Dodany: 02.02.2009 18:58|Autor: mazalova
wywiad z mrożkiem w dzienniku
W ostatnią sobotę Der Dziennik przypomniał mi to, czego nie dali rady mi przypomnieć ani ksiądz prałat ani wszyscy jego biskupowie, ani nawet sumienie i konfesjonał narodu, czyli Jarosław Kaczyński:
posiadam serce i odczuwam emocje.
Tak, wiem. Brzmi to dziwnie, strasznie. A jednak.
Gdzieś tam, pod tą wspaniałą blond obudową, między geniuszem i złem, ukryte jest małe, cynowe serduszko.
Małe. O, takie.
I, dobry Der Dzienniku, dziękuję Ci, że sprawiłeś, że moje serce zadrżało, uniosło się, zakrwawiło. Na wieki wieków będę mościć Tobą, kochany Der Dzienniku, wszystkie doniczki, rezerwuary i brytfanki - i nie zapomnę tej złości i gniewu, która mi podarowałeś w sobotni poranek.
A było tak:
pierwsza strona, okładka, widnieje jak wół: Mrożek wydaje dzienniki, tylko u nas wywiad z wielkim pisarzem.
Więc otwieram, czytam.
http://www.dziennik.pl/kultura/article308558/Pierwszy_wywiad_z_Mrozkiem_po_jego_wyjezdzie.html
Kuźwa mać i wszyscy święci.
Mrożek to wielki polski pisarz. Ostatni, jaki nam został. No, może są jeszcze Szymborska i Różewicz, ale oni słabo na starość kombinują. Właściwie, problemem polskiej literatury jest to, że zbyt wielu dobrych pisarzy polskich to nieboszczycy. Nie jestem pewna, czy w tej materii da się coś zmienić w przeciągu następnych miesięcy.
Mrożek - jak wiemy, albo i nie - nie przepada za udzielaniem wywiadów. No i ok, dlaczego miałby to lubić? Podejrzewam, że żaden inteligentny człowiek nie przepada za wywiadami: co to za radość jest, rozmawiać z kimś, kto pół życia robił karierę stojąc z mikrofonem i w debilnej czapce-uszatce przy zakopiance w porze największego korku i liczył czarne i białe samochody, żeby w końcu awansować i móc pisać artykuły o tym, czy możliwe jest osiągnięcie orgazmu z mężczyzną, który rzadko się odzywa i pali papierosy? Żadna radość.
Mrożek wywiadów udzielał rzadko, rzadko też brał udział w życiu publicznym, zwłaszcza niechętnie pojawiał się w mediach po przebytej chorobie. Wywiad z Mrożkiem to gratka: dla dziennikarza i dla czytelników.
I teraz przechodzę do pytania, które jest, rzekłabym, zasadnicze dla każdego, kto czytał sobotni wywiad z Der Dziennika: kto wysłał tą panią do Mrożka? Kto jej dał taki temat?
Ok, sprawdziłam: kobitka zajmuje się w DerDzienniku literaturą, ukończyła poważne uniwersytety i gdybym miała sądzić ją po wikipedii, uznałabym, że to poważny krytyk, naukowiec, publicystka. Pomyślałabym też, że żeby skończyć te szkoły i dostać stypendia, trzeba mieć kawałeczek mózgu. Gdybym, natomiast, miała sądzić ją po tekście i wywiadzie, kazałabym jej umyć wszystkie ławki gąbką i przyjść z rodzicami.
Tak partackiego, infantylnego, żenującego literacko - i dziennikarsko- tekstu nie czytałam dawno, a przecież obśmiewałam i czytałam Paolo Coehlo i J.L. Wiśniewskiego i innych tym podobnych. Mistrzostwo świata w swojej klasie i dodatkowe stypendium sportowe za sukcesy w dziedzinie: traktuj czytelnika swojego, jakby był największym idiotą, z którym się w życiu zetkniesz. Do diabła, podejrzewam, że gdybym miała zrobić w życiu jakiś dobry uczynek, wysłałabym P. Coehlo i J.L. Wiśniewskiemu po kopii tego wywiadu: urosła im bowiem tak wydajna i obfita konkurencja, że po przeczytaniu, powinni unieść się honorem i popełnić jednocześnie samobójstwo, zjadając się nawzajem (Paolo może zacząć nadgryzać Janusza od głowy, natomiast Wiśniewski rozpocznie od skubania pięt Coehlo).
Ludzie, poważnie, da się tak? Da się zrobić wywiad z Mrożkiem i zupełnie to spieprzyć?
Wysłali kobitkę na Lazurowe Wybrzeże, kobieta zachowuje się jakby była pierwszy raz za granicą, wszystko, co Mrożek mówi, podsumowuje (jakbym ja, k..., nie umiała czytać ze zrozumieniem) i podsumowuje w sposób tak żałosny, bezmyślny i pompatyczny, że mnie, jako czytelnikowi jest przykro: przykro jest mi to wszystko czytać i przykro mi, że ktoś mnie tak traktuje.
Najpierw wprowadzenie rodem z ksiązek dla nastolatków: Nicea, słońce świeci, styczeń (WTF). Potem autorka zadaje tzw: wielkie pytania, które mają nas zaintrygować, podniecić:
"Czy rzeczywiście pisarz zerwał już z pesymizmem i samokrytycyzmem, pogodził się z życiem, zaznał spokoju? Kim jest 79-letni Mrożek, legenda polskiej literatury - który po raz drugi, po słynnym wyjeździe do Włoch w 1963 r., postanowił uciec od Polski? "
i wiele innych. Pod napięciem, prosto z Polski.
Dalej:
" MROŻEK - Oczywiście, że nie. Oni się nie uczyli języków, po co im to? Pamiętam z Polski tę niechęć do uczenia się języków obcych! E, my się nie będziemy uczyli, po co? I picie alkoholu. A ja się uczyłem. Uczyłem się angielskiego i francuskiego. Potem w Chiavari włoskiego. W Meksyku mówiłem po hiszpańsku.
MM - A więc Mrożek, ten wielki artysta, okazuje się nagle człowiekiem dumnym z tego, że 50 lat temu udało mu się przeżyć na Zachodzie!"
No nie gadaj. Sama w życiu bym sobie z tego nie zdała sprawy. Kurczę pieczone, przeprowadzasz ten wywiad dla ślepych czy tylko dla głupich?
"Mrożek: Dla mnie sprawa kompleksu Polaka to bardzo długo była po prostu sprawa pieniędzy. Ponadto są sprawy niewymierne. Ja na przykład nigdy nie musiałem pracować. Poza trzema latami w "Dzienniku Polskim" w zeszłym wieku. Potem poszedłem i powiedziałem tamtejszemu urzędnikowi, że już więcej nie będę pracował. On pyta: a może jednak? Ja odpowiadam, że jednak nie. Na to on: aha, to w porządku. I tak się skończyło. Nigdy więcej nie musiałem pracować. To jednak jest coś. Tak, ja miałem w życiu szczęście.
Robi mi się jakoś smutno. A więc Mrożek, ten wielki pisarz, tak bardzo, może najbardziej ze wszystkiego w życiu jest dumny z tego, że mógł utrzymywać się z pisania. Że nie dotknęły go te wszystkie niebezpieczeństwa przyziemne, ekonomiczne, które wówczas innym musiały spędzać sen z powiek."
Ja pier..., szok. Cieszę się, że jest na świecie ktoś, kto tak dobrze rozumie Mrożka, kto może tłumaczyć to, co on myśli, czuje. Pani Magdo, pani pierwszej to powiem, głębia pani przemyśleń i ciężar informacji jakie pani wyciąga z wypowiedzi tego pisarza, uderzają mnie jak obuch.
"Siedzimy w lobby hotelu, który Mrożek dla mnie wybrał; pijemy herbatę. Za szybą ruchliwa nadmorska ulica, po której mkną z hałasem skutery, a na nich eleganckie kobiety w płaszczykach i kaskach i mężczyźni w garniturach. Nicea jest zadziwiającym miejscem dla człowieka przyzwyczajonego do polskich kurortów: morze, plaża, sport - a sklepy i ludzie tak eleganccy, jak przy Champs-Elysees w Paryżu. "
Faktycznie, dziwne to strasznie. Jeszcze napisz, że Nicea leży we Francji, to chyba zburzysz porządek tego świata i już nigdy więcej nie narodzi się żadne zdrowe dziecko.
Czego się niby spodziewałaś, kobito, w Nicei? Wieśniaków witających Cię przy drodze, z bagietkami wepchniętymi pod upocone pachy?
"Podobają mi się te słowa o własnym pochodzeniu i awansie, które są przecież przyznaniem się do własnej niższości. Jest w Mrożku pokora człowieka, który do dzisiaj nie zapomniał tej nauki z dzieciństwa - jak ważne w życiu są sprawy najprostsze, materialne i egzystencjalne. Rozumiem to, co powiedział - że lubiono go jako pisarza, ponieważ w jego tekstach czuło się zawsze, że życie nie jest dla niego abstrakcją, konstrukcją intelektualną. Dla wiejskiego dziecka nowoczesne filozofie zawsze będą czymś podejrzanym."
Nieprawdopodobne ile miejsca zajmuje dochodzenie do żadnego, albo do miałkiego wniosku, który przeciętnej inteligencji czytelnik wyciągnął już jakieś siedem akapitów wcześniej.
I dalej:
"Nicea jest miejscem pięknym: poza morzem, są jeszcze góry w oddali. I ci ludzie siedzący w kawiarniach, całymi godzinami… "
Halo, to rozmowa z pisarzem, nie wrażenia z całodziennych spacerów po molo i robieniu zakupów.
A na koniec:
"Stoi przed hotelem i czeka na taksówkę, a ja myślę, jakie to niezwykłe, że te wszystkie jęki Mrożka z dzienników, te cudowne, malownicze, błyskotliwe i przenikliwe narzekania na siebie po latach wreszcie dały mu spokój. Nie, nie sądzę, by go opuściły - ale on nauczył się z nimi żyć. Być może nawet wspominanie tamtych czasów, gdy tak walczył ze sobą, i zarazem wspominanie minionej młodości, przestało być dla niego bolesne?"
Yeah, głębiej, pani redaktor, głębiej!
Zadałam sobie trud i przeszukałam DerDziennik internetowy i znalazłam artykuł, w którym pani Miecznicka obśmiewa 5 ksiązek, których nie wypada mieć na półce, wymieniając oczywiście Paolo Coehlo i J.L. Wiśniewskiego. O ile pod tym artykułem - pod jego treścią, nie formą - w pierwszym odruchu podpisałabym się, to po głębszych poszukiwaniach, nie jestem w stanie zgodzić się z żadną myślą - 'myślą' powinno być w cudzysłowie - tej kobitki. Otóż, okazało się, że szP krytyk nie tylko przeprowadza cudownie inteligentne wywiady, ale też para się literaturą: opublikowała ona opowiadanie o podstarzałym naukowcu (Janusz Wiśniewski, do you hear it?), który zakochuje się w bizneswoman.
Garść cytatów:
"[...] w beżowych butach na wysokim obcasie, w spódniczce przylegającej do bioder, usiadłaś przy jednym ze stolików. Wtedy właśnie ja, katolik, po raz pierwszy zgrzeszyłem – modląc się, żeby miejsce naprzeciwko Ciebie pozostało wolne. Gdybyś wiedziała, jakie tortury przeżywa mężczyzna taki jak ja, idąc w kierunku takiej jak ty kobiety"
and...
"Czy kiedyś słyszałaś, jak oddala się od Ciebie największe marzenie? Czy możesz sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy spotkało się kogoś, o kim już się bedzie musiało bez przerwy śnić – i ten właśnie ktoś zostawia Cię samą, z wizją nieprzepanej nocy i porannego referatu w jakiejś obskurnej, uniweryteckiej sali?"
Paolo, ucz się, bracie: bycie tandetnym i kiczowatym to trudny biznes, ciągle trzeba się dokształcać, żeby być dostatecznie marnym. No, chyba, że ma się jakiś wrodzony talent, który podpowiada nam od razu takie zdania jak:
"I żebym już nigdy nie mógł zapomnieć Twoich niekończących się rzęs"
and
"Piszę do Ciebie z wagonu drugiej klasy, pociąg stuka na torach, a ja cały pachnę Tobą"
and
"wiedziałaś, że cały wieczór będziesz księżniczką, a ja Twoim sługą"
Jest taka zasada - której ja nie uznaję, bo nie mam zasad, ale lubię ja u innych - krytykuj, jeśli umiesz zrobić lepiej.
Nie rozumiem jaką obłudą trzeba się kierować, żeby zbesztać książki, do których własne pisanie się odwołuje i to w bardzo szerokim zakresie.
Jeżeli chcesz być księdzem, to prowadź się dobrze. Jeżeli chcesz być krytykiem literackim i brać za to kasę, proszę, rób to z głową i z większym wdziękiem, niż kobieta, która w katowicach w centrum miasta, sprzedaje sery, siedząc w rozkroku oparta o filar.
Nie mam słów. Wikipedia kłamie, kupujcie jagody.
PS. Z tym sercem to żartowałam, oczywiście, serca to ja nie mam, wiedzcie o tym.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.