Dodany: 31.07.2014 19:59|Autor: AnnRK

Człowiek o zbyt dużym sercu


Jak napisać o książce, która bije we mnie niczym drugie serce? Jakimi słowami opisać niesamowite emocje, które towarzyszyły mi podczas lektury?

Jeszcze nie wiem, dlatego na dobry początek przedstawię wam jej bohatera.

"Ove ma pięćdziesiąt dziewięć lat. Jeździ saabem. Jest typem człowieka, który ludzi niebudzących w nim ciepłych uczuć pokazuje palcem, jak gdyby byli włamywaczami, a jego palec wskazujący [był] policyjną latarką"[1].

Ove jest facetem z zasadami i to nie takimi, które istnieją, po to by je łamać. O, nie. Ove nie jest "elastycznym" typem, który potrafi się dostosować do otoczenia. Ma swoje zwyczaje i nie lubi, gdy ktoś tego nie szanuje. Tylko katastrofa w rodzaju niszczycielskiego huraganu mogłaby zaburzyć rytm jego dnia. Codziennie budzi się za piętnaście szósta (bez budzika, oczywiście), robi kawę, "wsypując do ekspresu dokładnie taką samą ilość zmielonych ziaren"[2], i rusza na inspekcję. Jak co rano spaceruje dróżką między domami, sprawdza, czy tabliczka informująca o zakazie ruchu samochodowego na osiedlu jest mocno przymocowana, obchodzi parking, przygląda się garażom, by zgłosić ewentualne włamanie. Dłuższą chwilę spędza na parkingu dla odwiedzających, gdzie samochód można zostawić na maksymalnie dwadzieścia cztery godziny. Tu wyciąga notes i sprawdza, czy któraś z odnotowanych dzień wcześniej tablic nadal nie znajduje się w polu jego widoku. Zauważywszy samochód zaparkowany nieregulaminowo ponad dobę, "Ove zwykle szedł do domu, dzwonił do urzędu komunikacji i żądał danych właściciela pojazdu, po czym dzwonił do delikwenta, żeby go poinformować, że jest cholernym tępym dupkiem, który nie umie czytać szwedzkich tablic informacyjnych"[3].

Taki właśnie jest Ove. Zorganizowany, wczepiony rozpaczliwie w rutynę, rozczarowany ludźmi. Tymi, którzy nie potrafią dostosować się do regulaminów, zaparzyć porządnej kawy (kto to widział, by korzystanie z ekspresu ciśnieniowego było normą?) czy ręcznie napisać listu (tak, komputer to zło). Zasady, które wpoił mu ojciec i te, które wypracował sobie przez lata, są niezmienne. Na pierwszy rzut oka bohater jest takim typem człowieka, z którym nie przyjaźnią się sąsiedzi, z którego dziwactw śmieją się dzieciaki, któremu psy, zachęcane przez swoich właścicieli, sikają na chodnik. To taki facet, który jest zmorą dla sprzedawców, bo nigdy nie potrafi zrozumieć, dlaczego w promocji typu "kup 1 za 3 złote, lub 2 za 5 złotych" nie może kupić 1 za 2,50, jak wynika to z obliczeń i z logiki konsumenta, który czuje się oszukany przez kasjera usiłującego naciągnąć go na zbędny zakup).

Nietowarzyski, uparty, uciążliwy, nudny, marudny, dziwak. Trudno go polubić, choć pewna nadzieja zakwitła, gdy na podwórku Ovego zjawił się kot. "Miał pół ogona i tylko jedno ucho. Tu i ówdzie brakowało mu kępek sierści, jakby ktoś powyrywał ją całymi garściami. Prawdziwa kocia bida. Trudno go nawet nazwać całym kotem, pomyślał Ove"[4]. Kot trafił źle, bo Ove kotów nie lubił. A jednak nie odstępował mężczyzny na krok. Czy ktoś, kogo wybierze sobie takie zwierzątko, komu zaufa, w czyją rękę wtuli swój nos, czy ktoś taki może być zły?

Dawno nie czytałam równie pięknej i poruszającej powieści. "Mężczyzna imieniem Ove" Fredrika Backmana zapewnił mi mnóstwo wzruszeń, a w finale całkiem pokaźne łzy. Bohater niekiedy przypominał mi serialowego detektywa Adriana Monka, z tymi swoimi dziwactwami i przede wszystkim tęsknotą za ukochaną kobietą. Tęsknotą, która nie mija, której nie łagodzi czas. Nie jest łatwo znaleźć tę drugą połówkę, zwłaszcza gdy nie jest się skłonnym do ustępstw, gdy ludzie patrzą na ciebie jak na cudaka, co prawda nieszkodliwego, ale jednak.

Pewnego dnia Ove poznał Sonję. Poznał i pokochał. A ona pokochała jego.

"Ludzie twierdzili, że Ove zawsze widział świat na czarno-biało. A ona była kolorem. Wszystkimi jego kolorami"[5].

Sonji już nie ma, a Ove po jej odejściu utracił część siebie. Tę znacznie większą niż przywiązanie do rutynowych działań czy wierność samochodom marki saab. Gdy go poznajemy, owładnięty jest jedną myślą. Chce umrzeć.

Jego samobójcze starania w pewnym sensie są zabawne (który potencjalny wisielec dba o to, co się stanie z parkietem jego domu, gdy w brudnych buciorach przyjdą ci, których zadaniem będzie odcięcie ciała?), z drugiej strony, w każdej takiej scenie są przerażające pokłady smutku. Powieść "Mężczyzna imieniem Ove" jest niesamowitą huśtawką emocjonalną. Łączą się w niej momenty zabawne i refleksyjne, dziwactwa bohatera bawią, ale towarzyszą im zwykle historie, które wywołują raczej smutek. W pustym domu, w otoczeniu irytujących sąsiadów Ove jest dojmująco samotny. Siła tęsknoty za żoną, moc miłości wkładana w rozmowę z żoną, tak jakby ta wciąż była obok, jest porażająca. Teraźniejszość, w której nieudane próby samobójcze przeplatają się z działaniami, w jakie nasz bohater wikłany jest za sprawą sąsiadów, to nie jedyna warstwa czasowa, którą pokazuje nam Fredrik Beckman.

Szwed zabiera nas w przeszłość swego bohatera, pozwala poznać losy człowieka, który nie potrafi odnaleźć się w świecie łamanych zasad i nowoczesnych rozwiązań. Smutne to wspomnienia, ale i piękne, jak choćby sceny, w których nawiązuje się znajomość Ovego i Sonji. Piękno tej powieści polega nie tylko na umiejętności żonglowania emocjami, ale także na prostocie historii oraz przekazie tak cudownie udowadniającym, że człowiek często sam nie potrafi docenić znaczenia, jakie może mieć dla innych. Być może czasami wydaje się nam, że znaczymy na tym świecie tak niewiele, a życie po bolesnej stracie nie jest już możliwie. Fredrick Backman wprowadza nas w ciemny tunel, by pokazać na jego końcu światełko, początkowo może niemrawe, ale cały czas obecne.

Cokolwiek bym nie napisała, nigdy nie oddam atmosfery tej niesamowitej książki. Nie pamiętam już, kiedy czytałam coś równie poruszającego. "Mężczyzna imieniem Ove" to emocjonalny nokaut. To zwyczajna historia opowiedziana w niezwykły sposób. To sceny, które chwytają za serce, za gardło. To proste słowa, proste emocje, które poruszają najczulsze punkty.

"Kiedy się kogoś utraciło, człowiek tęskni za dziwnymi rzeczami. Małymi rzeczami. Uśmiechami. Sposobem, w jaki obracała się we śnie na drugi bok. Przemalowywaniem dla niej pokoju"[6] - myśli Ove, a później przechadza się po pustym od pół roku domu i "sprawdza kaloryfery, żeby zobaczyć, czy ona cichaczem nie podkręciła temperatury"[7], co zdarzało jej się, gdy oszczędny mąż za bardzo starał się obniżyć rachunki za ogrzewanie. Te drobne gesty są tak zwyczajne, a tak rozczulające.

Fredrick Backman przepięknie pisze o samotności, tęsknocie, poczuciu wyobcowania. Nie stworzył taniego melodramatu opartego na płytkich zagraniach. Wspaniale połączył smutek i radość, wykreował galerię zapadających w pamięć postaci. Jakże irytujących niekiedy, jakże zwyczajnych w swym szaleństwie. Ove odgradza się od ludzi sarkazmem, zasadami, złością. Ma jednak dobre, wielkie serce. Choć pozornie walczy przeciwko światu, to jednocześnie świadomość, że może być na nim wciąż potrzebny, dodaje mu sił do życia.

Nie potrafię ubrać w słowa tego, co ta powieść ze mną zrobiła. Wrócę do niej nie raz.


***

[1] Fredrik Backman, "Mężczyzna imieniem Ove", przeł. Alicja Rosenau, wyd. W.A.B., 2014, s. 9.
[2] Tamże, s. 15.
[3] Tamże, s. 17.
[4] Tamże, s. 16.
[5] Tamże, s. 64.
[6] Tamże, s. 76.
[7] Tamże, s. 51.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5155
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: Agnieszka-M4 10.08.2014 10:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak napisać o książce, kt... | AnnRK
O rany, już sama twoja recenzja jest poruszająca... Aż nie wiem, czy będę miała na tyle emocjonalnej odwagi, żeby sięgnąć po książkę. Spróbuję :) A Adriana Monka uwielbiam :)
Użytkownik: AnnRK 10.08.2014 14:41 napisał(a):
Odpowiedź na: O rany, już sama twoja re... | Agnieszka-M4
Czytaj, czytaj koniecznie. Naprawdę z całego serca polecam. :)
Użytkownik: Agnieszka-M4 13.04.2015 20:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytaj, czytaj koniecznie... | AnnRK
Przeczytałam. Co prawda pod względem literackim książka nie jest doskonała (raziły mnie czasami te dziwaczne porównania, jakie autor stosował), ale pod względem emocjonalnym rzeczywiście bardzo poruszająca. Może ja to tak odbieram osobiście? Jestem trochę jak tytułowy Ove - przeszłość jest dla mnie żywa cały czas: wspomnienia, obrazy, słowa, ludzie... W końcowych fragmentach, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu płakałam jak bóbr.
Użytkownik: Artola 27.05.2021 11:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak napisać o książce, kt... | AnnRK
"Mężczyznę..." zaczęłam właśnie czytać. Niedawno skończyłam Britt-Marie tu była (Backman Fredrik) i chyba jest bardzo podoba klimatem. Opis na okładce, że to zabawna opowieść, jest trafiony jak kulą w płot, bo podobnie jak Ove, budzi całkiem inne emocje. Britt Marie też jest bardzo skupiona na zasadach i przez swą dziwaczność wytykana palcami. We mnie obie te książki budzą raczej smutek z powodu samotności tych, jakby nie patrzeć, starszych już ludzi...
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: