Dodany: 14.09.2015 11:44|Autor: adas

Czytatnik: nauka czytania

2 osoby polecają ten tekst.

Pynchon "W sieci"


Pan Tomaszek Pynchon, nazywany gdzieniegdzie najbardziej tajemniczym pisarzem Ameryki, nie istnieje. Mamy do dyspozycji liczne dowody. Został stworzony około 1956 przez agencję tak tajną, że do dziś o jej istnieniu nie wie nawet CIA, w celu infiltracji środowisk twórczych obu Wybrzeży Stanów Zjednoczonych. Porwano kilku najzdolniejszych amerykańskich pisarzy (Vonneguta, Nabokova, Chandlera, a nawet tego nudziarza Faulknera) i zastąpiono sobowtórami. Nie wierzycie? Spójrzcie na zdjęcia, zdjęcia nigdy nie kłamią.

Mijały lata, pierwsze pokolenie uwięzionych pisarzy, stopniowo traciło wenę, zdrowie, a finalnie umierało, by zostać zastąpionych przez następnych (DeLillo, Chabon, Franzen). W latach 90., w związku z rozwojem sztucznej inteligencji (naprawdę wierzycie, że Iphone to szczytowe osiągnięcie obecnej rewolucji? Androidy są wśród nas!) zapotrzebowanie na ich usługi gwałtownie spadło i w końcu mogli publikować pod własnym nazwiskiem. Po podpisaniu papierów o zachowaniu tajemnicy i wszczepieniu chipu. Obecnie najnowsze powieści sygnowane nazwiskiem "Pynchon" są generowane losowo, za pomocą treści czerpanych w mediach społecznościowych - nawet roboty wykazują tendencje do zrzeszania się w związkach zawodowych i ich praca staje się zbyt droga dla rekinów kapitalizmu.

Musi tak być! Bo inaczej człowiek nazywany Pynchonem byłby zdecydowanie zbyt inteligentnym wariatem, nadal - w wieku 80 lat - trzymającym rękę na pulsie szeroko rozumianej popkultury. A "W sieci" chyba jego najciekawszą książką.

Ale czy wybitnym pisarzem? Takim naprawdę wybitnym? Nie mam pojęcia. Ma w dorobku sporo bełkotu fetowanego przez krytykę. Ale ma też lżejsze, w czytaniu, rzeczy, całkiem zgrabnie oddające, przede wszystkim, obyczajowość amerykańską i jej zmiany na przestrzeni lat. "W sieci" to błyskotliwy zapis stanu ducha Ameryki w krytycznym, z dzisiejszej perspektywy, momencie. Między wirusem roku 2000 (pamiętacie?), ekspansją i upadkiem dotcomów (pamiętacie?), a WTC (pamiętacie!) i wojną w Afganistanie (pamiętacie słabo).

Ten Years After - pewnie Pynchon nie ominąłby okazji do takiej postmodernistycznej gierki, gdyby był autorem tej recenzji. Tych dziesięć lat jest absolutnie kluczowych. Pozwala Pynchonowi nie tylko połączyć przeróżne teorie spiskowe w jedną, względnie spójną całość, ale i niejako usystematyzować ówczesne, nazwijmy to, trendy. Bo też panowie DeLillo, Chabon i Franzen również jako Pynchon wałkują te same sprawy co zwykle: kondycję klasy średniej, przemiany ekonomiczne i kulturowe, rozpad rodziny, "W sieci" jest jednak podlane wspomnianą popkulturą (u Pynchona będącą takim samym fundamentem - "fundamentem"? - życia jak tradycja, rodzina, wiedza formalna) i kilkupiętrową ironią.

Pozwala to przymknąć oko na nazbyt natarczywą oczywistość niektórych zdań, w których literacki weteran brzmi jak nastoletni alterglobalista z zacięciem publicystycznym. Może to też żart? Tym razem z tendencji do ratowania świata... słowami...

Przeceniany, ale "W sieci" naprawdę warto. Się zagubić.

---
W sieci (Pynchon Thomas)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1140
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 14.09.2015 12:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Pan Tomaszek Pynchon, naz... | adas
Pynchona próbowałem Mason i Dixon (Pynchon Thomas) i nie zmogłem, "W sieci" pewnie też nie sięgnę - ale recenzja naprawdę super! Więcej takich tekstów :)
Użytkownik: adas 14.09.2015 13:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Pynchona próbowałem Mason... | LouriOpiekun BiblioNETki
Zmordowałem "Masona i Dixona" do samego końca. I dopiero kilka lata później dowiedziałem się, że to kilka osobnych tekstów przeplatających się w kółko. Podobno. Podobno kilku narratorów tam było;).

Uparty za młody byłem, to skończyłem. Nic nie rozumiałem. Teraz może dałbym radę? Trochę więcej wiem o historii USA i nie tylko. Tak się łudzę.

Dzięki.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 14.09.2015 13:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Zmordowałem "Masona i Dix... | adas
Z postmoderny to bardziej bym polecał Locus Solus (Roussel Raymond) - przynajmniej się gładko czyta ;) Choć tu przydaje się także otrzaskanie z jak najszerzej pojętą kulturą i sztuką...
Użytkownik: adas 14.09.2015 13:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Z postmoderny to bardziej... | LouriOpiekun BiblioNETki
Mam na półce (obok Gutersloha, miało się kiedyś ambicje w Taniej Książce;), ale nie porwało. Też zbyt mało wtedy wiedziałem.

Mam na radarze Dokumenty mające służyć za kanwę (Roussel Raymond) i pewnie kiedyś wezmę (serio specyficzna). Z dziwaków sprzed 100 lat modny był też dekadę temu Ronald Firbank, ale nie czytałem.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 14.09.2015 14:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam na półce (obok Guters... | adas
Na pewno nie jest to łatwa lektura - właściwie eksperyment formalny. Taki rodzaj impresjonizmu literackiego, choć gatunkowo podpada pod surrealizm :)

Mi się bardzo podobały gry językowe Roussela, które opisywane były np. w Raymond Roussel (Foucault Michel) - choćby opowiadanie "Bandy starego Karambola" - gdzie znaczyło to "bandyci starego zbója o imieniu Karambol", jak i "bandy (brzegi stołu) starej gry karambol (przodek bilarda)".

O Firbanku nawet nie słyszałem...
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: