Dodany: 29.01.2016 09:24|Autor: WiadomościOpiekun BiblioNETki

4 osoby polecają ten tekst.

Wojna na skalpele – „Ginekolodzy” Jürgena Thorwalda


GinekolodzyHistoria ginekologii opisana przez Jürgena Thorwalda to prawdziwa wojna na skalpele – areną tych pojedynków stało się oczywiście ciało kobiety. Najnowsza publikacja niemieckiego historyka pełna jest zarówno damskich rzeźników, jak i genialnych prekursorów nowych metod leczenia. 

Ginekolodzy (Thorwald Jürgen (właśc. Bongartz Heinz)) to fascynująca opowieść nie tylko o wielkich osiągnięciach tej dziedziny medycyny, lecz także o kontrowersyjnych zabiegach i skostniałych poglądach społeczeństwa. Historie przedstawione przez Thorwalda wydają się straszliwym absurdem przeszłości, lecz pytania, które stawia – pozostają aktualne.

Czarne karty ginekologii

„Kobieta w ciąży jedną nogą do grobu dąży” – mówi stare gaskońskie przysłowie. Najważniejszym zadaniem ginekologów było utrzymanie płodności i zdolności do prokreacji, ich metody jednak nie służyły ani kobietom, ani nienarodzonym dzieciom. „Czasy, kiedy Thorwald podziwiał pionierów medycyny, a samą historię medycyny opisywał jako pasmo wielkich osiągnięć, już minęły” – czytamy we wstępie do „Ginekologów”. Ta pozycja autora „Stulecia chirurgów” czy „Męskiej plagi” daleka jest od ukazywania idealnego obrazu początków nowoczesnej ginekologii. Z pełną odpowiedzialnością można powiedzieć, że przedstawia historię brutalną i mrożącą krew w żyłach.

Na kartach mrocznej książki Thorwalda ginekolodzy prześcigają się w najszybszym wycinaniu mięśniaków wraz z macicami, a ciężarną pacjentkę badają „na ślepo” – zgodnie z obowiązującą zasadą, by kobieta w trakcie wizyty była całkowicie ubrana. Na początku XIX wieku w przypadku trudnych porodów używane były kleszcze – lekarze przeprowadzający porody na czas powodowali u dzieci uszkodzenia mózgu. Nierzadko ginekolodzy kierowali się nie tyle kultem macicy, co po prostu wrogością do kobiet.

W renomowanych czasopismach medycznych prześcigano się w prześladowaniu lekarzy, którzy zdrowie pacjentek przedkładali nad nauki Kościoła. Kontrowersje budziły pierwsze bezbolesne porody, traktowano je jak karygodne wykroczenie przeciw słowom z Księgi Rodzaju: „...w bólu będziesz rodziła dzieci”. Doktorowi McDowellowi umocowano przed domem stryczek, na którym zamierzano go powiesić za operacje torbieli – lekarzy przeprowadzających zabiegi poprzez otwarcie brzucha uznawano za... morderców. Thorwald przywołuje także historię Charlesa Claya, który zoperował siedziemdziesiąt kobiet z chorymi jajnikami, ratując w ten sposób czterdzieści siedem – w Londynie nazywano go jednak „kastratorem kobiet” i „świńskim rzeźnikiem”.

Usuwanie cyst i torbieli, zaszywanie rozdartych kroczy, przyjmowanie porodu – wszystko to stanowiło przedmiot nie tylko ginekologii, lecz także przemian światopoglądowych. Szykanowani przez konserwatywne środowiska lekarskie „rozpruwacze brzuchów”, nie dbając o opinię publiczną, otwierali nie tyle niedostępne wcześniej rejony kobiecego ciała, co nowe rozdziały w historii (nie tylko medycyny).

Cesarskie cięcie

Dzisiaj kobiety, które muszą lub chcą zdecydować się na cesarskie cięcie mają do dyspozycji salę operacyjną, nowoczesne laboratorium, krew do transfuzji, plazmę, antybiotyki, a w dalszej kolejności respiratory dla noworodków. Początki tego zabiegu, jednego z najbardziej tajemniczych w ginekologii, przedstawiają się zupełnie inaczej – operacje były wykonywane często przez niedoświadczonych lekarzy, z nieprzeszkoloną asystą i niedoskonałym wyposażeniem, a do tego pod kiepską narkozą.

Przez długi czas metodę cesarskiego cięcia uznawano za śmiertelną. Powszechne były inne sposoby przeprowadzania trudnych porodów. Moda na symfizjotomię (przecięcie spojenia łonowego w przypadku zbyt wąskiej miednicy) przetrwała przez sześćdziesiąt lat. W tym samym czasie Anglicy specjalizowali się w wywoływaniu sztucznego przedwczesnego porodu lub stosowali głodzenie ciężarnych kobiet po to, by dziecięca główka zrobiła się miękka. Świat ginekologii musiał zmierzyć się jednak z jeszcze poważniejszymi problemami.

W 1834 w szpitalach położniczych rozprzestrzeniła się tajemnicza gorączka zwana przez Francuzów zakażeniem połogowym. Choroba objawiała się ciężkim zapaleniem narządów rodnych, a czasem obejmowała cały organizm. Dopiero po kilku latach odkryto, że przenosi się ona na pacjentki przez zakażone ręce lekarzy i ginekologów, którzy wcześniej robili sekcje zwłok lub opatrywali ropiejące rany. Jeden z przywoływanych na kartach książki Thorwalda lekarzy, nękany z tego powodu wyrzutami sumienia – popełnił samobójstwo.

Kontrola narodzin a obsceniczna literatura

Jeden z prekursorów nowoczesnej antykoncepcji nazywał ówczesną naukę o rozmnażaniu „zalegalizowanym morderstwem na tle seksualnym”. To Wilhelm Mensinga rozpoczął w latach 70. XIX wieku prawdziwą wojnę o kontrolę narodzin – mającą chronić kobiety przed wielokrotnymi ciążami zagrażającymi ich życiu lub zdrowiu.

Do tej pory stosowano trujące napary ziołowe, modlitwy i zaklęcia. Próbowano pozbyć się nasienia gwałtownym kaszlem lub podskokami, niektóre kobiety wsuwały wewnątrz siebie gałganki, wełnę, a nawet buraki lub ziemniaki. Dopiero w latach 80. powstała pierwsza praca poświęcona kontroli urodzeń. Wcześniej antykoncepcja równała się dramatycznym i niezwykle niebezpiecznym dla kobiety metodom i próbom przerwania ciąży – powszechne było wykonywanie samoaborcji przez okładanie pięściami podbrzusza lub dźganie macicy drutem do robótek ręcznych. Już wtedy co prawda istniały „powłoki na penisa z jelit owcy” (przeczytamy o nich chociażby w pamiętnikach Casanovy), jednak na tyle drogie, że mogli sobie na nie pozwolić jedynie bogaci. W pozostałych przypadkach kobiety były skazane na wielokrotne ciąże (i aborcje), które nierzadko prowadziły do wycieńczenia organizmu. Spośród naturalnych metod antykoncepcji powszechnie stosowano płukanki z wody z dodatkiem  ałunu, cukru ołowianego, kory dębowej lub octu. Autorzy i wydawcy broszur informacyjnych lub książek o życiu seksualnym byli skazywani na lata robót przymusowych za „rozpowszechnianie obscenicznej literatury”. Informowanie kobiet o metodach zapobiegania ciąży wiązało się z surowymi karami, a pierwsze środki antykoncepcyjne odrzucano z powodów etycznych.

W „Ginekologach” Thorwalda przeczytamy o rewolucyjnych początkach nowoczesnych metod antykoncepcji. Mensinga, który wprowadził do użytku pesarium zamykające, spotkał się z ostracyzmem ze strony społeczeństwa i środowiska lekarskiego, a jego wynalazek został nazwany „niemoralną metodą”. Jedynym dopuszczalnym środkiem pozostawała wstrzemięźliwość lub ograniczenie stosunków do dni niepłodnych u kobiety. Jednak większość dni, które ówcześni lekarze uznawali za „bezpieczne”, przypadało – jak dziś wiemy – na najpłodniejszą fazę cyklu.

Pojedynek na skalpele  walka z rakiem

Fascynująca historia ginekologii to także opowieść o pojedynkach lekarzy. Jak ten Friedricha Schauty z Ernstem Wertheimem – jeden z nich akceptował jedynie waginalne operowanie raka macicy, drugi za swój cel obrał wprowadzenie operacji przez brzuch. Areną tego pojedynku na skalpele był Wiedeń pod koniec XIX wieku.

Uczeń przerósł mistrza – rewolucyjna metoda wprowadzona przez Wertheima sprawiła, że stał się on najlepszym operatorem, organizatorem, statystykiem swoich czasów. Każdy przypadek rejestrował i badał pod mikroskopem. Pierwsze operacje nowotworu macicy groziły niewydolnością serca, uszkodzeniem arterii, wykrwawieniem, zapaleniem otrzewnej, obrażeniami moczowodów i zniszczeniem nerek. Ówczesny stan medycyny pozwalał na zastosowanie skromnych środków do narkozy: barbitalu, morfiny, kofeiny i kamfory. Nie było jeszcze wtedy aparatu rentgenowskiego, elektrokardiogramu, biochemii krwi, transfuzji ani antybiotyków. Wertheim nie poddawał się, poszerzył metodę diagnostyczną i wkrótce na sto operowanych kobiet umierało już tylko dziesięć. Taki wynik udało się osiągnąć na początku XX wieku. Nowa metoda operacyjna przyniosła bankructwo dawnej, waginalnej. Śmiertelność operacyjna spadła do 17%. Wertheim ratował co drugą kobietę zakwalifikowaną do beznadziejnych i nieoperacyjnych przypadków. Mimo jego osiągnięć niektórzy „specjaliści” wciąż nie uznawali nowych metod leczenia. Nowotwór traktowany był jako kara boska za brak przyzwoitości i złe prowadzenie się. Z fraka (lub fartucha) niektórych ginekologów wciąż wystawał Nowy Testament, a modlitwy odprawiano zarówno przed, jak i po operacji. Okazuje się, że i na początku XX wieku nietrudno znaleźć przejawy staroświeckiego (by nie powiedzieć średniowiecznego) sposobu myślenia.

Stulecie ginekologów

Można ich nazwać „damskimi rzeźnikami”, „akuszerami przeludnienia”, ginekologami i położnikami, albo po prostu lekarzami od spraw kobiecych. Historia ginekologii opisana przez Thorwalda to nie tyle opowieść o przeszłym stuleciu, co bezprecedensowy, a nawet emocjonalny, głos w wielkiej dyskusji na temat narodzin, prawa do antykoncepcji, aborcji, badań czy metod planowania rodziny. Thorwald opisując przeszłość ginekologii, stawia ważne pytania o współczesność – rozwiązania, które uznajemy za absurdalne, okazują się nierzadko smutną rzeczywistością. Kleszcze porodowe, łyżeczki chirurgiczne, skalpele, pesaria, hormony i fotele ginekologiczne – wiele kart tej dziedziny medycyny jest wciąż jeszcze do zapełnienia.

 

Autor: Izabela Osiadacz

Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 05.02.2016 13:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Historia ginekologii op... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
A co tam - pochwalę się: wygrałem egzemplarz książki w fejsbókowym konkursie Marginesów :) "Stulecie chirurgów" bardzo przypadło mi do gustu i wywarło na mnie duże wrażenie - ta książka pewnie wywrze jeszcze większe, bo ze względu na systematyczne powiększanie się rodziny w ostatnich latach miałem ze współczesną (dzięki Bogu!) ginekologią w praktyce dużo do czynienia ;D
Użytkownik: Eida 06.02.2016 23:18 napisał(a):
Odpowiedź na: A co tam - pochwalę się: ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Ja książkę nabyłam niedawno (jeszcze nie czytałam), po wysłuchaniu audycji na jej temat w Klubie Trójki. Dobrze, że na polskim rynku książka ukazała się dopiero teraz, kiedy jestem już prawie rok po porodzie, bo gdybym kupiła ją wcześniej, pewnie miałabym koszmary! Zapowiada się wstrząsająca lektura!
Użytkownik: sowa 07.02.2016 19:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja książkę nabyłam niedaw... | Eida
Mnie się bardzo podobało "Stulecie detektywów", ale pozostałych Thorwaldów raczej nie przeczytam, od samych streszczeń (choćby bardzo pobieżnych) zgroza ogarnia. Po lekturze tekstu Izy zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem w ogóle jakimkolwiek matkom i dzieciom udawało się przeżyć bliższe kontakty z "damskimi lekarzami" (ewentualne skojarzenia z "damskimi bokserami" całkowicie uprawnione)... Brrr.
Użytkownik: Marylek 07.02.2016 19:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie się bardzo podobało ... | sowa
Po "Stuleciu chirurgów" i "Triumfie chirurgów" pozostało mi głębokie uczucie zadowolenia, że żyję w XX i XXI wieku. ;)
Użytkownik: WiadomościOpiekun BiblioNETki 08.02.2016 11:22 napisał(a):
Odpowiedź na: A co tam - pochwalę się: ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Louri, gratuluję jeszcze raz zwycięstwa w konkursie! :)

Co do Thorwalda - ja czytałam pierwszy raz i mam ochotę na wcześniejsze publikacje. Czyta się świetnie, choć rzeczywiście, trzeba mieć czasami mocne nerwy. Na szczęście takie historie to już przeszłość.

I.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: