Przedstawiam
KONKURS nr 31, zatytułowany
"LISTY w LITERATURZE", który przygotował
Joy D:
Ludzie zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie
ciężka jest od listów torba listonosza dziś.
Ludzie zejdźcie z drogi bo listonosz jedzie
może ktoś na ten list czeka kilka długich lat
dostanie go właśnie dziś
Ludzie listy piszą zwykłe polecone
piszą, że kochają, nie śpią, klną, całują się
ludzie listy piszą nawet w małej wiosce
listy szare, białe, kolorowe...
kapelusz przed pocztą zdejm.
Zapraszam wszystkich do stawienia czoła 25 fragmentom, w sumie do zdobycia jest 50 punktów.
"Dusiołki" są bardzo łatwe, łatwe, i średnio trudne. Nie załamujcie się po pierwszym czytaniu, drogą podpowiedzi Waszych i tych, których będzie udzielać moja skromna osoba, przebrniemy przez ten konkurs z uśmiechem i na koniec Wszyscy będę medalistami.
Chwytajcie więc za pióra, długopisy, kupujcie papeterię i znaczki i piszcie listy z odpowiedziami. Kiedyś to były czasy, prawda? Długo by nam zeszło gdybyśmy tak chcieli korespondować, więc pozostańmy przy poczcie komputerowej.
Odpowiedzi piszcie na adres: [...]
z dopiskiem "Listy w literaturze", koniecznie proszę także podawać swój stały nick
do dnia 25 listopada (sobota) do godziny 24:00
KWESTIE REGULAMINOWE
W moim konkursie macie dosyć dużą swobodę podpowiedzi, ale proszę o "mataczenie" na wysokim poziomie.
Kilka książek, z których pochodzą fragmenty konkursowe mam nie ocenione, które, podam w trakcie trwania konkursu.
Podpowiedzi udzielać będę na ”Forum„. W mailach dostaniecie tylko informację: macie ocenione czy też nie, aczkolwiek zaznaczam, że jestem przekupny.-)))
I to tyle, życzę wszystkim powodzenia i miłej zabawy.
Joy D
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
- Urocza kobieta. Chyba się kiedyś umówiliśmy.
- Albo może tylko pisywaliśmy do siebie.
- Pisywaliście do siebie?
- Wtedy pisało się listy.
- Znaczki, koperty. . .- Słyszałem o tym.
- Miała śliczny charakter pisma.
FRAGMENTY KONKURSOWE
1.
Oczekiwałem na list. Nikt nie pisał do mnie listów; nie miałem nikogo bliskiego; ani tutaj, ani w kraju, ani na całym świecie; byłem już starym, samotnym człowiekiem. "Ba! — myślałem sobie nieraz. — Przecież nie wszyscy mogą mieć bliskich: to naturalne; a ludzie samotni są także potrzebni, aby inni rozumieli, jak straszną rzeczą jest samotność, i starali się przed nią uchronić". Lecz mimo to czekałem na list. Wiedziałem, że nie nadejdzie on nigdy, lecz niemożliwe wydawało mi się, aby nikt z żyjących na świecie pewnego dnia nie zechciał napisać do mnie listu.
Ludzie najbardziej nawet nieszczęśliwi nie wierzą nigdy w c a ł k o w i t o ś ć swego nieszczęścia, potrzebna im jest maleńka szpareczka, dzięki której mogą oddychać; tak samo jak chyba z samotnymi; zawsze mamy maleńkie okienko, przez które kogoś wyglądamy. Ja czekałem na list.
2.
Dość nielogiczne, lecz do szczytowego punktu niezadowolenia omal nie doprowadziła ostrożna ucieczka "Cumberlanda". Zalążek tkwił w służbowym komunikacie nadanym poprzedniego dnia: "Pocztę zamyka się o 20.00". Listy! Ci, którzy nie pracowali cały dzień bez przerwy, spali jak zabici. Nie mieli ani głowy, ani chęci do pisania. Starszy marynarz D., szef mesy "B" i dostojny żołnierz z trzema krokiewkami na rękawie (sam o tym mówił skromnie, że naszywki za nienaganną służbę oznaczają, iż przez trzynaście lat nie nakryto go na żadnym wykroczeniu), zwięźle zreferował sprawę:
- Jeśli moja stara byłaby skrzyżowaniem Heleny Trojańskiej i Jane Rüssel - a wy wszyscy, coście widzieli zdjęcie mojej kochanej kobity, wiecie, że porównanie takie jest straszną zniewagą dla wyżej wymienionych dam - to i tak nie napisałbym nawet zasmarkanej pocztówki. Trzeba wiedzieć, gdzie się zatrzymać. Ja zawsze przed pisaniem.
