Co komu pisane, temu w wodę kamień...
Rzadko mi się zdarza czytać książkę tak przemyślaną, jak "Piaskowa Góra" Joanny Bator. Ma się po prostu wrażenie, że w tym prozatorskim świecie, niemal odartym z akapitów i z warstwą dialogiczną wpuszczoną w ciągły tekst, każde słowo jest niezbędne. Gdybyśmy wyjęli choć jedno z nich, cała konstrukcja by runęła niczym mityczna Wieża Babel, gdyż przez pomieszanie języków nie sposób znaleźć porozumienia.
Zacznijmy od czasu akcji: możemy go właściwie rozciągnąć na cały ubiegły wiek - z przewagą lat PRL-owskich. Fabuła w tym kontekście jest jak ciasto, które można urabiać (porównanie często używane w tekście) w zależności od czasów. Bo "Piaskowa Góra" jest swoistą sagą rodzinną, a to pociąga za sobą historię pewnego rodzaju społecznych transformacji. Młynarzowa Jadwiga Strąk będzie chowała kolejne swoje ledwo narodzone dzieci, modląc się, aby następna ciąża doczekała szczęśliwego końca. Jej wnuczka zaś będzie bezlitośnie wydzierać z siebie raz za razem dopiero co poczęte istnienia.
Książka Joanny Bator doskonale wpisuje się w ostatnio popularny tak zwany nurt małych ojczyzn. I jak Kuczok nieodmiennie kojarzony jest ze Śląskiem, Wiesław Myśliwski to piewca wsi, a Małgorzata Musierowicz na zawsze wrosła w Poznań, tak Joanna Bator wystawia pomnik swojej dziecięcej krainie - Wałbrzychowi. Oczywiście mamy bogatą topografię i odpowiednie realia, a jednak czasem można odnieść wrażenie, że oto trafiliśmy do jakiejś rodzimej odmiany Macondo. Wałbrzych spod pióra Joanny Bator to nie tylko kraina pełna boleśnie szarych, obszczanych murów z dachem samobójców u szczytu. To pisarstwo nie tylko oddaje miasto, ale również w pewnym sensie je sakralizuje. I choć akcja rozgrywa się przeważnie na osiedlu usytuowanym na Piaskowej Górze, w bloku nie bez kozery nazwanym "Babel" - mamy wrażenie, że oto w tym osiedlowym mikroświecie odbija się cała rzeczywistość.
Bohaterami są ludzie prości, pozornie szarzy, a nade wszystko boleśnie prawdziwi. Nie sposób pominąć faktu, że autorka, konstruując kolejne postaci, skupia się przeważnie na kobietach. Nie sposób również nie zauważyć krzewienia licznych poglądów feministycznych i przebłysków teorii gender. W każdym razie w tej sadze rodziny Chmurów, ich krewnych, sąsiadów i znajomych, na plan pierwszy wybijają się kobiety - niby zwyczajne, nieszczególne, a jednak nietuzinkowe! Zofia Maślak, Halina Chmura, Jadzia Chmura i jej córka Dominika to pewnego rodzaju wałbrzyskie kariatydy podtrzymujące całą literacką rzeczywistość. Mężczyźni nie są tak bogato nakreśleni - jakby tylko stanowili dopełnienie dla płci piękniejszej.
"Piaskowa Góra" wydaje się współczesną odmianą średniowiecznego dzieła "Legenda aurea" Jakuba de Voragine. To przede wszystkim historia ludzi, spisanie ich żywotów, spełnienie porzekadła starej Maślakowej i jej matki, Jadwigi Strąk: "Co komu pisane, temu w wodę kamień". Otwiera się przed nami cała galeria portretów. Każdy znajdzie tu swoje miejsce. I Stefan Chmura, który śni o Gierku, i Halina zwana babcią Kołomotywą, wypuszczająca kłęby papierosowego dymu pod sam sufit, Kazimierz Maślak - daleki potomek pana Homaisa (aptekarza znanego z "Pani Bovary") - dorabiający się chytrze majątku na hadlu krasnalami ogrodowymi, i masturbujący się nałogowo ksiądz z gitarą, Grażynka Ropuch o otwartym dla wszystkich panów sercu - i łózku, młody Grek Dimitri mający w głowie arkadyjskie wyobrażenie utraconej ojczyzny, partyzant z piekącą blizną na policzku, młody Żyd cudem ocalały z otchłani Holocaustu, Jagna Pasiak, która ma od życia wszystko, czego zapragnie, i tajemniczy Homoniewiadomo oglądający swoje odbicie we wszystkich witrynach sklepowych.
Życiorysy nie mogłyby się komponować bez codzienności, a ta została opisana niezwykle szczegółowo i przekonująco. "Piaskowa Góra" nie jest li tylko zbiorem uwiecznionych ludzkich podobizn, ale żywą historią rozgrywającą się w konkretnych realiach. Widzicie, oto Stefan, siedzący w swoim fotelu (który długo po jego śmierci zajmie małżonka), czekający na wyniki totolotka; oto Jadzia owładnięta obsesją higieny, przemywająca octem każdą szparę; oto Dominika powożona przez ojca, jakby jechała na koniu. Oto kobieta spadająca z dworcowych schodów przy akompaniamencie tłuczonych jajek prosto w ramiona swego przyszłego męża. Oto pokolenie matek, które wyśniło dla swych córek niemieckich zięciów. Oto pokolenie kobiet kopiujących suknie z zagranicznych katalogów. Oto pokolenie górników, którzy mają świadomość własnej ważności. Oto pokolenie ludzi, którzy nie będą mogli się nadziwić, że można ot, tak dostać mieszkanie - i to z toaletą w środku! Oto album zostawiony, porzucony kiedyś przez pewną podróżującą parę, który Halina lubi sobie czasem przeglądać. Oto skręt, którym zaciąga się Szczurek. Oto buty Maślaka, stojące na progu, od kiedy poszedł na wojnę. Widzicie, w lewym uwiły już sobie gniazdo myszy. Oto suknia ślubna Jadzi uszyta z poniemieckiej firany. Oto kryształy nadsztygara Grzebielucha, które tak podziwia Stefan. Oto gitara wikarego Adasia, na której akompianiuje sobie i ukochanej młodzieży do piosenek Jacka Kaczmarskiego. Oto telewizor, w którym pokazują dzieje ukochanej przez wszystkich niewolnicy Isaury, a potem perypetie Marii Celesty. Na tym telewizorze siedzi piękna lalka imitująca zmarłą siostrzyczkę. Oto życie utkane z pojedynczych, barwnych skrawków.
Język "Piaskowej Góry" jest bardzo niejednorodny i to wychodzi powieści na dobre. Obok codziennej gadaniny obecna jest istna poezja narracyjna, maestria metafor, wyszukanie porównań. Na uwagę zasługuje też wspomniana przeze mnie maniera pisarska Joanny Bator - pisanie dialogów w ciągu, co jednak nie przeszkadza w lekturze, a nawet nieco ją wzbogaca. Oto przykład:
"Gdy Jadzia zostaje sama, zamyka skarbiec lodówki, opuszcza królestwo kuchni i może wrócić do łóżka by pomarzyć. Nie maż się moja romantyczko, mówi do niej Stefan, i uważa, że to bardzo udany żart, dobry do używania w większym towarzystwie, nawet przy inżynierze Waciaku, gdy będzie okazja. Zanim Jadzia wstanie drugi raz, by zacząć dzień może pomarzyć sobie, a nawet pomazać się troszkę - to jedyna okazja. O tych chwilach pomarzonego półsnu mówi Jadzia przyjaciółce z biura, Madzi, to mój mały romantyczny luksus. Życie, co Jadzia już zaczyna widzieć wyraźnie, nie dało jej zbyt wielu możliwości i tylko patrzeć jak przejdzie obok, zostawiając ją z pustymi rękoma (w tym jedną upośledzoną, też z wyny życia)"*.
Można szukać literackich konotacji nie tylko wśród żywotów świętych. "Piaskowa Góra" przypomina nieco "Julitę i huśtawki" Kowalewskiej - to również zbiór różnorakich szkiełek, układających się w piękny witraż. Ze swoim uwielbieniem dla marginesu i szarości nasuwa też na myśl opowiadania Marka Nowakowskiego. Ma również w sobie coś z barwnych, "gadanych" powieści Myśliwskiego. No i nutę lokalną, charakterystyczną na przykład dla prozy Kuczoka czy Konwickiego. Na tym nie kończą się literackie odwołania. Młynarzowa Jadwiga Strąk na kształt jakiejś współczesnej Penelopy haftuje piękny obrus z podobiznami zmarłych dzieci. Blok nazwany "Babel" to miejsce, gdzie w gruncie rzeczy ludzie nie umieją się porozumieć. To także miejsce pełne rozczarowań - wymarzona szóstka w totolotku nie pada, niemiecki zięć, albo chociaż wyśniony cudzoziemiec, nie chce się pojawić, ogrzewanie wysiada, kochankowie porzucają swoje kobiety, kolejne dziecko dostaje wyrok "skrobanka", ludzie umierają nagle i nieoczekiwanie. A kryształy - jak pokazuje ostatnia scena powieści - wciąż budzą podziw.
Niemniej zamykając po raz ostatni "Piaskową Górę" można czuć pewien niedosyt. Dziwne, zważywszy, że to 450 stron czystej prozy - a jednak chciałoby się nie rozstawać jeszcze z mieszkańcami tego osiedla. Choć cała historia zdaje się zamknięta, chciałoby się poznać jakieś brakujące karty wałbrzyskiej sagi. Jednak, jak możemy przeczytać na okładce, Joanna Bator pracuje nad kontynuacją. Oby była tak dobra jak pierwsza część!
---
* Joanna Bator, "Piaskowa Góra", wyd, WAB, Warszawa 2009, s. 143.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.