Tytułem wstępu
Któregoś dnia cholernie bolała mnie głowa. Głowa bolała mnie bardzo. Głowa bolała mnie tak, że nie mogłam wytrzymać. Leżałam więc płasko na dywanie i myślałam o tym, jak bardzo boli mnie głowa. Zupełnie nie wiem, czemu akurat na dywanie. No, wiecie, są łóżka, termosy, leżanki. Do dzisiaj zadaję sobie pytanie; czemu akurat na dywanie? I gdy tak leżałam płasko na dywanie i rozważałam w swoim sercu, dlaczego to robię, wzrok mój padł na książkę stojącą na szafce.
Dzisiaj myślę sobie, że to Przeznaczenie kazało mi cierpieć na ból głowy i leżeć na dywanie, zamiast na łóżku. Och, gdybym wcześniej była w stanie odczytywać wszystkie Znaki, które mi się ukazywały, być może dzisiaj byłabym już oświecona, spełniona i spokojna i nocowałabym w jaskiniach Katmandu, jedząc na śniadanie kaszę gryczaną na liściu sałaty!
Książką, która trafiła w moje ręce w ten niecodzienny sposób, był „Alchemik”. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać, i nie przestałam, dopóki nie dobrnęłam do ostatniej strony. A potem – gdyż ból głowy minął mi, jak się domyślacie – zamknęłam oczęta, które wypełniały się już łzami słodyczy, i zdałam sobie sprawę, że oto znalazłam nowe wskazówki, oto oddano mi moje życie, oto wróciłam na drogę Prawa i Sprawiedliwości.
Zerwałam się tedy i pobieżałam do mojej Mamy, aby na jej łonie złożyć łkającą główkę i wymruczeć, że spotkało mnie coś niesamowitego i że odtąd moje życie będzie inne. Mama zaś pogłaskała mnie po złotych lokach i tak trwałyśmy.
- Znalazłam Książkę, która odmieniła moje życie – powiedziałam Ciotce któregoś dnia.
- Cóż – odparła Ciotka – w takim razie nie będę musiała już tak grubo smarować Ci kromki chleba Konfiturami.
A potem minął miesiąc i skończyłam dwanaście lat.
Nie chcę krytykować Coelho. Jego twórczość ani nie wywołuje mojej nienawiści, ani mojej miłości. Kręcę głową na samo wspomnienie moich uniesień nad „Alchemikiem”, ale zawsze potem dodaję sobie w duchu: do licha, miałaś wtedy 11 lat, nie można cię winić za to, co było, gdy miałaś 11 lat. Równie dobrze mogłabym spotykać się z polemiką specjalistów od żywienia, bo w wieku lat trzech wsysałam w siebie klocki Lego.
Coelho jest dla mnie trochę jak sąsiad, który wprowadza się któregoś dnia do domu obok, tynkuje go na żółto i robi czerwone drzwi w kształcie serca, i chociaż ma w zwyczaju zagadywać przez płot, próbując mnie wciągnąć w świat banknotów PRL-u, które interesują mnie mniej więcej tak samo jak fizyka termojądrowa; ale nie ma przy tym psa, który doprowadzałby mnie do szału swoim wyciem; nie ma też uciążliwych, imprezujących przyjaciół i nie dzwoni na policję, kiedy ja grilluję. Niby taki nieszkodliwy dziwak, z którego domu można się pośmiać w gronie znajomych, a jednak po kilku miesiącach takiego sąsiedztwa nie chce się po raz 50. słuchać opowieści o banknotach z PRL-u i najpierw człowiek szybko chowa się do domu, gdy widzi sąsiada na horyzoncie, potem sprawdza trzy razy przed wyjściem do ogrodu, czy teren jest czysty, wreszcie w ogóle przestaje wychodzić z domu i zaczyna pisać petycje z prośbą o wywalenie sąsiada z domu ze względu na jego tryb życia.
No dobrze, przejdźmy do rzeczy - „Alchemik” wciąż pozostaje szczytem intelektualnych możliwości panienek, które wychodząc z domu zastanawiają się, czy założyć majtki, czy białe kozaczki. Czytałam kwestionariusze kandydatek na Miss Polonia. Biedaczkom zadano dość wyzywające i prowokujące pytanie, jakie książki czytają. Większość nie czytała nic, a te, które czytały – na czele z miłościwie nam panującą miss 2006, 25-letnią studentką – czytały „Alchemika” i odnajdywały w nim pokłady inspirującej filozofii i metafizyki. Zapytano kiedyś Britney Spears, jaką książkę obecnie czyta. Amerykańska gwiazdka muzyki pop wyznała wcale nie spłoniona, że czyta „Alchemika” i że to wspaniała książka. A potem dodała, że uwielbia jeździć do krajów zamorskich. Takich jak Meksyk i Kanada.
- Nienawidzę, gdy nagminnie używa się dużej litery, żeby zaakcentować coś i nadać czemuś znaczenie. Dla mnie to kolejny dowód na braki warsztatowe. Im mniej autor potrafi, tym więcej interpunkcyjnych bajerów musi używać. U Coelho nie ma miłości, u niego jest Miłość. Nie ma przeznaczenia, tylko jest Przeznaczenie. Każdy wyraz wydaje się brać głęboki oddech i nadymać aż do przesady.
- Nie lubię – ale to mój osobisty zarzut, niemający wiele wspólnego z tym, jak książka jest napisana – nie lubię książek, w których wszystko jest piękne, każdy bohater chce być dobry i namawia się czytelnika do nieustannego doskonalenia się moralnego. Nie mówię, że to źle, ale książki, które mają na celu wywołanie drżenia w moim sercu, zaszklenia moich oczu i zaszczepienie we mnie chęci poprawy i ogólnie mea culpa, drażnią mnie okropnie. I zarzut ten spotyka nie tylko Coelho, ale też np. Marka Aureliusza i jego „Rozmyślania”. (I od razu odpowiem na ewentualne głosy, że „jak to, przecież nie wszystkie książki Coelho opowiadają o dobrych postaciach i pięknie, większość z nich... blablabla”. Otóż może nie, nie wiem. Możliwe, że akurat wtedy nie słuchałam :P).
Reasumując: zachwycać się nie dłużej niż do 18-stki. Potem zacząć samodzielnie myśleć i więcej czytać.
Są ludzie, którzy już dawno skończyli 18 lat i wciąż się zachwycają.
Oczywiście, szanujemy ich.
Żenujących cytatów nie będzie. Nie dlatego, że ich boski Paolo nie popełnia. Popełnia ich w cholerę. Nie będzie żenujących cytatów, bo książkę ktoś mi – powiem to wprost – ktoś mi książkę buchnął. Dziwna sprawa. Właściwie, gdy bardziej się nad tym zastanowić, okazuje się, że im gorszą sławą otoczona jest książka, tym większe prawdopodobieństwo jej zniknięcia. Dlaczego nikt mi nie zabrał nigdy bezpowrotnie Prousta? Bo:
a) musiałby zabrać wszystkie tomy,
b) złodziej głupi nie jest,
c) czasem się to zdarza, ale nie w Polsce, nie ludziom i nie o Prousta chodzi,
d) moja ciotka miała sąsiada, który wyniósł jej Prousta, a potem utrzymywał, że ma swojego z kolekcji GW.