Dodany: 11.07.2015 20:20|Autor: Pani_Wu
Frank McCourt, chłopak z Limerick
Frank McCourt urodził się w 1930 roku, gdy kryzys dotknął Stany Zjednoczone. Wcześniej do USA wyemigrowali „za chlebem” jego rodzice. W ich ojczyźnie właśnie skończyła się wojna domowa i państwo po ośmiuset latach uwolniło się od angielskiej dominacji. Zanim jednak Irlandia stała się Zieloną Wyspą o fenomenalnie szybkim wzroście gospodarczym, musiała uporać się z kryzysem, który ogarnął ją po wojnie.
Tak jak wszędzie, istnieją ludzie bardziej i mniej zaradni. Małemu Frankowi trafili się wyjątkowo nieporadni życiowo rodzice. Dzisiaj określono by sytuację krótko: rodzina patologiczna z problemem alkoholowym, niewydolna wychowawczo matka, przemoc i brak opieki nad dziećmi. To wystarczyłoby aż nadto, aby odebrać im dzieci i umieścić w placówce opiekuńczej. W latach trzydziestych XX wieku obowiązywały inne standardy, więc zabierała je śmierć z głodu oraz zaniedbania. Z sześciorga rodzeństwa autora pozostało przy życiu tylko jego trzech braci. Im zadedykował tę książkę.
Powrót z Ameryki pogorszył jeszcze sytuację materialną McCourtów. Krewni ojca w Ulsterze nie przyjęli ich, więc skierowali się rodzinnego miasta matki, do Limerick. Kwintesencję sytuacji, w jakiej się znaleźli, oddaje ten fragment:
„Kiedy myślę o swoim dzieciństwie, zastanawia mnie, jak udało mi się przeżyć. Było to, naturalnie, żałosne dzieciństwo, bo nad szczęśliwym dzieciństwem w ogóle nie warto się zastanawiać. Gorsze od normalnego żałosnego dzieciństwa jest żałosne irlandzkie dzieciństwo, a jeszcze gorsze – żałosne irlandzkie dzieciństwo katolickie.
Ludzie zawsze chełpią się i biadolą z powodu nieszczęść wczesnych lat swojej egzystencji, ale nic nie może dorównać irlandzkiej wersji tego fenomenu, na który składają się: bieda; niezaradny, złotousty ojciec alkoholik; nabożna, przegrana matka jęcząca przy kominku; napuszeni księża; surowi nauczyciele i Anglicy ze wszystkimi okropnościami, jakie nam wyrządzili przed osiem długich stuleci.
A nade wszystkim nieustająca wilgoć”[1].
Jak zatem czytelnik ma przebrnąć przez tę książkę? Tak samo, jak jej autor przebrnął przez swoje dzieciństwo. Z poczuciem humoru i niegasnącą nadzieją na lepszą przyszłość.
Genialnym zabiegiem, aby opowiedzieć tę historię i nie popaść w sentymentalizm, było oddanie głosu małemu Frankowi. Widzimy świat oczami najpierw kilku-, a potem kilkunastolatka. A dziecko nie ocenia i nie porównuje, przyjmuje to, co je otacza jako jedynie słuszne. Zauważamy, jak mało rozumie, jak pewne sprawy pojmuje opacznie, towarzyszymy chłopcu, gdy dojrzewa i staje się mężczyzną, potyka się i podnosi, pielęgnuje w sobie marzenie i dąży do jego realizacji. Frank porzucił szkołę, poszedł do pracy, odłożył pieniądze na bilet na statek. Tom pierwszy trylogii kończy się w chwili, gdy mając dziewiętnaście lat, przybija do brzegu Stanów Zjednoczonych.
Książka wywołała medialną burzę. Znani z patriotyzmu i zakochani w swojej ojczyźnie Irlandczycy nie mogli darować McCourtowi obrazu Limericku, jaki w niej pokazał. Poza biedą, jest tam mnóstwo uprzedzeń wobec „jankesów”, czyli dzieci urodzonych w Stanach (autor i jego bracia), wiele umysłowej ciasnoty miejscowych, braku tolerancji – choćby wobec męża Angeli, ponieważ pochodzi z północy kraju (z Ulsteru), a to oznacza, że ma „dziwne maniery”. Autor nie zostawia także suchej nitki na instytucjach kościelnych. O krytyce książki oraz nakręconego na jej podstawie filmu „Angela’s Ashes” ze strony mieszkańców Limericku, a szczególnie dawnych, szkolnych kolegów autora, o niszczeniu jego książek czy wzywaniu do spalenia ich, okrzykach, że pokalał Irlandię i własną matkę, napisał w artykule „Irlandia odbrązowiona. Strugi deszczu, kubły pomyj” Tadeusz Jagodziński[2]
Po raz nie wiem już który widzę, gdy stykam się z kulturą i mentalnością Irlandczyków, że my, Polacy, mamy wiele wspólnego z tymi krnąbrnymi Celtami: od walki o niepodległość począwszy, poprzez silną wiarę katolicką, na pyrach w menu i skłonności do alkoholu skończywszy. A co nas nie złamie, to nas wzmocni!
Polecam gorąco!
---
[1] Frank McCourt, „Prochy Angeli”, przeł. Hanna Pawlikowska-Gannon, wyd. Albatros, 2007, s. 9.
[2] Por.: Tadeusz Jagodziński, „Irlandia odbrązowiona. Strugi deszczu, kubły pomyj”, "Tygodnik Powszechny" nr 11 (2801) z 16 marca 2003 (wersja internetowa).
[Opinię opublikowałam na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.