceniam te wiersze późne - z ostatnich lat - i rymowane, i białe, bardziej zwięzłe, a jednak pełne znaczeń.
Ach, znowu mnie najdzie na powtórkę z Osieckiej, a co z czekającymi w kolejce nowościami?...
Użytkownik: paren 09.10.2010 17:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale można się w wierszach... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ciekawie to ujęłaś i mogę się tylko podpisać pod tym, co napisałaś. Bardzo podobnie się to odbywało i u mnie, tylko ja dodałabym jeszcze "Strofki na gitarę".
Wiesz, nowości mogą jeszcze chwileczkę poczekać... :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.10.2010 17:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawie to ujęłaś i mogę... | paren
A ja jeszcze - w tej chwili mi się przypomniały - "Purpurowe żagle pierwszych snów". I oczywiście piękną balladę z filmu "Prawo i pięść", która mi się nieprzytomnie podobała od zawsze (ten głos Fettinga...!), a że autorką tekstu jest ona, odkryłam dopiero systematycznie eksplorując jej twórczość, już po tym pierwszym tomiku.
Użytkownik: paren 09.10.2010 18:06 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja jeszcze - w tej chwi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tak, ta ballada śpiewana przez Fettinga to, moim zdaniem, jeden z piękniejszych utworów w polskim filmie, nie tylko powojennym. A inna, też Osieckiej i śpiewana przez Fettinga, jest z kolei najbardziej znaną piosenką filmową, mam na myśli "Deszcze niespokojne". :-)
W moim odtwarzaczu dość często kręcą się płyty z zestawu "Pięć oceanów". No i chyba jednak wspomnę o "królowej polskiej piosenki popularnej", pani, za którą osobiście nie przepadam, jedyne jej piosenki, które mi się podobają pochodzą z późniejszego okresu współpracy z Osiecką i chociaż nagrała przez te lata wiele płyt, ja mam na półce tylko jedną, dwupłytowy album: "Łatwopalni. Tribute to Agnieszka Osiecka".
Użytkownik: paren 21.10.2010 11:22 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 lipca 2010 Optymizm t... | paren
21 października 2010

Książki od najmłodszych lat były dla mnie czymś szczególnym...


Wojciech Mann. Dla mnie człowiek – legenda. Legenda radia, które przez lata było jedynym słuchanym...
Dowiedziałam się wczoraj wieczorem, że spisał swoje wspomnienia... Nic więc dziwnego, że dzisiaj przy kawie towarzyszy mi pan Mann za pośrednictwem swojej książki: „Rock Mann, czyli jak nie zostałem saksofonistą”. Już pierwsze jej zdanie wywołuje uśmiech:

„Książki od najmłodszych lat były dla mnie czymś szczególnym.”

Zamiast pisać, co ja sądzę, oddaję zatem głos panu Wojtkowi:

„Książki od najmłodszych lat były dla mnie czymś szczególnym. Wprowadzały mnie w nurt fascynujących wydarzeń bez ograniczeń, które narzucała rzeczywistość. Książki były lepsze od dzisiejszych agresywnych mediów, pozostawiających tak niewiele miejsca na wyobraźnię. Nic więc dziwnego, że gdy Wydawnictwo w osobie Jerzego Illga zaproponowało mi napisanie książki, porządnie się wystraszyłem. W końcu książki piszą pisarze. Umówiłem się więc sam ze sobą, że jeśli nawet opowieść o moim poznawaniu świata muzyki będzie wydrukowana i opatrzona ilustracjami, a może nawet specjalnie zaprojektowaną okładką, to na pewno nie będzie „książką” w moim rozumieniu. Potraktujmy to wydawnictwo jako wspomnienie o tym, jak przez kilka dziesięcioleci żyłem muzyką. To moje życie muzyką było pasożytnicze, ponieważ sam jej nie tworzyłem. Przeszedłem zaledwie drogę od słuchania i gapienia się do przekazywania tego, co lubię, innym. Po drodze poznałem wiele sekretów świata rozrywki, rozmawiałem ze znanymi i nieznanymi jego mieszkańcami, nauczyłem się wielu potrzebnych i zupełnie niepotrzebnych rzeczy, ale, co najważniejsze, nigdy nie poczułem znużenia ani przesytu.”

A dalej są 203 strony wspomnień, żartów, zdjęć z prywatnych zbiorów...

O pierwszym radiu, pierwszym gramofonie i pierwszej płycie; o podsłuchiwaniu przez ścianę; o tańcu z gwiazdami organizowanym przez Pagart; o jazzie z prądem; o Radiomannie; o Cannes i o Radiu Kolor; o koncertach, festiwalach i o triumfie rock and rolla nad biurokracją... oraz o wielu innych sprawach ważnych i nie bardzo...


Oba cytaty pochodzą ze wstępu do książki Wojciecha Manna: „Rock Mann, czyli jak nie zostałem saksofonistą” Wydawnictwo Znak, Kraków 2010, s. 7

Użytkownik: ka.ja 21.10.2010 11:39 napisał(a):
Odpowiedź na: 21 października 2010 K... | paren
Mam taki apetyt na tę ksiązkę, że poważnie podejrzewam, że dziś wejdę w jej posiadanie. Pan Mann jest mężczyzną mojego życia. Jednym z.
Użytkownik: paren 21.10.2010 11:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam taki apetyt na tę ksi... | ka.ja
Ja dzisiaj czekałam w empiku na jej wyłożenie, bo, jak twierdził pan z obsługi, tyle osób o nią od rana pytało, że się obawiałam, że po pracy nie dostanę. :-)
Użytkownik: ka.ja 21.10.2010 16:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja dzisiaj czekałam w emp... | paren
No właśnie - ja nie dostałam. Książka już była w księgarni, ale jeszcze nie zinwentaryzowana czy coś i nie chcieli mi jej sprzedać. Pokusa kradzieży była spora.
Użytkownik: paren 21.10.2010 17:12 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie - ja nie dosta... | ka.ja
To przykre. Sprawdziłam na stronach różnych sklepów internetowych, datę premiery podaje się różną, od 20.10.2010 do 25.10.2010. Empik informuje, że jest to przedsprzedaż...
Użytkownik: paren 01.01.2011 10:32 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 lipca 2010 Optymizm t... | paren
1 stycznia 2011

Bohater pojawia się znienacka

W pierwszych godzinach nowego roku towarzyszyła mi przy porannej kawie niewielka książeczka dodana do zestawu dwóch pierwszych tomów sagi Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk: "Cukiernia Pod Amorem".



Dorota Koman: Kiedy poczułaś się pisarką?

Małgorzata Gutowska-Adamczyk: Chyba jakoś niedawno, może właśnie pisząc "Cukiernię", bo wcześniej uparcie nazywałam siebie "autorką". Teraz dopiero, nie bez pewnego zażenowania, może pozwoliłabym sobie wydrukować na wizytówce słowo "pisarka". Ale wiem, jak daleko mi do tych, których darzę szacunkiem. Więc może niech jeszcze przez jakiś czas będzie "autorka"?
[...]
Jako dziecko podziwiałam pisarzy, nie rozumiałam, jak to się dzieje, że oni wiedzą, co siedzi w głowie bohatera. Ich wiedza mnie przytłaczała, wydawała mi się nadprzyrodzona.



Słucham Cię i aż trudno mi uwierzyć: naprawdę od zawsze chciałaś być pisarką? W takim razie powiedz: skąd wiesz, co się dzieje w głowie bohatera i jak potoczą się jego losy? "Cukiernia" ma perfekcyjnie opracowane kalendarium, drzewa genealogiczne, indeks osób. Zdradzisz, kiedy i jak ci bohaterowie powstają?

"Od zawsze" w tym wypadku znaczy "od czwartej klasy szkoły podstawowej". A to, co wiem o moich bohaterach, to raczej przeczucie niż wiedza, nie jestem przecież zawodowym psychologiem. Jednak obserwuję ludzi, dużo czytam. Mechanizmy psychologiczne wciąż mnie zdumiewają, bo absolutnie zaprzeczają tak zwanemu zdrowemu rozsądkowi. Jeśli chodzi o moich bohaterów, to mają budzić rozmaite refleksje u czytelników. Czasem są typowi, podobni do kogoś, kogo znam, czasem mają dusze czarne i skomplikowane, innym znów razem wręcz przeciwnie. Niekiedy muszę ich unieszczęśliwić, jak Szczęsnego Sikorskiego czy Mariannę, innym znów razem mogę dać im w miarę łatwe i ciekawe życie, jak Grażynie Toroszyn. Zawsze muszę się z nimi utożsamiać i podążać za ich pragnieniami, tak więc nie do końca wiadomo, kto tu kim rządzi.
Gdy mówimy o warsztacie, to przy "Cukierni" miałam okazję posłużyć się pewnymi umiejętnościami zawodowymi. To ukłon w kierunku mojego profesora, Jerzego Timoszewicza, który zaszczepiał nam nie tylko warsztat, lecz także pokorę wobec faktów. Nie sądziłam, że mi się to kiedyś przyda...



Troszkę jednak uciekłaś przed opisaniem procesu pojawiania się bohatera...

Bohater na ogół pojawia się znienacka, jako rodzaj olśnienia, a potem biorę go w obroty, zastanawiam się: Czemu jest taki, jaki jest? Jaką ma tajemnicę? Co ukrywa? Ku czemu dąży? To wszystko muszę przecież wiedzieć.
[...]


Lubię wiele kobiet, które stworzyłaś. Nie da się nie kochać Grażyny, nie da się nie podziwiać Marianny. A w której postaci jest najwięcej ciebie, twoich przekonań, doświadczeń, fascynacji?

Żadna z moich bohaterek nie jest mną i to jest dla mnie powód do dumy. Na szczęście nie muszę pisać o sobie. Mnie w sadze nie ma, nawet narratorka, która prowadzi tę opowieść, nie jest mną. Ja to tylko napisałam. Jeśli chodzi o bohaterki, to bardzo lubię je wszystkie. Każda jest w jakiś sposób inna. Iga - współczesna dziewczyna, Barbara Zajezierska - Matka Polka, Adrianna - marzycielka, Wanda - zakonnica z przypadku, Marianna - poszkodowana przez uwodziciela, Grażyna - kobieta wyzwolona, Mila - chora psychicznie, Helena - kusicielka. Mam nadzieję, że czytelniczki też je polubią.
[...]


Czyli fruniesz? Twoje bohaterki też daleko wyfrunęły: Chicago w rozkwicie, przedwojenna Warszawa - coraz odważniej poczynają sobie i w przestrzeni, i w czasie. Ale tytułowa cukiernia (Pod Amorem) jest w Gutowie. Czy to Gutowo Gutowskiej?

Gutowo jest najbardziej moje ze wszystkich opisywanych przeze mnie miast. Dotychczas tworzyłam powieści współczesne, które rozgrywały się w prawdziwych miastach: Warszawie, Grajewie, Mińsku Mazowieckim. Teraz poszłam o krok dalej: stworzyłam miejsce od podstaw. Umieściłam je na mapie, dałam mu historię i mieszkańców. To fascynujące, jaką władzę ma autor!



Tworzysz nowe światy... A jaki jest twój świat? Słyszałam, że lubisz gotować.

Ostatnio przez jedną z przyjaciółek zostałam ochrzczona "cesarzową kuchni"! Oczywiście to zbyt zaszczytne wyróżnienie, ale rzeczywiście lubię gotować, eksperymentować i przywoływać smaki mojego domu rodzinnego, gdzie najczęściej gotował tata... Może powinnam napisać książkę kucharską?
...



Fragmenty wywiadu: "Na szczęście nie muszę pisać o sobie" - z Małgorzatą Gutowską-Adamczyk rozmawia Dorota Koman. W: "Obserwator Gutowski. Wydanie specjalne". [Dodatek do zestawu dwóch pierwszych tomów sagi "Cukiernia Pod Amorem"]. Nasza Księgarnia 2010.

Kolejny, trzeci tom sagi "Cukiernia Pod Amorem", pod tytułem: "Hryciowie", powinien się ukazać jesienią 2011. :-)
Użytkownik: paren 13.03.2011 09:32 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 lipca 2010 Optymizm t... | paren
13 marca 2011

Lustra, w których przegląda się historia


Przy porannej kawie towarzyszył mi dzisiaj - za pośrednictwem ostatniego numeru "Tomu Kultury" - Jacek Dehnel, który o swojej najnowszej książce "Saturn", powieści o trzech pokoleniach mężczyzn z rodziny Goya, rozmawiał z Magdaleną Walusiak:


M.W.: Dlaczego właśnie Goya? Który Goya bardziej pana zainspirował: artysta malarz czy mężczyzna, mąż i ojciec?

J.D.: Mniej mnie tu interesował sam Goya, bardziej patriarchalna rodzina. I pewne zbiegi okoliczności, które sprawiały, że akurat ta rodzina jest dobrym wehikułem do opowiedzenia tej historii. Jak choćby głuchota Goyi, która jest znakomitą metaforą problemów z komunikowaniem się ze sobą. Jak to, że z każdego pokolenia zostaje tylko jeden syn. Jak to, że Goya, podobnie jak Rubens, namalował Saturna pożerającego swoje dziecko, i jak to, że jego dzieci faktycznie wszystkie wymarły, poza Javierem, który przeżył jak mały Jowisz. Nawet Javier i Jowisz brzmi podobnie. No i wreszcie tych czternaście "Czarnych obrazów", które można czytać jako komentarz do kolei losów rodziny.

M.W.: Dlaczego zdecydował się pan na narrację polifoniczną?

J.D.: Narracja jest rzeczywiście specyficzna - to trzy przeplatające się monologi. Ojciec, syn i wnuk. A ponieważ każdy z nich inaczej widzi wydarzenia, to stanowią trzy lustra, w których przegląda się historia. Każde z nich jest lustrem krzywym, żadne nie oddaje pełnej prawdy.

M.W.: Kim jest narrator, analizujący obrazy, których reprodukcje znalazły się w książce?

J.D.: Myślę, że autorem obrazów. Maluje i zaraz przepowiada sobie to, co maluje.To się zdarza. Kiedy jeszcze malowałem, też często sobie gadałem do obrazów, to pomaga w pracy. Może nie każdemu, ale mnie zawsze pomagało.

[...]

M.W.: Co bardziej inspiruje pańską wyobraźnię: dzieła plastyczne czy stare fotografie? [...]

J.D.: Myślę, że tu nie chodzi o to, jaką techniką obraz powstał, czy ktoś go odręcznie namalował czy "zdjął" z rzeczywistości. Musi mieć w sobie jakieś literackie zarzewie i, co więcej, musi być niedopowiedziany. Bo są genialne dzieła malarskie i fotograficzne, przy których pisarz nie ma żadnej roboty, wszystko zostało wyłożone, wyjaśnione, obraz ma swój wstęp, rozwinięcie, zakończenie, bohaterów, swoją celną pointę. Wszystko to można zapisać, przenieść na papier, ale po co, skoro jest widoczne? Inspirujące są te obrazy, które nie są domknięte literacko, w których kryją się tajemnice i wielość interpretacji.

M.W.: W zamykającej książkę części odautorskiej wymienia pan materiały, z których korzystał pan przygotowując się do napisania "Saturna". A ile czasu trwały przygotowania polegające na analizowaniu i interpretowaniu dzieł Goyi i tych, które być może są mu jedynie przypisywane? Czy niektóre z nich pana przerażają?

J.D.: Myślę, że ludzie są znacznie bardziej przerażający niż obrazy. A co do przygotowań - samo czytanie, szperanie, przeglądanie trwało pewnie z rok, ale Goya towarzyszy mi od wczesnego dzieciństwa, więc, w jakimś sensie każdy jego obraz i każda grafika, którą przez te wszystkie lata widziałem w albumie, w muzeum, czy gdziekolwiek indziej, jakoś składa się na tę książkę... .

[...]

M.W.: Dlaczego książkę o tytule nawiązującym do mitu o ojcu pożerającym własne dzieci, opowieść o malarzu, który wywarł destrukcyjny wpływ na swojego syna, zadedykował pan matce-malarce?

J.D.: Cóż, łączy nas nie tylko to, co w ogóle łączy dzieci z rodzicami, czy więcej, synów z matkami, ale i specyficzne pokrewieństwo malarskie [...]. Myślę sobie, że dedykacja wzięła się właśnie z tej wspólnoty doświadczeń, ze znajomości malarstwa nie tylko od strony połyskliwego werniksu, kiedy obraz już wisi na ścianie w swoim ostatecznym kształcie, ale i od strony całego tego babrania się w farbach, stawiania opowu przez materię, kiedy nic jeszcze nie jest pewne, kiedy nie wiadomo, czy się ostanie, czy trzeba go będzie zamalowywać czy zmywac. To bardzo dziwne doznanie, i męczące, i piękne.



Fragmenty tekstu: "Ludzie bardziej przerażają niż obrazy". W: "Tom Kultury" nr 5(95)[2011], s. 2
Użytkownik: misiak297 13.03.2011 09:46 napisał(a):
Odpowiedź na: 13 marca 2011 Lustra, ... | paren
Mam ten Tom kultury:) Nie zdążyłem jeszcze przeczytać wywiadu z Jackiem Dehnelem, którego bardzo cenię i który oczarował mnie jako człowiek. No teraz przynajmniej znam fragmenty - pora się wziąć za całość wywiadu:)
Użytkownik: paren 13.03.2011 10:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam ten Tom kultury:) Nie... | misiak297
A wiesz, że czytając ten wywiad pomyślałam o Tobie i Twojej sympatii dla Dehnela? :-) Cieszę się, że Cię zachęciłam do przeczytania całego wywiadu, mnie zainteresował on na tyle, że wybieram się jutro do księgarni po książkę.
Użytkownik: paren 29.05.2011 09:10 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 lipca 2010 Optymizm t... | paren
29 maja 2011

Proza życia i sztuka

W czerwcowym "Elle Decoration" jest notatka Tomasza Brzozowskiego o książce Zygmunta Baumana: "Między chwilą a pięknem. O sztuce w rozpędzonym świecie", a w niej zdanie z tekstu: "W jednej z kopenhaskich galerii sztuki podziwiałem instalację złożoną z długiego szeregu odbiorników telewizyjnych z napisem »Ziemia obiecana«. Uznałem pomysł za natchniony, a instalację za natchnienie dla myśli, szczególnie z powodu miotły i wiadra ustawionych pod ostatnim telewizorem. Zanim jednak zdążyłem do końca przemyśleć zamysł artysty, sprzątaczka zabrała swe narzędzia pracy, jakie zostawiła w kącie sali, idąc napić się kawy".

Książka już w schowku. :-)


Fragment notki Tomasza Brzozowskiego: "Igranie ze słowem". W: "Elle Decoration" nr 3/2011 (czerwiec-lipiec), s. 38.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: