Dodany: 17.01.2014 11:55|Autor: Rbit

Jak pan Hitchens z religią wojował


Christopher Hitchens w swoim „opus magnum” stara się zdyskredytować religię (we wszystkich odmianach) jako największą katastrofę w dziejach ludzkości. W kolejnych rozdziałach tworzy listę najcięższych zarzutów. Chylę czoło przed umiejętnościami publicystyczno–literackimi autora. Bardzo dobry warsztat dziennikarski sprawia, że jego książkę daje się czytać (a nawet czasami jest wciągająca) mimo całkowitego pomieszania z poplątaniem, jakie uzyskał, usiłując udowodnić tytułową tezę.

Przy tak szeroko zakrojonym projekcie (Hitchens przyznaje, że książkę pisał „całe życie”) nie jestem w stanie omówić wszystkich uwag, jakie nasuwały mi się podczas lektury. Jednak przytoczę to, co wynotowałem „na gorąco”:

1. Autor utożsamia czyny (nawet zbrodnicze) osób usprawiedliwiających je względami religijnymi z religią jako taką. Nie odnosi się do założeń moralnych religii, tylko do działań ludzi, którzy daną religię wyznają (i nie ma znaczenia, czy wynikają one z nakazów religijnych, czy są niezgodne z nimi).
2. Wszystkie religie wrzuca do jednego worka, z każdej wybierając wyrwane z kontekstu fragmenty doktryn czy wierzeń. Traktując je dosłownie, doprowadza do absurdu.
3. Z dużą dezynwolturą porusza się po wydarzeniach z różnych epok historycznych, mieszając czas przeszły z teraźniejszym. Zachowania wspólnot religijnych minionych wieków całkowicie ahistorycznie ocenia zgodnie z dzisiejszymi standardami. Nie podejmuje najmniejszej próby porównania ich do zachowań powszechnych w danej epoce (tym samym ignoruje na przykład fakt, że Kościół bywał prekursorem praw człowieka).
4. Swobodnie, acz całkowicie błędnie, żongluje pojęciami teologicznymi, choćby uznając za dogmat teorię limbus puerorum (otchłań dzieci). Poza tym teorię tę sformułował św. Tomasz, a nie św. Augustyn, i nie zakładała ona cierpienia dzieci, wbrew temu, co Hitchens zdaje się sugerować.
5. Wiele przykładów przytacza bez poparcia ich źródłami, nie pomaga bardzo uboga biografia.
6. Wielokrotnie odwołuje się do sposobu myślenia określanego jako „god of the gaps” (Bóg zapchajdziura), który już dawno został zdyskredytowany przez katolickich teologów.
7. Wykazuje się ignorancją w zakresie genezy apokryfów, błędnie utożsamiając na dodatek gnostycyzm z chrześcijaństwem. Ignoruje dorobek biblistyki, szczególnie w zakresie chronologii spisywania ewangelii czy ustalania listy ksiąg kanonicznych.
8. Krytyka, krytyka, krytyka - a co w zamian? Hitchens sam przyznaje, że marksizm, jak i inne ideologie, jest quasi-religią ze swoimi prorokami i męczennikami. Jednak nie proponuje nic pozytywnego, tylko negację samą w sobie. Sceptycyzm? Potrzeba „nowego oświecenia”? Same ogólniki. Konkretów brak.
9. Śmieszne jest jego twierdzenie, że Martin Luther King w sensie realnym… nie był chrześcijaninem, bo w kazaniach nie straszył swych przeciwników mękami piekielnymi.
10. Wyraźnie skupia się na ewangelikalnej odmianie chrześcijaństwa, łatwej do zaatakowania ze względu na dosłowną interpretację Biblii oraz tendencję do lansowania bzdur w rodzaju kreacjonizmu/inteligentnego projektu. Główne zarzuty wobec katolicyzmu odnoszą się do historycznych, niefrasobliwych (czasem w istocie głupich) wypowiedzi hierarchów kościelnych, świadczących raczej o ułomności ludzi, niż religii.
11. W krytyce skupia się na chrześcijaństwie w różnych odmianach, judaizmie i islamie. Marginalnie wspomina o hinduizmie, shintoizmie i wschodnich sektach buddyjskich. Zastanawiające jest pominięcie głównego nurtu buddyzmu oraz całkowite milczenie na temat konfucjanizmu. A przecież ten system wierzeń, najmniej mający wspólnego z religią sensu stricte, powinien mu najbardziej odpowiadać i być przez niego stawiany za wzór (a może tylko sarkastycznie się czepiam).
12. Niestety czasami można odnieść wrażenie, że Hitchens doskonale zna argumenty deprecjonujące stawiane przez niego zarzuty. Ignoruje je jednak lub zbywa jednym lekceważącym zdaniem (na przykład o metaforycznej interpretacji Biblii przez katolików, pozwalającej wykluczyć jej sprzeczności z nauką).

Na koniec trochę pochwał. Hitchensowi udało się uniknąć agresywnego tonu wyższości wobec ludzi wierzących, jaki zdarza się innym piewcom „nowego ateizmu”. Atakuje religię nie twierdząc, że każdy wierzący jest ograniczonym umysłowo ignorantem (co zdarza się na przykład R. Dawkinsowi). Cieszy prezentowany przez niego humanizm i pochwała zasad etycznych oraz zachęta do dobroczynności. Daję mu prywatny „plus” za przypomnienie ciekawej postaci Sabataja Cwi, z którym zetknąłem się podczas lektury „Mesjaszów” Györgya Spiró, i który wzbudził wtedy moje zainteresowanie.

Wydawca na okładce (wyd. Sonia Draga, 2011) twierdzi, że książka zmusza do zastanowienia i refleksji. Zgadzam się z tym, lecz uważam, że nie można ograniczać się do bezkrytycznego przyjmowania twierdzeń Hitchensa i uznawania przytaczanych przez niego faktów za pewniki. Poszukiwania należy rozpocząć od samodzielnej próby weryfikacji tez autora.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3033
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: