Dodany: 27.09.2014 09:58|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Te znikające obrazy...


Munro, jak zwykle, jest niczym niewidzialna reporterka, która znienacka wkrada się z kamerą w życie swoich bohaterów – zwykle mieszkańców osad i małych miasteczek na kanadyjskiej prowincji – i utrwala wyrywkowe sceny. Czasem to jest jeden dzień, kilka dni, kilka tygodni, czasem kilkadziesiąt lat. Raz w centrum jest jedna osoba, innym razem dwie albo pięć. Jeden epizod ma zdecydowany początek i koniec, w innym czytelnik sam musi się domyślać, co będzie albo co mogłoby być dalej. To, co się tam dzieje, na ogół nie jest sprawą życia i śmierci, a gdyby nawet było, też rozgrywa się w statecznym, jakby nieco sennym tempie, nie pozwalając doszukiwać się wartkiej akcji czy gorących emocji, takich, przy których czytelnik aż drży z niecierpliwości, z oburzenia, z żalu. Bohaterowie pojawiają się znikąd i znikają zbyt szybko, by można było kogokolwiek z nich polubić albo choć się do niego przywiązać – to jeszcze zwiększa podobieństwo tych tekstów do reportaży czy filmów krótkometrażowych; możemy się przejąć losem tego czy owego, możemy mu współczuć albo stukać się w głowę z wymowną miną, patrząc na jego poczynania, ale żadnego lub prawie żadnego z nich nie zapamiętamy na zawsze, ba, nawet na dłużej, a jeżeli już, to raczej w formie trochę zatartej kliszy: ta młoda kobieta, która zostawiła męża... ten staruszek i jego żona chora na alzheimera…

Nie inaczej jest i w omawianym tomie. Na jego kartach pojawiają się kolejno: dwie siostry (jedna z nich kiedyś prawie że zaprzyjaźniona z matką narratorki), które los doświadcza w dość zaskakujący sposób; para kochanków, których sielankę zakłóca pozornie niezwiązana z nimi historia małego sklepiku; „lokalna poetka” z drugiej połowy XIX wieku; wdowa pragnąca zobaczyć miejsce, w którym jej mąż za młodu przez jakiś czas przebywał; właściciel małego domu towarowego, jego żona i pewien zagadkowy imigrant o swojsko dla nas brzmiącym nazwisku; emerytowany pastor pragnący rozpocząć nowe życie i jego gosposia; nieuleczalnie chora była śpiewaczka i jej córka, podróżujące statkiem do Anglii; brat, siostra i ich koleżanka, tak piękna i urocza, jak brzydka i niesympatyczna jest jej matka; dwie pary małżeńskie, których ocalałe „połówki” spotykają się po latach; przyjaciółki z lat szkolnych, których drogi dość gwałtownie się rozeszły… W dwa dni po zakończeniu lektury możemy już nie pamiętać, w którym opowiadaniu występuje Austin, a w którym Almeda, czy siostrą Morrisa była Joan, a siostrą Flory – Ellie, czy odwrotnie, jak miał na imię zmarły mąż Hazel, a jak porzucona żona Victora, i dlaczego właściwie Neil opowiedział Brendzie o Mary.

A jednak jest coś w tej prozie, co powoduje, że czyta się ją z przyjemnością… chociaż nie, to nie najwłaściwsze słowo… może raczej z nie całkiem uchwytnym uczuciem obcowania z czymś ważnym, trochę tak, jakby się oglądało widok, który początkowo wydaje się pozbawiony jakichkolwiek cech wyróżniających, ale z niewiadomego powodu budzi w nas chęć, żeby się w niego wpatrywać, aż wszystkie detale ułożą się w spójny obraz miejsca czy zjawiska i wdrukują w naszą pamięć tak, że kiedy wiele miesięcy czy lat później zobaczymy coś podobnego, od razu go przywołamy i zaczniemy szukać podobieństw i różnic. Być może w tym tkwi siła tych opowiadań, w większości pozbawionych puenty i niewyzwalających silniejszych reakcji emocjonalnych: że tworzą swoistą „bazę danych” postaw i zachowań ludzkich, utrwalonych w sposób możliwie chłodny, bez definitywnych ocen, do której sięgniemy w jakiejś bliżej nieokreślonej chwili w przyszłości, by otworzywszy odpowiedni folder, wyciągnąć wzorzec i nałożyć go na to, co właśnie ujrzeliśmy czy poczuliśmy „w realu”?



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1435
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: ka.ja 30.09.2014 22:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Munro, jak zwykle, jest n... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, jak Ty pięknie napisałaś to, co ja myślę!
Użytkownik: misiak297 27.07.2015 01:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Munro, jak zwykle, jest n... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zdałem sobie sprawę, że czytałem tę książkę parę miesięcy temu i byłem nią zachwycony, bez cienia wątpliwości dałem 5. Dziś pamiętam może 1-2 opowiadania z tego zbioru, Twoja wspaniała recenzja podpowiedziała mi treść reszty, choć i tak nie wszystkie opowiadania skojarzyłem. Pamiętam obrazy - kłócącą się parę (o co oni się kłócili?!) i fenomenalny opis mężczyzny w samochodzie, rewelacyjne opowiadanie tytułowe z ciekawym zabiegiem na końcu, zapalenie wyrostka robaczkowego i przejażdżki autobusowe, wizytę u osobliwych ludzi (dziwna kobieta z dzieckiem w towarzystwie starszej pani), zabawę na statku (i było w tym coś zaskakującego, ale co?), coś ze zdjęciami lodu i ślubem, rzeczywiście jakąś poetkę z dawnych lat (ale to akurat mnie nie porwało...), wybite zęby chłopca (a może to było uszkodzone oko?).

Ciekawe, że tak jest - Munro się tak szybko zapomina (choć pamiętam np. większość opowiadań z "Kocha, lubi szanuje" i "Coś, o czym chciałam ci powiedzieć"), ale to uczucie zachwytu pozostaje.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: