Dodany: 08.07.2008 21:12|Autor: Marylek

Uniwersalna


Opowiadanie historii. To, co ludzie od wieków lubili najbardziej: usiąść po pracy i zagłębić się w czyjeś losy, podążyć myślą za tokiem czyjejś opowieści, wejść w cudzy świat tak głęboko, żeby czyjeś emocje stały się naszymi własnymi. Stąd wzięła początek kultura słowa, z tego właśnie pragnienia; stąd wziął się teatr, literatura, pieśń. Kiedyś trzeba było długo czekać, aż przyjdzie wędrowny bajarz, zasiądzie w kręgu słuchaczy i uraczy ich wytęsknionymi opowieściami o losach nieznanych bohaterów, którzy pod koniec opowiadania stawali się bliscy jak bracia, jak przyjaciele. Dziś, w zalewie filmów, książek, komiksów, jakże często trudno o takie emocje. Czytamy, odkładamy, wracamy do naszego świata. A tu nagle – afgański chłopiec ze swoim latawcem na szklanym sznurku, ktoś, obok kogo nie da się przejść obojętnie, kogo nie sposób zapomnieć.

Dlaczego "Chłopiec z latawcem" - powieść osadzona w dużej części w realiach azjatycko-muzułmańskich - robi taką furorę w świecie kultury Zachodu? Ze względu na swoją egzotykę? Nie, wręcz przeciwnie, z uwagi na swoją uniwersalność. Emocje i uczucia ludzi są takie same niezależnie od szerokości geograficznej, statusu materialnego czy koloru skóry. Gdy jesteśmy dziećmi, każdy z nas chce być kochany przez mamusię i tatusia. Gdy czujemy się niedoceniani, jest nam przykro. Gdy osiągniemy okupiony wysiłkiem sukces, jest nam milej świętować go w dobrym towarzystwie. To takie proste. Prostota jest uniwersalna. I jest jednym z kluczy do tej pięknej książki.

Lecz mnóstwo jest książek opisujących uczucia. Czym wyróżnia się opowieść Hosseiniego?

Przede wszystkim prawdziwością psychologiczną postaci. To ludzie w pełni rzeczywiści, ze wszystkimi swoimi zaletami i przywarami. Nie ma tam ani jednego papierowego, czarno-białego bohatera, włączając postaci drugoplanowe. Prosty afgański wieśniak, u którego przypadkiem zdarza się bohaterowi nocować, jest równie wyrazisty, jak jego własny ojciec, choć ten ostatni to potężnie zarysowana postać, jeden z głównych bohaterów powieści. Dbałość o realia i o szczegóły sprawia, że miejsca, ludzie, sytuacje nie są zafałszowane i to jest kolejna przyczyna siły i prawdziwości powieści.

Wszechobecne jest tutaj pytanie, co jest ważniejsze, to, co robimy, czy to, jak sami postrzegamy własne czyny. Ten sam postępek przez człowieka wrażliwego odbierany jest inaczej niż przez gruboskórnego czy, na przykład, psychopatę. A od samego siebie nie ma ucieczki. I dlatego to, co robimy dziś, zostanie z nami do końca, będzie wiecznie trwało w jakimś zakątku naszego umysłu, jeśli jest naprawdę ważne, nie pozbędziemy się tego nigdy. Składamy się ze wszystkich małych i dużych decyzji, jakie podjęliśmy, lub nie, w ciągu całego swego życia. Nie ma ucieczki przed odpowiedzialnością, podłości nie tłumaczy ani młody wiek, ani strach. Jasne, że można żyć dalej, ale świadomość popełnionego czynu wróci w najbardziej nieoczekiwanej chwili, zatruwając jej piękno, robiąc rysę na szczęściu. Nie pozwoli się cieszyć osiągniętym bezpieczeństwem czy stabilizacją. Tutaj opowieść trochę zahacza o moralitet, bo kwestia winy i nieponiesionej kary wisi w powietrzu nad kartami książki. Jednocześnie czytelnik może po prostu lubić bohatera, bo gdyby ten ostatni był typem nieczułym, nic by go nie uwierało w okolicach sumienia i miałby zdecydowanie mniej problemów, ale też my nie chcielibyśmy przebywać w jego towarzystwie.

Podobny problem pojawia się w „Daleko od Niflheimu” Majgull Axelsson – jak dalej żyć i cieszyć się własnym życiem, gdy postąpiło się wbrew własnym przekonaniom, własnym zasadom? Tam jednak mieliśmy przykład osoby dorosłej postawionej w sytuacji skrajnej, tutaj – w takiej sytuacji znajduje się dziecko, mające przed sobą perspektywę spędzenia reszty życia z powstałą traumą.

Język - bez zarzutu. Nie ma tu ani jednego zbędnego opisu, ani jednej niepotrzebnej metafory. Wszystko jest po coś, do czegoś prowadzi, jest do późniejszego wykorzystania (przykładem choćby opis wyrazu oczu zabijanego rytualnie baranka). Ani śladu taniej czułostkowości. Brak wulgarności (nie mylić z wulgaryzmami, choć tych także brak). Nie ma banału, ale też nie ma patosu. Jakże łatwo byłoby użyć jakiejś kalki przy opisie, na przykład, okrucieństw wojny. Hosseini unika tego stosując znów swój sposób – prosty opis, bez epatowania okrutnymi szczegółami, wzbogacony odrobiną dialogu. Istnieje w tej książce jakaś piękna równowaga, elementy fabuły dopasowują się i uzupełniają niczym puzzle, ładny język, żadnych prawd objawionych, nadających się do wpisania do złotej księgi cytatów. A jednocześnie od czytania nie można się oderwać. Książka trzyma w napięciu dosłownie do ostatniej strony.

Ktoś mi powiedział, że to smutna książka. Nieprawda. Jest bardzo optymistyczna. Pozwala wierzyć w człowieczeństwo.

Jednak można być dobrym, mimo wszelkich popełnianych błędów.

Jedna z pozycji, do których na pewno wrócę. Przepiękna książka. Bardzo polecam.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 25965
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 19
Użytkownik: Annvina 10.07.2008 12:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Opowiadanie historii. To,... | Marylek
Marylku, cóż za piękna recenzja! Od razu nabrałam ochoty na tę książkę. Jest jednak kilka zdań z Twojej wypowiedzi, które poruszyły mnie, a które nie dotyczą bezpośrednio książki, np o słuchaniu opowieści, usiąść po pracy i zgałębić się w czyjeś losy, wejść w cudzy świat. Tak sobie myślę... w dzisiejszych czasach identyczną funkcję spełniają seriale - cudze losy, cudzy świat, cudze emocje, a jednak to nie to samo... gdzie tkwi różnica? Czy w tym, że kiedyś, w czasach wędrownych gawędziarzy to słuchanie opowieści było bardziej związane z drugim człowiekiem - fizycznie obecnym? A może dlatego, ze było to coś wyjątkowego i wyczekanego, całkiem inaczej niż dziesiątki opowiesci dostępnych na wyciągniecie ręki uzbrojonej w pilot. Moja Babcia wspominała długie zimowe wieczory na wsi, gdy jej dziadek zbierał okoliczną dzieciarnię wokół pieca i czytał na głos Trylogię. Piękne wspomnienie!
I druga refleksja związana z Twoją recenzją: "pytanie, co jest ważniejsze, to, co robimy, czy to, jak sami postrzegamy własne czyny."
To jest temat na całą czytatkę, jeśli nie na traktat filozoficzno-psychologiczny. Obecnie psychologia głosi, że nie możemy zmienić przeszłości, ale możemy zmienić sposób myślenia o niej. Gdzie jest granica między gruboskórnością, a zmianą sposobu myślenia o własnych czynach, o własnej przeszłości? Chyba jest subtelna różnica między człowiekm, który odczuwa wyrzuty sumienia, ale próbuje normalnie żyć i takim, któremu wyrzuty sumienia całkiem rujnują życie...
Nie czytałam książki, nie wiem, jakiego rodzaju był to czyn i jak wpływał on na bohatera, ale po Twojej recenzji jestem przekonana, że warto po tę książkę sięgnać i że nie daje ona prostych rozwiązań i oczywistych odpowiedzi, zmusza do refleksji...
Użytkownik: Marylek 10.07.2008 13:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku, cóż za piękna re... | Annvina
Tak, Annvino, jest dokładnie tak, jak mówisz: warto po tę książkę sięgnąć i zdecydowanie skłania ona do refleksji. :-)

Jeśli chodzi o opowieści i wchodzenie w cudzy świat: myslę, że wielką wartością takich opowieści "na żywo" był właśnie bezpośredni kontakt między ludźmi - zarówno tymi opowiadającymi, jak i tymi, którzy słuchali. Tworzyła się więź, można było potem razem wspominać treść opowieści, analizować ich przesłanie lub po prostu o nich myśleć, ale myśląc o nich miało się przed oczami opowiadacza i współbraci w słuchaniu. Pamiętam, gdy jako dziecko jeździłam z Babcią latem do jej siostry na wieś, to właśnie wieczorami obie panie zasiadały w kuchni przy oknie i snuły różne opowieści. Powoli zapadał zmrok, w kuchni robiła się szarówka i jakoś milej się w półmroku słuchało: "A pamiętasz...". A gdy obie babcie nie chciały juz dłużej opowiadać, zapalenie światła było jak zgrzyt. Jak przejście do innego świata, gorszego jakoś przez samą swoją rzeczywistość. I porównaj sobie z tym współczesne oglądanie seriali - w pośpiechu, między jedną reklamą a drugą, przy dzwoniącym telefonie, a przede wszystkim samotnie. Bo jest tylko widz i ekran, nawet jeśli obok siedzi drugi widz, ja ich odbieram jako zamkniętych, każdego w kapsule swojej percepcji, bez porozumienia. Czy ludzie rozmawiają po zakończeniu odcinka o tym, co widzieli? O motywach i konsekwencjach? O alternatywnych możliwościach? Tak, jak to robiły moja Babcia i ciocia?

Jeśli chodzi o drugą Twoją refleksję: tylko z samym sobą musimy wystrzymać całe swoje życie, tylko od samych siebie nie mamy możliwości ucieczki. Dlatego podstawą zdrowia psychicznego jest akceptacja samego siebie. A dzieje się to na bazie wyznawanych wartości. Terrorysta zabijający ludzi w imię jakiejś idei jest dumny z siebie, swojej odwagi i poświęcenia. Ale nie wzięło mu się to z niebytu. "Chłopiec z latawcem" opowiada również o tym, jak ważne jest nasze dzieciństwo, w jak podstawowy sposób nas kształtuje. Osadza nas kulturowo, religijnie, ale również emocjonalnie w przyszłości. I, nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale sądzę, że łatwiej jest potem, w dorosłym życiu, zrozumieć inną kulturę czy religię, niż zmienić własne reakcje emocjonalne, wdrukowane nam niegdyś, gdy byliśmy jak "tabula rasa". Możemy zmienić sposób myślenia o przeszłości, ale nie możemy zmienić instynktownych reakcji. W sytuacjach zaskoczenia wszelkie porządnie wypracowane modele zachowań zawodzą i znów stajemy się na moment dziećmi, pokazując z całą bolesną szczerością kim naprawdę jesteśmy w głębi jestestwa.

Czytałam kiedyś wywiad z prof. Świdą-Ziembą. I przepisałam sobie taki cytat: "Tyle żyjemy, ile pokażemy przed innymi. Nie ma sukcesu samego w sobie bez odebrania go przez innych". Co o tym myślisz?
Użytkownik: Annvina 11.07.2008 09:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, Annvino, jest dokład... | Marylek
Marylku, ja też pamiętam opowieści moich Dziadków, spokojne, proste dzieciństwo na wsi mojej Babci i wspomnienia mojego Dziadka z ogarniętej wojną Warszawy, mogłam ich słuchać w nieskończoność. Masz rację Marylku, że kiedyś ludzie byli bardziej "ze sobą", więcej rzeczy robili naprawde razem. Teraz nawet gdy ogladają serial, są „obok siebie” - jak obcy siedzący obok siebie w kinie. Rzadko zdarza się po obejrzeniu filmu usłyszeć naprawdę ciekawą dyskusję, przeważnie ogranicza się do stwierdzenia "fajny film", "niefajny film". Bardzo cenię sobie ludzi, z którymi można nawet o odcinku serialu porozmawiać nieco inaczej.
A co do drugiej sprawy, widzisz, kwestia przeszłości i jej wpływu na ludzką psychikę porusza mnie bardzo, gdyż dość głęboko „siedzę” w ruchu Dorosłych Dzieci Alkoholików. Wiem, ile zła mogą wyrządzić złe wspomnienia z dzieciństwa, poczucie winy, żal. Może to banalne, ale gdy słyszę ludzi mówiących „to było, nie ma, po co rozgrzebywać stare rany” trafia mnie przysłowiowy szlag. Czasem trzeba rozgrzebać starą ranę, by wyciągnęć zadrę, która tkwi bardzo głęboko i uwiera serce i duszę. Napisałaś „tylko z samym sobą musimy wystrzymać całe swoje życie, tylko od samych siebie nie mamy możliwości ucieczki. Dlatego podstawą zdrowia psychicznego jest akceptacja samego siebie.” Święte słowa. To, co zostało wpojone dziecku w dzieciństwie, obojętne jak by później to dziecko się zmieniało, kolokwialnie mówiąc, wyłazi. U DDA urazy z dzieciństwa i ich konsekwencje najczęściej „wyłażą” w całej okazałości w sytuacjach „kryzysowych” – dużego stresu, podjęcia nowej pracy, ślubu, urodzenia własnego dziecka, kryzysu małżeńskiego - wtedy, gdy człowiek zostaje zaskoczony, gdy wypracowane modele zachowania zawodzą, a górę biorą emocje.
Zgadzam się ze słowami profesora, choć uważam, że są nasze małe osobiste sukcesy, które dla otoczenia mogą wydawać się nieznaczące, a dla nas samych są ważne. Dla mnie takim małym sukcesem było spanie w stodole na sianie na obozie wędrownym, pewnie dla osoby, która nie boi się panicznie pająków to nic wielkiego, ale przy mojej arachnofobii to był wyczyn, z którego jestem dumna! Za to w 101% zgadzam się ze słowami, że człowiek żyje na tyle, na ile pokazuje się innym, pod warunkiem, że jest to obraz prawdziwy. W ogóle uważam, że człowiek staje się człowiekiem tylko w kontakcie z drugim człowiekiem. Relacje międzyludzkie, dobre relacje to najważniejsza wartość w życiu, ważniejsza od wszelkich sukcesów materialnych czy zawodowych. Jest jednak malutkie „ale” - dobre relacje z innymi można zbudować tylko mając za podstawę dobre relacje z samym sobą i w ten sposób wracamy do kwestii akceptacji samego siebie.
Chyba trochę zboczyłyśmy zboczyłyśmy z tematu, ale to nic, prawda?
Użytkownik: Marylek 13.07.2008 12:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku, ja też pamiętam ... | Annvina
"To, co zostało wpojone dziecku w dzieciństwie, obojętne jak by później to dziecko się zmieniało, kolokwialnie mówiąc, wyłazi. U DDA urazy z dzieciństwa i ich konsekwencje najczęściej „wyłażą” w całej okazałości w sytuacjach „kryzysowych” -"

To prawda, nie tylko w odniesieniu do DDA, niestety. U każdego z nas to "wyłazi", choć niektórzy nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo ich reakcje sa uwarunkowane wychowaniem i przeżyciami z dzieciństwa. Mnie też ten problem bardzo porusza, lata mijają, a ja wciąz analizuję to, co było. Takim klinicznym, wręcz przerysowanym przykładem przedstawienia tego problemu w literaurze jest Pułapka na motyla (Samson Hanna) Hanny Samson. A znacznie lepszym literacko Bóg rzeczy małych (Roy Arundhati), książka pokazująca, jak pomimo chęci ucieczki od tego co było, można kręcić się w kółko w pułapce własnego losu.
Użytkownik: Annvina 14.07.2008 16:43 napisał(a):
Odpowiedź na: "To, co zostało wpoj... | Marylek
Do schowka razy 2 :)
Choć po obu "wojnach" Hanny Samson trudno mi uwierzyć, że mogłaby napisać coś w tak delikatnym temacie.
Nie mogę nie zgodzić się ze zdaniem "niektórzy nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo ich reakcje sa uwarunkowane wychowaniem i przeżyciami z dzieciństwa". Niestety! Jestem przekonana, że gdyby ludzie nieco bardziej ananlizowali przyczyny swoich zachowań i skutki swoich przeżyć, zarówno ich życie, jak i życie ich bliskich mogłoby być łatwiejsze, ale takie analizowanie i wracanie czasem jest bolesne... więc lepiej ranić siebie i/lub innych niż rozgrezbywać stare rany...
Ucieczka nie jest rozwiązaniem. Pozwolę sobie przytoczyć słowa pewnego księdza, nieco kontrowersyjne, ale bardzo obrazowe: "urazy z dzieciństwa są jak śmierdząca kupa na środku pokoju, ile byśmy jej nie przykrywali dywanem, nie zastawilai meblami, nie obchodzili wokoło, ona dalej będzie smierdzieć, dopóki, nie odstawimy mebli, nie ściągniemy dywanu i kawałek po kawałku nie wyniesiemy tej kupy na śmietnik"
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.07.2008 16:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Opowiadanie historii. To,... | Marylek
Po takiej recenzji nie sposób tego nie przeczytać! Nie wiem kiedy co prawda, bo lista niezbędnych lektur mi pęcznieje niewwiarygodnie, ale na pewno wiem, że trzeba.
Użytkownik: sayuri-s 10.07.2008 21:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Po takiej recenzji nie sp... | dot59Opiekun BiblioNETki
Piękna recenzja, piękna książka-nie zgadzam się tylko z jedną opinią. Nie uwazam, ze postaci są kolorowe, pokazane zarowno z zaletami jak i wadami...Np. taki Hassan jest przez całą opowieść tak idealny, że aż to jest nieprawdopodobne. Taki człowiek nie moze istniec!!!
Poza tym-ksiazka jest naprawde wzruszajaca i rowniez zamierzam do niej wrocic za jakis czas...Tymczasem zabieram sie za kolejna powiesc Hosseiniego, niewyadana jeszcze w Polsce- "A Thousand splendid suns"...:))
Użytkownik: Marylek 10.07.2008 22:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Piękna recenzja, piękna k... | sayuri-s
"Hassan jest przez całą opowieść tak idealny, że aż to jest nieprawdopodobne. Taki człowiek nie moze istniec!!!"
Nie jestem całkiem pewna, czy masz rację, a to z dwócbh powodów.

Po pierwsze: narracja jest pierwszoosobowa i my, czytelnicy, wiemy tylko to, co wie Amir. Widzimy Hassana w sytuacjach, w których on go widzi i wiemy, co mówi w obecności Amira. No i jeszcze znamy go trochę z opowieści osób trzecich. Ale tak naprawdę nie wiemy, co Hassan myśli, domyślamy się tylko. Siłą rzeczy użsamiamy się z narratorem, jeśli w ogóle z kimkolwiek.

Po drugie: nie znam tamtej kultury, nie wiem jak dalece zakorzeniona jest wierność sługi wobec pana. A jeśli w dodatku jest to sługa, który sie razem z tym panem wychował i przez całe życie słyszał, że są mlecznymi braćmi, to sprawa statusu społecznego nakłada się na uczucie przyjaźni. I jeszcze jest to ktoś, kto bez mrugnięcia okiem przyjmuje, że należy do klasy niższej. A pamiętaj, że mamy do czynienia z jedenastoletnim chłopcem. Nie wiem, czy jest aż tak nieprawdopodobne, że był "wierny jak pies". To nie są partnerskie relacje. I wysoce prawdopodobne wydaje mi sie również to, że nawet jako dorosły człowiek, ktoś wychowany w ten sposób zachowa się tak, jak zachował się Hassan w pustym domu Amira - nie zamieszka w pokojach należących niegdyś do pana. Uwłaczałoby to i pamięci pana, i jemu samemu.
Użytkownik: sayuri-s 11.07.2008 14:38 napisał(a):
Odpowiedź na: "Hassan jest przez c... | Marylek
no tak... ale stwierdzenie, ze wszyscy bohaterowie sa ukazani realnie nie do konca ma tu sens. Otóz narracja pierwszoosobowa ogranicza poznanie postaci w roznych sytuacjach i z roznego punktu widzenia...Idziemy tam, gdzie idzie Amir i poznajemy Hassana jako idealnego, cudownego, szalenie oddanego i wiernego slugi, bo tak widzi go wlasnie Amir-ale gdzie zatem sa przywary, o ktorych mowisz,ze kazda postac reprezentuje?.Hassan to osoba szlachetna, gotowa do poswieceń, lojalna...,i to nie tylko w kontaktach pan-sluga. Wg mnie jest to osoba tak bardzo wybielona,pozbawiona kolorów, ze az czasami irytujaca...Znajdz mi proszę choć jedne niewlasciwe zachowanie, slowo, cokolwiek, wskazujace na "kolory" Hassana..A poznajemy go takze (tak jak napisalas) poprzez Rahima Chana chociazby i jego dosc dluga opowiesc...
Użytkownik: villena 11.07.2008 16:03 napisał(a):
Odpowiedź na: no tak... ale stwierdzeni... | sayuri-s
Ja nieco inaczej, bardziej intuicyjnie definiuję realizm postaci. Bohater wydaje mi się wiarygodny, jeśli czytając zapominam że jest jedynie postacią literacką, ale wzruszam się jego losami jakby był żywym człowiekiem, czuję jego emocje. I nie ma znaczenia jakimi cechami autor go obdarzył, tylko jak przekonująco je opisał. Przyjmując taki wyznacznik Hassan jak najbardziej jest dla mnie wiarygodnie opisany. A że był dobrym chłopcem i wyrósł na dobrego człowieka? Tacy też istnieją :-)
Użytkownik: sayuri-s 11.07.2008 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja nieco inaczej, bardzie... | villena
Owszem:))Dobrzy ludzie istnieja i jest ich cale mnostwo...!!!!Ale wg mnie oni rowniez posiadaja wady..!!Jesli Hassan to dla Ciebie postac realna, bo realnie przedstawiona, to bardzo dobrze...Na szczescie, ile ludzi tyle gustów..:)

Ja natomiast uwazam, ze Hassan to niczym postac z "1001 nocy" albo innych basni, gdzie sa ludzie albo totalnie zli, albo absolutnie dobrzy...Podobnie jest np. z Assefem-ktory wydaje sie byc negatywnym odbiciem Hassana, nieposiadajacym zadnej zalety. Nie wierze tez w to, ze ludzie z gruntu zli istnieja-musza posiadac w sobie choc malenkie ziarenko dobroci..

Ksiazke ocenilam na 6, bo wciagnela mnie bez reszty, bo ukazala mi swiat obcy, egzotyczny, w ktorym panuja calkowicie inne zasady niz w moim otoczeniu, bo dala mi ogromna przyjemnosc (mimo trudnych tematow), a wedlug mnie o to chyba chodzi w czytaniu...To, ze niektorzy bohaterowie sa jednobarwni, jako tako nic powiesci nie ujmuje..Lubie jednak czasem spojrzec na przeczytane ksiazki z innego punktu widzenia, mysle, ze gdyby Hassan byl zaangazowany choc w malenki bunt, jesli by choc raz nie zachowal sie tak do bolu idealnie, ksiazka bylaby mniej melodramatyczna i jeszcze bardziej utkwilaby mi w pamieci...To tylko taka drobna uwaga z mojej strony.:)
Użytkownik: Marylek 13.07.2008 12:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Owszem:))Dobrzy ludzie is... | sayuri-s
Wiesz, dla mnie ta książa nie jest melodramatyczna. Byłaby taką, gdyby zakończenie było inne. Zdarzało mi się czytać niezłe książki, w których ckliwe, melodramatyczne właśnie zakończenie psuło cały poprzedzający je efekt. I, szczerze mówiąc, czytając "Chłopca z latawcem" bałam się właśnie czegoś takiego: im bliżej byłam końca, tym bardziej obawiałam się, że autor zepsuję tę misternie utkaną opowieść waląc czytelnika w głowę jakimś hollywoodzkim endem - happy lub nie. Tymczasem proporcje zostały zachowane, książka jest świetnie wyważona. Dlatego dałam 6. A wciągnęła mnie bez reszty, tak jak Ciebie, z tym, że to byłoby dla mie za mało na 6, bo czasem książka wciąga, ale po skończeniu czuje się jakiś niedosyt, zgrzyt lub wręcz niesmak. Tutaj, dla mnie, niczego takiego nie było. :-)
Użytkownik: Marylek 13.07.2008 12:08 napisał(a):
Odpowiedź na: no tak... ale stwierdzeni... | sayuri-s
Możesz przeciez uznać za przywarę tę jego niesamowitą psią wierność. To, że wydaje się, że w każdej sytuacji, nawet najbardziej krytycznej, postawi dobro swego pana nad swoim własnym. Czasami ocera się to wręcz o brak instynktu samozachowawczego. Nie każdemu się taka postawa musi podobać, może to być dla kogoś wadą.

A niezależnie od kwestii wad i zalet, dla mnie Hassan to postać realna, świetnie go widzę funkcjonującego w pozycji, na której został ustawiony w tamtej społeczności - dobrego sługi.
Użytkownik: hburdon 13.07.2008 12:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Możesz przeciez uznać za ... | Marylek
To samo sobie pomyślałam - Hassan jest idealnym sługą, jest idealnie wierny, ale czy jest idealnym człowiekiem, czy nawet idealnym przyjacielem, to już kwestia dyskusyjna. Wyobrażam sobie, że kogoś taka wiernopoddańcza postawa może mocno drażnić.
Użytkownik: Marylek 13.07.2008 16:45 napisał(a):
Odpowiedź na: To samo sobie pomyślałam ... | hburdon
Idealny przyjaciel powinien być partnerem, tym Hassan nie jest na pewno ze względu na status społeczny. A idealnych ludzi w ogóle nie ma. Ale to jest opowieśc Amira, a on patrzy na Hassana przez pryzmat własnych wyrzutów sumienia, nie wiemy, jaki Hassan był naprawdę, wiemy tylko, jak bardzo Amir idealizuje jego, a właściwie swoje o nim wspomnienia.
Użytkownik: norge 15.07.2008 14:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Idealny przyjaciel powini... | Marylek
Marylku, gratuluję cotygodniowej nagrody! Zwłaszcza, że napisałaś o jednej z moich ulubionych książek. Jak nie tajemnica, to napisz jakie książki sobie w ramach nagrody zamowiłaś :-)
Użytkownik: Marylek 16.07.2008 12:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku, gratuluję cotygo... | norge
Dziękuję, Diano! :-)
Jeszcze nie wybrałam, jak się zdecyduję, to napiszę Ci o tym na naszej-klasie. :-)
Użytkownik: ella 21.07.2008 09:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Opowiadanie historii. To,... | Marylek
Gratuluje nagrody, Marylku! Wspanialy komentarz! Dyskusje tez bardzo chetnie przeczytalam. Dzieki!:-)
Użytkownik: Marylek 21.07.2008 15:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Gratuluje nagrody, Marylk... | ella
Dzięki, Elu. :-)
A czy Ty wiesz, że to wszystko dzięki Tobie? Bo to była Twoja książka, znaczy, pożyczona od Ciebie! :-D I pół Śląska ją pewnie przeczyta, zanim do Ciebie wróci. ;-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: