Dodany: 17.07.2008 18:28|Autor: mimoza
Spektakularny i konsekwentny zjazd kolejką w dół…
Moje nastawienie do tej książki było raczej pozytywne. Dużo wcześniej słyszałam i czytałam nie tyle Gaimana, co o Gaimanie. Że niezwykle pomysłowy, że dowcipny, że pisarz wielkiej klasy. I z początku rzeczywiście wydawało się, że dobrze trafiłam. Powieść błyskotliwie napisana, z ironią, wzbudzającymi sympatię bohaterami (nawet tymi pełniącymi role czarnych charakterów), z niezwykle kreatywnie skonstruowanym światem przedstawionym. Pomysł na fabułę również interesujący dla mnie, czyli czytelnika. Jak to się mówi, akcja wciąga. Niestety, wraz z przekroczeniem granicy około połowy książki, mój pierwotny zachwyt stopniowo coraz bardziej przechodził w lekką irytację. Historia okazała się sztampowa, typowa, boleśnie przewidywalna. Oczywiście nie chodzi o detale, o „szatę” wydarzeń, lecz o ich bieg. Od pewnego momentu każde następne posunięcie postaci stało się oczywiste, wiadomo było „kto”, „kiedy” i - mniej więcej - „jak”. Klasyczny tok działań bohaterów zaczął też w końcu wpływać na ogólny odbiór książki. To, co w pierwszych rozdziałach sprawiało jeszcze wrażenie zabawnej, sarkastycznej miejscami narracji czy dialogów, w miarę zbliżania się „Nigdziebądź” do końca zaczynało nużyć, dawać uczucie gniecenia w kółko tego samego materiału, a nawet irytować. Ostatecznie, ta jedna z najsłynniejszych książek Gaimana różni się od innych młodzieżowych powieści fantastyczno-przygodowych jedynie tym, iż pisarz dodawał co jakiś czas wzmianki o seksie i alkoholu. Według mnie, niepotrzebnie. Gdyby nie to, powieść spokojnie stałaby sobie na półkach z łatwymi w odbiorze, przyjemnymi czytadłami dla nastolatków.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.