Dodany: 13.11.2013 12:52|Autor: LouriOpiekun BiblioNETki

Książka: Cofnięcie czasu
Hazlitt Henry

1 osoba poleca ten tekst.

Wolność (gospodarcza) od podstaw


Henry Hazlitt – profesor ekonomii – postanowił chyba skorzystać z metod sprawdzonych przez Platona w „Dialogach” i Ayn Rand w jej powieściach (a może i przez innych), i dać swoisty wykład ekonomiczno-politologiczny w formie powieści-gawędy.

Oto w świat znajdujący się od stu lat pod butem komunistycznego dyktatora, ogarnięty zapaścią gospodarczą i społeczną, wkracza Peter Uldanow – syn dyktatora Stalenina, wychowany poza „cywilizacją”– i próbuje postawić świat na nogi. Wraz z doradcą Adamsem (niewątpliwa aluzja do A. Smitha) „wymyśla” w tym celu od podstaw kapitalizm i stara się wprowadzić go w życie w zrujnowanym socjalistyczną gospodarką świecie.

Nie jest to klasyczna recenzja – praktycznie same cytaty z jednej z najciekawszych książek, jakie ostatnio czytałem. Ważniejsze, czy też bardziej interesujące wnioski, do których bohaterowie wspólnie doszli – oczywiście krok po kroku – zapisane są poniżej:

„Marne perspektywy przede mną roztaczacie. Ostatnio staracie się dowieść, że socjalizm jest nie do pogodzenia z demokracją, z istnieniem jakiejkolwiek swobodnie wyrażanej woli większości. Chcecie też, żebym przyznał, że system niewolniczy i terror, zaprowadzone przez mojego ojca do spółki z Bolszekowem, nie są wypadkiem przy pracy albo jakimś wynaturzeniem socjalistycznego ideału, ale logiczną i nieuchronną konsekwencją wprowadzenia tegoż ideału w życie! Co miałoby oznaczać, że w pełni dojrzały socjalizm to nic innego jak absolutne pozbawienie ludzi wolności i regularna, okrutna dyktatura”[1].

„Nie dało się zaprzeczyć, że w warunkach socjalizmu i centralnie sterowanej gospodarki nie może być mowy o indywidualnej wolności, a zatem choćby o swobodzie wyrażania własnych myśli i poglądów. Podobnie jest z istnieniem niczym nieskrępowanej, odpowiednio poinformowanej opinii publicznej: w socjalizmie nie ma na coś takiego miejsca. A dziś, dosłownie przed chwilą, musieliśmy przyznać, że w tym ustroju nie da się nawet niczego, tak naprawdę, obliczyć, zbilansować, nie wiadomo ile i czego należy produkować, żeby zaspokoić ludzkie potrzeby; nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy podążamy w dobrym kierunku, i czy przypadkiem nie marnujemy mocy produkcyjnych, surowców i innych bezcennych z naszego punktu widzenia materiałów... Mówiąc krótko, poruszamy się absolutnie po omacku i na dodatek gęsiego”[2].

„– Skoro mamy system cen dóbr konsumpcyjnych, to dlaczego nie moglibyśmy mieć systemu cen narzędzi produkcji?
– Z tej prostej przyczyny Adamsie, że dobra konsumpcyjne są własnością ludzi, którzy wymieniają je w proporcjach uważanych przez siebie za korzystne, natomiast wszystkie narzędzia produkcji są własnością państwa. Państwo nie może sprzedawać sobie ani od siebie kupować.
– Dlaczego nie, szefie? Dlaczego jeden przemysł nie może sprzedawać drugiemu, a kupować u trzeciego, nawet jeśli własnością wszystkich jest państwo?
– Ponieważ ceny po jakich dokonywano by transakcji, byłyby arbitralne, fikcyjne i pozbawione sensu. Centralna Komisja Planowania nie może bawić się »w rynek«; nie może bawić się »w system cen«, tak jak dzieci bawią się w dom. Rynki i ceny, jeśli mają pełnić swoją funkcję – a więc pokazywać nam relatywne wartości, jakie użytkownicy i konsumenci przypisują różnym dobrom – muszą być prawdziwe. Nasz obecny system arbitralnej alokacji surowców i siły roboczej, arbitralnych decyzji dotyczących wielkości produkcji w każdym przemyśle, funkcjonuje przynajmniej w oparciu o jakiś plan. Może nie dostarczać ludziom tego, czego chcą, ale jest znacznie lepszy niż przypadkowe ustalanie cen i obserwowanie dziwacznych i nieprzewidywalnych rezultatów”[3].

„W systemie komunistycznym dyrektorów wybierano ze względu na ich zaangażowanie ideologiczne, oddanie sprawie komunizmu, umiejętność wygłaszania przemówień, pomysłowość w znajdywaniu wymówek za niezrealizowanie planów produkcyjnych, służalczość wobec przełożonych, skrupulatność w sporządzaniu raportów i niezawodność w trzymaniu wszystkich papierów w porządku. Lecz właścicielom-pracownikom wydawało się zależeć tylko na jednym. Każda grupa udziałowców chciała mieć takiego dyrektora, który wiedziałby, jak zwiększyć ich dochód i wartość ich udziałów. Usuwali ze stanowiska dyrektora każdego, komu się nie powiodło – choćby nie wiem, jak pomysłowe przedstawiał im wyjaśnienia, i choćby nie wiem, jakim specem był od poklepywania po plecach i rozdawania całusów dzieciom – i mianowali takiego, który ich zdaniem wiedział, jak zapewnić sukces fabryce, albo już wykazał się osiągając znakomite rezultaty na podobnym stanowisku gdzie indziej.
Innym efektem sprywatyzowania majątku produkcyjnego było szybko postępujące zróżnicowanie wysokości dochodów. Na przykład w fabrykach często wynagradzano dyrektorów bez porównania lepiej niż przeciętnych pracowników. Pracownicy zakładów produkcyjnych byli skłonni zapłacić najwyższej kadrze zarządzającej niemal każdą kwotę – pod warunkiem, że pomogłoby to zwiększyć wartość ich udziałów albo dochód z nich o jeszcze większą kwotę. Odkryto, że im lepsi dyrektorzy, tym większa produktywność fabryki, a tym samym dochód do podziału.
Ale najszybciej i w sposób najbardziej dramatyczny efekty reformy pojawiły się na wsi. Tam kolektywna własność nie nastręczała wielu problemów. Kołchozy podzielono na mniejsze jednostki. Zwykle ziemię dzielono proporcjonalnie i przydzielano działki poszczególnym rodzinom. Tylko wtedy, gdy w wyniku podziału powstać miałyby działki zbyt małe, by na nich ekonomicznie gospodarować, kilka rodzin godziło się na wspólną własność ziemi. Ale nawet w takich przypadkach działki były często zbyt małe, aby zapewnić właścicielom satysfakcjonujący dochód i wiele rodzin sprzedawało swoje udziały jednej rodzinie. Niektórzy byli członkowie kołchozów stali się właścicielami traktorów i wynajmowali je rolnikom, którzy mieli za mało ziemi, by opłacało im się posiadać własny traktor.
Nastąpił zadziwiający wzrost produkcji rolnej. Pomimo tego dbano o stan gleby lepiej niż poprzednio. Podejście rolników do pracy i ziemi zmieniło się diametralnie. Pracowali jak nigdy dotąd. Żadna praca nie wydawała im się harówką. Byli dumni ze swojej ziemi i pokochali ją tak, że nawet Peter się tego nie spodziewał.
Gdy zapytał jednego z nowych rolników-właścicieli o tę zmianę nastawienia, uzyskał prostą odpowiedź: – Im więcej ja i moja rodzina pracujemy w gospodarstwie, tym więcej zarabiamy. Nasza praca nie jest już więcej pretekstem do lenistwa i beztroski innych. Z drugiej strony, nie możemy już liczyć na to, że inni coś zrobią za nas. Wszystko zależy od nas”[4].

„Kwota, o jaką wartość produktu przewyższała wartość poniesionych nakładów, należała do przedsiębiorcy. Nazywano ją »zyskiem«. Czasem była bardzo duża. Zawsze, gdy tak się działo, wiele osób narzekało, że osiągnięty zysk jest »niesprawiedliwy«, »nieuzasadniony« lub »nadmierny«. Lecz ludzi ci rzadko zauważali wielką liczbę porażek ponoszonych codziennie przez przedsiębiorców. Ponad połowa przedsiębiorców traciła pieniądze. Gdy spotykało to jakiegoś przedsiębiorcę, przeważnie oznaczało to koniec jego kariery jako przedsiębiorcy. Nie miał funduszy na kolejne przedsięwzięcie i rzadko mógł znaleźć kogoś, kto by mu coś pożyczył.
Podczas gdy niemal każda osoba o skromnych dochodach uważała nadzwyczajnie wysoki zysk za nadmierny, nieuzasadniony lub niesprawiedliwy, nikt (z wyjątkiem przedsiębiorcy, którego to dotyczyło) nie mówił nigdy o stracie jako nadmiernej lub niesprawiedliwej. Stratę przypisywano po prostu nieudolności przedsiębiorcy”[5].

„To właśnie dzięki temu, że przedsiębiorca próbuje maksymalizować swój zysk i minimalizować straty, służy najlepiej konsumentom i społeczeństwu. To właśnie owa »niewidzialna ręka [rynku]«.
– I to właśnie ten proces rozwiązuje problem rachunku ekonomicznego, nad którym się tak napociliśmy?
– Istotnie. To on decyduje, co jest uprawiane lub wytwarzane, w jakich ilościach i w jaki sposób. To dzięki systemowi wolnych cen, relacji ceny do kosztów, występowaniu zysków lub strat, przedsiębiorca wie, co jest najbardziej ekonomicznym sposobem wytwarzania – innymi słowy, w jaki sposób zużyć surowce o najmniejszej wartości w relacji do wartości produktu. Przedsiębiorca nie może się tego dowiedzieć od inżynierów lub techników. Mogą mu oni dać tylko część odpowiedzi. Ostatecznej odpowiedzi udzieli mu księgowy”[6].

„– (...) Ten system, nawet uznając, że jest o niebo bardziej produktywny niż jakikolwiek system kolektywistyczny, wynagradza egoizm i zachłanność.
– (...) Podobnie jak każdy inny system.
– Ale socjalizm...
– Socjalizm przede wszystkim. I wiecie to tak samo dobrze jak ja. W każdym możliwym systemie egoistyczni i pozbawieni skrupułów ludzie będą robić rzeczy, które, ich zdaniem, pomogą im odnieść sukces w systemie. Będą kłamać, schlebiać, defraudować, oszukiwać, zdradzać, uwodzić, a nawet rabować i mordować, jeśli sądzą, że to im przyniesie korzyści. Jeśli pobożność jest cenioną cechą, będą udawać bardziej pobożnych niż ktokolwiek inny. Jeśli w modzie jest posiadanie »świadomości społecznej«, będą twierdzić, że mają większą świadomość społeczną niż ktokolwiek inny.
(...)
– Ale czy prawdziwie etyczny system powinien dostarczać konsumentom nie to, czego akurat chcą, a co często jest dla nich szkodliwe, ale tylko to, co jest dla nich dobre?
– Po tysiąckroć nie. Sugerowany przez was system etyczny implikuje, że ktoś na szczycie – lub nawet jakiś niższego szczebla biurokrata – wie lepiej, co jest dla was dobrem niż wy sami. Jest to aroganckie uznanie własnej wyższości przez rządzącą klikę. Jest to esencja autorytarnego podejścia. To traktowanie ludzi jak nieodpowiedzialnych podopiecznych rządu. To pogarda dla zwykłego człowieka”[7].

Hazlitt nie dysponuje wspaniałym warsztatem pisarskim (co dobrze widać we fragmencie ze str. 279 i powtarzaniu słowa „przedsiębiorca”). Tekst wygląda jak zapis wykładu w formie powieści. Przy czym Adams pełni rolę dociekliwego i szukającego dziury w całym studenta. Trzeba przyznać, że to działa – można bez zbytniego wysiłku pojąć, dlaczego nie ma czegoś takiego, jak „ekonomia socjalistyczna”, dlaczego i w których miejscach mylił się Marks, jakie są założenia kapitalizmu, leseferyzmu i libertarianizmu oraz jak wyjaśnić różne trudne bądź drażliwe punkty klasycznej liberalnej ekonomii.


---
[1] Henry Hazlitt, „Cofnięcie czasu”, przeł. Piotr Toboła-Pertkiewicz i Rafał Rudowski, wyd. Prohibita, 2011, s. 167.
[2] Tamże, s. 198.
[3] Tamże, s. 249.
[4] Tamże, s. 273.
[5] Tamże, s. 276.
[6] Tamże, s. 317.
[7] Tamże, s. 328.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1117
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: J 01.06.2017 03:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Henry Hazlitt – profesor ... | LouriOpiekun BiblioNETki
"Państwo nie może sprzedawać sobie ani od siebie kupować." — Trochę śmiesznie się czyta takie "staroświeckie" poglądy w kraju, gdzie największe spółki giełdowe są półpaństwowe :)

Co do książki, może to i ciekawy pomysł, by połączyć wykład podstaw ekonomii wolnorynkowej wg zapatrywań szkoły austriackiej z dystopijną powieścią. Wykonanie jest jednak rozczarowujące. Oceniłem na czwórę i to tylko za walory edukacyjne. Rozumiem, że beletryzacja miała rzecz uatrakcyjnić, ale wydaje mi się, że autor nie za bardzo się postarał. Fabuła jest cienka, w wielu miejscach nieprzekonująca lub niedopracowana. Prawie całość rozważań ekonomicznych podana jest w formie teoretycznych dyskusji Petera z Adamesem, w których zresztą ten ostatni najczęściej się myli, a pierwszy zawsze ma rację. Młody dyktator, bez żadnego przygotowania, najpierw szybko "wynajduje" rządy prawa, a potem – już trochę wolniej – wolny rynek i kapitalizm. Subtelność przekazu w ogóle nie jest mocną stroną książki, wszystko "kawa na ławę", by absolutnie nikt nie miał wątpliwości, co myśleć. Ba, we wstępie do drugiego wydania, autor z rozbrajającą szczerością wyznaje, że zmienił zakończenie, bo oryginalne było "ironiczne" i niektórzy krytycy źle zrozumieli... Ręce opadają ;)

Myślę, że jeśli ktoś chce poczytać, co Hazlitt ma do powiedzenia na temat ekonomii, to lepiej spożytkuje czas sięgając po to: Ekonomia w jednej lekcji (Hazlitt Henry).

Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 01.06.2017 07:06 napisał(a):
Odpowiedź na: "Państwo nie może sprzeda... | J
W dużej mierze muszę się zgodzić - literacko nie jest to udane dzieło ;) Natomiast dla mnie ważne było właśnie przesłanie wolnorynkowe i bezpośrednia linia perswazji, bez rozwadniania argumentacji.

Słyszałem wiele dobrego o polecanej w ostatnim akapicie przez Ciebie książce. Podobnie zresztą o innej książce socjo-ekonomicznej z tego samego nurtu (acz jest bardzo trudna do zdobycia): Ekonomia dla każdego czyli O czym każdy szanujący się obywatel, wyborca i podatnik wiedzieć powinien (Sowell Thomas)
Użytkownik: J 01.06.2017 11:57 napisał(a):
Odpowiedź na: W dużej mierze muszę się ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Sowella mam też na swojej liście. Pozycję, którą wymieniłeś, można aktualnie bez problemu kupić, przynajmniej w formie ebooka.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: