Chciałem napisać recenzję, ale straciłem zapał. Szkoda byłoby jednak, gdyby notatki się zmarnowały - więc udostępniam :)
- - - - - - -
W którymś ze swoich wykładów dla TED.com Dennett z uśmiechem omawia pewną książkę: "(...) jest jasna, żywa, przystępna, pięknie skonstruowana. Ma wystarczającą ilość powtórzeń. To bardzo ważne. Każde powtórzenie tworzy w umyśle kolejną kopię. Każde powtórzenie tworzy w umyśle kolejną kopię. (Śmiech) Teraz wszyscy razem: Każde powtórzenie tworzy w umyśle kolejną kopię. Dziękuję."[1] Znany filozof wziął sobie to zbytnio do serca. Bo kilka stwierdzeń, które mógłby zawrzeć na kilku stronach, niepotrzebnie rozdmuchuje poprzez wielokrotne powtórzenia do olbrzymich rozmiarów. Jakie to stwierdzenia?
Przede wszystkim to, że wszystkie religie (ogranicza je do tych, które zakładają Boga osobowego), jako wytwór człowieka (niezależnie czy uznamy ich powstanie za inspirowane nadnaturalnie, czy nie) można i należy badać za pomocą narzędzi naukowych. Dodaje, że nie chodzi tylko o zjawisko religii samo w sobie, ale również "wiary we wiarę", czyli założenia, że bycie osobą religijną przynosi pozytywne skutki osobiste i społeczne.
We wstępie autor zastrzega się, że pisze głównie dla czytelnika Amerykańskiego, dla którego wszechobecność religii i odwołań do Boga w życiu publicznym jest czymś naturalnym. Czymś, nad czym się nie zastanawia, uznając to za oczywiste. Prawdopodobnie dlatego wielokrotnie Dennett zastrzega się i tłumaczy, że sama propozycja obiektywnych badań nad zjawiskiem religii i religijności może być odbierana jako obraza i odrzucana, jednak jest niezbędna dla poznania naukowego otaczającej nas rzeczywistości. Takie asekuranctwo czytelnikowi spoza Ameryki może wydawać się dziwne, bo żadna rozsądna osoba w Europie nie wydaje się przejawiać takiej niechęci do samego faktu prowadzenia badań naukowych. Na marginesie chciałbym dodać, że niestety zauważam inne niepokojące zjawisko. Chodzi o przenoszenie na rodzimy grunt obaw Dennetta w taki sposób, że niektórzy ateiści doszukują się niechęci osób wierzących tam, gdzie jej nie ma.
"Reszta z nas ma więcej powodów do badania zjawisk religijnych, jest bowiem zupełnie oczywiste, że samozadowolenie i ignorancja może sprawić, iż zmarnujemy szanse sterowania tymi zjawiskami w kierunku, który uważamy za optymalny".[2]
Niby to bezstronnie, ale z góry założoną tezą. Według mnie nauka powinna badać zjawiska obiektywnie, z samej chęci poznania otaczającej nas rzeczywistości. Dennett inaczej. Przy tym trochę podstępnie "mimochodem" sączy swoje tezy, chociażby poprzez barwne porównanie nawoływania do badania religii do próby przekonania przyjaciela, "który ma objawy raka, że stanowczo powinien natychmiast zgłosić się do lekarza, bo być może jego obawy są niesłuszne, i im szybciej się o tym dowie, tym szybciej się uspokoi, a jeśli rzeczywiście ma raka, to podjęta w porę kuracja daje mu większą szansę".[3] I kawałek dalej, o religii: "Jeśli jest ona zasadniczo dobroczynna, jak utrzymuje wielu jej zwolenników, to wyjdzie to na jaw; podejrzenia zostaną uchylone, po czym będziemy mogli skoncentrować się na marginalnych patologiach, których religia, podobnie jak każde inne zjawisko naturalne, pada ofiarą. Jeśli nie jest, to im szybciej zidentyfikujemy problemy, których przysparza, tym lepiej".[4]
Daniel Dennett w swej postawie naukowej na każdym polu daje się poznać, jako materialista redukcjonistyczny. Wszelkie złożone obiekty (zdarzenia, procesy) biologiczne, społeczne, psychologiczne, świadomościowe składają się dla niego całkowicie z tego, co fizyczne i dadzą się wyjaśnić w kategoriach własności i prawidłowości fizykochemicznych.
Niezależnie od tego, czy przyznamy mu w tym względzie rację, nie sposób zaprzeczyć, że takie podejście w istotny sposób współgra z rozwojem nauki w obrębie empirycznie obserwowalnych zjawisk. „Odczarowanie” jest próbą zastosowania, powyższego podejścia do badań zjawiska społecznego, jakim jest religia.
Wynika z tego, że religię możemy badać albo dla patologii, albo problemów przez nią stwarzanych. A wpływ dobroczynny, jak rozumiem, ma obchodzić tylko osoby religijne tak? Naukowców już nie? Oj trochę mi się to kłóci z etosem naukowca.
Podobny zabieg zauważymy kilka stron dalej, gdy Dennett rzekomo „wczuwając” się w rolę osób religijnych, którym nie podoba się pomysł badania wiary proponuje eksperyment myślowy, w którym stwierdza, że Muzyka jest szkodliwa. Wyczuwacie niuans? Nie „może być szkodliwa” i trzeba to zbadać, ale „jest szkodliwa”. Być może uznacie, że czepiam się szczegółów, ale pamiętajmy „Każde powtórzenie tworzy w umyśle kolejną kopię”, a podobnych „szczegółów” w książce znajdziemy mnóstwo.
„Od Oświecenia minęło już ponad dwieście lat, podczas których szacunek dla religii tłumił dociekliwość, i nie wydaje się, by doprowadziło to do wygaśnięcia religijnej retoryki, prawda?” [s.76] Znów typowo Amerykański punkt widzenia. Cóż się działo przez te 200 lat? Słyszał pan, panie Dennett o anarchizmie, marksizmie, komunizmie, ruchach laickich XIX i XX wieku, sprawie Dreyfusa? No, nieznajomości Boya i jego „Dziewic konsystorskich” już nie będę wypominał.
Są momenty, gdy autor nie udaje obiektywizmu. Religię porównuje do legendy o Świętym Mikołaju (ale mając na myśli chyba tego amerykańskiego trolowatego stwora z Bieguna, a nie biskupa z Myrny).
Autor ma tendencję do utożsamiania wszelkiego zła, jakie wyrządzają wyznawcy danej religii ze złem, jakie powoduje religia sama w sobie. To niedozwolone uproszczenie. W ogóle nie zauważa osób, które traktują (traktowały) religię w sposób instrumentalny, wykorzystując ją do osiągnięcia celów związanych z władzą, sławą, pieniędzmi, czy seksem. Co za tym idzie, nietrafiona będzie kolejna hipoteza Dennetta: „Możliwe, że największą pochwałą, na którą zasługuje religia, jest to, iż pomaga ona niektórym ludziom osiągnąć taki poziom obywatelskiej i moralnej dojrzałości, jaki jest typowy dla brajtów” [brajt – neologizm oznaczający „oświeconego” ateistę]. Zauważamy przy tym nierówność podejścia. Religia odpowiada za zło, brajci – dobro. Zapomina się przy tym, ze wiele zła w imię religii dokonywały osoby wcale nie kierujący się jej zasadami, a w przypadku oświeconych brajtów wyrządzano również wiele zła (chociażby w imię utopii komunistycznej, czy anarchistycznej).
Sporo miejsca poświęca obronie i wyjaśnianiu samego zjawiska ewolucji, co nie dziwi, biorąc pod uwagę że jedynie 25% obywateli USA uznaje wyjaśnienia ewolucyjne w biologii za prawdziwe. Dla racjonalnej większości Europejczyków będzie to bardziej popularne przypomnienie niż coś, co mogłoby zmienić filozofię życiową.
Dennett sporo miejsca poświęca przedstawieniu kultury, jako zjawiska rozwijającego się ewolucyjnie, podobnie jak ma to miejsce w biologii. Posługuje się przy tym pojęciem „memów”, którego autorem jest Richard Dawkins.
Jednak i tu nie jest konsekwentny i asekurancko zastrzega „transmisja kulturowa może czasem wiernie naśladować transmisję genetyczną" [s. 110]
Wszystko to by dodać kolejny argument za zajmowaniem się naukowo religią – czyli ustalenie jakie potrzeby zaspokaja religia, jak zaspokajanie tych potrzeb prowadziło do wykształtowania się religii w kształcie, jaki obecnie znamy. Ewentualnie, jak religia wykształciła się przy okazji realizacji potrzeb (niczym symbiont lub pasożyt) [s.116]
s. 120 -121
Kolejne efektowne, intelektualne porównania do zjawisk ewolucyjnych, bardzo energochłonnych (np. ogon pawia, gniazdo altannika itp.)
Ruch „Nowego Ateizmu”, czyli prądu myślowego na nowo udowadniającego wyższość świeckiego rozumu nad zacofaną religią hamująca naukowy obraz rzeczywistości (ta aktywność przypomina dawny „świecki entuzjazm” francuskich encyklopedystów)
Religia przez Dennetta traktowana jest z niechęcią, jeśli nie z wrogością. Taka filozofia może dość łatwo przerodzić się w ideologię. Jej cechą NIE jest skłonność do naturalnego rozumienia rzeczywistości, lecz inklinacja do reprezentowania wybranej tylko opcji kulturowej (świeckiego rozumu), czasami także z użyciem środków przymusu i siły
Szkoda, że Dennett odrzuca możliwość współpracy z racjonalnym skrzydłem religii. Przecież mógłby być sojusznikiem w zwalczaniu fundamentalistów. W końcu dla racjonalnie myślącego teisty zagrożeniem (być może większym od ateizmu) jest fideizm i odrzucanie rozumu przez religię - por. sprawa Sokratesa, Tertulian, ruchy pentakostalne, Islam.
Por. wpis Andrzeja Nowickiego w dyskusji http://teologia.deon.pl/teologia-a-filozofia/#comment-60146
cyt.: "Nowy Ateizm, reprezentowany przez tzw. Czterech Jeźdźców Apokalipsy, jest reakcją na fundamentalizm islamski, żydowski i chrześcijański. Każdy sam musi sobie odpowiedzieć, czy przypadkiem na niego sami sobie nie zapracowaliśmy, gdyż jesteśmy zbyt tolerancyjni dla fundamentalistów, także w naszym otoczeniu. Być może należy ich jeszcze bardziej marginalizować i chronić postronnych przed ich zbrodniczą (choć wydaje się taka słodka) propagandą. Po owocach ich poznacie ich."
s. 240-241
Dennett w odróżnieniu od większości politologów, łudzi się, że demokracja potrafi regulować się sama. Sama "wiara w demokrację", jaką głosi, nie wystarcza aby potrzymać procesy demokratyczne. Muszą wynikać one z głębszej podbudowy kulturowej (w tym religijnej). Zresztą Dennett sam sobie przeczy bo za chwilę:
„Jeśli nie można zmobilizować ludzi do powszechnego oburzenia na przykład informacji o korupcji, o torturowaniu więźniów przez naszych funkcjonariuszy, to demokratyczny system wzajemnej kontroli władzy jest zagrożony” (s. 241)
s. 243
Myśl, że istnieją mity, które są nam potrzebne i nie należy ich burzyć przynosi opłakane skutki – zob. Rasizm a utajanie badań medycznych w których wyniki wskazywały na różnice ze względu na rasę.
Z tym że Dennett daje ten przykład mając na myśli religię, a przecież w większej mierze zjawisko to możemy zaobserwować w przypadku np. ekonomii (dominuje mit liberalizmu), i innych dominujących ideologii.
s. 247
„Jesteś szatanem” bo zadajesz pytania i formułujesz zarzuty. Zamiast się zastanowić osoby religijne (fundamentaliści chyba?) dyskredytują pytającego
s. 246
Dziwny przykład zmiany pojęć i mentalności w toku historii.
Arystofanes nie mógłby uzgodnić z człowiekiem współczesnym „ostatniego dnia roku”, bo był zupełnie inny kalendarz. To samo z Aleksandrem Wielkim znającym ilość JARDÓW dzielących Ateny od Bagdadu. Dennett - profesor - a takie gafy?
s. 248-250
Fragment o racjonalnej teologii. "Większość ludzi nie odczuwa potrzeby szczegółowego analizowania twierdzeń wyznawanej przez siebie religii". "Wszyscy ignorują (...) jej efekty".
Atakuje racjonalne elementy teologii. Uważa, że racjonalizujący teologowie nie wierzą w tego samego Boga co ich wierzący współwyznawcy.
Bóg osobowy – a Bóg od-antropomorfizowany
Stosowanie teorii memów Dawkinsa w połączeniu z antropologicznym podejściem do historycznej socjologii grup.
Bardzo często odwołuje się do prac innych – Boyera, Dunbara, Sloan Wilson, Stark Czasem ciężko wyłowić i odróżnić, co jest przytoczeniem poglądów ww., a co pochodzi od samego Dennetta
Najciekawsze:
- racjonalność wróżbiarstwa i szamanizmu
- ewolucyjny rozwój horyzontalny (kulturowy) i wertykalny (genetyczny)
- zapewnia grupie i jednostkom w jej ramach określone korzyści
- rozwój doktryny spowodowany był autorefleksją nad wiarą
Problemy do rozważenia:
- czy „wolny rynek” religii prowadzi do zwiększenia partycypacji religijnej (takie zjawisko widzi w USA)?
- czy ksenofobia jest wpisana w spoistośc i skutecznośc każdej grupy społecznej?
- Bóg osobowy/bezosobowy, a zmiany % religijności i wierzeń elit (buddyzm, taoizm)
Tezy do sprawdzenia (s. 416-417):
Religia zorganizowana pojawiła się równocześnie z nauka i pismem
Pismo pozwoliło przezwyciężyć ograniczenia ludzkiego mózgu w zapamiętywaniu (a wydawało mi się, ze w kulturach "oralnych” ludzie mają lepszą pamięć – vide: Iliada)
s. 417
„Na początku astronomowie i matematycy współpracowali z klerem pomagając sobie nawzajem w rozwiązywaniu trudnych problemów (…) Możliwe, że gdyby religia nie potrzebowała odpowiedzi na pewne pytania, nauka nie znalazłaby środków finansowych (…) Później, jak wiadomo te dwie perspektywy stały się rozbieżne, nieodwołalny rozwód nastąpił w XVII wieku.”
Błąd – bo pierwotnie najczęściej naukowcy=kler (np. drudzi, kapłani Egiptu); to religia napędzała naukę, chcąc lepiej poznać dzieło boże (por.
Sens życia i sens wszechświata (
Heller Michał (ur. 1936))
s. 24 o tym jak średniowieczne spory dotyczące obecności Boga doprowadziły do naukowego rozwoju pojęcia "przestrzeń")
Georges Lemaitre, Georg Mendel – wielcy naukowcy byli księżmi, Newton – teologiem świeckim.
s. 422
Dyskusja o założeniach wstępnych nauki. Na ile ma być obiektywna, na ile już na wstępie ma mieć pewne ideologiczne założenia. Dennett podkreśla, że minimum to prawda i sprawiedliwość. Jednak już w przykładach wychodzi poza to. Nauki społeczne nie traktują wg niego o ludziach tylko o tm „jak ludzie powinni żyć”.
Uważam, ze najpierw poznanie i badania, a sądy moralne pojawić się mogą dopiero przy interpretacji wyników (wcześniej założenia moralno-etyczne co najwyżej przy sposobie prowadzenia badań)
s. 427
Ładnie pisze
„Niniejsza książka ma być przykładem takiego ekumenicznego wysiłku, odwołującego się do szacunku do prawdy i narzędzi dochodzenia do prawdy po to, by zapewnić wspólną pulę wiedzy, która pozwoli nam pracować razem nad jednakowo rozumianymi i akceptowanymi wizjami tego, co dobre i sprawiedliwe. Nie chodzi o to, by zniewalać ludzi za pomocą nauki, lecz o to, by pokazać im, że wiedza którą już posiadają lub mogą posiąść, ma implikacje dotyczące stanowiska, jakie powinni zająć w dyskutowanych kwestiach”
Problem w tym, że Dennett nie szuka wiedzy o wspólnej wartości (co dobre) – on wie o tym już teraz i to zakłada.
- - - -
[1] Źródło: https://www.ted.com/talks/dan_dennett_s_response_to_rick_warren/transcript?language=pl#t-989000
[2] Daniel C. Dennett, Odczarowanie, PIW 2006, s. 63
[3] Tamże, s. 65
[4] Tamze, s. 65
Odczarowanie: Religia jako zjawisko naturalne (
Dennett Daniel C. (Dennett Daniel Clement))
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.