3.
— No to idę! Ach, U.! — nagły okrzyk i ciotka zawraca od drzwi. — Przecież ja mam dla ciebie list.
List! Nieczęsto dostaje się listy.
— Wyjęłam ze skrzynki, wracając do domu, i na śmierć zapomniałam. Zaraz... — zaczyna się grzebanie wśród papierów, które z dnia na dzień nawarstwiają się w przepaścistej torbie. Nic na to nie można poradzić, nic a nic, trzeba cierpliwie wyczekać.
— Pewno od ojca — mówi U.
— Nie, Coś mi się zdaje, że od kogoś dużo młodszego.
— Niewinne zdanie sprawia, że U. popada w popłoch. Nie od ojca, tamci chłopcy przysyłają przecież tylko pocztówki, więc?... Nareszcie, nareszcie! Ach, ciociu, niechże się ciocia pośpieszy!
— Nie, to nie ten — mówi ciotka, nieświadoma tych niemych okrzyków. — Ciekawe, kiedy ja wreszcie zrobię porządek w swoich szpargałach. Biała, duża koperta...
Biała, duża koperta, za chwilę się ją otworzy. Jaki będzie początek?
4.
Na dole, w westybulu, spod stosu kopert obsypanych różowym popiołem -, kontrolerka, wyciągnęła i podała mi list. Powtarzam - to kobieta godna najwyższego szacunku, jestem pewien - żywi wobec mnie jak najlepsze uczucia.
A jednak za każdym razem, gdy widzę te obwisłe policzki podobne do rybich skrzeli - nie wiedzieć czemu robi mi się nieprzyjemnie.
Węźlastą ręką podając mi list - westchnęła. Westchnienie to jednak nieznacznie tylko zakołysało zasłoną dzielącą mnie od świata: ja sam byłem jedynie prostopadłym rzutem na drżącą w mojej ręce kopertę, która - nie wątpiłem - zawierała list od I.
W tym momencie - drugie westchnienie, tak ostentacyjne, podkreślone podwójną linią, że oderwałem się od koperty - i zobaczyłem: między skrzelami, pod wstydliwymi żaluzjami spuszczonych oczu - tkliwy, oblepiający, oślepiający uśmiech. A potem:
- Biedniście wy, biedni - westchnienie z potrójną linią i ledwie widoczny gest w stronę listu (treść naturalnie znała - to jej obowiązek).
- Nie, doprawdy... Dlaczego?
- Tak, tak, mój drogi, znam was lepiej niż wy sami. Od dawna was obserwuję - i widzę: musicie mieć w życiu oparcie w kimś, kto od wielu lat zgłębiał życie...
5.
W kilka dni po przyjeździe do C. doktor (X) otrzymał z Konstantynopola ogromny list. W piśmie tym stary emigrant rekomendował się młodemu lekarzowi i zawierał z nim znajomość. List pisany był straszną polszczyzną. Plątały się tam wyrazy angielskie, francuskie, greckie, bułgarskie, a częstokroć stały dźwięki zagadkowe, prawdopodobnie tureckie czy perskie. Wewnątrz była gabinetowa fotografia starego Lesa. Ten list i fotografia dziwnie się dopełniały. Zdawało się, że spojrzenie oczu mówi to wszystko, co się w słowach zawrzeć nie mogło, czego język wyłamany w służbie pieniędzy oddać nie miał siły. Trudno było wzrok oderwać od chudej twarzy i od ciemnych wlepionych w patrzącego oczu. Silnie sklepione czoło, nos wystający i wąskie usta miały w sobie piętno rezygnacji, niezłomności i uporu. (X) przeczytał kilkakrotnie ten list cudaczny i dziwnie przyzwyczaił się do jego stylu, jakby go uznał nie tylko za zjawisko normalne, ale nawet za konieczne. W zdaniach, powtarzających się to tu, to tam, opisywał się ten człowiek daleki, a tak przecie mocny, że zdawał się chodzić po miejscach, o których w liście mówił.
6.
S. zrobił właściwie wszystko, co potrafił, żeby uregulować swoje osobiste sprawy. W czasie koncentracji przed załadowaniem na statki przeznaczył prawie cały swój żołd dla owdowiałej siostry i jej licznej rodziny w Teksasie. Była jego jedyną żyjącą krewną i ubezpieczenie wojskowe S. zostało już wystawione na nią, a tam, gdzie miał teraz przebywać przez dłuższy czas, pieniądze nie były mu specjalnie potrzebne. Przed odpłynięciem napisał do niej długi list wyjaśniając, że wyjeżdża, a także - dwa listy, które wręczył przyjaciołom płynącym na drugim transportowcu, z poleceniem, by je wysłali tylko wtedy, gdyby jego statek został zatopiony albo zbombardowany, a on sam zginął. Jeśliby któryś z tych, listów dotarł do siostry, wyjaśniłby jej, że ma zacząć sprawdzać ubezpieczenie i nagabywać władze, jeszcze zanim przyjdzie ostateczny telegram.
7.
S. podszedł do łóżka, wziął dwa listy. Pierwszy był z C., proste, wydłużone literki kobiecego pisma i podpis - gryzmoł pełen romboidalnych ozdobników. Komórka nawiązała kontakt z apristami, aby przedyskutować sprawę strajku solidarnościowego, ale, towarzysze, zjawiła się policja, zajęła uniwersytet i zdziesiątkowała Zrzeszenie; co najmniej dwudziestu aresztowanych, towarzysze. Masy studenckie są apatyczne, jednak morale towarzyszy, którzy uniknęli represji, nadal jest wysokie, mimo niepowodzeń. Braterskie uściski. List z A. był pisany na maszynie kolorem ni mniej, ni więcej tylko fioletowym, bez podpisu i nie skierowany wprost do żadnej konkretnej osoby. Przygotowaliśmy kampanię na uczelni, sprzyjająca atmosfera do poparcia strajku na San Marcos, ale policja opanowała uniwersytet, wśród zatrzymanych jest ośmiu naszych, towarzysze. Nie tracimy nadziei, że wkrótce będziemy mogli nadesłać bardziej pomyślne wiadomości. Życzymy wam powodzenia.
8.
Po skończeniu studiów A. zakochał się na zabój w pięknej i niezwykle mądrej pannie, pochodzącej z Północy. Pozyskał jej wzajemność. Zaręczył się z nią przed wyjazdem. Ale ledwo przybył do domu, otrzymał list od opiekuna ukochanej. Ten zawiadomił go, że ta, która zbyt pochopnie przyrzekła mu swą rękę, wyszła za mąż za innego. A. omal nie oszalał z rozpaczy i gniewu. Postanowił za wszelką cenę zapomnieć o niewiernej. W dwa tygodnie później zaręczył się z inną bardzo miłą dziewczyną, która przyniosła mu w posagu sto tysięcy dolarów. Znajomi zazdrościli mu szczęścia. Pewnego wieczoru, podczas zabawy w rozkosznej willi młodej pary, służący podał A. list. Spojrzawszy na adres, A. zbladł gwałtownie. Pod pierwszym lepszym pretekstem zostawił gości i wyszedł z salonu. W liście dawna narzeczona żaliła się A. na opiekuna, który prześladuje ją i domaga się, aby poślubiła jego syna. Narzekała również na brak odpowiedzi na liczne listy, które mu dotychczas wysyłała. Omal nie przyprawiło to jej o chorobę; w końcu dowiedziała się, że opiekun przejmuje jej listy. List kończył się zapewnieniami wiernej miłości.
9.
Wracam do domu dobrze po ósmej. T. odwraca się od telewizora i mówi:
- List do ciebie przyszedł. Ekspres, ale miejscowy.
- Gdzie jest? - pytam. T. pokazuje głową na półkę w segmencie. Biorę list i lecę do mojego pokoiku. Na kopercie nie ma nadawcy. Rozrywam ją.. a to kulfony K 1.
"Najdroższa, Kochana M. Jeśli potrafisz mi przebaczyć, to bardzo Cię proszę, przebacz mi. Nigdy za nikim nie tęskniłam tak, jak za Tobą. Błagam Cię, przyjdź do mnie, jak tylko dostaniesz ten list. Już wróciłam z (...), ale K 2. nie chce mnie wypuścić z łóżka, bo jestem jeszcze chora i dlatego nie mogę sama do Ciebie przyjść. Wiem, że strasznie zawiniłam wobec Ciebie, ale proszę, nie gniewaj się. Byłam bardzo nieszczęśliwa i może dlatego tak się stało między nami. Więc przebacz mi, a jak nie możesz mi przebaczyć, to chociaż przyjdź i mi to powiedz. Tak bardzo chcę zobaczyć Twoją najdroższą buzię. Tęsknię za Tobą i czekam na Ciebie przez cały czas.
- K 1.
P.S. Proszę, przyjdź."
Popłakałam się i nie spałam przez ten list pół nocy. Wzięłam go ze sobą do szkoły i przez wszystkie lekcje nosiłam w kieszeni sukienki i ciągle wsadzałam tam rękę i dotykałam koperty... ale nie poszłam do K 1. Nie poszłam i już.
10.
Innego dnia dobrała się do mnie z powodu swoich rodziców. Od dawna dręczyła mnie tym, jak to umierają z niepokoju i jaki jestem podły, że nie zgadzam się ich zawiadomić. Powiedziałem, że nie mogę ryzykować. Ale kiedyś po kolacji zaproponowała:
- Powiem ci, jak to zrobić bez najmniejszego ryzyka. Włóż rękawiczki. Kup papier listowy i koperty u Woolworthsa. Podyktuj mi list. Jedź do najbliższego dużego miasta i wyślij stamtąd. Nie mogą wpaść na twój ślad. Papier może pochodzić z każdego sklepu Woolworthsa w całym kraju.
Tak mnie tym zadręczała, że pewnego dnia posłuchałem jej i kupiłem papier i koperty. Wieczorem dałem jej kartkę papieru i kazałem pisać.
- "Jestem bezpieczna i nie grozi mi niebezpieczeństwo"- dyktowałem.
Pisząc te słowa, powiedziała: - To straszna angielszczyzna, ale trudno.
- Pisz to, co mówię - poleciłem i dyktowałem dalej: - "Nie próbujcie mnie odnaleźć, to niemożliwe".
- Nie ma rzeczy niemożliwych. - Bezczelna jak zwykle.
- "Opiekuje się mną przyjaciel" - kontynuowałem, potem oznajmiłem: -To już wszystko, podpisz się.
- A nie mogę napisać "Pozdrowienia od pana Clegga"?
- Bardzo zabawne - powiedziałem. Napisała coś jeszcze i oddała mi kartkę. Przeczytałem: "Do zobaczenia wkrótce, całuję", i na dole: "Nanda".
- Co to jest? - zapytałem.
- Moje dziecinne imię. Będą wiedzieli, że to ode mnie.
11.
Muszę parę słów nadmienić
o sztuce oszukiwania.
Kobietom zamężnym prawo
niewierności wszelkiej wzbrania.
Lecz wszystkie wolne niewiasty
z woli cypryjskiego bóstwa -
niechaj przyjdą do mnie,
aby słuchać wykładów oszustwa.
Choćbyście miały strażników
więcej od oczu Argusa -
oszukacie wszystkich, jeśli
przyjdzie wam na to pokusa.
Jakiż wam baczny odźwierny
przeszkodzi, byście w kąpieli
napisały list miłosny
do któregoś z wielbicieli?
Gdy służąca - powiernica
list ten pod szarfą szeroką
lub pod sandałkiem przeniesie -
czyjeż go wykryje oko?
Jeśli ją strażnik przyłapie -
obmyślajcie podstęp nowy.
Niech ramiona powiernicy
służą za papier listowy.
Niechaj ciało waszej młodszej
będzie żywym, wielkim listem,
na którym wyznacie miłość
słowem jak płomień ognistym.
Pisać na "niższych stronicach"
odradzam wam, śliczne panie.
12.
Kierownik oddał mu listy. Włożył resztę do worka, który z powrotem zamknął. Lekarz zabierał się do czytania swoich dwóch listów, ale zanim rozerwał koperty, spojrzał na pułkownika. Następnie przeniósł wzrok na kierownika poczty.
- Nie ma nic dla pułkownika?
Pułkownika ogarnęło przerażenie. Kierownik zarzucił worek na ramię, zszedł z przystani i odpowiedział nie odwracając głowy:
[...]
Wbrew swoim zwyczajom nie poszedł od razu do domu. Pił kawę w zakładzie krawieckim, podczas gdy towarzysze Augustyna przerzucali gazety. Czuł się zawiedziony. Byłby wolał przesiedzieć tam aż do przyszłego piątku, żeby nie stanąć przed żoną z pustymi rękami. Kiedy jednak zamknięto zakład, musiał stawić czoło rzeczywistości. Żona czekała na niego.
- Nic? - zapytała.
- Nic - odpowiedział.
W następny piątek powrócił do barek. I tak jak co piątek przyszedł do domu bez oczekiwanego listu. - Dosyć już tego czekania - powiedziała mu wieczorem żona.
- Trzeba być cierpliwym jak baran, żeby tak jak ty czekać na list przez piętnaście lat.
13.
Gdyby wiedział, gdzie dziewczyna mieszka lub o której kończy pracę, postarałby się ją spotkać, kiedy będzie wracała do domu; ale czekanie pod ministerstwem to zbyt wielkie ryzyko. Wysłanie listu też nie wchodziło w rachubę, gdyż dla nikogo nie było tajemnicą, że cała poczta jest kontrolowana. W ogóle mało kto korespondował. Jeśli czasem zachodziła konieczność przekazania jakiejś wiadomości listownie, istniały druczki z gotowym spisem sformułowań; należało jedynie skreślić niepotrzebne. Nie znał zresztą adresu dziewczyny ani nawet jej imienia i nazwiska. W końcu uznał, że najbezpieczniej będzie nawiązać kontakt w stołówce. Jeśli tylko uda mu się zastać ją samą przy stoliku gdzieś pośrodku sali, nie za blisko teleekranów, i jeśli wokół choć przez trzydzieści sekund będzie rozbrzmiewał zwykły gwar - zdołają zamienić kilka słów.
14.
Listy
Do pieca, miłosny zeszycie!
Do pieca, listy - stos cały!
A żeście z ognia powstały,
więc w ogień się obróćcie!
List
Ktoś list dostał. Komuś serce bije.
Idzie czytać pod kwitnące jabłonie.
Czyta. Chwyta się ręką za szyję
i dno traci, i w powietrzu tonie.
Spóźniony list
Może kiedyś, nieoczekiwanie,
przyjdzie list ten. I nic się nie stanie.
Tylko patrząc w oczy Panu Bogu
rzeknę z cicha: "za późno, mój Panie!"
15.
List ten nie jest w ogóle pismem urzędowym, ale listem prywatnym. Widać to już wyraźnie z nagłówka: "Wielce szanowny panie". Prócz tego nie ma tam ani słowa o tym, że przyjęty pan zostaje na stanowisko geometry, przeciwnie, jest tam tylko mowa o hrabskiej służbie w ogólności. I to nawet nie jest w sposób wiążący powiedziane, jest pan tylko przyjęty, "jak to panu wiadomo", to znaczy, że obowiązek dostarczenia dowodów, iż został pan przyjęty, ciąży na panu. Wreszcie, jeśli chodzi o sprawy urzędowe, zostaje pan skierowany wyłącznie do mnie, jako do wójta i bezpośredniego pańskiego zwierzchnika, który ma panu udzielić wszelkich bliższych informacji, co zresztą w większej części już się stało. Dla kogoś, kto umie czytać urzędową korespondencję, wskutek czego tym łatwiej czyta listy nieurzędowe, wszystko to jest aż nazbyt wyraźne. To, że pan jako obcy tego nie pojmuje, wcale mnie nie dziwi. W ogóle cały ten list oznacza tylko, że X zamierza osobiście się o pana troszczyć na wypadek, gdyby pan został przyjęty do hrabskiej służby.
16.
X nie słuchała. Po powrocie do domu pobiegła do swego pokoju, wyjęła list zza rękawiczki; nie był zapieczętowany; przeczytała. List zawierał wyznania miłosne. Był czuły, pełen szacunku i dosłownie przepisany z niemieckiego romansu. X nie znała jednak niemieckiego i była z listu bardzo zadowolona. Ale przyjęty list niepokoił ją niezmiernie. Po raz pierwszy potajemnie nawiązała stosunki z młodym mężczyzną. Przerażało ją jego zuchwalstwo. Robiła sobie wymówki, że zachowała się nieostrożnie, i nie wiedziała, co robić: czy zaniechać siadania przy oknie i brakiem uwagi ostudzić w młodym oficerze ochotę do dalszych kroków, czy odesłać mu list, czy odpowiedzieć zimno i stanowczo? Nie miała się kogo poradzić: ani przyjaciółki, ani powiernicy. Wreszcie postanowiła napisać odpowiedź. Siadła przy stoliku, wzięła pióro, arkusz papieru – i zamyśliła się. Kilka razy zaczynała list na nowo i darła. Każdy zwrot wydawał –jej się zbyt łagodny, to znów zbyt okrutny. Wreszcie udało jej się napisać kilka zdań, z których była zadowolona. "Jestem przekonana – pisała – że ma Pan uczciwe zamiary i że nie chce obrazić mnie nierozważnym postępowaniem, ale znajomość nasza nie powinna zaczynać się w ten sposób. Zwracam Panu list w nadziei, że nie będę miała na przyszłość powodu skarżyć się na niezasłużony brak szacunku".
17.
– Mam wszelako plan, który obydwu nam przywróci prawa. Napiszę list w trzech językach – po łacinie, po grecku i po angielsku – a ty jutro z rana co tchu powieziesz go do L. i nie oddasz nikomu, kromie mojego wuja, lorda H. Kiedy on ujrzy ten dokument, będzie wiedział wszystko, powie więc, że ja list pisałem, i rychło po mnie przyśle.
– Czy nie najrozumniej, miłościwy panie, zostać tu i zaczekać, pokąd nie dowiodę, ktom zacz, i nie umocnię praw do dziedzicznych włości. Wówczas będzie mi o wiele łatwiej... (...) przerwał władczym tonem:
– Zamilcz! Czymże są twoje nędzne włości i błahe zabiegi w porównaniu ze sprawą, od której zależy szczęście narodu i powaga tronu? Posłuchaj mnie, porzuć obawy – dodał łagodniej, jak gdyby przykro mu się zrobiło z powodu takiej surowości. – Przywrócę ci prawa, odzyskasz wszystko, ba! więcej niż wszystko. Ja dobrze zapamiętam i odpłacę. Powiedziawszy to chłopiec ujął pióro i zabrał się do pracy.
18.
Na imię mi X, mam dziesięć lat, podpaliłem psa, kota, mieszkanie (zdaje się nawet, że upiekłem złote rybki) i to jest pierwszy list, który do Ciebie wysyłam, bo jak dotąd, z powodu nauki, nie miałem czasu. Uprzedzam Cię od razu: nienawidzę pisać. Muszę mieć naprawdę jakiś ważny powód. Bo pisanie to bzdura, odchyłka, bezsens, jajo. To lipa. W sam raz dla dorosłych.
Mam to udowodnić? Proszę, weź choćby początek mojego listu: "Na imię mi X, mam dziesięć lat, podpaliłem psa, kota, mieszkanie (zdaje się nawet, że upiekłem złote rybki) i to jest pierwszy list, który do Ciebie wysyłam, bo jak dotąd, z powodu nauki, nie miałem czasu". No więc równie dobrze mógłbym napisać: "Nazywają mnie Jajogłowym, wyglądam na siedem lat, mieszkam w szpitalu z powodu mojego raka i nigdy się do Ciebie nie odzywałem, bo nawet nie wierzę, że istniejesz".
19.
Przyjęłam posadę sprzedawczyni, by opłacić studia, oblałam egzamin, zerwałam zaręczyny.
W tym czasie jego listy przychodziły częściej, opatrzone znaczkami pocztowymi z coraz to innych zakątków świata. Zazdrościłam mu. Od dzieciństwa był dla mnie jak starszy brat, który wie wszystko, przemierza świat i pozwala rosnąć swym skrzydłom - podczas gdy ja próbowałam zapuścić korzenie.
Dość nieoczekiwanie jego listy zaczęły przychodzić z jednego miejsca we Francji, i pojawił się w nich Bóg. W jednym z nich wyraził chęć wstąpienia do seminarium duchownego i poświęcenia życia modlitwie. Odpisałam mu, by jeszcze się wstrzymał, by zakosztował smaku wolności, zanim podejmie tak istotną decyzję.
Ale kiedy skończyłam pisać mój list, postanowiłam go podrzeć. Kim byłam, aby prawić mu morały o wolności czy obowiązkach? On wiedział, co znaczą te słowa, ja nie.
20.
Lecz oto nadszedł moment, kiedy szło o to, aby pokazać, czy umiem dotrzymać danego sobie słowa. Pewnego ranka, po nabożeństwie, ujrzałam wchodzącą do mnie przełożoną. Trzymała list. Twarz jej wyrażała smutek i przygnębienie, ramiona zwisały bezwładnie, wydawało się, że ręka jej nie ma sił, by podnieść ten list; patrzyła na mnie, w oczach jej zdawały się kręcić łzy; milczała, ja również: czekała, aż ja pierwsza się odezwę; korciło mnie, żeby zacząć, ale się powstrzymałam. Zapytała mnie, jak się czuję, powiedziała, że nabożeństwo było dziś bardzo długie, że trochę kaszlałam, że wyglądałam na niezdrową. Na to wszystko odpowiedziałam:
– Nie, droga matko.
Przełożona wciąż trzymała list w opuszczonej ręce; w trakcie tych pytań położyła go na kolanach i zakryła częściowo dłonią, wreszcie zadawszy mi kilka ubocznych pytań dotyczących mego ojca i mojej matki, widząc, że wcale jej nie pytam, co to za pismo, rzekła:
– Oto list...
Na to słowo uczułam, że mi serce mocno zabiło, i powiedziałam łamiącym się głosem i drżącymi wargami:
– To od mojej matki.
– Tak jest; masz, czytaj...
Opanowałam się trochę, wzięłam list, czytałam go z początku dość spokojnie; ale w miarę dalszej lektury, że odczuwałam kolejno trwogę, oburzenie, gniew, złość, różne gwałtowne uczucia – zmieniał mi się głos, wyraz twarzy i ruchy. Chwilami omal nie wypadał mi z rąk ten papier lub trzymałam go tak, jakbym chciała go podrzeć, to znów ściskałam go tak gwałtownie, jakbym miała wielką ochotę zgnieść go i cisnąć od siebie precz.
21.
Tak mówi Biblia i tak było również z nami, chociaż nasz świat zaczął się od słowa pisanego. P. napisał do mnie list. Bardzo niezwykły. On w tym liście nas stworzył. Nas razem. Oświadczył, że jesteśmy sobie przeznaczeni, choć nigdy go nie spotkałam. Mogłabym pomyśleć, że to wariat, bo często dostaję listy od wariatów, ale to było zbyt osobiste, zbyt prawdziwe. Poza tym dowiedziałam się od ludzi, którzy go dobrze znali, że jest człowiekiem niezwykle wrażliwym i że warto go poznać. Nawet ktoś, z kim wówczas byłam, po przeczytaniu listu P. powiedział: "On mi ciebie zabierze". I tak się stało.
22.
— Aaaa… szklankę jerezu, U!
Nim skończył ziewnięcie, rozkaz był spełniony. Wypił wino, otarł wąsy i sięgnął opieszałe po stos listów na stole.
— Że też tym ludziom nigdy nie zbraknie konceptu i atramentu! — mruczał niecierpliwie. — Prawda, że te wszystkie miłe misywy śpiewają dwa psalmy: pieniędzy i miłości! Aaaa… Herbert się zgrał… Lidia chce brylantowych kolczyków. Idiotyczne istoty!
— Daj mi tu papieru i pióra, U!
Przez zielone story gabinetu brzask się wdzierał — hrabia wyglądał haniebnie zmęczony.
Nagryzmolił spiesznie dwa bileciki, położył adres i skinieniem wezwał bliżej lokaja.
— Listy te odeślesz zaraz, a tamte spalisz, oprócz tego jednego. Przygotuj pistolety i szpadę… Będę się bił… Ale milczeć o tym! Nie budź mnie pod żadnym pozorem, choćby się paliło, chyba gdy ci panowie przyjdą. Nikogo zresztą nie przyjmować, zwłaszcza kobiet. Rozumiesz?
23.
Trząsłem się z zimna przez cały dzień, ale nikt nie zapytał, dlaczego. I to utwierdziło mnie w moim zamiarze. O zmierzchu podarłem swoje prześcieradło na długie pasy i uplotłem z nich sznur, żeby go przywiązać do framugi okiennej. Posłuszne podrzutki przypatrywały się, ale nic nie mówiły, co mnie dotknęło. Po wieczornej herbacie napisałem bardzo starannie list pożegnalny.
Był prosty w treści, natomiast bardzo godny.
Brzmiał, jak następuje:
Droga Ciotko [...]!
Czuję, że czekają mnie wielkie zadania i że życie ..........
jest krótkie. Dlatego opuszczam to miejsce, żegnaj! Nie opłakuj
mnie, wrócę kiedyś, ozdobiony wieńcem chwały!
P.S. Biorę z sobą słoik przecieru z dyni.
24.
Musiałem długo wpatrywać się w to, co było pod nim. Widziałem, ale umysł potrzebował czasu, żeby to pojąć. Koperta, starannie owinięta w foliowy woreczek, chroniący ją przed wilgocią. Widniało na niej moje nazwisko skreślone starannym pismem A.
Wziąłem kopertę i położyłem kamień tam, gdzie zostawił go A., a wcześniej jego przyjaciel.
Drogi R!
Jeżeli czytasz te słowa, to jesteś na wolności. Tak czy inaczej, jesteś na wolności. A jeśli dotarłeś aż tutaj, to może zechcesz pojechać jeszcze dalej. Myślę, że pamiętasz nazwę miasta, no nie? Przydałby mi się dobry człowiek, który pomógłby mi wszystko rozruszać.
Tymczasem wypij moje zdrowie — i przemyśl to. Będę na Ciebie czekał. Pamiętaj, R, że nadzieja to dobra rzecz, może najlepsza ze wszystkich, a to, co dobre, nigdy nie umiera. Mam nadzieję, że ten list zastanie Cię w dobrym zdrowiu
Twój Przyjaciel,
(…)
Nie czytałem tego listu na łące. Ogarnął mnie strach, chęć ucieczki stamtąd, zanim ktoś mnie zauważy. Kwitując moje zachowanie żartem słownym, powiem, że nie chciałem tego pojąć ani zostać pojmany.
25.
Przeszedł czas niejaki; G. i księżniczka miłowali się w głębokiej tajności, bowiem białogłowa, aczkolwiek gorąco pragnęła znaleźć się z swym
ukochanym na osobności, przecie nikomu z tym się nie zdradzała. Wreszcie obmyśliła pewien chytry środek, dzięki któremu G. miał zostać uwiadomiony, gdzie i kiedy na osobności z nią zobaczyć się będzie mógł. Księżniczka napisała do niego list, w którym wyjaśniła mu, co czynić należy, aby się z nią nazajutrz zobaczyć, a później ukryła pismo w wydrążonej trzcinie. Z żartobliwym uśmiechem wręczyła mu ją potem, mówiąc:
– Daj tę trzcinę dzisiaj wieczorem swojej służce, aby w nią dmąc w kominie ogień roznieciła.
Młodzieniec wziął trzcinę wiedząc, że nie bez kozery księżniczka mu ją daje. Wróciwszy do domu, odkrył wnet wydrążenie, w którym list księżniczki znalazł. Przeczytawszy pismo i pojąwszy, co mu czynić należy, poczuł się najszczęśliwszym na ziemi człowiekiem i postanowił działać zgodnie z pouczeniem księżniczki.
....................................................................
POWODZENIA!
================================
Dodane 21 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu