Dodany: 17.05.2009 12:05|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Baśnie
Andersen Hans Christian

Opowieści "brzydkiego kaczątka"


Dziwne bywają drogi, którymi wędruje czytelnik od książki do książki. Zajęty jakąś wcale nienudną lekturą robi sobie przerwę, by poczytać gazetę czy rozwiązać krzyżówkę, i nagle napotyka coś, co napełnia go przemożną chęcią wyciągnięcia z półki kolejnego tomu, a jeśli nie ma go pod ręką - natychmiastowego rozpoczęcia poszukiwań po bibliotekach i księgozbiorach wszystkich krewnych i znajomych…

Taka właśnie rzecz przytrafiła mi się z „Baśniami” Andersena, których trzytomowe wydanie z lat 50. czytałam kilka ładnych razy w czasach szkolnych i wiele z nich nieomal umiałam na pamięć. Po dobrych 30 latach przerwy natrafiłam - pojęcia nawet nie mam, gdzie - na zdanie czy słowo, które skłoniło mnie do powrotu do tej dawno zarzuconej lektury. Jak to często bywa w takich przypadkach, obawiałam się rozczarowania - odkrycia, że coś, co dawniej zachwycało i wzruszało, dziś już nie budzi emocji, a może jeszcze i razi niedoskonałościami, których się wcześniej nie dostrzegało. Ale nic z tych rzeczy; opowieści „brzydkiego kaczątka duńskiej literatury” (że można tak nazwać Andersena, przekonuje choćby pobieżna znajomość jego biografii), przypominane jedna po drugiej, trafiały do mnie tak samo i takie same wywoływały uczucia jak przed laty. I może nawet jeszcze bardziej doceniłam niepowtarzalność stylu, dzięki której czasem tylko pojedyncze zdanie pozwala bez wątpliwości powiedzieć: „tak, to Andersen!”, i uniwersalność przekazu, sprawiającą, że tekst zrozumiały dla dziewięcio- czy dziesięcioletniego dziecka nie wydaje się infantylny pięćdziesięciolatkowi.

Wbrew tytułowi, wcale nie wszystkie utwory zawarte w tym z górą tysiącstronicowym tomie można zaliczyć do prawdziwych baśni, bo część z nich to typowe opowiadania - albo „prosto z życia”, jak „Niegodna kobieta”, „Syn dozorcy”, „Kaleka”, albo oparte na motywach historycznych, jak „Związek przyjaźni”, „Rodzina Grety z kurnika” - a są i takie, które są właściwie tekstami popularnonaukowych pogadanek historycznych (np. „Album ojca chrzestnego”, „Stary dzwon”, „Łabędzie gniazdo”). Sporo jest takich, które wedle literaturoznawczej nomenklatury są raczej bajkami niż baśniami; to te, w których uczłowieczone zostają zwierzęta i przedmioty, demonstrując swoimi zachowaniami najrozmaitsze wady i przywary rodzaju ludzkiego („Kołnierzyk”, „Na podwórku”, „Imbryk”, „Ropucha”). Ale i same baśnie nie tworzą jednolitego zbioru; te najbardziej baśniowe, z magicznymi rekwizytami i fantastycznymi postaciami (jak „Królowa Śniegu”, „Krzesiwo” czy „Wzgórze elfów”), to zaledwie cząstka, a prócz nich są i mniej lub więcej zabawne - albo tylko ironiczne - historie z morałem („Nowe szaty cesarza”, „Mały Klaus i duży Klaus”, „Świniopas”, „Kalosze szczęścia”, „Wszystko na swoim miejscu”), i rozdzierająco smutne historie, u co któregoś czytelnika wywołujące nieuchronne wilgotnienie oczu („Opowiadanie o matce”, „Dziewczynka z zapałkami”).

Nie sposób tutaj nie zauważyć czułości i wyrozumiałości, z jaką Andersen pochyla się nad najuboższymi, najsłabszymi, poszkodowanymi przez los; czy to będzie obdarte dziecko mieszkańców sutereny, czy niedołężna staruszka, czy pogardzany i wyśmiewany ptak-cudak - pisarz zawsze stanie po jego stronie i nawet jeśli nie uda mu się wykazać, że - jak w przypadku łabędziego pisklęcia czy Janka-kaleki - „Bóg zawsze pomaga dobrej sprawie”*, obdarzy go przynajmniej współczuciem czytelnika, a ukarze, czy choćby potępi lub wyśmieje tych, którzy mogąc pomóc, wesprzeć, zrozumieć, niczego dlań nie uczynili. Na jego wyrozumiałość nie mogą liczyć ani egoiści („Czerwone trzewiczki”), ani zawistnicy („Duży Klaus i mały Klaus”), ani bezmyślni wandale („Historia najmniej prawdopodobna”), ani pyszałkowie wynoszący się ponad innych („Wszystko na swoim miejscu”), ani ci, co porzucają ukochanego lub ukochaną dla kogoś niekoniecznie miłego sercu, lecz bogatego („Co opowiedziała stara Joanna”), ani gardzący darami Bożymi („Dziewczyna, która podeptała chleb”), nikt praktycznie, kto łamie przykazania czy niepisany kodeks przyzwoitości ludzkiej - chyba że w jakiś sposób odkupi swoje winy. Za to zawsze znajdzie się ciepłe słowo dla bogacza, który umożliwi edukację biednemu dziecku („Syn dozorcy”, „Kaleka”), w ogóle dla każdego, kogo stać na drobny nawet gest pod adresem kogoś uboższego, nieszczęśliwszego („Mały Tuk”, „Świeca”), a także dla tych, którzy znoszą wyrzeczenia i cierpienia w imię wyższych celów („Dzikie łabędzie”, „Mała syrenka”) albo dzięki swojej pracy czy talentowi przynoszą coś pożytecznego ludzkości - nawet jeśli to rzecz tak maleńka i banalna, jak guziczek do parasola („Szczęście można znaleźć nawet w patyku”).

Czy tak oczywiste moralizatorstwo nie nudzi i nie odstręcza? Jeśli o mnie chodzi, z tych wszystkich stu pięćdziesięciu paru baśni, bajek i opowiadań cokolwiek zmęczyło mnie - i dawno temu, i dziś - tylko kilka najdłuższych, nieco przegadanych, bez wyraźnej puenty („Córka króla błot”, „Dziewica lodów”, „Wiatr opowiada o Waldemarze Daae i jego córkach”), natomiast te krótkie z wyraźnym morałem ani trochę. Tym bardziej, że Andersen potrafi nie tylko pouczać, ale i wybornie ukazywać scenerię swoich opowieści - czy to będzie wnętrze groty czarownicy, ptasie gniazdo, izba w suterenie, czy królewski zamek - i szkicować postacie czasem może nieco schematyczne, lecz ogromnie wyraziste, kilkoma zdaniami sprawiając, że stają przed nami jak żywe.

Jeśli więc istnieje pojęcie literatury ponadczasowej, klasyki absolutnej - to „Baśnie” Andersena należą do niej na pewno. Można ich nie lubić, bo wiem, że są i takie opinie, ale o ileż motywów i skojarzeń, o ile myśli będzie uboższy nasz wewnętrzny pejzaż, jeśli ich nie poznamy!



---
* Hans Christian Andersen, „Baśnie”, przeł. Stefania Beylin i Jarosław Iwaszkiewicz, wyd. PIW, Warszawa 1989, s. 1144.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 22706
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 49
Użytkownik: miłośniczka 18.05.2009 17:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziwne bywają drogi, któr... | dot59Opiekun BiblioNETki
Chyba tylko Ty mogłaś tak pięknie zrecenzować Andersena. :) Jaka baśń jest Twoją ulubioną, taką, że świat bez niej nie mógłby istnieć wręcz? :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.05.2009 18:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba tylko Ty mogłaś tak... | miłośniczka
Ulubiona? Banalnie: "Brzydkie kaczątko" - bo takie optymistyczne. Ale także "Krasnoludek u kupca" - bo tak pięknie opowiada o wartości słowa pisanego, i "Bzowa babuleńka" - ciepła, liryczna, sławiąca siłę pamięci i siłę wyobraźni.
Natomiast, jak mi się zdaje, świat nie mógłby istnieć także bez "Opowiadania o matce", baśni przesmutnej, wręcz rozdzierającej serce, którą czytając ryczałam bez zahamowań, gdy miałam lat 10 i 20, ale która do mnie przemówiła w pełni dopiero gdy dojrzałam; jest to niesamowicie wyrazista alegoria macierzyństwa - z jednej strony ukazująca, do jakich poświęceń jest zdolna matka dla dziecka - i z drugiej przestrzegająca, by w tym poświęceniu nie wykroczyć wbrew Boskiej woli...
Użytkownik: miłośniczka 25.05.2009 04:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Ulubiona? Banalnie: "... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja najbanalniej w świecie dałam się wciągnąć w świat "Królowej śniegu". Wiesz, Twoja recenzja uświadomiła mi, że tak naprawdę wcale nie znam aż tak dobrze pana Andersena! A myślałam, że jesteśmy na "ty" od dawna. Będę musiała wkrótce do niego wrócić.
Użytkownik: pralinee 27.05.2009 12:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba tylko Ty mogłaś tak... | miłośniczka
a może moglibyście wypełnić ankietke: http://tnij.org/dgzr
Użytkownik: Marylek 18.05.2009 20:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziwne bywają drogi, któr... | dot59Opiekun BiblioNETki
Od razu się przyznam, że ja z tych, co Andersena nie lubią.

Moja mama miała chyba to samo wydanie, o którym piszesz: trzytomowe, twarda oprawa, jakieś żółte wzory na czarnym tle obwolut. Pamiętam, jak bardzo bałam się tych opowieści w dzieciństwie. Bardzo lubiłam czytać i gdy nic już nie miałam innego, wyciągałam z biblioteczki któryś tom Andersena, otwierałam na ślepo i czytałam. I znów coś sie źle kończyło, Mała Syrenka nie zdobywała miłości księcia, dzielny cynowy żołnierzyk ginął w płomieniach wraz ze swą papierową miłością, a dziewczynka z zapałkami zamarzała na mrozie. Albo działa się jakaś niesprawiedliwość, Żołnierz zabierał czarownicy jej własne krzesiwo, jak on tak mógł?! Czy on jej przy okazji nie zabił? A Cesarz był głupi i/lub próżny.

Bałam się tych baśni, a jednocześnie coś mnie do nich ciągnęło. Ale po każdej kolejnej próbie czułam się tak okropnie smutna! Szłam potem do Babci, która miała baśnie braci Grimm i zaczytywałam się w nich bez końca, bez oporów i strachu, z wielką przyjemnością. Może ja dziwna byłam? I może mi to zostało. ;)
Użytkownik: Czajka 18.05.2009 20:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Od razu się przyznam, że ... | Marylek
Tak, wygląda na to, że Andersen miał mniej złudzeń niż bracia Grimm. Ale pisał też baśnie jak w bajkach. Brzydkie kaczątko chociażby. :)
Użytkownik: Marylek 18.05.2009 20:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, wygląda na to, że An... | Czajka
No tak, ale ja niedawno czytałam biografię Andersena i wyczytałam, że to brzydkie kaczątko to on sam! Personifikacja. Nieważne, że urodziłeś się na kaczym podwórku, jeśłi jesteś pięknym łabędziem, albo jakoś tak, tak o sobie myślał. A tymczasem de Mello opowiadał, że orzeł wychowany wśród kur i przyzwyczajony do grzebania w piachu w poszukiwaniu ziaren nigdy nie wzbije się dumnie w przestworza i nie zappoluje. I komu tu wierzyć? ;)
Użytkownik: janmamut 18.05.2009 21:12 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak, ale ja niedawno c... | Marylek
A Wyspiański:
"Ptok ptokowi nie jednaki,
człek człekowi nie dorówna,
dusa dusy zajrzy w oczy,
nie polezie orzeł w g..."
Użytkownik: Czajka 18.05.2009 21:16 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak, ale ja niedawno c... | Marylek
Powiem teraz jak guru - bo orzeł jest w nas. Jeżeli jest prawdziwy, to żaden piach z ziarnem go nie powstrzyma - on i tak wzleci.
:)
Użytkownik: janmamut 18.05.2009 21:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Powiem teraz jak guru - b... | Czajka
Zjeść czasem coś dobrego jest bardzo przyjemnie.
Jak smaczny był ten orzeł, co teraz jest we mnie!
:-)
Użytkownik: Sherlock 18.05.2009 21:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, wygląda na to, że An... | Czajka
Słusznie - "Brzydkie kaczątko" chociażby (lub bardziej realistyczna opowiastka "Dziecięca paplanina").
Użytkownik: miłośniczka 18.05.2009 21:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Od razu się przyznam, że ... | Marylek
Ja to chyba po prostu smucić się lubię. Każda smutna historia mnie "bierze". Nie, żebym płakać lubiła, ale to kina też prędzej pójdę na dramat, niż na komedię. :-)
Użytkownik: verdiana 18.05.2009 22:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja to chyba po prostu smu... | miłośniczka
To tak jak ja! Tzn. też wybiorę dramat, nie komedię. To dlatego, że happy endy mnie dołują jako nierealne. W życiu jest jak u Andersena, zostało mi to z dzieciństwa. ;)
Użytkownik: sowa 18.05.2009 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Od razu się przyznam, że ... | Marylek
O, Marylku, jak miło to czytać :-). Miałam też zawsze takie negatywne odczucia, Andersen przerażał mnie i dołował poniżej wszelkiego poziomu depresyjnego. Po pierwszych (w dzieciństwie, a jakże - ja bym tam dziecku za żadne skarby nie przeczytała takiej np. "Małej syenki", pomna własnych przeżyć przez nią spowodowanych - omatko, do dziś mnie otrząsa...) kontaktach unikałam (i nadal unikam) starannnie. Tylko u mnie brak wątku masochistycznego :-), bo nic mnie nigdy do tych baśni nie ciągnęło. Życie jako takie jest wystarczająco dołujące, dziękuję bardzo. A u Grimmów wszystko jak należy, sąd sądem, a sprawiedliwość zawsze jest :-))). Niewątpliwie przez ich (baśni, nie braci) ludowy rodowód. I morał, i happy end (niekiedy, hihi, dość relatywny).
Użytkownik: janmamut 18.05.2009 22:53 napisał(a):
Odpowiedź na: O, Marylku, jak miło to c... | sowa
No i ten paskudny Andersen kretu żony żałował! Niech się cieszy, że w ogóle jest w BiblioNETce!
Użytkownik: sowa 18.05.2009 22:55 napisał(a):
Odpowiedź na: No i ten paskudny Anderse... | janmamut
Taktaktak, no właśnie, zapomnialam zupełnie, że on kreta pokazał oszczerczo w takim negatywnym świetle ;-).
Użytkownik: Marylek 18.05.2009 23:04 napisał(a):
Odpowiedź na: O, Marylku, jak miło to c... | sowa
O tak właśnie, wszystko u Grimmów jest na swoim miejscu, świat kręci się tak, jak należy. A Andersen przestawia rzeczywistość z nóg na głowę, bo proporcje pesymizmu do optmizmu ma wyraźnie zaburzone.
W tej biografii Andersena, którą czytałam, (Andersen - życie baśniopisarza) jest opisana taka sytuacja, gdy autor napisał baśń z optymistycznym zakończeniem, ale przed samym oddaniem do korekty i potem do druku, skreślił całe zakończenie i zapodał, że wszyscy poumierali, a co!? Taki był! ;-p

A dziecku bym w życiu tych baśni nie przeczytała, trauma zostaje, wiem po sobie. ;)
Użytkownik: miłośniczka 18.05.2009 23:43 napisał(a):
Odpowiedź na: O tak właśnie, wszystko u... | Marylek
Ja tam dzieciom czytam. Dziewczynki przy "Małej syrence" tylko mi się posmuciły. "Biedna syrenka!" - i tyle. Twardziele. ;]
Użytkownik: miłośniczka 18.05.2009 23:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tam dzieciom czytam. D... | miłośniczka
Zapomniałam powiedzieć, że dzieciaki kochają Andersena - przynajmniej tak mówią, gdy im go czytam do snu. :-) A synu koleżanki jak poczytałam do łóżeczka "Królową śniegu", to myślałam, że mnie owa koleżanka więcej do domu nie wpuści, bo stanowczo zapowiedział, że "teraz zawsze przed snem będzie tak, jak z Kasią". :P Coś w tym jest, że się mi dzieci jeszcze przy tych baśniach nie popłakały.
Użytkownik: krasnal 19.05.2009 01:24 napisał(a):
Odpowiedź na: O tak właśnie, wszystko u... | Marylek
Ja tam żadnej traumy po Andersenie nie mam - poza taką małą, że były w domu dwa egzemplarze, a tylko jeden wolno mi było brać do rąk, bo drugi był "odświętny";) A ten nieodświętny sczytany był do ostatka:) Oba z ilustracjami Szancera, piękne...
Zresztą - na przykład moje ukochane "Dzikie łabędzie" kończą się optymistycznie. Nie taki Andersen straszny jak go malują:)
Słyszy się też często, że to właśnie po braciach Grimm dzieci mają traumę, jak trafią na niewygładzone wersje.
Użytkownik: Marylek 19.05.2009 08:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tam żadnej traumy po A... | krasnal
No właśnie, słyszy się. Wygładza sie więc te wersje, wygładza, co by wmusić maluczkim pogląd, że świat jest piękny i sprawiedliwy, a ludzie szlachetni, a w efekcie mamy potem takiego pana Herbatkę. ;-p
"Coś jeszcze zaczęło się wcześniej, o wiele wcześniej kiedy ludzie zapomnieli, że najstarsze opowieści mówią - tak czy inaczej - o krwi. Usunęli tę krew, żeby opowieści bardziej się nadawały dla dzieci, a przynajmniej dla ludzi, którzy je dzieciom czytają - bardziej niż dla samych dzieci (które na ogół całkiem lubią krew, pod warunkiem, że przelewana jest przez tych, którzy zasłużyli). A później się dziwili, dokąd prowadzą te opowieści." (Terry Pratchett "Wiedźmikołaj")
Użytkownik: Czajka 19.05.2009 04:43 napisał(a):
Odpowiedź na: O, Marylku, jak miło to c... | sowa
O przepraszam bardzo, u Andersena sprawiedliwość też jest. Duży Klaus sprawiedliwie został utopiony, próżny cesarz ośmieszony, a kaczątko rozkwitło co jest do dzisiaj pociechą dla rozlicznych.
Co do żony dla kreta. No cóż, przypomina mi się historia pewnego zesłańca, którego pewien starożytny cezar odwołał z bezludnej wyspy, bo stwierdził, że na wyspie ma tylko relaks i wywczas i w domu, przy własnej żonie bardziej się umęczy.
Ja wiem, że ptactwu trudno się pochylić nad takim stworzeniem jak wilk, ale czy nie sądzisz, że został on zbyt okrutnie ukarany za swoją, jakby nie było, naturę?
Poza tym twierdzę, że szerzenie plotek o jedynym królewiczu i Kopciuszku jest bardziej szkodliwe i powoduje w dorosłym życiu wiele zawodów i rozczarowań. :)
Użytkownik: koko 19.05.2009 10:07 napisał(a):
Odpowiedź na: O, Marylku, jak miło to c... | sowa
Czy to u Grimmów w Kopciuszku złe siostry obcinają sobie kawałek pięty ostrym nożem ciach-ciach, żeby kulfoniastą stópkę upchnąć w pantofelku?
Jeżeli tak, to stanowczo wolę melancholicznego Andersena niż makabrycznych Grimmów.
Użytkownik: sowa 19.05.2009 13:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy to u Grimmów w Kopciu... | koko
Do Grimmów nigdy się jakoś szczególnie nie garnęłam, ale od Andersena zawsze uciekałam z krzykiem i płaczem. Prawdę mówiąc, jako dziecko uwielbiałam "Kubusia Puchatka" i "Muminki" i przedkładałam te książki nad wszystkie inne :-). Teraz już może nie przedkładam (a przynajmniej nie nad wszystkie), ale nadal są to moje ulubione lektury i ulubione lekturowe wspomnienia z dzieciństwa. Bez baśni-jako-takich natomiast obywam się swobodnie :-).
Użytkownik: Marylek 19.05.2009 17:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy to u Grimmów w Kopciu... | koko
To takie dość współczesne postępowanie, nie uważasz? Wszak chirurgia plastyczno-korekcyjna święci triumfy i przynosi kolosalne dochody. Obcięcie kawałka pięty to pikuś w porównaniu z liposukcją, powiększeniem piersi do rozmiaru G10 czy coraz bardziej popularną plastyką łechtaczki. :-p
Użytkownik: sowa 19.05.2009 17:58 napisał(a):
Odpowiedź na: To takie dość współczesne... | Marylek
Właśnie, właśnie. Jakże często z pełną hipokryzją przedstawia się korekty dokonywane przez chirurga plastycznego jako pożądane i zalecane, a próby zmniejszenie rozmiaru stopy przez przyrodnie siostry Kopciuszka jako przerażające i okrutne ;-).
Andersen natomiast ewidentnie patronuje tak obecnie rozpowszechnionym (przez co wcale nie mniej strasznym i odpychającym) publicznym (literackim i filmowym) sesjom/wiwisekcjom psychoanalitycznym, błeee.
Użytkownik: koko 20.05.2009 10:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie, właśnie. Jakże c... | sowa
Sęk w tym, że operacjom plastycznym poddają się - z własnej i nieprzymuszonej woli - duże dzieci a obcięcie pięty serwuje się u Grimmów raczej tym mniejszym, dla których rozbicie kolana na rowerze to ciężkie przeżycie.
Użytkownik: koko 20.05.2009 10:07 napisał(a):
Odpowiedź na: To takie dość współczesne... | Marylek
Plastyka łechtaczki... brzmi cudnie :))))
Użytkownik: cypek 20.05.2009 16:00 napisał(a):
Odpowiedź na: To takie dość współczesne... | Marylek
W tej chwili bardzo popularnym zabiegiem jest lifting łechtaczki.
Użytkownik: Marylek 20.05.2009 20:59 napisał(a):
Odpowiedź na: W tej chwili bardzo popul... | cypek
Tak, tak, cały artykuł na ten temat czytałam ostatnio. :)
Użytkownik: sowa 20.05.2009 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, tak, cały artykuł na... | Marylek
Hih, a może napiszemy nową wersję baśni o Kopciuszku, w której złe siostry będą sobie robiły (własnoręcznie, domowym sposobem) ten lifting? :-))) Po tym, jak Kopciuszek, panienka w tej wersji w pelni nowoczesna, skorzysta z Księcia w noc balową (oczywiście przed północą, tego się zmienić nie da za nic, pryncypia są pryncypia ;-D).
Użytkownik: janmamut 20.05.2009 22:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Hih, a może napiszemy now... | sowa
A ten lifting domowym sposobem to -- jak sama nazwa wskazuje -- za pomocą przejeżdżającej windy? >;-o
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.05.2009 18:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Od razu się przyznam, że ... | Marylek
A mnie też z jednej strony przerażał, a z drugiej przyciągał, ale chyba bardziej przyciągał. I w sumie wolałam go niż Grimmów - z tym ich ucinaniem języka, wyłupianiem oczu, krwią kapiącą z pantofelka. Nieszczęścia i smutki u Andersena były chyba bardziej realistyczne, ja takie sytuacje, jak u tych biednych dzieci z sutereny, które się cieszyly, że mają łojową świeczkę i ziemniaki na kolację, znałam z opowieści dziadków, ciotek itd.
Zresztą i u niego jest parę baśni niepesymistycznych, na przykład "Głupi Jasio", który dostał tron za... jakby to powiedzieć... bezpośredniość i otwartość, albo "Słowik", albo wspomniana wyżej "Bzowa babuleńka", albo "Pewna wiadomość" (o plotkach w kurniku).
A w celach rozrywkowych bardzo lubiłam "Baśnie polskie", taki solidny tom w czerwonej obwolucie, zawierający masę historii o chłopie, który diabła oszukał, o ofermie, który szajkę rozbójników wystrychnął na dudka, o głuptasku, który został królem, tak jak ten Andersenowy Jasio, i takie tam (tych, niestety, już nie mam ani ja, ani mama - ktoś je gdzieś zaprzepaścił), i "Baśnie śląskie" (Ligonia?) w których ulubionymi moimi postaciami były utopce.
Użytkownik: Marylek 19.05.2009 18:54 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie też z jednej stron... | dot59Opiekun BiblioNETki
A nie były to "Bery i bojki śląskie"? I jeszcze Morcinek pisał piękne śląskie baśnie.

Jeśli chodzi o porównanie Andersena i braci Grimm, to właśnie nigdy mnie nie przerażały w dzieciństwie te słynne krwawe sceny. Natomiast Andersen przerażał, chyba był za bardzo realistyczny, za blisko życia. Głód, ubóstwo, smutek, to wszystko można było zobaczyć rozejrzawszy się wokól choćby na ulicy, a obcinanie członków i krew pozostawały dla mnie w sferze nierealnej jednak. Może dlatego się nie bałam. To nie było rzeczywiste.

Dziś, jeśli już, to też wolę baśnie z folkloru niż te wymyślone. Myślę, że do Andersena mam po prostu uraz. Pomimo "Bzowej babuleńki". :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.05.2009 20:36 napisał(a):
Odpowiedź na: A nie były to "Bery ... | Marylek
A wiesz, że może to istotnie Morcinek był? Bo "Bery i bojki" na pewno też czytałam, ale one mi się kojarzą raczej z takimi bardziej rozbudowanymi wicami. Albo mi się jedne i drugie zlały w pamięci w jedno...
Użytkownik: Marylek 20.05.2009 21:03 napisał(a):
Odpowiedź na: A wiesz, że może to istot... | dot59Opiekun BiblioNETki
Baśnie Morcinka mam, prześliczne. Jeśli chesz, to Ci w czerwcu przywiozę. :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 21.05.2009 18:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Baśnie Morcinka mam, prze... | Marylek
O, bardzo proszę, z przyjemnością sobie powtórzę!
Użytkownik: mazalova 19.05.2009 21:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziwne bywają drogi, któr... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja właśnie kocham Andersena za to, ze nie sili się na happy endy, że nikt tak pięknie jak on nie umie opisać straty, daremności, bólu - bo to odwaga pisać tak, żeby na końcu wszyscy przegrywali. a tak zazwyczaj jest w jego najpiękniejszych baśniach.
Użytkownik: norge 19.05.2009 22:05 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja właśnie kocham Ander... | mazalova
Cudnie Andersena zrecenzowałaś, dzięki wielkie. Smutne i ponadczasowe. Jedyna książka przy której zdarzyło mi się, i to w całkiem dojrzałym wieku, płakać jak bóbr...
Tak się zbieram, żeby poczytać jego Baśnie w oryginale (albo po norwesku, bo to na jedno przecież wychodzi) i zawsze jakoś to odwlekam.
Użytkownik: Marie Orsotte 20.05.2009 22:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziwne bywają drogi, któr... | dot59Opiekun BiblioNETki
Pamiętam, że tak mniej więcej do 11 roku życia baśnie Andersena były tekstami, które najbardziej mnie wzruszały :) Zwłaszcza taka krótka opowieść o rozbitym dzbanku (imbryku?) i o przeniesionej do wnętrza domu stokrotce, która żałowała umierającego słowika. Nie miałam, niestety, pełnego trzytomowego wydania, tylko jakieś takie późniejsze, z ilustracjami Szancera (tak się nazywał? Znany ilustrator, wyjątkowo piękne obrazki, pomazane miejscami ołówkiem przez moją mamę i ciocię Oo). We wczesnym (tj. nie takim wczesnym, bo do dzisiaj się to za mną ciągnie...) dzieciństwie miałam po tych baśniach taką dziwną schizę (przepraszam za określenie, nic innego nie przychodzi mi do głowy) - mianowicie strasznie żałowałam starych, porzuconych przedmiotów, zwłaszcza zabawek. Chodziłam po domu swoim i domach koleżanek i zbierałam te nieszczęsne okaleczone pluszaki itd., starając się zapewnić im lepszy byt. Ale np. porzucone, poszarpane gumki do włosów z ozdóbkami też mnie smuciły (wyrzucone na śmietnik choinki bez gałęzi i stara zastawa stołowa - dzbanek, dzbanek! - również). Pamiętam wyjątkowo malowniczy przypadek, kiedy poszłam z mamą do jakiejś przychodni, a tam na drewnianym wieszaku umiejscowili pluszowego tukana, takiego jaskrawego, typowa niemarkowa zabawka lat 90. I ja od razu zaczęłam sobie wyobrażać tego tukana porzuconego na jakimś wysypisku itd. Oczywiście panie pielęgniarki odebrały moje łzy jako paniczny strach przed badaniem ;) A więc personifikacja przez Andersena przedmiotów martwych faktycznie potrafi mocno wpłynąć na dziecko, dość dołująco, co nie zmienia faktu, że te baśnie uwielbiałam (pamiętam też, jak "Królowa Śniegu" wydawała mi się taaaakim długim tekstem :P nigdy sama nie przebrnęłam przez "Ole zmruż oczko") - czyżby niektóre dzieci (ludzie) lubili się dołować?
Nie do końca rozumiem tworzenia z braci Grimm opozycji dla Andersena. Jako dziecko uwielbiałam i to, i to, a że Andersenowski rozbity dzbanek bardziej na mnie działał niż torturowana zła macocha u Grimmów to inna sprawa :P

Jeszcze przypominam sobie mgliście wyjątkowo piękną baśń o latarni, która miała zostać przetopiona. I opowiada, co widziała - młodzieńca czytającego list, pogrzeb dziewczyny (z tego, co pamiętam; Boże, znowu mi wyszła za długa odpowiedź ==)
Użytkownik: janmamut 20.05.2009 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętam, że tak mniej wi... | Marie Orsotte
Nie pomyślałem wcześniej, że to może być od Andersena. W każdym razie zostało mi chyba do dzisiaj, bo żal mi pewnego porzuconego bloga z ciekawymi rysunkami. Gadulca nie używam, ale gdybym się mógł uśmiechnąć o jakiś dostęp na e-mail...
Użytkownik: Marylek 21.05.2009 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pomyślałem wcześniej,... | janmamut
Mamut, coś dla Ciebie: http://www.roflcopter.pl/
Have fun!
Użytkownik: janmamut 21.05.2009 22:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Mamut, coś dla Ciebie: ht... | Marylek
Ładne! Co prawda kiedyś widziałem, lecz zapomniałem (Cóż: "co dzień na głowę wody kubełek oraz na trąbie zrobić supełek"). Dzisiaj na zajęciach użyłem ze dwóch z tego zbioru, ale tego, dobrze komentującego niedawny konkurs, nie znałem:

czarownica equ 13h

mov czarownica, #1337
push czarownica ; odkladamy czarownica na stos
lcall burn
Użytkownik: misiak297 25.05.2009 08:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziwne bywają drogi, któr... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot i jak po takiej recenzji nie sięgnąć po Baśnie?:) Muszę je sobie odświeżyć... Pamiętam, że najbardziej podobała mi się ta o Pastereczce i Kominiarczyku. Na jednym wykładzie omawialiśmy też baśń o bałwanie zbudowanym na pogrzebaczu - cudo.
Użytkownik: angelika10.10 26.05.2009 21:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziwne bywają drogi, któr... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jakie najbardziej lubicie baśnie Andersena
Użytkownik: Krzysztof 07.06.2009 20:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziwne bywają drogi, któr... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zadziwiasz mnie, Doroto, swobodą pisania recenzji. Wiele już razy, po zobaczeniu Twojego tekstu wśród polecanych, zastanawiałem się, co ja mógłbym napisać o książce, którą właśnie recenzowałaś, i często, stanowczo zbyt często, poza jednym czy dwoma zdaniami nie spłodziłbym nic więcej. Twoje pióro ma jakąś specjalną zdolność szybkiego i ładnego biegu po papierze. Powiedz mi, proszę, gdzie go kupiłaś?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.06.2009 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Zadziwiasz mnie, Doroto, ... | Krzysztof
Nie kupiłam, tylko dostałam, bo recenzje na brudno piszę gratisowymi długopisami, zbieranymi na służbowych wyjazdach (chyba, że mi braknie, to kupuję takie najtańsze, złotówka za sztukę czy coś koło tego), w dodatku - ze względów ekologicznych i oszczędnościowych jako takich - na papierze z zasady przeznaczonym do wyrzucenia, tj.na odwrotnych stronach niepotrzebnych już wydruków, na wolnych kartkach starych zeszytów mojego potomka itd. :).
A to, co powyżej długopisu... no nie wiem, chyba mnie uskrzydla fakt, że ktoś to czyta w ogóle i stąd ta lekkość... I lubię to bardziej niż cokolwiek innego, a jak człowiek coś lubi, to mu gładko idzie. Ale swoją drogą, wiesz ile jest takich książek, o których piszą inni, a ja nie byłabym w stanie już nic do tego dodać? Straaaasznie dużo. A o niektórych w ogóle nie umiem nic napisać, wstawiam oceny i kropka.
Użytkownik: Krzysztof 10.06.2009 20:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie kupiłam, tylko dostał... | dot59Opiekun BiblioNETki
Od wielu lat moim brudnopisem i czystopisem jest laptop. Wersję elektroniczną tekstu mam za wygodniejszą, szybciej dostępną, także za lepiej zabezpieczoną. Moja ręka już odwykła od długopisu i nie pamięta kształtu liter, pisze kulfony i szybko się męczy. Idealnym dla mnie rozwiązaniem jest palmtop (ale z pełną klawiaturą, bo te z rysikiem do stukania w ekran nie pasują mi) do pisania gdziekolwiek, a w domu laptop, na który można przerzucić pliki z tego kieszonkowego komputerka.

A w używanie przez Ciebie najzwyklejszych długopisów nie bardzo wierzę! Takimi źle się pisze, a tego zupełnie nie widać w Twoich tekstach:)
Doroto, przy ocenach książek miałem tak duże problemy, że zrezygnowałem z ich wystawiania; nie wiem, jak mam ocenić w tej samej skali książki zupełnie odmienne.
Więc są książki, o których nie wiesz, co napisać?? Doroto, dziękuję. Pocieszyłaś mnie wielce, no bo jeśli Ty nie umiesz, to ja mam bardzo dobre rozgrzeszenie:)
Użytkownik: paren 25.06.2009 13:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie kupiłam, tylko dostał... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja bardzo chętnie podpisuję się, i to obiema rękami, pod wypowiedzią Krzysztofa. Nie wiem, czy to dar, czy praktyka, choć tak skromnie sama o swoich recenzjach piszesz, ale mnie ani długopis (niezależnie od jego ceny :) ) ani laptop (u Krzysztofa) nie pomagają. Nie umiem tak ładnie pisać ani mówić o przeczytanych książkach i .... już. Za to z ciekawością czytam każdą Twoją kolejną recenzję i często sięgam po polecane w ten sposób książki. To teraz w kolejce będzie powtórka z Andersena...
Ale z przyjemnością zauważyłam jedną cechę wspólną - u mnie też nie wyrzuca się papieru zapisanego tylko jednostronnie.
Pozdrawiam
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: